Content

R.I.P.

Namredib

Postaci martwe.

Namredib

Postprzez Namredib » 20 Maj 2013, o 15:08

Image
Image
Postać ta jest, niestety, powszechnie szanowana przez społeczeństwo mieszkające na biednych przedmieściach stołecznego miasta Shili. Z pozoru jest ich moralnym duchem, który kieruje się dobrem państwa i rozbudza w młodych duszyczkach nacjonalistyczne nastroje. Udało mu się udobruchać liczne grono zwolenników "wierzących" w jego mądrość polityczną i nazywających go "nowym wieszczem tradycji". Przykładem ich oddania mogą być historie z banthą, incydent w ambasadzie, spotkanie nieznajomego lub rozróba w "Zdechłym Republikańcu".
Tymczasem jego osobowość jest bardziej złożona niż mogłoby się zdawać. Tak naprawdę nie kieruje się dobrem ogółu, ale wyłącznie swoim. Już od młodości przejawiał wielki talent w manipulowaniu, jak na ironię, mocniejszymi. Wychował się jako najmłodszy syn zwyczajnego fabrykanta i zwyczajnej gospodyni domowej w zwyczajnym domu. I to był dla niego cały problem - chodząc do kina i oglądając filmy patetyczne, szybko zaczął postrzegać świat przez pryzmat ciekawości. Do tego stopnia, iż najstraszliwszą wizją było dla niego spokojne życie u boku żony, męża, kogokolwiek. Mimo to, kiedy robi się niebezpiecznie, bliżej mu do trzęsącego pancerzem pozującego rycerza, niż do dzielnego giermka.
Oprócz tego wszystkiego, trzeba wspomnieć o jego pomniejszych zainteresowaniach, jak np. zgłębianiu tajemnic rządzenia prymitywnym ludem, który kultywuje do dziś oraz lataniu, które sprawia mu ogromną przyjemność. Lecz, pomimo że nie przyznaje się do tego, obrzydliwie kocha nic innego jak pieniądze.
Image
Namredib jest zwyczajnym Togrutaninem. Nie cechuje się przesadną muskulaturą, nadmiernie rozwiniętym mózgiem, czy elektronicznymi czipami - raczej skłania się to w drugą stronę, gdyż policzyć można mu wszystkie żebra. Identycznie sprawa ma się z jego urodą. Nie przypomina kościstego mięśniaka, wręcz przeciwnie - pod oczami można dostrzec dołki, policzki są nieco opadnięte, a jego montrale, mimo wielkości, zdają się nieco zwisać. Tak jak i jego ojcowizna. Włączając do, troszeczkę, zaniedbanej sylwetki niechlujny ubiór odnosi się wrażenie, że ten mężczyzna nie grzeszy ani rozumem, ani pieniądzem. Jego codzienny, a właściwie jedyny, strój składa się ze spodni, które niegdyś były zielone, a dziś są już popielate, czarnych skórzanych butów oraz wypłowiałej koszuli. Jednakże i w niechlujstwie jest wyjątek, ponieważ na jego ramionach spoczywa fioletowa peleryna, z którą ma naprawdę miłe wspomnienia.
Image
a) Strzelanie - jak przystało na byłego wojskowego, posługuje się prostymi karabinkami i pistoletami,

b) Prowadzenie pojazdów - w wojsku nauczył się prowadził pojazdy, które mogą wylecieć poza atmosferę planety, lecz z gwiezdną nawigacją radzi sobie miernie,

c) Charyzma - jak przystało na demagoga i konfabulanta

d) Walka wręcz - dzięki wojsku posiadł umiejętności samoobrony,

e) Perswazja - potrafi odwołać się do najwznioślejszych i najniższych instynktów

Image

a) Drewniana laska - atrybut jego wpływu, pełni rolę berła,

b) Dwa blastery typu DL-18

c) proste szaty,

d) cyfrowy notes,

e) peleryna - otrzymał ją w dniu zemsty na swojej byłej dziewczynie, naturalnie ma z nią bardzo miłe wspomnienia

Posiadany dobytek/majątek:

Jako tako Namredib nie posiada nic poza swoimi blasterami, notatnikiem i ubiorem. Jednakże jego dobytkiem może być miejscowa rudera, w której szkoli swoją bojówkę liczącą 31 młodych patriotów. Poza tym jest naprawdę spłukany.

Image
Namredib przyszedł na świat na Dantooine późnym latem czterdzieści cztery lata po bitwie o Yavin. Jego dzieciństwo przebiegało pomyślnie - chodził do szkoły, miał kolegów, ale nigdy przyjaciół, swoje pasje, marzenia i rodziców, którzy go kochali, biedacy. Młody jeszcze Togrutanin zawsze wstydził się okazywać uczucia, choć często przytulał się do matki. Jego największą pasją było latanie, przykładowo, nawet gdy jego rodzice wiązali go za karę powrozem do stołowej nogi, chłopak i tak prędzej przegryzał gruby sznur, niż godził się na niemożność oglądania podniebnych pokazów. Razem ze swoim kolegą, którego imienia już nie pamięta, często zakradał się na złom i w tym bardzo niebezpiecznym miejscu przetrząsał kupy żelastw. Mimo pogryzienia przez zdenerwowanego Duga, pogróżek równie wkurzonego Twi'leka i tym podobnych wariacji, dzisiaj swoje młodociane lata i tak uważa za niewiarygodnie nudne.
Jednakże już w nastoletnim Togrutaninie widoczne były niewielkie odchylenia. Oczywiście zmiana natury psychicznej z tej romantycznej na tę obecną, czyli skrajnie prozaiczną, nie zaszła nagle, ale stopniowo. Przypieczętowaniem aktu stopniowego stawania się obłudnikiem była... kobieta. Kobieta, która wystawiła go akurat wtedy, kiedy postanowił zmieniać się na lepsze. Namredib nie rozpaczał, ale brutalnie odegrał się na białogłowie, umawiając się z jej wrażliwym bratem, którego porzucił na środku pustyni. Biedak wrócił do domu po dwunastu dniach, rozpaczając gniewnie i klnąc wniebogłosy.
Testem praktycznym młodocianego idioty było wojsko. Kiedy uzyskał obywatelską pełnoletność, po przeprowadzce na Onderon, został powołany do Korpusu Pomocniczego Sił Rezerwowych Tajnej Armii Onderonu. W skrócie - kuźni kretynów. Z miejsca został mianowany na kompanijnego medyka, przez co był lepiej traktowany przez towarzyszy broni. Nikt raczej nie chce mieć robionej lewatywy przez swojego wroga. Tak więc, będąc w wojsku, nauczył się wielu praktycznych rzeczy - raz zdarzyło mu się szyć ranionego przez butelkę lub wkładać mundury zmarłym wojskowym, ale tylko zgrzybiałym generałom w stanie spoczynku. Szybko okazało się, że to jego oddział jest jednym z najgorszych, głównie z racji służby w zapadłej norze, ale z miejscowym burdelem. Przeżywając mnóstwo przygód, zapisał się na stałe w kronice wojskowej Onderonu. Jednakże i tam jego czas dobiegł końca, otóż po ukończeniu służby, na ostatecznej uroczystości z udziałem największych wojskowych układu, wraz z kolegami upili swojego starego przełożonego i, na pożegnanie, siłą zaciągnęli go do burdelu, co biedaczysko przyjął zaskakująco pozytywnie.
Po nawyknięciu do chodzenia w mundurze, Namredib starą-nową rzeczywistość odebrał źle. Mimo ciągłej udręki i przekleństw, bez oddechu przełożonego na plecach, czuł się okropnie. Wojskowy dryl zapadł mu w pamięci do tego stopnia, że zaczął poszukiwać, jedynie dla siebie, jakichś naiwnych "rekrutów". Wyjście z nieciekawej, bo przecież nudnej, sytuacji ukazała onderońska gazeta informująca o rozruchach na Shili, macierzystej planecie Togrutan. Nie pożegnawszy się z rodziną i bliskimi, których zresztą nie miał - udał się do miejsca swojego przeznaczenia. Już podczas lotu zaczął obmyślać misterny plan, dzięki któremu przejąłby władzę nad naiwnymi masami. Lecz plan okazał się, w mniemaniu Namrediba, zbyt doskonały, choć w rzeczywistości był czymś w rodzaju pospolitych mott nastolatek - denny, niedorobiony i kolorowy. Tak, czy inaczej - nie dzięki przebiegłości i sprytowi zdołał wpisać się w pamięć miejscowych, ale dzięki zbiegowi okoliczności:
Wyraźnie zmęczony Togrutanin w obszarpanych szatach wkroczył, ku zdziwieniu tubylców, paradnie na małe targowisko. W dłoni dzierżył sporej wielkości kij, który miał imitować berło, a jego skronie zdobiła korona wykonana z posrebrzanego metalu.
- Dobra, parszywe prymitywy! Zaraz się przekonacie, kto tu będzie rządził! - pomyślał przez chwilę i, kiedy miał już wykrzyczeć coś swojej wyższości i wpływach, potrąciła go ludzka eskorta jakiegoś bogatego notabla. Jego ciało w całej swej, lichej i niecnej, krasie zachowało się nad wyraz niezręcznie. Upadł wprost na twarz, a korona zatoczyła się w koło i opadła u stóp bogacza. Miejscowi patrzyli z przerażeniem i ciekawością na niefortunny wypadek. Tymczasem Namredib leżał nieprzytomny, ponieważ był wycieńczony podróżą na bardzo dusznym statku, jednak lud zaczął przypisywać mu swego rodzaju męczeństwo. W dodatku osąd ten był potęgowany przez żałosny ubiór przybysza, dlatego był nawet określany mianem szaleńca. Tymczasem mała iskierka, jaką był sam Namredib, rozpaliła w sercach biedoty żar patriotyzmu, po czym spuszczono łomot i notablowi, i jego eskorcie, a z nowo przybyłego delikwenta uczyniono wieszcza, do czego przydała się niemała charyzma.
Po roku cieszenia się wspaniałą opinią ludności, Namredib nadal żył w nędzy i czasem przymierał głodem. Naturalne jest to, że zaczął szukać dla siebie większych wpływów. Na szczęście został zauważony przez imperialną agenturę, która dała mu możliwość dostatniego i ciekawego życia. Dzięki tym właśnie znajomościom, zaaranżowano poszczególne incydenty, jak na przykład zajście w ambasadzie, kiedy na oczach gapiów samodzielnie zjadł 26 stron aneksji terytorialnych i niekorzystnych traktatów handlowych oraz rozróba w kantynie "Zdechły republikaniec", gdy sprowokował lud do pobicia funkcjonariuszy i zrywania afiszów politycznych ze ścian. Wydarzenia te przysporzyły mu więcej poparcia niż cokolwiek innego, w taki właśnie sposób został najbardziej wpływową osobą wśród pospolitego ludu, który szanuje go tak niesamowicie, że zdumiewa to nawet samego Namrediba. Otóż raz kiedyś wspomniał coś o chęci posiadania banthy i lud, po kilku tygodniach, sprowadził mu właśnie banthę. Wydarzenie to zdziwiło go niesamowicie, ale zwierzę przydało się do ujeżdżania, choć niedługo potem zostało sprzedane do cyrku.
Lecz i w Namredibie zaszła swego rodzaju zmiana - kiedy spotkał na swej drodze nieznajomego, który nawoływał do pokoju i przyjaźni międzygatunkowej, zresztą poniekąd będącego przeciwieństwem Togrutanina, nie zaczął nienawistnego ataku, ale rozpoczął demagogiczną "kontr-przemowę". Tak więc jego życie płynie wciąż, a że układa się bardzo dobrze, cieszy to niezmiernie.
Image
Awatar użytkownika
Namredib
Gracz
 
Posty: 279
Rejestracja: 23 Maj 2010, o 11:10
Miejscowość: Gostyń

Re: Namredib

Postprzez Mistrz Gry » 28 Lis 2013, o 00:19

Poległ w roku 70 ABY na Shili: [Shili] Cena lojalności.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02


Wróć do R.I.P.