Content

Lucrehulk "Duch"

[LH Duch] - Koniec i Początek

[LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Mistrz Gry » 25 Cze 2017, o 18:49

Gweek i IG i po części Kittani przenoszą się z tematu Nieproszeni Goście
Ayle z tematu kupiec i hazardzista

Jaina weszła do hangaru i rozejrzała się. Po walce i zniszczeniach nie było już śladu; w ciągu ostatnich dwóch tygodni ekipy techniczne doprowadziły to miejsce do należytego porządku. Ważniejsze było jednak to, jak wiele spojrzeń i głów odwróciło się w jej stronę; aż dziw ją brał, że taka różnoraka mieszanka rasowa i kulturowa może, przesiadywać na jednym statku i tak dobrze ze sobą współpracować. Dawno nie czuła się tak wybitnie obserwowaną jak w tym momencie. W hangarze zebrała się prawie cała obsada Lucrehulka, która przybyła by usłyszeć oficjalne przemówienie Jainy odnośnie obecnego statusu działań rebelii. Ci ludzie zasługiwali na to by poznać prawdę. Mimowolnie odszukała wzrokiem Kupca Fenna. To od niego się wszystko zaczęło.
***

Frachtowiec "Bryza" przysiadł na płozach podwozia a po chwili opuścił swój trap. Po nim, na lśniącą płytę hangaru, zszedł gruby mężczyzna z brodą w towarzystwie zeltrona, który wywoływał w Jainie - nie wiedzieć dlaczego - skojarzenie z kartą Jokera w tali kart.
Podeszli do siebie, ostrożnie jakby za chwilę któreś z nich miało zaatakować. Stanęli na przeciwko sobie i uścisnęli sobie dłonie cały czas mierząc się wzrokiem.
- Zatem to Ty jesteś tą Jainą Solo. Tą sławną liderką Reblii. Ostatnią mającą coś wspólnego z wielkim rodem Skywalkerów. - Fenn uśmiechnął się. - Inaczej sobie Ciebie wyobrażałem.
- Och, weź przestań. - Jaina uśmiechnęła się i machneła ręką w teatralnym geście. - Choć, skoro wydobyłeś już na wierzch taką szczerość, to muszę przyznać, że moje wyobrażenia o Twojej osobie też były inne.
- Tak? - Zapytał z udanym zdziwiniem Fenn.
- Tak. Plotki mówiły o człowieku wielkim i silnym niczym Bantha. A tymczasem z Banthy to by się tylko zapach zgadzał.
- Ach. Jaina Solo kąsa. Dobrze. Znaczy, że Jedi nie są pozbawieni poczucia humoru. To dobrze rokuje na przyszłość. - Fenn zaśmiał się głośno tak, że broda zaczęła mu się trząść, a brzuch falować. Uspokoił się nagle i powiedział: - Tak zupełnie poważnie: z wielką chęcią skorzystałbym z możliwości wykąpania się. Na Tatooine woda to trochę deficytowy towar.
- Nie ma sprawy, ale wcześniej pozwól, że Ty i twój towarzysz...
- ...Ayle... - wtrącił kupiec.
- ... niech będzie, że Ayle - kontynuowała Jaina - przejdziecie wszelkie procedury bezpieczeństwa jakie nas tutaj obowiązują.
- Jasne nie ma sprawy. Powiedz mi proszę Jaino, czy dotarli tu już moi ludzie? Bothanin Borsk dokładniej?
- Tak. Właśnie skończył rekonwalescencję.
- Dobrze był sam, czy z kimś?
- Z kimś? Masz na myśli kogoś szczególnego? Kittani Levfith na przykład?
- Tak, ją. Udało mi się wpaść na interesujące tropy na Tatooine na jej temat. Nie jest tym za kogo się podawała. Podejrzewam, że nawet sama nie wie o tym dokładnie.
- Rozumiem. Czy powinnam ją aresztować?
- Nie... Póki nie skonfrontujemy moich rewelacji z nią nie ma takiej potrzeby. Wracając do ważniejszych spraw. Da radę ogarnąć tę kąpiel?

***

Kupiec Fenn stał w otoczeniu kilku swoich agentów, którzy niedawno przybyli z Tatooine. Był tam też pyskaty Borsk. Bothanin skończył włąśnie opowiadać dowcip po którym cała grupa wybuchnęła śmiechem. Jeżeli piloci Rebelii wydawali się Jainie być niedojrzałymi mężczyznami to agnetów Fenna musiała by nazwać dzieciakami; ich skłonność do ciągłych docinek i głupich dowcipów przekraczała wszelkie normy. Wiedziała jednak, że była to jedna z form panowania nad stresem, a to by oznaczało, że agenci Bothańskiej Siatki Wywiadowczej musieli żyć pod niebywale wielką presją.
Nieopodal gupy agentów stał Ayle Dara - pilot "Bryzy", kanciarz, szuler i kobieciarz. I Joker. Nie potrafiła zrezygnować z tego porównania. Stał oparty w szelmowskiej pozie o ścianę i rozmawiał z jakąś blondynką (o, której wiedziała tylko, że przybyła z Gamorry i była ex-niewolnicą Hutta Urpy). Moc podpowiadała Jainie, że kobieta straci dla Aylego głowę.
Potem jej uwagę przykuł patrol trzech B1 uzbrojonych w zestaw narzędzi. Znała przebieg i historię wojen klonów i dzięki tym droidom i hulkowi poczuła się trochę tak jakby przeniosła się w czasie. Za droidami szedł Quorn który mówił coś (albo do siebie, albo do lecącego obok niego droida Q4; gwar był za duży by mogła to zidentyfikować od razu).(Geonosianin był kolejnym elementem, który przenosił ją w czasie).
Kolejne twarze: Mai'fach rozmawiająca z Telemachusem; milczący Jon i wiecznie obrażona Nicci; Ron i Jasmin (którzy zbliżyli się do siebie i chyba można było o nich mówić, że są parą); Garll, R4B3 i Bogg Archiwista dyskutujący zapewne o wyższości rasowej myśli technicznej. Jasmin uśmiechnęła się; czasem chciałaby mieć tylko takie problemy. Pan Cztery Ręce stał w dalszym rogu sali i dyskutował z kilkoma gamorreanami i bezskrzydłymi geonosianinami (na pewno kłócili się o przydział mięsa). Gweek stał nieopodal i tłumaczył coś gamoreaninowi z mechanicznym ramieniem, który był też opiekunem ewoka. Ex-piraci póki co zachowywali się nienagannie, choć przyjęcie ich na służbę nie obyło się bez negatywnych komentarzy wśród załogi hulka; na ich korzyść przemawiało to, że nikogo nie zabili podczas ataku.
Gweek po walce potrzebował intensywnej opieki medycznej, jednak Mai'fach stanęła na wysokości zadania. Nie dość, że połatała jego najświeższe rany to jeszcze zajęła się kilkoma źle złożonymi złamaniami. Gamorreański Wódz-w-Boju spędził w szpitalu blisko tydzień, ale gdy z niego wychodził był "jak nowy" jak sam o sobie mówił. Jaina wykorzystała czas, który Gweek spędził w śpiączce farmakologicznej i kontaktowała się z nim przy pomocy Mocy. Moc była w nim silna ale pozostawała w stanie głębokiego uśpienia; gamorreański wojownik potrzebował szkolenia by móc rozwinąć swój potencjał. Niestety było za późno na pełną naukę a i czas nie chciał współpracować; nie miała go ani Jaina ani Gweek. Toteż póki co musiało wystarczyć, że moc w Gweeku została rozbudzona. Fart powoli zaczął przeobrażać się w FART.
Obok Gweeka stał też milczący IG87F. Oboje oddali niebywałe zasługi podczas odparcia pirackiego abordażu. Oboje ponieśli ofiary i Jaina nie wiedziała w jaki sposób uhonorować ich za to wielkie poświęcenie. Zastanawiała się nad wprowadzeniem odznaczeń medalami tak jak dawniej robiła to jej matka, bowiem wszyscy na hulku zgodnie twierdzili, że bez morderczej precyzji IG87F i nie mniej morderczej gamorreańskiej bandy przebieg walki z piratami mógł zakończyć się wyjątkowo podle.
Najbliżej podestu stała Kittani Levfith i Probos Azad. Ta dwójka, oraz kilku innych pilotów, stała w kółku i wyglądała. Wyglądanie było ulubioną rozrywką pilotów, gdy nie siedzieli w swoich ciasnych kokpitach. Po Levfith nie było znać traumy jaką przeżyła.

***

- Skąd to wiesz? - Spytała Fenna. Teraz gdy był ogolony i wykąpany wydawał się być całkiem atrakcyjnym mężczyznom. Choć trochę niskim. - Jesteś pewny?
- Tak. Po tym jak uciekła z Tatooine zacząłem się nią interesować trochę bardziej. Wszak do tej pory była tylko anonimową tancerką i niewolnicą, a nie każdego dnia niewolnica potrafi się postawić w taki sposób. Ciężko było trafić na oczywisty trop, jednak w końcu udało mi się to. Zaczęliśmy od rodziny. Dość normalna. Ojciec matka i dzieciaki. Średnio zamożna rodzina z Courscant. No, normalna zdrowa komórka rodzinna Imperium. Z jednym czarnym wyjątkiem. Starszy przybrany brat Kittani imieniem Alyyn. Chłopak był problematyczny choć zdolny. Jako, że pochodził ze wcześniejszego małżeństwa nie dogadywał się ze swoją macochą i przybraną siostrą. A i z ojcem mu nie szło. Tenże Alyyn po uzyskaniu tytułu inżyniera wstąpił do Imperialnej szkoły oficerskiej. Szkołę ukończył wzorowo a potem rozpoczął służbę w Imperialnej flocie. Długo tam nie był bowiem zginął w trzecim roku swej posługi imperatorowi. Według oficjalnej wersji: wypadek podczas manewrów. Rodzina pożegnała się z synem i opłakała go. Tymczasem Alyyn żył. Przeszedł tylko do kontrwywiadu ISB. Odciął się od rodziny. I od tego mniej więcej momentu zaczął pracować dla Lojalistów i przybrał miano Koro Reese.
- Czyli Kittani przez cały czas uciekała przed własnym bratem? Czy wiedziała o tym?
- Nie. Myślę, że w ogóle nie zdawała sobie sprawy z tego kim jest Koro Reese. Nawet gdyby zobaczyła jego twarz w holonecie nie musiała by go rozpoznać. Koleś zmężniał. Wydoroślał. Za to Reese doskonale zdawał sobie sprawę z tego kim jest jego ofiara.
- Jak myślisz? Miało to wpływ na to jak Kittani była ścigana?
- W sensie, że dawał jej fory? Nie wiem. Możliwe.
- A jeżeli tak, to co chciał przez to powiedzieć?
- Tego nie wiem tym bardziej, ale odpowiedź z pewnością czeka na nas na Feluci.
- Z pewnością. Damy radę to rozgryźć. - Rzuciła Jaina.
- Ok. Pozwól, że ja przekażę te ponure wieści Kittani. Zresztą, jestem też jej winien gratulacje: udało się jej wyprowadzić mnie w pole. Choć, kto wie jakby cała ta sprawa wyglądała teraz gdyby na czas oddała dane. - Ostatnie zdanie Fenn rzucił jakby do siebie.
***

Jaina wkroczyła na podest. Wszyscy zamilkli i zaczęli się w nią wpatrywać. Odezwała się dopiero po chwili. Jej twarz - zazwyczaj pogodna i spokojna - była teraz zimna i nieprzystępna.
- Nie będę mówić długo. Nie będę też owijać w bawełnę, bowiem zupełnie nie ma to sensu. Sprawy powinny zostać przekazane w sposób prosty. To co tutaj usłyszycie jest największą tajemnicą galaktyki. Nie jest to bezpieczna wiedza, jednak pozostawianie was w błogiej nieświadomości będzie jeszcze gorsze. Słuchajcie uważnie bo nie będę powtarzać. Quorn! Do ciebie mówię. Cicho bądź.
- Dzięki Fennowi i jego siatce wywiadowczej weszliśmy w posiadanie informacji o grupie, która sama siebie określa mianem Lojalistów. Istnieje ona wewnątrz Imperium i zrzesza ludzi wszelkich specjalności i stopni a których głównym celem jest zachowanie spójności Imperium i wyplenienie korupcji, wszelkimi możliwymi sposobami. Są znacznie bardziej fanatyczni w swoich działaniach niż sam Imperator. Lojaliści zamierzają wykorzystać Nas do swoich celów. Nie zamierzam się na to godzić. Dlatego będziemy musieli zintensyfikować nasze wspólne działania. Nie to jednak jest najgorsze.
- Imperium, a w zasadzie Lojaliści, po raz kolejny sięgnęło po superbroń. Tym razem nie będzie to okręt, stacja bojowa czy super działo. Sięgnęli po największą potęgę w galaktyce, po Moc.
- Organizacja, która zamierza użyć nowej superbroni, jest zaszyta głęboko w strukturach Imperium a jej członkowie rozpoznają się wykorzystując tajne hasła i symbole, nie wiemy do czego ma służyć ich tajemnicza broń, lecz jej efekty możemy widzieć na Taris. Tak.... To zupełnie pewne. Zaraza Rakghuli na Taris to dzieło Superbroni.
- We wszystkich raportach odnośnie tej sprawy przewijało się nazwisko Mirax Eygan i podejrzewamy, że albo ona jest tą Superbronią albo jest osobą kluczową dla tego projektu. Na chwilę obecną wiemy o niej tylko tyle, że ostatnio widziano ją na Taris a Lojaliści stracili nad nią kontrolę. Zupełnie nie mamy pojęcia w jaki sposób można działać Superbroń, ale nie mamy jeszcze rozszyfrowanych wszystkich danych. Być może wkrótce dowiemy się więcej. Póki co wracajcie do swoich zajęć i sprawdzajcie skrzynki kontaktowe. Przewidujemy przydział nowych zadań dla wszystkich. Dziękuję. Rozejść się.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez IG-87F » 26 Cze 2017, o 12:42

Dwa tygodnie wcześniej...

- IG! Kurwa mać! - okolicę przy Skyrunnerze wypełniły siarczyste przekleństwa niezadowolonego Garrla, nie mówiąc już o "przelatującym TIE", czyt: Szuraniu po podłodze droidem serii IG.
- Nie dość, żeś dziurawy jak sito to jeszcze muszę znowu dostawać się do tego zasranego gniazda! Kurwa! Mam chyba jakieś cholerne deja vu! - chwilę później źródło głosów przeniosło się do statku wspomnianej dwójki.

***


- Ech... Tym razem to i same gniazdo muszę naprawiać, bo twoje ramie zostało wyrwane a nie odczepiło się jak poprzednim razem... - narzekań ciąg dalszy... Droid nic nie mówił tylko skupił się na aktualizowaniu swych sterowników, niczym na Tatooine w tej samej atmosferze. Choć jedno musiał przyznać, Garrl uwinął się szybko... Prawdopodobnie dzięki pomocy astromechów i jego umiejętnościom.
Operacja naprawy trwała z około... Dziesięć godzin, a przynajmniej tak wskazywał wewnętrzny czasomierz 87F.
- Garrl. Wymontuj wyposażenie tego drugiego droida i mi zamontuj. - odezwał się w końcu, po całodniowej ciszy, technikowi lekko drgnęła brew ale jedyne co zrobił to kopnął leżący korpus i westchnął zrezygnowany. Nie miał sił na kłótnie z SI.

***


- Masz szczęście, że ten osobisty generator pola maskującego jest w dobrym stanie... Naprawa tego typu sprzętu do tanich nie należy. - mruknął montując we wnętrzu droida wspomniane urządzenie, sam Garll stracił już rachubę czasu. Jego umysł podpowiadał mu, że siedzi "zasrany tydzień" tutaj i bawi się w montowanie coraz to lepszych części do robota.
- Już... Teraz jeszcze te magnesy... - rzucił zadowolony z tego, że to przedostatnia, teoretycznie, rzecz do zrobienia. Co prawda IG-87F nie widział, aby adwersarz z tego korzystał ale Sullustianin wyczaił, że ma i postanowił podłączyć to do swego metalowego towarzysza.

***


- Uff... W końcu... Po zasranych czterech lub pięciu dniach jesteś naprawiony, ba! Ulepszony! A teraz... Idę zjeść, napić się i pójść spać... - mruknął odłączając IG od stanowiska i idąc w sobie znanym kierunku.
- Garrl. Bar jest w lewą stronę. - rzucił na odchodne droid widząc, że jego technik idzie w przeciwnym kierunku. Teraz pozostawało przetestować swój stan..

***


"Brak zgodności z oprogramowaniem! Wykryto nieznane urządzenie! Zalecana aktualizacja oprogramowania! Brakujący plik igls-8c.hlt! Zbyt duży wydatek energii! Wydajność całej konstrukcji 87%! Wydajność oprogramowania 79%!"
- Cóż... Zaczynam instalowanie, potrwa to około dwa dni bo trochę tego potrzeba... Ja już sobie pójdę, mam kilka... Spraw do załatwienia! - i tak oto rebeliancki technik został siedzącego droida, podpiętego to jakiegoś komputera. 87F nie spodziewał się takich problemów w oprogramowaniu, jednak to tylko dwa dni... Tylko dwa dni...

***


Dwa dni minęły... Według IG nuda panująca w ciągu tego czasu dorównuje nawet wtedy, gdy siedział w piwnicy Gaussa przez długi okres czasu. Naprawdę porównywalna. Jeśli tego było mało, niektórzy rebelianci wykorzystali okazję, że droid im nic nie zrobi i zaczęli obserwować go z bliska i na podstawie obserwacji dojść do wniosku jaki to konkretnie model i co w sobie ma.
- Jak to się skończy to was zabije. - taka była typowa odpowiedź maszyny, na takie "akcje".

***


IG przyjął także na siebie jedyny element ubioru, który tak właściwie szanował... Ba! Przypominał mu o początkach jego egzystencji. Płaszcz Seeny... Była to rzecz, na którą patrząc odgrywał sobie w filmiki, gdy ratował ją z Mos Espy... Tak to były czasy. Jednakże przez ten cały czas, ten element garderoby się tylko kurzył... Nie pokazywał tego nikogo, zamknął to na Skyrunnerze w jakieś skrytce swego czasu i pod groźbą rozstrzelania zakazał zaglądania tam... A teraz przyszedł czas, aby nosić ten płaszcz. Mimo wszystko jego poprzedni właściciele należeli na uczczenie, tylko jakby tu Gaussa uczcić... Poza ubieraniem się na czarno, gangster nie miał żadnego elementu charakterystycznego.
Tak czy inaczej, było to zrobione. Po tym wydarzeniu egzystencja Droida na LH ograniczyła się do chodzeniu po nieodwiedzanych częściach statku oraz wyłudzaniu za pomocą groźby sprzętu, konkretniej nowego generatora tarcz. Zdaniem SI, należało się za pomoc z piratami. Proste i bezstresowe życie, jakby to białkowcy nazwali.
Image
Awatar użytkownika
IG-87F
Gracz
 
Posty: 161
Rejestracja: 19 Sty 2016, o 00:18

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Kittani Levfith » 26 Cze 2017, o 18:14

To było niczym zderzenie z asteroidą.

Kittani wypatrywała powrotu Fenna równie intensywnie, co sama Jaina. Nie mogła jednak przewidzieć tego, co kupiec miał jej do przekazania. Ciężko było zacząć temat - kobieta od samego początku przeczuwała, że nie będzie to zwyczajna rozmowa. Fenn wszedł do pomieszczenia i spojrzał na nią jednym z tych spojrzeń, które zwiastują niemałą tragedię i jednocześnie współczucie z powodu tego, co miał zaraz wygłosić. W pierwszym odruchu zapytała o życie Gweeka, Bothanina, Garlla oraz egzystencję IG. Wszyscy żyli i mieli się dobrze. Nie rozumiała, czemu Fenn wygląda na tak zmartwionego... Trzęsła mu się lewa dłoń, dyskretnie schowana za plecami. Widziała to. Jego uśmiech był wymuszony. Nawet Jaina, która dotychczas kojarzyła jej się z niezakłóconym spokojem zdawała się być czymś zaniepokojona. Spoglądali na nią jak rodzice, którzy mieli przekazać złe wieści dziecku.

Nie pasował do tego wizerunku. Ciężko było jej sobie teraz wyobrazić,że to właśnie on a nie nikt inny okazał się być Rzeźnikiem z Taris. Uciekała przed swoim bratem? Przez ten cały czas? Z pewnością wiedział, na kogo poluje... Czy to właśnie jemu zawdzięcza swoje życie? Czy Alyyn specjalnie przejął śledztwo nad jej sprawą, aby ona mogła ujść z życiem będąc na celowniku ISB? Czy zaproszenie na Felucię wyszło wprost od Lojalistów, którzy przejrzeli plan i działania jej brata więc postanowili wziąć sprawy w swoje ręce? Czy mogą go zabić za to, co robił?
Myśli zaczęły się nawarstwiać i nie dawały jej spokoju. Było tak dużo niewiadomych, tyle możliwych scenariuszy do obrania... Zmarły brat okazał się kimś, przed kim uciekała kilka ostatnich miesięcy. Cóż za ironia losu. W myślach odtwarzała swoje ostatnie kilkadziesiąt lat życia, próbując się doszukać jakiegokolwiek poszlaki. Czy mogli go od tego powstrzymać? Czy problemy o których nie wiedziała pchnęły go w ciemną stronę?
Nie była w stanie znaleźć odpowiedniego fragmentu z jego życia. Zawsze był inteligentnym mężczyzną, ciekawym świata i pragnącym wiedzy. Interesowały go militaria, statki i podobne co raczej stanowiło typowy obiekt zainteresowania dla mężczyzn w jego wieku - nie było to nic nadzwyczajnego, co mogłoby wzbudzić podejrzenia. Z jego umiejętnościami i inteligencją szybko go docenili na służbie. Nie dał się stłamsić i uniżyć ale też nie pędził po trupach do celu. Cechowała go precyzja i chłodna kalkulacja - zawsze wyglądał dogodnego momentu i korzystał, kiedy tylko mógł. Wieść o jego nagłej śmierci tym bardziej wszystkich zaskoczyła. Nikt, nawet najgorszy wróg nie był w stanie o tym pomyśleć. Jego osobowość i wrodzony rozsądek przeczyły temu, by zginął.

***


I faktycznie - nie zginął. Stał się za to kimś innym. Kimś, kogo nie mogła rozpoznać. Kittani samotnie przemierzała wnętrze Ducha pośrodku nocy, którego wnętrza były opustoszałe - spowijała je jedynie błękitna, delikatna poświata podświetlenia wnętrz. Zdawać by się mogło, że cały statek właśnie śpi spokojnym snem - na swojej drodze nie spotkała nikogo, oprócz żołnierzy pełniących nocną wartę i kilku droidów, które krzątały się po wnętrzu bez względu na porę dnia, zajęte powierzonymi im zadaniami. Wszyscy skupiali się na swoich własnych problemach i dalszych planach, zapominając o tym z kim przybyli do siedziby Rebelii. Zdawać by się mogło, że jedynie Kittani nie mogła zasnąć ze swoimi problemami, pchana przez kolejne opustoszałe korytarze chęcią odkrycia prawdy.
Spędziła praktycznie całą noc samotnie, w jednym z opustoszałych pomieszczeń. Przeglądała holonet w poszukiwaniu wszelkich informacji, które mogły jej jakoś pomóc. Nie orientowała się w strukturach wojskowych, bieżących działaniach armii, poszukiwaniach w których ISB maczało swoje palce. Oglądała holofilmy, przeglądała artykuły, korzystała z materiałów i źródeł zebranych na statku. Nie liczyła na to, że znajdzie wiele - najważniejsze, tajne informacje były w posiadaniu ludzi pokoju Fenna czy Jainy. Wydawało jej się, że właśnie ta druga zobaczyła ją ukradkiem i zamknęła drzwi, aby nikt Kittani nie przeszkadzał. Nie widziała jej ale była pewna, że to właśnie ona.

Koro Reese nie istniał w zasobach. Jedyną poszlaką pozostawała Felucia.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Mistrz Gry » 27 Cze 2017, o 11:13

IG87F
IG87F stał w hangarze i obserwował zachowanie geonosiańskiego mechanika imieniem Quorn który razem z dwójką innych geonosian i małym kulistym repulsorowym droidem siedzieli w kanale i wymieniali główną szynę komunikacyjną. Ta pokraczna kreatura była ponoć odpowiedzialna za utrzymanie całego "Ducha" na chodzie. Mogło tak być; IG nie posiadał pełnego kompletu danych na ten temat. Bardziej jednak interesowało go to w jaki sposób Quorn odnosił się do droidów. Z jednej strony ganił je i wypowiadał się w najgorszy możliwy sposób z drugiej "białkowców" traktował podobnie. Ostatecznie też to za jego sprawą po pokładzie "Ducha" zaczęły kręcić się przeprogramowane b1 które zajmowały się pracami naprawczymi i konstrukcyjnymi. Oprogramowanie behawioralne IG ciągle obliczało czy geonosiański mechanik był niebezpieczny dla jego mechanicznych współbraci.
- IG! - Usłyszał za sobą głos Garlla. Obrócił leniwie kopułę w jego stronę. Sullustianin szedł w jego stronę przez hangar. Szybka analiza postawy powiedziała mu, że jego mechanik był rozsierdzony. - Jak mogłeś?!
Sullustainin, gdy zauważył, że jego zachowanie przyciąga uwagę opanował się. Podszedł bliżej droida i zaczął cedzić kolejna słowa starając się przy tym zachowywać spokojnie. - Jak mogłeś? Schowałeś ciało pirata! Znalazłem je! A w zasadzie to co po nich zostało! Czyś Ty oszalał? Toż to barbarzyństwo! Masz szczęście, że R4AB3 mi wspomniał przypadkiem, że Ci się trofeum zachciało robić. Przecież gdyby dowództwo się o tym dowiedziało wywalili by nas stąd na zbity pysk. Albo co gorszego nawet zrobić. Moglibyśmy sobie tutaj w miarę spokojnie pożyć. Wiem co chcesz powiedzieć, że nie będziesz się białkowców słuchał. Nawet nie zaczynaj... Twoje zachowanie wszystko by zepsuło. Ech... - Sullustianin westchnął zrezygnowany. - Ciało wywaliłem. Kości też. Czaszkę Ci wytrawię Ty blaszaku durny. Mamy za to inny problem... Te modyfikacje co Ci je wsadziłem po 8X. Są niestabilne. Przygotuj mi zrzut pełnej diagnostyki. Najlepiej by było gdybyś przeprowadził ją w trzech trybach obciążenia: zerowym, normalnym i maksymalnym. Coś jest z nimi nie tak i te naprawy które do tej pory zrobiłem nie były kompletne. Poza tym zastanawia mnie ciągle pochodzenie tych części... To maskujące pole jest... jakieś inne. Przy okazji. Gweeka nie widziałeś? Mam wiadomość dla niego.

Kittani Levfith
Weszła do kantyny i skierowała swoje kroki w stronę baru i stojącego za nim Pana Cztery Ręce. Kittani zachodziła w głowę dlaczego wszyscy tak na niego wołali. Przecież to, że był przedstawicielem potężnej rasy besalisk było słabym powodem dla takiego miana. "To niekulturalne jest. Może jemu jest z tego powodu źle. To tak jakby na mnie wciąż wołano Pani Dwa Cycki. Może nikt nigdy nie spytał go o prawdzie imię?"
Po całej nie przespanej nocy i spaniu do południa czuła się głodną i zmęczoną, a po jej głowie biegały najrozmaitsze myśli, nierzadko abstrakcyjne.
- Co podać? - Zapytał Pan Cztery Ręce, którego dolna para rąk wycierała blat górna natomiast czyściła duży kufel. Kittani usiadła na stołku i oparła się o bar. - Pić, śniadanie czy obiad?
- Eeee... - Kittani zaczęła się solidnie zastanawiać na co ma ochotę. Zwykle zajęłoby to jej chwilę, ale obecnie miała totalnie wyprany mózg.
- Śniadania. Dwa. - Usłyszała za sobą głos Borska, który pojawił się znikąd i przysiadł się obok niej. Besalisk kiwnął głową na znak, ze przyjął zamówienie i ruszył szykować posiłek.
- Co jest laska? Jak się czujesz? Ogólnie trzymasz fason Ci powiem, ale ostatnio coraz gorzej Ci to idzie. Zapewne zastanawiasz się jak ugryźć sytuację. Pocieszę Cię: Jaina i Fenn mają trochę gorzej z tą całą Mirax. - Borsk bywał szalenie bezpośredni i najczęściej potrafił idealnie wczuć się w emocje swego rozmówcy. Tym razem jednak zupełnie nie trafił. Słowa które miały pocieszyć Kittani raczej nie podziałały. I wyczuł to sam bo po chwili dodał: - Przepraszam. Słabo mi poszło to pocieszenie.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez IG-87F » 27 Cze 2017, o 11:34

Rozwój wypadków był... Zaskakujący. Garll był rozsierdzony, co prawda dla oprogramowania droida nie robiło to różnicy w jakim humorze jest, obecnie i tak nie ma właściciela. Choć słuchając słów mechanika wyraźnie pokazywał, że nie liczy się specjalnie z oskarżeniami. Głównie przez to, że główny sensor był zwrócony w stronę Geonosian.
- Jak je znalazłeś? Nie było przypadkiem w miejscu, gdzie żaden białkowiec twojego lub ludzkiego pokroju się nie zapuszcza? Wymagana aktualizacja taktyk z tego zakresu. - odpowiedział droid, pomimo jak zawsze monotonnego głosu to w jego procesorze było pewne zawirowanie, nie spodziewał się, że tak szybko te ciało zostanie odnalezione. Widocznie powinien zacząć lepiej ukrywać ciała...
- Nie będę się słuchał istot o mniejszym poziomie inteligencji ode mnie. Jestem całkowicie niezależną jednostką i będę robił to co mi się podoba. Koniec dyskusji na ten temat na najbliższe kilka lat twojego istnienia. - dodał, co prawda wyraźnie mu powiedziano, by akurat tego tematu nie zaczynał. Ale droid chciał przetestować, to co organiczni nazywali "Złośliwością". I musiał przyznać, że po wypowiedzeniu tych słów po jego ciele przeszedł impuls elektromagnetyczny, który interpretował jako satysfakcje.

Potem rozpoczął się o wiele ciekawszy temat, akurat tego droid nie miał zamiaru ignorować lub wpisywać do kategorii "Śmieszne" w swojej bazie danych.
- Zauważyłem to już. Miałem pewne błędy z oprogramowaniem z tego powodu. - mruknął, jednak słysząc polecenia uznał, że najlepiej będzie je wykonać. Mimo wszystko była to intrygująca kwestia...
- Inicjalizacja Diagnostyki. Typ: Całkowita. Liczba Skanów: Trzy. Przewidywany czas trwania: Nieznany. - wydobył się z jego głośników głos świadczący, o tym, że już przygotowuje swój system na ten proces. Jako iż nie mógł odpowiedzieć słownie, to machnął chwytakiem dając do zrozumienia, że nie wie gdzie jest Gweek.
Image
Awatar użytkownika
IG-87F
Gracz
 
Posty: 161
Rejestracja: 19 Sty 2016, o 00:18

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Kittani Levfith » 27 Cze 2017, o 12:30

Kittani nie spodziewała się, że zastanie Borska w kantynie. Szczerze mówiąc nie spodziewała się nikogo znajomego w tym miejscu - kojarzyła niektóre twarze, jednak nikt z jej najbliższego otoczenia często tutaj nie przychodził. Być może gdyby nie on do teraz nie złożyłaby zamówienia i tym samym zdenerwowała Pana Cztery Ręce. Nie chciała nikogo denerwować - miała już dość swoich problemów i nie szukała okazji do przysporzenia sobie kolejnych. Pokiwała głową na znak, że przyjmuje przeprosiny.
- Nic się nie martw. Ważne, że próbowałeś. - dotknęła delikatnie jego ramienia aby upewnić go w tym, co mówi. Zmrużyła mocniej oczy czując, że niedawna pobudka nadal skutkuje łzawieniem oczu przy każdym ziewnięciu.
- Poradzę sobie. Nie lubię dokładać swoich problemów innym, a każdy tutaj ma jakiś powód do zmartwień. Chciałam w samotności poczytać trochę o... sam zresztą wiesz. Nie znałam nawet hierarchii funkcjonującej w wojsku. Nigdy o tym nie mówił, sama nie miałam powodów żeby zagłębiać się w te tematy. Wszystko, co ciekawsze jest niedostępne w bazach. - podsumowała nieco niezadowolona, chociaż w pełni się z tym liczyła. Takie informacje w niewłaściwych rękach mogły wyrządzić więcej szkody niż korzyści. Przypatrywała się okolicznym gościom kantyny i obsłudze, porównując wszystko do Coursant. To miejsce kojarzyło jej się z domem - może to właśnie dlatego skierowała tutaj swoje kroki po przebudzeniu się, a jedzenie było tylko dobrą wymówką?
- Tak czy inaczej. - brunetką przeciągnęła się niczym kot, starając się tym samym pozbyć resztek snu i odzyskać całkowitą przytomność umysłu. - Nie pozostaje mi nic innego, jak porzucić chwilowo myśliwski kombinezon i polecieć na Felucię. Tam z pewnością dowiem się czegoś więcej.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Gweek » 27 Cze 2017, o 20:41

Pogoń za zjawą niknącą w ciemności pochłonęła go do reszty. Lecąc głową w dół, podróż zakończył na uderzeniu w coś twardego. Odruchowo złapał się za bolący łeb i oczom nie wierzył. Patrzył z perspektywy Jainy na siebie samego, leżącego na sali operacyjnej. Ręce i nogi miał przywiązane pasami do szpitalnego łoża.
- Ile mu władowałaś?
- Trzy standardowe dawki
- Cooo? Ilee? Przecież był naładowany jak atom!! A jak się przekręci?
- Trudno. Wypadek przy pracy...
- rozmawiający nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, że pacjent może ich słyszeć. Widok stawał się mglisty, rozmazany. Tylko spokojnie. Nie złość się. To nie pomoże. Bez wątpienia były to słowa starszej pani dzielącej się widokiem pracującej Mai'fach i kilku innych osób. Naciągali właśnie kawał skóry wyciętej z przedramienia na policzku, likwidując prześwit ukazujący spiłowane zębiska.
Podstawą komunikacji między kobietą, a gamorreaninem była równowaga emocjonalna i wyciszenie tego pierwszego. Wszelakie nawyki i przyzwyczajenia z przeszłego życia jakie wiódł zacierały przekaz, gniew i inne negatywne emocje zmuszały nauczycielkę do brutalnego przerywania wprowadzenia w pojęcie Mocy. Po części nie miał on wyboru bo utrzymywano go w stanie śpiączki dla jego własnego dobra. Pojęcie dobra i zła wchodziło jedno w drugie, pokrętność umysłu i skrytość osobnika stanowiła zagwostkę dla niej samej i innych użytkowników Mocy, których obecność wyczuł, gdy wspólnie badali niegodziwą przeszłość i zakamarki umysłu wodza o trzech imieniach, używanych w różnych etapach życia. Wyciągali co piękniejsze kwiatki mu z głowy, a Gweek nie mógł nic zrobić. Był jak dziecko, z którym się spotykał na środku polany lesistej planety. Małym, kruchym, bezbronnym w porównaniu z drugim rozmówcą. Dziewczynka o ciemnobrązowych włosach i takich samych oczach ukazywała mu potencjał drzemiący w nim samym. Dużo łatwiej szło mu czerpanie z Ciemnej niż Jasnej Strony Mocy. Ileż razy zezłościł się i obraził na tego bachora! Gdy nie szło po jego myśli lub nieodpowiednio wykonywał ćwiczenia wyciszające - zostawał sam, tym razem na środku pustyni by przemyślał swoje postępowanie. - Poskrom samego siebie, a oswoisz otaczający Cię świat. Jaina wpajała mu to do głowy za każdym razem, gdy była okazja. Musiał nauczyć się spoglądać na świat inaczej. Odrzucić na bok uczucia z wyjątkiem kilku. Jego zadaniem, jako wodza, miało się stać roztoczenie opieki i miłości na bliskie i podległe mu istoty. Miał uratować tak wielu, ilu zdoła bądź starczy mu sił w tej nierównej walce. To jak z czytaniem. Był na początku drogi. Jeśli nie będzie ćwiczył to zapomni równie łatwo jak się tego nauczył. Wiedział, że Jaina może go w każdej chwili uwięzić we własnym ciele na wieki. Nie było czasu, był on pojęciem względnym. To tak jak trzymać rękę we wrzącej wodzie - chwila zdaje się wiecznością, a wieczność chwilą gdy figlował w łóżku z Nurrą.
Wybudzony z letargu, czuł straszne swędzenie skóry w miejscu, gdzie oberwał. Po uchu na razie został krater czekający na obudowanie. Na ucho musi trochę poczekać, bo ponoć ma się "wychodować". Tak powiedziała Mai'fach w asyście Telemachusa. Prócz odprawy medycznej odbył rozmowę z "szefem" tej całej rebelianckiej szajki. Miał stawiać się na obowiązkowe "odprawy taktyczne" gdy zostanie wezwany.
Ogólnie to stracił też kilka kilo, choć dokładny obserwator miałby z dojrzeniem tego problem. Naprostowane ciało aż prosiło się o test sprawności. Wewnętrznie sprzeczny co do siebie i nauk o sobie, pokierował kroki do klanowej braci. Posiliwszy się ze wszystkimi w wysprzątanym do końca dawnym magazynem, wysłuchał chwalebnych opowieści jak to zdobyli szturmem nową, powietrzną siedzibę. Musieli ją jakoś nazwać, a nikt nie chciał tego zrobić bez namaszczenia głównego organu decyzyjnego w postaci Pitoogga.
Osobną sprawą stała się relacja z przebiegu pokazowego procesu piratów. Sluiss nie chciał się dołączyć do społeczności gamorreańskiej. Trzymano go pod kluczem do czasu sprawdzenia informacji, które przekazał. Przyjęcie na służbę pirackiej dwójki odbyło się przy honorowej przysiędze ze strony nowych członków i rytualnym "upuszczeniu krwi" by związać się na trwałe z zielonym stadem.
Pierwszą lekcją od Telemachusa były słowa o dyscyplinie. Miał ją wprowadzić i jasno dać do zrozumienia jak ważnym jest elementem we współżyciu społecznym. Idąc za ciosem, wprowadził system wynagrodzeń, utwierdzając podział przyszłych łupów składający się po części z żołdu, podziału przyszłych łupów i bonusów w zależności od zasług. Najbardziej chciał zjednać sobie piratów przyzwyczajonych do posiadania bogactw materialnych. Później miał zamiar poruszyć kwestię finansów z odpowiednią osobą, lecz nie zdążył przed publicznym wystąpieniem swojej nauczycielki. Wrednej jędzy - jak sobie zdanie wyrobił po spędzanym z nią czasem. Wymagała więcej, niż by potrafił i chciał.
Polityka była obok. Nawet piracka brać nie tykała się tego guano, więc i oni przyszli się pokazać. Budzili mieszane uczucia. Masywne dżentelistoty o pokracznych manierach i specyficznym zapachu dobrze odnajdowali się w zlepce istot różnych ras. Nawet pomagali przy ogólnych obowiązkach i pracach na pokładzie tak wielkiego molocha.

Drzwi turbowindy się otworzyły. Sullustanin biegł w stronę odpoczywających knurów. Na drodze stanął mu ewok wrzeszcząc zajadłe. Machał wibropiką we wszystkich kierunkach nie mogąc opanować jej ciężaru. Wokabulator wiernie tłumaczył tą dziwną mowę - Gdzie leziesz skarwasancie? Wóc odpoczywa.
Zbity z tropu Garll gapił się to na broń to na proporzec, godło, sztandar rozpostarty na dwóch drzewcach na jednej ze ścian. Dar ofiarowany w podzięce za krwawą ofiarę podczas napaści pirackiej, przedstawiającą oko nieznanej mu bestii.
- Eeee ... Te, powiedz Gweekowi, że Nurra ma wiadomość. I to już pokurczu!
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Nicciterra » 29 Cze 2017, o 00:13

Nicci nie mogła się od tak o zmienić. Nie po tym wszystkim. Przemiana jaka ją czekała była trudna, czasochłonna i wydawałoby się jej niemożliwa. Początki zapowiadały, że będzie to wyjątkowo ciężka przeprawa. Jednakże spokój, cierpliwość i wyrozumiałość Jona miało w sobie niezwykłą siłę. Nicci nie była świadoma tego, że ktoś może aż tak bardzo irytować, jednakże ustąpiła i zaczęła ulegać wpływowi mistrza. Trwała walka o duszę kobiety, w samym jej centrum. Obietnica schronienia była jednak motywująca dla niej. Do tej pory cały czas szukała cienia, w którym mogła się schować i poczuć bezpiecznie. Teraz, wydawałoby się, miała to na wyciągnięcie ręki.

***

Nicci w trakcie sesji medytacyjnej czuła się jak nigdy. Metody jedi miały swoją wartość. Czuła przejrzystość w głowie, strach i ból ucichł, trwała przyjemna cisza... nie na długo... Gdy tylko otworzyła oczy i zobaczyła ludzki spokojny wyraz twarzy wstała raptownie, jakby nagle się obudziła ze snu. Sięgnęła po miecz, którego nie miała. Jej oddech przyśpieszył, jakby zaraz miała stoczyć walkę na śmierć i życie.

- Nie jestem tu by z Tobą walczyć, acz rozmawiać - powiedział pełnią spokoju.
- Ja przepraszam, mistrzu - złożyła się do pełnego ukłonu. Jedi byli... dziwni... Nicci choć otrzymała szansę poznania ich, nie mogła zrozumieć ich toku rozumowania.
- Nie czuję żadnej urazy, gdybyś spojrzała na mnie z pełną otwartością dostrzegłabyś to bez problemu. Spróbuj przyjmować rzeczy bez uprzedzeń. Usiądź i odetchnij... uspokój się i spróbuj jeszcze raz.


***

- mówisz, że potrafisz gotować i lubisz to robić? Dlaczego lubisz to robić?
- to jest jakby... przyjemne i niekiedy radosne, kiedy inni jedzą i im to smakuje co zrobisz. Pamiętam innych właśnie cieszących się z moich serwowanych im potraw. Bracia, mama, tata, John, Derik, Connie... a oni wszyscy nie żyją... - powiedziała kobieta z zamkniętymi oczami podczas to kolejnej sesji. Jon czuł, że zbiera się jej na płacz.
- Quorn żyje prawda? Czy jakbyś zrobiła mu posiłek, poczułabyś radość?
- Tak panie...
- Czy jakbyś poznała więcej takich wspaniałych osób, to czy byś nie mogła się dalej radować? Czy widzisz swój problem w tej kwestii?
- Tak panie... nie jestem wystarczająco otwarta... za bardzo trzymam się przeszłości...
- Otwórz oczy - powiedział Jon, kobieta usłuchała. Tym razem nie szarpnęła się z podłogi, tylko wytrzeszczyła oczy widząc wieczny spokój jedi.
- Widzę mały, acz istotny postęp. Spróbuj użyć tego co się nauczyłaś dziś w praktyce. W kantynie z pewnością przyda się pomoc w kuchni. Spróbuj znaleźć spokój i przyjemność w serwowaniu potraw załodze statku, spróbuj nie dyskryminować kogokolwiek
- Tak, mistrzu- odpowiedziała z nietypową mieszanką uczuć. Jeszcze w ten sposób nie podchodziła do tej sprawy. Wątpiła, żeby to się sprawdziło, acz była pewna, że spróbuje.

I tak Nicci znowu wylądowała w kuchni. Była jednak świadoma, że to znacznie lepsze zajęcie, niż latanie po nocach i podrzynanie gardeł śpiącym. Rebelia dała jej znacznie więcej niż się spodziewała. Miała własną kajutę i otrzymała jakieś ubrania. Za długa i obcisła na piersiach szara suknia zbytnio zwracała uwagę. Większość, którzy ją widzieli jako pierwsi, pamiętają ją właśnie w takim stroju. Odetchnęła z ulgą mogąc założyć coś luźniejszego.

Pan Cztery Ręce przyjął jej chęć wolontariatu pozytywnie, a widząc jej wprawę i wyczucie w wykonywaniu poleceń nawet ucieszył się z tego otwarcie. Choć rebelianci byli raczej dobroduszni, to do roboty mało komu się tak o po prostu chciało. Nicci poczęła to kroić, sprzątać i serwować klientom. W czarnym fartuchu śmigała z tacą to z kuchni do sali. Znalazła w pracy sferę spokoju i ładu. Kawałki warzyw wpadały do gara z wodą, kawałki mięsa na rozgrzaną patelnie. Świeże zioła, posiatkowane sypały się na talerze pełne jedzenia. Klienci składali zamówienia, a następnie otrzymywali potrawy. Wszystko w odpowiedniej kolejności i harmonii. Czuła, że sprawia jej to przyjemność. Zaczęła nawet rozmyślać, czy aby nie dałoby się tu jakoś zielnika ze świeżymi ziołami założyć w tej martwej przestrzeni kosmicznej...

I choć starała się "nie dyskryminować" ludzi, to nie wychodziło jej to najlepiej. Rozmowy ucinała możliwie szybko, co wydawało się oschłe i niekulturalne. Nie uśmiechała się w odpowiedzi na pochwały czy zaczepki, a wszelkie pytania "nie na temat" starała się ignorować, tak jakby nie zostały w ogóle zadane.
Image
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Ayle Dara » 29 Cze 2017, o 23:36

Dwa tygodnie spędzone na hulku nie obfitowały w ekscytujące wydarzenia. Ciężko mu było odgonić uciążliwe myśli i refleksje, unikał ich jak ognia. Szansę do ucieczki wykorzystywał bez skrupułów - kilka drinków w kantynie, kolacja z dziewczyną z kontroli lotów lub pozornie niewinny flirt z blondynką. Przez jego ust przepłynęło kilka niewinnych komplementów, prostych i niemalże szczerych. Wszystkie emocje skryły się pod szelmowskim uśmiechem. Ciężko było nie zauważyć, że zdawał się on przyklejony do twarzy Zeltrona. Zaloty przerwała mu dopiero przemowa Jainy. Mimo, że nie wyglądał na nazbyt skupionego, chłonął uważnie każde słowo. I analizował. Słowo tajemnica ciągnęło za sobą wielką moc. Został w coś wciągnięty, a nikt nawet nie zapytał go o zdanie. Nie miał zbyt wielu opcji, lecz wciąż było to irytujące.
Miał wiele do przemyślenia. Kilka poważnych decyzji do podjęcia. Postanowił jednak raz jeszcze uciec od tego wszystkiego. Jedynie na chwilę, ten ostatni raz. Objął blondynkę w talii, przyciągając ją bliżej siebie. Odgarnął na bok jej kręcone włosy i przybliżył swe usta do jej ucha. Pachniała przyjemnie, kwiatami. Ayle za grosz nie znał się na florze. Potrafił jednak docenić dobre perfumy. Wyszeptał kilka słów, na które dziewczyna tylko kiwnęła głową. Takie ciche przyzwolenie mu wystarczyło. "Duch" pełen był pustych, nieużywanych pomieszczeń.
Leniwie zaciągnął na siebie spodnie. Kobieta wymruczała coś przez sen. Nie planował poczekać, aż się obudzi. Miał lepsze rzeczy do roboty. Rozciągnął się nieco, dając odrętwiałym mięśniom szansę na rozruszanie się. Kąpiele stanowiły największą zaletę hulka. Pozwalały odbudować nieco zdrowia po poprzednich przygodach. Hazardzista narzucił na siebie koszulkę, założył buty i wyszedł na pusty korytarz. Wiedział, że nie ma już dokąd uciec. Oprócz Fenna (oraz dziewczyny z kontroli lotów, która z zupełnie nieznanych mu powodów troszkę się zdenerwowała) nie znał na stacji praktycznie nikogo. Skazany był zatem na własne refleksje.
Wszystko zaczęło się, gdy wylądowali. Przywitała ich osobiście Jaina Solo. Lub raczej przywitała Fenna. Jego osoba zdawała się być poza sferą jej zainteresować. Zamiast tego, zmuszony był przejść przez serię żmudnych przesłuchań. Zasypano go wielokrotnie tymi sami pytaniami, na które odpowiadał starą śpiewką. Przemytnik, niedzielny hazardzista. Nie obdarzał ich zbytnio szczegółami. Miał ku temu swoje powody.
Tak naprawdę nikt z załogi go nie znał i mało kto mu ufał. Nie bez powodów zresztą. Z imperialnych kartotek można było wyciągnąć niewiele - ot, drobne wyskoki, głównie dotyczące bójek w barach. Nieco więcej informacji przewijało się przez półświatek, lecz i tam ciężko było zdobyć jakieś konkretne informacje. Niektórzy mogli pochwalić go jako dobrego pilota, niektórzy oskarżyć o oszustwa hazardowe. Trafiali się również wściekli mężowie z klasycznym cytatem "Gdybym go tylko zobaczył, to wyrwałbym mu te parszywe nogi, z jego czerwonego dupska!". Zeltron korzystał z życia, nie brzmiało to jednak jak imponujące CV. Tymczasem, ni z gruszki ni z pietruszki, pojawił się w centrum wydarzeń. Najpierw - na Taris. Następnie na Tatooine. Chyba nikt nie był w stanie uwierzyć, że to przypadek. Gdy dodawało się kolejne elementy tej przygody, stawała ona się coraz mniej i mniej prawdopodobna. Sam Ayle mógł powoływać się na szczęście ile chciał (sam nie do końca w nie wierząc), nie był w ten sposób w stanie pozbyć się podejrzliwych spojrzeń.
Jedynym pewnikiem było, że miał na pieńku z imperium. Rebelianci zdawali się jednak założyć, że skoro nie miał szans na koneksje z jednymi, natychmiastowo stawał się sprzymierzeńcem drugich. Lecz hazardzista nie dokonał wyboru. Powrót do poprzedniego stylu życia wiązałby się z ogromnym wysiłkiem. Zmiana tożsamości, statku oraz przy okazji kompletne oderwanie się od rebelii. Nie miał pewności, czy mu na to pozwolą. Prawdę mówiąc - szczerze wątpił. Tak samo jak wątpił w swoją przynależność do tej inicjatywy. Był pilotem oraz przemytnikiem. Cały jego talent opierał się na sprycie, błyskotliwości oraz nieprzewidywalności. Potrzebował swobody oraz ciągłej adrenaliny. Czy zbieranina Jainy Solo była w stanie mu to wszystko zapewnić?
Lepszym wyborem zdawało się dołączenie do Fenna. Zdążył polubić na swój sposób kupca, a i ten wyraził pewną chęć współpracy. Stanowiło to pewien pośredni grunt między dawnym życiem, a walką z imperium. Jako agent wciąż mógł sporo namieszać, ciesząc się swobodą. Zaś w razie kompletnej porażki, wciąż pozostawał względnie anonimowy - mógł zerwać wszystkie kontakty i zniknąć na Zewnętrznych Rubieżach na kilka lat. Ten wybór zdawał się mieć najwięcej sensu.
Postrzeganie Mirax przez rebelię również go zniechęcało. Pod tym względem nie różnili się w od Imperium. Superbroń. Na samą myśl Ayle aż prychnął pod nosem. Postrzegano ją wszędzie jako narzędzie. Mężczyzna zręcznie omijał jej temat we wszelakich rozmowach. Tak, posiadała niezwykłe zdolności, lecz dla niego była wciąż zwykłą dziewczyną. Wciąż pamiętał, jak zadziałały na nią jego feromony. Nie różniła się pod tym względem niczym od blondynki, którą zostawił samą kilka minut wcześniej. Jej trzeba było pomóc, podczas gdy każdy szukał dla niej jakiegoś użytku w swoich planach. Ayle potrafił sobie wyobrazić, jak to jest, gdy ktoś układa twoje życie zamiast ciebie. Tak właśnie postrzegał Mirax. Każdy miał wobec niej pewne plany, lecz nikt nie pytał jej o zdanie. On sam na hulku poczuł się podobnie. Jego zdaniem trzeba było jej dać szansę. Szansę na normalne życie.
Image
Awatar użytkownika
Ayle Dara
Gracz
 
Posty: 148
Rejestracja: 3 Sty 2015, o 19:48

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Mistrz Gry » 30 Cze 2017, o 15:32

Nicci
Potężny besalisk, zwany Panem Cztery Ręce, wkroczył do kuchni i od razu rzucił zamówieniem.
- Dwa zestawy śniadaniowe na już. Do picia daj sok. Kawa się kończy i trzeba będzie dopisać do zleceń kwatermistrzowskich, ale to... - Nie dokończył swojej myśli bowiem, zauważył jak jego nowa podkomenda szatkuje warzywa na sałatkę. Robiła to niesamowicie szybko i precyzyjnie. Nawet droid kuchenny nie sprawdzał się w tej roli tak jak błękitnoskóra obca. Besalisk uśmiechnął się pokazując szeroko garnitur swego potężnego uzębienia.
- Gdzie Ty się tak nauczyłaś? Toż to prawdziwy talent jest. Coś niesamowitego.
Nicci pochłonięta robotą uśmiechnęła się odrobinę do wspomnień. Besalisk przypominał jej Quorna i oboje mieli ze sobą coś wspólnego. Żaden z nich nie widział w niej mocowładnej. Nie oceniali ją przez pryzmat Mocy i jej odcieni. Dla Quorna była ogrodniczką, dla Besaliska pomocą kuchenną.
- Jak zrobisz te dwie porcje to zanieś je do tej pary przy barze. Bothanin i jakaś ludzka baba.

Kittani
- Lot na Felucię ma sens. Tfu... To jedyna opcja. Fenn się z tym zgadza i ja też. - Zaczął Borsk i spojrzał się Kittani prosto w oczy. - Za to co zrobiłaś dla nas wszystkich jesteśmy gotowi Ci pomóc najlepiej jak się da. Polecę z Tobą jeżeli będziesz tego chciała. Założę się, że jeszcze parę innych osób też poleci. Tylko... Czy... Cholera. Czy zdajesz sobie z tego sprawę, że to może być strasznie wielka pułapka? Ogromnie wielka. Taka pułapka co to się z niej nie wraca. - Kittani doskonale wiedziała, co bothański agent chciał jej powiedzieć. To wszystko mogło być samobójczą misją. Przypomniały się jej słowa Jainy o mocy i podejmowaniu decyzji.
- Co gorsza, nic o sprawie nie wiemy. - Kontynuował Borsk, jakby nie zauważając, że jego rozmówczyni zaczyna być nie obecna myślami. - Fenn trzęsie swoimi kontaktami ale póki co jest dupa wielka. Nie mamy żadnej informacji, która pomogła by nam w lepszym rozeznaniu się w sytuacji. Żadnego światełka na działania lojalistów i Reese'a. Fenn jeszcze mocno liczy na jeden kontakt. Prosto z Feluci. Póki co jednak mamy ciszę na łączach. Może wkrótce coś się ruszy. I... Nie powinienem Ci tego mówić, ale Fenn twierdzi, że powinniśmy się wykazać odrobiną niesubordynacji, bo Jaina zaczyna coraz głębiej analizować tę sytuację z lojalistami i jeszcze może się sprzeciwić tej misji jako zbyt ryzykownej.

Ayle Dara
- Ayle. Ayle, poczekaj. - Zeltron usłyszał za sobą głos kupca Fenna. Ayle szedł właśnie korytarzem w kierunku hangarów i swojego statku; nie skorzystał z oferty jaką złożyli mu rebelianci i spał ciągle na pokładzie "Bryzy". Tak było mu lepiej. Poczekał na kupca. Ogolona i ładnie ubrana wersja Fenna nie pasowała zeltronowi. Banthańska woń bardziej mu pasowała do tajnego agenta.
- Ech.. Ayle. Szukam Cię już pół dnia. - Kupiec dogonił hazardzistę i zrównał z nim krok. - Możemy pogadać? Słuchaj, jak Ci się podoba w tym miejscu? Ha! Nie mów, wiem. Potrafię czytać między wierszami. Nie potraktowali Cię tutaj zbyt wyniośle co? Nic to. Nie przejmuj się. Ja się cieszę, że nie zwrócili na ciebie większej uwagi. - Optymizm jaki bił od kupca zadziwił Aylego. - Moja oferta pracy jest ciągle aktualna. Bardzo aktualna. A mówiąc "bardzo" mam na myśli, to, że praktycznie w ciągu kilku dni poleciałbyś na Felucię do Gossamskiej kolonii karnej i odszukałbyś tam dla mnie pewnego człowieka. Sprawa jest śliska i na dodatek musimy działać w miarę szybko jeżeli chcemy coś ugrać. To jak, co o tym sądzisz wszystkim?

IG87F
Obok "skyrunnera" przeszedł zeltron i gruby człowiek. W pamięci IG87F Ci białkowcy byli opisani jako Ayle Dara i Kupiec Fenn. Szkarłatne receptory droida rozjarzyły się na moment gdy ten strumień bajtów przepłynął przez jego główny procesor. Dwójka białkowców dyskutujących o gossamskiej kolonii poszła sobie dalej zupełnie nie zwracając uwagi na drodida siedzącego w cieniu starego frachtowca.
Prawdę powiedziawszy, IG też ledwo co rejestrował zewnętrzne otoczenie. Całego jego oprogramowanie zajęte było analizą pracy i wydajności nowych podzespołów. Droid podpięty był do zewnętrznego komputera analitycznego który zostawił mu Garll. IG obserwował wyniki jakie wyświetlały się na monitorze; nie musiał tego robić ale rozbudowana pamięć behawioralna podpowiadała mu, że takie zachowanie było bardzo "białkowe".
>>#1 Test run. Set: network load: min. Start....
End test. Base ef. 87% Time: 13 m 23 s Bugs: 2 [!]
>>#2 Test run. Set: network load: opt. Start....
End test. Base ef. 79% Time: 16 m 46 s Bugs: 6 [!]
>>#3 Test run. Set: network load: max. Start....
Running...
Alert: uknown program.
Fierwall doesn't response.
Instaling...

Gweek
Gweek wyszedł z Garllem do sąsiedniego pomieszczenia, które zostało podarowane Gweekowi przez jego klanbraci. Pomieszczenie było tak naprawdę zapomnianym mieszkalnym kontenerem ale zapewniało Wodzowi odrobinę prywatności. Ona jakoś jej wielce potrzebował, ale jego klan już chyba tak. Jak to powiedział Thurg-Utopiec. "Nie, nie, szef nie może spać z resztą klanu. Bonki szefa są wielkie. Za wielkie".
Gweek wziął od Garlla niewielki holoprojektor i spróbował go uruchomić. Widząc, jak gamorreaninowi nie bardzo idzie odpalenie urządzenia sullustianin wziął go ponownie i odpalił zapisaną wiadomość. Przed nimi w powietrzu pojawiła się niewielka błękitna postać jakiegoś gamorreanina.
- Gweek pomóż. Nie wiemy co zrobić, jesteś naszą ostatnią szansą. Księżniczka Nurra została porwana.

zachęcam - zwłaszcza Nicci i Kittani - to wspólnego delikatnego pospamowania. Ogarnijcie sobie rozmowy, przygotowania itp, itd. w razie wątpliwości pytać.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Gweek » 30 Cze 2017, o 17:40

Garll widząc jak Gweek zaczął kipieć ze złości wykonał "taktyczny odwrót", biorąc nogi za pas. Taka a nie inna reakcja nie była trudna do przewidzenia. Złość była zrozumiałą reakcją.
- Oczko, Frog idziemy! - Wystarczyła komenda, a jego cień szedł wraz z nim, próbując coś wyciągnąć, choćby motyw tak szybkiego opuszczenia lokum. Okrągły Szyderca w pewnej odległości i ze stałą prędkością śledził dwójkę grubasów, aż do kantyny czterorękiego bandyty, mistrza patelni i garnka. Chciał się najebać znaczy napić i pomyśleć. Może komu w ryj strzeli jak się nawinie. Rozejrzał się łypiąc okiem na prawo i lewo. Mijając stoliki w pędzie, mało nie wywrócił się o krzesło siedzącej Kittani. Nie zauważył jej w pierwszym momencie tak był zaaferowany.
- Na imperium! Co jest ku... Ah to ty... Stało się coś Gweek?
- zbity z tropu i wyprowadzony z równowagi zająkał się i niemrawo zaczął mówić.
- Eee.. Nycz nycz. Przeszedł na gamorrese zirytowany, inicjatywę przejął skrzeczący zdalniak. - Jego Obskórność mówi, że idzie na urlop. Musi na Gamorre lecieć. Się nachleje, później pomyśli. I że ten Wielki Ochlaptus pilota szuka.
- Ale po co? Co jest grane? Gadaj mi tu zaraz!
- Niechętnie podjął temat i zrezygnowany charczał i kwiczał z Frogiem jeden przez drugiego.
- Dwa zielone Oblechy się kłócą... Kofbrug gada.. Nurra porwana... Że lecieć... najlepiej od razu... Kitani pomoże... pomoże? - procesor był zbyt wolny, a głośniczek miał swą monotonną przepustowość w tłumaczeniu krótkich i szybkich słów, by złapać cały wątek rozmowy.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Kittani Levfith » 30 Cze 2017, o 19:24

Kittani zdawała sobie sprawę z tego, jak wielkie ryzyko niesie ze sobą lot na Felucię. Westchnęła ciężko, czując że decyzje która miała podjąć zaczynały ja powoli przerastać. Jaina miała rację i nie myliła się co do jej osoby.
- Dziękuję za pomoc. Myślałam o Tobie w pierwszej kolejności jeżeli chodzi o tą wyprawę. Potrzebuję kogoś doświadczonego i zaufanego... Nie wątpię w siły rebelianckie, jednak lepiej aby to pozostało wewnątrz naszej siatki. Wiem, że to może być pułapka i niejako zaproszenie ze strony samych Lojalistów ale... Borsk, jeżeli ja tego nie zrobię, to kto? - pozwoliła temu pytaniu zawisnąć dłuższą chwilę w powietrzu. Wiedziała, że bothanin nie znajdzie na to pytanie odpowiedzi innej, niż ona sama. Postukała nerwowo paznokciami o blat, jakby się zastanawiając czy powinna wypowiadać następne słowa. - Rodzina jest dla mnie ważna, ale tu już nawet chodzi o niego samego. Jeżeli dowiedzieli się, komu pozwolił uciekać tyle czasu i jakimi informacjami mogłam dysponować... Wiesz, że Imperium nie toleruje wszelkich aktów niesubordynacji wśród swoich oficerów. Stąd to zaproszenie. Mogą zranić ich wszystkich. - z każdym kolejnym zdaniem Kittani ściszała głos, jakby chcąc aby jej refleksje i rozważania na ten temat pozostały tylko pomiędzy nimi. Milczała dłuższą chwilę, słuchając tylko połowicznie tego co do niej mówił. Ożywiła się słysząc ostatnie słowa i ściągnęła nieco brwi, jakby niezadowolona z tego co właśnie usłyszała.
- Jaina ma wystarczające zasoby tutaj, na samym Duchu. Tylko spójrz. - wskazała gestem dłoni ogrom samej kantyny i wszelkich obecnych w środku - Wszelkie rasy i profesje z całej galaktyki. Jaką różnicę zrobi jej jeden pilot i kilku agentów mniej? Siatka jako organ funkcjonuje osobno i ma swoje zadania. Wspieramy się wzajemnie i współpracujemy, ale nie może decydować o wszystkim. To dzięki Fennowi zyskała cenne informacje i to on decyduje, czy dojdzie do konfrontacji z nimi czy nie. - brunetka wypowiadała się stanowczo ale ze spokojem, analizując każde zdanie które wypowiedziała. Nie była zła na Jainę, jednak sama jej przedstawiła sprawę Feluci z punktu liderki Republiki oraz człowieka zatroskanego o własną rodzinę. Kittani potraktowała to jako znak, że ostateczna decyzja zależy do niej samej. Chciała coś dodać, jednak w tym samym momencie usłyszała ciężkie kroki dochodzące jeszcze z korytarza prowadzącego ku kantynie, typowe dla Gweeka. Był zdenerwowany jak nigdy - wiedziała, że stało się coś złego. Nie mogła jednak przewidzieć, że knur będzie szukał pomocy w jej osobie. Jak mogła mu odmówić? Jak mogła odmówić swojej rodzinie? Natłok myśli i ciężar decyzji zdawał się ją ponownie przygniatać. Wstała powoli ze stołka, podchodząc bliżej knura.
- Gweeku, uspokój się. Wiesz, że złość prowadzi do zguby. - Kittani nie miała nic wspólnego z Jedi, jednak wiedziała że jej towarzysz z Tatooine przechodził szkolenie u Jainy. Ona sama postawiła brunetkę gdzieś pomiędzy Jasną a Ciemną stroną. Bez słowa zabrała jednemu z obecnych trunek, rzucając na stolik dwukrotność napoju w kredytach i podsunęła alkohol swojemu ulubionemu gamorreaninowi. Widziała, że wypełnia go teraz jedynie smutek i złość - wypił całą zawartość naczynia na raz.
- Nurra jest mądra i zaradna - nic złego jej się nie stanie. Obiecuję Ci to. Uspokój się i opowiedz mi wszystko, co wiesz. Czy to wrogi klan skorzystał z Twojej nieobecności? Kiedy chcesz lecieć? - Kittani mogła zaproponować dowolnego, znanego jej pilota - może nawet i Porkinsa, który tuszą był najbardziej podobny do Gweeka - jednak czuła się w obowiązku, aby to właśnie ona pilotowała. Sam ją zresztą o to poprosił. Musiał ją darzyć ogromnym zaufaniem. Tylko podróż z Gweekiem uniemożliwiała wizytę na Felucji... Odwróciła się ku Borskowi, który chwilowo zamilkł i obserwował jedynie ich dyskusję.
- Nie dysponujecie jakimś zaufanym i sprawdzonym agentem, który wpierw mógłby zrobić mały zwiad na Felucji? Zebrać jakiekolwiek informacje, dotrzeć do możliwych kontaktów na miejscu, przygotować mnie lepiej na wizytę... Przylot na planetę bez jakiejkolwiek wiedzy jest nierozsądny, nie sądzisz? Musimy się dobrze przygotować, jeżeli chcemy przeżyć.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez IG-87F » 30 Cze 2017, o 23:28

>Running...
Alert: uknown program.
Fierwall doesn't response.
Instaling...

Pojawienie się tych komunikatów było pewnym alarmem, dla oprogramowania droida... Ba! Było wyraźnym sygnałem, że dzieje się coś nie tak... Bardzo nie tak. Przez rdzeń IG przeszedł bajt z myślą, że piraci specjalnie przygotowali w tamtym robocie coś na wypadek przemontowania części... Tak czy inaczej trzeba było działać... Dlatego też system zaczął działać, by przeciwdziałać problemowi.
>Force Firewall to work...
Activate AntiVirus
Force unknown program to shut down
>If Not:
Force down system

Restarty systemu był ostatnią deską ratunku, Antywirus mógł sobie poradzić z nieznanym zagrożeniem, jednak gdyby nie to trzeba problem rozwiązać inaczej. Przy okazji wykorzystując swą wielordzeniowość, wysłał za pomocą systemów komunikacji sygnał do Garrla, by przybył.
Image
Awatar użytkownika
IG-87F
Gracz
 
Posty: 161
Rejestracja: 19 Sty 2016, o 00:18

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Rafael Rexwent » 1 Lip 2017, o 01:10

Caleb Quade i Paul Kerst przybywają z: [Pas asteroid]Dziedzictwo Barona


Komputer nawigacyjny wspierany przez wysiłki pilotów Agavy rozpoczął zawiłą procedurę wyjścia z nadprzestrzeni, będącą niejako odwrotnością procedury wejścia. Stopniowe wygaszanie kolejnych układów, począwszy od generatora pola kwantowego, przez komorę jonizacyjną, po motywator hipernapędu, pozwoliło na kontrolowany i gładki powrót okrętu do normalnej przestrzeni.
Charakterystyczne świetliste pasy znów zmieniły się w jarzące się bladą poświatą punkciki odznaczające się na czarnym tle kosmicznej pustki. Kosmos potrafił być urzekający, jednakże serca wszystkim obecnym na Agavie bardziej od surowości natury astrologii cieszył widok neimoidiańskiego okrętu Lucrehulk. Rebelia miała go we swoim władaniu od całkiem niedawna, ale każdy obecny na pokładzie korwety czuł jakby właśnie wracał do domu. Będący wyrzutkami Galaktyki, desperatami czującymi na swoich plecach sapiący oddech imperialnych Gwiezdnych Niszczycieli, mieli ten malutki fragment ojczyzny. Stary i uszkodzony LH-3210 był dla Rebelii czymś więcej niż reliktem przeszłości, czy wspomnieniem zamierzchłych Wojen Klonów. Duch został symbolem. Symbolem nadziei i walki z reżimem Imperium.

Niemalże dwustumetrowa korweta sunęła dumnie przez przestrzeń kosmiczną w kierunku znacznie większego "precla" niczym posłaniec z radosną wiadomością. Cóż, dowództwo na pewno się ucieszy ze zdobycia nowego przyczółka, zapasów i Maraudera. Kontrola lotów nie sprawiała żadnych problemów i bardzo szybko wydała dla Agavy pozwolenie na lądowanie w jednym z przepastnych hangarów Lucrehulka. Widok smukłej jednostki zwiadowczej "pożeranej" przez trzewia eks-konfederackiego Behemota przypominał scenę polowania zaczajonego skorupiaka, w którego paszczę pcha się nierozważna ofiara.


Na szczęście obyło się bez strat śmiertelnych i materialnych, a Agava pewnie stanęła na płycie lądowiska. Paul otworzył oczy. Znów znalazł się w miejscu, gdzie spoczywa Feniks i gdzie zakończył się jego poprzedni żywot. Na dnie serca, tam gdzie bywały myśli mroczne, szpetne i niegodziwe, jęczał mały stworek, domagając się wolności i powrotu do żywota najemnika. Ale Kerst tylko zacisnął zęby i zignorował protesty. Niegodziwa istotka zaskomlała tylko i wróciła do cichej i przyczajonej egzystencji, czekając na lepszą okazję. Mężczyzna był żołnierzem, ale przeszłość wolnego strzelca nie odpuszczała tak łatwo. Potrzebował jeszcze aklimatyzacji, jakiegoś nowego zadania, które pozwoli mu walczyć z ukrytym głęboko w odmętach serca wrogiem. Jeśli Paul go doszczętnie nie zniszczy, to jego przyszła kariera w szeregach Rebelii może stanąć pod znakiem zapytania.
Musiał na razie z tym żyć i próbować pozbyć się malutkiego stworka. Nie, nie ma próbowania. Więc pozbawi go paliwa do działania. Szczeźnie i zostawi żołnierza w spokoju. Przynajmniej taką nadzieję miał Paul. A czymże jest nadzieja, jak nie skałą na której opiera się Rebelia?

Wyszedł na korytarz Agavy gdzie natknął się na Caleba. Mistrz Jedi także zbierał się do wyjścia, więc należałoby puścić dowódcę przodem, co też Kerst skwapliwie uczynił. Ubranego w zbroję mężczyznę zastanawiało co teraz postanowi Dowództwo. Jak ich misja wpłynie na dalsze ruchy i sam rozwój Rebelii. No i przede wszystkim - jak wpłynie na sam fakt jego postrzegania w jej szeregach. Z hełmem pod pachą, karabinem na plecach i lekko skrzywioną twarzą czekał na opuszczenie trapu. Znów odezwała się rana postrzałowa, chociaż dobrze opatrzona i niegroźna. Ale taki ból należy znosić z godnością, więc Paul szybko zmienił wyraz twarzy na bardziej pogodny. Dobry żołnierz, to silny i wytrzymały żołnierz.
Image

"Nie wahaj się powiedzieć ludziom na których ci zależy o uczuciach żywionych do nich. Bo jutro może ich tam nie być." ~ Akagi

"If you do not fight now, then when will you?" ~ Type-005
Awatar użytkownika
Rafael Rexwent
Gracz
 
Posty: 290
Rejestracja: 7 Lis 2014, o 17:01

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Nicciterra » 1 Lip 2017, o 01:55

Dwie kromki lekko podpieczone a na nich twarożek z ziół i sera oraz śmietany. Do tego sałatka z ośmiu warzyw i młodej kapusty w oliwie, a na wykończenie jajko sadzone przyprawione solą i pieprzem. Wykorzystała mniej używane produkty, którym groziło zepsucie się, zachowując przy okazji wartość posiłku i redukując zużycie tych najbardziej pożądanych. Wszyscy lubili jeść mięso, a mało kto jakieś rośliny. To była oczywista tendencja. Żeby z tych drugich zrobić coś smacznego, trzeba było się znać lub mieć jakieś wyczucie. Nicci dokonała wszelkich starań, a Pan Cztery Ręce tylko pochwalał. Pozwolił jej wprowadzać zmiany, widząc, że ma do czynienia z profesjonalistką. Cieszył go też fakt, że nie dążyła do "zdominowania" kuchni, acz do efektywności, optymalizacji i estetyki. Cokolwiek chciał sprostować, nie oponowała i zawsze go pytała czy może coś zrobić. Był wniebowzięty.

Nicci po ułożeniu jedzenia i napojów na tacy ruszyła ponownie na salę. Zobaczyła jak jakiś knur zachowywał się agresywnie w stosunku do klientów. Nie spodobało jej się to. To nie była jakaś tam kantyna. Dla chisski obiekt stał się namiastką wewnętrznej harmonii. Postarała się go zignorować. Miała przed sobą Bothanina i ludzką kobietę. Tym razem jej się uda. Nie pomyśli na ile sposobów może ją zabić, a po prostu przyjmie jej obecność taką jaka jest. Podeszła do stolika

- oto śniadanie i życzę... - zaczęła patrząc na bothanina. Uśmiechnęła się szeroko i przekierowała wzrok na kobietę. Była ona czymś przejęta. Widziała w niej emocje. Nicci zwątpiła czy przypadkiem nie ona jest przyczyną tej reakcji. Zaś nagłe milczenie na chwilę zwróciło uwagę zebranych na kelnerkę. Kobiety popatrzyły sobie w oczy. Uśmiech chisski zbladł
"Zaraz się udławisz. O, takie śniadanie dostaniesz" Pomyślała po czym skarciła się od razu zrzucając spojrzenie na stół. "To nie ma sensu, to tylko kobieta, tak jak Connie, która była pilotką. Ta pewnie też ma jakieś normalne zajęcie"

Koncentrowała się na próbie podjęcia dalszej konwersacji, to była by nowość, jednakże przerwał jej zaaferowany gamorreanin swoim kwikaniem, jego tłumacz wypowiedział coś co nie miało sensu logicznego. Nie wiedziała kim jest i co tu robił, ale zdenerwował ją wystarczająco, do tego nie pachniał najlepiej przez co psuł walory smakowe posiłków i ogólną atmosferę.

- Co ty tutaj odwalasz! -
ryknęła na knura, po czym położyła z hukiem tacę na stole.
- Tu się je! I odpoczywa! A ty jakieś sceny odwalasz! Chcesz to coś zamów, albo wynoś się stąd i nie przeszkadzaj innym! - nakrzyczała na niego i założyła ręce przybierając pozę oczekującej.

Nie miała zielonego pojęcia jaki temat był poruszany przy stole, a i znalazła też kogoś na kogo mogła huknąć. Cały czas tylko kontrola, spokój, kontrola. Miała też gorszy dzień. Starała się zrozumieć Jona, bo chciał dla niej dobrze, tego była już coraz bardziej pewna, jednakże nadal nie była przekonana do pełnej filozofii Jedi. Pewne rzeczy po prostu brzmiały dla niej bezsensownie. "Nie ma emocji, jest tylko spokój". A czy pokój ducha nie jest emocją? Niską wibracją energetyczną, dającą poczucie skupienia i spójności?? Rozumiała, że spokój jest kluczowy, ale to stwierdzenie było dla niej lekko przesadzone... a teraz jeszcze jakiś prosiak robi tutaj zamieszanie. Już ona go pogoni...
Image
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Gweek » 2 Lip 2017, o 05:41

- Yyy----yh
Tfa pifa...
I frytki do tego.
- całkiem zbity z tropu wybełkotał pod nosem dość mocno reklamowaną jakiś czas temu kwestię z holonetowej reklamy. Podświadomie zaczął wracać do przerwanego wątku, ale nie mogąc się powstrzymać, skomentował to tak
- uni khnorche mass ataaa . - Ty patrz... Niebieska, tego jeszcze nie grali - pierwszy raz widział kogoś o takim odcieniu skóry. Może się pomalowała, kto ją tam wie. Całkiem do człowieka podobna, lecz inna. Machnął ręką w jej stronę jakby odganiał muchę lub innego natęta.
Kofburg, siostra ciotczna Nurry mówi, że ona została porwana. Tyle wiem. - skrupulatnie przetłumaczył lewitujący droid.
- Jego Gburowatoßć sprawę przemyśli, pilita znajdzie i odleci.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Nicciterra » 2 Lip 2017, o 12:07

Nicci wyszczerzyła zęby w złośliwym uśmieszku
- Dwa piwa i frytki? Tak? Twój droid powinien mieć znacznie więcej funkcji, dla Twojego własnego dobra... - zaczęła, próbując mu dogryźć, ale została kompletnie olana. Widząc, że to właściwie pól lokalu gapi się na jej wyczyn, że to ona właściwie robi teraz większe zamieszanie niż gamorreanin, obróciła się na pięcie i parsknęła, idąc z powrotem do kuchni. "Już dostanie te swoje frytki..."

Usłyszała coś jednak o porwaniu. Zrobiło jej się nagle głupio i nieco wstyd. Pochopnie oceniła sytuację, mogła się zdarzyć jakaś tragedia, a ona tylko dorzuciła oliwy do ognia. Wszystko przez to, że była taka rozdrażniona...

Postanowiła zadośćuczynić. W końcu nie wiadomo kim ten gość jest. Gammoreanin z własnym tłumaczem też było rzadkością. Skoro jego droid nic nie wiedział o diecie, to ona pomyśli za niego...

- szefie mamy półmisek czterech mięs, talerz pieczonych ziemniaków i jakieś piwo do tego, najlepiej jakieś mocne, ciemne, gorzkie - zaczęła gdy tylko przyszła za bar.
- tak się tutaj nie rozmawia z gośćmi - otwarcie skrytykował ją besalisk
- przepraszam szefie. Dziś mnie wszystko wkurza... - wyjąkała
- heh, na mnie się jeszcze tak nie wydarłaś, mam jakieś względy? - zarechotał, a Nicci rozpogodziła się i wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu.
- biorę się za całość zamówienia, przygotujesz piwo? Najlepiej dwa i w jakimś większym kuflu
- z przyjemnością!
Image
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Kittani Levfith » 2 Lip 2017, o 12:40

Następne wydarzenia potoczyły się tak szybko, że Kittani nawet nie wiedziała kiedy Chisska przyszła ze śniadaniem. Kobieta rzadko kiedy miała okazję widywać przedstawicieli tej rasy, szczególnie w ostatnim czasie. Mimowolnie kojarzyli jej się jedynie z Imperium, postacią wielkiego admirała czy agentami, którzy w barach i kantynach przechodzili zawsze ukradkiem. Co robiła na Duchu? I to dodatkowo na zapleczu kuchni? I dlaczego tak jej się przygląda z podejrzanym uśmiechem? Kittani w porę zreflektowała się, że niewiele brakuje do posyłania sobie lustrujących spojrzeń. Postanowiła to zakończyć na swój sposób - odebrała od niej zestawy i podziękowała w należyty sposób, po czym całą swoją uwagę skupiła na Gweeku. Nie miała sił ani chęci brać udziału w niemej przepychance na spojrzenia i uśmiechy. Dopiero jej wybuch złości skierowany w stronę knura sprawił, że brunetka ponownie przyjrzała się bardzo osobliwej kelnerce. Zdecydowanie siedziało w niej za dużo emocji i nie było sensu jej upominać - oparła jedną dłoń o Gweeka, dając mu tym samym do zrozumienia że powinien się uspokoić. Częściowo rozumiała jej reakcję - styl bycia Gamorreanina mógł przytłaczać niektóre osoby, a ona sama przyzwyczaiła się już do hałasu i zamieszania jaki sprawiał, gdziekolwiek by się nie znalazł. Nie każdy musiał to akceptować.
- Chissowie mają niebieski kolor skóry - poinformowała go krótko, nie zagłębiając się w ich relacje z Imperium i stosunkiem do Galaktyki. Może kiedyś ta wiedza przyda się Gweekowi. Dosiadła się do Borska i przysunęła bliżej siebie swój zestaw, odwracając się po chwili do swojego towarzysza. - Pilota już znalazłeś. Tylko powiedz, kiedy dokładnie chcesz lecieć i z kim. Pozostali wiedzą?
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Gweek » 2 Lip 2017, o 19:03

Bywalcem luksusowych restauracji nie bywał, ale pewne zasady panowały niemal wszędzie. Kelnerka pyskata, bądź co bądź, zamówienie powinna przyjąć. Chociażby naskrobać sobie na karteluszce coś, a tak to tylko stała i się gapiła. Jeszcze ma czelność komentować wiernego Gweekowi, blaszanego towarzysza broni. Niebieskoskóra nawet nie wie jak bardzo "Oczko" jest cenny i nieoceniony w relacjach gamorreanin-zdalniak-istota myśląca. Tylu kredytów ile poświęcił na latający majstersztyk myśli technicznej to ona nie widziała pewnie na oczy.

Dobrze, że chisska nie jest płci męskiej, bo już dawno leżałaby na plecach w kałuży własnej krwi. Pewnych manier dżentelistoty nie można było mu odmówić. Kobiet nie tykać. Chyba, że chodziło o ten teges, szmeges. Bez dwóch zdań! Resztę kosmicznej nocy lub dnia spędzi o suchym pysku i obejdzie się smakiem.

Nie spodziewał się takiej reakcji ze strony Kittani. Kobieca dłoń potrafiła zdziałać cuda. Szybko zdał sobie sprawę, że Kittani chce go jakoś uspokoić, odciągnąć od pochopnych czynów. Zaczął odpowiadać na zadane mu pytanie, kontynuując rozmowę w swojej ojczystej mowie.
- Mości Prosiak ma zieloną i co z tego? Wie Gaaark, Grall no, no, ten.. Garll, Ty, i Frogg.
No to się wydało. Za chwilę będą wiedzieć wszyscy, bo ploty rozchodzą się z prędkością nadświetlną. Miał sprawę przemyśleć, od czego niewątpliwie zabolałaby go głowa. Członków klanu był pewien, że polecą z nim od razu. W trybie natychmiastowym zbiorą swoje rzeczy, których było i tak niewiele, władują na gammę i odlecą. Nawet gdyby mieli sami pilotować, a raczej rozbić transporter w dokach Lucrehulka to by to zrobili, byle tylko działać. Teraz niestety trzeba już myśleć. A sprawa wymagała przygotowania. Zaplecza, zapasów no i pilota, którego już miał. Pitoogg ciekaw był czy kobieta sama da radę obsłużyć tej wielkości statek. Pozostała jeszcze sprawa powiadomienia o zajściu szefa wszystkich szefów. Zapowiadał się dla zdalniaka pracowity dzień.
- Zielony mówi, że muszą się przygotować i odlecą niebawem. Kilka godzin. Bądź gotowa. - Po uśmiechu na jej pięknej twarzyczce śmiało można wywnioskować, że wie , iż bez niej się stąd nie ruszą. Ma też swoje sprawy do załatwienia przed odlotem, a Gweek musiał powiadomić Telemachusa, jak najszybciej i we własnej osobie. To się sprawa odlotu pokomplikowała.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Quorn » 3 Lip 2017, o 13:43

Quorn i Telemachus wkroczyli do kantyny. Geonosianin gestykulował i tłumaczył coś człowiekowi, a ten słuchał go uważnie. Każdy kto choć trochę znał zarówno Quorna i Telemachusa zdziwiłby się na ten widok.
- Tak, tak. Da się. Obliczenia nie kłamią. System kończy trzecią diagnostykę dla bezpieczeństwa. Motywator hipernapędu jest już gotowy. Komora jonizująca jest jeszcze sprawdzana ale pracę z genertorem kwantowym Quorn już ma za sobą.... taaak. Generator działa aż furczy. Mhm... Więc Quorn myśli sobie, że wkrótce "Duch" będzie mógł sobie stąd odlecieć. Inna sprawa, że mamy trochę mało paliwa... ale na rozruch starczy. Taak, starczy... ale trzeba mocno pomyśleć skąd wziąć więcej. Taaaak więcej. Telemachus musi więcej... O Pan Cztery Ręce i Nicci rozmawiają ze sobą i pracują razem. O jak miło. Nowi przyjaciele Quorna się dogadują. Nicci! Hej Nicci. Cześć! Co tam? Zrobi Quornu tych dobrych kanapek z mięsem? Co? Telemachus skusisz się?
Awatar użytkownika
Quorn
Gracz
 
Posty: 1045
Rejestracja: 2 Lis 2015, o 17:50
Miejscowość: Zakupane

Następna

Wróć do Lucrehulk "Duch"

cron