CZTERY DNI PÓŹNIEJ
Wysoki, ciemnowłosy mężczyzna w imperialnym mundurze, stał przed panoramicznym oknem i wpatrywał się w ciemność rodiańskiej dżungli. Kochał i jednocześnie nienawidził to miejsce. Nienawidził odcięcie od cywilizacji w placówce, o której nikt, nawet sam Imperator nie miał zielonego pojęcia. Brak możliwości opuszczania bazy jako prewencja, przed przypadkowym wykryciem, rekompensowały mu chwile takie jak ta. Rodia budziła się do życia. Pierwsze promienie słońca oświetliły czubki drzew, rozrzedzając panujący u ich stóp półmrok. Wilgotne liście rozbłysły niezliczonymi refleksami światła, a stadka niewielkich ptaków poderwały się do lotu. Spektakl za każdym razem robił na nim tak samo wielkie wrażenie, mimo iż trwał zaledwie kilka minut i widział go już ponad czterysta razy. Czterysta dni w tym zapomnianym przez inteligentne istoty miejscu. Wszystko dla chwały Imperium. Tego prawdziwego, budzącego dawniej lęk i respekt w każdym zakątku galaktyki, które nie bawiło się w negocjacje z lokalnymi watażkami. Pozbawione bandy polityków i teoretyków, potrafiących jedynie gadać. Wieści o coraz śmielszych poczynaniach rebeliantów pod wodzą Jainy Solo, docierające z całej galaktyki, jedynie utwierdzały go w przekonaniu o słuszności misji. Misji, która została narażona przez dwójkę Rodian, którzy postanowili zbadać kwestię zanieczyszczenia rzeki Baddiny zagadkowymi substancjami. Emisja związków do rzeki nie była efektem stałym, a jedynie tymczasowym elementem pracy reaktora. Wyrządziły sporo szkód, lecz była to cena, jaką lojaliści byli w stanie zapłacić. Samozwańczy badacze nie mogli jednak o tym wiedzieć i śledzeni od chwili postawienia swych stóp na pokładzie łodzi niejakiego Vikooba Chekkoo, ruszyli w górę rzeki w celu odnalezienia źródła skażenia. Na to naturalnie nikt nie mógł pozwolić. Gdy Rodianie odkryli ich działalność w Egoopo, podpisali na siebie bezwzględny wyrok śmierci. Katem był pojedynczy bombowiec z zaawansowanym systemem maskującym, uniemożliwiającym namierzenie go przez żadne systemy obecne na planecie. W przypadku ekspedycji imperialnej, sprawa nie była już tak prosta.
Drzwi do pogrążonego w ciemności pomieszczenia otwarły się z cichym sykiem, wypełniając je na chwilę poświatą białego, sztucznego światła z korytarza. Czar chwili prysł.
- Nigdy nie nauczycie się pukać? – mruknął, nie odrywając wzroku od roztaczającego się za oknem widoku.
- To pomieszczenie wspólne, generale.
- Nie o czwartej trzydzieści rano – generał uśmiechnął się lekko. – Co dla mnie masz?
Gość dołączył do niego, również kontemplując widok za grubymi szybami. Ubrany był w identyczny mundur. Jasne włosy gładko zaczesane do tyłu, a wyraźnie zarysowaną szczękę, regulaminowo, gładko ogoloną.
- Cała trójka oddelegowana do pilnowania więźniów na Kessel. Wszystko załatwione wewnętrznie, oficjalnie sprawę zamieciono pod dywan. Nikt nie chce się przyznać do masakry lokalnej ludności. To mocno nadwyrężyłoby lokalne wpływy Imperium, a jak wiadomo, tego typu osiągnięcia Imperator bezwzględnie piętnuje. Porucznik Iigan nie należy zresztą do ludzi, którzy z własnej woli przekreślą swą całą karierę.
- To prawda – zgodził się starszy z mężczyzn. – A co z naszym człowiekiem?
- Belamim? Nasi agenci już nad tym pracują. Zgarniemy go z kopalni, zanim zdąży się rozpakować.
- Doskonale. Chłopak naprawdę mi zaimponował. Najpierw ładunek wybuchowy na łodzi, potem emiter sygnału przyciągającego Svapery w bocznej kieszeni spodni przywódcy grupy. Jak mu było…
- Geret. Sierżant Burro Gerret.
- Właśnie, Gerret. Niewiarygodne, że nikt niczego nie zauważył. Tę dziewczynę też zastrzelił przecież tuż pod ich nosami. Belamiego czeka w naszych szeregach świetlana przyszłość.
- Belani to bohater. Można powiedzieć, że ocalił dwóch wiernych sprawie imperialnych żołnierzy. Gdyby dotarli do Egoopo, nie mielibyśmy wyboru, a każdy wierny ideałom stracony żołnierz jest niepowetowaną stratą. Kto wie… może kiedyś wesprą nawet naszą sprawę. Za dwa – trzy lata na Kessel powinni otrzymać przydział w jakimś przyjemniejszym miejscu.
- Za trzy lata my też wyjdziemy z cienia i zmienimy obraz galaktyki.
Młodszy mężczyzn zamilkł, pogrążając się w myślach. Stojąc ramię w ramię przypatrywali się budzącej się do życia rodiańskiej przyrodzie, rozmyślając o ich nowym porządku galaktyki. Zapowiadał się upalny, bezchmurny dzień.
KONIEC
Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza GryDziękuję całej grupie za udział w przygodzie. Mam nadzieję, że przypadła Wam do gustu, choć zakończyliśmy ją w połowie moich rozpisanych planów

Starałem się dać Wam możliwie największą swobodę w podejmowaniu decyzji, lecz decyzje te miały wpływ na dalszy przebieg przygody. Możliwości nawet w rozegranej części scenariusza było całkiem sporo i wszystko mogło się potoczyć kompletnie inaczej. Belami mógł zostać przez Was zdemaskowany, Thyx i Gerret przeżyć, a cała ekspedycja zakończyć się odkryciem znajdującej się tysiące kilometrów od cywilizacji tajnej imperialnej placówki, niebędącej jednak pod kontrolą imperium, jakie jest wszechobecne w mgławicowej fabule. Mam nadzieję, że dobrze bawiliście się przez te tygodnie
