Łódź nabierała wody w błyskawicznym tempie. Rufa znajdowała się już pod wodą, swą niedawną obecność zaznaczając jedynie wystającą nad powierzchnię, niczym samotna skała sterówką. Za burtą zniknął Trec, śladem kompanów kierując się ku brzegowi. Geret po raz ostatni obrzucił wzrokiem ich dogorywający środek transportu. Mimo niesprzyjających warunków i uciekającego czasu, udało im się ocalić z jednostki praktycznie cały sprzęt. Skinął Guriitowi, który zgodnie z kodeksem kapitańskim, opuszczał jednostkę, jako ostatni.
- Do zobaczenia na brzegu – rzucił przez ramię sierżant i skoczył za burtę.
Ciemna ciecz na moment zamknęła się wokół niego, oplatając ciepłym uściskiem. Wynurzył się na powierzchnię. Otaczał go mrok. Zawieszony we względnym bezwładzie, poczuł się jak w centrum nicości i tylko odległe odgłosy podkomendnych oraz odbywającej swą ostatnią podróż łodzi, stanowiły dowód istnienia materialnego świata. Zagarnął wodę ramionami, ruszając ku brzegowi. Wyraźnie słyszał już głosy członków swego oddziału, którzy dotarli na brzeg, gdy coś otarło się o jego nogę. Wierzgnął odruchowo, trafiając butem w potężne, śliskie cielsko. Panicznie rzucił się ku lądowi, lecz nie dopłynął daleko. Jego lewa noga eksplodowała nieludzkim bólem, a mocne szarpnięcie pociągnęło w dół. Ciemna powierzchnia wody zagotowała się niczym trucizna w kotle. Geret zaczynał się dusić. Próbował wypłynąć w górę, ku bezcennym zasobom tlenu, lecz stalowe szczęki wciąż trzymały jego udo. W akcie desperacji sięgnął po nóż przypięty przy drugiej nodze i pchnął ostrzem w okolicę źródła nieopisanego bólu. Trafił. Ostrze nie zagłębiło się wprawdzie w ciało napastnika, lecz cios wystarczył, by puścił kończynę mężczyzny. Geret przebił powierzchnię wody, łapczywie chwytając powietrze. Czuł, że traci przytomność. Walcząc z obezwładniającą słabością, zmusił się do ostatniego wysiłku. Raz za razem zagarniał wodę, kierując się w stronę przytłumionych i dobiegających jakby zza mgły głosów. Zdawało mu się, że niedaleko widzi jakiś jasny punkt. Jeszcze moment i będzie mógł odpocząć. Parł do przodu już jedynie siłą woli. Jego ruchy stały się mechaniczne i urywane. W końcu głosy dobiegające z brzegu zaczęły cichnąć, a ciemność stała się jeszcze głębsza.
Trec stał na brzegu oddychając ciężko i trzymając nad głową niewielką latarkę, która miała wskazać drogę sierżantowi i Rodianinowi. Działko Z-7 leżało obok niego, będąc dowodem zwycięstwa nad siłami natury. Pozostała trójka oddziału rozmawiała, dokonując pierwszego przeglądu ekwipunku. Wyglądało to obiecująco. Wszystkie najważniejsze rzeczy udało się wynieść z tonącej jednostki. Ocalono nawet przyrządy Thyx do badania wody. Salan wpatrywał się spokojną toń rzeki, nasłuchując. Jego uszu dobiegł cichy plusk, który powtórzył się kilkakrotnie, by w końcu ucichnąć na dobre. Podszedł na sam skraj wody i dostrzegł nieruchomy kształt unoszący się kilka metrów dalej. Bez zastanowienia rzucił się w jego stronę, śledzony uważnymi spojrzeniami trojga par oczu. Natychmiast rozpoznał Gereta. Sierżant unosił się na powierzchni, plecami do góry. Trec bez trudu poderwał go do góry, ciągnąc ku brzegowi.
- Medyk! – krzyknął, choć cała trójka była już przy nim.
Wywlekli Gereta na brzeg.
- O ja pierdolę – mruknął Belami, wpatrując się w prawą nogę sierżanta, czy też raczej w to, co z niej zostało.
Spod strzępów nogawki, wyglądała krwawa miazga, wśród której przebijała tu i ówdzie biel kości. Brakowało sporej części uda. Całość potężnie krwawiła, a na dodatek Geret nie oddychał. Musiał stracić przytomność z powodu utraty krwi.
Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza GryOdpisuje tylko Thyx, jako zespołowa medyczka. Geret ma słabo wyczuwalny puls. Decydujesz, czy próbować go odratować, czy nie ma na to szans. Jeśli opis, bądź prowadzone czynności nie będą przekonywujące, macie pierwszą ofiarę

Nie opisujemy rezultatów działań. Wyjątkiem może być sytuacja przywrócenia oddechu, gdzie pacjent i tak zaraz zemdleje – to akurat najmniejszy problem z jego stanem. Reszta pisze dopiero po odpisie Thyx.