Instynkt i żywioł. Na co one komu? 1212 walczył metodycznie. Był żądny krwi, owszem, ale nie jak Jastrzębionietoperz, jakim była kobieta po drugiej stronie piki. Zew Satego miał taki sam charakter, jak cały Nowy Ład. Brutalny, ale nie dziki. Śmierć prosiła o ofiarę, echo tego żądania kłuło mu skronie. Był to przyjemny rodzaj bólu, zwłaszcza dla takiego masochisty jak oponent niewolnicy. Poza tym, była jeszcze jedna siła pchająca go do zwycięstwa. Może nie tak romantyczna jak chęć przeżycia, ale potrafiąca śmiało z nią stawać w szranki. Duma.
Punkt i linia. Sztych w punkt, cięcie po krzywej. Metoda punkt i linia. Punktem był grot, linią dowolna płaszczyzna po której mógł się poruszać. Punkt inicjował cios, jeśli na tym się nie kończyło, rysowało się właśnie linię. Nieraz we wzorach godnych rzeźbiarza, dla którego tworzywem było światło. Ponoć w sztuce tej przodowali Calamarianie. Erg chętnie zobaczyłby kiedyś najlepszych rzeźbiarzy światła w Galaktyce. Rozszczepiali fale widzialne na tysiące odcieni i układali z nich cudowne kształty. Błędnym wyobrażeniem o broni drzewcowej było utożsamianie jej z narzędziem do prostych ukłuć. Piki Mocy funkcjonowały inaczej, mogły w odpowiednich rękach być równie finezyjne co świetlna wstęga w gimnastyce artystycznej. Punkt i linia, cios wstępny i właściwy. Finta i trup. Tym razem Erg nie machał bronią sztywno, ekonomia ruchów nie miała więcej zastosowania.
Yves odpowiedziała na mandaloriański salut, więc postanowił potraktować ją jak Mandaloriankę, szukać cech gardy oraz pracy nóg tych wojowników i przeciwstawić im konwencję Echanich. Była to jedyna riposta godna największego wyzwania, jakie stanęło przed nim pojedynczo. Czas, by się dziwić umiejętnościom wroga miał przyjść później, jeśli w ogóle planował nadejść.
Vibroostrza układały się tęczówkach mężczyzny w możliwe kombinacje, schematy z lekcji fechtunku, jeśli to co wyprawiano z kandydatami Imperialnej Gwardii można było rzecz jasna lekcjami nazwać. Pod wizjerem hełmu oznaczonego serią 1212 formowały się najbardziej prawdopodobne zagrożenia. Zignorował je, ponieważ Cinn popisała się jak dotąd bardzo bogatą wyobraźnią, owocującą zdolnością do niekonwencjonalnych zagrań. Jego ostrze szło od dołu i lewej strony w bok i nieco do góry. Erg mógł przypominać kosiarza, bo właśnie jak operowanie kosą wyglądała ostateczna wersja jego ataku. Efektem miało już nie być zwykłe pchnięcie, gwardzista chciał nasadzić Yves na swoją broń, dotknąć ją w dowolnym miejscu. Wnioskował, że podszedł do walki zbyt pedantycznie, chodziło o trafienie, a nie zadanie konkretnych ran. Musiał ją zahaczyć, nic więcej, tylko musnąć ostrzem, by energia grotu zamieniła ludzkie połączenia neuronowe w karambol jak na powietrznej autostradzie Potrójnego Zero.
Elementem wieńczącym skomplikowaną technikę ofensywną była praca nóg. Maskarada dobiegła końca, został zmuszony sięgnąć po najlepsze i wymagające największego wysiłku figury. Poprzednia zmyłka kroków, Appel, na niewiele mu się zdała. Yves zignorowała próbę przewidywania jego ruchów, po prostu improwizowała i to całkiem skutecznie. Ale nikt mu nie gwarantował, że tym razem całość się powtórzy. Ugiął kolana, stał luźno i nie zapierał się do siłowania w zwarciu. Szedł tempem na trzy, krok kontrolujący, krok właściwy, krok ciągnący cios jak najdłużej na jak najmniejszym odcinku. Gotów był w ten sposób ściągnąć kontr-parowanie. Raczej nie dałby rady uniknąć już ciosu, ale mógł powędrować ciałem w tym samym kierunku, co wrogie ostrze, opóźniając kontakt i zmniejszając impet ciosu. Gdy skakało się z dużej wysokości, uginało się kolana. Gdy leciało na ciebie vibroostrze, to tak jakbyś skakał z dwudziestego piętra na durabeton. Ale odruch pozostawał i warto było dopomagać szczęściu.
Sate już nie ograniczał się do oszczędnych ciosów z łokcia czy bioder. Uderzał całym sobą, od stóp przez skręt tułowia i ramiona aż do wygięcia szyi. Był sztywną, niezbyt mobilną figurą jakby z duragipsu tylko dla pozorów. Zachowywał je tak długo, że każdorazowe sięgnięcie po największe tajemnice zabijania były dla niego jak odczyt z holopamiętnika albo przeglądanie zdjęć w gronie rodzinnym przez filistrów Kolonii, którzy postanowili powspominać dawną wycieczkę na Rubież. 1212 nie miał zdjęć ani wspomnień innych, niż te dotyczące skutecznego odbierania życia, wpojonych metodami komputerowymi oraz tradycyjnym katowaniem do perfekcji przez sadystycznych preceptorów. Palpatine, dopomóż wiernemu do psiej śmierci i pozwól rozczłonkować tę szumowinę.