- Paazak sam w sobie jest strasznie prosty. Zarabianie na nim kredytów - raczej ciężkie. Albo masz niesamowite szczęście, albo talent. Ja na pierwszym, wbrew powszechnej opinii, nie lubię polegać. Cała sztuka polega na skutecznym odwróceniu uwagi. Co z tym zrobisz, nie ma już większego znaczenia. Można podmieniać karty, talie, podejrzeć karty przeciwnika. Jest sporo numerów. Przy okazji trzeba dać przeciwnikowi jak najmniej szans na jego własne oszustwa. Oraz po prostu oszukiwać znacznie lepiej. Ot, taka gra dwóch umysłów - Zeltron wzruszył ramionami, jakby dla niego nie było to nic wielkiego. Doskonale pamiętał jednak dzień, w którym w jego ręce wpadła "Bryza". Karty zdawały się być tego dnia przeciwko niemu. Dopiero zaczynając swoją przygodę z hazardem, nie potrafił się opanować i doskonale ukryć emocji. Nieprzyjemne uczucie potu cieknącego po plecach i niebywały stres, który towarzyszył mu podczas podmiany kart wciąż tkwiły gdzieś z w jego pamięci. Prosty trik pozwolił mu przechylić szalę na jego stronę. Gdyby ktoś jednak go przyłapał, zauważył lub chociaż spróbował rozszyfrować spiętą twarz przemytnika - mogło to zakończyć definitywnie jego historię. Patrząc wstecz, wydawało się to czerwonoskóremu komiczne. Nikt zapewne nie widział go nigdy tak zdenerwowanego. Z tegoż powodu nigdy nie opowiadał tej historii w oryginalnej wersji. Psuło to w końcu jego image. Można było powiedzieć, że na wspomnienie uśmiechnął się, gdyby ten uśmiech kiedykolwiek postanowił opuścić jego twarz.
- No popatrz. Wybacz zdziwienie, kobiety z reguł nie wiążą ze mną poważniejszych planów. A gdy zaczynają, to dziwnym trafem muszę coś załatwić. Najlepiej na innej planecie - wyszczerzył zęby w uśmiechu, ukrywając to szybko za kuflem piwa - Nie jest to jednak głupia myśl. Tak jak wspomniałem, duet to duet. Wszystko robi się łatwiej. Odwraca uwagę, podgląda karty, manipuluje grą. W ten sposób można szybko zarobić kupę pieniędzy. Nauczyłbym cię wszystkich sztuczek jakimi dysponuję. A gdy granie się już znudzi, zaś konto zasili odpowiednia suma kredytów... to można... hm... - Zeltron zaciął się na chwilę i podrapał po głowie - Co właściwie robią bogaci, ustatkowani ludzie? Budują dom, sadzą drzewo... i hodują marchewki? - dodał i wzruszył ramionami, robiąc przy okazji minę jakby naprawdę nigdy nie miał okazji się nad tym zastanowić. Po części można było nawet w to uwierzyć. Jego życie było zdecydowanie daleki od stabilizacji. Pierwszym zakupem za pieniądze "pożyczone" od pewnego imperialnego administratora na Taris był luksusowy apartament i drogie alkohole. Oraz kilka kobiet.
- O Huttów też bym się nie martwił. Kogo obchodzi ten jednej list gończy, w jedną czy drugą stronę. Zresztą, ze ślimakami można się dogadać. Wystarczy, że usłyszą słowo "kredyty" i już robią się skorzy do współpracy. Można dla nich coś przemycić i wyrównać rachunki. I mieć nadzieję, że nie trzeba będzie zbyt często oglądać ich facjat oraz odczuwać ich odoru - Ayle skrzywił się nieco na samą myśl. Trudno mu było zostać fanem rasy tak obrzydliwej i odpychającej, mieli oni jednak łeb do interesów. Stanowili też najłatwiejsze źródło zarobku - zawsze potrzebowali coś przemycić.
- Co mogę powiedzieć, zawsze lubiłem poznawać różne egzotyczne zwyczaje. Na Nar Shaddaa uczestniczyłem w wyjątkowym rytuale. Na początek trzeba wypić kilka mikstur, oczywiście magicznych. Potem poznaje się kapłankę, która narzeka na pecha do mężczyzn, i wspomina że faceci w związkach w dziwny sposób ją pociągają. Zgodnie z lokalnymi zasadami, nagiąłem nieco prawdę i zasugerowałem, że jestem żonaty. Następnie udałem się do prywatnych komnat, by... - Zeltron zatrzymał się na chwilę, by dobrać odpowiedni epitet do swej barwnej historyjki - oddać w ekscentryczny sposób cześć bogom. Szybko dowiedziałem się, że wszystko to jest filmowane i moja żona otrzyma to niecne nagranie, jeżeli nie złoże odpowiedniego datku. Na wieść, że nie mam żony, kapłanka spróbowała dokonać ofiary w alternatywny sposób i przyłożyła mi poduszkę do twarzy. Sytuację uratował jej wściekły mąż, chociaż słowo "uratował" jest tu lekkim nadużyciem. I tutaj przechodzimy do kolejnej atrakcji, czworobój nowoczesny. Pięciometrowy sprint na balkon ze spodniami zawieszonymi u kostek, skok przez barierkę do basenu, pływanie oraz na koniec maraton przez ulice miasta, przy akompaniamencie gróźb śmierci. Nie wiem czy koniecznie chciałaś poznać tę historię, ale teraz jest już za późno - Zeltron tego przygód miał na koncie kilka, nie każdą musiał się końcu dzielić. Kittani mogła być pierwszą kobietą, która miała okazję usłyszeć coś takiego z jego ust. Z reguły mówił, to co druga osoba chciała usłyszeć. Przedstawiał przeróżne wersje swojej osoby, często kłamiąc w żywe oczy, aby tylko uwieść kobietę. Z brunetką był po prostu szczery, na swój pokręcony sposób. Nie ukrywał swojej osobowości, bo nie widział też powodu. Jeżeli mieli wkrótce współpracować, to warto było zdobyć się na nieco szczerości i zbudować trochę zaufania. Zwłaszcza, że dziewczyna przekazała mu dotychczas kilka prywatnych informacji. On sam nie mógł poszczycić się jakimiś wielkimi sekretami z życia codziennego. Nie pozostało mu zatem nic innego, niż bycie po prostu sobą.
- No, nie rozpędzajmy się z tymi skalami, bo zabraknie w galaktyce miejsca na moje portrety. Wystarczyłby jeden, pokaźny. Lub lepiej, posąg. Z podpisem "Istota doskonała". W ten sposób każdy mógłby obejrzeć mnie w całej okazałości, przeczytać moją biografię i zacząć mnie naśladować. Świat od razu stałby się lepszym miejscem - pokiwał nieco głową, na znak potwierdzenia swoich własnych słów - Poza tym, nie przejmuj się jakimś pojedynczym występkiem. Odstrzeliłaś Hutta nie bez powodu, samosądy bywają zasłużone. Skoro uratowałaś kilkanaście żyć niewolników, nie możesz być zła. Przykładem zła jest na przykład pewien śliczny, czerownoskóry Twi'lek który zastrzelił własną żonę, gdy ja... chowałem się w szafie. Małżeństwo co prawda zaaranżowane, tylko po to, żeby facet zdobył z sejfu jakieś informacje - ale zawsze, troszkę to okrutne. Myślę, że tobie daleko do tego typu człowieka. Gdybyś zapytała któregoś z uratowanych przez siebie, zapewne przedstawiłby cię w samych superlatywach. Być może nasz wynik na tej skali zależy od pewnego punktu widzenia i nie sposób go uśrednić. Dla jednych będziemy uosobieniem dobra, dla innych nikczemnym potworem. I trzeba z tym żyć - Ayle zanurzył usta w świeżym kuflu piwa, nie dał jednak swoim słowom zbyt wiele czasu na zapadnięcie w pamięć - Cholera, ale się filozoficznie zrobiło. A pomyśleć, że przed chwilą wspominałem jeszcze o moich wybrykach na Nar Shaddaa. Swoją drogą, polecam się ze mną kiedyś zabrać. Jak zresztą słyszałaś, ze mną ciężko się nudzić. Nauczę cię imprezować po Zeltrońsku - dodał, już w nieco luźniejszym tonie.