Content

R.I.P.

Tzim A'Utapau

Postaci martwe.

Tzim A'Utapau

Postprzez Tzim A'Utapau » 26 Lut 2014, o 20:27

Godność: Tzim A’Utapau (a. Tzim, Arcydiuk Utapau)

Gatunek: Człowiek (Morellianin)

Profesja: Wysoki Inkwizytor (bardzo tej nazwy nie lubi). Rentier bawiący się w politykę.

Data i miejsce urodzenia: 80 BBY, Morellia, Dzika Przestrzeń

Usposobienie:

- Inkwizytor z poczuciem humoru?
- Pogłoski o naszej depresyjnej naturze są mocno przesadzone.


Facet, który zawsze zrobi to, co należy. Nawet wtedy, gdy nikt inny tego nie robi, gdy nikt nie wie, co zrobić trzeba. Lubi tak o sobie myśleć.
Choć nikt nie zna go na tyle dobrze, by to stwierdzić, ma trojaką osobowość; trzy twarze, a wszystkie tak samo szczere. Jest praworządnym myślicielem, który naprawdę wierzy w lepszą sprawę; zdolnym do krwawych decyzji pragmatykiem-tyranem; wreszcie imperialnym biurokratą przytłoczonym ogromem Galaktyki. Chce mieć wszystko pod kontrolą, co jest próbą o tyleż śmieszną, co godną pochwały.
Tzim to filozof, ale niezbyt dobry. Dogmatyczny i stale przekonany o istnieniu jednej, jedynej prawdy, nie rozwija się tak, jak powinien prawdziwy intelektualista, brak mu wszechstronności. Swoje poglądy nazywa centro-imperialnymi, co ma znaczyć tyle, iż jest przeciwnikiem zarówno liberałów jak konserwatystów. Na przykładzie: jest zwolennikiem łagodnej polityki wobec obcych, ale przeciwnikiem zniesienia niewolnictwa.
Lubi dyskusje, choć nie wyciąga z nich dużo, ponieważ sprowadza je głównie do przekonywania o swojej racji. Zdecydowanie więcej słucha, aniżeli mówi, robi to mimochodem, niedbale, jakby układane w głowie myśli były istotniejszymi od wszystkiego, co dzieje się w otoczeniu. Nie jest łatwo pozyskać jego uwagę, kiedy jednak już to nastąpi, można liczyć na pełne zaangażowanie w rozmowę.
Ma w sobie pierwiastek badacza. Wiele czasu poświęcił studiowaniu dzieł Palpatine'a, próbował w nich znaleźć schemat myślenia godny władcy galaktyki, klucz do wyleczenia Imperium ze słabości. Bowiem Tzim jest wizjonerem i wielkim reformatorem - przynajmniej tak mu się wydaje. Wszechświat pędzi do przodu, galaktyczne społeczeństwo wymaga zmian, a remedium tkwi gdzieś w historii. Widzi mu się nowa organizacja użytkowników Mocy na wzór Jedi, z tym że w całości poświęcona służbie Imperium. Naturalnie to właśnie Tzim miałby stanąć na czele tej organizacji.
Zajmują go wyłącznie najdziwniejsze gatunki w Galaktyce, najbardziej absurdalne religie i powszechnie uchodzące za obrazobórcze tradycje. Właśnie z powodu chęci poznania pokręconej kultury wroga, wziął udział w walkach z Yuuzhanami Vong.
Tzim boi się ciemnej strony Mocy. Jest to lęk niesprecyzowany, paniczny, ocierający się o fascynację. Jak dzikus, który odkrył ogień i obawia się doń zbliżyć, a jednocześnie dostrzega w nim profity, tak Arcydiuk Utapau przez całe dekady tchórzył przed własną wiedzą. Z tego powodu nigdy nie sprawdził, jaka liczba midichlorianów znajduje się w jego krwi. Gdyby okazała się niska - ucierpiałaby duma. Z kolei zbyt wysoka narobiłaby mu problemów w Imperium. Nie, pewnych rzeczy lepiej (i bezpieczniej) po prostu nie wiedzieć.
Żeby było zabawniej, Inkwizytor nie do końca wierzy w te całe midichloriany. Bardziej niż testom krwi ufał zawsze zagadkom psychologicznym, obserwacji, odpowiednio dobranym pytaniom. I torturom. Tortury, jak sądzi, potrafią naprostować wiele pokręconych spraw.
Ponieważ nie ma już wrogów z krwi i kości, tworzy ich sobie ze zjawisk, wydarzeń, natury ludzi. Wrogiem Imperium nie jest obcy. Wrogiem jest jego odmienność od ludzkiej biologii. Wrogiem nie jest moff przyjmujący łapówki od Huttów. Wrogiem jest korupcja.
Dlatego Tzim potrafi darować słabości jednostkom, świetnie sprawdzał się jako lider, wyciąga z podwładnych to, co w nich najlepsze; wydaje się także dosyć krytyczny względem siebie i własnych wad. W idealistycznej wizji jest boleśnie racjonalny: trudno walczyć z korupcją jako taką, zaś przekupnego moffa - wszystkich przekupnych moffów w Galaktyce - już się zlikwidować da. Jak widać, naprawianie Imperium do łatwych nie należy, to ciągłe przystawanie na kompromisy. Czasami kompromisem jest morderstwo, innym razem altruizm. Łatwo się pogubić.

Wygląd:

Niski (pięć stóp i sześć cali), czerwonowłosy; o bladoniebieskich oczętach, które leniwie spoglądają na otoczenie tak, jakby widziały już wszystko, co galaktyka ma do zaoferowania.
Nie reprezentuje sobą wizualnie nic specjalnego. Ani szczupły, ani masywny; stąpa jak każda dżentelistota, wzrusza ramionami w zakłopotaniu, a gdy odczuwa entuzjazm, unosi brodę; kiedy nie wie, co począć z rękami, chowa je za plecami. Po tak przeciętnie wyglądających ludziach można się spodziewać wszystkiego.
Nigdy, absolutnie nigdy nie zdejmuje czarnych rękawic z syntetycznej skóry. Za uniform służy mu tradycyjny strój Pau'an dostosowany do ludzkiej fizjonomii. Ekstrawagancją Tzima jest bordowy płaszcz z szorskiego materiału Zeyd, dokładnie takiego samego, w jakim zwykł się nosić Imperator Palpatine i jaki był znakiem rozpoznawczym starej Inkwizycji w pierwszych latach istnienia Imperium. Nad lewym ramieniem Morellianina przez większość czasu unosi się świszczący zdalniak.
Zupełnie niepasującym do spojrzenia jest uśmiech Arcydiuka. Ciepły, przyjazny, fałszywy. Uśmiech ten nie mówi zupełnie nic. Jest zaawansowaną wersją kamiennego grymasu ludzi bez rozwiniętej empatii, ale przyjemniejszą dla otoczenia i budzącą zaufanie. Można by właścicielowi zarzucić, że jest to tani uśmiech polityka, aktora, kłamcy. To nieprawda.
Jest to uśmiech Inkwizytora podczas przesłuchania.

Umiejętności:

Z drania - pan - babra się w politycznym błocie z radosną wprawą, jak energiczny kosmiczny wieprzek. Siłą rzeczy poznał etykietę wyższych sfer Imperium, obyczaje kilku planet, język negocjacji, manierę dyplomacji oraz zapach, słodki zapach władzy.
Nikt się nie spodziewał... - ma za sobą pełne psychofizyczne szkolenie imperialnego wywiadu dla wydziału Inkwizycji: prowadzenie przesłuchań najbardziej opornych więźniów, socjotechnikę; tropienie, likwidowanie, torturowanie i deprawowanie użytkowników Mocy; szermierkę świetlną bronią; dowodzenie grupami taktycznymi oraz pojedynczym okrętem. W jego przypadku szkolenie nie objęło posługiwania się Mocą.
Za(w)szczepiony - zafundował sobie wszczep poprawiający wydolność, konkretniej wzmacniający układ immunologiczny oraz neutralizujący toksyny. Tzim jest w stanie oczyścić organizm nawet z silnych trucizn, po prostu pijąc wodę, nie musi ponadto używać masek tlenowych na planetach o typie atmosfery nr 2. Jednym ze skutków ubocznych wszczepu jest brak możliwości odurzenia się alkoholem bądź innymi używkami.
Dzika Dzika Przestrzeń - po stu latach nie zostało zbyt wiele z szybkości Egzekutora, ale wciąż wie, do czego służy pistolet. Jako Morellianin ma słabość do broni na materialne pociski, zaś w kwestiach elektronicznych jest zależny od droidów. Nigdy nie nauczył się pilotażu, choć nie przeszkadzało mu to w zajmowaniu się astronawigacją.

Ekwipunek:

- Nieco przestarzały acz nadal sprawny licznik midichlorianów.
- Derriphan uwięziony w magnetycznej sferze. Inteligentny, złośliwy i bardzo niebezpieczny.
- Miotacz morelliański .48. Toporny, o wartości sentymentalnej. Używa go od ponad wieku.
- Zdalniak o numerze seryjnym DS3 - służy jako rejestrator, mały bank pamięci cyfrowej, czytnik datakart, holoprojektor i zagłuszacz skanerów szpiegowskich. Dzięki takiemu rozwiązaniu Arcydiuk nie musi nosić datapadów.

Posiadany dobytek/majątek:

- "Nie mój interes"? Imperium TO JEST mój interes.


- Ostrokwiat - półinteligentna roślina z Dromund Kaas. Tzim poświęca wiele uwagi jej pielęgnowaniu, a ona z wdzięczności za lata opieki nie strzela do niego zatrutymi igłami. To relikt, za który ogrody botaniczne gotowe byłyby zapłacić fortunę.
- Kopie drogocennych ksiąg:
* Wielki Inkwizytor Laddinare Torbin, Fortele Inkwizycji.
* Imperator Palpatine, Manifest Użyteczność biurokratów, wolumin ze zbioru Władza absolutna.
* Imperator Palpatine, Kompendium Ciemnej Strony, Tom I: Księga Gniewu (ostatni rozdział oraz fragmenty).
* Imperator Palpatine, Kompendium Ciemnej Strony, Tom II: Słabość poślednich (ponoć przeczytanie w całości tej księgi ma zajmować 96 godzin. Tzim ma niestety tylko 2 rozdziały: Twarz autorytetu oraz Prawo strachu).
- Pokaźne zasoby danych: wyniki badań czołowych osobistości Imperium, listy z nazwiskami agentów oraz informatorów wywiadu.
- Pałac na Utapau podczepiony pod imperialną ambasadę.
- Prywatny prom z nieco mniej prywatnym pilotem.

Historia:

Tylko głupiec się JEJ nie boi

Żeby ta historia nabrała ram, musisz mi uwierzyć we wszystko, co powiem. A będzie to trudne. Spróbujmy.
Według wcale niedawnych ale całkowicie zakazanych przez Imperium wierzeń istnieje siła, która obiega całą galaktykę, spaja ją potężnymi, niewidzialnymi ogniwami, przenika każdą drobinę materii i łączy nas, myślące istoty milionów gatunków, w wielkim kręgu. Zawiera w sobie wszystko, od pyłu na twoim rękawie, po supermasywne czarne dziury w Głębokim Jądrze, od leniwie się unoszących w próżni drobin materii po pędzące w nadprzestrzeni gwiezdne niszczyciele. Nie dba o rozmiary ani odległości.
Jedni mieli sądzić, że to pole mistycznej energii ignorującej znane prawa nauki. Inni, że zjawisko tworzą pasożyty; tak absurdalnie małe, że nie da się ich zbadać. A znaleźli się również tacy, którzy pokusili się nadać naszej osobliwości piękne imiona, otaczać ją boską czcią. Nie wiem, czy to tajemnicze coś, ta energia, jest deistyczną sumą wszelkiej kreacji. Nie wiem, czy jest niezależną od naszych decyzji i uformowaną w wartki, niezmienny nurt przed eonami kosmiczną rzeką myśli. Nie wiem, czy jest bytem inteligentnym, punktem widzenia na los, a może wypadkową decyzji, słów i czynów. Przypadkiem. Chaosem.
Wiem tylko, że ta siła, tak zwana Moc, ma swoją jasną stronę; naturę dobrotliwą i łagodną, pełną wielkich obietnic dla wszelkiego życia, pełną wiary w lepsze jutro. Że może wyzwalać narody, kwitnąć na łąkach, błyszczeć światłem gwiazd, inspirować, leczyć ciało i duszę. Przejawia się w bezinteresownym geście oraz w prawie, w szlachetnych pobudkach, w miłości, we wszystkim tym, co intuicyjnie nazwiesz pięknym. Jasna strona jest ciepła, może ogrzać twe serce. Wiem to z całą pewnością, że może dawać nadzieję.
I wiem, że jest też ciemna strona.

Pierwsze skoki

Moje dzieciństwo nie ma najmniejszego znaczenia. Dorastanie zresztą też. A gdy tak się zastanawiam nad przeszłością, nie widzę w niej zbyt wielu ciekawych, godnych opowiadania zdarzeń z czasów, nim opuściłem rodzimą gromadę gwiezdną.
Słowo wyjaśnienia się jednak należy, winienem więc powiedzieć, że należałem do zaprzysiężonych stróżów prawa, o których cywilizowana galaktyka raczej nie słyszała. Morelliańscy Egzekutorzy nie przypominają znanych wam sił policyjnych. Byłem jednocześnie sędzią, oskarżającym i, jak wskazuje sama nazwa, egzekutorem. Lubiłem to, naprawdę to lubiłem. Ja, starty prochowiec, stara dobra czterdziestka ósemka i żadnych zasad; po drugiej stronie lufy tani drań, za którym nikt nie będzie tęsknił, gwałciciel, złodziej, bez różnicy. To nie to samo co ściganie przestępców na terenie Imperium. W mojej pracy było coś... uczciwego. Sprawiedliwego i dzikiego. Zrozumieć mogliby to chyba tylko Łowcy Nagród.
Porzuciłem Wspólnotę Morellian i ruszyłem w Galaktykę bodaj w wieku trzydziestu trzech standardowych lat, co w przypadku mego gatunku oznaczało, że biologicznie przypominałem dorosłego człowieka, a mentalnie byłem niedorozwiniętym Gunganinem.

Nudna Stara Republika

Naprawdę nie pamiętam wszystkiego, czym się zajmowałem przez kolejne miesiące. Nie był to okres szczególnie aktywny; można rzec, że dopiero nabierałem rozpędu. Owszem, zdarzały się silne emocje, sukcesy i porażki. Kosmiczna włóczęga musi obfitować w przygody, jednak nie napawałem się nimi. Sunąłem między gwiazdami jak przez sen. Czy moje życie było w jakiś sposób szczególne?
Nie, nie wydaje mi się. Było zwykłe. Tylko że długie.
Kogoś pozbawiłem życia w akcie zemsty, raz wszedłem w drogę Huttom i dostałem nauczkę, raz wygrałem na loterii, raz odwiedziłem Coruscant. Miałem wypadek w systemie, którego dziś nawet nie umiałbym pokazać na mapie gwiazd. Na Odległej Rubieży widziałem nów trzech księżyców nad oceanem o czarnej wodzie, dane mi było też ujrzeć porę kwitnienia na Felucji, poczuć przyprawiający o szał zmysłów zapach tysięcy kolorowych kwiatów. Spędziłem parę lat na nudnym świecie środkowej Rubieży, pracowałem, robiłem zakupy, grywałem z sąsiadami w Sabacca, miałem tani ścigacz. Chyba byłem wzorowym obywatelem. Tak było do czasu, gdy poniosło mnie na Światy Jądra.
Tam się zakochałem i pojąłem żonę.
Później obserwowałem, jak moja ukochana się starzeje, jak z roku na rok się zmienia, jak przybywa jej zmarszczek i przestają ją cieszyć rzeczy, które sprawiały nam radość w młodości. Jej skóra straciła barwę łąk Naboo, zmatowiała, a oczy nie miały już drapieżnego blasku. Zostawiłem ją po czterech dekadach, czterdziestu szczęśliwych latach, by dokonała reszty nieciekawego życia w samotności, wyszedłszy bez słowa o pięknym poranku. Jeśli jest coś, na co nie mogę dziś patrzeć bez obrzydzenia, to podstarzała Twi'lekanka.

Nikt się nie spodziewał imperialnej Inkwizycji!

Oczywiście. Nikt się nigdy nie spodziewa imperialnej Inkwizycji.
I ja też się nie spodziewałem, bym kiedykolwiek miał do niej dołączyć, a jednak do tego doszło. Ha, teraz wybiegłem myślami o dobre pięćdziesiąt lat, daruj. Nim zostałem budzącym respekt Oficerem Prawdy, byłem zwykłym urzędnikiem, niskim rangą oficerem na niszczycielu, ambasadorem Utapau i dopiero przyjacielem wywiadu.
Z ciekawostek: służyłem jako astronawigator pod niejakim Mitth'raw'nuruodo, Chissem, lepiej znanym jako Thrawn. Wówczas jeszcze zwykłym kapitanem. Thrawn miał tajną misję eksploracyjną w Nieznanych Regionach i Dzikiej Przestrzeni. Dla was, ze Znanej Galaktyki, to było wielkie przedsięwzięcie, a dla mnie tylko... powrót do domu.
Wróćmy na wektor chronologii.
We flocie wynudziłem się nieomal na śmierć, nadto nie miałem poważnych perspektyw, ponieważ nie zawsze widziano we mnie człowieka. Chodzi mi o ścisłe rozumienie: człowiek - przedstawiciel gatunku ludzkiego. To przez włosy, jak sądzę. Teraz, z wiekiem, wypłowiały, są bardziej akceptowalne. Nie bez problemów trafiłem do COMPNORu, a ze swym nieciekawym pochodzeniem musiałem mierzyć tam, gdzie dało się wykazać, gdzie mniej od wpływów i finansów liczyły się faktyczne umiejętności - w Odległą Rubież.
Sam Wielki Moff Tarkin nadał mi przywileje i miłą, a przy tym wymagającą sporego zaangażowania domenę: planetę Utapau.

Szpieg, którym nie byłem

Moja kariera w Imperium była bardzo powolna, dość chaotyczna i oczywiście niebezpieczna. Jakby tego było mało, jedyny człowiek, któremu ufałem, zmarł na pokładzie pierwszej Gwiazdy Śmierci. Drugą taką tragedią była chyba tylko śmierć samego Imperatora.
Oto zostałem sam.
Więc poszukałem sojuszników. Znalazłem ich tam, gdzie udawał się każdy desperat karierowicz, czyli w wywiadzie. Zaczęły się: donosicielstwo, dziwne przysługi, pełne napięcia dialogi przez holoprojektor, szyfry, podsłuchy w komnatach oraz intrygi. Moralny kanibalizm na drogich zastawach.
Im więcej się dowiadywałem o imperialnej biurokracji, tym bardziej uderzająca była świadomość... jak niewiele w rzeczywistości wiem. Machina Imperium była wielka i całkowicie niemożliwa do zatrzymania. Setki tysięcy urzędników, a każdy doinformowany jedyne na tyle, na ile wymagała tego jego praca. We właściwym wywiadzie na każdego terenowego agenta przypadali kontrolerzy, jeden sekret prowadził do kolejnego. Każda jedna odpowiedź rodziła wiele pytań. Każde z tych pytań mogło być moim ostatnim.
Imperialny wywiad nie miał głębi, do której dało się dotrzeć na wskroś. Imperator nie był głupcem. Jego dzieło miało kształt leja, jak mityczne piekło; im niżej schodziłeś, tym trudniej było odgrywać rolę, tym gęstsza stawała się sieć zależności, szantaży i świństw. Im dłużej schodziłeś po spirali, tym bardziej kręciło ci się w głowie.
A na samym końcu leja - on. Palpatine. Prawdziwy demon tegoż piekła. Pająk na największej z sieci.

4 ABY - 28 ABY, ćwierć wieku snu

Chciałbym powiedzieć, że po Endorze zrobiłem dla Imperium więcej, niż ktokolwiek inny. Że walczyłem do ostatniego żołnierza, a gdy ich zabrakło, sam ruszyłem do walki. Ale nie miałem ani żołnierzy, ani chęci, by ginąć. Galaktyka rozpadła się na tysiące odłamków jak potłuczone lustro, nie umiałem odnaleźć odbicia w żadnym z nich. Wśród licznych kontynuatorów idei Nowego Ładu nie znalazłem sobie bliskiego, do którego warto było się dołączyć. Dzięki temu nadal żyję.
Chciałbym powiedzieć, że przez lata knułem w ukryciu zemstę, genialny plan obalenia Rebeliantów oraz ich śmiesznego rządu, karykatury państwa szumnie zwanego Nową Republiką, ale w istocie miałem na głowie bardziej realistyczne problemy, utrzymanie się w strefie wpływów Utapau chociażby.
Około roku dwudziestego po bitwie o Yavin poznałem koordynaty Necropolis, planety-cmentarza. Postrzępione ruiny budowli, zaschnięte trupy, chodniki sypiące się w pył przy nieostrożnym kroku - idealne miejsce na pełne zadumy spacery. Wśród gruzów znalazłem młodego Derriphana, ostatkiem sił przyssał się do mych emocji. Nawiasem wątpię, by mu smakowały. Pozwoliłem, aby się mną nakarmił, a później zabrałem go na statek, tak jak zabiera się bezdomnego szczeniaka napotkanego na ulicy. Derriphany wyginęły przed tysiącami lat, tymczasem oto znalazłem młodego osobnika i to w miejscu, w którym życie byłoby ostatnim, czego można się spodziewać.
Śmierć Allistaira Tourville'a, kolejnego imperatora, mną nie wstrząsnęła; nigdy go nawet nie widziałem, był człowiekiem bez twarzy. Wstrząsnęła mną za to tożsamość zabójcy: Mara Jade - kiedyś ją znałem, lubiłem, widywałem za starych dobrych czasów na Potrójnym Zerze. Naturalnie nigdy więcej nie zaufam rudej kobiecie, nikt w Galaktyce nie powinien. Matka Fena Daali była ruda.

Więc znów - nikt się nie spodziewał imperialnej Inkwizycji!

Mówiłem już, że nikt się nie spodziewa imperialnej Inkwizycji? To dobrze. To ważne.
Nie byłem specjalnie gorliwym inkwizytorem. Właściwie nigdy nie zabiłem Jedi, przynajmniej własnoręcznie. No, może jednego.
Co więcej, nie miałem do nich żadnego afektu: Zakon Strażników Pokoju, którego misją jest pomaganie mieszkańcom Galaktyki. Brzmi całkiem uczciwie, nieprawdaż? Jedi nie byli moim wrogiem, znaleźli się po prostu po złej stronie konfliktu. Podpadli Imperium, a to oznaczało, że musiała ich spotkać najsurowsza z kar. Co innego Sithowie - za tymi nie przepadałem. Byli nieobliczalni, niezdyscyplinowani i strasznie aroganccy. Dopiero na samym końcu dało się poznać ich prawdziwą naturę, ostatni błysk w oku oraz ostatni wrzask jasno wskazywały, że byli tchórzami.
Nie miałem żadnych wyrzutów sumienia, gdy wskazywałem miejsce pobytu któregoś z nich. Taką miałem metodę - znaleźć Władcę Mocy i pozwolić, by pluton szturmowców zajął się resztą. Może właśnie dzięki dystansowi do sprawy zostałem Wysokim Inkwizytorem, a może zadecydował o tym fakt, że równie chętnie pozbywałem się Jedi, Sithów, jak i niewygodnych, budzących jakiekolwiek wątpliwości co do zaangażowania w imperialną sprawę Inkwizytorów.
Jako jeden z nielicznych wiedziałem, że władający Mocą Inkwizytorzy na dniach dołączą do ofiar. Nie ma znaczenia, jak dobrze wyszkolony jesteś. Nie ma znaczenia, jak silny Mocą się okazałeś, jak niezłomny masz charakter. Ciemna Strona na zawsze zostanie twoim niechcianym towarzyszem, wgryzie się w trzewia, będzie twoim cieniem.
Ci, którzy poddali się Ciemnej Stronie tracą kontakt z własnymi osobowościami. Jedni zaczynają miewać skłonności samobójcze, drudzy nie potrafią myśleć o niczym poza bólem, gwałtem i nienawiścią - czerpią z emocji satysfakcję, uzależniają się od nich. Inni ślepną bez żadnego powodu, bądź też ich ciała ulegają deformacji. Są też tacy, którzy popadają w manię cyborgizacji oraz usprawnień genetycznych.
Miałem się utożsamiać z tymi wariatami?

Nieoczekiwany sojusznik

Mistrz Sergrad był jednym z najbardziej poszukiwanych niedobitków zakonnych ostatnich lat polowania na Jedi. Wpadałem na jego trop kilkukrotnie. To była naprawdę długa gonitwa, pociągnął mnie po kilkunastu systemach w różnych sektorach. Kiedyś znalazłem jego dom - małą lepiankę na bagnistym świecie, a innym razem mój okręt dosłownie otarł się tarczami o transportowiec, którym leciał.
Dlaczego, gdy wpadł w moje ręce, zamiast oddać go katu, zacząłem z nim dyskusję? Może miało to związek z faktem, że był Morellianinem, a nigdy wcześniej nie spotkałem rodaka poza Dziką Przestrzenią. Może przez to, że całe Polowanie na Jedi traciło już sens. Sergrad nie był przeciwnikiem dla Imperium, nie był nawet poza prawem, sam siebie pozbawił zdolności. Goniłem go dość długo, by uważać to za statyczny element w moim życiu. Gdybym go zabił, nie poczułbym satysfakcji, a chyba tylko... pustkę.
Jego śmierć w tym czasie niczego nie mogła zmienić. A życie, kto wie?
Polubiłem nasze dywagacje przez energetyczną tarczę. Powiedziałem mało - niemal się od nich uzależniłem. Machinalnie przerzucałem dokumenty na biurku, bez emocji zajmowałem się sprawami wielkiej wagi dla planety, a podnietę odczuwałem dopiero na myśl, że oto nadchodzi wieczór, czas odwiedzin więźnia, czas poglądowych sporów, wniosków, nauki.
Dyskutowaliśmy całymi godzinami, ważąc słowa, unosząc się, wyśmiewając i wskazując wzajemne sofizmaty. Sergrad wiedział o Mocy dużo, wiedział więcej, niż ktokolwiek, z kim miałem do czynienia. Pamiętał czasy Starego Zakonu, podzielił się ze mną częścią tych nauk, a ja przedstawiłem mu swoją wizję lepszego Nowego Ładu. Jeśli ktoś mógł mi pomóc w jej realizacji, to właśnie on.
I tak, na czarne kości Imperatora, z wrogów zostaliśmy wspólnikami.

W służbie Imperium

Nazywam się Tzim A'Utapau; ledwo pamiętam, jakie imię nosiłem w dzieciństwie. Chodzę po tej Galaktyce od stu pięćdziesięciu lat, od ponad siedemdziesięciu służę Imperium. Byłem już zdrajcą i bohaterem, mordercą i ostatnim sprawiedliwym.
Wierzę, że najlepsze nadal przede mną.

Inne:

  • Tzim nie jest szlachcicem, ma tak chamski rodowód, jak tylko można sobie wyobrazić. Wielki Moff Tarkin nadał mu tytuł arcydiuka z powodów pryncypialno-formalnych.
  • Mało kto wie, że Arcydiuk ma obecnie żonę oraz dwoje dzieci w ramach realizowania wzoru obywatela Imperium. Syn robi karierę jako komandor we flocie, żona przebywa na Bastionie, zaś córka nie robi nic szczególnego - jest rozpieszczona przez ojca.
  • Nie posiada świetlnego miecza, ponieważ jedyny egzemplarz takiej broni "gdzieś mu się zawieruszył". Tzim nigdy nie nauczył się trudnej sztuki konstruowania świetlnej broni, Inkwizytorom nie było to potrzebne. Ponoć rękojeść, z prywatnej kolekcji Palpatine'a zresztą, należała kiedyś do ważnego Jedi. Szkoda, ale do przeżycia.
  • Jego zdalniak bardzo przypomina miniaturową Gwiazdę Śmierci. Pomimo zaawansowania i swego rodzaju zrozumienia nawyków właściciela, zdalniak nie jest droidem; nie posiada nawet szczątkowej inteligencji.
  • Sam Tzim jest wielkim zwolennikiem budowy prawdziwej Gwiazdy Śmierci. Nawet działa aktywnie w tej sprawie.
  • Jest prawdopodobnie ostatnim Wysokim Inkwizytorem z czasów polowania. Jego słodką tajemnicą jest, dlaczego oraz w jaki sposób uniknął losu pozostałych.
  • Derriphan wydaje się zarazem darzyć Tzima szacunkiem, jak i nienawidzić, dlatego też zwykle nie jest wypuszczany z magnetycznej pułapki. Relacja istoty z Inkwizytorem jest skomplikowana jak romans z holonoweli.
  • Podobno stale nosi rękawiczki, ponieważ ma przewrażliwiony zmysł dotyku. Kontakt fizyczny, zwłaszcza z drugą osobą, jest dla niego nieprzyjemny; nienawidzi, jeśli się go dotyka bez uprzedzenia. Zapewne to kolejny efekt uboczny wszczepu.
  • Przydziałowy pilot promu Arcydiuka ma na imię Hal, pochodzi z planety Anaxes. I po piętnastu latach pracy tylko tyle o nim wiadomo.
Image

Postacie archiwalne:
Image
Image
Tau z Lakonów - stoczniowiec, infant Fondoru
Sate Nova (ERG 1212) - imperialny gwardzista
Asa-Lung - zmiennokształtny
Korjak z Malastare - Feeorin, windykator Czarnego Słońca
Awatar użytkownika
Tzim A'Utapau
Gracz
 
Posty: 1589
Rejestracja: 4 Lis 2010, o 20:34

Re: Tzim A'Utapau

Postprzez Tzim A'Utapau » 26 Lut 2014, o 20:27

Wilhuff

Image


Informacje ogólne

Właściciel: Tzim A'Utapau
Producent: Sienar Fleet Systems
Model: Prom Typu Mu, Model 2
Klasa: Statek zwiadowczy
Orientacyjna cena: Koło 300 000 imperialnych kredytów
Opis: Wilhuff to nazwa oddająca cześć jednej z najważniejszych osobistości Imperium. Niesławny autor imperialnej doktryny Wilhuff Tarkin, jest prawdziwym idolem Tzima. Prom nie ma zbyt bogatej historii: służył jako środek transportu, kiedy był potrzebny.

Informacje techniczne

Wielkość: 20 metrów długości
Napęd: standardowy silnik jonowy
Prędkość w atmosferze: 850 km/h
Hipernapęd (zapasowy): 2 (20)
Załoga (minimalna) 2 (1) - pilot, drugi pilot
Pasażerowie: 14
Ładowność: 100 metrycznych ton
Uzbrojenie i osłony:
- 2 sprzężone działka laserowe

Informacje dodatkowe:

Stan techniczny: W pełni sprawny, serwisowany przez Imperium.
Kody identyfikacyjne: Legalny, państwowy, uprzywilejowany. Jako jednostka ze stajni Inkwizycji Mu M. 2 Wilhuff jest zwolniony z kontroli celnej, ma prawo wlotu do dowolnego kosmoportu, nie ciąży na nim obowiązek podawania celu wizyty ani punktów przeznaczenia podczas opuszczania przestrzeni. W cywilnych kosmoportach na terenie Imperium może zająć dowolne miejsce na liście oczekujących na zezwolenia oraz serwis. Ma także przydziałowego opiekuna w Biurze Obsługi Statków i Spedytorów.
Modyfikacje i moduły dodatkowe:
- brak

Ładunek, hangary i droidy:
- droid przesłuchujący IT-O
Image

Postacie archiwalne:
Image
Image
Tau z Lakonów - stoczniowiec, infant Fondoru
Sate Nova (ERG 1212) - imperialny gwardzista
Asa-Lung - zmiennokształtny
Korjak z Malastare - Feeorin, windykator Czarnego Słońca
Awatar użytkownika
Tzim A'Utapau
Gracz
 
Posty: 1589
Rejestracja: 4 Lis 2010, o 20:34

Re: Tzim A'Utapau

Postprzez Mistrz Gry » 11 Lut 2016, o 19:15

zginął podczas nieudanych negocjacji z obcymi.
viewtopic.php?f=179&p=51128#p51128
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02


Wróć do R.I.P.