Content

Lucrehulk "Duch"

[LH Duch] Cienie z przeszłości

[LH Duch] Cienie z przeszłości

Postprzez Mistrz Gry » 29 Sie 2016, o 20:07

- ...to sprzeczne z całym systemem wartości, jak możesz na to pozwolić. - Mai'fach patrzyła wyzywająco w oczy Jainy. Pierwszy raz odkąd potężna Jedi pojawiła się na pokładzie ktoś ośmielił się jej przeciwstawić.
- Nie mamy wyjścia, jeżeli nic nie zrobimy nie zdobędziemy mobilnej bazy operacyjnej. Sama wiesz że Nadzieja jest zbyt mała. Poza tym to piraci.
- Piraci to też istoty żywe.
- Mai, daj spokój. Uderzamy jak tylko wszyscy będą gotowi, Quorn tam jest i Ma Jasmin. Każda minuta jest na wagę złota.
- Telemachus jak zwykle podchodził do tematu praktycznie i rzeczowo. Nie rozumiał rozterek moralnych swojej ukochanej. Wroga należało zniszczyć a użalanie się nad piratami było jedną z ostatnich rzeczy jakie przyszły by mu do głowy.

***

Nikt nie spodziewał się że na wezwanie Jainy odpowie aż tylu buntowników. W puncie zbornym prócz Pewnego Citadela znalazły się również zdrowo doświadczona przez los i Imperium fregata Corona, oraz dwie eskadry myśliwców w towarzystwie niewielkiego frachtowca. Nadzieja jak i Nubian Owipy dopełniały tylko obrazu kolorowej zbieraniny.

Odprawa odbywała się w największym dostępnym pomieszczeniu to jest w hangarze fregaty Corona. Większość jej załogi stanowili doświadczeni i posunięci już w latach ludzie. Niemniej można było dostrzec kilka gorących młodych głów. Jaina i jej towarzysze byli w centrum zainteresowania, każdy chciał zobaczyć "prawdziwą jedi" szybko jednak krąg rozmówców ograniczył się do wąskiego grona doradców.

Jaina, Jon, Probos, Caleb, Telemachus i Mc'Coll i kilku innych dowódców, stali dookoła holoblatu przedstawiającego przestrzeń wokół LH. Niestety nie było tam zbyt wielu danych.
- Quorn przesłał nam wszystko z wyjątkiem sił piratów, mamy plany całej stacji ale nie wiemy ilu ich tam jest. - Telemachus pokręcił głową.
- Pewnie oni sami nie wiedzą.
- Tak czy inaczej, ja i Brimlocki wchodzimy. Probos i Caleb zapewniają osłonę w przestrzeni.
-... a my rozprawiamy się z piracką flotą.
- A co jeśli nie zdołamy zniszczyć piratów.
- wtedy...


Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [LH Duch] Cienie z przeszłości

Postprzez Tzim A'Utapau » 30 Sie 2016, o 00:38

Jon Antilles przenosi się z [System Leritor] Niezależne stocznie

Jon Antilles milczał. Długo i posępnie. Nie tak wyobrażał sobie spotkanie z Jainą Solo.
Miał jej wiele do powiedzenia, jeszcze więcej do wysłuchania z jej strony, a został bezwładnie i bezwolnie rzucony w wir wojny, której nie rozumiał, nie chciał i właściwie nie pochwalał. Cóż - w życiu nie otrzymuje się wyłącznie tego, czego się oczekuje - akurat tę lekcję opanował doskonale. Cierpliwości nauczyli go prawdziwi mistrzowie galaktyki. Wśród nich Jon Antilles poznał i docenił wartość ciszy, która zwiastuje wiedzę. Czekał całe lata, może poczekać jeszcze trochę, skoro przedsięwzięcie jest aż tak ważne. Trafił do sali dopraw tylko dlatego, że został przez rebeliantów wzięty za Jedi, ściągnięty w otoczenie Jainy i jakimś cudem to plasowało go wśród osób decyzyjnych. Jedi. Czy w ogóle nim był? Czy ktokolwiek tutaj miał prawo się za Jedi uważać? Czy Jedi planowaliby krwawy rajd na placówkę piratów? Dość szybko poszedł w ślady ojca.
I myśl ta go przeraziła.
Nie otrzymał więc odpowiedzi na nurtujące go pytania; nie spojrzał Jainie Solo w oczy, by znaleźć w nich światło lub mrok, nie został rozgrzeszony i sam też rozgrzeszenia nie dał. Nie dowiedział się niemal niczego o Jedi i nie znalazł ich wśród rebeliantów. Przynajmniej nie w taki sposób, w jaki się spodziewał.
Jon podążał zawsze (i wyłącznie) za głosem Mocy.
A teraz Moc wrzuciła go w środek rebelii i to jak najbardziej literalnie; po jego lewej stała sama Jaina Solo, za nią żeński przedstawiciel Verpinów - ten sam, który otoczył Nubiana aurą niesprawiedliwości. Był jeszcze Probos Azad - rozstanie z pomysłowym przemytnikiem nie trwało aż tak długo, zaledwie parę godzin; był inny Jedi, od którego czuć było śmiercią.
Jon Antilles czuł... że w jakiś pokręcony sposób pasuje do tej zbieraniny. I było to dziwne. Przyjemnie jest gdzieś przynależeć, pomyślał. Być może po raz pierwszy od dnia narodzin mógł być sobą.
Ale póki co jeszcze tego nie chciał.
Czy Jaina w ogóle zdawała sobie sprawę z tego, kim są jej sojusznicy? Kim jest on sam? Czy tylko chwytała się desperacko każdej pomocnej dłoni (lub innej kończyny), nie zważając na to, do kogo należy, czy widnieje na niej krew i czy dłoń ta nie czyniła w przeszłości zła?
- Niezależnie jak wielu jest piratów na stacji: każdą bestię można zabić poprzez odcięcie głowy - był to wolny przekład z przysłowia, którym karmili go opiekunowie. Nie brzmiał tak dobrze, jak oryginał w języku Sith.
Skoro miał się przydać rebeliantom, zrobi to, co potrafi najlepiej, co ma przecież w genach. Ogłupi bestię, by stała się bezradna.

W typowy dla siebie, pokrętny sposób, Antilles zgłasza się do abordażu i namierzenia vel. unieszkodliwienia CEO stacji/herszta piratów/jak zwał.
Image

Postacie archiwalne:
Image
Image
Tau z Lakonów - stoczniowiec, infant Fondoru
Sate Nova (ERG 1212) - imperialny gwardzista
Asa-Lung - zmiennokształtny
Korjak z Malastare - Feeorin, windykator Czarnego Słońca
Awatar użytkownika
Tzim A'Utapau
Gracz
 
Posty: 1589
Rejestracja: 4 Lis 2010, o 20:34

Re: [LH Duch] Cienie z przeszłości

Postprzez Rafael Rexwent » 1 Wrz 2016, o 14:43

Cała akcja potoczyla się tak szybko, że Paulowi ledwo udało się ustalić, co się właściwie stało i dlaczego stoi przed holoblatem pośród nieznanych ludzi. Wiedział o tym, iż będzie brał udział w jakieś walce, ale żadnych szczegółów nie dostał. Dopiero po odprawie nabył mglistego pojęcia o wadze przedsięwzięcia i zauważył jeszcze coś. Dotarło do niego, że właśnie dostał się do organizacji walczącej z Imperium. Czyli mówiąc wprost – wdepnął w niezłe gówno.
Mógłby się wycofać, ale z jednej strony nęciła go perspektywa efektownej i pompującej adrenalinę do żył bitwy, a z drugiej czuł pewne zobowiązanie do Jainy. No właśnie. To było dla najemnika niezwykle dziwne uczucie. Dlaczego podświadomie zamierza bez wahania walczyć za sprawę kobiety, której nigdy wcześniej nie znał? Przecież mógłby się wycofać i powiedzieć o wszystkim Imperium. Może dostałby nawet sowitą zapłatę. Ale nie mógł tak zrobić. Ci ludzie obdarzyli go w pewnym sensie zaufaniem i sumienie Kersta nie pozwoliło mu na taki ruch. Tu nie chodziło o pieniądze. Paul przypomniał sobie dziadka. Jego wesołość i charyzmę. Jego dar przekonywania i czułość. I cząstkę Nolana zauważył właśnie w Jainie. Czyżby wszyscy Jedi, byli tacy sami? Nie. Solo była wyjątkowa, podobnie jak i dziadek Kersta. Lecz miała w sobie coś, co przypominało najemnikowi o zmarłym bliskim.
W tym momencie Paul ucieszył się, że stał nieco z tyłu. Dzięki temu nikt nie zauważył łzy, spływającej po policzku mężczyzny. Jednej, jedynej łzy, która była wielokrotnie bardziej wymowna i wypełniona żalem, niż fontanny tryskające z oczu innych istot. Płacz u najemnika to raczej powód do wstydu, ale Kerst na to nie zważał. Zbyt mocno kochał swojego dziadka. Zbyt dobrze go znał, by teraz na widok Jainy nie przywołać sobie jego obrazu.
Z tych smutnych wspomnień szybko wyrwał go głos Telemachusa. Myśli najemnika od razu skupiły się na teraźniejszości. A więc nie znamy dokładnej ilości nieprzyjacielskich jednostek. To z jednej strony źle, bo możemy wpaść w sytuację bez wyjścia, a z drugiej dobrze, bo nie będzie harcowania i ryzyka przeszacowania swoich możliwości.
Piracka flota.
Piracka.
Flota.
Paul szybko przywołał sobie w myślach listę jednostek, mogących stanowić wyzwanie dla sił rebeliantów, oraz dla jego „Feniksa”. YZ-775, YZ-900 i inne maszyny koreliańskie były trudnym przeciwnikiem, ale spory zapas rakiet Citadela, mógł z powodzeniem zniszczyć parę pirackich frachtowców. YV-929. Tak. To bydle jest szczególnie upierdliwe. I uzbrojone tak, że walka kołowa może się zakończyć tragicznie. VCX-820. Kolejna maszynka o licznym uzbrojeniu. Jak takie coś w ogóle jest dopuszczane do sprzedaży? Korwety koreliańskie i inne większe jednostki to już nie jego działka. On zajmie się mniejszymi jednostkami i ewentualnie oczyści kosmos z parunastu myśliwców...
Image

"Nie wahaj się powiedzieć ludziom na których ci zależy o uczuciach żywionych do nich. Bo jutro może ich tam nie być." ~ Akagi

"If you do not fight now, then when will you?" ~ Type-005
Awatar użytkownika
Rafael Rexwent
Gracz
 
Posty: 290
Rejestracja: 7 Lis 2014, o 17:01

Re: [LH Duch] Cienie z przeszłości

Postprzez Mistrz Gry » 20 Wrz 2016, o 21:12

Decyzje, decyzje, decyzje. Zwykłe słowa i założenia które już za chwilę miały przełożyć się na śmierć prawdziwych ludzi. Jacka, Oladsea, czy Kashuur. Tych którzy codziennie wstawali śmiali się i żyli tuż obok. Brzemię odpowiedzialności ciążące na przywódcach rebelii było olbrzymie. W końcu jednak powstał zaakceptowany jednogłośnie plan. Nic nie stało na przeszkodzie jego realizacji, Niewielka flota Rebelii ruszyła w kierunku swojego przeznaczenia. Jednostki jedna po drugiej znikały w nadprzestrzeni.

Pokład Nadziei.

Jon nie do końca zgadzał się z założeniami Jainy i jej podwładnych jednak zaoferował swą pomoc. Pomoc która o dziwo została odrzucona. Stał teraz w kwaterze należącej do kobiety wywodzącej się z potężnej niegdyś rodziny przyglądając się starszej już kobiecie. Jaina wyraźnie czuła że Jon nie zgadza się nie tylko z jej metodami, ale i ma w stosunku do niej mieszane uczucia.
- Zatem co cię do mnie sprowadza, bo z pewnością nie jest to chęć udziału w walce. - Głos kobiety był czysty i silny, podobnie jak jej aura. Jaina była przekonana o słuszności tego co robi a także obranej drogi.


Pokład Citadela.

Niewielki acz solidnie uzbrojony był jednym z mocniejszych okrętów w siłach Rebelianckich. Citadel nie mógł się co prawda mierzyć w walce z Fregatą Corona, czy Nadzieją, jednak pozostałe jednostki były w jego zasięgu. Kapitan stał na niewielkim mostku gdy weszli w nadprzestrzeń. Kilka minut później widział już gorączkowe przygotowania przeciwników do obrony olbrzymiego okrętu przypominającego obwarzanek. W stronę Rebeliantów leciała cała masa niewielkich acz śmiertelnie groźnych jednostek piratów. Plan przedstawiony przez Telemachusa stawiał przez Paulem ambitne zadanie. To jego okręt miał utorować drogę do abordażu dla Desantowców Gamma ukrytych w trzewiach obydwu liniowców. Eskortę prócz Citadela miała stanowić dwójka Asów. Jedi zwany Caleb Quade i Keren, obaj w nieco kiepskich do tej służby myśliwcach koreliańskich. Reszta Rebelianckich sił była skupiona na niszczeniu przeciwników.

Przestrzeń wokół Nadziei.

<skrr> Nie o taką rebelię...<skkkr>
<skkr> Spokój, przygotować się do bitwy, to nie są amatorzy jakich strącaliście nad Cestusem. <skrrr>
Dowódca eskadry Żmij uspokajał swoich podwładnych. Bitwa nie była szczytem marzeń bojowników o wolność galaktyki ale każdy od czegoś zaczynał. W szeregach przeciwników trwała jakaś dziwna nerwowość i strzelanina. Piloci czekali tylko na rozkaz do ataku gdy nagle.
<skkr> Żmije, osłaniać prom Svelte zniszczyć atakujące go Statki. I niech moc będzie z Wami. <skkr>
Rozkaz był jednoznaczny, niemal równocześnie myśliwce odpaliły silniki. Maszyny i ich piloci pomknęli w kierunku zbliżającej się chmary wrogów. Przestrzeń przeszyły pierwsze rakiety i energetyczne bolty. Szybko okazało się, że walka w formacji jest niemożliwa. A całe starcie rozbiło się na dziesiątki pojedynków najróżniejszych typów maszyn. W przestrzeni nie słychać było krzyków umierających. Jednak pojedyncze rozbłyski świadczyły o dramacie dziejącym się w przestrzeni.

Osłaniany przez pilotów Żmij prom zdecydowanie zbyt szybko wleciał do hangaru, niewielka eksplozja i huk dobiegający z zewnątrz nie rokowały najlepiej. Republikański atak jeszcze się dobrze nie zaczął a już pojawiały się pierwsze komplikacje.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [LH Duch] Cienie z przeszłości

Postprzez Tzim A'Utapau » 25 Wrz 2016, o 22:37

Pokład Nadziei

- "Przypomnijcie sobie złote lata Republiki. Obudźcie się, albowiem nie jesteście sami. Przygotujcie się, by z ukrycia wyjść. Wracamy. Wracamy do was z potęgą mocy, z prawem i szacunkiem".
Jon odczekał, aż słowa odbiją się od ścian, zawibrują w uszach i w Mocy.
- Brzmi znajomo? Powiedz mi, mistrzyni Solo, czy te słowa były li tylko przynętą? Blaszką, błyskotką, gwiazdką, na którą chciałaś złapać jak najwięcej dusz niczym demon z kosmicznej czerni przed powstaniem pierwszych planet? Otoczyłaś się mordercami, kryminalistami pokroju tej verpińskiej... wiedźmy. Chcesz brać udział w Rebelii - to twoja sprawa. Chcesz prowadzić ją krwawo, odbierając życie osobom trzecim, chcesz wykorzystać do tego najgorsze szumowiny galaktyki - znów twoja sprawa. Ale jeśli chcesz to robić pod sztandarem Jedi, to już coś więcej. Więc musisz to robić tak, jak Jedi. Mój ojciec i twoja ciotka myśleli tak samo - że cel uświęca środki. Zniszczyli zakon. A teraz ty niszczysz być może ostatnią szansę jego odbudowy. Zmierzasz ku Ciemnej Stronie. Czy ci się podoba, czy nie, dźwigasz ciężar Mary Jade-Skywalker. Jesteś odpowiedzialna za to, co zrobiła. Ty, jej ostatnia spuścizna i uczennica. Twoim obowiązkiem jest odbudowanie Zakonu. Więc działaj jak Jedi lub przyjmij z godnością wygnanie.

***


Jon Antilles zdjął kaptur. Teraz mówił już ciszej, spokojnie, z niedowierzającym żalem.
- Ukrywałem się przez całe życie. Przybyłem, bo wezwałaś. Uwierzyłem. Jak wielu Jedi odpowiedziało na wezwanie? Gdzie są? Jedyny, którego tu spotkałem, niósł w sobie śmierć dziesiątek, echem tak silnym, że omal nie zwaliło mnie z nóg. Dumny z siebie i ze swojego dzieła zniszczenia. Pirat - nie Jedi. Chcę, abyś mnie do nich zaprowadziła. Chcę z nimi porozmawiać. Chcę, żebyś utworzyła tymczasową radę, rozesłała wici. Abyś zaczęła nauczać, abyś odnalazła każdego pozostałego przy życiu Jedi i otoczyła go opieką, miast słać na wojnę ramię w ramię z szumowinami, na śmierć z cieniem Ciemniej Strony za plecami. Niech wojnę prowadzą żołnierze. Czy ty w ogóle jesteś Jedi? A może powinienem już cię tytułować Lady Sith? Za kogo się uważasz? Co powiedziałby twój wuj, gdyby cię teraz widział? Co powiedziałby Luke Skywalker? Jak nisko upadliśmy?
Image

Postacie archiwalne:
Image
Image
Tau z Lakonów - stoczniowiec, infant Fondoru
Sate Nova (ERG 1212) - imperialny gwardzista
Asa-Lung - zmiennokształtny
Korjak z Malastare - Feeorin, windykator Czarnego Słońca
Awatar użytkownika
Tzim A'Utapau
Gracz
 
Posty: 1589
Rejestracja: 4 Lis 2010, o 20:34

Re: [LH Duch] Cienie z przeszłości

Postprzez Rafael Rexwent » 26 Wrz 2016, o 17:31

Po ustaleniu planu ataku Paul szybko znów znalazł się na swoim statku. Opróżnionym rzecz jasna z feralnego ładunku, który spowodował to, że bierze właśnie udział w ataku na piracki okręt. Do skoku w nadprzestrzeń zostało jeszcze kilkanaście minut, więc Kerst postanowił lepiej zapoznać się z głównym celem ich ataku.
Raźnym krokiem podszedł do konsoli rozrywkowej i wybrał z listy moduł Imperial Command Combat Simulator. Odpaliło się charakterystyczne menu gry, a z głośniczków wydobył się złowrogi Marsz imperialny. Standardowo w ICCS da się grać wyłącznie armią i flotami Imperium, ale nietrudno znaleźć w Galaktyce kartidże dodające do gry nową zawartość. Właśnie dlatego po wybraniu przez Paula opcji „Przejdź do wyboru frakcji” pojawił się spis zawierający nie tylko desant i okręty Nowego Ładu, ale także Nowej i Starej Republiki, floty Sithów z czasów Wielkiej Wojny, jednostek Piratów, konsorcjum Zanna oraz Konfederacji Niezależnych Systemów. Palec mężczyzny zatańczył po holowyświetlaczu i szybko wyszukał konkretny model statku, o który mu chodziło – Lucrehulka. Niebieskie oczy się rozszerzyły, a brew uniosła do góry, gdy Kerst dostrzegł parametry okrętu. Ponad trzykilometrowa średnica, oraz garnitur uzbrojenia spowodował chwilowy niepokój.
- Przecież to jest prawie sto razy większe od „Feniksa” - przemknęło przez głowę kapitana, gdy ten dalej przeglądał statystyki Lucrehulka. Jego uwagę przykuła teraz informacja o pewnym historycznym wyczynie. W 32 BBY jeden z takich okrętów został zniszczony przez pojedynczy myśliwiec N-1, kiedy ten wystrzelił w kierunku jego reaktora torpedy protonowe. Stało się tak dlatego, iż główne źródło zasilania w ogromnym okręcie znajduje się tuż obok hangarów.
- Informacja godna zapamiętania – mruknął, wyłączając konsolę. Był niezbyt pocieszony po zobaczeniu z czym będzie miał do czynienia, a łudził się tym, że piraci mogli zignorować kwestię dozbrojenia swojego flagowca i pozostawić mu standardowe wyposażenie. O ile w przypadku wersji „Pancernik” było to aż nadto do zniszczenia floty Rebelii, to wersja „standardowa” była już do ruszenia.


***



Do wyjścia z nadprzestrzeni pozostało piętnaście minut a na mostku „Feniksa” panowało całkowite rozluźnienie. Ubrany w zbroję mężczyzna wygodnie rozsiadł się na fotelu, odkładając hełm na bok. W prawej ręce trzymał naczynie z gorącym napojem. Napar z melisy intensywnie parował, więc Paul co chwila dmuchał w ciecz, by ją ostudzić. Po minucie chuchania odważył się wziąć pierwszy łyk i przymykając oczy, pozwolił napojowi mocno podgrzać temperaturę jego przełyku. Następne pięć minut Kerst przeznaczył na ostrożne i miarowe delektowanie się melisą, rozluźniając się przed bitwą. Nie dopuszczał do siebie nieprzyjemnych myśli związanych z nadchodzącą walką, zajmując swój umysł relaksem.
Wykonał gest lewą dłonią i wtedy astromech podjechał do gniazda w ścianie i za pomocą swojego ramienia połączył się z systemami statku. Kilka sekund później z głośników rozległa się spokojna muzyka, która stworzyła istny sielski klimat. Niestety błogi spokój nie trwał zbyt długo, bo zakłócił go komunikat o wyjściu z nadprzestrzeni za pięć minut.
- „Orzeł” bierzesz wieżyczkę przeciwlotniczą na grzbiecie – rzucił do jednego z BX-ów, prostując się na siedzeniu - „Sokół”, ty weź wieżyczkę z ciężkimi jonówkami.
Oba droidy pusłusznie zasalutowały i stukając metalowymi kończynami o podłogę, udały się na stanowiska ogniowe. Nad resztą uzbrojenia pieczę przejął Paul, który zajął się teraz ustawieniem komputera celowniczego. Pod jedną parę spustów przypisał sobie serię dziesięciu pocisków z dział laserowych i jonowych, natomiast pod drugą miażdżącą salwę z wszystkich luf, mogących bez problemu zmieść z powierzchni ziemi chroniony tarczami energetycznymi myśliwiec, oraz poważnie dać się we znaki większym celom. Dodajmy do tego wyrzutnie rakiet o zapasie aż szesnastu pocisków, a uzyskamy niemalże kanonierkę, gotową walczyć nawet przeciwko liczebniejszemu wrogowi.
Lampki w kokpicie zamigotały, ostrzegając przed wyjściem z nadprzestrzeni. Paul zdążył zapiąć pasy i przygotować się, gdy „Feniksem” wstrząsnęło. Do przestrzeni kosmicznej statek powrócił bez żadnych usterek, a mostek natychmiast został zalany informacjami o odczytach skanerów. Kerst niespokojnie się poruszył, gdy dostrzegł przez iluminator cel ataku – ogromnego Lucrehulka. Na tle wielkiego „precla” nadlatujące jednostki piratów były niczym malusieńkie insekty. Z tym, że te insekty mogły zrobić niezłe zamieszanie i należy je jak najszybciej zlikwidować.
- Tu „Feniks”, „Bantha” ustawia się po mojej lewej, a „Gizka” po prawej – rzucił przez komunikator Kapitan, ustawiając formację. Miał chronić te desantowce i dlatego musiał być blisko nich i mieć dobre pole ostrzału. Pirackie statki się zbliżały, więc Paul uruchomił tarcze energetyczne. Te zalśniły bladym światłem, osłaniając swą poświatą Citadela. Jednak chwila, gdy Kerst pociągnie za spust była już bardzo blisko.

Formacja prosta jak konstrukcja cepa - ja pośrodku, oba Desantowce po bokach, odrobinę poniżej.
Image

"Nie wahaj się powiedzieć ludziom na których ci zależy o uczuciach żywionych do nich. Bo jutro może ich tam nie być." ~ Akagi

"If you do not fight now, then when will you?" ~ Type-005
Awatar użytkownika
Rafael Rexwent
Gracz
 
Posty: 290
Rejestracja: 7 Lis 2014, o 17:01

Re: [LH Duch] Cienie z przeszłości

Postprzez Probos Azad » 9 Paź 2016, o 23:47

Azad taksował wzrokiem zebranych. Od dziesięcioleci latał po Zewnętrznych Rubieżach, ale nigdy nie widział takiej zgrai. Jedi, najemnicy, weterani, piraci, żółtodzioby i cywile – tego ruchu oporu poszukiwał? Nagle cała jego podróż wydała mu się farsą. Opuszczenie Cestusa, stacja Kadoka, spotkanie Antillesa, uratowania Nubiana to wszystko doprowadziło go w to przedziwne miejsce. Jemu i jego załodze nie zadano żadnych pytań. Wylądowali w hangarze, jak sądził, po rekomendacji Antillesa lub Owipy. Zaprowadzono go prosto do pomieszczenia w którym odbywała się narada wojenna. Rozpoznał w nim tylko Jainę i Jona. Później wywnioskował, że Verpinka stojąca koło Jainy musiała być właścicielem Nubiana, którego ocalili przed imperialną obławą. Wysłuchał dyskusji między mistrzynią jedi i jej doradcami. Milczał. Pojmował ich cele, ale sposób w jaki nagle się znalazł pośród przywódców tej rebelii wprawił go w osłupienie. Nie wiedział kim są, oni nie znali jego, a mimo to właśnie omawiali przed nim plan swojej operacji. Mógłby być imperialnym agentem, który sprowadzi na nich grupę ISD. Nikt nie wydawał się tym przejmować. Czy to była desperacja? Rebelia była tak słaba, że przyjmowali kogokolwiek kto zadeklarował swoją wierność? Bez pytań, bez odpowiedzi? A może wszyscy wierzyli w umiejętności Jainy tak bezgranicznie, że nie kwestionowali decyzji o przyjęciu w swoje szeregi obcych? Probos ufał Zymowi i jego instynktom, ale nigdy nie zdecydowałby się zrezygnować z elementarnych zasad bezpieczeństwa. Czyżby znaleźli się pośród fanatyków, którzy wykonają każdy rozkaz mocowładnej bez zawahania? Duros westchnął cicho. Teraz nie ma już odwrotu. Weźmie udział w tym ataku, jego ludzie krwią wkupią się w rebelię. Jeżeli okaże się niewarta tego poświęcenia, to Azad sprawi, że Jaina odpowie za każdą ofiarę poniesioną przez niego i Żmije w jej imieniu.

Duros wbił wzrok w Antillesa. Jak zwykle, jego twarz pozbawiona była emocji, a mimo to wyczuwał bijący od niego… gniew? Irytacja i rozczarowanie Jona dały Probosowi perwersyjną satysfakcję. Człowiek wplątał go w całą tę aferę, ale sam nie wiedział wiele więcej i ewidentnie to co zobaczył nie przypadło mu do gustu niemalże tak samo jak Azadowi. Na twarzy Durosa zagościł na krótką chwilę brzydki uśmiech.

***


- Piracki Lucrehulk. – powiedział cicho.
- Te antyki jeszcze latają? – spytał Notlu. Wroonianin był wyraźnie rozbawiony. – Myślałem, że po stuleciu eksploatacji taki gruchot zwyczajnie rozpadłby się w przestrzeni, nie? Kto to w ogóle produkował?
- Neimoidianie. Jeszcze w czasach istnienia Federacji Handlowej. – mruknął Shigar. – Te konstrukcje są całkiem niezłe. Dobrze się nadają do modyfikacji. Rozumiem, że naszej mistrzyni jedi marzy się własna baza – lotniskowiec?
- Na to wygląda. Na dodatek to pilne, zdaje się, że piraci mają ich ludzi. – Probos starał się zabrzmieć nonszalancko. Nie chciał żeby jego wątpliwości udzieliły się towarzyszom. Podjął już decyzję. Podzielenie się obserwacjami z narady, nie zadziałałoby dobrze na morale. Prawda przed operacją, może być bardziej śmiertelna od dział przeciwnika.
- Czego od nas chcą? Mamy zdjąć myśliwce piratów? Unieszkodliwić systemy statku? A może robić za cele dla obrony przeciwmyśliwskiej? – Resta nie wyglądała na zadowoloną. X’Ting była podejrzliwa wobec tak łatwego przyjęcia eskadry w szeregi rebelii. Probos rozumiał ją aż za dobrze, ale nie mógł pozwolić by jej nastrój udzielił się pozostałym.
- Będziemy osłaniać abordaż, to nie powinno być zbyt trudne zadanie. Radziliśmy sobie wielokrotnie z wyszkolonymi impami, a tutaj będziemy mieć do czynienia z piracką zgrają. Nie będą nawet wiedzieć jak się do nas zabrać.- powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu. Zebrani pokiwali głowami. Resta nie była przekonana, ale nie odpowiedziała. – Znacie rozkazy i pozycje. Trip, T’ttak i [i]Quoia w odwodzie, reszta w formacji trójek. Kąsajcie celnie![/i] – zakrzyknął. Odpowiedziało mu kilkanaście gardeł, jedne z większym zapałem, inne bardziej z przyzwyczajenia.

***


Pierwsze zadanie wykonane. Prom dotarł do celu. Teraz należało zadbać o eskadrę. Musieli odskoczyć od Lucrehulka, żeby znaleźć się poza zasięgiem jego dział przeciwlotniczych. Azad chciał zapanować nad chaotyczną walką, która się wywiązała. Ostrzeliwując najbliższy wrogi myśliwiec, skupił część swojej uwagi na poniesionych stratach, liczbie przeciwników i typie ich maszyn. Starał się szybko ocenić sytuację, by przyjąć adekwatną taktykę.
- Żmije, raport! - wykrzyknął w komunikator pełen głosów tryumfu i rozpaczy.
Image
Awatar użytkownika
Probos Azad
Gracz
 
Posty: 101
Rejestracja: 23 Sty 2016, o 10:26

Re: [LH Duch] Cienie z przeszłości

Postprzez Mistrz Gry » 29 Paź 2016, o 22:20

Przestrzeń wokół Lucrehulka

YUPIJAJEJ!!! - dziki wrzask przeszył uszy wszysktich uczestników bitwy, to jedna z piratek pilotka starego Y-winga przyładowała cała salwą torped w dziób Nadziei chwilę później zamieniając się w chmurę pyłu i szczątków. Bitwa trwała w najlepsze. Rebelianci dzięki eskadrze Probosa mieli znacznie większe szanse na zwycięstwo z racji zdyscyplinowanej i w miarę wyszkolonej eskadry. Piraci jednak nadrabiali nieustępliwością i pogardą śmierci. Laserowe bolty raz po raz trafiały w maszyny eskadry Żmij. Brzytwy nie należały do najzwrotniejszych myśliwców jednak ich odporność była zdecydowanie większa od dwójki Hlafów które desperacko osłaniały Nadzieję. Z jakiegoś powodu to właśnie frachtowiec stał się głównym celem ataku Piratów. Caleb i Keren dokonywali za sterami swych maszyn prawdziwych cudów jednak nie byli w stanie powstrzymać wszystkich atakujących. Rozkaz był jednak jasny, osłaniać desantowce.

Niewielki Citadel wraz z dwójką Gamm był jedynie świecącym punktem w przestworzach wszechświata, mimo to jego kapitan mógł się czuć komfortowo. Myśliwce przechwyciły większość lecących w ich kierunku piratów. Zaś operatorzy wieżyczek Plot odstraszali pozostałe maszyny. Niewielka Eskadra parła w kierunku swojego celu.
- Tango delta Falkon, "Feniks" racja Feniks. Brimlocki dołączają, kryjemy twoją trzecią.
Na holoekranie wyświetliła się wąsata gęba MC'kolla a chwilę później Paul ujrzał jeden z dziwniejszych widoków. Niewielki Space Thug wyłonił się z trzewi Nadziei a chwilę później dołączył do formacji ustawiając się idealnie za silnikami Citadela.
- Prowadź wodzu.

Wódz miał jednak większe zmartwienia od dowcipkujących Brimlocków. Przez zaporę myśliwską przedarł się Piracki YV-929 i grzał teraz pełną mocą w kierunku Citadela. Karmazynowe smugi energii zostały odchylone przez deflektory Falcona. Drżenie przeszło przez kadłub niewielkiego "krążownika"...

***

Pokład Nadziei Kajuta Jainy

Jaina odwróciła się i usiadła na fotelu, zapraszając dłonią Jona by zrobił to samo. Nie była w stanie odciąć się od mocy czuła strach i niepokój na pokładzie nadziei, zarejestrowała również pierwsze ofiary starcia. Mimo to wiedziała że jej umiejętności nie są wystarczające by pomóc w tej walce. Zrobiła co mogła by jej desperacko zebrana koalicja była zdatna do walki i odpowiednio zmotywowana, teraz zaś miała zmierzyć się ze swoim osobistym przeciwnikiem. A wyzwanie było niezwykle trudne.

- Zakon Jedi upadał wiele razy, zawsze odradzał się niczym Gen'dai. A mimo to niczego się nie nauczyliśmy. - Kobieta patrzyła w oczy Jona, wyczuwała że mężczyzna nie zgadza się z nią na wielu płaszczyznach. - Nie jesteś chyba tak naiwny żeby sądzić że po tym co się stało będę głosić nauki miłosierdzia i litości. Nie jestem Lukiem, nie jestem ideałem którego oczekiwałeś.
Lekko nerwowym ruchem poprawiła niesforną szatę która odsłoniła zbyt wielki w jej mniemaniu kawałek łydki po czym wróciła do swojego współrozmówcy.
- Zakładasz że moim obowiązkiem jest odbudowa Zakonu Jedi. Jednak jesteś w błędzie. Zakon nie jest rozwiązaniem. Wolność jest rozwiązaniem. Rozejrzyj się, nieznani sobie ludzie ruszyli w wir walki, na śmierć i życie. Dlaczego? Czy zrobili to po to by przywrócić do władzy grupę gości w śmiesznych strojach? Nie! - głos Jainy stwardniał - Oni walczą dla siebie i dla swoich bliskich. O wolność. Jedi... Zakon... to tylko słowa, kojarzą się dobrze a Imperium się ich boi. Możesz oskarżać mnie o zmierzanie w stronę ciemnej strony, lecz jakie to ma znaczenie. Czasem należy poświęcić jednostkę w imię większego dobra. Zabiłeś kiedyś istotę inteligentną Jon? Walczyłeś o swoje życie?

Kobieta mówiła spokojnie starając się tłumić emocje, mężczyzna był jednak zbyt silnym w mocy aby jej się to do końca udało. Czuł wyraźnie że ona wierzy w to o czym mówi. Wierzy że postępuje słusznie.

***

Przestrzeń kosmiczna

Dwie miniaturowe floty ścierały się w walce na śmierć i życie. W wizgu silników myśliwców słychać było odwieczną melodię wojny. W ten sam sposób grały silniki myśliwców Sithów i Jedi podczas wielkiej wojny. Śpiewały ją silniki Scyków ścigających Aureki czy też TIE walczących z X-wingami. Teraz Grały ją Brzytwy i Supy nieludzi Probosa ścigające się z Pirackimi maszynami. Tu i ówdzie Rebelianci uzyskiwali sukcesy. Pirackie maszyny eksplodowały znacznie częściej niż rebelianckie, jednak każda śmierć była wielką stratą. Żmije zameldowały, brakowało trzech pilotów. Nie było jednak czasu na żałobę, w przestrzeni latały śmiercionośne bolty a Piracka flota wciąż miała przewagę liczebną.

Nubian zniszczył właśnie A-Z-Z-3 należący do jakiegoś pirata by po chwili uciekać przed parą kolejnych napastników. Nadzieja jak i Corona póki co nie zaliczyły żadnych sukcesów. Systemy Capitali nie były zbyt skuteczne w zwalczaniu szybkich i przyzwyczajonych do walki z większym od siebie przeciwnikiem piratów. Komandor dowodzący atakiem miał jednak jeszcze jednego asa w rękawie. Plan bitwy póki co sprawdzał się świetnie. Piraci najwyraźniej rzucili wszystko co mieli.
Pozostało się tylko upewnić a potem, zadać ostateczny cios.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [LH Duch] Cienie z przeszłości

Postprzez Probos Azad » 18 Gru 2016, o 19:52

- Żmij Cztery melduje, moja trójka straciła dziewiątego. – „Gard” pomyślał Probos. Imperialny dezerter był dobrym pilotem, ale Duros wciąż miał wątpliwości co do jego lojalności. Azada zawsze coś niepokoiło w zachowaniu korellianina. Małomówny odludek nie wzbudził jego zaufania, nie zaprzyjaźnił się z kimkolwiek z eskadry, widywano go tylko podczas posiłków i przygotowań do akcji. Jakakolwiek była jego motywacja, zginął dla Rebelii, Probos miał nadzieję, że nie na darmo.
- Przyjąłem. Żmij Cztery i Osiem osłaniajcie Nadzieję. Hlafom przyda się pomoc.
- Taa jest. – Sup Tastano odskoczył od rozpadającego się Y-winga posyłając pożegnalną serię czerwonych błyskawic, które oderwały prawy silnik od kadłuba pirackiej maszyny. Xexto zanurkował i zmusił do zmiany kursu Z-95 ścigającego dotąd Zidię, Żmija Osiem. Tastano zainterweniował w porę by uratować swoją podkomendną przed losem Garda. Probos wyobraził sobie westchnienie ulgi, jaki musiała z siebie wydać barmanka z Clandes. Dwa Supy pozostałe z drugiej trójki pomknęły w kierunku frachtowca. Xexto miał zamiar wziąć krwawy odwet za Garda.

- Jedynka, tu Dwójka. – w hełmie Probosa rozległ się rozedrgany głos Resty. – Oberwałam. Popapraniec próbował mnie staranować. Spadły osiągi silnika. Szóstka roztrzaskana… – Szemi, pomyślał Probos. Wrooniańska tancerka będzie bolesną stratą dla eskadry. Była jedną z bardziej doświadczonych pilotów, trudno będzie ją zastąpić.
- Dwójka, przyjąłem. Wycofaj się do rezerwy, jedenastka osłaniaj ją, a potem dołącz do trójki.
- Taa jest! – zakrzyknął Jesson.
- Nie ma mowy, mogę dalej walczyć! – zaprotestowała Resta.
- Dwójka, to był rozkaz. Wykonać. – Duros wyciszył wiązankę, którą posłała X’Ting gwiazdom i piratom. Odesłał ją do rezerwy, na wypadek gdyby sytuacja wymagała rzucenia do walki kolejnych maszyn. Trip i T’ttak potrzebowali doświadczonego dowódcy, nawet w uszkodzonym myśliwcu, jeśli mieliby włączyć się w starcie. Poza tym, wzmocnienie trójki Notlu, Jessonem pozwalało na skupienie większej siły uderzeniowej. Azad planował rzucić ich do przechwytywania cięższych maszyn piratów, do czego zwrotne Brzytwy nadawały się do tego zadania lepiej od ciężkich Supów, ale ich stosunkowo mniejszą siłę uzbrojenia należało skompensować liczbą maszyn. Plan Probosa pokrzyżował komunikat Notlu. Głos dowcipnego Wroonianina był niespotykanie poważny.

- Tu trójka. Potwierdzam cztery zestrzelenia przeciwnika. Straciliśmy dziesiątkę… Przykro mi.
Zym… Duros zacisnął dłoń na drążku sterowniczym. Mięśnie jego ciała zdrętwiały, a w klatce piersiowej poczuł ból. Na zasłoniętej przez wizjer hełmu twarzy pojawił się grymas wściekłości i rozpaczy. Setka myśli przemknęła przez umysł Azada, żadna nie zagościła tam na dłużej, stłumione żelazną determinacją przekuwającą zimną furię w paliwo do dalszej walki.
- Przyjąłem. – odpowiedział lodowatym głosem. – Odtwórzcie waszą formację z Żmijem Jedenastym. Przesyłam wam koordynaty celów, atak pionowy. – zgrupowanie powolnych Y-wingów nie miało szans na ucieczkę przed Brzytwami.
- Piątka i dwunastka za mną. – Duros zignorował potwierdzenia swoich skrzydłowych, jego uwaga była skupiona tylko na jednym celu – sianiu zniszczenia. Trzy Supy wyrębywały lukę w pirackiej chmarze. Działaniami Probosa rządził mechanizm wpojony mu pół wieku temu w akademii, poszukiwanie – rozpoznanie – zbliżanie – decyzja – atak – wyjście z ataku – poszukiwanie – rozpoznanie – zbliżanie – decyzja – atak – wyjście z ataku – poszukiwanie – rozpoznanie…

Z-95, Łowca Głów rozpaczliwie próbował wyrwać się z celownika Supa. Maszyna Probosa sunęła nieubłaganie przez przestrzeń, łomot jej silników był wyciszony przez pustkę kosmosu, ale Rodianin siedzący za sterami Z-95 mógł przysiąc, że słyszy nadciągającą zagładę. Czerwone błyskawice muskały raz za razem poszycie myśliwca, wciąż dając pilotowi złudną nadzieję, że wyrwie się z matni. Rodianin próbował poderwać maszynę rozpaczliwie szukając szansy na ratunek. Bezskutecznie. Pilot poczuł uderzenie ciepła i dostrzegł skrzydła jego własnego myśliwca przelatujące nad kadłubem. Kadłub mknął dalej, wprawiony w ruch wirowy, z kabiny pilota uciekało powietrze i ciepło, ale Rodianin już się tym nie przejmował. Fragment skrzydła, który wpadł do kabiny i utknął głęboko w jego czaszce, wpierw miażdżąc trąbki służące Rodianom za uszy, skutecznie uniemożliwił mu przejmowanie się czymkolwiek.

Azad nie poświęcił swojej ofierze nawet chwili zastanowienia. Wykonał zwrot Supem i rozpoczął poszukiwanie kolejnego celu. W ostatnim momencie zorientował się, że sam się nim stał. W jego stronę pomknęły krwistoczerwone plazmowe pociski, wypluwane przez dwa Z-95. Dwóch członków klanu Rodianina, który został poddany śmiertelnej trepanacji, nie zdążyło z ratunkiem, ale teraz pałało żądzą zemsty nie ustępującej tej trawiącej stare serce Probosa. To prawie wystarczyło, by wyeliminować Żmija Jeden. Prawie.

Sup położył się na skrzydło i zanurkował, w ostatniej chwili unikając zagłady. Łowcy Głów zanurkowali za nim. Duros szarpnął drążkiem sterowniczym, podrywając maszynę, ale dwóch pilotów było bardziej doświadczonych od swojego krewniaka, bezbłędnie wykorzystali przewagę zwrotności swoich maszyn, nie wypuszczając Supa ze swojego zasięgu. Kolejne czerwone smugi ocierały się o poszycie Gola. Probos zacisnął wargi i poczuł słony smak krwi wypełniającej mu usta. Ścisnął drążek i zaczął rzucać maszyną w zwitkach akrobacji, tak skomplikowanych, że Duros nie pamiętał kiedy ostatni raz musiał ich użyć. Zawrót, zwrot, nurkowanie na plecach, półpętla, zwinięcie w korkociągu i nieregularna spirala. Mimo to Łowcy Głów nie ustępowali, posyłając w jego kierunku kolejne błyskawice. Antyczne celowniki nie pozwalały im dopaść swojej ofiary. Probos wykorzystywał tę słabość Z-95, ani na moment nie przechodził w prostolinijny lot, zmuszając przeciwników do odkładania poprawki celu, na tyle dużej, że ich efektywność trafień bliska była zeru. Trzy maszyny znajdowały się w impasie.

Jednak Łowcy Głów popełnili ten sam błąd, który stał się wcześniej udziałem dowódcy rebelianckiej eskadry – zapomnieli o tym, że są częścią większego starcia. Salwa Żmija Pięć i Dwanaście rozpruła poszycie jednego z pirackich myśliwców, zmuszając drugiego do odskoku. Probos nie zwlekał ani sekundy, wykonał gwałtowny zwrot i znalazł się na kursie przechwytującym. Działa Gola pluły złotoczerwonym ogniem, który wnet pochłonął ostatniego z Rodian, przerywając litanię przekleństw płynących z jego zielonego ryjka.
- Przepraszamy za spóźnienie, jedynko. – zażartowała Ply.
- Przyjąłem, dwunastka. Wracamy do formacji. Przesyłam koordynaty następnych celów. – Probos nie zamierzał zwolnić nawet na moment. Każda chwila spędzona w walce, każdy przeciwnik, na którym skupi swój gniew, odwlekały w czasie o wiele bardziej przerażający pojedynek – starcie się z rzeczywistością, w której Duros stracił przybranego syna.

***

Pustka, zimno, ciemność… Gwiazdy? Tak, widział gwiazdy. Dostrzegł błysk kątem oka. Kolejny. Obrócił głowę, nie widział źródła. Kolejny błysk. Spróbował odwrócić się w tę stronę. Nie mógł. Nie było jak. Wisiał w przestrzeni. W końcu odzyskał świadomość, po pierwszym szoku. Maska helowa wciąż działała, ale czuł, że z każdą chwilą gorzej. Maska, skafander i naturalna odporność jego gatunku pozwalała mu przetrwać dłużej niż innym w próżni kosmosu, ale wiedział, że nie zbyt wiele czasu. W hełmie słyszał tylko szum, komunikator uległ uszkodzeniu, poza tym bez nadajnika z myśliwca nie mógł zdać się na wiele. Czuł narastającą panikę, paraliżującą każdą komórkę jego ciała. Zginie tu. Mógł się tylko zastanawiać czy wpierw zabraknie mu helu czy też zamieni się w sopel lodu.

Strach zapanował nad jego fizycznymi zmysłami, ale sprawił też, że sięgnął po Moc. Zobaczył ogniki, te wciąż rozpalone walką i te błyskawicznie gasnące. Dwa ścierające się płomienie przykuły jego uwagę, ich potyczka była inna niż pozostałe. Ogniki pożerały siebie nawzajem, walcząc o życie i śmierć. Płomienie rywalizowały o… Duszę? Zasadę? Cel? Poczuł frustrację spowodowaną brakiem adekwatnego określenia. Wytrąciła go z równowagi na tyle, by przypomniał sobie o tym, że zaraz zacznie umierać. Sięgnął ku płomieniom. Całym sobą, strachem, który go ogarnął, zbliżył się do nich i ze wszystkich sił błagał o pomoc. Zym miał nadzieję, że to wystarczy.
Image
Awatar użytkownika
Probos Azad
Gracz
 
Posty: 101
Rejestracja: 23 Sty 2016, o 10:26

Re: [LH Duch] Cienie z przeszłości

Postprzez Rafael Rexwent » 25 Gru 2016, o 20:38

- „Orzeł” na drugiej! - zawołał Paul, widząc jak seria z działek zepchnęła piracki myśliwiec na prawo. O ile pilot Zebry panował nad swoją maszyną z ogromną gracją, wykorzystując jej mobilność, to nawała ognia, jaką poczęstował go Feniks uświadomiła mu, że prędzej, czy później jego myśliwiec zostanie trafiony. Dlatego odbił w lewą stronę i przyspieszył, chcąc wykonać nawrót. W swoich zamiarach nie uwzględnił jednakże wieżyczki na grzbiecie Citadela.
Siedzący za sterami baterii AG-2G droid serii BX z charakterystyczną dla robotów chłodną kalkulacją i precyzją wystrzelił jedną salwę z koreliańskich działek. Krwistoczerwone bolty dotarły do celu wrzynając się w cienką warstwę opancerzenia i trzewi Zebry. Jak łowca zatapia zęby w skórze, tkankach i mięśniach ofiary, tak te energetyczne smugi wżarły się do wnętrza maszyny i dotarły do jej serca – reaktora, który napędza cały myśliwiec energią, niczym drogocenny organ pompujący krew. I jak w żywym organiźnie utrata serca oznacza śmierć, tak Zebra po zniszczeniu reaktora zniknęła w ognistej eksplozji, zabierając ze sobą doświadczonego pilota. Każdy ma gorszy dzień, ale dla tego pirata zagapienie skończyło się tragicznie.
Kerst nie patrzył na to jak skończył jego przeciwnik, bo musiał zająć się kolejnym. O ile oba Hlafy czyściły przestrzeń kosmiczną jak się patrzy, to nie mogły zniszczyć wszystkiego. A takie niedobitki trafiały właśnie pod ostrzał Gamm, oraz Feniksa. Tym razem jeden z boltów wystrzelonych przez Paula trafił w manewrującego X-winga, lecz został wchłonięty przez tarcze. To jednak wystarczyło, bo pilot myśliwca pojął karkołomność swego zamysłu i odskoczył od małej Eskadry. Zapewne ku łatwiejszemu celowi. To już nie było zmartwienie najemnika, bo pojawił się przeciwnik, jakiego Kerst wolał nie spotkać. Ale los najwyraźniej postanowił dać mężczyźnie wyzwanie. Śmiertelne wyzwanie. Na ciele Paula pojawiła się gęsia skórka. Dotychczasowe zestrzelenia były tylko wstępem do walki, która właśnie nadchodzi. Citadel przeciwko YV-929. Oba statki dzieliło kilkadziesiąt lat różnicy, ale żaden nie wydawał się gorszy. Jednak jeden błąd może przeważyć o wyniku tego starcia, jeden nietrafiony pocisk, jeden zły unik.
Statkiem zadrżało, gdy tarcze przyjęły na siebie potężne bolty przeciwnika. Paul warknął pod nosem, w myślach dziękując za silne tarcze. YV-929 miał turbolasery. Czyli znacznie większy kaliber uzbrojenia od ciężkich dział jonowych i laserowych Feniksa. Ale Kerst wypatrzył w tym zaletę i sposób na pozbycie się przeciwnika. Rozpoczął ostrzał potężnego koreliańskiego frachtowca za pomocą drugiego trybu – potężnych salw z wszystkich dział naraz, puszczając pomiędzy nimi rakiety z wyrzutni. Miał nadzieję, że bolty jeśli nie naruszą tarcz YV-929 to przynajmniej zakłócą na chwilę jego elektronikę i utrudnią uniknięcie trafienia rakietami.
Image

"Nie wahaj się powiedzieć ludziom na których ci zależy o uczuciach żywionych do nich. Bo jutro może ich tam nie być." ~ Akagi

"If you do not fight now, then when will you?" ~ Type-005
Awatar użytkownika
Rafael Rexwent
Gracz
 
Posty: 290
Rejestracja: 7 Lis 2014, o 17:01

Re: [LH Duch] Cienie z przeszłości

Postprzez Mistrz Gry » 30 Gru 2016, o 19:09

Przestrzeń rozbłyskała dziesiątkami wyładowań energii i wybuchów. Maszyny piratów splotły się w śmiercionośnym tańcu z Rebelanckimi. Myśliwce krążyły wokół siebie niczym wygłodniałe jastrzębionietoperze okładając się wiązkami boltów. Czasami zwyciężał pirat, znacznie częściej wygrywali piloci Żmij, jednak było ich zbyt mało. Do walki nie weszły jeszcze główne siły pirackie składające się z ciężkich frachtowców. Obrońcy szybko zorientowali się że fregata Corona nie stanowi zagrożenia, i najsilniejszym okrętem jest Nadzieja. To na niej skupił się ostrzał pirackiej artylerii. Wstrząsany eksplozjami frachtowiec parł do przodu dowodzony wprawnie przez Ramiusa. Kapitan wiedział że musi wytrzymać jeszcze chwilę zajmując przeciwnika. Niewzruszony wysłuchiwał raportów o spadającej mocy osłon i kolejnych uszkodzeniach poszycia. Liczył na swój plan...

Salwa rakiet trafiła w piracki frachtowiec co zaowocowało serią odłamków i rozbłyskiem ognia. Paul uśmiechnął się tryumfalnie. Osłaniane przez jego jednostki nie poniosły żadnych strat jednocześnie zbliżając się we w miarę sensownym szyku w kierunku swojego celu. Artyleria Citadela zrobiła wrażenie na piratach, niestety oznaczało to też ściągnięcie na siebie uwagi. W jego kierunku pomknęły dwa Tie-Uglies, TYE-wing oraz bliżej niezidentyfikowana kupa złomu. BXy postawiły zaporę ogniową, jednak manewry kapitana dążącego do zniszczenia YV-ki utrudniały im robotę. Pierwsza salwa torped pomknęła w kierunku Citadela.

Giniemy.. - Rdesta wykonała rozkaz przywódcy spoglądając na sytuację z boku widziała jak jej towarzysze desperacko walczą o życie, w chaosie bitwy nawet najlepsze umiejętności nie gwarantowały przeżycia. Sygnał z transpordera myśliwca Zyma znikł nagle. Kolejny towarzysz ginący za co?
-Zróbcie coś do cholery, ilu jeszcze naszych ma zginąć!! - wrzasnęła na otwartym kanale uderzając dłonią w kokpit z bezsilnej wściekłości.
Robimy, - odpowiedział jej spokojny i opanowany głos męski. - Za Republikę! Za wolność!

Patetyczne dźwięki hymnu Nowej Republiki towarzyszyły pojawieniu się nowego gracza na polu bitwy. Eskadra Cieni uderzyła w swoim stylu, brutalnie, skutecznie i z morderczą precyzją. Staruszkowie w swoich maszynach bazowali głównie na zaskoczeniu, jednak dziesięć X-wingów współpracujących z Agavą nie było czymś co można zignorować, zwłaszcza jeśli wyszły na tyłach twojej Formacji. Kapitan piratów dowodząca z flagowego frachtowca miala ułamki sekund na podjęcie decyzji. Niestety było to zbyt mało. Torpedy uderzyły w kadłub rozszarpując poszycie i zabijając zarówno dowódcę piratów jak i niszcząc ich najsilniejszą jednostkę. Nie oznaczało to jednak zwycięstwa. Bandyci i tak walczyli pod dowództwem swoich lokalnych hersztów. Cienie miały zapłacić za swój udany atak cenę krwi. X-y wyszły z maskowania od razu ruszając z pełną prędkością, gdyby przeciwnik był tylko jeden nie miałby najmniejszych szans. Pirackich statków było zbyt wiele. W kuli ognia zginął C5 jeden z najstarszych pilotów pamiętający jeszcze czasy bitew po upadku Corusant. Jego towarzysze nie mieli czasu na żałobę, błysnęły aktywowane działka karmazynowe bolty pisały epitafium dla poległego wojownika.

Frachtowiec Buura miał już wejść w nadświetlną gdy motywator hypernapędu zawiódł. Jednostka leciała teraz wprost na Fregatę Corona. Jej tarcze otrzymały już pierwsze trafienia informując boleśnie, że wojskowe turbolasery nie są tym co lubią najbardziej. Zwrot i próba ucieczki były jedynym sensownym rozwiązaniem. Jednak Buur nie był w ciemię bity. Wiedział że musi zaskoczyć wroga dlatego skierował swoją A-Z-Z-3 wprost na mostek Corony.
- Zapierdalać do maszynowni, napraw ten jebany motywator.
- Ta pieprzona kreatura napchała wszędzie mięsa, myślę że już je usunąłem.
- Lepiej żeby to była prawda.

Frachtowiec trząsł się od trafień, z tej odległości nawet niewprawieni artylerzyści musieli w końcu trafić. Odpadające części poszycia były ostatnią rzeczą Jaką usłyszeli piraci zanim gwiazdy zamieniły się w smugi.

W ślady Buura i jego bandy zamierzało pójść więcej załóg. Nie wszystkim jednak było to dane. Frachtowiec Brzytwiarzy napotkał na swej drodze niepozorny holownik z podczepionym kontenerem. Co złego może się stać? Wyjaśniły mu to szybko dwie brzytwy osłaniające desant, a promy Gamma tylko pogorszyły sytuacją pirackiej jednostki.
- Lecą na nas
- przygotować się do abordażu, -
piraci rozbiegli się na pozycjach przygotowując się do nieuchronnego starcia tymczasem Ferdek siedzący w nadlatującym holowniku miał inne plany.
- Brzytwy zdjęły im tarcze?
- Yup
- jebniemy torpedą?
- Yup
- Ognia...


Spod konternera wypadły dwa spore pociski, które szybko się uaktywniły lecąc w kierunku HT-2200. Sporych rozmiarów jednostka dość szybko spotkała się z przeznaczeniem. W potężnej kuli ognia zagładzie uległa cała załoga. Ferdek i Owip byli pod wrażeniem.
- Ark coś ty tam wsadził?
- Nie, mam pojęcia, handlarz mówił, że do zdejmowania capitali, mamy jeszcze dwie takie jak coś...
- kurwa...
- Ano. Siedzimy na bombie.


Nie niepokojone przez nikogo desantowce dotarły bezpiecznie do celu wyładowując swój desant. Piraci byli zbyt zajęci odwrotem z pola walki by zajmować się tak niegroźnymi celami jak jakieś desantowce. Nie dotyczyło to niestety Citadela lecącego jako osłona. Okręt zebrał na tarcze solidna dawkę batów. Gdy tylko pojawiły się posiłki piraci zwiększyli swój wysiłek zmierzający do wyeliminowania jednostki. Choć droidy robiły co mogły osaczony okręt dostawał coraz większą porcję batów.

- Ostrzał z lewej,
- widzę, nasz citadel zdrowo oberwał.
- Papa Cux, zobacz czy dasz radę zapewnić mu wsparcie.


Para X-ów półbeczką odeszła w kierunku desperacko walczącego Citadela. Kerst zdecydował że zniszczenie YV-ki jest najważniejsze i jego baterie ostro skarciły piracką jednostkę. Kolejne salwy przebiły się przez osłony co zaowocowało spektakularnym wybuchem. Tym samym jednak musiał nieco opuścić gardę. Nadlatujący TYE- odpalił kolejną porcję torped równocześnie obrywając z działek Citadela.

spadam, kurwa spadam
Mike!!
Potężna eksplozja urwała jeden z płatów kieszonkowego krążownika i zmiotła górna wieżyczkę. Systemy alarmowe zawyły informując pilota o dehermetyzacji kadłuba. Miał jedynie kilka chwil na uratowanie swojego życia...

- zdejmuje tą abnominację
- Przyjąłem, Osłaniam.


Papa Cux wszedł na ogon ostatniego z Tie Uglies posyłając w jego kierunku masę energii wystarczającą do zasilenia niewielkiej kolonii. Pilot Tie odszedł świecą w górę, jednak staruszek był na to przygotowany. Ściągnął przepustnicę, zawisając na chwilę nieruchomo w przestrzeni, wyczekał moment kiedy przeciwnik będzie musiał dokończyć manewr przelatując przez jego pole ostrzału. Karmazynowe bolty ze śmietelna precyzją dosięgły celu przetapiając metal, ciało i kości. W intensywnej kuli ognia w jaką zmienił się myśliwiec pirata nie było nic epickiego. Ot kolejne zestrzelenie zasilające konto weterana.

Tymczasem Caleb i Keren mieli nieco spokoju, w mocno postrzelanych maszynach spełnili swoje zadanie, głównie dzięki pomocy pilotów Azada. Caleb leciał nieco wyluzowany ścigając niedobitki pirackiej eskadry gdy nagle poczuł potężny impuls mocy. Ból nie obezwładnił go tylko dlatego, że instynktownie zareagował stawiając potężną tarczę. Niestety kosztowało go to utratę koncentracji. Maszyna trafiona kilkukrotnie przez wieżyczkę uciekającej jednostki stanęła w płomieniach. Ciężko ranny jedi ciągnąc za sobą ogon dymu i części ruszył w kierunku Nadziei.

Rebelianci wygrywali, po utracie przywódcy, zorganizowany opór piratów padł, nie mieli już za co walczyć, więc uciekali każdy w swoją stronę. Dobijanie ostatnich walczących trwało raptem kilka minut. Były to jednak minuty dość krwawe. Frachtowiec sojuszniczy, dwie maszyny Żmij oraz czterech pilotów z eskadry Cieni oddało swe życie w końcówce zwycięskiej bitwy. Nie licząc licznych rannych pilotów i uszkodzonych maszyn. Rebelianci zwyciężyli zyskują swoją nową bazę operacyjną.


***


Pokłosie bitwy było znaczące, Rebelianci stracili kilkunastu pilotów, dwa sojusznicze frachtowce zostały zniszczone* zaś okręty nabawiły się nowych uszkodzeń. Z bitwy najlepiej wyszły załogi abordażowe, opuszczony przez obrońców Lucrehulk był łatwym celem i jego opanowanie zajęło kilka godzin. Nie licząc starcia z pewnym Droidem bojowym i towarzyszącymi mu najemnikami abordaż przebiegł bez zakłóceń. Przez pole szczątków co i rusz przelatywały statki wyszukując śladów życia, w ten sposób Probos odzyskał Zyma, zaś kilku piratów utraciło wolność. Zdobyte uszkodzone statki trafiły do przepastnych trzewi Lucrehulka jednak zwycięstwo smakowało gorzko.

Jaina również zdała sobie sprawę z ofiary jaką złożyli sojusznicy Rebelii jak i sami rebelianci. Jednak nie to było najgorsze. Potężny impuls ciemnej strony który odczuli wszyscy Jedi był ostrzeżeniem, coś lub ktoś przebudził potężna pradawną magie. Czuła jak potęga ciemnej strony eksploduje gdzieś w przestrzeni. Jon również to wyczuł, podobnie jak Caleb którego ta nagła eksplozja ciemnej strony kosztowała utratę nogi. Niewielka rada Jedi doszła do wniosku, że w chwili obecnej nie mają możliwości ani sił, by zmierzyć się z nieznanym Sithem. Caleb i Jon postanowili zostać z Jainą by szkolić potencjalnych kandydatów na jedi. Rebelia musiała odbudować siły.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [LH Duch] Cienie z przeszłości

Postprzez Rafael Rexwent » 1 Sty 2017, o 14:32

Paul wzdrygał się za każdym razem, gdy "Feniks" dostawał na siebie kolejne bolty energetyczne lub torpedy. Tarcze jęczały, odchylając wiązki laserowe, lub całkowicie je pochłaniając. Pancerz przeraźliwie trzeszczał, przeżywając spotkania pierwszego stopnia z salwami torped. Chyba tylko dzięki sztuce projektantów z Koensayr Manufacturing kadłub dzielnie znosił wszelkie baty. Citadel odgryzał się przeciwnikom, niczym smok Krayt otaczającym go łowcom. Ogniste eksplozje zabierały ze sobą kolejnych piratów wraz z ich maszynami, co tylko ściągnęło większe niebezpieczeństwo na "krążownik".

- Piit Pip Łiiiiit! - zapiszczał nerwowo astromech, cały czas stojąc jednak dzielnie na posterunku i wspomagając swego pana w zarządzaniu jednostką.
- Tak! Widzę te torp... - nie dokończył Kerst, robiąc lekki zwrot przez sterburtę, by mieć nadlatujące pociski w polu rażenia działek. Komputer celowniczy szybko złapał namiar na dosyć wolno poruszające się torpedy. Piraci musieli używać uzbrojenia rakietowego z dolnej półki, albo nawet - robionego metodami chałupniczymi. Działka bluzgnęły karmazynowymi boltami, zasypując salwę pirackich torped nawałą ognia. Wrogie pociski wybuchały jeden po drugim, ustępując sile ostrzału Citadela. Jednakże takie rozmieszczenie uzbrojenia ma i swoje wady - niby i jest wieżyczka przeciwlotnicza na grzbiecie i ta z ciężkimi jonówkami, ale to ciut za mało. Znaczy do tej pory Paulowi to nie przeszkadzało, bo i nigdy jeszcze nie miał okazji brać udziału w takiej bitwie, ale teraz zrozumiał, że musi w przyszłości poświęcić ze dwa działka na dziobie, by lepiej chronić tyły. Tylko wpierw przydałoby się przeżyć.
Kolejny wstrząs targnął "Feniksem", dobitnie pokazując, że nawet droid komandos za baterią plot nie zestrzeli wszystkiego. Na szczęście dwa pociski, które się przebiły nie stworzyły żadnych szkód, nie licząc osmalenia pancerza i jego lekkiego naruszenia.
YV-929 był już praktycznie wrakiem i trzymał się na słowo honoru. O ile piraci znają coś takiego. Paul nie zamierzał jednakże przekonywać się, czy aby wyrzutnia torped, lub inne uzbrojenie YV-ki działało. Dlatego powrócił na poprzedni kurs i z przyłożenia odpalił swoją rakietę w kierunku dogorywającego przeciwnika, otaczając ją wianuszkiem energetycznych boltów. Spektakularny wybuch oświetlił kokpit Citadela i wywołał lekki uśmiech na twarzy Paula, skrytej pod hełmem.

Niestety nagle pojawił się TYE, który wystrzelił całą salwę pocisków i zanim pirat siedzący za jego sterami zdążył ocenić czy trafił oberwał z wieżyczki przeciwlotniczej "Feniksa". Niestety niezatrzymana salwa dotarła do celu, dokonując poważnych zniszczeń.
- Cholera - wyrwało się Paulowi, gdy kokpit zalały komunikaty. Pierwszy dotyczył teoretycznie najmniej ważnego uszkodzenia, czyli utraty wieżyczki plot. , drugi dotarł chwilkę później i dotyczył znacznie bardziej problematycznego skutku salwy torped - urwania płatu. Jednakże najgorsza awaria przyszła na koniec. Dehermetyzacja kadłuba. Chyba już gorszego scenariusza nie można sobie wyobrazić.
- Zamknij grodzie! - zawołał Paul do droida, samemu przypinając się awaryjnymi pasami bezpieczeństwa do fotela pilota. Zbroja dawała mu namiastkę bezpieczeństwa, ale trzeba jeszcze zadbać o to, by nie zostać "wywianym" w próżnię. Dopiero po zapewnieniu sobie bezpieczeństwa Kerst zaczął manewrować, by bezpiecznie wyhamować uszkodzonym statkiem. Nie chciał uderzyć w jakieś szczątki, czy coś w podobiu. Miał nadzieje, że ktoś mu pomoże.
Image

"Nie wahaj się powiedzieć ludziom na których ci zależy o uczuciach żywionych do nich. Bo jutro może ich tam nie być." ~ Akagi

"If you do not fight now, then when will you?" ~ Type-005
Awatar użytkownika
Rafael Rexwent
Gracz
 
Posty: 290
Rejestracja: 7 Lis 2014, o 17:01

Re: [LH Duch] Cienie z przeszłości

Postprzez Mistrz Gry » 2 Sty 2017, o 19:46

"Feniks" zasługiwał na swoją nazwę. Citadel przetrwał niewiarygodne lanie, które z pewnością zakończyłoby karierę mniej wytrzymałej jednostki. Zapłacił jednak za to wysoką cenę. Prawa górna płetwa okrętu była zniszczona równo z kadłubem. Razem z nią okręt stracił górną wieżyczkę, a poszycie było w najlepszym razie popalone. Nieznacznie lepiej wyglądał brzuch maszyny. W wielu miejscach były wybite otwory przez które można było wsadzić do środka rękę. Maszyna z pewnością zasługiwała na solidny remont i pobyt w stoczni. Niestety w pobliżu takowej nie było, a nawet najodważniejszy pilot nie zaryzykował by wejścia w nadświetlną tak uszkodzonym frachtowcem. Załogę i kapitana czekał przymusowy pobyt na Lucrehulku.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02


Wróć do Lucrehulk "Duch"

cron