Michael Stardust przez ostatnie dni skupił się na treningu i medytacjach. Mimo iż przebywał w kolebce "Nowej Rebelii" wyczuwał charakterystyczne wibracje Mocy, które wydawały się być ostrzeżeniem. Niestety Jaina wciąż miała ręce pełne roboty, gdyż była zmuszona podejmować wiele decyzji na różnych frontach. Od rozkazów wydawanych na Lucrehulku, przez kontakty z potencjalnymi sojusznikami, po monitorowanie sytuacji na Gammorze, która w chwili obecnej stała się głównym teatrem działań rebeliantów. Prócz samodoskonalenia, Bezimienny miał okazję, przez kilka wieczorów, odbyć kilka niezwykle interesujących rozmów z załogantami.
***
Michael wszedł do kantyny "Pana Czterorękiego", szybko orientując się, że dzisiaj interes nie idzie. W przejściu minął porucznika Gyara Unrepa, wymieniając z nim kurtuazyjne uściski dłoni. Prócz grupy lekko wstawionych Rodian oraz dwóch szczebioczących Twi'lekanek, w rogu sali siedział nie kto inny, a sam William Turoug. Pusty talerz wskazywał na to, iż były Sith jest już po kolacji, chociaż podłużna szklanka, z niebieskoneonową zawartością wskazywały, że mężczyzna nie zamierza opuszczać baru.
- Pozwolisz, dołączę? - bardziej stwierdził niż spytał Stardust.
- Skoro musisz, to siadaj. - odparł w swoim stylu Turoug, upijając nophixa.
- Co dla ciebie przyjacielu? Jakieś lekkostrawne danie? - dołączył "Pan Czteroręki", czekając na przyjęcie zamówienia.
- Dzisiaj jadłem we własnym zakresie, ale skuszę się na drinka. To samo co Will. - odpowiedział Bezimienny, dodając - Na początek.
- Jak zwykle będziesz miał pytania. Hmm mój widmowy brat nie jest w stanie zaspokoić twojej ciekawości? A może jednak zauważyłeś, że strażnik holokronu nie jest wszystko wiedzący, a jego czas przeminął ponad 40 lat temu. - zagaił z przekąsem William.
- Chyba rzeczywiście jestem nudny i przewidywalny skoro tak łatwo mnie rozgryźć. Ale masz rację, hmm pewnie też wyczuwasz pewne subtelne wibracje...
- Gadasz jak Jedi... Moc ciągle wysyła jakieś sygnały, nie wszystkie jednak oznaczają koniec świata, który tak bardzo chcesz zbawić. Nie wiem czasem czy nie bardziej niż Solo, która rozgrywa jakąś prywatną partię. Liczę jednak, że masz na tyle oleju w głowie Stardust, że potrafisz sam decydować o pewnych kwestiach.
- Hmm przyjacielska pogawędka z Jainą nie do końca miała taki obrót na jaki liczyłeś? - zrewanżował się Michael, kosztując podanego drinka - Zacny.
- Powiedzmy że istnieją między nami pewne rozbieżności, choć zdziwiłbyś się ile jest w nas podobieństw. Jaina nie jest kryształową postacią, nie jest legendą o której opowiada się dzieciom na dobranoc...
- Każdy ma swoje demony Will, jedni większe, drudzy mniejsze. Kwestia tego, jak sobie z nimi radzimy.
- Stardust, Stardust mam blisko 70 lat, więc nie męcz mnie tymi wyświechtanymi tekstami. Skywalker byłby z ciebie dumny, mój brata pewnie też, ale nie wiem czy zauważyłeś ale oni nie żyją. - Turoug ni to uśmiechnął się, ni wzruszył ramionami - Nie musisz mnie ostrzegać przed zgubnym skutkiem ciemnej strony, ani pouczać o świetle niosącym zbawienie. Za dużo w życiu widziałem.
- Z wiekiem masz co raz lepszą ripostę, ale pewnie masz trochę racji, wybacz mój mentorski ton. Wracając do echa w Mocy...
- Nie dasz mi spokoju, prawda? jeśli to ciebie pocieszy to tak, coś się kroi i kto wie czy nie chodzi o nasze najbliższe otoczenie. Nie mniej, w kwestiach bezpieczeństwa zaryzykuję i zaufam Solo.
- Co u Anastazji? - zmienił temat Michale, choć wyraz twarzy Williama widocznie stężał i stał się twardy.
- Skoro tak się interesujesz może sam powinieneś spytać? Chociaż lepiej nie, dziewczyna jeszcze nie do końca przystosowała się do okrętowego życia, bywa apatyczna. Obym nie pożałował faktu, że dałem się przekonać do opuszczenia Nowego Alderaanu, ale w tym wypadku wiem z kim podejmę rozliczenie.
- Drażliwy temat, no cóż "wujaszku", przyszłość pokaże. - odpowiedział Bezimienny biorąc kolejny łyk Nophixa - Wiesz coś o wydarzeniach na Gammorze?
- Nie przeciągaj struny... A co do Gammory pytasz nieodpowiedniej osoby, Solo nie wtajemnicza mnie w swoje gry wojenne, a szkoda, mam na tym polu pewne doświadczenie. - Will nie krył szyderstwa w swoim tonie, kończąc alkohol - Na mnie czas dzieciaku, do następnego...
***
Innym razem Michaelowi udało się napotkać Jainę, która niespodziewanie medytowała w ogólnodostępnej sali treningowej, czego zwykła nie robić. Niestety Stardust doskonale wiedział, że nie należy nikomu przeszkadzać w kontemplacji, więc sam zajął miejsce po drugiej stronie pomieszczenia, przystępując do tej samej czynności, co głównodowodząca Rebelią.
- Gdy coś cię trapi, pozwól by Moc odpędziła troski. Otwórz się na nią, a rozwiązania same przyjdą. - Michael słyszał głos Solo w swojej głowie, choć był świadom, że kobieta nie wypowiada tych słów na głos.
- Czasem jest tego tyle... - Zaufaj Mocy i... zachowaj czujność MichaeluStardust otworzył oczy, licząc na to, iż Jaina będzie stała tuż obok niego. Niestety rozczarował się, ponieważ w sali nie było nikogo poza nim. Telepatyczna rozmowa z Solo nie rozwiała jego wszystkich wątpliwości, jednak kazała być w ciągłym pogotowiu. Ostrzeżenie było zbyt wyraźne. Bezimienny żałował faktu, iż Solo ponownie nie znalazła dla niego czasu na krótką wymianę zdań.
***
Główny iluminator mienił się w charakterystycznych, rozmytych smugach gwiazd i innych ciał niebieskich. Stardust stał w towarzystwie Caleba, na mostku, cicho dyskutując o niepokojących wieściach z pokładu Lucrehulka. Wiele wskazywało na to, że ktoś sabotuje okręt, czym dezorganizuje działalność Rebelii.
- Prędzej czy później popełni albo popełnią błąd. Pytanie kiedy wpuściliśmy te gizki na okręt? - mówił twardo Quade, patrząc przed siebie.
- Sugerujesz, że należałoby zacieśnić kontrolę każdej, nowoprzybyłej istoty?
- A masz inny pomysł? - Caleb przeniósł spojrzenie na swojego rozmówcę.
- Rozumiem cię, bezpieczeństwo jest najważniejsze. Jednak jeżeli będziemy patrzyli na wszystkich, jak na szpiegów i sabotażystów to też daleko nie... zalecimy.
- Z wrogiem na pokładzie w ogóle nigdzie nie dolecimy.
- Myślę... co, do... Mam złe przeczucia...
Jednak Stardust nie zdążył dokończyć zdania, gdy Lucrehulkiem wstrząsnęło, a wizja roztrzaskania się w nadprzestrzeni była niezwykle realna. Michael sięgnął po Moc, by ustać na mostku, to samo uczynił także Caleb. Niestety nie wszyscy mogli skorzystać z pomocy przenikającej wszystko energii. Po kilkunastu sekundach paniki i grozy, sytuacja ustabilizowała się, a "Duch" dotarł do miejsca docelowego - stocznia gdzie mieli dokonać napraw była dostrzegalna przez iluminator.
- To tyle, jeżeli chodzi o bezgraniczne zaufanie wobec wszystkich. - skwitował Quade.
- Taa...