Trudno było wyczytać coś z twarzy Jainy, gdy opowiadał o śmierci rebeliantów, ale mógł wyczuć, że na wieść o tym ogarnął ją smutek. Nic jednak nie powiedziała. Obydwoje wiedzieli, ze ofiara poniesiona przez ludzi takich jak Jeers nie zostanie zapomniana, ale co gorsza, nie będzie ostatnią. Słowa nie mogły wyrazić uczuć z tym związanych.
- Nadal... Niestety kontakt z nimi się urwał. Mam jedynie nadzieję, że nic im się nie stało i to tylko przejściowe trudności. Nie wyczułam żadnych sygnałów w Mocy, ani dobrych, ani złych, pozostaje nam więc czekać - westchnęła Jaina.
Widać było, że brak wieści od Jona i Celeba jej ciążył. Nie rozwijała się jednak nad tym tematem zbyt długo. Być może wolała nie myśleć o nieprzyjemnych możliwościach, jakie mogły spotkać ich towarzyszy, a być może tyloma sprawami musiała się teraz zajmować, że nie mogła skupiać się wyłącznie na jednym problemie.
- Natomiast Quorn i Probos wyruszyli na Enarc z misją pozyskania zasobów dla Lucrehulka. To wszystko po to, by ruszyć do przodu. Kiedy cię nie było, rozmawiałam z klanem Besadi z Ylesi, który ma interes w tym, by wesprzeć nasza sprawę. Ale do tego potrzebujemy ludzi, sprzętu, paliwa, ogólnie zasobów. Cała sprawa jest już coraz bardziej zaawansowana. Jeśli się uda, Rebelia uzyska pierwsza planetę, którą będzie mogła nazwać domem. Wysłaliśmy już jeden z naszych oddziałów na planetę. To właśnie zajmowało mnie intensywnie i nie mogłam się kontaktować z tobą bardziej bezpośrednio.
Jaina odwróciła się w stronę medyków, którzy właśnie wynosili ostatnie z dzieci i szepnęła jednemu coś do ucha.
- Możesz iść odpocząć. Wyczuwam, że nadal używasz sporych pokładów Mocy. Możesz już wypuścić dzieci z ochronnej bariery, którą wokół nich stworzyłeś. Teraz ja się nimi zaopiekuję, chociaż nie zostało już dla mnie dużo do zrobienia. Wykonałeś kawał dobrej roboty, to tobie zawdzięczają życie. A to - wskazała na zawiniątko w szmacie - schowamy bezpiecznie do czasu aż się wyśpisz, potem razem spróbujemy odkryć, czym jest.
Tym samym Stardust w końcu miał czas dla siebie. Mógł udać się do swojej kwatery i po prostu zalec na łóżku. Mógł medytować, mógł użyć którejś z uspokajających technik, ale wybrał najprostszy, najlepszy sen na miękkim materacu.
***
Sen miał spokojny, bardzo spokojny. Kiedy otwierał zaspane oczy, musiał stwierdzić, że od dawna tak dobrze nie spał. Korzystanie z Jasnej Strony wyczerpywało tak jak wyczerpywała każda praca proporcjonalnie do włożonego w nią wysiłku, ale Jasna Strona zawsze pozostawała tą łagodną emanacją Mocy. Nie dziwił więc fakt, że nawet korzystanie z jej, po odpoczynku, powodowało pewne odprężenie. Kiedy jeszcze leżał, rozciągając mięśnie i przeciągając się przyjemnie, zaczęło do niego docierać, co zrobił. Wcześniej, pod tak dużą dozą zmęczenia, praktycznie nie dochodziła do niego świadomość, że uratował te dzieci z prawie beznadziejnej sytuacji. Dokonał tego, dając z siebie więcej, niż wcześniej myślał, ze będzie w stanie. W pewnym sensie sprawdziło się to, o czym mówił mistrz Turoug podczas ich wcześniejszej rozmowy.
Wstał, odświeżył się i zjadł porządną porcję wszystkiego, co oferowali w mesie. regeneracja jego sił prawie dobiegła końca i mógł teraz zająć się przemyśleniami o wszystkich rzeczach, które się ostatnio zdarzyły.