przez Zordo's Haven » 21 Cze 2010, o 19:45
Gdy Rooster znalazł się na już na arenie, a walka została oficjalnie rozpoczęta, nie został zasypany gradem strzałów. Mało tego - nie widział nawet swojego przeciwnika. Wiedział, że jest naprzeciw niego, ale dzielił ich kręty labirynt z ciężkiej durastali o nieco błękitno-turkusowym odcieniu, przywodzącej na myśl jakiś stary, chłodny hangar. Całość była ścięta z góry na wysokości nieco ponad dwóch metrów - tak, by ewentualna widownia widziała w miarę możliwości jak najwięcej.
Łowca Nagród czujnie i ostrożnie przemieszczał się po zakrętach konstrukcji; jednocześnie jego wróg również rozpoczął powolną wędrówkę po tym małym labiryncie. Nagle usłyszał kilka stanowczych kroków po prawej stronie, przechodzących z szybkiego biegu do gwałtownego zatrzymania się. W tym samym niemal momencie rozległy się trzy kolejne strzały - Matt nie miał wątpliwości, że wróg jest za rogiem, jednak dziwną kwestią pozostawało to, po co strzelał, nie mając Roostera w polu widzenia. Odpowiedź była prosta.
Trzy laserowe błyskawice z charakterystycznym, bzyczącym brzękiem odbiły się od kolejnych ścianek labiryntu i uderzyły rykoszetem w stronę Łowcy Nagród. Wszystkie były niecelne, ale i tak zdumiewający był fakt, że były to strzały w dokładnym kierunku przeciwnika. Jeden odbił się nieco w górę i przefrunął daleko nad barkiem Matta, drugi trafił gdzieś w podłogę w okolicy stóp, a trzeci szurnął tuż obok twarzy młodego człowieka, zahaczając o kilka odstających włosów.
Seria ucichła, ale oczywistym było, że przeciwnik szykuje się do następnej.