Bacta! Ta obrzydliwa maź która przyniosła jej wówczas ukojenie i pierwszy od tylu lat spokojny, błogi sen, to właśnie była bacta! A więc prawdą jest, że Huttowie posiadają potężne zasoby. Zaiste. Głowić można by się nad tym długo, nie mniej jednak nie to zdjęło jej uwagę w tamtej chwili.
Elena ponownie spojrzała w oko kamery, która oglądała każdy jej ruch, najdrobniejszy gest. Niebieska suknia przylegała niemalże idealnie, długa do samej ziemi, w zestawie z nią były i długie rękawiczki pozbawione palców oraz bransolety na nadgarstkach doskonale współgrające z szafirowym odcieniem. Ona sama natomiast czuła się teraz jeszcze bardziej nieswojo. Suknia jakkolwiek piękna by nie była, nie pozostawiała wiele dla wyobraźni, ramiona oraz szyja były odsłonięte, plecy tuż za łopatkami także odkryte, a więc nie mogła już liczyć na cokolwiek, czym mogłaby się dodatkowo zasłonić. Smutek, czy może już teraz złość wywołał także fakt, że jej dekolt także do pewnego stopnia został odsłonięty. Niewielkie piersi może nie wylewały się z gorsetu wszytego w ubranie, jednak były uniesione i usztywnione. Sam element istotnie stanowił atut jednak Ellie to nie obchodziło w tej chwili. Przeglądając się zaczynała właśnie kipieć gniewem.
"Czy ten skurwiel na prawdę myśli, że jestem jego laleczką?!" — przeszło jej przez myśl, na jasnej skórze prócz wyraźnie teraz zarysowanych żył zaczęły uwidaczniać się także inne barwy, czerwień ozdobiła jej policzki i szyję, ciepło napłynęło do głowy wraz z gorącą, gotującą się krwią. Fox aż zadrżała patrząc na ubranie, jakim uraczył ją Stonmal Marklon. Funkcjonariusz bezpieczeństwa Huttów. — "Sama jesteś sobie winna kretynko..." — to smutne spostrzeżenie odzwierciedliło się w instynktownym wbiciu paznokci w nadgarstki. Latami piłowane i docinane odpowiednio "pazury" gdy chwila tego wymagała posłużyły do wyładowania stresu.
Elena po chwili poczuła to charakterystyczne wrażenie przebijanej skóry, ciepło jakie wystąpiło na koniuszkach świadczyło o tym, że dopięła swego. Krew spływała bardzo powoli, nie stanowiła zagrożenia dla jej życia, jednak była satysfakcją. Dziewczyna uniosła dłonie oglądając czerwoną ciecz wędrującą pomiędzy palcami. Przez moment zahipnotyzowana tym widokiem zapomniała, o tym gdzie jest i czego oni od niej chcą. Kolejny raz wbiła paznokcie w skórę, w tym samym miejscu. Ten impuls bólu przynosił jej ukojenie, odurzał do stopnia, w którym nie liczyło się już nic. Minuty upłynęły. Pora wrócić do stanu świadomości, brutalnej, okrutnej. Życie to dziwka. Zdecydowanie.
Złodziejka zbliżyła się do łóżka, na którym jeszcze przed chwilą leżała. Materiał, którym pokryty był materac został wykorzystany do zatamowania krwawienia, oraz wytarcia śladów z jej własnych dłoni, tak, rękawiczki nie ucierpiały na tym procederze, zdjęła je przed całym przedsięwzięciem. Teraz ponownie zakładając ukryła rany, jeszcze ciepłe i pulsujące. Chwila samotności została zakończona, gdy na horyzoncie pojawił się znajomy już kat w formie droida B11N. Ten sam, który badał jej stan podczas przesłuchania. Teraz wspomnienia wróciły i uderzyły ze zdwojoną siłą. Ponownie okazała się słabsza, dała się złamać, dała się zgiąć do woli tego człowieka, ze wszystkich ras, człowieka. Obrzydliwej istoty ludzkiej. Gniew ponownie wystąpił, silniejszy. Elena zrobiła się teraz już sina ze złości, która po chwili przerodziła się w dość chłodną mściwość. Zemsta przecież najlepiej smakuje będąc podana na zimno, prawda?
Włosy, należało zrobić z nimi porządek. Przeczesane dłonią i ściągnięte w dwa warkocze, które zostały podpięte przy użyciu spinek, jakie były przy sukni, chyba miały służyć jako ozdoba gdzieś indziej. Elena najwidoczniej uznała, że będą idealnie pasować do jej niecodziennej fryzury. Owe warkocze zostały splecione na krzyż ze sobą z tyłu głowy, z przodu tworząc wianek, "pędzle" na końcach przez moment stały na sztorc, po czym opadły na boki. Grzywkę przegarnęła na bok odsłaniając czoło, na którym od razu wystąpiły zmarszczki gdy B11N otworzył celę.
<skrr> – Proszę za mną, Panno Fox. <skrr>
Dziewczyna bez słowa ruszyła, skinieniem głowy dała tylko sygnał, że rozumie. Nie stawiała oporu, nie zamierzała. Jej uwagę zdjęło jedynie to chore przeświadczenie, że z tej sytuacji może wyjść jedynie nogami do przodu. Sama ta myśl jakby dodawała otuchy teraz, strach ustąpił chęci zaznania ulgi w cierpieniu. Ale najpierw, należy przefastrygować twarz mężczyzny dość skrupulatnie, wyłupić oczy, przegryźć tętnicę i zrobić porządek z oprawcą, gdyby tylko była szybsza od tego oddziału. Gdyby tylko nie pękła w tamtej chwili. W jej głowie obecnie panował chaos, który został wykorzystany przez najciemniejsze uczucia, jakie tliły się wewnątrz. Elena powoli przyjmowała tę mroczniejszą stronę duszy i pozwalała jej sobą zawładnąć, planując coraz to bardziej wykwintne sposoby zadania bólu i cierpienia. Jakby coś podpowiadało jej, że powinna wziąć ten odwet, że dopiero wtedy poczuje się spełniona, te myśli tak znajome, a jednocześnie niepasujące do jej natury. Niby kto inny przemawia? Jej złość była zimna, pozbawiona wyrazu, na twarz wystąpiła teraz maska, cyniczna i ironiczna zasłona, która nie powinna jej zawieść tym razem. Nie, umrze lub wyjdzie obronną ręką z tego starcia.
Korytarze, którymi droid prowadził złodziejkę zdawały się inne, mogłaby przysiąc, że nie była nigdy w tej części fregaty. Na pewno nie była, zapamiętałaby tak istotne szczegóły, zapamiętałaby to oświetlenie, przepaloną jedną z żarówek oraz oznaczenia na poszczególnych drzwiach, w końcu blok więzienny nie był na liście miejsc do zwiedzania. Teraz mogła podziwiać z kolei kunszt i przepych jakim charakteryzowali się Huttowie, we wszystkim co robią. Kolejne poziomy coraz bardziej wystawne. — Przerost formy nad treścią, drogi Vasto... — pomyślała oglądając ten mały światek dookoła niej, wnętrze statku potężnego... ślimaka. Kolejny korytarz był ostatnim w jaki skręciła zaraz za droidem, szła spokojnie i statecznie, tym razem nie potykając się choć ta suknia przyprawiała ją o ból głowy i nie tylko.
Zdaje się, że sala do której weszli miała być pomniejszą bankietową. Tutaj dostrzegła pośród przystrojonych stolików jeden, nakryty, dwa miejsca, kieliszki wypełnione winem oraz puste talerze, gdzieś tam dostrzegła także droida serwującego, który chyba właśnie wracał do kuchni po zamówiony posiłek. Nie to jednak w stoliku było najważniejsze, siedział przy nim jej oprawca, w tym samym mundurze, który zapamiętała, w tym samym, który świdrował teraz dziurę w jej świadomości. Nie, nie rzuciła się na niego choć miała taką ochotę, wiedziała dobrze, że mężczyzna musi mieć przy sobie blaster, zresztą także i droid musi służyć jako dodatkowe zabezpieczenie. Gniew ustąpił na chwilę, musiała przecież zachować twarz, w końcu i tak już pękła w tej "sali tortur". Z klasą obecną pośród wyższych sfer zbliżyła się do stolika, nie czekała by ktokolwiek odsunął dla niej krzesło, a następnie je dosunął z powrotem. Nie, na tę uprzejmość nie liczyła. W jej ruchach było widać, że kiedyś musiała pochodzić z bogatego domu, gracja z jaką obecnie poruszała się jasno o tym świadczyła. Każdy drobny gest i manieryzm tylko utwierdził funkcjonariusza ochrony w tym przekonaniu, nie zmieniło to jednak jego oceny w stosunku do tej dziewczyny.
Z chłodem obserwował, nie liczył się przecież z tym, że może w każdej chwili na niego się rzucić, nie zdecydowanie nie. Gdyby tylko spróbowała. No cóż, ludzie Maskey'a mieliby rozrywkę przez jakiś czas. Teraz natomiast należało przejść do rzeczy.
– Cieszę się, że zechciałaś do mnie dołączyć, Panno Fox. — powiedział przerywając upojną ciszę, w dłoni miał nie pistolet, a kieliszek wypełniony winem. Nie byle jakim. Ten odcień, zapach i faktura nie mogły zostać pomylone z niczym innym. Kolejne odcinki przeszłości odtworzyły się w głowie dziewczyny, która obserwowała jak ów człowiek upija właśnie łyk.
– Tarisiańskie, półwytrawne. — Skwitowała dosuwając krzesło i zajmując wygodniejszą pozycję, jednak z gracją. Nadal nie dała po sobie poznać, jak wściekła jest w tej chwili. Jej gra przerodziła się w coś innego. Ta nowa emocja może delikatnie nurtowała starego oficera, jego twarz nie wyraziła nic poza znużeniem. — Jak słodko, chciałeś bym poczuła się jak u siebie w domu? — rzuciła dość kąśliwie do rozmówcy upijając łyk i odstawiając kieliszek na swoje miejsce. — Po co ta cała szopka, Marklon? Nie prościej było podać mi "Nabuzowanego Tautaun'a"? z ekstra "pianką"?
– Wtedy jedyny pożytek jaki mógłbym z ciebie mieć, to ulżenie moim chłopcom. — Rzucił kwaśno mężczyzna upijając kolejny łyk.
To chyba wystarczyło, żeby naprężona struna jaką była teraz właśnie strzeliła. Z szybkością jakiej nie można było się po niej spodziewać Elena złapała za nóż wychyliła się przez stół mierząc w gardło siedzącego naprzeciw mężczyzny, tylko po to, by czołem dotknąć lufy blastera. Nawet jeśli był nastawiony na ogłuszanie, to by był właśnie koniec jej przygody w tym miejscu. Oczy pełne nienawiści, skrzące się limonkową zielenią sztyletowały niemalże człowieka przed nią. Wściekłość nie ustąpiła nawet na chwilę. Stonmal niewzruszony celował do niej. Nie powiedział nic. Całość sceny przerwał droid, który właśnie przyniósł coś, co Elena rozpoznała od razu. Tak nawet jeśli restauracja, w której pracowała nie była jakaś specjalna, podawane dania miały określać "wielokulturowość" lokalu. Klasyczny posiłek złożony z pieczonego goraka, przyozdobiony płatkami kwiatu Malla, zdecydowanie. Towarzyszyła mu sałatka, ziemniaki oraz jajko innego ptactwa. Mikstura zapachów przez moment odurzyła dziewczynę, oczy błysnęły w antycypacji gdy drugi z talerzy też został wypełniony, jej talerz. Znowu dała sobą manipulować, znów dała sobą pograć. Najpierw ją upokorzył teraz zabawił się jej głodem.
– No no... Takie zachowanie nie przystoi damie, prawda?
– Wal się. — Odpowiedziała automatycznie niemalże, powoli zatapiając nóż i widelec w pieczonym mięsie. — Co ciebie to obchodzi?
– Masz rację, to akurat nic. Bardziej zainteresowały mnie twoje sondy oraz ten zleceniodawca, którego wspomniałaś. Ufam, iż posiłek pomoże odświeżyć ci pamięć. Jeśli nie... Powrót do celi będzie tym o co będziesz błagać. — Słowa całkiem spokojnie opuściły usta, wypowiadane tak naturalnie, że Elena miała problem z ocenieniem emocji tego człowieka. Jego manieryzm był maską, wyuczony, skoro ona mogła grać w tę grę, to in on zamierzał. Jak na razie żadnej z ekscesów nie spotkał się z karą, jakiej powinna doświadczyć.
Kilkanaście minut upłynęło. Oboje jedli, oficer zdawał się nawet nie patrzyć na nią. Z drugiej jednak strony młoda złodziejka tylko szukała momentu by zaatakować, żadnych luk obecnie, a blaster był nie od parady, drugi raz nie zatrzyma go w ostatniej chwili, po prostu wystrzeli. Nie ma sensu ryzykować. Los nigdy jakoś specjalnie nie obchodził się z nią za dobrze. Nikt właściwie nie pamiętał o tym, kim była, nikt nie chciał nic poza korzyścią z niej. Tak więc czemu miało by być inaczej i tym razem. Czy pieniądze były tego warte? Czy zdrowie i życie nie są cenniejsze?
– No więc. Zechcesz kontynuować temat naszej rozmowy? Może przypomnę, kto cię najął? — błogość ustąpiła wraz z dźwiękiem jego głosu, od tej pory nie tylko ją przerażało każde słowo jakie on wypowiadał, ale także rozpalało ten nieznany gniew. Dyktowany lękiem, złość była ciężka do okiełznania, jednak udało się.
– Nie wiem, jak na prawdę się nazywa, kontaktowaliśmy się przez jednego z pośredników... — palec, który pojawił się na ustach dziewczyny wprawił ją w drżenie, oczy rozszerzyły się dość mocno, odbijał się w nich strach.
– Tę historyjkę już słyszałem. Interesują mnie fakty, nie mity. Twoje drugie ostrzeżenie. — Odpowiedział chłodno mężczyzna, dłoń wróciła na swoje miejsce, to jest właśnie kończyła okrawać goraka.
– Kiedy ja... na prawdę... nie wiem jak kim on jest.
– Ale wiesz jak go znaleźć, jak się skontaktować, w końcu miałaś zniknąć z naszego okrętu zanim ruszymy, prawda? — celne spostrzeżenie. Elena zesztywniała, jego intuicja i lata doświadczenia jeszcze nie zawiodły, podrzędny złodziej z pewnością nie jest żadnym przeciwnikiem. — Czy może jednak się mylę? Mam ci przypomnieć, co robimy z bezużytecznymi śmieciami?
– Proszę nie... — Jęknęła, jej gniew zniknął, zastąpił go lęk. Głęboki oddech. Każda opcja była teraz rozpatrywana ponownie, może jednak warto skończyć z sobą właśnie tutaj? Ulżyć sobie w cierpieniu i zapomnieć, że ktoś taki istniał? Kiedy ona nie ma odwagi zdobyć się na to cierpienie, które ostatecznie zakończyłoby wszystko. — Miałam się z nim skontaktować po pobraniu schematów Shell Armor, oraz zdobyciu kodów do Banku Weteranów. Ta zmodyfikowana sonda umożliwiała zrobienie jednego i drugiego, po obejściu systemów obronnych fregaty, oczywiście.
– Na co komu zbroja Huttów?
– Zbroja? Na nic, raczej zawartość jej oprogramowania.
– Przejdźmy zatem do tej ważniejszej części, Bank Weteranów.
– Chcesz wiedzieć jak planowałam się dostać do waszych systemów? — Zapytała Elena głos nadal jej drżał, jednak twarz nie wyrażała niczego, może poza pogardą dla człowieka, z którym przyszło jej dzielić stół. — Oprogramowanie w sali tronowej Vasto jest jeszcze starsze niż na reszcie tej fregaty. Nie wiem, dlaczego nikt przede mną nawet nie spróbował. To byłaby dziecinna igraszka tak właściwie. Oczywiście, to, że najcenniejsze dane znajdują się w tam dowiedziałam się od mojego zleceniodawcy. Najbardziej jednak zależało mu na kodach do Banku, jakby nie patrzeć pasja i nienawiść z jaką wypowiadał się na każdej nagranej wiadomości, czy też podczas holokonferencji jasno mówiły, że on chce pogrzebać Jego Ślimaczą Wysokość, Vasto. Nie dziwi mnie to właściwie, ale też nie obchodziło. I tak, dane są zakodowane, wiem o tym, ta sonda umożliwiłaby mi pobranie odpowiednich uprawnień i już jestem w systemie. — Dodała po chwili dziewczyna, wytężając zmysły by tym razem jej gra nie została tak łatwo przełamana, mówiła prawda? Nie miała interesu w kłamstwie tym razem, więc czemu tak otwarcie teraz o tym rozmawia?
– Czemu tak chętnie o tym mówisz?
– To proste... Beze mnie nie zrozumiecie jak ta sonda działa nawet za milion lat. Algorytm użyty do zakodowania panelu jest dość specyficzny, a tylko ja ją obsłużę. — Prawda, tutaj miała rację. Należało jednak dowiedzieć się czy i tym razem nie blefuje. Owe narzędzie pojawiło się na stole. Wymowne spojrzenie gospodarza zielonookiej zasugerowało jej. Miała udowodnić to, co właśnie powiedziała.
Sonda została poderwana i pochwycona w dłonie Fox, dziewczyna nacisnęła jeden z przycisków, o których istnieniu Stonmal nie mógł mieć pojęcia, mimo iż oglądał narzędzie tyle razy, żaden skan nie wykazał także nic poza standardowymi danymi na temat modelu, numeru seryjnego. Tajemniczy wydawał się tylko dodatkowy identyfikator w oprogramowaniu, nie wnosił nic, nie mówił tak na prawdę kto wyprodukował narzędzie, ale do tego technicy dokopali się dopiero po kilkugodzinnej analizie, w pierwszych fazach urządzenie przedstawiało się jako model marki Adno, co było niemożliwe, gdyż Korporacja Adno nie produkuje tego typu narzędzi.
Kilka kliknięć wyrwało funkcjonariusza z przemyśleń, może jednak faktycznie zabicie jej okaże się zgubne? Na czerwonym holopanelu oboje ujrzeli znaki, których nie rozumiało żadne z nich. Elena jednak niewzruszona wstukała dwa z jedenastu znaków jakich wymagała sekwencja, po czym ponownie nacisnęła na przycisk ukryty w urządzeniu, całość zniknęła, a sonda znów była tylko kawałkiem metalu. Następne kliknięcie uruchamiało dobrze znane menu w Basic'u. Kolejny przycisk WYJDŹ, został użyty to wyłączenia panelu. Złodziejka podała sondę szefowi ochrony i obserwowała go. Znalazł przycisk i go dotknął. Urządzenie rozbłysło czewienią, po czym zgasło. Szeroki uśmiech pojawił się na twarzy Fox.
– Och, chyba wspomniałam, że tylko ja obsłużę tę sondę, prawda? Nie wiem jak to działa, on wytłumaczył mi jedynie, że jest to forma zabezpieczenia, przed nieautoryzowanym użyciem, podobno klonowanie nie przyniosłoby żadnego skutku.
– On? Opisz mi go.
– Zacznijmy od... Zakapturzony, wysoki, kaptur nie ukazywał niczego poza linią szczęki. Nie był człowiekiem, z pewnością. Nie wiem nawet jak mógł brzmieć jego głos, zawsze jakby przez szybę mówił... Ale... — tutaj zawahała się, jakby nie wiedząc co powinna powiedzieć. — Było w nim coś, co mnie przerażało. Co sprawiało, że nigdy nie chciałabym mu zajść za skórę. — Po tych słowach Elena bezceremionialnie wgryzła się w resztki goraka i dopiła wino. A więc to jest powód jej otwartości? Tak, rumieńce jasno świadczyły o tym, że obecnie alkohol zrobił więcej niż cokolwiek innego. Albo miała tak słabą głowę, albo organizm tym razem nie wytrzymał. — I... tak, jeśli cię to interesuje... mój drogi oprawco, któremu życzę jak najgorzej, za... upokorzenie mnie... pochodzę z Taris, mój kuzyn, psia jego mać niech smaży się w piekle zwyrodnialec, uwielbiał właśnie to wino.