przez Probos Azad » 3 Kwi 2017, o 19:18
CAG „Ducha” westchnął. Kolejne teczki personalne nie odznaczały się niczym nadzwyczajnym.
Rid Tono Porkins, Duros zmrużył oczy, ludzie mieli przedziwne imiona, pomyślał. Porkins z Bestine IV dotąd latał na promach typu Svelte. Z zdjęcia spoglądał wesoły pulchny brodacz, na tyle na ile Azad znał się na ludzkiej fizjonomii, w połowie drugiej dekady swojego życia. Nie sprawiał wrażenia materiału na pilota myśliwskiego, ale Probos nie mógł wybrzydzać. Przekartkował teczkę, nie natknął się na jakąkolwiek wzmiankę o doświadczeniu bojowym. Sięgnął po kolejne akta osobowe.
Sshalyss z Trandoshy miała bardziej imponujące doświadczenie od Porkinsa. Setki godzin wylatane na LAFie 250, kilkanaście potyczek i trzy bezpośrednie zestrzelenia czyniły z niej cenny nabytek dla nowej eskadry lub jako uzupełnienie strat pośród Żmij. Z drugiej strony przeszłość Sshalyss wywołała grymas niezadowolenia na twarzy Probosa. Doświadczenie bojowe Trandoshanka zdobyła pośród łowców niewolników, osłaniając ich rajdy na planety w Zewnętrznych Rubieżach. Służyła niesławnemu watażce Garshokowi, o którego ‘dokonaniach’ było głośno jeszcze kilka lat temu, nim jego banda rozsypała się po jego gwałtownej śmierci w mordobiciu wywołanym przez jego podkomendnych pragnących przejąć władzę w gangu. W swoich szeregach rebelianci mieli mnóstwo byłych przemytników, imperialnych i innych dwuznacznych postaci, sam Probos nie był wyjątkiem i nie zamierzał być hipokrytą, ale łowca niewolników pod jego dowództwem… To naciągało kodeks moralny Durosa do granic możliwości. Nie mieli luksusu selekcji kandydatów, ale nie mogli w swe szeregi przyjmować każdego. Jeżeli mieli być powstańczą flotą, a nie kolejną piracką bandą, muszą stosować pewne zasady. Azad postanowił się uważnie przyglądać Sshalyss, jeżeli Trandoshanka wykaże się choć cieniem dumy bądź tęsknoty za procederem, w którym brała niegdyś udział, nie zawaha się jej wyrzucić z służby.
Przed Probosem pozostało jeszcze sześć teczek, sięgnął po kolejną. Bengel Narezz, Nautolanin, kompan Porkinsa. Podobnie jak Bestinczyk, Bengel miał doświadczenie w pilotażu promów i transportowców. Jego kandydaturę do eskadry odróżniało od kandydatury Porkinsa doświadczenie zdobyte jako działonowy na frachtowcu typu Loronar. Bengel brał udział w kilku potyczkach z piratami, ale bez zestrzeleń. Azad miał przeczucie, że Narezz okaże się solidnym pilotem, ale dopiero loty ćwiczebne mogły je zweryfikować.
Kolejna teczka zawierała akta Bynii Telan, ludzkiej kobiety z Anaxes. Bynia studiowała w akademii pilotażu na swojej rodzinnej planecie, ale nie ukończyła pierwszego roku studiów z powodu niskich not. Sama Telan twierdziła, że padła ofiarą szykan z strony kolegów, a jej oceny były powodowane uprzedzeniami oficerów szkoleniowych spowodowanymi jej sceptycyzmem wobec Imperium, ale, jak mógł się dowiedzieć z notatek podwładnych Rhadego zawartych w teczce, brak było na to dowodów.
Chalas z Manaan był jednym z bardziej doświadczonych rekrutów. Ukończona z wyróżnieniem lokalna akademia, kilka lat służby w planetarnej służbie bezpieczeństwa jako pilot kutra patrolowego PB-950, kilkadziesiąt godzin wylatanych na myśliwcu IRD, potyczki z przemytnikami i piratami czyniły z Chalasa jednego z bardziej obiecujących rekrutów. Jednocześnie powód, dla którego Selkath został wyrzucony z planetarnej służby bezpieczeństwa był obietnicą problemów, jakie mógł sprawić Rebelii w przyszłości. W aktach brak było informacji na czym polegała niesubordynacja, której dopuścił się Chalas, ale dla Probosa był to wyraźny sygnał by dodać go do listy nowych podkomendnych szczególnie wymagających obserwacji.
Kolejny z kandydatów, Gadryl Snopps, wyglądał na mniej problematycznego. Być może był nawet zbyt… zwyczajny. Człowiek z Corulag w średnim wieku z doświadczeniem w ochronie flot handlowych na Perlamiańskim Szlaku Handlowym. Podobnie jak Sshalyss latał na LAFie 250. Jego zdolności bojowe nie były tak imponujące jak Trandoshanki, ale za to wywierał na Probosie wrażenie zrównoważonego, Duros zaczynał sądzić, że przy obecnym składzie osobowym jest to najbardziej pożądana cecha. Jeśli Snopps wypadnie dobrze podczas lotów ćwiczebnych, Azad planował przeznaczyć go jako dowódcę jednej z trójek.
Spojrzenie Probosa padło na zdjęcie znajdujące się w następnej kartotece. Spoglądał na wizerunek wytatuowanej uśmiechniętej Zabraczki. Imię: Raylene Pyne, Pochodzenie: Zewsząd… Przetasował wzrokiem biogram – ta odpowiedź miała sens. Dziewczyna była córką małżeństwa astrografów wytyczających nowe szlaki nadprzestrzenne. Całe swoje świadome życie spędziła pośród gwiazd. Nie odbyła żadnego formalnego szkolenia, ale jeśli wierzyć jej twierdzeniom radziła sobie za sterami jednostek od myśliwców po lekkie frachtowce.
Ostatni z rekrutów był wyjątkowo barwny, dosłownie a nie w przenośni. Pióra Kwanakau z Rishii lśniły wszystkimi kolorami tęczy. Azad nie spotkał wielu Rishiich podczas swoich podróży, ale miał wątpliwości czy ich pióra bywały innego koloru niż brązowy i biały. Kwanakau z jakiegoś ekscentrycznego powodu barwił swoje pióra, co czyniło go z całą pewnością najbardziej kolorowym z pilotów na Lucrehulku. Ponad to niewiele można było o nim powiedzieć. Wcześniej był trzecim pilotem na frachtowcu typu MOD-17. Nie miał żadnego doświadczenia w pilotażu mniejszych jednostek. Probos pokręcił głową. Trzeba będzie włożyć sporo energii i czasu w jego przeszkolenie. Duros pocieszył się myślą o tym, że Rishii słynęli ze swojego talentu do mimikry, być może pozwoli on Kwanakau na szybkie nadrobienie zaległości w stosunku do pozostałych pilotów.
Niezła zbieranina, pomyślał Probos. Miał kilka problemów do rozwiązania. Czy powinien utworzyć z nich oddzielną eskadrę, która będzie do pewnego stopnia eskadrą szkoleniową, co sprawi, że „Duch” w najbliższym czasie i tak będzie musiał polegać tylko i wyłącznie na Żmijach? A może należy przemieszać dwie eskadry, wspólne ćwiczenia już w takim składzie operacyjnym pozwoliłyby na szybsze wdrożenie nowych pilotów, ale jednocześnie znaczyłyby, że „Duch” miałby przez jakiś czas dwie słabe eskadry zamiast jednej silnej. Pozostawała jeszcze kwestia tożsamości eskadry „Żmij”. Perspektywa zachowania odrębności kusiła Durosa, jego piloci mieli własne rytuały i poczucie przynależności wykształcone jeszcze podczas ich działań na Cestusie. To dawało im komfort i wspólnotę. Jednocześnie teraz mieli należeć do czegoś więcej do floty Republiki, jeśli miała to być jedna organizacja nie mogło być w niej miejsca na planetaryzmy. Każda pilot, każda eskadra, każde skrzydło myśliwskie musiało być lojalne wobec Republiki. Jeśli będą istnieć eskadry, które będą miały odrębne tożsamości powiązane z planetami, z których pochodzili piloci, to w łonie korpusu myśliwskiego pojawią się pęknięcia. Duros uważał, że będą one nie do uniknięcia w innych sferach działań Rebelii, tam, gdzie będą polegać na miejscowych ruchach oporu. Przeniesienie tych tendencji odśrodkowych na poziom floty było do uniknięcia i zależało od niego. Decyzję należało podjąć na tym etapie, tak by ustabilizować organizację szkoleniową i operacyjną i upłynnić jej późniejsze działanie. Pozostawały jeszcze kwestie podziałów w obrębie samych eskadr, być może należało odejść od trójek na rzecz czwórek, biorąc pod uwagę obniżenie średnich kompetencji.
To wszystko wymagało jednak więcej danych. Azad musiał zobaczyć swoich nowych pilotów w akcji. Odłożył teczki z aktami.
- Baaaaczność! – zakrzyknął w kierunku zebranych. Weterani zareagowali instynktownie, nowi rekruci dopiero na ich widok stanęli nieruchomo. – Spocznij. Jak większość z was już pewnie zdążyła się zorientować jestem Probos Azad. Od tej pory będziecie się do mnie zwracać per ‘komandorze’. – skoro mieli być korpusem myśliwskim potrzebna była jasna hierarchia i stopnie wojskowe. Z formalnego punktu widzenia Azad osiągnął stopień podporucznika, nadany mu u kresu jego służby kilkadziesiąt lat wcześniej. Jednak postanowił uznać, że powierzenie mu roli CAGa jest niejako awansem na stopień komandora. – Widzę sporo entuzjazmu i obiecujących kandydatów na pilotów, jednak zanim zabierzemy się za właściwe ćwiczenia i wasze przydziały w poszczególnych eskadrach, muszę się przekonać z jakiej gliny jesteście ulepieni. Razem z porucznikiem Caldonem… - Probos skinął głową na ciemnoskórego człowieka. – Ocenimy wasze umiejętności w praktyce. Na początek trójkami w Y-wingach. Jako pierwsi do lotu przygotują się Zita, Porkins i Chalas. Wylatujemy za dwadzieścia minut. Pozostali niech pozostaną przy ekranie taktycznym, obserwacja to też nauka. Rozejść się.
Probos sięgnął po komunikator. Zym wciąż nie dał znaku życia. Pozostali piloci z eskadry Żmij mieli chwilowo wolne, choć trudno było nazwać przygotowania do pogrzebu poległych w niedawnej bitwie towarzyszy, który miał się odbyć za kilka godzin, odpoczynkiem. Mimo wszystko Azad chciałby w końcu zobaczyć swojego podopiecznego. Nim zdążył włączyć komunikator podbiegł do niego korpulentny pilot.
- Panie komandorze, Rid Tono Porkins. Chciałem tylko powiedzieć jak wielkim zaszczytem jest dla mnie służba w korpusie myśliwskim Republiki. W końcu jestem z TYCH Porkinsów, a my nigdy nie uchylaliśmy się od obowiązku! Już nie mogę się doczekać, jak sprawimy łupnia tym imp… - Duros przerwał Bestinczykowi w pół zdania.
- Chłopcze, naprawdę nie wiem i nieszczególnie mnie obchodzi czy jesteś z tych czy z tamtych Porkinsów, ale przed chwilą wydałem ci rozkaz i radzę ci przygotować się do wylotu, bo nie będziemy na nikogo czekać.
Twarz młodego pilota nabrała czerwonej barwy, zmieszany odpowiedział komandorowi.
- Tt-tak… Oo-oczywiście, już biegnę.
Duros wlepił wzrok w oddalające się plecy Porkinsa i pokręcił głową. Czeka go mnóstwo pracy. Przycisnął guzik na komunikatorze.
- Zym, odbiór? Jesteś tam, peedunky? – Azad dawno nie używał huttyjskich przekleństw, ale nieobecność Zyma wyprowadzała go z równowagi.