Content

Lucrehulk "Duch"

[LH Duch] - Koniec i Początek

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Ayle Dara » 14 Lip 2017, o 02:42

- Paazak sam w sobie jest strasznie prosty. Zarabianie na nim kredytów - raczej ciężkie. Albo masz niesamowite szczęście, albo talent. Ja na pierwszym, wbrew powszechnej opinii, nie lubię polegać. Cała sztuka polega na skutecznym odwróceniu uwagi. Co z tym zrobisz, nie ma już większego znaczenia. Można podmieniać karty, talie, podejrzeć karty przeciwnika. Jest sporo numerów. Przy okazji trzeba dać przeciwnikowi jak najmniej szans na jego własne oszustwa. Oraz po prostu oszukiwać znacznie lepiej. Ot, taka gra dwóch umysłów - Zeltron wzruszył ramionami, jakby dla niego nie było to nic wielkiego. Doskonale pamiętał jednak dzień, w którym w jego ręce wpadła "Bryza". Karty zdawały się być tego dnia przeciwko niemu. Dopiero zaczynając swoją przygodę z hazardem, nie potrafił się opanować i doskonale ukryć emocji. Nieprzyjemne uczucie potu cieknącego po plecach i niebywały stres, który towarzyszył mu podczas podmiany kart wciąż tkwiły gdzieś z w jego pamięci. Prosty trik pozwolił mu przechylić szalę na jego stronę. Gdyby ktoś jednak go przyłapał, zauważył lub chociaż spróbował rozszyfrować spiętą twarz przemytnika - mogło to zakończyć definitywnie jego historię. Patrząc wstecz, wydawało się to czerwonoskóremu komiczne. Nikt zapewne nie widział go nigdy tak zdenerwowanego. Z tegoż powodu nigdy nie opowiadał tej historii w oryginalnej wersji. Psuło to w końcu jego image. Można było powiedzieć, że na wspomnienie uśmiechnął się, gdyby ten uśmiech kiedykolwiek postanowił opuścić jego twarz.
- No popatrz. Wybacz zdziwienie, kobiety z reguł nie wiążą ze mną poważniejszych planów. A gdy zaczynają, to dziwnym trafem muszę coś załatwić. Najlepiej na innej planecie - wyszczerzył zęby w uśmiechu, ukrywając to szybko za kuflem piwa - Nie jest to jednak głupia myśl. Tak jak wspomniałem, duet to duet. Wszystko robi się łatwiej. Odwraca uwagę, podgląda karty, manipuluje grą. W ten sposób można szybko zarobić kupę pieniędzy. Nauczyłbym cię wszystkich sztuczek jakimi dysponuję. A gdy granie się już znudzi, zaś konto zasili odpowiednia suma kredytów... to można... hm... - Zeltron zaciął się na chwilę i podrapał po głowie - Co właściwie robią bogaci, ustatkowani ludzie? Budują dom, sadzą drzewo... i hodują marchewki? - dodał i wzruszył ramionami, robiąc przy okazji minę jakby naprawdę nigdy nie miał okazji się nad tym zastanowić. Po części można było nawet w to uwierzyć. Jego życie było zdecydowanie daleki od stabilizacji. Pierwszym zakupem za pieniądze "pożyczone" od pewnego imperialnego administratora na Taris był luksusowy apartament i drogie alkohole. Oraz kilka kobiet.
- O Huttów też bym się nie martwił. Kogo obchodzi ten jednej list gończy, w jedną czy drugą stronę. Zresztą, ze ślimakami można się dogadać. Wystarczy, że usłyszą słowo "kredyty" i już robią się skorzy do współpracy. Można dla nich coś przemycić i wyrównać rachunki. I mieć nadzieję, że nie trzeba będzie zbyt często oglądać ich facjat oraz odczuwać ich odoru - Ayle skrzywił się nieco na samą myśl. Trudno mu było zostać fanem rasy tak obrzydliwej i odpychającej, mieli oni jednak łeb do interesów. Stanowili też najłatwiejsze źródło zarobku - zawsze potrzebowali coś przemycić.
- Co mogę powiedzieć, zawsze lubiłem poznawać różne egzotyczne zwyczaje. Na Nar Shaddaa uczestniczyłem w wyjątkowym rytuale. Na początek trzeba wypić kilka mikstur, oczywiście magicznych. Potem poznaje się kapłankę, która narzeka na pecha do mężczyzn, i wspomina że faceci w związkach w dziwny sposób ją pociągają. Zgodnie z lokalnymi zasadami, nagiąłem nieco prawdę i zasugerowałem, że jestem żonaty. Następnie udałem się do prywatnych komnat, by... - Zeltron zatrzymał się na chwilę, by dobrać odpowiedni epitet do swej barwnej historyjki - oddać w ekscentryczny sposób cześć bogom. Szybko dowiedziałem się, że wszystko to jest filmowane i moja żona otrzyma to niecne nagranie, jeżeli nie złoże odpowiedniego datku. Na wieść, że nie mam żony, kapłanka spróbowała dokonać ofiary w alternatywny sposób i przyłożyła mi poduszkę do twarzy. Sytuację uratował jej wściekły mąż, chociaż słowo "uratował" jest tu lekkim nadużyciem. I tutaj przechodzimy do kolejnej atrakcji, czworobój nowoczesny. Pięciometrowy sprint na balkon ze spodniami zawieszonymi u kostek, skok przez barierkę do basenu, pływanie oraz na koniec maraton przez ulice miasta, przy akompaniamencie gróźb śmierci. Nie wiem czy koniecznie chciałaś poznać tę historię, ale teraz jest już za późno - Zeltron tego przygód miał na koncie kilka, nie każdą musiał się końcu dzielić. Kittani mogła być pierwszą kobietą, która miała okazję usłyszeć coś takiego z jego ust. Z reguły mówił, to co druga osoba chciała usłyszeć. Przedstawiał przeróżne wersje swojej osoby, często kłamiąc w żywe oczy, aby tylko uwieść kobietę. Z brunetką był po prostu szczery, na swój pokręcony sposób. Nie ukrywał swojej osobowości, bo nie widział też powodu. Jeżeli mieli wkrótce współpracować, to warto było zdobyć się na nieco szczerości i zbudować trochę zaufania. Zwłaszcza, że dziewczyna przekazała mu dotychczas kilka prywatnych informacji. On sam nie mógł poszczycić się jakimiś wielkimi sekretami z życia codziennego. Nie pozostało mu zatem nic innego, niż bycie po prostu sobą.
- No, nie rozpędzajmy się z tymi skalami, bo zabraknie w galaktyce miejsca na moje portrety. Wystarczyłby jeden, pokaźny. Lub lepiej, posąg. Z podpisem "Istota doskonała". W ten sposób każdy mógłby obejrzeć mnie w całej okazałości, przeczytać moją biografię i zacząć mnie naśladować. Świat od razu stałby się lepszym miejscem - pokiwał nieco głową, na znak potwierdzenia swoich własnych słów - Poza tym, nie przejmuj się jakimś pojedynczym występkiem. Odstrzeliłaś Hutta nie bez powodu, samosądy bywają zasłużone. Skoro uratowałaś kilkanaście żyć niewolników, nie możesz być zła. Przykładem zła jest na przykład pewien śliczny, czerownoskóry Twi'lek który zastrzelił własną żonę, gdy ja... chowałem się w szafie. Małżeństwo co prawda zaaranżowane, tylko po to, żeby facet zdobył z sejfu jakieś informacje - ale zawsze, troszkę to okrutne. Myślę, że tobie daleko do tego typu człowieka. Gdybyś zapytała któregoś z uratowanych przez siebie, zapewne przedstawiłby cię w samych superlatywach. Być może nasz wynik na tej skali zależy od pewnego punktu widzenia i nie sposób go uśrednić. Dla jednych będziemy uosobieniem dobra, dla innych nikczemnym potworem. I trzeba z tym żyć - Ayle zanurzył usta w świeżym kuflu piwa, nie dał jednak swoim słowom zbyt wiele czasu na zapadnięcie w pamięć - Cholera, ale się filozoficznie zrobiło. A pomyśleć, że przed chwilą wspominałem jeszcze o moich wybrykach na Nar Shaddaa. Swoją drogą, polecam się ze mną kiedyś zabrać. Jak zresztą słyszałaś, ze mną ciężko się nudzić. Nauczę cię imprezować po Zeltrońsku - dodał, już w nieco luźniejszym tonie.
Image
Awatar użytkownika
Ayle Dara
Gracz
 
Posty: 148
Rejestracja: 3 Sty 2015, o 19:48

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez IG-87F » 14 Lip 2017, o 11:30

- Dlatego dopóki nie przeskanuję tych części, musisz żyć z tym co obecnie masz. - powiedział Sullustianin do stojącego obok droida-zabójcy, wchodząc do tej jakże przyjemnej kantyny. Dla IG-87F, Gweeka i R4B3 była to odskocznia od miejsc tego typu w których byli.
- Na Tatooine lub Gamorrze, kantyny wydawały się "milsze" jak to mówią białkowcy. Żadnych dziwnych typów, zero kłótni i strzelanin. Smutek. - skomentował zabójca idąc przez całą kantynę w stronę baru, co prawda sam nie miał żadnego interesu w przyjściu tu, ale jego mechanik był głodny, plus przekonał go, by poszedł z nim...

- Dlatego uważam, że Wielki i Wspaniały Pan IG powinien mieć pod swoim majestatycznym dowództwem przynajmniej z fregatę. - przy jednym ze stolików trwała dyskusja, choć trafniejszym określeniem byłoby wysławianie jednej osoby obok, dosłownie guru i jego wyznawca. IG to nie przeszkadzało w żaden sposób, choć Garllowi już tak... Powieka mu drgała, gdy R4B3 odzywał się... Ze słów tego droida to można, by posłodzić nawet jedzenie Sullustianina.
Jednak zabójca gestem chwytaka dał sygnał, aby Rabe "zamknął się", chwila milczenia i receptory słuchowe zostały nastrojone. Każdy rdzeń obecnie odpowiadał za jeden kierunek... Za to główny sensor zwrócił się w kierunku, pewnej pokracznej kreatury zwanej jako Quorn. Droid dalej mu nie ufał, więc wolał go obserwować... Musiał mieć absolutną pewność, że nic nie zrobi innym droidom. Za to receptory słuchowe... Skierowały się w stronę wspomnianego robala, Wora Mięcha Kittani i Wora Wieprzowego Mięcha Gweeka. Poza tym, nie było sensu nic obecnie innego robić.
Image
Awatar użytkownika
IG-87F
Gracz
 
Posty: 161
Rejestracja: 19 Sty 2016, o 00:18

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Kittani Levfith » 15 Lip 2017, o 23:21

- To ty jesteś ekspertem od oszukiwania, nawet w prostego i niezbyt dochodowego Pazaaka. Pozwól, że początkowo stanę gdzieś w Twoim cieniu jako osoba towarzysząca, ucząc się sztuczek od Ciebie... Albo nie. Ja będę zawracać w głowie innym graczom których stopniowo będziesz ogrywał, a gdy ja będę podliczać naszą wygraną Ty będziesz uwodził piękne panie. Później będziemy się wymieniać - pokiwała zamyślona głową, jakby przystając na swój własny pomysł. Na jego kolejne słowa uśmiechnęła się szeroko, wyraźnie rozbawiona jego komentarzem. Każdy obecny w kantynie mógł dostrzec, że ta dwójka doskonale się bawi we własnym towarzystwie. Siedzieli razem, przy jednym stoliku już dobre kilka godzin i nadal potrafili znaleźć wspólne tematy do rozmowy, przeplatane wybuchami śmiechu i kolejnymi litrami piwa. Zdawało jej się, że mieli nawet podobne poczucie humoru.
- Jeżeli nie traktujesz ich poważnie nie będą miały poważnych planów - rozłożyła bezradnie ręce na boki. Nie wiedziała, jak się obchodził ze wszystkimi kobietami które napotkał w Galaktyce ale miała już na to pewien podgląd, którego się trzymała. Zeltron z pewnością nie należał do tych, którym po drodze była monogamia. To wręcz w pewien sposób było sprzeczne z kulturą jego rasy. - Powracając jednak do tych poważnych planów, kiedy już zostaniemy bogaczami... my marchewek nie będziemy hodować. Daj spokój - tym się nie będą zajmować milionerzy, którzy ograli całą Galaktykę ze wszelkich kredytów. Dom i drzewo brzmi całkiem rozsądnie, nawet możemy wydzielić kawałek ziemi na te marchewki - ale tylko dla naszych własnych potrzeb. Może lepiej jakieś zwierzęta, chociażby takie Nerfy na ubój... O, albo jeszcze lepiej - Tauntauny. O wiele ładniejsze niż Banthy - obejrzała swój kufel uważnie, jakby dopatrując się na nim jakiejkolwiek skazy. Upiła kolejny łyk piwa i dziękowała sobie później w duchu za to, że nie zwlekała z tym kilka minut dłużej. Jego historia o Nar Shaddaa sprawiła, że Kittani roześmiała się tak głośno, że piloci odwrócili się w jej kierunku zdumieni tym, co słyszeli. Ostatnio brunetka nie miała powodów do uśmiechu i pomimo dobrej współpracy z eskadrą oraz pozostałymi pilotami nadal zdawała się być niedostępna. Teraz śmiała się w najlepsze, co jakiś czas uderzając dłonią o swoje prawe udo i chowając uśmiech za burzą włosów. Ciężko było stwierdzić, czy rozbawiła ją sama historia Aylego, ubranie tego w słowa i mówienie o tym tak otwarcie czy też alkohol, który powoli zaczynał dawać jej się we znaki. Najpewniej była to mieszanka wszystkich powyższych czynników, która ostatecznie doprowadziła ją do... płaczu. Levfith popłakała się ze śmiechu.
- Ayle, jesteś strasznie zabawny. Chyba często doprowadzasz kobiety do takiego stanu - zaśmiała się krótko, już o wiele ciszej niż poprzednio ocierając łzy wierzchem dłoni. Odetchnęła kilka razy głęboko, starając się już spoważnieć i poprowadzić dalszą rozmowę bez napadów śmiechu. Trzeba było przyznać, że hazardzista potrafił rozśmieszyć ale też kiedy wymagała tego sytuacja zejść na tematy poważniejsze i podzielić się swoimi trafnymi przemyśleniami. Kittani nie miała zamiaru już ciągnąć dalej wątku Mocy, skal używanych do określania kto jest przykładem dobra czy też skromności. Kiwała jedynie głową na znak, że w pełni zgadza się z jego słowami. Wyraźnie ożywiła się na słowa o czerwonoskórym Twi'leku. Pochyliła się nad stolikiem w jego kierunku, jakby niepewna czy dobrze usłyszała.
- Ciekawe jakie informacje... Wiesz, że też widziałam jednego takiego? Na Gamorrze, co prawda jedynie z daleka ale zapamiętałam sobie jego twarz. Wyglądał niczym jakiś agent z Imperium a kto wie, może nawet i gorzej... Paskudny - brunetka skrzywiła się aż na samo wspomnienie wydarzeń, które rozegrały się tego pamiętnego dnia. Wtedy po raz ostatni widziała Cada. Szybko jednak powróciła do obecnego wątku rozmowy, pozostawiając smutną przeszłość za sobą. Ruchem głowy wskazała na kufel z piwem. - Nie mam nic przeciwko, tylko chcę przeżyć to imprezowanie. Pamiętaj, że mam mniejszą tolerancję na alkohol niż Ty.
Jej uwagę nagle przykuło coś innego. Błysk ze środka kantyny. Doskonale wiedziała, kto to - taki sam błysk dostrzegła na Tatooine i nierozerwalnie kojarzył jej się właśnie z tym miejscem. IG urósł niemalże do miana chodzącej legendy na Duchu - nie tylko ze względu na swoją zabójczą precyzję w celowaniu do piratów ale strach, jaki wzbudzał wśród inżynierów. Jego świadomość powoli nabierała coraz wyraźniejszych barw a ona sama nie była pewna, czy to dobrze czy źle. Przywykła już do tego, że zdawał się być niezależną jednostką i znajdował pewien rodzaj przyjemności w mordowaniu - to wynikało z jego oprogramowania. Jednak IG przejawiał pewne ,,ludzkie" objawy - często nazywał pewne ludzkie uczucia w sytuacjach które napotykał. Pomimo wszelkich buntów i identyfikowaniu jej jako worek mięcha nigdy nie dopuścił, aby stała jej się krzywda. Od niedawna nosił na sobie płaszcz, którego Kittani nigdy wcześniej nie widziała. Podejrzewała, że była to własność jego poprzedniego właściciela.
- Zobacz - tego droida spotkałam pośrodku piasków Tatooine. Całkiem niezwykłe, co? Prawie mnie zabił, ale ostatecznie to właśnie jemu zawdzięczam swoją ucieczkę.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Mistrz Gry » 16 Lip 2017, o 00:32

Znali się. Wszyscy. Każdy po trochu w mniejszym lub większym stopniu coś o sobie wiedział. Spotkanie w kantynie sprawiło tylko, że w większości przypadków przestali być dla siebie anonimowym "tym Calebem" czy "tą Kittani". Imiona zyskały twarze. Poznali się i coś ich połączyło. Nieważne, że czasem cały kontakt ograniczał się tylko do przelotnego skinienia głową, zamiany kilku zdań czy przekazanie służbowych spraw o raportów. Ważniejsze było to, że ze sobą byli. W tym określonym miejscu i czasie. To czyniło z nich rebeliantów (i nie miało to znaczenia czy słuchali się bezpośrednio Jainy czy Fenna; gdyby Imperium ich złapało wszystkich czekały ten sam podły los).
Przebywali na Hulku z różnych powodów mniej lub bardziej szlachetnych. Każde miało swoje plany, cele i motywacje. Nie każde też trafiło na pokład nemoidiańskiego okrętu z własnej, nieprzymuszonej woli. Nie miało to wszystko jednak znaczenia. Łączyło ich znacznie więcej niż można było zobaczyć na pierwszy rzut oka. Coś co było ponad wszelkimi podziałami.
Nici przeznaczenia zaczęły się już zaplatać. Tego wieczoru jeszcze się uśmiechali Wznieśli parę toastów. Wspomnieli tych których stracili. Nie myśleli o następnym dniu, a rozkazy były już przecież szykowane.
Następnego dnia musieli wrócić do swoich obowiązków, prac i zadań. Nie myśleli o przyszłości, zresztą nie wiele by to zmieniło. Jutro miało nadejść tak czy inaczej i nie było sensu zastanawiać się czy czeka ich szara rutyna czy ekscytujące misje.

Nie mogli też wiedzieć o tym, że nigdy więcej nie dane im było spotkać się w tym samym gronie.

Miśki ostatnie posty w KiP. Z pytaniami na PW
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Quorn » 16 Lip 2017, o 14:43

***

Telemachus nie odzywał się już dłuższą chwilę. Oprócz niego na mostku była też Jaina i Fenn, którzy się kłócili, oraz Quorn, który w towarzystiwe Bogga i kilku przeprogramowanych b1 uruchamiali sekwencje startowe hipernapędu hulka. Na próbę. Geonosianie byli tak pochłonięci pracą, że zupełnie nie zwracali uwagi na padające słowa. Całkiem gorzkie zresztą.
- Nie Fenn. To zbyt duże ryzyko. To jest pułapka. Nie możemy lecieć na Felucię. - Jaina była względnie opanowana, choć Telemachus znał ją już na tyle by wiedzieć jak bardzo jest zmęczona tą rozmową.
- Nie słuchasz mnie. Oni i tak polecą. - Fenn albo nie widział do jakiego stanu doprowadził Jainę albo nie chiał tego widzieć. - I oczywiście, że to jest pułapka. Ale nie możemy tak tego zostawić. Zostawienie tego będzie błędem jeszcze większym niż próba zrobienia z tym czegoś.
- Już dostatecznie ryzykujemy wracjąc na Gamorrę. Nie. Żaden rebeliancki statek nie poleci stąd na felucię.
- Ha. Nie proszę Cię o to. Statek i ludzie należeć będą do mojej organizacji. Na Felucię poleci Ayle Dara i Borsk. Może jeszcze ktoś z - podkreślam - moich ludzi.
- To i tak jest spore ryzyko.
- Wszystko czym się zajmujemy to spore ryzyko. Weź przestań. Nie blokuj tego. I tak wkrótce Rebelia opuści to miejsce. To powinno zmniejszyć ryzyko.
Telemachus choć był rebeliantem w duchu przyznawał rację Fennowi. Na tyle na ile poznał Kittani i resztę jej ekipy wiedział, że sprawa Feluci jest dla nich bardziej priorytetowa niż bezpieczeństwo całej organizacji rebeliantów. Co zastanawiające Jaina nie oponowała tak mocno przy sprawie Gweeka. Oczyma wyobraźni widział, jakich zniszczeń dokonuje Gweek gdyby zabroniono mu lotu. Był prawie pewien,że Jaina tez sobie to wyobraziła.
- Fenn ma rację. - Odezwał się trochę wbrew sobie. - Nie możemy ich zatrzymać. Wiesz o tym doskonale. I niestety, ale podobnych sytuacji będziemy mieć w przyszłości więcej. Rozrastamy się. Prędzej czy później dojdzie do starcia z Imperium.
- Tak, ale wolałabym, żeby było to później. Wolałabym, żebyśmy byli na to przygotowani.
- Na starcie z Imperium? - Fenn się zaśmiał. - Nie. Na to nigdy nie będziemy gotowi. Walka w otwartej bitwie to gotowa recepta na szybką klęskę. Musimy działać innymi metodami. Akcja z Felucią ot choćby.
- Argh! Ty uparty grubasie! - Jaina cisnęła trzymanym datapadem.
- Wiem. Nie komplemetuj mnie. - Fenn uśmiechnął się szeroko. - Polecą tak czy inaczej, ale wolałbym, żebyś jednak wyraziła zgodę to wpłynie na dobre relacje i morale załogi.
- Niech lecą, ale będziemy tego żałować
- Być może. Tego nie możesz wiedzieć.
- Wiedzieć nie. Ale przeczucie rzadko mnie myliło. A te mam złe. Telemachus. Kto leci na gamorre?
- Kittani jako pilot Gammy z bandą Gweeka i nim samym. Garll, Ig87f i jego droidy razem z Paulem Kerstem i naszymi ludźmi polecą na Skyrunnerze. Z tego co mi meldował Garll po kursie na Gamorrę chce lecieć na Sluis Van. Ma jakies problemy z IG. Ponoć ma tam jakiegoś znajomego co może pomóc.
- Ech... Czuję masę problemów. A jak Kerst wróci? I czy Mai'fach zdecydowała się dołączyć?
- Nie... Póki co poleci Erd i jego ekipa. Jak sie Mai zdecyduje to dokonamy odpowiednich korekt w załodze. A co do statku powrotnego: We wulkanie zostały jeszcze dwa frachtowce. Tak twierdzi Kittani. Są do wzięcia.
- Szykuj szczegółowe rozkazy. Quorn jak system?
- Działa, Jaino. Działa. Można skakać. Nawet za godzinę.
Awatar użytkownika
Quorn
Gracz
 
Posty: 1045
Rejestracja: 2 Lis 2015, o 17:50
Miejscowość: Zakupane

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Nicciterra » 16 Lip 2017, o 16:49

Sala kantyny początkowo gościła zaledwie parę istot. Z czasem Nicci i Pan Cztery Ręce dostrzegli, że tym razem nikt jakoś nie chce opuszczać miejsca, oddając się w dyskusje i żarty oraz wzmożoną konsumpcję, jakby dzień ten był wolnym od pracy. Posiedzenie kilkoro zamieniło się w prawdziwe zdarzenie. W szczytowym okresie obiadowym Pan Cztery Ręce był zmuszony poprosić o pomoc kolegę, trzyosobowy personel zwyczajnie się nie wyrabiał. Do sali trzeba było wnieść więcej krzeseł, czy czegokolwiek na czym można było usiąść.

Nicci w pocie pracy w pewnym momencie zapomniała o poróżnieniu z ludźmi jakie zwykle odczuwała. Dennis nieco się rozchmurzył, jak chisska zabłysła w jego kierunku uprzejmością. Pamiętał jak mu groziła trzymając nóż, jeśli się to okaże, że skłamał i to on na prawdę coś podkradł. W końcu wciągnęła się w dyskusję na jakieś trywialne tematy, a gdy doszedł do pomocy Benjamin, przyjaciel Besaliska, kuchnia gwarzyła od żartów i śmiechów. Poczuła, że stanowi jakąś cząstkę całości, choćby minimalną i że robi to z własnej woli. Namiastka wolności i wciągnięcie się w rolę, spowodowało, że momentami zapominała kim była. Uśmiechała się na zaczepki zamiast piorunować wzrokiem, czy burczeć pod nosem. Nawet nie odmówiła drinka, który proponował uparcie jeden z pilotów. Zamieniła z nim kilka zdań i wróciła do pracy, uśmiechając się z satysfakcji, że chciał postawić jej kolejnego.

Klienci powoli się wykruszali, a chronometr zaczął wskazywać późną porę. Dennis i Benjamin opuścili kuchnie i zaczęli się udzielać w kantynie, grając w Pazaaka przy stole z najliczniejszą z grup. Faworytem rozgrywek okazał się piracki Rodianin, który zgarniał kredyty rebeliantów. Póki co jeszcze nikt go nie oskarżył o oszustwo, lecz Nicci wywęszyła w jego ruchach pewien zbyt często powtarzany schemat. Nie zamierzała jednak się wtrącać, hazard kompletnie ją nie interesował.

Tymczasem większość osobistości była już mocno wstawiona. Ktoś nawet przewrócił się i trzeba było mu pomóc dotrzeć do swojej kajuty. Inny leżał zalany w trupa, mamrocząc pod nosem, że dojdzie o własnych siłach.

Pan Cztery Ręce opuścił na chwilę lokal ze względu na jakieś sprawy, zostawiając go Nicci. Kobieta stała oparta o ladę i czekając na koniec pracy, patrzyła się przed siebie...

Tylko parę kwestii i... mogłaby tak żyć...
Image
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Rafael Rexwent » 18 Lip 2017, o 00:49

Wizyta w kantynie skończyła się wielogodzinnym posiedzeniem. Paul siedział właśnie przy stoliku i popijał świeżo wyciskany sok ze słodkich owoców. Pojenie alkoholem skończył na drugim drinku, czyli swoim minimalnym limicie moralnym. Picie na umór zawsze napawało Kersta odrazą i teraz patrzył z niesmakiem na pobliski stolik, gdzie drzemał w najlepsze nietrzeźwy Rebeliant. Chociaż nietrzeźwy to złe słowo, bo około trzydziestoletni mężczyzna zlał się w trupa i jedynie głośne chrapanie świadczyło o tym, że jeszcze żyje.
Łyk czerwonawego soku mile rozlał się po gardle i pozwolił mężczyźnie zignorować odgłosy wydawane przez pijanego. Kantyna powoli się wyludniała, ale Paul siedział. Siedział wygodnie w nieco odosobnionym końcu sali i nie licząc śpiącego „towarzysza” miał spokój. Taka sielska atmosfera przywołała wspomnienia. Wspomnienia miłe i wręcz przeciwnie. Ale wszystkie miały jeden wspólny mianownik – pochodziły z czasów sprzed bitwy o Lucrehulka.
Kerst lekko się uśmiechnął, kiedy wspominał współpracę z młodym Huttem, który przedstawiał się jako zawodowy skrytobójca i nawet zaproponował podjęcie próby potajemnego zwiadu chronionego kompleksu, który wspólnie z grupką najemników mieli „wyczyścić”. Pocieszny ślimak z brakami instynktu samozachowawczego i dwoma wibroostrzami. Cóż, nikt w niańkę się nie bawił, a samobójcza dywersja jaką zafundował Hutt pozwoliła reszcie sprawne wkroczenie do akcji.
Wtedy mężczyzna nie czuł się odpowiedzialny za śmierć głupiego skrytobójcy, ale zostanie Rebeliantem pociągało ze sobą pewne ewolucje poglądowe. Zostawienie zachowującego się jak idiota kompana wtedy była przez mężczyznę traktowana jako pomoc w naturalnym procesie selekcji – zostają tylko najlepsi. Zaś teraz? Teraz nawet najgorszemu fajtłapie należy podać pomocną dłoń, czy osłonić przed wrogim ostrzałem. Kerst doskonale zdawał sobie sprawę, że gdyby Caleb i Brimlocki byli rasowymi najemnikami, to już by nie żył. Porzucony w stanie nieprzytomności zostałby zapewne zdekapitowany przez tego dziwacznego droida, albo po prostu zgniecione pod naporem jego mechanicznego kroku. A jednak otrzymał wsparcie, tą przysłowiową pomocną dłoń. I teraz musiał samemu ją komuś podać, bo to już nie samowolna krucjata najemnicza, tylko służba w wyższych celach. W celu... no właśnie, po co walczy Rebelia? Paul machnął ręką i dopił napój. To jest rozważanie na inny dzień, ważne że ma misję i okazję do zażycia przygody. Bo to przygoda jest największym narkotykiem w Galaktyce. Żołnierz wstał, uiścił rachunek i udał się do swojej kajuty, jednej z wielu w przepastnych przestrzeniach Lucrehulka. Przygoda przygodą, ale sen jest ważny.

***


Kerst był wręcz zadziwiony względnością czasu. Zdawało mu się, że całkiem niedawno rozmawiał z przywódcą Gammorean, a tu już nadszedł dzień wylotu na Gamorrę. Obawy przez zbytnim wynudzeniem były bez pokrycia, do czego walnie przyczyniło się prowizoryczne zabezpieczanie zbroi mieszanką wypełniającą ubytki, zmienianiu opatrunków, czy poszukiwaniu wszelakich informacji o planecie docelowej. No i o samym profilu misji.
Intensywnie zagospodarowane dwa dni były owocnie spędzonym czasem, bo zbroja znów stanowiła solidną ochronę, chociaż przydałaby się jej wizyta w warsztacie ojca, by przywrócić jej pełnię zdolności defensywnych. Także rany ładnie się zagoiły, a dwie blizny prezentowały się imponująca i nie sprawiały wrażenia szpecących. Paul szedł właśnie w swojej zbroi w kierunku hangarów na umówione miejsce. Z wypełnioną czymś czarną torbą przewieszoną przez ramię, karabinem na plecach i hełmem w ręku prezentował się jak klasyczny najemnik. No właśnie. Wygląda na to, że tak już zostanie zapamiętany Kerst w szeregach Rebelii – nie jako żołnierz, tylko najemnik.
Pistolet spoczywał w kaburze przy pasie, ale łagodny wyraz twarzy zapewniał, że nie zamierza go używać na nikim niebędącym wrogiem. Stanął właśnie na progu wylotu korytarza i spojrzał na rozpościerającą się przed nim panoramę lądowisk Ducha. Miał jeszcze parę minut zapasu, ale i tak raźnym, szybkim krokiem ruszył w kierunku miejsca zbiórki. Zżerała go niewidoczna ciekawość z kim poleci. Kogo oddelegował do zadania Telemachus?
Image

"Nie wahaj się powiedzieć ludziom na których ci zależy o uczuciach żywionych do nich. Bo jutro może ich tam nie być." ~ Akagi

"If you do not fight now, then when will you?" ~ Type-005
Awatar użytkownika
Rafael Rexwent
Gracz
 
Posty: 290
Rejestracja: 7 Lis 2014, o 17:01

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Mistrz Gry » 18 Lip 2017, o 14:19

Kilka dni później nikt już nie pamiętał o dość głośnej nasiadówie jaka odbyła się w kantynie Pana Cztery Ręce. Każdy miał swoje zadania na głowie i mało komu chciało się wracać wspomnieniami do tego dość przyjemnego wydarzenia; nie było na to zwyczajnie czasu. Przygotowania do odlotu okazały się być bardziej zajmujące niż by się mogło wydawać. Czasem było to tylko spakowanie torby i wysłuchanie ostatnich porad od Fenna (Kittani), ktoś inny musiał zebrać cały swój oddział i dozbroić go (Gweek), ktoś następny w ogóle musiał poznać swój oddział (Paul Kerst). IG87F i Garll musieli ustalić trasę przelotu i umówić się na spotkanie ze znajomymi Garlla na Sluis Van. Ayle Dara pod okiem Borska musiał przejść przyspieszone szkolenie agenta, bowiem mieli przez najbliższy czas ze sobą współpracować. Caleb i Nicci Frost wkrótce mieli ruszyć na piracki szlak i to też wymagało przygotowań (a przecież, jeszcze wcześniej musieli ustalić dokładne koordynaty skoku dla "Ducha". Jon Antilles, Zym, Probos Azad i jego eskadra, rebelianci, uchodźcy, ekspiraci. Od Jainy poprzez najdalej w galaktyce rozlokowanych agentów Fenna do najmniejszych droidów porządkowych na hulku każdy miał coś do zrobienia. I całość zaczynała działać w sposób bardziej zorganizowany (choć jeszcze daleki od ideału). Każdy miał do zrobienia coś. Każdy to czuł. Czy działa tutaj czyjaś Moc, czy była to grupowa autosugestia, nie miało to znaczenia.
Skończył się wysiłek jednostek i samotne przegrane. Teraz nastał czas większych prób.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Mistrz Gry » 21 Lip 2017, o 18:11

Czas płynął szybko, a podjęte decyzje musiały wydać owoce. Z ciężkim sercem dowódca "Nadziei" przekazał frachtowiec pod komendę Caleba Quade przejmując równocześnie tymczasowe dowodzenie na Duchu. Telemachus nie był pewien czy ta roszada jest najlepszym rozwiązaniem. Ostatecznie przekonało go jednak to ze Niebeskoskóra dołączy do wyprawy. Nie ufał jej i nie wiedział dlaczego Jon i Jaina tak bardzo przejmowali się losem dziewczyny. Pozbycie się z pokładu panny Frost było jednym z rozwiązań które zadowalało wszystkie strony. Raider miał być wyposażony w prom abordażowy oraz sześć myśliwców pod dowództwem Kerena Caldona. Myśliwce były zbieraniną ocalałą i połataną po ostatnim ataku piratów. Na kontyngent składał się Y-wing stanowiący główną siłę uderzeniową. Dwa ostatnie ocalałe LAFY-250, oraz dwie Zebry i A-Wing. Tym ostatnim latał sam dowódca eskadry. Drużynę abordażową stanowiła dziesiątka zaprawionych w bojach wojaków. Tak tych samych których wcześniej pozostawił Aver w ramach sojuszniczego wsparcia. Do tak wyposażonego Raidera zostali przewiezieni Caleb wraz ze swoją nową uczennicą. Cel samej misji był jasny, zdobyć za wszelką cenę paliwo do Lucrehulka. Quorn zadeklarował iż zdoła wykonać jeden długi skok, niestety nie zdoła wykrzesać więcej ze staruszka. I tak z cudem graniczył fakt działania pozostałych systemów oraz utrzymania wszystkiego w formie.

Akcja przenosi się na Nadzieję.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02


Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Probos Azad » 18 Sie 2017, o 21:40

Duros pokrzepił się łykiem whisky. Złocisty płyn przyjemnie palił w gardle. Azad poczuł przypływ nowej energii. W końcu dostrzegł Rhadego, ten najwyraźniej miał już dosyć, bo zmierzał w kierunku wyjścia z kantyny. Probos z lekkością rancora ruszył przez tłumek powłócząc nogą. Na szczęście dla niego mężczyzna nie szedł zbyt szybko.
- Zaproponowałbym ci kolejkę, ale chyba nie masz ochoty? - Duros skinął na szeroko otwartą śluzę służącą za wejście i wyjście z kantyny.
- Nie tym razem, Probos. – Rhade wyglądał na zmęczonego. – Ale jak cię znam, nie ujmując nic z twojej miłości do alkoholu, to wcale nie o kolejkę ci chodzi. Chyba nie potrzebujesz mnie jako pretekstu do wychylenia kieliszka. – człowiek wskazał na wciąż trzymaną przez Durosa szklankę.
- Spostrzegawczy jesteś. Nic dziwnego, że zajmujesz się wywiadem. – przyjacielska kpina zabrzmiała w głosie Probosa. Wychylił kolejny łyk. Po czym spochmurniał. – Widziałem ostatnie wieści w holonecie. Kiedy mówiłeś mi o K’Pużu, to wiedziałeś, że aż tylu złapali.
- Z grubsza… Nie znaliśmy wszystkich szczegółów… Poza tym, to częściowo wydmuszka. Wielu z schwytanych, to pionki albo niewinni figuranci. Mimo wszystko, liczba tych, których zapuszkowali…
- Robi wrażenie. – dokończył za Rhadego Duros. – Jest w tym jeden pozytyw. Nie spodziewałem się, że Imperium miało tylu wrogów, aż tyle organizacji…
- Co z tego. Teraz już ich nie ma. Gdybyśmy mieli większe zasoby, moglibyśmy spróbować pozbierać resztki tych komórek… A tak, pozostaje nam tylko patrzeć jak ISB się z nimi rozprawia.
Duros się zamyślił.
- Może jednak coś uda się zrobić… Ale nie czas i miejsce na takie rozmowy, a ja nie z tym do ciebie przychodzę. Chodzi o Enarc.
- Jesteś wreszcie gotowy?
- Tak. Na tyle, na ile to możliwe. Szkolenie idzie nieźle, chociaż zdolność operacyjna z takimi brakami sprzętowymi jest ograniczona. I odpowiadając na twoje obawy, Xori na razie nie wbiła mi wibroostrza pod żebro. – Probos mógłby przysiąc, że na twarzy mężczyzny pojawił się cień uśmiechu. – Chciałem zapytać o te obiecane droidy.
Twarz Rhadego przybrała wyraz zakłopotania.
- Wybacz. Nie miałem kiedy się tym zająć, ostatni goście i rewelacje pochłonęły moje siły przerobowe.
Duros postanowił zachować dla siebie zdanie na temat tajnych imperialnych stowarzyszeń, superbroni Mocy i innych bzdur, na które wedle Jainy walcząca o życie rebelia powinna zwrócić pełnię uwagi.
- Chyba jest ktoś kto może ci pomóc. – Rhade skinął na Probosa, by ten podążył za nim. Po chwili stali przy niewielkim insektoidzie, w którym Duros rozpoznał Geonosianina. Azad domyślił się, że to główny mechanik Ducha, o którym słyszał tyle przedziwnych historii. Nie miał wiele do czynienia z tym gatunkiem, więc trudno było mu ocenić, na ile mechanik był jego typowym przedstawicielem.
- Quorn, to komandor Azad. – przedstawił ich sobie Rhade. – Potrzebny mu astromech i droid ochroniarz, może z funkcjami protokolarnymi. - Rhade spojrzał pytająco na Probosa.
- Miło poznać. – Duros wyciągnął w stronę insektoida dłoń na powitanie.
Image
Awatar użytkownika
Probos Azad
Gracz
 
Posty: 101
Rejestracja: 23 Sty 2016, o 10:26

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Quorn » 19 Sie 2017, o 14:27

- Nie, Q, nie obchodzi to... masz jeszcze dzisiaj zająć przeglądem tego tunelu. Wie, że tam jest gorąco... Tak... Tak... Bo tam jest reaktor, dokładnie. A to jest kanał odprowadzający ciepło... Mhmmm... Nie... Q nie za dużo gada. Q się mądruje w sam raz. Czeka.. Ktoś inny do niego mówi. Quorn kończy. Do kanału. - Quorn rozmawiał, a w zasadzie właśnie skończył rozmawiać, ze swoim droidem przez komunikator, który musiał być wbudowany w dziwne urządzenie przyczepione do tyłu jego chitynowej głowy. Z urządzenia wystawało niewielkie ramie podtrzymujące - zapewne - mikrofon blisko jego wąskich insektoidzich ust a w miejscu gdzie większość dżentelistot miała uszu tkwiło coś co można by nazwać słuchawką. Cały zestaw dodatkowo łączył się dwoma optycznymi przewodami z parą mechanicznych oczu. Probos nie był ekspertem od geonosian ale osobnik, który przed nim stał z całą pewnością nie był typowym przedstawicielem tego gatunku; tym bardziej, że parę razy wpadł na hulku na kilku jego pobratymców; Ci byli spokojni, terkotali do siebie w swoim robaczym języku i nie nosili ubrań ani mechanicznych oczu.
Quorn dostrzegł duroskiego komandora i jakiegoś bliżej nieznanego mu mężczyznę dopiero wtedy gdy ten pierwszy podsunął mu rękę do przywitania.
- Quorn chyba musi przeczyścić pamięć Q4. - Mówił dalej do siebie skrzydlaty insektoid. Przynajmniej tak sądził Duros i po krótkim namyśle chyba wolał trzymać się tej interpretacji. - Taaaak. On jest za mądry. Głupio-mądry. Będzie się kłucił, ciągle i ciągle. Głupio... Quorn tak nie chce.- Podał rękę durosowi i witając się z nim silnym uściskiem trójpalczastej chitynowej dłoni. Dłoń była upaprana czymś tłustym. Azad wolał nie domyślać się co to mogło być.
- Quorn. Quorn Pierwszy Mechanik. - Para mechanicznych, teleskopowych i niezsynchronizowanych oczu zakręciła się w oczodołach mierząc Durosa od stóp do głowy.
- Droidy? Quorn ma droidy. Trochę. Większość grechoty. Martwe zwoje i układy scalone. Nie chcą działać. Trzeba naprawiać. Dużo naprawiać. Ale nawet jakby Quorn miał dobre droidy to by chyba nie dał. One są mu potrzebne tu. Hulk bez pomocy droidów zdechnie. Jak larwa na słońcu. Zdala od mleka królowej. Drioidy to mleko. Quorn się nie chce dzielić mlekiem. Na co mu droidy? Gdzie je chce zabrać, hę?
Awatar użytkownika
Quorn
Gracz
 
Posty: 1045
Rejestracja: 2 Lis 2015, o 17:50
Miejscowość: Zakupane

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Probos Azad » 27 Sie 2017, o 11:28

Quorn był z całą pewnością nietuzinkową postacią. Przez moment przez umysł Durosa przebiegały rozmaite opowieści i anegdotki, w których Geonosianina można było obsadzić w głównej roli. Ekscentryczna osobowość, cybernetyczne wszczepy i talent do maszyn czyniły z Quorna wdzięcznego bohatera opowieści snutych w kantynach Zewnętrznych Rubieży. Trybiki w głowie Azada zaczęły już układać historie do kolejnego tomiku Opowieści z kantyny Clandes. Jednak bajarz i gawędziarz musiał ustąpić miejsca samozwańczemu komandorowi.

- Na misję, panie Pierwszy Mechaniku. – Duros posłał Geonosianinowi jeden ze swoich uśmiechów z kategorii „wszystko będzie w porządku”. Po chwili zreflektował się, że insektoid nie musi koniecznie odczytywać jego wyrazu twarzy w ten sam sposób co bardziej typowe dżentelistoty. – Lecę na jedną z pobliskich planet, by uzupełnić nasze zapasy i pozyskać dostawców. Moja podróż nie zajmie więcej niż kilka dni, a jest też istotna dla Quorna. Czy królowa może dawać mleko, jeżeli sama umiera z głodu? Przywiozę niezbędne zaopatrzenie i części. Jeśli Quorn wypożyczy mi teraz dwa droidy… - Probos postanowił zwrócić się do mechanika jego własnym językiem –… to po moim powrocie będzie mógł naprawiać kolejne grechoty. Quorn będzie miał więcej mleka dla larwy.

Azad przyglądał się badawczo reakcji Geonosianina na jego argumenty. O mocnej pozycji Quorna najlepiej świadczyło, że Rhade nie wydał mu po prostu rozkazu, ale poprosił o pomoc. Probos zastanawiał się na ile insektoid jest świadomy swojej rangi i wynikającej z niej władzy w rebelianckiej hierarchii.
Image
Awatar użytkownika
Probos Azad
Gracz
 
Posty: 101
Rejestracja: 23 Sty 2016, o 10:26

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Quorn » 27 Sie 2017, o 12:27

- Hmmm Pan Azad dobrze mówi. Nowe części i surowce są bardzo potrzebne. Droidy są jeszcze potrzebniejsze teraz i tutaj. Bardzo są potrzebne i Quorn nie da. Chyba, że chce zabrać niesprawne. Ale niesprawne grechoty-droidy na misji to tak jak szyszka we odwłoku. Ani to pchać dalej ani wyciągnąć. Nieeee... Szyszka boli. Mówili, że przyjemne... ale kłamali... - Quorn przestał mierzyć wzrokiem Durosa i chyba pierwszy raz, od początku rozmowy, spojrzał na twarz Durosa w całkowitym skupieniu (co objawiało się tym, że mechaniczne oczy skierowane był w jednym kierunku i nie uciekały na boki). - Quorn nie może, na prawdę. Nie chce, żeby Pana Azada bolało ze zgrechoconymi droidami.
- No ewentualnie... Chyba, że na za dwa dni to by Quorn coś przygotował. Złożyłby razem z Boggiem coś. Ewentualnie, też... Quorn mógłby wysłać Jaggernauta swojego razem z Q4. Ale to za dwa dni. I tak wogóle, to jeszcze Pan Azad musi pamiętać, że Quorn chce ruszyć stąd Preclowy Złom. I musi się Azada spieszyć z misją. Bo to niedługo i już Robalii tu nie będzie. Nieee... Ech... Po co Quornu ta szyszka była.
Awatar użytkownika
Quorn
Gracz
 
Posty: 1045
Rejestracja: 2 Lis 2015, o 17:50
Miejscowość: Zakupane

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Probos Azad » 3 Wrz 2017, o 15:21

- Tak, pamiętam o naszym harmonogramie. - Duros skinął głową. - Jednak myślę, że nim Quade przygotuje wyprawę i powróci z paliwem koniecznym dla naszego odlotu, ja również będę już na miejscu. W razie czego zadbamy z Rhadem o to, żebym miał jak znaleźć nową lokalizację Ducha. - zwrócił się do Telemachusa, a ten skinął głową.

- Za dwa dni zgłoszę się po droidy. Dziękuję za pomoc, Quornie. - Duros wyciągnął dłoń, by pożegnać się z ekscentrycznym Geonosianinem i zacząć przygotowania do odlotu. Miał nadzieje, że umiejętności Quorna sprostają jego reputacji, skoro jego usposobienie przerosło plotki, które słyszał. Azad sam musiał się zająć innymi sprawami przed odlotem. Eskadra wymagała ustalenia nowych harmonogramów ćwiczeń, a Quoia potrzebowała przeglądu, nim ponownie uda się w podróż. Pożegnał się z Rhadem i wyszedł z kantyny. Poczuł znajome podniecenie. Znów będzie na szlaku. Tylko on, jego statek i gwiazdy...
Image
Awatar użytkownika
Probos Azad
Gracz
 
Posty: 101
Rejestracja: 23 Sty 2016, o 10:26

Poprzednia

Wróć do Lucrehulk "Duch"

cron