Content

R.I.P.

Nathir Walovsky

Postaci martwe.

Nathir Walovsky

Postprzez Nathir » 9 Cze 2013, o 22:34

Image
Image
Był nieśmiałym młodzieńcem, dobrym przyjacielem, sprawiedliwym gliną i sprawnym detektywem o niebywałej intuicji. Niewiele pozostało z tego człowieka, ale jeśli jeszcze tli się w nim ta część praworządnego obywatela Coruscant, troskliwego męża i ojca, to jest ona głęboko zakopana pod masywem gniewu i bezwzględności. Nathir z wielką pieczołowitością pielęgnuje w sobie pamięć o celu, który mu przyświeca, tłumacząc sobie przezeń wszystko to, do czego jest zmuszony po drodze, by go osiągnąć. Podczas swojej pracy na Coruscant widział wiele i przyzwyczajał się do tego, co ludzie są w stanie sobie robić; brud świata nie był mu obcy, choć teraz zmuszony jest stać się jego częścią. Zgorzkniały, nieufny i szorstki. Pomimo iż ma w sobie jeszcze niewielkie pokłady empatii, pozostawia je dla tych, którzy na to naprawdę zasłużyli.
Mimo iż sam jest niewolnikiem, obecna praca mu nie przeszkadza, a często wręcz czerpie z niej przyjemność, kierując się swoim wewnętrznym kodeksem. Jako, że jego zlecenia najczęściej dotyczą łapania nowych zawodników wybiera tych, którzy w swoich społecznościach są czarnymi owcami lub stanowią zagrożenie dla reszty. Oprócz tego, głównym celem Starucha wciąż pozostaje odnalezienie Aaldo, który zapadł się pod ziemię i zgładzenie go.
Nie ufa Tungo, tak jak Tungo nie ufa jemu. Nathir jest świadom tego, że wszczepiony mu chip oraz droid Shield cały czas rejestrują jego działania.
Okres niewolnictwa zbudował w nim bardzo silny instynkt dbania o własne interesy za wszelką cenę, przez co jest nieskory do jakichkolwiek poświęceń lub działań, które mogłyby narażać go na zbędne niebezpieczeństwo.
Podatny na alkohol, ale stara się nie pić, by zachować czystość umysłu – jedyna używka, na którą jest w stanie się pokusić.
Image
Krótka, lecz gęsta szczecina pokrywa jego szeroką szczękę oraz górną wargę zakrywając. Głębokie zmarszczki na czole i policzkach znacznie go postarzają, a lekko opadnięta lewa część twarzy, spowodowana zerwaniem mięśnia policzka, tylko potęguje to wrażenie. W ciemnych, krótko ostrzyżonych włosach pojawiają się pasma siwizny. Charakterystyczne są jego jasnoniebieskie oczy, które niegdyś mogły być kojarzone z bystrością umysłu, teraz zaś ze stalowymi nerwami i bezwzględnością.
Nienaganna sylwetka, nieco ponad sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu i osiemdziesiąt kilo wagi, zamknięta w zmatowionym, kompozytowym pancerzu daje wystarczający efekt, by traktować go poważnie, a nie jak starego dziada.
Nathir ma na ciele sporo blizn, większość powstałych na wskutek walk; jedna z nich jest efektem wprowadzenia do ciała chipu identyfikacyjnego Tungo.
Image
- Strzelanie z blastera i karabinów
- Posługiwanie się pałką ogłuszającą
- Walka wręcz – podstawy poznane w policji, spore doświadczenie zdobyte podczas walk; znaczący jest fakt, że Nathir potrafi skutecznie obezwładniać przeciwników bez specjalnego ich uszkadzania.
- Prowadzenie ścigacza i pilotaż małych statków
- Języki: Basic, podstawy Huttese
- Intuicja – wieloletnie doświadczenie w policji pozwała mu szybko się zorientować, kto kłamie i czy coś ukrywa. Wrodzona ciekawość połączona z tą zdolnością oraz determinacją powodują, że Nathir często zauważa rzeczy pozornie nieistotne i potrafi połączyć je z większą całością.
Image
- Model 434 Deathhammer
- Bicz elektryczny (Neuronic whip)
- Pałka ogłuszająca (Stun Baton)
- Nóż
- Strzelba obezwładniająca (Riot Gun)
- Kajdanki x2 (LSS 401 Stun Cuffs)
- Obroża (Slaving colar)
- Kompozytowy pancerz z zatopioną siatką durastalową
- Komunikator i datapad z aktualizowanymi na bieżąco celami
- Licencja pilota i dokumenty statku "Liberator"

Posiadany dobytek/majątek:

- 2000 Kredytów
- Astrodroid z serii R5 - „Shield”

Image
Urodziłem się w typowej rodzinie klasy średniej. Moja matka była nauczycielką matematyki w szkole podstawowej, a ojciec zajmował niskie stanowisko administracyjne w jednym z urzędów. Jego praca była tak mało znacząca, a zarazem tak nudna i niezauważana przez nikogo, że zmiana władzy na Coruscant nie wpłynęła na jego posadę. Po krótkim okresie inwigilacji władze doszły do wniosku, że moi rodzice powinni zachować swoje stanowiska, szczególnie, że ja byłem już w drodze.
Jestem jedynakiem. Moja matka doznała powikłań po porodzie i już nigdy nie mogła urodzić kolejnego dziecka. Do końca nie wiedziałem, czy ojciec mnie o to wini, czy jest mi wdzięczny, to co było jednak pewne to fakt, że matka mnie rozpieszczała. Byłem jej małym chłopcem, do samego końca. Była kobietą chorowitą, z rodzaju tych dobrych i ciepłych osób, które starają się z całych sił, ale są wiecznie zmęczone. Do dziś pamiętam jej chude, trzęsące się dłonie i wilgotne czoło. Odkąd skończyłem sześć lat nie pracowała, nie miała na to siły, zajmowała się domem i od czasu do czasu wykonywała proste zlecenia związane z księgowością. Gdy miałem dwadzieścia jeden lat, zmarła na raka wątroby.
Ojciec był urzędnikiem niższego szczebla, nie był specjalnie ambitny, ale nie był również leniwy. Jego posada mu w zupełności wystarczała, pracował dziewięć godzin dziennie, po czym wracał do domu, zjadał z nami obiad i zabierał się do swojego hobby - ryb akwariowych. Całymi godzinami mógł wpatrywać się w akwaria, wymieniać wodę, podmieniać dno i czyścić filtry. Z zamiłowaniem zmieniał dekorację w zbiornikach, a nawet tworzył je sam, wyrabiając tła z tworzyw sztucznych nanoszonych na wzory wtryskarką ręczną. Po pewnym czasie stał się w tym na tyle dobry, że udawało mu się sprzedawać dekoracje, dorabiając w ten sposób do szczupłego budżetu rodziny. Nigdy nie wątpiłem w to, że moi rodzice się kochają, choć był to rodzaj tej głębokiej miłości oraz odpowiedzialności, pozbawionej romantyzmu i efekciarstwa. Ich życie było powolne, ciche, wypełnione drobnymi gestami, zastępującymi czułe słówka. Zmiany polityczne przyjmowali z milczeniem, obawami ale i uległością, której nie traktowali jak słabość, a element przetrwania. Ojciec otrzymał najniższą ocenę od komisji poborowej. Z powodu swej wagi, wieku i choroby kręgosłupa oraz profesji, jego przydatność w działaniach militarnych była zerowa.

Po zakończeniu szkoły średniej, mając dziewiętnaście lat, złożyłem podanie do Akademii Policyjnej, do której udało mi się dostać dopiero rok później. Powołany do zasadniczej służby wojskowej przeszedłem militarne szkolenie Imperium oraz dokładną inwigilację mojej osoby i całej rodziny od nowa. Dzięki moim planom nie zostałem włączony do armii i pozwolono mi kontynuować edukację w akademii, która trwała niecałe dziesięć miesięcy.
Otrzymałem przydział w East Minor, gdzie przez kolejny rok, pod nadzorem starszego oficera Antera, przechodziłem okres próbny, zakończony ewaluacją. Anter był wielkim jak góra blondynem, dokładnie ogolonym i intensywnie pachnącym tanią wodą kolońską. Był to jeden z tych ludzi, którym zmiana władzy wyraźnie pasowała, był ksenofobem i nacjonalistą. Nasza relacja odznaczała się prostotą i zaufaniem. Pomimo iż zazwyczaj się z nim nie zgadzałem, a i nie było mowy, by taki człowiek mógł stać się moim przyjacielem, wiedziałem, że w pracy mogę na nim polegać. Na całe szczęście nasz rewir był zdominowany przez ludzi, a nasze zgłoszenia zazwyczaj dotyczyły bójek i awantur domowych.
Po ewaluacji przeniesiono mnie na posterunek w Pomarańczowej Dzielnicy, gdzie władze imperialne postanowiły zrobić porządek. Dwukrotnie zwiększona ilość funkcjonariuszy, trzykrotna ilość droidów oraz kilka oddziałów wojska miały zmienić oblicze dzielnicy, którą zamierzano przebudować i całkowicie zmienić jej profil. Wojsko wkrótce wycofano, a droidy rozlokowano na tak dużym terenie, że ich skuteczność była bliska zeru. Pomarańczowa Dzielnica była moim prawdziwym chrztem bojowym, napady z bronią, porachunki gangów, wymuszenia, organizowane walki na noże. Moim partnerem w tym pomarańczowym piekiełku był Luc Petroli, późniejszy wieloletni przyjaciel.
Luc był przeciwieństwem Antera. Wiecznie żartujący facet o dobrym sercu, którego lubili nawet kryminaliści. Był bodaj jedyną osobą, która mogła wysiąść ze ścigacza w samym sercu terenu kontrolowanego przez gang i rozmawiać z jego członkami, bez obstawy. Szanował ich, a oni jego. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego pyta o ich dzieci, dziewczyny, matki, kontuzje i nowe tatuaże, a gdy go o to pytałem, kiwał tylko głową i mówił, że to też ludzie, tylko źle wybrali w życiu. Spędziłem z Luciem osiem dobrych lat, w trakcie których on się ożenił i urodziło mu się pierwsze dziecko, a ja przeprowadziłem się od ojca do własnego mieszkania i założyłem swoje, małe akwarium. Również dzięki Lucowi poznałem dziewczynę, Annie, koleżankę jego żony, która studiowała architekturę i design. Przez pierwsze pół roku spotykaliśmy się sporadycznie na uroczystościach rodzinnych Luca. W końcu zdobyłem się na zaproszenie Annie na normalną randkę, a kilka tygodni później byliśmy już regularną parą. Czasami zostawała u mnie, znosiła do mojego mieszkania wielkie arkusze papieru, ołówki i organizowała sobie małą pracownię, lecz kiedy zaproponowałem jej, by przeprowadziła się do mnie, odmówiła. Oprócz studiów pracowała w kawiarni, czego szczerze nienawidziła. Już wtedy była bardzo odpowiedzialna, o wiele ode mnie dojrzalsza i z całą pewnością bystrzejsza. Tylko ja nie zdawałem sobie sprawy, że boi się ze mną związywać na stałe w obawie przed konsekwencjami jakie może przynosić moja praca. Uświadomiłem to sobie dużo później, kiedy musiałem wybrać między pracą, a Annie.

Duet Walovsky i Petroli rozpadł się, gdy nieznany gang chcąc przejąć nowe terytorium rozpoczął wojnę w Pomarańczy. Luc został postrzelony, a po hospitalizacji oraz rekonwalescencji przeniesiono go do ewidencji. Ja zaś, w akcie rozgoryczenia i złości, wykorzystałem wszystkie swoje znajomości, by dostać się do oddziału walki z przestępczością zorganizowaną w najniższych poziomach Potrójnego Zero.
Coruscant to najbardziej zaludniona ze znanych planeta. Ponad bilion różnych gatunków i ras, tysiące języków i kultur zbitych w planetarnej ekumenie, mieście o ponad pięciu tysiącach poziomów. Tygiel, który nie przestaje wrzeć, a ja trafiłem na samo jego dno. Zakuty w pancerze, uzbrojony w karabin, brałem udział w regularnej wojnie między stróżami prawa, a bandziorami. Większość mojego oddziału stanowili żołnierze, regularni szturmowcy, którzy stosowali te same metody, co na froncie. Będąc na powierzchni planety, trudno było uwierzyć, że tam na dole, u jej podstaw, trwają krwawe i zajadłe walki.
Nie potrafię zliczyć ile wysadziliśmy drzwi, ile opróżniliśmy magazynków, ani ile ciał musieliśmy udokumentować i złożyć w kostnicy. Każdy dzień w tej pracy był walką, każdy kolejny coś we mnie wypalał. Stałem się szorstki i nerwowy, zacząłem pić i wdawać się w bójki. Annie coraz rzadziej chciała mnie widzieć, a Luc wykręcał się rodziną i dziećmi. Mój ojciec zaczął chorować, chyba bardziej z samotności i tęsknoty za żoną, niż z przyczyn zdrowotnych. Z tygodnia na tydzień stawał się mniej obecny, tylko rybki w akwarium trzymały go przy życiu. Zmarł w swoim własnym mieszkaniu na zawał. Znalazłem go z twarzą opartą o ścianę akwarium, kurczowo trzymającego listę zakupów z pismem ręcznym mojej matki. Ojciec miał niewielkie oszczędności, które po odliczeniu podatku pozwoliły mi spłacić większą część kredytu. Na pogrzebie Luc poklepał mnie po plecach i powiedział, że muszę wziąć się w garść. Annie oznajmiła mi, że zostanie ze mną tylko i wyłącznie, jeśli opuszczę obecny oddział i zajmę się czymś bezpieczniejszym. Nie chcę każdego dnia bać się, że do mnie nie wrócisz, to były jej dokładne słowa.
Bez powiązań politycznych trudno było zostać detektywem, pomimo iż zdałem egzamin i spełniałem wszelkie oficjalne wymagania na to stanowisko. Próbowałem znaleźć kogoś, kto mógłby mi pomóc wśród starych znajomych mojego ojca lub wśród szturmowców, z którymi służyłem. Ostatecznie, nie mając wyboru, odezwałem się również do Antera, mojego oficera treningowego, który z jakiegoś powodu ucieszył się, że mnie słyszy i zaprosił mnie na piwo. Okazało się, że Anter poszerzył swoją działalność nacjonalistyczną, uznał zwierzchność Imperium i jest komendantem posterunku. Kiedy wyłożyłem mu dokładnie całą sprawę, stwierdził, że kilka osób jest mu winna przysługę i być może, będzie w stanie mi pomóc. Dwa tygodnie później otrzymałem oficjalny list z potwierdzeniem mojego awansu i mianowania na stanowisko detektywa.

Jako detektyw w obyczajówce widywałem więcej dziwek, alfonsów i naćpanych dzieci niż normalnych ludzi. Przez pewien czas przyznawano nam również sprawy związane z niewolnictwem i handlem ludźmi, aż nie stworzono osobnej komórki zajmującej się tylko tym rodzajem przestępczości. Po raz pierwszy w mojej karierze współpracowałem z kobietą, Jean Emmett, starszą ode mnie detektyw, która była uparta jak osioł i tak stanowcza, że nazywano mnie jej pantoflem. Miała ogromne doświadczenie, brak jakiegokolwiek podejścia do dzieci i wielką sympatię do dziwek. W kontaktach z nimi przypominała mi Luca i jego relacje z gangami w Pomarańczy.
Był to dla mnie okres względnego spokoju i radości. Praca nie należała do najcięższych, nie musiałem już biegać z karabinem w rękach. Mój związek z Annie rozkwitł i postanowiliśmy się pobrać.
Annie pracowała w dużym biurze architektonicznym jako młodszy projektant. Miała przed sobą świetlaną przyszłość, koledzy w pracy ją lubili, a szef doceniał. Zarabialiśmy wystarczająco, by wynająć wspólnie większe mieszkanie, w znacznie lepszej dzielnicy. Przez pewien czas proponowałem Annie dziecko, ale odmówiła.
Po pięciu latach w obyczajówce zaproponowano mi pracę w wydziale zabójstw. Nie łączyły się z tym specjalnie większe zarobki, ale prestiż był o wiele większy. Byłem już dojrzałym gliną, miałem doświadczenie i swoje własne metody, znałem miasto i ludzi. Zgodziłem się bez dłuższego zastanawiania, opuściłem obyczajówkę, pożegnałem się z Jean Emmett i rozpocząłem swoją karierę w wydziale zabójstw.
Tempo pracy było znacznie większe, średnio co tydzień dostawaliśmy ochrzan za niezamknięte i nierozwiązane sprawy. Bywało, że na jednego detektywa przypadało kilka, a nawet kilkanaście spraw – rekordzistą był Brody Sepic, któremu trafiło się mieszkanie z ośmioma trupami, każde o innym czasie zgonu, co zakwalifikowano jako osobne morderstwa. Przez pierwszy rok miałem kilku partnerów i większości nawet nie pamiętam. Pojawiali się i znikali, młodzi i starzy, był nawet jeden obcy, którego rasy nie znałem. Agentura imperialna znów się mną zainteresowała, kilkukrotnie wzywano mnie na rozmowy, od czasu do czasu przesłuchiwano w sprawie jakiegoś policjanta zaangażowanego w działalność wywrotową, o której nie miałem pojęcia.
Tę pracę lubiłem najbardziej. Miałem nosa, jeśli chodziło o ludzi i ich kłamstewka, mało kto potrafił mnie wykiwać lub oszukać. W większości przypadków, czytałem z oskarżonych jak z otwartej księgi, przez co nie potrzebowałem zbyt wiele czasu by zmusić ich do przyznania się. Motywy były banalne, pieniądze, zdrada, zemsta.

Pewnego dnia wezwano mnie do gabinetu sierżanta. Spotkałem tam starego znajomego, Antera, którzy przywitał mnie serdecznie uściskiem dłoni oraz jakiegoś mężczyznę w garniturze o podłużnej, szczurzej twarzy i wąskich ustach. Był chudy, o kościstych palcach, którymi nerwowo strzelał podczas mówienia. Olander Waltz był przedstawicielem służby bezpieczeństwa lub jakiegoś innego urzędu inwigilacyjnego, być może nawet wywiadu imperialnego, choć przedstawiono go jako oficera ochrony ministra, którego imienia mi nie podano. Anter oświadczył, że pora bym odwzajemnił przysługę, która zresztą nie będzie dla mnie w ogóle uciążliwa, miałem jedynie zająć się „pewną sprawą zabójstwa o wyjątkowym profilu”. Chodziło o śmierć dwóch prostytutek, których klientem był jakiś ważny człowiek, a którego owe dwie kobiety chciały zaszantażować. W istocie, należało zataić prawdziwe przyczyny morderstwa, tak by nikt się o tym nie dowiedział, w szczególności wrogowie polityczni klienta. Nie podobało mi się to, nie chciałem być wciągany w takie sprawy, ale wyjaśniono mi dobitnie, że nie mam wielkiego wyboru. Pożegnałem Antera oraz Olandera Waltza, zaś sierżant na odchodne oznajmił mi, że sprawa ta jest priorytetowa i wszystkie inne, które prowadzę są na razie nie istotne.
Miejsce zbrodni choć zabezpieczone, było całkowitym chaosem, ślady pozacierano i tylko wręczone mi akta, sporządzone przez funkcjonariusza, którego imię wymazano, pozwalały mi obeznać się w sytuacji. Dwie kobiety około dwudziestego roku życia, zastrzelone z małokalibrowego blastera, z odległości sześciu metrów w klatkę piersiową i plecy. Świeże ślady stosunku u jednej z nich, niewielka ilość alkoholu w organizmie. Materiał genetyczny na ciałach ofiar zbyt zanieczyszczony, by można było zidentyfikować klienta i potencjalnego zabójcę. Była to pierwsza nieścisłość, ponieważ po stosunku płciowym takiego materiału powinno być całe mnóstwo, a laboratoria nawet z bardzo zanieczyszczonymi próbkami potrafiły robić cuda. Według zebranych informacji istniało nagranie wideo z zarejestrowanym pojazdem klienta i jego twarzą, choć nie dodano go do materiału dowodowego. Moim zdaniem było wykazać, że takiego nagrania nie ma lub nie sposób go odnaleźć i cała sprawa nadaje się do zamknięcia z braku dowodów. Wiedziałem jednak, że gdyby obyczajówka obserwowała ten lokal, całość mogłyby się nieprzyjemnie skomplikować, postanowiłem więc zadzwonić do Jean Emmett i upewnić się, że nic nie mają.
Jean miała więcej niż bym chciał. Jedna z dziewczyn była policjantką działającą pod przykrywką dla grupy będącej na tropie urzędników, którzy lobbowali handel ludźmi oraz wspierali prostytucję, samemu korzystając z usług, a nawet posiadając wpływy w burdelach. Całość się skomplikowała kiedy zleceniodawcy tej akcji zorientowali się z jak grubą rybą mają do czynienia. Wsparcie polityczne dla tego przedsięwzięcia zniknęło z dnia na dzień, a rozkazy były jasne – zgarnąć płotki i wycofać się z reszty. Zanim udało się wcielić ten plan w życie, druga strona zareagowała i wyczyściła wszystkie możliwe tropy. Według Jean, rynek przeżywał wstrząs, i nikt nie był pewien dokładnie czyja to wina. Trzy dni po tej rozmowie detektyw Jean Emmett została znaleziona w swoim mieszkaniu - przedawkowanie środków nasennych i pozostawiona notka, wskazywały na samobójstwo.
Oczywiście, nie uwierzyłem w tę teorię i postanowiłem odnaleźć jej zabójcę. Sprawa stawała się coraz poważniejsza, a krąg ludzi się zacieśniał. Funkcjonariusze, którzy znaleźli Jean zostali przeniesieni, a nikt z jej otoczenia nic nie wiedział lub udawał, że nic nie wie. Przesłuchany został domniemany lekarze mojej byłej partnerki, który rzekomo przepisał jej leki nasenne. Zastałem go w jego mieszkaniu, spakowanego i gotowego do opuszczenia planety. Udało mi się jedynie potwierdzić moje podejrzenia, Jean w istocie nigdy nie była jego pacjentką, a on nigdy nie przepisał jej leków, mimo to został wciągnięty w tą aferę, prawdopodobnie dlatego, że miał długi hazardowe. Zanim udało mi się rozwiązać tę zagadkę, otrzymałem ostrzeżenie od anonimowego źródła, że wydano rozkaz w mojej sprawie i mam natychmiast opuścić planetę, a najlepiej całą przestrzeń kontrolowaną przez Imperium. W drodze do domu zadzwoniłem do Luca, lecz jego żona poinformowała mnie, że został aresztowany kilkanaście godzin wcześniej przez służby bezpieczeństwa. Był to moment, w którym zrozumiałem, że sytuacja jest naprawdę poważna.
Annie była w szoku i nie miała pojęcia co się dzieje, lecz z jakiegoś powodu nie stawiała oporu, gdy kazałem jej się natychmiast spakować. Dwie godziny później, posiadając jedynie kilka najważniejszych rzeczy oraz kredyty, byliśmy już w dokach handlowych, by znaleźć statek, który mógłby wyprowadzić nas z przestrzeni Coruscant. Za ponad połowę całych naszych oszczędności jeden z przemytników, zgodził się na przewiezie nas na Nar Shadda. Podczas podróży dowiedziałem się, że Annie jest w ciąży.

Zostaliśmy sprzedani do niewoli jeszcze w przestrzeni kosmicznej. Nie dotarliśmy do Nar Shadda, lecz na targ niewolników na Rorak 4, gdzie kupił nas zarządca niejakiego Aaldo, handlarza przyprawy i „żywego towaru” z Ylesii. Annie zamknęła się w sobie, trzymała się mnie kurczowo, ale przestała cokolwiek mówić. Początkowo zakwalifikowano nas do pracy przy produkcji narkotyku, ale stan mojej żony nie pozwalał jej na zbyt ciężką pracę fizyczną. W zamian za przeniesienie jej do służby domowej, zgłosiłem się do walk na arenie. Byłem silny, nie chorowałem i wiedziałem jak obezwładniać przeciwników, a przede wszystkim, miałem silną motywację. Udawało mi się wychodzić z walk bez poważniejszych uszkodzeń – zazwyczaj kończyło się na siniakach, stłuczeniach i niegroźnych ranach. Jeśli w swojej pracy detektywa zapuściłem się fizycznie, to walki na arenie szybko mi przypomniały na czym polega sprawność i dlaczego warto ją mieć. Dla Aaldo arena była nie tylko rozrywką ale i świetnym biznesem. W końcu skończyło się okładanie pięściami z innymi niewolnikami, a na horyzoncie pojawiły się prawdziwe walki w stolicy, gdzie wszyscy znaczący gracze wystawiali swoich zawodników. Pod pseudonimem „Staruch” przetrwałem pierwsze większe zawody, zabijając pod drodze kilkunastu ludzi. W przegranej walce ofiarowano mi życie. Kiedy urodziła się moja córka Effi, musiałem pracować ciężej i coraz częściej walczyłem. Nauczyłem się używać przeróżnych, bardziej lub mniej wyrafinowanych technik i sprzętów by tylko wychodzić z areny żywy. Im więcej walczyłem by zapewnić mojej rodzinie przetrwanie, tym Annie bardziej się ode mnie odsuwała. Powoli stawałem się taki jak świat wokół mnie, bezwzględny, mściwy, szorstki. Sypiałem z ofiarowanymi mi po walkach kobietami, ale wciąż kochałem jedynie Annie.

Aaldo zaoferował Huttowi Tungo ogromną sumę pieniędzy w zamian za jego najlepszego zawodnika, Wielkiego Iro. Dla Tungo arena była zabawą, zarabiał na niej grosze w porównaniu z całą resztą interesów jakie prowadził, a dla Aaldo arena stanowiła kluczowy element jego prestiżu na Ylesii i drogę do większych pieniędzy. Zanim doszło do mojej walki z Wielkim Iro, ktoś dokonał zamachu na jego życie. Tungo oskarżył o ten mord Aaldo i tlący się między nimi od dawna konflikt rozgorzał na dobre. Część majątku mojego ówczesnego pana zostało przejęte przez ludzi Tungo, łącznie ze mną samym.
Aaldo pozostawił po sobie zgliszcza i cały stos ciał, w którym odnaleziono również Annie; nie było śladu po Effi. Cena za zdrowe ludzie dzieci była na rynku wysoka, a Aaldo jak nikt potrzebował teraz pieniędzy.
Z racji mojej sławy gladiatora pozwolono mi spotkać się z Tungo osobiście. Teraz należałem do niego, ale on również mógł mi pomóc. Obiecałem mu przynieść głowę Aaldo oraz wszystkich jego współpracowników i niewolników jakich ze sobą zabrał, jeśli pozwoli mi za nim wyruszyć osobiście. Obiecałem Tungo, że jeśli da mi statek i ekwipunek, dzięki swoim zdolnościom i doświadczeniu będę łapał dla niego ludzi do walki. Obiecałem mu, że stanę się najlepszym łowcą niewolników jakich zna, jeśli tylko pozwoli mi ocalić moją córkę. Zgodził się.

11. Inne



Liberator

Image

Informacje ogólne

Właściciel: Hutt Tungo
Producent: Corellian Engineering Corporation
Model: YT-2400 light freighter

Klasa: Lekki frachtowiec
Orientacyjna cena: 40k
Opis: Używana, podniszczona maszyna będąca własnością Hutta Tungo, którą udostępnił Nathirowi do wykonania powierzonych mu zadań.

Informacje techniczne

Wielkość: 18.65 m/???/28.5m/
Napęd: jonowy
Prędkość w atmosferze: 800 km/h
Hipernapęd (zapasowy): Class 2.0 (Class 1.2)
Załoga (minimalna) 1 (3)
Pasażerowie: 6
Ładowność: 150 metric tons
Uzbrojenie i osłony:
- CEC 1D servo turret laser cannon
- Doubled-armored plating


Informacje dodatkowe:

Stan techniczny: Zdatny do użytku
Kody identyfikacyjne: Legalny
Modyfikacje i moduły dodatkowe:
- 2 kapsuły ratownicze
- 3/4 hangaru przekształcone na ruchome więzienie do przewożenia niewolników

Ładunek, hangary i droidy:
- Droid R5
Image
Awatar użytkownika
Nathir
Gracz
 
Posty: 71
Rejestracja: 8 Lut 2013, o 23:18

Re: Nathir Walovsky

Postprzez Mistrz Gry » 8 Kwi 2018, o 18:07

Zginął w dolnym mieście w skutek zakażenia od nożem zranienia.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02


Wróć do R.I.P.