Content

Mgławicowe Lato

[NCZG] Dziewczyna i Galaktyka

Image

[NCZG] Dziewczyna i Galaktyka

Postprzez Mistrz Ind'yk » 31 Sie 2016, o 03:05

Dziewczyna i Galaktyka


Cylo nie uważał się za frajera, jednak w ostatnim czasie czuł, że Galaktyka coraz bardziej stara się zrewidować to zdanie. Nie chodziło nawet o to, że nie wychodziło mu to, czym zajmował się na co dzień, można było nawet powiedzieć, że był przy kasie. Tak naprawdę tracił samoocenę przez relacje damsko-męskie. Sprzykrzyły mu się już panienki z Ostatniej Alei, chciał czegoś więcej, chciał się zakochać. Albo chociaż zauroczyć. Tak głupio, tępo i całościowo, jak w holonecie. Choćby na chwilę, nic więcej.
Myślał o tym cały czas, gdy szedł przez dolne poziomy jedynego miasta na księżycu Nar Shaddaa. W momencie, w którym został gwałtownie popchnięty przez jakiegoś mięśniaka, zastanawiał się akurat nad tym, czemu powiedzenie „każda potwora znajdzie swojego rancora” nie ma także męskiej wersji. Przykładał w głowie początek „każdy potwór…” do różnych zakończeń, jednak żadne naprawdę nie pasowało. Otwór, stwór, twór, nowotwór… Kolejne wyrazy przelatywały mu przez głowę, przez co nie zauważył bójki odbywającej się w alejce, którą akurat wędrował. Uderzenie o ścianę szybko wyrwało go ze świata niespełnionej poezji.
W obskurnym zaułku odgrywała się scena, jaką teatr o nazwie Nar Shaddaa miał opanowaną do perfekcji. Kilku mięśniaków znęcało się nad mniejszą ofiarą, wykrzywiając groźnie twarze. Cylo już miał skorzystać z podpowiedzi swojego odruchu samozachowawczego i zniknąć, gdy jego wzrok padł na okradaną właśnie osobę. Była piękna, bez dwóch zdań. Dziewczyna (młoda kobieta, poprawił się w myśli) miała zgrabne ciało, które od razu wydało mu się wiotkie i wysportowane. Pomimo sytuacji bycia skopaną, zdeptaną i podduszoną, zachowała wiele gracji i uroku, co, musiał przyznać Cylo, było naprawdę imponującym osiągnięciem. Najbardziej jednak jego wzrok przyciągnęła jej twarz. A właściwie piegi, ale w tamtej chwili mógłby przysiąc, że tylko z nich składały się jej policzki i kształtny nos.
Każda potwora znajdzie swojego rancora, przeszło mu przez myśl, gdy wyciągał szybkim ruchem swój podręczny blaster. Tego dnia to on miał być rancorem. Napastnik, który zepchnął go na ścianę, zaszczycił go przelotnym zaledwie spojrzeniem, po czym odwrócił się do nękanej kobiety. Cylo miał więc dużo czasu na to, by w sekundę zaplanować swoje postępowanie. W następnym momencie mocnym kopniakiem posłał odwróconego tyłem Rodianina na kolana, a potem strzelił mu prosto w potylicę. Oddał szybkie trzy strzały do Bothanina kopiącego kobietę i zwrócił broń do trzeciego napastnika. Już wtedy zrozumiał, że powinien był skorzystać z więcej niż sekundy na knucie swojego planu.
Mężczyzna dopadł go w momencie, gdy blasterowa błyskawica dosięgła jego stopy, przez co upadli razem na brudny bruk. Cylo znalazł się pod wrzeszczącym człowiekiem, który był od niego prawie dwa razy cięższy i co najmniej sto razy wścieklejszy. Okładając napastnika kolbą zauważył, że czwarty z mięśniaków, niski Zabrak, zawahał się, jakby zamiast na Cylo miał zamiar rzucić się na powaloną i zmaltretowaną kobietę. Kilka mocnych ciosów pod żebra nie pozwoliło jednak cwaniaczkowi zrozumieć tej reakcji. Musiał walczyć o przetrwanie i nie miał zamiaru przegrać.
Mężczyzna złapał go za rękę z blasterem i boleśnie wykręcił nadgarstek. Cylo udało się tak poprowadzić tę szarpaninę, że tuż przed tym, jak broń wypadła mu z ręki, oddał ostatni strzał. Zabrak zwinął się w pół trzymając za brzuch i upadł na bruk dokładnie w tym momencie, w którym uderzył o beton mały blaster. Przed Cylo zostało jednak najcięższe wyzwanie. Czuł, że coraz ciężej oddycha mu się pod ciężarem wielkiego napastnika. Zostało mu niewiele czasu, zaczął więc wierzgać nogami, mając nadzieję na trafienie w zranioną stopę mężczyzny. Nadzieja ta okazała się dramatycznie płonna.
W zaułku rozległ się pojedynczy odgłos strzału, po czym Cylo został przygnieciony jeszcze bardziej. Poczuł jednak, że atakujący go mężczyzna w trakcie kilku chwil zmienił się w zgniatające go zwłoki, dlatego szybkim ruchem zrzucił z siebie ciężar. Szybko rozejrzał się po zaułku. Wszyscy czterej napastnicy leżeli na brudnym bruku, a o pobliski śmietnik opierała się zmaltretowana kobieta. Blaster wypadł jej z pokrwawionej dłoni w tej samej chwili, gdy jej piegi rozciągnął nikły uśmiech. Chwilę później upadła, a Cylo powstał.

Z rogiem kończyła się bezpieczna strefa, na której kontynuację Cylo tak bardzo liczył. Wcześniej niósł kobietę przez prawie puste zaułki, w których nikt nie interesował się jego działaniem. Teraz czekała go przeprawa przez ruchliwą ulicę, która prowadziła na pobliskie targowisko. Cylo spojrzał jeszcze raz na swoją zdobycz, marząc o tym, żeby się obudziła.
Gdy tylko zakończyła się strzelanina w tamtym feralnym zaułku, Cylo sprawdził stan swojego ciała (był zadowalający, choć bolało go prawie wszystko) i podszedł do zmaltretowanej kobiety. Była piękna i nieprzytomna. Wtedy jeszcze Cylo myślał, że ta pierwsza cecha może mu wynagrodzić tę drugą. Teraz, po przejściu sporego kawałka dzielnicy ze zgrabnym ciałem na plecach, zaczynał rozumieć swój błąd. Wiedział, że nie może się zatrzymywać, bo czterech napastników z alejki nie działało na własną rękę. Znalazł przy nich nadajniki i komunikatory, przez które ktoś wzywał niedoszłych oprawców. Teraz jego ucieczka miała przed sobą coraz mniej świetlaną przyszłość. Widział już dwóch Weequayów, którzy szukali zaginionej kilka przecznic wcześniej. Na szczęście udało mu się akurat schować za wielkimi kontenerami wypełnionymi jakimiś śmierdzącymi śmieciami.
Położył dziewczynę na bruku, wyprostował się, wyjrzał za róg i rozejrzał. Nie widział żadnych osobników bardziej podejrzanych niż normalni bywalcy tych poziomów miasta. Wiedział jednak, że jeśli napastnicy nie chcą wzbudzić zbyt wielkiego rozgłosu, także będą starali się trzymać w cieniu. Czekała go kolejna gra w kotka i myszkę, kolejna specjalność sceny Nar Shaddaa, w której on zazwyczaj grywał jedną z tytułowych ról. Odwrócił się i zamarł zaskoczony.
- Dzię… ekhm… kuję – wyjąkała pobita kobieta. Powolnymi ruchami sprawdziła stan swojego ciała, raz po raz wykrzywiając ładną twarz. – Jesteś od nas, tak?
Gdy to powiedziała, Cylo szybko zauważył, że najważniejszym słowem tej wypowiedzi było „nas”. Kimkolwiek by „nasi” nie byli, dziewczynie bardzo zależało na tym, żeby był jednym z „nich”. Spoglądając jeszcze raz na jej twarz i przyglądając się niezwykłym brązowym oczom postanowił, że dla niej może być „naszym”.
- Oczywiście – odpowiedział, pochylając się nad nią. Jego słowa wywołały nikły uśmiech. Na razie nieźle mi idzie, pomyślał dumny z siebie. – Zabieram cię w bezpieczne miejsce, tu niedaleko…
- Nie – przerwała mu, po czym znów boleśnie się rozkaszlała. – Mam statek niedaleko stąd… Khhem… Zdobyłam już informacje, musisz mi pomóc… ekkh… wydostać się stąd.
Cwaniaczek uznał, że nie warto jej przerywać. Skoro chciała, żeby odleciał z nią z tej zapadłej dziury, miał zamiar donieść ją choćby na lądowisko po drugiej stronie planety. Pomógł jej wstać, po czym ruszyli przez targowisko. Wyglądali o wiele mniej podejrzanie niż kilka minut wcześniej, gdyż kobieta szła już sama, opierając się tylko o jego ramię.
- Cholera – jęknęła cicho kobieta, gdy znaleźli się w połowie targowiska. – Jak ja się mogłam tak dać potraktować… ekkhmm… Gdyby tylko mój dziadek cioteczny się o tym dowiedział… ekkkhh!
Cwaniaczek nie wiedział z początku, co o tym myśleć. Kobieta musiała być szalenie ambitna, skoro stawiała sobie tak wysokie wymagania. Ona sama naprzeciw czterech mięśniaków, którzy dodatkowo mieli całą akcję dobrze zaplanowaną. Osobiście Cylo uważał, że powinna być dumna z tego, że przeżyła. I bardzo wdzięczna, że pojawił się w odpowiednim czasie z odwagą chwili.
- Twój dziadek musiałby chyba być mistrzem Jedi, żeby mieć pretensje o taką sytuację… - rzucił trochę do niej, a trochę do siebie, przypominając sobie opowieści o tych niezwykle wyszkolonych rycerzach. Reakcja kobiety całkowicie go zaskoczyła.
- Nie tak głośno, człowieku! – powiedziała szybko i dobitnie, rozglądając się zaniepokojona. Cylo nie potrafił nawet sobie wyobrazić, o co mogło jej chodzić.

- Cholera! – zaklął Cylo trochę zbyt głośno, po czym szybko rozejrzał się, czy uszło mu to na sucho. Na szczęście jego głos nie doszedł do żadnego z trójki obcych, którzy obstawili lądowisko. Po prawie godzinie przekradania się przez miasto w końcu dotarli do wskazanego przez kobietę miejsca, jednak okazało się, że jest już obstawione.
Cwaniaczek odwrócił się w kierunku dziewczyny i zamarł. Właśnie po raz kolejny sprawdzała swoje ciało, chcąc wiedzieć, jak bardzo może mu ufać. Wyglądało to naprawdę zjawiskowo i Cylo poczuł po raz kolejny, jak dobrą decyzję podjął kilka godzin temu. Trochę bólu, które jeszcze odczuwał po przygnieceniu przez napastnika w zaułku, zniknęło bez śladu. Uratowałem sobie najlepszą randkę w tej dzielnicy, pomyślał z dumą. Teraz wystarczyło tylko w jakiś cwany sposób dostać się na statek i odlecieć z nią w stronę jakiejś samotnej supernowej.
O powrocie do cywilizacji Cylo na razie nie myślał.
- Może być naprawdę ciężko – zaczął zdawać sprawę ze swojej obserwacji napastników. – Są naprawdę nieźle obstawieni, choć jeden z nich odszedł za bardzo z pozycji. To jego musimy zaatakować...
Dziewczyna po raz ostatni rozciągnęła swoje wiotkie ciało, wypinając zgrabny tyłek w stronę ściany (Cylo marzył o byciu odlanym z tego ciemnego betonu), po czym wyprostowała się i uśmiechnęła lekko.
- Być może nie musimy być aż tak drastyczni – rzekła napiętym, choć jakby wesołym tonem. Bez kasłania był o wiele cieplejszy i przyjemniejszy. – Mam w zanadrzu kilka sztuczek, które teraz chyba uda mi się wykorzystać. Chodźmy, musimy znaleźć się blisko tego mężczyzny stojącego w środku…
- Czemu właśnie jego? – zapytał po raz kolejny zbyt głośno Cylo. Szybko rozejrzał się i ściszył głos. – Tam będziemy najbardziej narażeni na odkrycie, przecież…
- Bo jest człowiekiem, z nim pójdzie mi najłatwiej… - powiedziała kobieta jakby nie do niego i wyszła za róg, ciągnąc go za rękę. Szybko zrozumiał jej intencje i złapał ją za ramię. Nie po to, by ją podtrzymywać, tego już nie potrzebowała. Teraz stał się tylko przykrywką dla jej napiętego, gotowego do akcji ciała.
Gdy przechodzili obok stojącego najbliżej Bothnina, zobaczył, że ich cały plan spala się w jednej chwili. Obcy odwrócił się prosto w ich kierunku i zaczął uważnie rozglądać. Cylo poczuł nagłe szarpnięcie za ręka w momencie, w którym tamten spojrzał mu prosto w oczy. Chwilę później jego usta spotkały się z czymś miękkim, delikatnym i ciepłym. Zanim zrozumiał, że są to usta dziewczyny i odwzajemnił pocałunek, ta puściła go już i pociągnęła dalej. Cwaniaczek zrozumiał, że był to tylko unik, ale tego rodzaju, dla którego sam mógłby ładować się w niebezpieczeństwo.
Minęli Bothanina i zbliżyli się do ludzkiego mężczyzny. Kobieta prowadziła ich prosto na niego. Cylo przez chwilę próbował zmienić kurs, lecz szybko się poddał. Dziewczyna nie tylko stawiała sobie wysokie progi, była też szalenie pewna siebie. I szalenie w tym momencie było w tym wyrażeniu najważniejszym słowem. Stanęli przed mężczyzną, który akurat odwracał wzrok. Miał ich właśnie zobaczyć, gdy Cylo usłyszał głos.
- Zobaczyłeś poszukiwaną w zaułku na wprost od siebie. Ona też cię zauważyła, ucieka. Musicie ją gonić – Była to najbardziej absurdalna rzecz, jaką dziewczyna mogła powiedzieć. Cylo stał przez chwilę zdziwiony kompletnie, a potem, gdy doszedł do niego cały sens tych słów, zechciał w nie uwierzyć z całej siły. Po chwili wiara ta pomogła.
- Zobaczyłem poszukiwaną w zaułku na wprost od siebie – powiedział mężczyzna do komunikatora przypiętego do nadgarstka. Przepchnął ich i ruszył przed siebie. – Ona też mnie zauważyła, ucieka. Musimy ją gonić!
Cylo był tak zdziwiony tym co się stało, że tylko dziewczyna uratowała go przed stratowaniem przez trzeciego z napastników, który przepychał się przez tłum zaraz obok nich.

Skoczyli w nadprzestrzeń zostawiając za sobą Nar Shaddaa i ruszając w nieznane.
A przynajmniej tak czuł Cylo, gdyż dziewczyna bardzo pewnie i zręcznie wyprowadziła ich z kosmoportu, potem na orbitę i ze studni grawitacyjnej księżyca. Wpisała koordynaty z pamięci, co wydało mu się już zbyt dziwne. Zaczął zastanawiać się, kim byli ci „nasi”, do których przystał tak łatwo i bezmyślnie. Starał się ustalić, czy zacząć podryw od tego, że jednak nie jest jednym z nich, czy też brnąć w kłamstwo, którego sam nie wymyślił.
Jak się okazało, dziewczyna miała zamiar przyspieszyć jego tok myślenia.
- Jak mnie znalazłeś? – spytała, gdy puściła stery i oparła się wygodnie na fotelu. – Jaina kazała ci mnie śledzić?
To imię coś mu mówiło, nie wiedział jednak, gdzie je przyczepić. Starał się na szybko wymyślić dobrą odpowiedź, ale dziewczyna po raz kolejny mu przerwała.
- O kurwa! – rozejrzała się szybko po pomieszczeniu i uważnie przyjrzała się jemu. – Ty nie jesteś od nas! – No i tyle z pięknego planu, pomyślał Cylo. Teraz pozostawało ograniczyć straty. – To dlaczego mnie uratowałeś?
- Wiesz, nie lubię, kiedy banda osiłków atakuje i maltretuje piękne kobiety – zaczął w ten sposób, żeby podkreślić bohaterskość swojego czynu. To był dobry start dla podrywu, a przynajmniej cwaniaczek miał taką nadzieję. – Nie mogłem się tylko tak przyglądać…
- Och… - odrzekła dziewczyna, nie skupiając się na jego wypowiedzi. Jej zgrabne palce przeskakiwały po kolejnych klawiszach konsoli, na której teraz skupiła się uwaga kobiety. – Dziękuję ci, nawet sobie nie wyobrażasz, jak wielki wpływ może mieć twój czyn. Informacje, które miałam zdobyć, mogą zmienić losy całej Rebelii. A w naszych rękach leży los Galaktyki.
Jej ostatnie słowa zabrzmiały dumnie i górnolotnie, co lekko zabolało Cylo. Wolałby, żeby zauważyła, że uratował ją dla jej urody, niż to, że zmienił losy galaktyki. Galaktyka była wielka, dla niektórych nawet piękna, dla niego była jednak tak samo niedostępna do podrywu, jak zwykły meteor. Tymczasem stracił uwagę dziewczyny, więc zostało mu już tylko odpowiedzieć w jakiś niezobowiązujący sposób.
- Taaa, rozumiem – rzucił niedbale. – Wtedy tego nie wiedziałem, nie to pchało mnie do działania. – Nagle wpadł na genialny pomysł. Spróbował zapoznać się z nią w najprostszy sposób znany w całej Galaktyce. – Jestem Cylo, a ty? – Gdy to powiedział, nie brzmiało już tak dobrze, jak wcześniej w myślach.
Kobieta przez chwilę stukała jeszcze w klawisze, po czym wcisnęła dynamicznie ostatni przycisk i odwróciła się do niego.
- Jestem Mara Solo – rzuciła i uśmiechnęła się zawadiacko. Wyszło jej to trochę sztucznie, choć Cylo nie wiedział, czy wynikało to z wyuczenia mimiki, czy z siniaków, które zaczęły wychodzić jej na twarzy. – Z tych Solo, oczywiście.
Solo. Na Nar Shaddaa słychać było jeszcze legendy o Hanie Solo. Zawadiace, przemytniku, nieudaczniku, który porwał księżniczkę i został królem Galaktyki. Inne opowiadały o tym, jak szybko potrafił znajdować kłopoty i jak jeszcze szybciej od nich uciekać. Mało kto przejmował się tam jego prawdziwymi losami i karierą w nowym rządzie. Cylo pamiętał, że przemytnik wdał się w ciekawą rodzinę, w której prawie każdy zostawał znanym mocowładnym. Jego szwagrem został…
- Aaaahaaaa, to dlatego tak zareagowałaś na moje wspomnienie mistrza Jedi – powiedział nagle olśniony. – Twoim dziadkiem ciotecznym był Luke Skywalker... – Dziewczyna była wyraźnie ucieszona z jego skojarzenia. – Nie mówiło się u nas o tym wiele, ale czy jakaś Mara nie była też w to zamieszana?
- Ależ oczywiście, była moją babką cioteczną, żoną dziadka Luke’a, zabójczynią imperatora! – powiedziała ze świecącymi oczami. – Wiesz, w naszej rodzinie panuje zwyczaj nadawania imion, które już się sprawdziły. Można by powiedzieć, że nie mamy pomysłów, ale nie o to chodzi… - To zabrzmiało, jakby się usprawiedliwiała. – Moja matka i jej brat dostali co prawda oryginalne imiona, ale reszta pokolenia dostała po kimś z rodziny. Zresztą moja matka miała dostać na imię Ben po starym Obi-Wanie Kenobim, ale jak się okazało, że urodzą się bliźnięta, to dziadkowie zmienili zdanie.
- No tak – rzekł Cylo, starając się nadążyć za wywodem Mary. – To byłoby straszne – powiedział, wyobrażając sobie Jainę Solo, wielką i niepokonaną rebeliantkę, z imieniem Ben.
- Matka powiedziała mi kiedyś, że jakby dostała na imię Ben, to pewnie przeszłaby na Ciemną Stronę, przybrała groźne miano i starała się zmienić najwyższy porządek rzeczy, ale wiesz, to tylko żarty – szybko wyprostowała jakiekolwiek dziwne myśli, które Cylo mógłby mieć o jej matce. – Tak naprawdę jest teraz niezwykłą przewodniczką Rebelii, ma siłę i mądrość, o których ja mogę tylko marzyć. Zresztą akcja na Nar Shaddaa właśnie to pokazała. Ale cóż, staram się być coraz lepszą mocowładną i coraz lepiej wykorzystywać to we wszelkich misjach. A ty czym właściwie się zajmujesz?
Cylo zastanawiał się, czy na to pytanie była w tej sytuacji dobra odpowiedź. Postanowił zagrać swoją najmocniejszą kartę, brutalną szczerość. Dziewczyna wydawała się podziwiać swojego dziada Solo, miał nadzieję, że za cwaniactwo i obycie w świecie przestępców.
- No cóż… - zaczął i poszukał odpowiednich słów. – Zajmuję się zazwyczaj cwaniakowaniem… Jestem niezły w wielu rzeczach, mistrzem w żadnej. Ogólnie staram się przeżyć i nie musieć wiele robić… - Czuł, że coraz bardziej się pogrąża. – I jestem w tym naprawdę niezły. – Teraz on wykorzystał zawadiacki uśmieszek. Jego odbicie w szybie pokazało, że wyszło mu to jeszcze gorzej, niż jej poprzednio.
- Rozumiem – wydawała się niezrażona jego odpowiedzią. Albo dobrze udawała, pomyślał z wrodzonym sobie pesymizmem. – Jesteś tylko Cylo? Nic więcej? – Czy była to zmiana tematu, czy jego kontynuacja, zastanawiał się cwaniaczek.
- Po prostu, nikt się nie wysilił na cokolwiek więcej. Już samym imieniem mam same problemy.
- To znaczy? – Czy ona jest zaciekawiona, pytał się w duchu Cylo.
- To jest Cylo, ce-igrek-el-o w piśmie i w mowie – zaczął tłumaczyć pełen dobrej wiary. – Wiele osób jednak przekręca wymowę, najczęściej wołają na mnie Cylo prze ka i aj. Podobno tak lepiej brzmi. Inni mówią, że przypomina im to kogoś ważnego, ale nie znalazłem na ten temat żadnych informacji w obecnej historii…
- No tak… - zaczęła Mara, ale przerwał jej dzwonek z konsolety. Szybko złapała za stery i przesunęła odpowiednią wajchę. Przez owiewkę Cylo zobaczył po raz kolejny gwiazdy i nieznane mu słońce. Nie było to wcale dziwne, znał tylko jedną gwiazdę, dlatego ta sytuacja w pewien sposób wydała mu się dziwna. Przestrzeń wokół nich była kompletnie pusta, co wywołało widoczną ulgę na twarzy i na ciele kobiety.
- Dobrze, udało nam się – powiedziała, po czym odwróciła się na chwilę od konsoli. – Muszę napisać raport, wysłać go i dowiedzieć się, gdzie będzie nowy punkt spotkania. Zabranie ciebie było… bardzo wbrew wszelkim procedurom, dlatego też teraz musimy polecieć okrężną drogą. Pewnie przyślą kogoś, kto nas odbierze i wybada sytuację. – Te słowa wcale go nie pocieszyły. To on był tą sytuacją i to jego będą badali. – Jeśli chcesz, możesz rozgościć się z tyłu statku, czuj się wolny. Potem spotkasz się z moimi ludźmi i opowiemy im, co zrobiłeś dla Rebelii. Co ja mówię, dla Galaktyki!
Cylo przytaknął i powoli wstał. Szedł w kierunku rufy z myślami pełnymi złych przeczuć. Nie tak miała wyglądać jego randka. Cóż, pomyślał, jeśli nie z Mara, to może Galaktyka okaże się bardziej wdzięczna.

Mara weszła do pokoju wyraźnie zadowolona z siebie. Przesłuchania cwaniaczka nie wykazały żadnych koneksji z wrogimi siłami, wszelkie testy i metody nie wykazały, by miał być szpiegiem. Dziewczyna czuła, że potwierdziło się jej przeczucie. Cylo miał zupełnie inne zapatrywanie na tę sprawę. Pytania ciągnęły się w nieskończoność, za jego zgodą (dobrowolną, cały czas miał nadzieję na randkę) wstrzyknięto mu też jakieś płyny, a dodatkowo nie chciał nawet pytać, czy może wyjść do łazienki. Przesłuchujący byli mili, ale nie miał zamiaru nadwyrężać ich cierpliwości.
- Mówiłam im, że jesteś w porządku – powiedziała i siadła ciężko na krześle. Podczas jego zamknięcia zdążyła się już umyć i przebrać, przez co wyglądała jeszcze piękniej. Jej piegi wyszły spod warstwy kurzu i teraz prężyły się dumnie na jędrnych policzkach i zgrabnym nosie. Jej strój był dość luźny, żeby nie pokazywać zbyt wiele z sylwetki, ale Cylo potraktował to raczej jako zaproszenie dla swojej wyobraźni. – Takie rzeczy się czuje. A przynajmniej wie się, kiedy ma się Moc.
- Dzięki – powiedział, starając się rozprostować plecy. Krzesło było dość wygodne, ale siedzenie w nim bez przerwy przez kilka godzin nieźle go wymęczyło. – Co teraz?
- Teraz polecimy do jednej z naszych baz, musimy zaplanować atak w oparciu o informacje, które zdobyłam na Nar Shaddaa – Mara wydawała się zaaferowana sytuacją. – Znaczy właściwie razem je zdobyliśmy, oczywiście bez twojej pomocy by się nie udało.
Cylo uznał, że to był dobry początek kolejnej rozmowy. Został doceniony.
- Wiesz, moja rola była w tym niewielka, po prostu zobaczyłem cię na ziemi i uznałem, że muszę coś z tym zrobić – powiedział wkładając w te słowa jak najwięcej emocji.
- I widzisz, jakie to dało rezultaty, to naprawdę niezwykły zbieg okoliczności – mówiła dalej Mara, kompletnie nie odczytując jego intencji. – Te informacje dotyczą transportów paliwa dla Imperium, dzięki nim Rebelia będzie mogła działać przez następne miesiące. Okazało się, że poprzednia misja zawiodła i stanęliśmy na krawędzi. Ty popchnąłeś nas we właściwą stronę! – dziewczyna zawahała się. – Moje wcześniejsze słowa nabierają więcej sensu, naprawdę zmieniłeś losy Galaktyki!
- Taaa… - zaczął cwaniaczek trochę zniechęcony całą sytuacją. Nie dziś, chłopie, powiedział do siebie w duchu myśląc o swoich nadziejach na randkę. – Wiesz co, trzymali mnie w tym pomieszczeniu przez kilka godzin, muszę iść do toalety…
- Jasne, wyjdź na korytarz i idź w lewo, cel zobaczysz po kilku krokach – uśmiechnęła się do niego szeroko. Jeszcze piękniejsza, jeszcze bardziej niedostępna. – Niedługo dolecimy na miejsce, wtedy poznasz moją matkę. Jaina na pewno będzie chciała podziękować ci osobiście.
Super, pomyślał, wychodząc z pomieszczenia. Tylko tego brakowało mu do szczęścia. Matki dziewczyny, z którą chciał się umówić.

Gdy schodził ze statku, zobaczył hangar pełen przeróżnych statków wypełniony istotami wszelkich ras i ubiorów. W połowie rampy zrozumiał, że większość z nich nie tylko go zauważyła, ale także spogląda na niego z wyraźnym szacunkiem. Kiedy szedł jedną ze ścieżek prowadzących do najbliższych wrót, kilka osób kiwnęło mu głowami, jakby w podzięce. Nie chcę, żebyście mi dziękowali, wkurzał się Cylo, chcę, żebyście zostawili mnie sam na sam z Marą!
- Wszyscy już wiedzą, co zrobiłeś – powiedziała do niego Mara, która szła zaraz za nim. – Matka już na nas czeka.
Szybko przeszli przez kolejne korytarze bazy, aż doszli do ostatnich drzwi. Zatrzymali się przed nimi na chwilę, którą Cylo skrzętnie wykorzystał do znalezienia dróg ucieczki. Zobaczył kilka bocznych przejść, które wydawały się spełniać wszystkie jego wymagania, nie ruszył się jednak o krok. Nie chciał uciekać od Mary, a z nią na ramionach daleko by nie pobiegł. Szczególnie, jeśli nie byłaby wcale chętna na takie eskapady.
Ruszyli do przodu, a on patrzył tęsknie za tym, co zostawiał z tyłu.
- Maro, podejdź tu – powiedziała niska, siwowłosa kobieta stojąca na środku małego pomieszczenia. Pokój urządzony był bardzo minimalistycznie, a Jaina ubrana w proste szaty. Wydawała się być zakonnicą jakiegoś zacofanego zakonu. – Czy skorzystałaś już z leczącego transu?
-Nie, miałam wiele do zrobienia podczas drogi, moje rany… - Mara wydawała się wytrącona z rytmu pytaniem matki. Cylo poczuł, że mógłby po raz kolejny wstawić się za nią, niczym w zaułku obronić ją przed atakiem. Tym razem wiedział jednak, że nie ma najmniejszych szans.
- Twoje komnaty czekając więc na ciebie. Postaraj się przemyśleć także wszystko, co wydarzyło się od czasu twojego odlotu. Szczególnie swoje błędy – po tych słowach Mara wyszła bez słowa, a Cylo uznał, że podjął jedną z najlepszych decyzji w swoim życiu. Niestety teraz został sam na sam z matką dziewczyny, którą chciał poderwać.
- Powiedz mi, dlaczego uratowałeś moją córkę w tamtym zaułku? – głos Jainy był silny i mocny, a Cylo bardzo mocno nie chciał odpowiadać na to pytanie. – Twoje czyny uratowały nie tylko jakąś tam dziewczynę. Mara jest jedną z osób najsilniejszych Mocą, jakie kiedykolwiek spotkałam, w jej rękach leży przyszłość Rebelii, kiedy ja już nie będę miała tyle sił. A to zdarzy się już niedługo. Nie uratowałeś więc tylko informacji o paliwach, które są nam niezbędne, uratowałeś także osobę, bez której Rebelia nie dałaby sobie rady. Czyny te nie przejdą bez echa w Galaktyce, a jednak nie wiem, dlaczego to zrobiłeś?
Cylo przypomniał sobie o tym, że Jedi podobno umieją czytać w myślach. Gdyby tak było, byłby w tym momencie spalony na całej linii. Nie mógł przecież odpowiedzieć, że zrobił to po to, by dziewczyna umówiła się z nim. Szczególnie nie Jainie Solo, jej matce. Kombinuj, krzyczał na siebie w myślach, kombinuj!
- To było działanie pod wpływem chwili – wyrzucił z siebie w końcu. – Po prostu zadziałałem.
- Drogi Cylo, mam nadzieję, że uda nam się spotkać więcej osób, które tak jak ty po prostu zechcą działać. Być może nawet za twoim przykładem – te ostatnie słowa lekko go zaniepokoiły. Co mogły oznaczać? – Wielu już wie o twojej odwadze. Mam nadzieję, że zdecydujesz się zostać z nami, którzy odwagę tę potrafimy docenić.
To było ważne pytanie, doszło do Cylo po chwili. Wpatrywał się przez kilka chwil w twarz Jainy, nie wiedząc, co powinien odpowiedzieć. Przemyślał wszystkie za i przeciw, które przychodziły mu do głowy. Za większością z nich pojawiał się delikatny uśmiech Mary, dla niektórych tłem były jej piegi. W tej sytuacji nie mógł podjąć innej decyzji.
- Tak – wykrztusił z siebie i stał się rebeliantem.
- Doskonale – odrzekła Jaina z uśmiechem. – Rozumiem, że jesteś zmęczony, możesz teraz odejść, ktoś pokaże ci twoją nową komnatę. Porozmawiamy zapewne jeszcze nie raz, chciałabym jednak podziękować ci wielce za to, że uratowałeś moje obie córki, Marę i Rebelię. Działania, takie, jak twoje, kształtują losy Galaktyki. Oby ukształtowały je na lepsze. Teraz nam pozostaje wykorzystać zdobyte na Nar Shaddaa informacje do odbicia konwojów z paliwem. Operacją pokieruje moja córka, mam nadzieję, że spotkamy się z nią następnym razem w o wiele weselszej atmosferze. Idź i odpoczywaj, Cylo.
Mara odlatuje, pomyślał z zawodem cwaniaczek. Miał nadzieję, że odwiedzi ją podczas jej rehabilitacji. Gdy szedł za jednym z rebeliantów do swojej nowej kwatery, ogarnął do ironiczny nastrój, z którym zaczął ten dzień.
- No cóż – powiedział do sufitu, gdy rzucił się na łóżko. – Na dzisiaj musi ci wystarczyć uratowanie Galaktyki. Dziewczynami zajmiesz się jutro.
Zanim zamknął oczy i zasnął, przez myśli przeszły mu ostatnie zdania. Każda potwora znajdzie swojego rancora, a każdy potwór…


Dalsze przygody Cylo i Mary możecie przeczytać już jutro w opowiadaniu "Piegi i gwiazdy", zapraszam ;) .
Awatar użytkownika
Mistrz Ind'yk
Gracz
 
Posty: 1735
Rejestracja: 21 Cze 2011, o 12:42

Re: [NCZG] Dziewczyna i Galaktyka

Postprzez Axis » 1 Wrz 2016, o 10:49

Byłam zachwycona tym opowiadaniem do chwili, gdy nie odlecieli z księżyca. Zachwiało mi to nieco równowagę tekstu, odniosłam wrażenie, że próbowałeś trochę na siłę go przedłużyć. Złapałeś mnie w pułapkę z imieniem Cylo, ale już nie mogłam przestać czytać go jako "Kajlo". Bardzo pozytywnie oceniam całość. Czyta się bardzo szybko i lekko.
Image
GG: 8232072
Awatar użytkownika
Axis
Gracz
 
Posty: 209
Rejestracja: 2 Gru 2011, o 11:33

Re: [NCZG] Dziewczyna i Galaktyka

Postprzez BE3R » 1 Wrz 2016, o 20:38

A mi się wyjątkowo podobało, co jak na opowiadania Nielota jest ewenementem. ładnie, zgrabnie i ogólnie dobrze napisane. Oczywiście od strony technicznej jest beznadziejnie ale to Gwiezdne wojny, normalne, że futrzany stworek rozwala Elitarnych Szturmowców więc czemu nie jakiś podrzędny złodziejaszek ;)

<papug> za mało cycków.
Awatar użytkownika
BE3R
Gracz
 
Posty: 1761
Rejestracja: 27 Paź 2011, o 21:47
Miejscowość: Chorzów

Re: [NCZG] Dziewczyna i Galaktyka

Postprzez Tzim A'Utapau » 1 Wrz 2016, o 20:40

Postanowiłem, że zanim wydam ocenę, przeczytam oboje opowiadań, które wszak miały się łączyć. No i okazało się to niepotrzebne, bo jedynym, co opowiadania łączy, to imiona bohaterów i uniwersum SW, konwencja (a i ona nie do końca), luźne motywy. A to w literaturze niewiele. Fachowo bodaj jedna trzecia.

Nie, to jednak dwa różne opowiadania. I bardzo dobrze. Nawet główny bohater jest w nich różnie zarysowany (a przyznam, że ta jego kreacja, tutaj powyższa, podoba mi się bardziej czysto pisarsko).

To jest całkiem dobre opowiadanko obyczajowe. Można powiedzieć, tylko obyczajowe. Ale do mnie przemówiło, w ogóle za sprawą Honoriusza mocniej doceniłem ten typ słowa pisanego. I z pewnym zdziwieniem stwierdziłem, że mniej mnie interesuje historia gwiezdnowojenna, że bardziej ciekawi mnie los i kreacja samego bohatera. W pewnym momencie przestałem podchodzić do czytania technicznie, co... jest naprawdę, naprawdę nietypowe w moim czytaniu. To znaczy, że byłem czytelnikiem, a nie analitykiem. A zwykle tego nie umiem. Dzięki.

I kreacja bohatera. Yep, kupuję. Koleś chciał randkę, szeroko rozumianą. Kibicowałem mu.

Wyłapane:

starała się zmienić najwyższy porządek rzeczy


Nowy kanon nie tylko w imieniu! :D

Super, pomyślał, wychodząc z pomieszczenia.


Za każdym razem, gdy czytam w Twoich pracach to słowo, siłą rzeczy słyszę, jak je mówisz; a przecież je lubisz. :D

Słabszym ogniwem wydają się tu dialogi. Średnim - motyw Skywalkerowy. Lepszym, to jest dobrym, ale nienatrętnym - metanawiązania. Bardzo mocnym - obyczajowość i narracja.

Przeczytałem w pociągu, było przyjemnie ;)
Image

Postacie archiwalne:
Image
Image
Tau z Lakonów - stoczniowiec, infant Fondoru
Sate Nova (ERG 1212) - imperialny gwardzista
Asa-Lung - zmiennokształtny
Korjak z Malastare - Feeorin, windykator Czarnego Słońca
Awatar użytkownika
Tzim A'Utapau
Gracz
 
Posty: 1589
Rejestracja: 4 Lis 2010, o 20:34

Re: [NCZG] Dziewczyna i Galaktyka

Postprzez Kelan Navarr » 8 Wrz 2016, o 14:19

Opowiadanie Indyka - tyle komentarza przeważnie by wystarczyło, ale mam kilka przemyśleń na temat tego i drugiego z Twoich tekstów.

Że czyta się to lekko i przyjemnie jest oczywistą oczywistością. Ten aspekt akurat pokrywa się z dwoma pierwszymi słowami tego komentarza. Podzielam jednak zdanie przedmówców - pierwsza połowa o wiele lepsza od drugiej. Odnoszę wrażenie, że podział opowiadań na dwa osobne, nie wyszedł im na dobre i gdyby wziąć część z tego i część z "Piegów", pewne rzeczy rozbudować, a pewne przyciąć, otrzymalibyśmy tekst rewelacyjny. Do tego wątek córki Jainy Solo... kurde... no jakoś się w duszy skrzywiłem, gdy dotarłem do tego momentu :P
Image
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Gracz
 
Posty: 2329
Rejestracja: 28 Gru 2008, o 00:13


Wróć do Mgławicowe Lato

cron