Michael Stardust przybywa z: [Nar Shaddaa] BezimiennyPrzez kilka godzin Stardust wraz z Ithroianinem oraz dwoma innymi członkami załogi YG-5000 nie ruszył się z lądowiska, na którym osiedli. Po złożeniu obszernych wyjaśnień, technicy pomogli naprawić lekki, koreliański frachtowiec. Gdy wszystko wskazywało na to, iż ruszą w dalszą podróż na Nowy Alderaan, jeden z członków załogi okrętu Lucrehulk podszedł do Bezimiennego i poprosił go na bok.
- Nasz, hmm kapitan, pragnąłby z tobą porozmawiać. Od razu mówię, że to nie negocjacje, krótka decyzja. Odlatujesz czy zostajesz? - spytał rosły człowiek.
Michael był zaskoczony takim obrotem sprawy. Owszem odkąd postawił stopę na "Duchu", co raz silniej wyczuwał silną aurę mocy, a raczej kilka źródeł jej emisji. Ktoś na statku zdecydowanie musiał być wrażliwy na to mistyczne pole energii, które otaczało wszystko. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, iż sam nie zachował koniecznej ostrożności, nie ukrywając swojej obecności w Mocy. Czy właśnie przez to był wzywany przez nieznanego kapitana? Decyzja była trudna, w końcu od Alderaanu dzieliło go nie więcej niż standardowy dzień lotu w nadprzestrzeni. Przypomniał sobie słowa ducha Mistrzyni Thane
"zaufaj intuicji".
- Decyduj się człowieku. - ponaglił go członek załogi transportowca typu LH-3210.
- Tak, zostanę.
- Świetnie, w takim razie za mną.
***
Stardust maszerował pod opieką dwóch ludzi przez korytarze Lucrehulka. Dla ich bezpieczeństwa, zawiązali mu opaską oczy, choć jak na dobrze wyszkolonego użytkownika Mocy, nie miało to większego znaczenia. Nie musieli go nawet trzymać za ramię. Z każdym krokiem czuł co raz potężniejszą aurę, jednak nie potrafił teraz rozpoznać czy emanuje ona od jednej czy od kilku istot. W końcu zdjęto mu przepaskę i postawiono przed drzwiami.
- Jesteśmy na miejscu. Dalej idziesz sam. - poinstruował go mężczyzna, wyglądający na żołnierza. Chwilę później przekroczył próg pomieszczenia, w którym stało kilka osób. Jego wzrok momentalnie powędrował ku sędziwej kobiecie, jednak o młodzieńczym, niezwykle żywym spojrzeniu. Nie mógł jej pomylić z nikim innym. Oto Moc poprowadziła go do samej Jainy Solo, otoczonej zapewne innymi mocowładnymi. Mimo iż jego celem był Nowy Alderaan i odnalezienie holokronu Davida Turouga i poszukiwania innych Jedi, to obecnie jego plany uległy diametralnej zmianie. Odkąd po raz ostatni widział sędziwego Marilla Verg'iss'tea oraz chorego Sai Yan-Jima, nie miał kontaktu z żadnymi członkami Zakonu Skywalkera bądź ich potomkami.
Gdy Stardust wkroczył do sali, swoją wypowiedź kończył właśnie Kel Dor, którego nie znał. Nie miał pojęcia, kim była druga kobieta zwana Mai'fach oraz mężczyzną z protezą nogi. Tuż obok Solo stał jeszcze jeden Jedi. Choć Bezimienny nie był pewny, zaryzykowałby stwierdzenie, że ma do czynienia z legendarnym Jonem Antillesem, za którego Imperium wyznaczyło sowitą nagrodę, podobnie zresztą jak za Jainę.
Nim w sali zapanowała cisza, spowodowana pojawieniem się Stardusta, Antilles odpowiedział pytaniem Kel Dorowi. Widocznie debatowali na temat silnej emisji ciemnej strony mocy, jaką on też odczuł kilkanaście godzin temu, jeszcze na koreliańskim frachtowcu.
Choć temat podjętej dyskusji na pewno był ważny, mężczyzna był zaskoczony obecnością tych wszystkich istot. Zapewne oni byli bardziej przygotowani na przybycie kogoś takiego jak on. Nieco pewności dodawał mu fakt, iż razem z córką Hana i Lei, mieli pewnego wspólnego znajomego z Krainy Cieni na Kashyyyk, choć wątpił czy siostrzenica Luke'a Skywalkera miała tego świadomość.
- Witajcie... Jestem Michael Stardust, syn Tala Vapora, członka Zakonu Wielkiego Mistrza Luke'a. Mój ojciec zdołał wraz z garstką Jedi zbiec na okręcie typu Corona ku Dzikiej Przestrzeni, gdzie przeżył do 59ABY. - rzekł na jednym wydechu Bezimienny, a po krótkiej pauzie dodał - Ja również odczułem wielkie echo w Mocy.