Content

Lucrehulk "Duch"

Kantyna okrętowa

Re: Kantyna okrętowa

Postprzez Daesha'Rha » 23 Lip 2020, o 23:06

Wieczorem, a w każdym razie o porze, którą na statku umownie nazywano wieczorem, Daesha'Rha, umyta i przebrana w suchą odzież, usiadła na swoim łóżku w pozie do medytacji. Mai'fach mówiła, że podczas medytacji nie trzeba sterczeć na baczność ze skrzyżowanymi nogami - ważne jest, aby mięśnie były rozluźnione i nie potrzebowały energii do utrzymania tej pozycji. Dlatego Daesha'Rha siedziała oparta o ścianę, z nogami lekko podwiniętymi pod sobą.
Po rozpoczynających medytację wdechach uspokoiła myśli i pozwoliła im popłynąć swobodnie swoim torem.
Przypomniała sobie swoją pierwszą operację na żywym zwierzęciu. Było to już w trakcie studiów, podczas praktyk w hodowlach. Pomimo tego, że było to trudne i emocjonujące przeżycie, lubiła do niego wracać. Dużą przyjemność sprawił jej wtedy widok starego falumpaseta, który stawiał niezręczne kroki na zoperowanej, ale nie bolącej już nodze.
Ale chyba najwięcej emocji wywoływały u niej porody. Wielokrotnie była ich świadkiem, już jako mała dziewczynka, a później przyjęła niezliczoną chyba ich ilość. Zawsze rosło jej serce na widok młodych zwierząt, które na wątłych nóżkach próbowały stawiać pierwsze kroki.
Historia lubi się powtarzać. Po skończeniu studiów myślała, że na zawsze pożegnała się z egzaminami. A tu czekał ją kolejny, nie pierwszy zresztą. I nie ostatni.
Rankiem stawiła się ponownie w gabinecie Mai'fach. Kobieta przywitała ją i wskazała miejsce przy swoim biurku.
- Trzymaj - powiedziała, wręczając jej datapad - Usiądź sobie tutaj i rozwiązuj. Za dwie godziny wychodzimy.
Nie pozostało jej nic innego, jak zabrać się za pracę.
Pytania wymagały odpowiedzi otwartych i chociaż Daesha'Rha wiedziała, że Mai'fach nie czepia się przecinków, a same pytania nie są stworzone, by łapać na niewiedzy, rozwiązywanie testu wymagało skupienia i wysiłku. Twi'lekanka traktowała to w większości jak streszczenie czynności, które musiałaby wykonać w praktyce.
Ledwie zauważyła, kiedy minął wyznaczony czas. Mai'fach odebrała od niej urządzenie, nie poświęcając chwilowo odpowiedziom żadnej uwagi. Daesha'Rha poczuła się tym rozczarowana, bo miała wrażenie, że po tych dwóch godzinach jest bardziej wyczerpana, niż po wczorajszym biegu.
- No, zbieraj się - powiedziała tymczasem nauczycielka, wręczając jej tym razem torbę z narzędziami, które dała jej na początku ich wspólnych zajęć - Idziemy do ambulatorium, bo nam pacjent, że tak powiem, stygnie.
- Słucham?
Mai'fach nie zamierzała odpowiedzieć - wyszła z gabinetu, nie czekając na Twi'lekankę, która podniosła się z lekkim opóźnieniem.
Rzeczywiście poszły do ambulatorium. W sali, w której zazwyczaj ćwiczyły, było pusto i cicho. Wszystko byłoby jak zwykle, gdyby nie odbiegający od normy...
- Jasny szlag - wyrwało się Daesh - Skąd ty wytrzasnęłaś całego trupa?!
Mai'fach, zadowolona ze swojej psoty, zignorowała naruszenie uczniowsko-mistrzowskiej etykiety.
- Czy to ważne? - zapytała niefrasobliwie - Ważne jest to, że twój pacjent jest ranny.
- Gdzie? Wygląda na relatywnie... zdrowego.
- A choćby tutaj.
W dłoni Mai'fach pojawił się nagle stojak od kroplówki. Kobieta szybkim, wystudiowanym ruchem wyrżnęła denata w udo. Rozległ się trzask i jednoczesne mlaśnięcie. Bardzo nieprzyjemne.
- Co do...!
- Operuj, Daesha'Rha. Ratuj mu... nieżycie.
Daesha'Rha zaczęła operować.
Podwinęła rękawy, szybko odkaziła ręce i włożyła rękawiczki. Wyjęła z torby nóż, skalpel i piłę do kości (na wszelki wypadek). Rozerwała spodnie nieszczęśnika i skrzywiła się na widok szybko rosnącego sińca.
- Biwalirudyna?
- Owszem. Uważaj na koszulę.
Środek przeciwzakrzepowy, który Mai'fach wstrzyknęła trupowi, rozrzedził krew i powstrzymał aglutynację. Pierwsza struga splamiła prześcieradło, kiedy Twi'lekanka nacięła skórę.
Rana wyglądała tym gorzej, im głębiej docierała Daesha. Mięsień prosty uda i mięsień krawiecki zostały zmiażdżone, tak samo, jak większość naczyń krwionośnych wokół nich. Wolała nie sprawdzać kości, ale już po dźwięku stwierdziła, że kość udowa musiała przynajmniej pęknąć.
No i pękła. Na szczęście obyło się bez odprysków i przemieszczeń. Daesha'Rha unieruchomiła całą nogę, upewniła się, że pęknięcie nie jest głębokie, po czym pokryła je żelem opartym na działaniu bacty. Miał pomóc kości zrosnąć się bez większych powikłań.
Przeszła tymczasem do naczyń krwionośnych. Na większości zastosowała zaciski i zaczęła je teraz zszywać. Nigdy tego nie lubiła, za dużo z tym było paprania, ale jak mus, to mus. Poradziła sobie sprawnie. Wystarczyło zszywać niebieskie z niebieskim, a czerwone z czerwonym.
Pozostały tylko zmiażdżone mięśnie. Na nie nie miała już patentu.
- Masz nie tylko fizyczne narzędzia, Daesh - powiedziała Mai'fach, bacznie obserwując jej zmagania.
Faktycznie, przypomniała sobie Twi'lekanka. Tylko nie była przyzwyczajona do korzystania z Mocy podczas pracy.
Niemniej jednak postanowiła spróbować. Odłożyła na chwilę skalpel, przymknęła oczy. Wyciągnęła rękę nad otwartymi mięśniami i Sięgnęła.
Znajome uczucie ciepła. Ukierunkowała je, narzuciła mu swoją wolę. Ciepło przeszło do jej palców, a z nich - widziała to w głowie, bez otwierania oczu - w kierunku uszkodzonych tkanek. Widziała komórki mięśni odbudowujące błony, włókna aktyny i miozyny ponownie łączące się i tworzące sarkomery. Najdrobniejsze naczynia włosowate splotły się ponownie, sztucznie rozrzedzona krew dopłynęła do miofibryli. Wiązki mięśniowe odbudowały się, ścięgna naprężyły. Mięśnie znowu były całe.
Daesha'Rha spojrzała na swoje dzieło, całkiem z niego zadowolona zabrała się za szycie.
Kilkanaście szwów później było po wszystkim.
- Twój egzamin dobiegł końca - powiedziała Mai'fach, kiedy Daesha'Rha zbierała swoje narzędzia do sterylizatora. Kobieta tymczasem pochylała się nad ciałem z miną znawcy - Niczego sobie szew.
- Dziękuję - odparła, zrywając rękawiczki i wrzucając je do kosza - Mam nadzieję, że to już koniec, bo jeśli nie masz nic przeciwko, chciałabym upaść na twarz. Na swoim łóżku.
Image
Awatar użytkownika
Daesha'Rha
Mistrz Gry
 
Posty: 200
Rejestracja: 29 Mar 2018, o 19:55

Re: Kantyna okrętowa

Postprzez Nantel Grimisdal » 25 Lip 2020, o 21:35

Nantel włożył dysk od Bogga i odpalił program.Miało to zająć kilka minut, więc postanowił skrócić sobie czas oczekiwania obserwowaniem przestrzeni za iluminatorami. Całe szczęście, ze chociaż one przetrwały i nie musieli ich wymieniać.
Gdy tak wpatrywał się wpustkę kosmosu, dotarło do niego, jak cicho i spokojnie jest na statku. A przecież przeszedł tak wiele. Był też świadkiem tak wielu cierpień. I choć dla wielu był tylko poskładanymi odpowiednio kawałkami durastali, Nantel wiedział, że te ściany nie są do końca martwe. Przed tym jak zerwał kontakt z Mocą, czuł, ze potrafi ona przenikać ona różne miejsca. Miejsca ważne dla innych. Teraz jednak pozostawał ślepy. Poczuł żal, że nie odczuwa już tak dobrze otoczenia. Że gubi tyle z myśli, emocji i uczuć tak ważnych w tym świecie. Jemu zaś pozostała pustka po stracie Nadii. Było to tak, jakby utracił jeszcze więcej.
Spojrzał na ekran komputera. Pasek ładowania pokazywał dopiero 10% stanu. Miał wiec jeszcze czas... Unosząc się na pustym mostku, skrzyżował nogi i położył ręce na kolanach. Trochę wirował, pozbawiony grawitacji. Spojrzał na swoje dłonie, noszące jeszcze ślady po niedawnych obrażeniach. Jedną z nich dotknął delikatnie panelu komputera nawigacyjnego, by się przytrzymać. jednocześnie poczuł, jakby ten statek chciał opowiedzieć mu swoją historię. Ale ten strach... strach przed bólem...
Przemógł się. Zamknął oczy i sięgnął po Moc. Niemal od razu wpadł w pustkę, jaką pozostawiła po sobie Nadia. Gdzieś brakowało połowy duszy. Chciał krzyknąć, ale głos uwiązł mu w gardle. Spadał i spadał w pustkę. W ciemność. A strach i ból straty narastały. Aż gdzieś, niczym echo przypomniał sobie ostatnie słowa Nadii. Zmusił się do wysiłku. Zmusił do tego, by powiedzieć sobie, że ten strach da się pokonać. Sięgnął głębiej w stronę Mocy, a jednocześnie starał się uspokoić oddech. Pustka zniknęła zastąpiona przez statek. Był jednak... inny. Jakby nowszy. To był Horyzont Zdarzeń na początku swojej kariery, ledwo wypuszczony ze stoczni Imperium. Czuć było jeszcze pozostałości szczęścia i dumy pracowników, którzy go stworzyli. Dobrze wykonana praca. Duchy ich wspomnień przechadzały się po mostku, łącząc trwale ze statkiem. A potem zostały zbrukane. Strach, cierpienie, ból. Wspaniałe dzieło swoich stwórców, zostało zmarnowane na czyny tak haniebne jak więzienie i tortury. Groza, jaką przeżyli pojmani i zabici na statku, na zawsze stała się częścią tego miejsca. Ale czy musiało tak być. Na końcu zapaliła się iskra nadziei. Ktoś dokonał tutaj czynu poświecenia. Rozjaśnił panujący mrok. W chłodnym metalu okrętu czuć było, jak to poświęcenie niszczy mrok i odmienia ścieżki losu. Duchy niegdyś dumne, ponownie mogły podnieść głowy. A potem pojawił się ktoś jeszcze i iskra nadziei zamieniła się w mały płomień. Nantel poczuł, jak otula go Jasna Strona Mocy. Czuł jej ciepło i w głębi duszy cieszył się, jak na widok dawno niewidzianego przyjaciela. Teraz zrozumiał, że nawet po śmierci Nadii, jasna Strona wciąż z nim była. A jego dziewczyna razem z nią. Jako jedność. Pustkę w duszy odczuł, odtrącając ją w swym bólu. Wiedział, że nie wolno mu już teraz było drugi raz tego zrobić. Odetchnął, tak jak nie zrobił tego od śmierci Nadii. Znów czuł siłę i nadzieję.
Wizja rozmyła się tak samo nagle, jak się pojawiła.


***

Przy wejściu na mostek stał Joker. Opierał się o ścianę i przytrzymywał, bo sztuczna grawitacja wciąż nie działała. Samo pomieszczenie oświetlał sobie latarką przy hełmie. Zbliżył się do niego jeden z jego nowych ludzi, Markus.
- Sir, zaczęliśmy rozmontowywać Shooting Stara, ale ta twi'lekankę zgarnęła Mai'Fach na jakiś trening. Co... - w tym momencie rekrut zobaczył unoszącego się na mostku w siadzie ze skrzyżowanymi nogami Nantela. - Ile on tu już tak siedzi?!
- Ciii, medytuje, musimy poczekać. Wiesz, to te tam sprawy tych, no, mocowładnych. Jeszcze chwilę wytrzymamy, zanim tu wszystko zamarznie.
- No mam nadzieję, powinniśmy już włączyć systemy statku...
- Przyzwyczaisz się do takich rzeczy. Z nimi to już tak jest, że mają swoje dziwactwa.

***

Kilka chwil później Nantel w końcu wybudził się z medytacyjnego letargu. Zamrugał najpierw, bo miał wrażenie, że wizja była znacznie jaśniejsza niż ciemności w uśpionym statku. Przed nim, na jedynym działającym ekranie migał komunikat o zakończonym przed kilkoma sekundami skanie całego statku, gotowym do wyświetlenia po jednym kliknięciu. Dotknął ekranu pulpitu i lista komunikatów zaczęła się pojawiać. W tym momencie dostrzegł czekających na niego żołnierzy.
- Możecie wejść, nie gryzę.
- Nantel, włącz tu system podtrzymywania życia. Zaraz zamarzniemy, do cholery!
- Już, już. Zaraz przejrzę wszystkie te komunikaty i odpalam. Widzę, że tam też wyskoczyły jakieś błędy. Niegroźne, ale w którymś momencie będziemy musieli się nimi zająć.
Lista przestała się przewijać. Nantel wybrał wszystkie niezbędne funkcje systemów grzewczych, wentylatorów i przetworników powietrza oraz system sztucznej grawitacji i skierował tam zasilanie z zapasowych systemów zasilania. Włączył jeszcze awaryjne oświetlenie na drodze od doków do głównego reaktora. Resztę energii zostawił dla urządzeń, których użyją do napraw, a które jak zawsze żarły zbyt dużo prądu.
Ich ciała ponownie opadły na metalowe płyty podłogi okrętu. Wokół usłyszeli znajomy dźwięk wentylatorów i niemal od razu zaczęło się robić jakby cieplej. Dopiero teraz poczuł, że przez tą krótką chwile medytacji statek niemal zamarzł, choć on, ubrany jedynie w strój roboczy, nadal miał ciepłe dłonie. Minęło jedynie kilka minut, choć on miał wrażenie, że dryfował kilka godzin.
- Zaczniemy od głównego reaktora. Q4 odpal proszę panel w maszynowni, chcę mieć pod ręką listę błędów i skan sekcji. Rdzeń jest cały, ale połowa rzeczy wokół niego już nie. Błędy wyskoczyły w sekcji przesyłu paliwa, chłodzenia, przetworników i osłony rdzenia. W pierwszej kolejności podziel naszych ludzi na dwie ekipy. Tych bardziej technicznych przyślij już tutaj. Druga grupa niech transportuje w pierwszej kolejności chłodziwo i przewody do niego z Shooting Stara. Potem niech przyniosą tyle okablowania z magazynów Lucka, ile tylko zdołają. To z frachtowca mogło spalić się razem z nim. Będziemy też potrzebować nowych turbin, tranzystorów. Z frachtowca niech też dotargają osłony rdzenia i przewody paliwowe.
- To wszystko?
- A gdzie tam - Nantel niemrawo się uśmiechnął - Potem czeka nas łatanie kadłuba, systemy podtrzymywania życia, hangary, kable na całym statku, mostek, ambulatorium, odłączenie uzbrojenia od sieci, naprawy w maszynowni, a potem, jak robale pomogą nam z napędem, to dopiero zaczniemy naprawy w stoczni.
- A to teraz nie robimy napraw?
- Teraz robimy prowizorkę. Najlepsza w galaktyce prowizorkę.

***

Jakiś czas później Nantel był już w maszynowni otoczony odgłosami pracy: stukaniem, syczeniem spawarek i szuraniem części po pokładzie. Co jakiś czas zdarzało się też regulaminowe przekleństwo z ust jednego z jego ludzi. Dopiero w trakcie pracy złapał się na tym, że rzeczywiście zaczął o nich myśleć jako o "jego ludziach". Było to strasznie dziwne, dowodzić kimś, mieć oddział, który oczekiwał rozkazów i poleceń, co mają robić. Kiedy to się stało, że przestraszony mechanik z Nar Shaddaa wszedł w rolę przywódcy chociaż dla jednej innej istoty?
Same prace posuwały się w dość przyzwoitym tempie. Nie chciał się spieszyć. Ciężka praca przy statku, oprogramowaniu i po prostu fizyczny wysiłek pozwalały mu odpocząć. Poczuć się bardziej po staremu, gdy zajmował się po prostu kolejną naprawą. Z reaktorem właściwie już kończyli, ale pozostała reszta maszynowni. Musiał odciąć sekcję tuż przy silnikach, bo prawie oderwało je od kadłuba i liczne nieszczelności zrobiły tam próżnię. Grupa pod dowództwem Jokera przygotowywała się już do naprawy pęknięć od zewnątrz i od zewnątrz. Stos metalowych płyt i spoiwa leżał przygotowany pod drzwiami ciśnieniowymi. Druga kanonierka z materiałami podlatywała już od zewnątrz.
- Dobra - zwrócił się do reszty - według listy tutaj zrobiliśmy wszystko. reaktor ma nowe osłony, wymieniliśmy przewody, zbiornik chłodziwa jest pełny i sprawdziłem, że już nic nie przecieka. Widzę, że Oper i Sos zakładają już osłonę na ostatnią wiązkę nowych kabli. Q4 dał komunikat, że wszelkie spięcia w tablicach rozdzielczych zlikwidowane. Gor, jak turbiny?
- Działają.
Zebrał więc wszystkich i wyszli przygotować części do napraw w maszynowni i hangarach. Po jakichś czterech standardowych godzinach kadłub przy silnikach był zaspawany. Ekipa Jokera przeniosła się na pozostałe części statku, a Nantel i jego ludzie zajęli się wymianą uszkodzonych elementów. Przekładnie, wały i kolejne turbiny z pewnością będą się śnić wszystkim po tej robocie. Same silniki jak i hipernapęd zostawili. bez robali lepiej było tego nie ruszać. Na razie zadowolili się doprowadzeniem wszystkiego innego do porządku. Po maszynowni przeszli zaś do hangaru. Okazało się, że wymiany wymagają wszystkie zawory z jednej strony wrót. A że nie były to małe zawory, to zajęło im to resztę zmiany, jaką na ten dzień przewidział "kierownik prowizorki". Taki tytuł dość szybko dostał Nantel od pracującej załogi. Widać żart się przyjął.
- No, dobra robota na dziś - zwrócił się do wszystkich obecnych - Idźcie odpocząć. Należy się wam. Jutro będziemy pruć ściany na dwóch pokładach żeby położyć nowe kable. Jeszcze raz: dobra robota.
- Zajmę się jeszcze komputerem nawigacyjnym. Potem też idę pod prysznic i do wyra.
Jak powiedział, tak zrobił. Swoje podziękowanie za dobrze wykonaną pracę powtórzył też do drugiej grupy, po czym na statku ponownie został sam. On i Q4.
- To co, pracujemy dalej? - zwrócił się do droida, gdy był już na mostku - Przyda mi się twoja pomoc. Musisz wskazać mi części, które przepaliły się w tym komputerze. te z Shooting Stara powinny pasować. Ale najpierw naprawię ten głośnik przy panelu. Miło będzie w końcu ponownie cię usłyszeć.
Choć był już zmęczony, zaczął grzebanie w bebechach komputera nawigacyjnego. Z pomocą droida szło to jednak naprawdę sprawnie. Że też nie miał takiej pomocy za czasów pracy w warsztacie.
- Q4, wiesz co? - zagadał go Nantel, gdy leżał z głową pomiędzy płyta głowną a zasilaczem. - Chętnie bym w sumie usłyszał, jak ci się wiodło w rebelii. Pewnie miałeś sporo przygód. A w ogóle, co lubisz najbardziej robić? Wiem, że każdy droida ma coś takiego. Tyle już miałem chociaż okazję się nauczyć.
Droid zapiszczał trochę bardziej radośnie i zaczął odpowiadać.

***

Przez następne dni Nantel i jego ludzie wymienili większość kabli na statku, sprawdzili działanie wszystkich komputerów i doprowadzili do porządku systemy sekcji medycznej. Posprzątali też na całym statku. Wynieśli spalony złom z dawnej sekcji więziennej. Nantel miał już plan, na co przeznaczy ten fragment statku, ale musiał najpierw dotrzeć do stoczni. Najtrudniejsze zadanie czekało ich jednak przy remoncie wszystkich elementów sekcji podtrzymywania życia. Musieli pracować kilka godzin w skafandrach, narażeni na warunki niemal całkowitej próżni i zimna kosmosu. Na koniec załadowali do ładowni całą masę sprzętu, który jeszcze miał być wykorzystany w samej stoczni, m. in. wymontowane z Shooting Stara uzbrojenie. Gdy już wszystkie komunikaty poza samym napędem wskazywały sprawność statku, Nantel wybrał się do geonosian po pomoc z silnikami.
Image

Piękno tkwi w oku patrzącego. Strach też...
00
+++++ ++++
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
 
Posty: 538
Rejestracja: 26 Kwi 2016, o 19:55
Miejscowość: Koszalin

Re: Kantyna okrętowa

Postprzez Mistrz Gry » 22 Sie 2020, o 11:20

Zaskoczyliście mnie.

Czas płynął nieubłaganie. Minuty zamieniały się w godziny, godziny w dni a dni w tygodnie. W mgnieniu oka...

- Nie myśl sobie, że to będzie proste. - Powiedziała Mai'fach do idącej za nią Daesh. Twilekanka szła powoli za swoją mentorką zastanawiając się dlaczego została zerwana ze snu tak szybko; ostatnio miała wrażenie, że ledwie przykłada głowę do poduszki a już musi wstawać. Sen. Potrzebowała go a tymczasem miała go coraz mniej. Trening i nauka wciąż trwały i dawały się mocno we znaki. Daesh jednak wiedziała, że zmienia się. Fizycznie i psychicznie; nie wracała do przeszłości przyszłość dawała więcej nadziei. No i Moc. Moc budziła się w niej. Coraz lepiej z nią sobie radziła, i choć Mai'fach stale powtarzała, żeby nie ekscytowała się bo zakres w jakim się szkoli jest zaledwie podstawami to i tak nie potrafiła "nie cieszyć się".
Jednak, pomimo tego wszystkiego, brakowało jej snu. SEN był towarem mocno deficytowaym...
- Słyszysz co do Ciebie mówię? - Daesh nie zauważyła kiedy wąskie korytarze przejść technicznych zamieniły się w niewielką salę ukrytą pod podłogą wyżej położonych sekcji; chyba jej się odrobinę przysnęło po drodze. Byli chyba w jakimś magazynie. Albo zapomnianym pomieszczeniu. Gdziekolwiek by to nie było było tutaj osobliwie cicho a w pobliżu nie było nawet droidów technicznych.
- Rozmawiałam z Jainą. Mam Cię zaznajomić z bronią. To nie jest tak, że nauczę Cię walczyć... Mam na początku sprawić byś nie obcięła sobie rąk. - Mówiąc to Mai'fach wcisnęła w ręce Daesh długi przedmiot z tworzywa z wyraźnie zarysowaną rękojeścią.
- To jest miecz treningowy. Chwyć za rękojeść i przyjmij pozycję wyjściową. Popatrz na mnie... Cholera... Dawno tego nie robiłam.
DAESH rozpoczynasz szkolenie w walce. Bardzo podstawowe. Opisujesz ładnie:) Opcje masz trzy wybierz jedną A - skupiasz się typowo na obronie i kupowaniu czasu B - wolisz atakować i chwacko ryzykować C - naprawdę wolisz podstawy i koniec końców wolisz skupiać się na rozwijaniu Mocy w kierunku leczenia


Czas płynął nieubłaganie. Minuty zamieniały się w godziny, godziny w dni a dni w tygodnie. W mgnieniu oka...

Horyzont zdarzeń nabierał kształtów. Nie, żeby od razu zmienił się w pełni sprawną jednostkę, jednak sukcesywnie zyskiwał. Nie było dnia by na statku coś nie ruszyło do przodu. Większość personelu Lucrehulka początkowo niechętnie spoglądało w stronę "Horyzontu"; nie akceptowali tego, że zasoby tak cenne w utrzymaniu głónego okrętu rebelii idą na reanimacje "jakiegoś złomu". Potem jednak - gdy upór Nantela stał się wręcz ikoniczny - coraz więcej osób zgłaszało się po godzinach do pomocy. Nie bez znaczenia było też to, że Lucrehulk był w coraz to lepszym stanie a nowi rekruci przylatujący na statek w większości z Gamorry razem z zapasami od razu uzupełniali braki kadrowe. Horyzont zdarzeń był gotowy do drogi. Mógł lecieć na finalizację napraw. Nantel musiał podjąć ostateczną decyzję.
Nantel. Horyzont może lecieć w dwa miejsca. A Bogg namawia Cię na lot na Geonosis na w okolicę Dziury. Tam możesz zejść Horyzontem do podziemnej fabryki - opuszczonej, z okresu wojen klonów - w której geonosianie zaczną go budować. Jest to opcja Bezpieczniejsza ale też i tańsza; Horyzont nie będzie technicznie wymaksowany choć geonosianie będą mogli zainstalować jakieś niestandardowe cacaneczka. Z drugiej strony możesz lecieć na zautomatyzową stocznie gdzie droidy w odpicują Horyzont na błysk, ale praktycznie bez cacneczek. No i jest większa szansa, że Imperium namierzy przelot.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: Kantyna okrętowa

Postprzez Daesha'Rha » 23 Sie 2020, o 00:08

Daesha'Rha pierwszy raz miała w ręku białą broń inną niż nóż, dlatego od razu się obudziła i z trudem opanowała podniecenie. Czegoś takiego jeszcze się nie uczyła.
Stanęła naprzeciwko Mai'fach, naśladując jej pozycję - obydwie ręce zaciśnięte na rękojeści, prawa ręka na górze; nogi w lekkim rozkroku, prawa z przodu, lewa lekko z tyłu i boku, ze stopą pod kątem. Wyciągnęła ręce delikatnie przed siebie, zginając je w łokciach. Tak jak Mai'fach, uruchomiła treningowe ostrze i wycelowała czubkiem w mostek kobiety.
- Dobrze - powiedziała Mai'fach po skontrolowaniu jej postawy - Pamiętaj, że to jest dla ciebie wyjściowa pozycja. Na razie. Wracaj do niej po każdym rozejściu i na każdym początku walki. Teraz patrz na mnie, pokażę ci podstawowe uderzenia i bloki.
Mai'fach uniosła ostrze nad głowę, poziomo do podłogi.
- To jest wysoka zasłona. Uderz z góry, znad głowy. Dobrze. Widzisz, jak działa ten blok? Powtórz.
Zaczęła się żmudna lekcja powtarzania ciosów i bloków. Mai'fach pokazywała jej cięcia, zasłony, parady, a potem kazała powtarzać, powtarzać, powtarzać i powtarzać.
- To jest postawa niskiego płotu. To jest płot wysoki. Widzisz, czemu ma służyć? Dobrze, teraz jednorożec. Głupiec... nie, druga noga idzie na przód.
- Pilnuj tych nóg! Zegnij je w kolanach. Masz być luźno na nogach, kiedy uderzasz to wychylaj się do przodu. Zablokuj. Odchyl się do tyłu, zwiększysz dystans. Nogi!
- Wpion. Wbrew. Nyżkiem. Odlew. Wrąb. Dobrze, szybko się zasłaniasz.
- Nie jest źle. Teraz bez komendy, na razie powoli.
W końcu Mai'fach zarządziła krótką przerwę. Daesha'Rha nie była bardzo zmęczona, na pewno nie tak, jak po bieganiu, ale czuła, że ręce jej zmiękły. Jutro będą zakwasy.
- Odpoczęłaś? To ustaw się przede mną. No, może być, tylko szerzej nogi, stoisz wtedy stabilniej. Teraz popatrz. Będziesz szła do przodu, z każdym krokiem wykonując cios. Zamieniasz stopy, ale cały czas nisko na nogach. Po ciosie wracasz do pozycji. Rozumiesz? No to do przodu.
I tak Daesha przeszła całą salę wzdłuż co najmniej kilkanaście razy. Z każdą rundą Mai'fach kazała jej wykonywać inny cios - znad głowy, z boku, od dołu. Korygowała ustawienie jej stóp, układ dłoni i nacisk palców na rękojeść. W pewnym momencie Twi'lekanka przestała czuć ręce, a wtedy kobieta pozwoliła jej na kolejną przerwę.
Daesha'Rha napiła się wody i pozwoliła sobie sięgnąć ku Mocy, żeby odegnać zmęczenie z mięśni. Od razu poczuła się lepiej, chociaż wiedziała, że efekt nie potrwa wiecznie.
Jednak pomimo zmęczenia, Daesha'Rha czuła się całkiem zrelaksowana. Monotonne ćwiczenia odprężyły jej umysł, pozwoliły odpocząć od natłoku myśli i skupić się tylko na jednej rzeczy. Była to przyjemna odmiana po tygodniach nauki.
- No dobrze - powiedziała Mai'fach, kiedy uznała, że czas na przerwę minął - Pora na coś przyjemniejszego. Zobaczmy, z jakiej gliny jesteś ulepiona. Zrobimy sobie krótki sparing.
Twi'lekanka podążyła z Mai'fach na środek sali. Stanęły naprzeciwko siebie w pozycjach.
- Walka! - krzyknęła nagle Mai'fach i zaatakowała.
Sparing różnił się od "suchych" ćwiczeń. Bardzo. Nagle Mai'fach zaczęła wyprowadzać ataki szybciej, z różnych kierunków. Czasem robiła zwody, czasem zmieniała kierunek uderzenia tuż przed trafieniem. Daesha'Rha próbowała się zasłaniać, ale nie potrafiła jeszcze tak szybko reagować na ruchy kobiety. I obrywała sromotnie.
- Ruszaj się! Patrz na mnie, nie na miecz.
W końcu Daesh uznała, że lepiej będzie trzymać się na dystans. Kiedy Mai'fach zawinęła kolejnego młynka i cięła na skos, Twi'lekanka zasłoniła się, pozwoliła żeby miecz kobiety zjechał z jej ostrza, po czym szybko zeszła na bok. Mai'fach obróciła się na pięcie, w locie kierując miecz poziomo w kolana Daesh, ale ta zrobiła krok do tyłu.
Cofała się. Mai'fach napierała gwałtownie, dążyła do klinczu, a Daesha'Rha uciekała. Parowała i kontratakowała, kiedy było jej to na rękę, ale głównie się cofała.
Kontratak. To było coś niesamowitego. Daesha czekała na każdy cios, prawie żadnego nie inicjowała. Miała za to pełną kontrolę nad tym, co się stanie w sekundę po cięciu Mai'fach.
- Nie uciekaj tak, bo wleziesz na ścianę! - rzuciła Mai'fach między swoimi ciosami - Okrążaj mnie!
Daesha'Rha słyszała. Ale, jak każdy młody uczeń, nie słuchała.
Cofała się dużymi krokami i odskokami, które ratowały jej nogi i pozwalały na rozsądne kontry z dystansu, ale nagle poczuła, że palcami lewej nogi - maksymalnie wyciągniętej już do tyłu - dotyka ściany.
Mai'fach dostrzegła okazję. Weszła w klincz (chyba dobrze się czuła w zwarciu) i jakimś cudem, z tak niewielką przestrzenią do manewrów, niemiłosiernie kontynuowała zadawanie ciosów.
Daesha próbowała się zasłaniać, ale nie była w stanie obronić się przed wszystkimi cięciami. A cofać nie miała się już gdzie. Chociaż...
Była już zmęczona, dyszała bardziej niż podczas biegów, a ręce traciły siły. Próbując skupić się na obronie, jednocześnie sięgnęła po Moc. Chciała to zrobić delikatnie, ale rozproszona walką chwyciła za dużo - ciepło z podbrzusza przeszło dreszczem ku górze, a ona o mało się nie zachłysnęła.
Mięśnie odzyskały siłę. Daesha'Rha oparła lewą nogę na ścianie, Mocą odepchnęła się od podłogi. Z impetem rzuciła się w górę, zrobiła krok po ścianie i odbiła się od niej. Saltem przeleciała nad Mai'fach, w locie rozkładając szeroko nogi i obracając się. Wylądowała za plecami kobiety, kiedy ta się odwracała, żeby pewnym poziomym ciosem w bok zdzielić Daesh, ale Twi'lekanka przypadła nisko do ziemi, niemal dotykając podłogi biustem. Jedną ręką zamortyzowała i ustabilizowała się, a drugą wyprowadziła cios. Cięcie korzystało z siły, jaką nadał jej obrót w powietrzu, toteż wyprowadzone pojedynczą ręką cięcie z satysfakcjonującym tąpnięciem trafiło Mai'fach w łydkę. W tym samym momencie Daesha poczuła nad sobą podmuch powietrza. Cios Mai'fach chybił.
Daesha błyskawicznie odturlała się na bezpieczny dystans i wróciła do pozycji, ale Mai'fach opuściła już swój miecz i schowała ostrze.
- Kończymy - zakomenderowała.
Daesh schowała swoje ostrze. Podała je Mai'fach, a kobieta odłożyła broń na jej miejsce.
- Widzę, że wolisz raczej trzymać przeciwnika na dystans - stwierdziła kobieta - I skupić się na kontratakach. Może trzeba cię będzie zapoznać z dokładnymi technikami Soresu... Ale to później, jak już trochę potrenujesz. Co sądzisz o walce?
Pomimo zmęczenia i drobnych obrażeń od ciosów, których nie udało jej się sparować, Daesha'Rha czuła się... spokojna. Po prostu. No i zadowolona, jeszcze bardziej, niż po udanym biegu. Walka odprężała, pozwalała skupić myśli tylko na jednym i wyładować się. I była tak cholernie satysfakcjonująca, nawet pomimo jej słabych umiejętności.
Co mogła powiedzieć o walce? Wyszczerzyła się do swojej nauczycielki - spocona, zmachana i zadowolona.
- Podoba mi się.
Image
Awatar użytkownika
Daesha'Rha
Mistrz Gry
 
Posty: 200
Rejestracja: 29 Mar 2018, o 19:55

Re: Kantyna okrętowa

Postprzez Nantel Grimisdal » 27 Sie 2020, o 20:34

Nantel patrzył przez iluminatory mostka na unoszącą się w kosmicznej próżni planetę, która z każdą sekundą robiła się coraz większa. Geonosis. Zniszczona przez wojny i niemal pozbawiona życia. Niemal. Rasa geonosian uporczywie trzymała się swojego istnienia i przetrwała nawet próbę całkowitej eksterminacji przez Imperium. I to nie jednej. Ukryta w podziemiach żyła nadal, mniejsza liczebnie, ale nadal wierząca w swoją przyszłość. Słyszał, że gdzieś tam ich królowa ją dla nich kreowała. Czy była to prawda, raczej nie będzie miał szansy się dowiedzieć. Ta rasa nadal stanowiła dla Nantela zagadkę, choć musiał oddać jej, że mieli olbrzymi talent techniczny. Teraz Horyzont Zdarzeń zmierzał właśnie na planetę robali, by móc zostać w końcu poważnie odnowiony. Z załatanym prowizorycznie hipernapędem doleciał tu całkiem sprawnie, ale dopiero ukryta w podziemiach Geonosis stocznia miała przywrócić statkowi pełną sprawność. Okręt tutaj pasował. Był jak tubylcy, którzy schronili się pod ziemią, by się odrodzić.
- Q4, jak wskazania rdzenia? Wystarczyło mu mocy na utrzymanie hipernapędu, czy się przegrzał? Mamy jakieś przecieki?
Droid zapiszczał przez głośnik pulpitu, twierdząc, ze wszystko jest w normie, choć jednocześnie wyświetlił dane poboru mocy. Energii nie starczy na razie na powrót do Lucrehulka, ale po naprawach mieli rozwiązać ten problem. I nie tylko ten. Nantel wybrał geonosiańską stocznię i zgodził się z propozycją Bogga z jeszcze jednego powodu. Q4 lubił Quorna i rozumiał jego myśl techniczną. Skoro był teraz częścią statku, znacznie łatwiej poradzi sobie z geonosiańskimi pomysłami i zoptymalizuje wszystko. Nantel podejrzewał też, ze będzie mu zwyczajnie przyjemniej, gdy podobni do Quorna będą przy nim pracować, zamiast zaprogramowanych odgórnie droidów stoczniowych.
W tym momencie na statek wszedł Bogg, który miał nadzorować prace w stoczni an swojej planecie.
- Jesteśmy - Nantel zwrócił się do niego. - Jesteśmy na miejscu. Ludzie już też są gotowi.
Nie zabrali ze sobą dużej załogi. Właściwie dołączyli do nich tylko Joker i pozostali ludzie Nantela, by nadzorować statek podczas lotu. Poza tym trening na planecie z trudnymi warunkami miał stanowić kolejny element ich szkolenia. Tak przynajmniej twierdził Joker.
- Słuchaj - kontynuował w stronę robala - Myślałem, co trzeba by ulepszyć na tym statku, żeby dał radę w razie czego mniejszym okrętom Imperium albo uciekł przed tymi większymi. Dacie radę domontować tu jakiś zapasowy hipernapęd? Działo z Shooting Stara będzie teraz fajnie śmigać, ale myślałem też nad większa ilością takich cudeniek. W końcu generator okrętu udźwignie już strzał z kilku. Albo może zostało wam z Wojen Klonów jakieś działo jonowe czy torpedy? Albo może macie jakieś inne cuda? Maskowanie? Lepsze tarcze? Czym dysponujecie? Ale najważniejsze. Słuchaj, na trzecim pokładzie chcę przerobić te cele więzienne. Przydałoby się urządzić tam koszary. Myślałem, żeby ten statek był samowystarczalną jednostką do ratowania ludzi przed Imperium. Z oddziałem żołnierzy, miejscem w ładowni dla uratowanych i eskadrą myśliwców do ochrony byłby idealny do takich partyzanckich ataków. Pojawiamy się, ratujemy ludzi i znikamy. Wiesz, o co mi chodzi?
Image

Piękno tkwi w oku patrzącego. Strach też...
00
+++++ ++++
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
 
Posty: 538
Rejestracja: 26 Kwi 2016, o 19:55
Miejscowość: Koszalin

Re: Kantyna okrętowa

Postprzez Quorn » 24 Wrz 2020, o 09:41

Przenosimy akcję Nantela i Daesh tutaj: Z popiołów
Awatar użytkownika
Quorn
Gracz
 
Posty: 1045
Rejestracja: 2 Lis 2015, o 17:50
Miejscowość: Zakupane

Poprzednia

Wróć do Lucrehulk "Duch"

cron