GweekPan Cztery Ręce - właściciel okrętowej kantyny, główny kucharz rebelianckiej społeczności, traktujący swoją pracę z namaszczeniem godnym wyższej sprawy - najzwyczajniej w świecie porzygał się, gdy banda Gweeka wbiła się do kantyny taszcząc ze sobą obślizgłe i zaśmierdłe truchło Dianogi.
On i reszta jego kompanów byli z siebie dumni i w pewnym sensie spodziewali się, że zarówno Pan Cztery Ręce jak i przesiadujący w kantynie członkowie ruchu oporu wyrażą w jakiś sposób uznanie dla ich wyczynu. Tak jednak się nie stało. Większość wybiegła z kantyny; jakaś dziewczyna zemdlała.
Pan Cztery Ręce - gdy się ogarnął - wdał się w długą dysputę z Gweekiem argumentując, że przyrządzenie takiego mięsa mija się z celem. Ścierwojad mógł być pełen toksyn i pasożytów. Mógł źle się odbić na zdrowiu każdego kto spróbował by potrawy z jego udziałem. Na te słowa Gweekowi klanbracia wybuchnęli głośnym śmiechem przeplatanym jakimś komentarzami w gamorreańskim. I tylko dzięki obecności Zdalaniaka-tłumacza Pan Cztery Ręce dowiedział się, że na rodzinnej planecie "jedliśmy gorsze rzeczy".
Ostatecznie jednak - po interwencji Telemachusa - udało się przekonać Pana Cztery Ręce - by ten spróbował coś przygotować z tego mięsa. Albo przynajmniej części, która według jego rozeznania miała nadać się do spożycia.
***
- Gweek. - Telemachus podszedł do gamorreanina. Za jego plecami kilku gamorrean zastanawiało się jak przeciągnąć dianogę do wnętrza kuchni bez rozcinania jej na sali a inna grupa ze zdziwieniem oglądali sprzęt do czyszczenia podłóg i zastanawiali się jak tego używać. - Choć przyznam, że przytaszczenie Diangoi do kuchnie jest nawet trochę zabawne, to miałbym jednak prośbę na przyszłość. Nie róbcie tak więcej. Jak się uporacie z tą padliną tutaj to pamiętaj o pracy która Was czeka. Uprzątnijcie ten śmietnik przyślę tam potem do Was kilku techników. A z tym stworem to dobra robota, żołnierzu. Przynajmniej jeżeli chodzi o pierwszą część zadania. A. I mamy już względem Was plany, to jednak później. Najpierw załatwimy kwaterę.
IG87FGarll zasnął. Cisza jaka zapanowała w tej części Lucrehulka udzielała się na pokładzie Skyrunnera. A może było na odwrót? Tak czy inaczej było cicho. IG87F obserwował jak Sullustianin oddycha przez sen i jednocześnie analizował i katalogował dane które zostały mu wgrane.
Garll - jako mechanik i ogólnie osoba głęboko związana z techniką - wgrał IG pełno rozmaitych baz danych, które z powodzeniem mogły by się znaleźć w pękatych korpusach astromechów. Przez to IG87F "odkrył" w sobie nowe pokłady umiejętności. Z pewnością mógł być teraz lepszym pomocnikiem Garlla i ogólnie załogantem na Skyrunnerze. Jego komunikacja i kompatybilność z R5 mogła być teraz większa przez co ich wzajemne droidyczne relacje można by w języku organizmów węglowych określić jako "uprzejma życzliwość"; choć dla IG87F astromechy całościowo wydawały się być lekko zbzikowane, niektóre bardziej inne mniej, ale zawsze.
R5 obecnie kręciły się przy spalonej maszynowni składając z różnych zapasowych części potrzebne podzespoły do przywrócenia pełnego ciągu w obu silnikach podświetlnych. Pracowały w spokoju nie powodując przy tym znacznego hałasu, tak jakby chciały by osobnik, który okazał się być ich wybawcą mógł w spokoju dokończyć swój sen.
- Panie IG. - odezwał się R4B3. Jego metaliczny wydał się być nieadekwatnie głośny do sytuacji - Czy mogę się o coś zapytać? Gdzie jest, panienka Kittani? Czy coś jej się stało w tym wulkanie?
IG wyjrzał przez iluminatory na pokład hangaru i dalej na przesłoniętą polem ochronnym przestrzeń kosmiczną. Ostatni raz widział ją wiele godzin temu jak kręciła się wśród lądowisk i rozmawiała z jakąś kobietą.
I w tym momencie w kokpicie Skyrunnera coś się zaczęło dziać. Odezwał się jakiś cichy alarm...