Desha'Rha spodziewała się treningu - codziennie się go spodziewała - dlatego nie podejrzewała niczego poza zwykłą przebieżką po statku. Czas miał pokazać, jak bardzo się myliła.
Zgodnie z poleceniem zdjęła pasek i kurtkę, pozostając w spodniach i luźnej koszuli, czyli zwyczajowym ubraniu do treningów. Stanęła w luźnym rozkroku, opuściła swobodnie ręce wzdłuż tułowia i zamknęła oczy.
Nabrała powietrza, głęboko, do samej przepony. Przy wydechu skupiła się, sięgnęła, zaczerpnęła. Zamrowiły palce, a za chwilę poczuła, jakby krztusiła się wodą. Delikatnie dotknęła Mocy w sobie, pobudziła ją i zaraz doznała znajomego ciepła, rozchodzącego się od brzucha we wszystkie strony.
- Jestem gotowa - powiedziała, chociaż po wzroku Mai'fach stwierdziła, że niepotrzebnie.
- Idziemy - rzuciła niefrasobliwie kobieta i wyszła od razu z pomieszczenia.
W korytarzu bez słów zaczęła biec. Twi'lekanka ruszyła za nią, zbita nieco z tropu. Spodziewała się rozgrzewki, rozciągania, czegokolwiek. Zamiast tego od początku musiała pamiętać o prawidłowym oddechu.
Mai'fach biegła spokojnym truchtem, pozwalając, żeby Daesha'Rha dotrzymywała jej kroku. W biegu wyminęły kilku ludzi, ci jednak pokręcili tylko głowami. Przyzwyczaili się.
- Zobaczymy dzisiaj, czy uda ci się dotrzymać mi kroku - rzuciła kobieta, nie przerywając truchtu - Spróbuj nie zostać w tyle.
Po tych słowach przyspieszyła. Znacznie. Wyciągała nogi daleko, pochylona lekko w przód i, zaskoczywszy uczennicę tą nagłą zmianą tempa, wysforowała się przed nią.
Daesha'Rha uśmiechnęła się pod nosem, przewidziawszy podstęp. Zapowiadał się męczący
bieg.
Zaczerpnęła tchu, po czym przyspieszyła.
Szybko zauważyła, że doścignięcie kobiety nie będzie łatwe. Mai'fach wpadła w okolice kantyny, z której wychodzili własnie członkowie załogi. Sprawnie wyminęła pierwszych ludzi, obracając się, skacząc z nogi na nogę i nie tracąc przy tym rytmu. Twi'lekanka wpadła w większe zagęszczenie ciał, potrąciła kilka osób i w przelocie rzuciła przeprosiny tym, którzy boleśnie zderzyli się z pokładem.
Mai'fach nie zamierzała zwalniać. Kiedy Daesha'Rha zbliżyła się do jej pleców, skręciła gwałtownie na skrzyżowaniu korytarzy. Twi'lekanka ledwie wyrobiła na zakręcie, zgubiła na chwilę krok.
Znalazły się w pobliżu magazynów. Korytarz rozszerzył się, ale większą jego część zajmowały skrzynie i pakunki z żywnością, częściami i wszystkim, co potrzebne do przeżycia na Lucrehulku.
Mai'fach w biegu odbiła się od pierwszej napotkanej skrzyni, przeskoczyła ją sprawnie, podwijając nogi. Daesha'Rha zrobiła to samo, tylko odrobinę obijając sobie kolana. Następną przeszkodę kobieta pokonała, prześlizgując się po niej na barku. Daesh wykorzystała pobliską paletę, wybiła się z niej i przebiegła po skrzyni. Mai'fach tymczasem przeleciała saltem nad niesioną przez kogoś rurą i skręciła na rozwidleniu w lewo.
Daesha'Rha wpadła na rurę, odbiła się od niej rękoma i przeskoczyła. Zanim rura uderzyła o ziemię, a przekleństwo niosącego ją dobiegło, skręcała w korytarz.
Mai'fach obejrzała się przez ramię i krzyknęła:
- Szybciej, bo nie zdążysz na kolację!
Przyspieszyła. Wyrównała oddech.
Jakiś hangar, pełen naprawianych części, myśliwców i sprzętów. Mai'fach biegła między snopami iskier i chmurami pary. Daesha'Rha zaczynała się męczyć.
W kolejnym korytarzu poczuła, że zaczyna jej brakować tchu. Próbowała przyspieszyć, ale poczuła się jak w śnie, w którym próbuje się uciekać, ale nogi nie chcą się ruszać. Tutaj nie chciały ruszać się szybciej.
Ciśnienie krwi pulsowało bólem w skroni, gardło robiło się suche. Dała sobie spokój z oddychaniem nosem; sapała jak chory falumpaset. Ale biegła dalej. Mięśnie chyba wreszcie się rozgrzały.
Mai'fach zawsze powtarzała, że wszystko siedzi w głowie. Trening, to tak naprawdę nie połowa sukcesu. Najważniejsza jest głowa. Trzeba zerwać blokady, wmówić sobie, że można szybciej i więcej. Wszystko było w głowie.
Biegły jeszcze jakiś czas, kiedy pierwszy kryzys wreszcie minął. Daesha'Rha nabierała powietrza dokładniej, podrzucała głową jak klacz, żeby strząsnąć z nosa krople potu. Mai'fach pędziła.
Twi'lekanka zrównała się z kobietą, ale nawet nie spojrzała na nauczycielkę. Najważniejszy był teraz oddech.
Mai'fach klepnęła ją w ramię i wskazała na odnogę przed nimi. Skręciły razem i zbiegły po schodach. Kobieta znowu wysunęła się na przód. Poprowadziła ją po niższym pokładzie.
Schody pokonywały jeszcze kilka razy. W końcu dotarły do maszynowni. Wymijały mechaników, przeskakiwały przez wały korbowe, rury, złącza i przewody. Skakały między kładkami łączącymi przejścia nad otwartymi kanałami z elektryką. W końcu wydostały się z labiryntu, wbiegły po schodach (pieprzonych, wysokich, niekończących się schodach), wpadły do kolejnego hangaru. Daesha'Rha zaczęła rzęzić; płuca i kolana paliły żywym ogniem. Mai'fach nie zwalniała.
Dwóch Geonosian przed nimi niosło ogromny kawał szkła, pewnie na jakiś iluminator. Oczywiście musieli zagrodzić im drogę do następnego korytarza. Wielkie szyby zawsze musiały pojawiać się na drodze. Stała kosmiczna.
- Uważaj! - krzyknęła Mai'fach, po trosze do uczennicy, po trosze do Geonosian.
Robale dostrzegły zagrożenie. Zaczęli klikać coś w swoim języku i obracać szybę równolegle do nich. Mai'fach padła na ziemię, prześliznęła się pod szybą i znalazła w korytarzu. Geonosianie nadal próbowali obrócić się ze swoim ładunkiem, ale Daesha wpadła na ścianę korytarza, odbiła się od niej za plecami jednego z robali, skoczyła jak kot i zamortyzowała upadek przewrotem przez bark. Poderwała się na wszystkich czterech kończynach i rzuciła za kobietą. Nigdy jeszcze nie udał jej się taki manewr. Dodało jej to animuszu.
Mai'fach obejrzała się ponownie przez ramię, uśmiechnęła półgębkiem. Skręciła raz, drugi i zaczęła zwalniać do truchtu.
Daesha'Rha dogoniła ją i też zwolniła. Zatrzymały się przed biurem kobiety.
Mai'fach nie wyglądała na zmęczoną, może trochę zdyszaną.
- Całkiem nieźle - powiedziała kobieta - Nie zgubiłaś się. Nie, wstawaj, wstawaj. Nie siadaj, mówię, bo zakwasów dostaniesz. I tak dostaniesz, ale musisz uspokoić oddech.
Daesha'Rha posłusznie nie usiadła. Nogi miała jak z waty, ale uspokoiła oddech, chodząc w kółko po korytarzu. Kiedy płuca i głowa przestały tak strasznie boleć, poczuła się nawet zadowolona. Nie wiedziała tylko, czy bardziej cieszyła się, że wytrwała do końca, czy z tego, że Mai'fach łaskawie zakończyła mordownię.