Content

Lucrehulk "Duch"

[LH Duch] - Koniec i Początek

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Nicciterra » 3 Lip 2017, o 13:48

Nicci uśmiechnęła się na widok jej przyjaciela, popatrzyła się na jego towarzysza. Nieco mniej się uśmiechała. Skupiła się jednak na Quornie.
- Quorn dostaniesz swój przysmak, grillówka już się grzeje - wyszczerzyła zęby
- Trochę ciężko mi się przestawić. Szkolenie jest... dziwne... - zaczęła drapać się po głowie i popatrzyła się na podłogę. Obecność Telemachusa nieco ją przytłaczała, szczególnie, że był to ktoś kto dowodził Rebelii.
- jakoś daję radę... - powiedziała po czym zaniemówiła.

***

To było chyba to o czym cały czas wałkował Jon. Gotowość uwagi ponad nastawienie... Istota pod wpływem emocji zareaguje w niekontrolowany sposób, wedle utartych nawyków. Zaś tylko ktoś otwarty dokona decyzji... Ona była zdenerwowana obecnością tamtej kobiety, a zachowała się odruchowo w stosunku do gamorreanina.

Nicci zaśmiała się pod nosem wyobrażając sobie jak wycina fikuśny wzorek mieczem świetlnym w czole tamtego knura. Pod tym względem chyba się nie zmieni, czarnego humoru nie chciała się pozbywać. W końcu to tylko żarty. Przełożyła czwarty płat mięsa na drugą stronę. Grillówka zaskwierczała. Alarm odezwał się, że ziemniaki gotowe. Kobieta z pomocą rękawic wyciągnęła ceramiczne naczynie i położyła je na blat. Obracając się na pięcie, ściągnęła rękawice i rzuciła je za siebie. Wylądowały równo obok naczynia. Sięgnęła mocą po nóż przyległy do ściennej magnetycznej okładki. Zrobiła krok w bok jak w tańcu przytrzymała koper na desce i zaczęła go siekać, pogwizdując wesoło. Jeszcze tylko parę rzeczy i gotowe. Kolejne będzie zamówienie dla Quorna.

Przełożyła mięso na półmisek, pachniało tak, że ażby sama spróbowała. Na talerz ziemniaki obsypane słodką papryką i koprem. Zamiast sztućców dała dużą niedawno wypraną białą ścierkę, by knur mógłby wytrzeć ręce. Pamiętała, że przedstawiciele tego gatunku raczej ze sztućców nie korzystali. Na Tatooine poznała ich część zachowań. Wszystko wylądowało na tacy ledwo się mieszcząc. Spojrzała na to z dystansu
- porcja jak dla Rancora... - szepnęła sama do siebie. Powinno być akurat. Podniosła tacę oburącz. Musiała się wspierać mocą by nieść coś takiego równo jedną ręką. W końcu ma zanieść jeszcze dwa kufle piwa. Pan Cztery Ręce już dawno przygotował dwa dwulitrowe kufle z ciemnym płynem. Nicci skosztowała woni. Alkohol pachniał mocno korzennym aromatem, zasłaniając pewnie ilość procentów, jaka tam się znajdowała.
- Nie za dużo naraz kobitko? Lepiej dwa razy się przejść i nic Ci nie wyleci z rąk.
- mam swoje metody - Nicci uśmiechnęła się figlarnie i puściła oczko do Besaliska. Chwyciła jedną ręka dwa kufle i skupiła się. Postanowiła sięgnąć po moc inną metodą niż do teraz. "Wyluzuj" Pomyślała po czym wzięła powolny głęboki oddech i ruszyła na salę.

Szła spokojniej i wolniej, w końcu docierając do stolika. Popatrzyła się na gości rozpromieniona i położyła wszystko na stół. Posiłek Gamorreanina zajmował właściwie większość stolika, ale jakoś się pomieścili
- Życzę państwu smacznego i przepraszam za to, że nakrzyczałam na pana - zwróciła się na końcu do knura, a jej twarz przybrała niewinnego wyrazu. Miała już iść. Normalnie już by się obróciła i popędziła z powrotem, ale najwidoczniej chciała zobaczyć reakcję gości.
Image
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Ayle Dara » 3 Lip 2017, o 17:42

- Pół dnia? Przynajmniej wciąż jestem w formie - mruknął i uśmiechnął się pod nosem. Na swoje przemyślenia oraz drobne przyjemności przeznaczył zdecydowanie więcej czasu, niż się spodziewał. Sama myśl wywołała u niego nieprzyjemne burczenie w brzuchu. Zrobił się zwyczajnie głodny. Tymczasem musiał wysłuchać Fenna. Zdawał się dziwnie podekscytowany. Zeltron parę razy otworzył usta, aby coś powiedzieć, lecz za każdym razem się powstrzymał. Postanowił poczekać, aż kupiec skończy mówić.
- Cóż, po całej Rebelii spodziewałem się nieco więcej. W najgorszym przypadku chociażby planu. Zamiast tego dryfujemy na jakimś średnio sprawnym okręcie, za załogę mamy jakiś przedziwny i chaotyczny miks dzikusów, popaprańców, piratów, emerytowanych służbistów, młodych zapaleńców i cholera wie jeszcze czego. A, no i Jedi. Z mojej perspektywy cały pomysł opiera się na "przejąć Mirax, a przy okazji jeszcze zająć się Imperium". A potem ludzie mówią, że to ja działam w oparciu na szczęście - prychnął nieco podirytowany - Wiesz co, głodny jestem. Chodźmy coś zjeść - dodał, kierując swoje kroki w stronę kantyny.
- Teraz, gdy o tym wspomniałeś, może faktycznie lepiej być przeoczonym. Przynajmniej mam kilka dni spokoju. Ale koniec końców i tak przydzieliliby mnie - przy odrobinie szczęścia - do pilotów. Cała ta rebelia brzmi ekscytująco. Wojna, walka u boku pozornie niepasującej do siebie zbieraniny losowych osób. Prawda jest jednak taka, że jeżeli piraci stanowią aż taki problem, póki co jest kiepsko. Większość zadań będzie opierać się na patrolach i budowaniu podwalin. To może zając kilka lat. I gdy się weźmie wszystkie te szczegóły pod uwagę, już nie jest tak ciekawie - Ayle wzruszył ramionami i pokręcił głową. Z jego twarzy nie schodził jednak ten szelmowski uśmiech, jakby ktoś go tam przykleił.
- Natomiast, zdecydowanie wątpię aby ktokolwiek mnie stąd puścił wolno. To byłoby jak dezercja. Więc mówiąc już prosto z mostu - zdecydowanie wolę pobawić się z tobą w agentów, niż rozwozić listy dla naszej babci Jedi. Potrzebuję jednak szczegółów. Kogo mam konkretnie szukać i w jakim celu? Co ze statkiem? Wydawało mi się, że kody "Bryzy" trafiły już do bazy Imperium. Jeden skan i po mnie. Poza tym, Zeltroni to nie jest najczęstszy widok w galaktyce. Jeżeli Koro Reese się na mnie poskarżył, ciężko mi będzie swobodnie przemieszczać się... no, gdziekolwiek. Zakładam jednak, że masz wszystko zaplanowane, skoro mam wyruszyć za kilka dni.
- I tak na marginesie, co oni ci zrobili? Mogli chociaż zostawić tę brodę w spokoju, pasowała ci - uśmiechnął się nieco szerzej, wkraczając razem z kupcem do kantyny. Okazała się nieco bardziej okupowana, aniżeli się tego spodziewał.
Image
Awatar użytkownika
Ayle Dara
Gracz
 
Posty: 148
Rejestracja: 3 Sty 2015, o 19:48

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Kittani Levfith » 3 Lip 2017, o 19:52

Kittani siedziała obok Gweeka, uważnie się przysłuchując temu, co Oczko wiernie tłumaczył. Zdawała sobie sprawę z tego, ze zarówno Jaina jak i Telemachus mogą być niezadowoleni z decyzji, jaką podjął. Czy mogli go zatrzymać? Zabronić mu ratować swoją ukochaną na jego ojczystej planecie? Szczerze w to wątpiła, chociaż wiedziała że knur wraz ze swoją armią stanowił teraz istotny człon w strukturze Rebelii. Teraz byli jedynymi z najważniejszych żołnierzy, dzięki którym piraci zostali pokonani a straty na Duchu nie były tak liczne. Strach pomyśleć, co by się stało gdyby nie rzeź w wykonaniu Gweeka i IG. Kittani była dumna, że to właśnie jej towarzysze odegrali główną rolę w tej bitwie. Nigdy w nich nie zwątpiła, ani na chwilę - czy to na podkładzie statku, w warsztacie na Tatooine czy też pośrodku Gamorry. Jej rozmyślania przerwała ponownie kelnerka, tym razem jednak zachowując się zupełnie inaczej niż ostatnio. Bardziej niż rozmiary dania i kufli dziwiło ją to, jak była w stanie to wszystko unieść na raz. Posturą była podobna do niej samej a brunetka szczerze wątpiła, aby jej się udało to donieść do stolika na raz. Uśmiechnęła się triumfalnie na jej słowa, zadowolona z faktu że powstrzymanie Gweeka okazało się najlepszym rozwiązaniem. Zarówno Chisska jak i on zdążyli już ochłonąć, a knur wyszedł na tym o wiele lepiej, niż ktokolwiek mógł się tego spodziewać.
- To bardzo miłe z Twojej strony. - brunetka pokiwała z uznaniem głową i posłała jej delikatny, przyjazny uśmiech podnosząc się z krzesła. - Kittani - wyciągając rękę w jej stronę. - Pilot Rebelii - przedstawiła się krótko, chociaż zawahała się jak określić swoje stanowisko. Nie powinna się raczej przedstawiać jako agentka Fenna, a sam kombinezon wskazywał na jej służbę w hangarze. Postanowiła przedstawić się więc tak, jak widzieli ją wszyscy na statku.
Dostrzegła kątem oka Telemachusa w towarzystwie jakiegoś Geonosjanina który zmierzał w stronę kelnerki, wyraźnie zadowolony z jej obecności tutaj. Czy to przypadkiem nie był ten robal, o którym IG wspominał spoglądając na ledwo funkcjonujące astromechy? Usiadła obok Gweeka, delikatnie szturchając go w bok aby uniósł swój łeb.
- Masz okazję do porozmawiania. W sumie.... - Kittani uśmiechnęła się przebiegle, nachylając się bliżej. - Nie pytaj go nawet o zgodę. Powiedz, że lecisz i już. - brunetka nadal pamiętała, jak ogromne wrażenie na dowódcy wywarł Gweek wraz ze swoim stadem. To mogła być przepustka do powrotu na Gamorrę. Chciała coś jeszcze powiedzieć lecz pośród muzyki, odgłosów tłuczącego się szkła i kilku nieznanych jej języków usłyszała to, czego nie spodziewała się usłyszeć prędko. Koro Reese. W wejściu do kantyny szybko wyłonił się sam Fenn w towarzystwie nieznanego jej Zeltrona. Kittani posłała mu pytające spojrzenie, po czym bez słowa wskazała ruchem głowy na Borska siedzącego niedaleko. Bothanin natychmiast podniósł się z miejsca, najwyraźniej oczekując przybycia kupca już od jakiegoś czasu. Nachylił się jeszcze nad kobietą, spoglądając nieco z żalem za Gweeka pochłoniętego do reszty zjadaniem swojej porcji mięsa. Chyba mu zazdrościł tak dużej porcji.
- Chciałaś agenta na Felucję? No to masz. Powinnaś chyba z nim porozmawiać trochę o tym, co się działo na Tatooine. Dam im znać, co ustaliśmy - rzucił do niej znad ramienia zanim wyruszył w ich stronę na powitanie. Nie pozostało jej nic innego, jak obserwowanie tego spotkania.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Mistrz Gry » 3 Lip 2017, o 20:34

Po oficjalnej odprawie, Jaina miała kilka słów do Jona, i obecnego jedynie zdalnie Caleba. Stardust był póki co nieosiągalny. Zwołanie niezwykłej rady nie pozostawiało złudzeń. Mistrzowie byli jedynymi, którzy zostali dopuszczeni do pełnej informacji przywiezionej przez Bothański wywiad. Jako jedyni mogli też w pełni zrozumieć pełnię zagrożenia. Szara jedi nie zamierzała siać paniki, domysły i przeczucia mogły być gorsze od najgorszej nawet prawdy. Gdy tylko holoprzekaz ustabilizował się a na wyświetlaczu zamigotała twarz Caleba, Jaina rozpoczęła.

- Wszyscy wyczuliśmy falę mocy, postanowiliśmy ją wtedy zignorować, skupiając się na bieżących problemach. Teraz, dzięki informacją od Bohtan, wiemy co ją spowodowało. Nie będę niczego ukrywać.

Ruch ręką aktywował holoprojekcję. Na modelu łańcucha DNA pojawiały się drobne ledwo zauważalne zmiany. Mówiący w tle naukowiec wspominał coś o produkcji midihlorianów oraz stymulacji wrażliwości na moc. Zgodnie z jego słowami medyczna natura mutacji polegała na stworzeniu namnarzających się w nieskończoność midichlorianów. Sam z siebie efekt nie był do końca zrozumiały, ponieważ w zwyczajnych warunkach, istoty nie namnażały się. Każdy miał ich określoną ilość. Przekaz urwał się a jego miejsce zajęły tajemnicze symbole. Jon natychmiast poznał dzieło Darth Plaegiusa. Znajdująca się w świątyni jedi fiolka z tajemniczą substancją została ponoć skradziona przez jednego z uciekających jedi. Najprawdopodobniej substancja została podana istocie znanej jako Mirax Eygan. Nie udało się ustalić w jakim wieku kobieta przyjęła mutagen, jednak z całą pewnością efekty jego działania pojawiły się dopiero niedawno. Imperialny wywiad uważa, że mutagen miał za zadanie stworzyć super broń opartą na Mocy. Przyspieszając i multiplikując wzrost midichlorianów zwiększał wrażliwość istoty na Moc. Tym samym ułatwiając jej korzystanie z niej i kanalizowanie coraz większych ilości energii. W teorii istota której podano środek mogła by stać się nieskończenie potężna. Dalatego Darth Plaegius przewidział blokadę, po pewnym czasie midichlorianów jest zwyczajnie za dużo. Niszczą one od środka swojego żywiciela, prowadząc do nieuniknionej i bolesnej śmierci. Zachowane przez lata wzmianki i badania wskazywały na to że śmierć była niezwykle spektakularna. Potężny Sith nie zdołał nigdy użyć swej broni, a jedynym aktywnym egzemplarzem jest Mirax Eygan (obiekt siódmy). Ostatni kontakt nawiązano z nią na Taris, niestety wysłani by ją schwytać agenci zawiedli. Obiekt potrafi tworzyć wokół siebie pole siłowe, generuje również potężne pchnięcia mocy, jak i potrafi doprowadzać do eksplozji istot organicznych. Zgodnie z opisem potencjał może się zwiekszyć wręcz niewyobrażalnie, jest jak komputer, wykona każdy program który zainstalujesz a za każdym powtórzeniem efekt będzie potężniejszy. Nie wiemy w jakim kierunku rozwija się jej moc, nauczyciel który jej towarzyszy jest nieprzewidywalny i potencjalnie dysponuje wiedzą odnośnie technik mogących niszczyć całe planety.
Resztę nagrania przedstawiało ostrzeżenia przed bezpośrednim kontaktem z niezbyt ładną i przeciętnie wyglądającą dziewczyną. Zawierało również dwa filmy, przedstawiające Mirax rzucającą człowiekiem gdzieś w podmieście, oraz drugie bardziej przerażające ukazujące nagrania ze szpitala, śmierć pacjentów, walkę z dwójką najemników, i potęgę mocy ciskającą humanoidami niczym kukłami. Nagranie zgasło.

- Jeżeli to prawda, a nie mamy powodów by w to wątpić, Mirax jest nieświadomą niczego Mocowładną, której potęga przekracza moc każdego z nas. Imperium najwyraźniej straciło z oczu swoją zabawkę, a może też nigdy jej nie miało w garści. Bez względu na to co teraz zrobimy nie możemy zignorować zagrożenia. Zaraza rakghuli na Taris, działania Lojalistów.
-Kimkolwiek jest ta dziewczyna...
-musimy zrobić to co trzeba...
-zdecydujmy
-teraz.


Jaina uniosła dłoń w górę w ręku trzymała miecz. Była śmiertelnie poważna, kiedy powoli i wyraźnie zaczęła mówić.
- nie możemy ryzykować, jej życie jest zagrożeniem nie tylko dla rebelii ale i dla milionów istnień, musimy ją zneutralizować.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Gweek » 3 Lip 2017, o 21:31

Teraz to już nie miał wyjścia. Sam wypeplał to,co miał przedyskutować, obgadać i przemyśleć z Frogg'iem. Skoro nie był on Gweekowi potrzebny, dostał inne zadanie. Miał poinformować resztę gamorrean, a przy okazji nadzorować czyszczenie co bardziej cennych rzeczy z ich siedziby. Nie było ich wiele, więc i czasu miał niewiele. Wielki Odwrót nie mógłby się odbyć jeno bez udziału wodza. Tylko sztandar mieli zostawić. Może kiedyś będzie jeszcze do czego wrócić. Taki pretekst na dalszą przyszłość.
Ta bliższa była jasno określona. Odlecieć, odnaleźć Nurrę, porywaczy schwytać, zabić im żony, dzieci, matki, ojców, dziadków, a na koniec zaszyć się gdzieś na dobre. Zachodził długo w głowę, gdzie mogli by znaleźć azyl. I wreszcie coś wymyślił. COŚ doniosłego, jednocześnie niereealnego w wykonaniu. Potarł dłońmi o siebie, sygnalizując, że ma niecny plan do zrealizowania.

Tak sobie siedział i gaworzył dłuższą chwilę z dwójką znanych mu osób.
Odpowiadał od niechcenia, większą część uwagi, jak nie cała, poświęcał ns intensywne myślenie. Od tego bycia mędrcem, kaprawe oko wyszło na wierzch, jakby miało zaraz eksplodować. Z przeszczepioną skóro-synt-facjatą wyglądał z profilu jak modelka rodem z Rajskich Kazamatów hutta Yarla. Kantyna powoli się zapełniała, krzesełka i stoły znajdowały nowych właścicieli. Zasiedział się dużo dłużej niż pierwotnie założył. Miał już wstawać od stołu lecz szybko usadziĺ tłuste dupsko na krześle, któremu groziło rozpadnięcie na drzazgi i wióry. Przeciągłe skrzypienie zwistowało w niedługim czasie zgon mebla.
Tak oto przed nim stanął zacnych rozmiarów kufel. I talerz obfitości. Przyjął ofiarowane dary z wdzięcznością, bo już dawno pożegnał się z obiadokolacją. Tylko zapłacić nie miał jak. Dobrze, że za pewne usługi miał u załogi pewien dług do odebrania, z czego skrzętnie skorzystał. Na uwagę ludzkiej kobiety o równie atrakcyjnych kształtach co chisski, tłumacz wyskrzeczał, że:
- Wielki Parobek jest zajęty i zarobiony. Nie zna się. Gadać nie będzie. Za mało mu płacą. - i chba skutecznie skierował rozmowę ns boczne tory.

Racząc się ciemnym jak noc trunkiem, długo utrzymywał posmak na języku by delektować się aromatami. Przez to całe danie od razu nabierało innego wydźwięku. Talerz to małe słowo by opisać wielkość porcji, jaką otrzymał. Powinno się powiedzieć, że zeżarł gar mięcha i jarzyn. Beknął dnośnie, aż echem się odbiło od stropu, dudniąc we wszystkie strony. Starannie zdjął naramiennik z orawej ręki i wyjął skitrane tam ostrze dopasowane do dłoni właściciela. Może być za duże dla Niebieskiej, ale co tam. Już zapomniał, gdzie odchudził się z sakiewki kredytów, której zawartość stale rosła. Pewnie gdzieś leży rzucona w kąt, a napiwek zostawić wypadało za tak zacne danie. Lekko podrdzewiały, ale nadal ostry przedmiot powinien wystarczyć w zupełności. Ba! Aż za bardzo był dziś rozrzutny ----> to chyba przez to piwsko. Pewnie z zemsty mu coś tam dosypała, ale kij w dupę z tym. Ważne, że smakowało.

Kończąc ucztę, myślał, że zestawione serwetki przydadzą mu się później do podtarcia czterech liter. Wylizał paluszki chłeptając ozorem na prawo i lewo, wystrzeliwując krople śliny na boki. Zostawił na stole napiwek i wstał, udając się do pokurcza klekotającego z Telemachusem jak najęty. Podszedł i zagaiĺ rozmowę iście w swoim stylu. Irytowało go tłumaczenie, choć sam wolał się nie męczyć ze wspólnym, potocznie zwanym basicem.
- Gruby mówi, że gamorreańcy biorą urylopa na żądanie. Sprawy rodzinne na Gamorr załatwić lecą.
Z takim "błogosławieństwem" swojego przełożonego, aż się chciało odejść, ale wstrzymał zamiary, chcąc wiedzieć, co ma mu do powiedzenia szef po tym, jak wyjdzie z szoku, gdy usłyszał o odlocie niesfornych kandydatów na rebelianckich żołnierzy .
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Ayle Dara » 4 Lip 2017, o 00:26

- Szczegóły potem. Swoją drogą, ile razy dostałeś w pysk za takie dowcipkowanie? - zaczepił Ayle'a Fenn.
- Kilka...set - wyszczerzył zęby w uśmiechu Zeltron. Faktycznie, jego często odzywki miały często zabawienie sarkastyczne, ironiczne, dowcipne lub po prostu dokuczliwe. Nie raz, nie dwa z tego powodu wybuchła bójka. Najczęściej podsycana porządnymi dawkami alkoholu. Zeltron dawno nie miał okazji po prostu usiąść w kantynie, napić się piwa i rozbić komuś butelki na głowie. Tak po prostu, bez powodu. Dla rozrywki. Brakowało mu takich prymitywnych zabaw.
Niemalże zaraz po wkroczeniu do kantyny, dwójkę przywitał Bothanin. Wymienili po krótkim, aczkolwiek krzepkim uścisku rąk. Przez dwa tygodnie zdążył pobieżnie poznać postać Borska. Na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że znajduje się blisko Fenna. Nie wnikał bardziej w ich stosunki - nie było to ani konieczne, ani specjalnie interesujące.
- Czerwony, tamta brunetka chce z tobą pogadać - zaczął agent, wywołując tym samym u przemytnika szerszy uśmiech. Widząc to, dodał szybko - Nie rozpędzaj się, nie o to chodzi. Raczej poważne sprawy.
- Wiesz jak zepsuć człowiekowi humor. No nic, sprawdzę o co chodzi. Fenn, później wyłożysz mi te szczegóły - pożegnał kupca przyjacielskim klepnięciem w ramie, zostawiając go samego z Bothaninem. Zabawnym mogło wydawać się, że zdążył polubić gościa, który niemalże ubił go... za pomocą boltów ogłuszających. Dziwnie ścieżki przeznaczenia układały się dla hazardzisty.
Ayle dziarskim krokiem skrócił kilka metrów dzielących go od Kittani. Obrócił w jej kierunku pierwsze z brzegu krzesło, osadzając się na nim powoli. Dziewczynę mógł kojarzyć jedynie z widzenia, lecz z całą pewnością nie mieli okazji wcześniej porozmawiać. Ciekawość wyparła tymczasowo głód i pragnienie. Do tej pory dla większości załogi był niczym widmo, które raz na jakiś czas trzeba przesłuchać. Zatem czym zasłużył sobie na zainteresowanie kobiety?
Jego usta wygięły się w zawadiackim uśmiechu. Tym samym, który tak ciężko było zmyć z jego twarzy. Chociaż Bothanin kazał mu się nie rozpędzać, pobieżnie ocenił urodę swojej rozmówczyni, chyba z przyzwyczajenia. Wysportowana sylwetka, ciemne włosy oraz brwi, przyjemna dla oczu twarz o egzotycznej urodzie oraz charakterystyczny pieprzyk. Ta krótka analiza nie trwała dłużej niż dwie sekundy. Kobieta zdecydowanie mogła, a wręcz powinna się podobać. Ayle, jako osobnik niesamowicie opanowany oraz ułożony, odtrącił na bok te prymitywne myśli.
- Ayle Dara, prawdopodobnie najzdolniejszy i przy okazji najmniej znany pilot w tej części galaktyki oraz niedzielny przeciwnik imperium, do usług - wyciągnął w kierunku Kittani dłoń. Nie byłby sobą, gdyby przedstawił się jedynie swoim imieniem i nazwiskiem - Pewien bothański ptaszek wyćwierkał mi, że chcesz ze mną pogadać. Zatem słucham, o co chodzi?
Image
Awatar użytkownika
Ayle Dara
Gracz
 
Posty: 148
Rejestracja: 3 Sty 2015, o 19:48

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Quorn » 4 Lip 2017, o 14:03

- Telemachus idź już sobie stąd. - Powiedział Quorn uśmiechając się szczerze do Nicci. - Ona nie lubi za bardzo ludzi. Quorn nie wie czemu, ale robi się od nich nieśmiała.
- Jasne, już się stąd zabieram. - Powiedział Telemachus - I tak, mam ten... Eeee.. Do porozmawiania z Gweekiem. O. Więc idę. Miło było poznać. - Człowiek uśmiechnął się do chisski, a potem speszony odwrócił się na pięcie ruszył w stronę Gamorreańskiego Wodza-w-Boju. Quorn odprowadził go wzrokiem, mimowolnie omiótł spojrzeniem Gweeka.
- Quorn myślał, że jego geonosianie będą jedynymi na statku na literę G. A teraz okazuje się, że jest tutaj jeszcze pełno gamorrean. Strasznie dużo, rzeczy na literę G, co nie Nicci?
- No Quorn, w sumie masz rację - wtrącił przechodzący obok Pan Cztery Ręce - nawet gówna jakby więcej. Nauczyłeś już swoją ekipę korzystać z urządzeń sanitarnych jak należy?
- Quorn pracuje nad tym. Dzisiaj będą mieli kolejne szkolenie.
Awatar użytkownika
Quorn
Gracz
 
Posty: 1045
Rejestracja: 2 Lis 2015, o 17:50
Miejscowość: Zakupane

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Kittani Levfith » 4 Lip 2017, o 14:04

Zeltroni mieli tupet - musiała im to oddać. Musiała też przyznać, że udało mu się ją szczerze rozbawić. Na twarzy brunetki pojawił się sympatyczny, szczery uśmiech i zaśmiała się krótko. Ostatnio nie miała w swoim życiu jakichkolwiek powodów do uśmiechu, a jednak pomimo wszystko potrafiła docenić dobre poczucie humoru u innych. A może to była kwestia charakteru? Tak czy inaczej Ayle zrobił dobre wejście i wywarł na niej dobre wrażenie. Ta rasa chyba zwyczajnie już tak ma. Wyciągnęła dłoń w jego stronę.
- Z pewnością nie najskromniejszy po tej stronie Galaktyki - stwierdziła z uśmiechem, nadal nie dowierzając w to co usłyszała. Miał tupet. - Kittani Levfith, pilot Rebelii. No i agent Fenna - dodała, chociaż wydawało jej się to oczywiste skoro się spotkali i mieli porozmawiać na wspólne tematy. Usiadła ponownie na swoim miejscu, przyglądając mu się uważniej. Już wiedziała, czemu dołączył do siatki - jego zuchwałość, urok typowy dla tej rasy i zdolność do wytwarzania feromonów sprawiały, że był idealnym kandydatem. Szczególnie, jeżeli w grę wchodziły wszelkie kobiety i inne istoty płci żeńskiej. Zapewne w miejscowych kantynach wiódł prym, a i ona sama usłyszała co nieco o czarującym hazardziście od Fenna i pewnej blondynce z kontroli lotów. Wieści na Duchu roznosiły się szybciej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Głównie była to domena ludzka, jednak nawet pozostałe rasy chętnie dzieliły się informacjami na temat załogi statku - szczególnie tej, która niedawno do nich dołączyła. Kittani przez chwilę zastanawiała się, czy nie stosuje swoich zeltrońskich sztuczek i na niej samej. Szybko jednak doszła do wniosku, że jest to niemożliwe w obliczu tak poważnej sprawy. Poprawiła się na krześle, zakładając nogę na nogę.
- Chciałabym porozmawiać z Tobą o tym, co wydarzyło się na Tatooine. A w szczególności o Koro Reese. Wszystko, co o nim wiesz i jesteś w stanie mi powiedzieć. Musimy się dobrze przygotować na Felucję - Ayle mógł dostrzec, że uśmiech który jeszcze nie tak dawno rozjaśniał jej twarz teraz przepadł na dobre. Kobieta w skupieniu wpatrywała się w niego swoimi zielonymi oczami, wyraźnie zainteresowana tym, co był w stanie jej powiedzieć. Traktowała to bardzo poważnie.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Gweek » 4 Lip 2017, o 16:46

Odchrząknął tak, jakby chciał zwrócić na siebie uwagę człowieka. Zaintonował nieco inną pieśń kwicząco-chrumkającą niż przed chwilą.
- Nie martw się. Wrócimy niebawem. Pewnie już słyszałeś. Sprwwy klanowe. - a jak nie usłyszał to pewnie usłyszy od innych. Jedną osobę jakby miał już z głowy. Teraz zostało mu kopnąć tą starą w dupsko i w drogę. Kopnąć na szczęście rzecz jasna. Inaczej by kopnięta babcia - w powietrzu zdechła z głodu , nim wylądowała.
Czekał na jakieś mądre rady, ale nie za długo.

Mało kto wie, jak bardzo wkurzający może być obiekt lawirujący cały czas gdzieś w pobliżu. Tak jak owady latające nad padliną lub truchłem. Lepiej - jak paskudztwo ciągnące do świeżych odchodów. I żeby było śmieszniej, to takie właśnie muszki siadały na ciele przypadkowych osób. Nie sposób je ubić, bo przy najmniejszym nawet ruchu odlatują, zakręca kilka rundek w powietrzu i znów oblepią żywiciela. Nawet przepędzić je trudno bez użycia środków owadobójczych. A najgorsze dla Gweeka było to, że takim ćmuchem stawał się zdalniak. Coraz większa irytacja i frystracja narastała równolegle z przegięciami "Oczka". Oprogramowanie szwankuje, osobowość droida się klarowała coraz bardziej przebijając to, do czego został naprostowany u ithorianina. Rewolucja we łbie elektronicznej kulki negatywnie wpływała na zasob używanych słów w stosunku do właściciela. Styki nie pracują jak powinny, po prostu zaśniedziały, bądź jakiś kabelek się obluzował.
Jak znajdzie chwilę to elektroniczna pała ma format murowany jak kasa w muuńskim banku.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Nicciterra » 4 Lip 2017, o 16:50

Na reakcję kobiety zareagowała nieco nieśmiało. Powoli wyciągnęła rękę i uścisnęła ją wpatrując jej się w oczy. Odwzajemniła uśmiech, czytając poprawnie jej dobre intencje.
- Nicci - odpowiedziała - eee... kucharka - skłamała zakłopotana, nie dbając o przekonujący ton. Widząc, że rozmówczyni spostrzegła jednoznaczne wahanie w jej wypowiedzi, obróciła się i wróciła za ladę, płonąc przez chwilę ze wstydu. No przecież nie powie jej, że jedi, czy sith, czy zabójczyni. Może jeszcze doda w swojej wypowiedzi jakieś detale swej dotychczasowej pracy? Przez ostatni czas miała wrażenie, że jest tym wszystkim naraz... a co jeśli ta kobieta... "Wrzuć na luz" Przypomniało jej się, nieco za późno, gdy już dotarła przed oblicze czterorękiego.

***

Gdy Telemachus sobie poszedł, Nicci podjęła temat, zadowolona z inicjatywy Quorna. Fakt był taki, że porządkowe sprawy Rebelii najwidoczniej też nie były w ładzie.
- Na G powiadasz... - zaczęła spoglądając za siebie w głąb kuchni by upewnić się czy grillówka się już rozgrzała.
- Masz rację, Głąby, Głupki i Głodzieje. Ci ostatni szczególnie coś się dobrze mają. Liczyłam, że przyjdziesz, spostrzegłam dziś z rana, że w magazynie coś jest nie tak - popatrzyła na Pana Cztery Ręce, który słysząc, że zaraz dowie się czegoś założył dwie pary rąk przyjmując postawę poddenerwowanego.
- Zniknęła beczka piwa... zapasy mięsa też zostały uszczuplone... Nikt jednak nie ruszył owoców i wypieków. Jednakże, ktoś sprytny to był. Bo beczkę uzupełniono wodą, a mięso skubnięto niemalże niezauważalnie. Na dno pojemników wciśnięto jakieś warzywa korzenne by wyrównać objętość. Przez złodziejaszka warzywa nie nadają się do obróbki
- Noż to skurwysyny...- rzucił czteroręki.
- Dennis, drugi pomocnik jest czysty. Przesłuchałam go osobiście - oświadczyła zakładając ręce i przybierając podobną pozę co Besalisk.
- Może Quorn mógłbyś coś powęszyć lub pułapkę na dupka przygotować? Nie mamy przecież monitoringu to ludzie robią co chcą. O czekaj wrzucę Ci mięso na ruszt. Zaraz będę - powiedziała zostawiając go na chwilę z samym z właścicielem.

***

Ruch był wzmożony. Choć pracowała tu zaledwie tydzień to tego dnia jeszcze tak wiele osób naraz się nie schodziło o tej porze. Właśnie zanosiła dwóm piratom, zamówione śniadanie. Zaczęli coś szeptać między sobą jak się zbliżyła, ale tylko podała im co chcieli i rozejrzała się po lokalu. Jeszcze nie zabrała talerzy ze stolika, gdzie siedziała Kittani, a już ktoś się do niej dosiadł.

Podeszła do stolika z delikatnym uśmiechem i zabierając naczynia zapytała Zeltrona
- Co dla pana?
Spostrzegła też w końcu leżący zardzewiały nóż, czy chyba krótki miecz, albo raczej maczetę. Uznała, że to zostawił tamten Gamorreanin co rozmawiał teraz z Telemachusem. Dobrze, że go przeprosiła. Pewnie zapomniał swojej broni, lecz musiała przyznać. Ten kawał żelastwa błagał o należytą konserwację. Jak on czymś takim mógł walczyć? No tak. Po prostu z taką masą i siłą to to samo cięło. Dotknęła broni z ciekawości. Na ostrzach to ona się znała. Może udałoby się tą broń przywrócić do porządku? Trochę wody królewskiej, sprzętu, cierpliwości i będzie jak nowe. W końcu została wyrwana z przemyśleń przez gości...
Image
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Rafael Rexwent » 4 Lip 2017, o 22:50

Cóż komitet powitalny nie wyglądał na zbyt rozmowny i po szybkim zdaniu raportu Paul miał po prostu wolne. Pierwsza misja została wykonana i mógł teraz cieszyć się odrobiną spokoju. Oby tylko odrobiną, bo zew adrenaliny nie zaspokoi się siedzeniem na Lucrehulku. Dom domem, ale przygody to jednać coś.
Mężczyzna powoli skierował się ku wyjściu rozmyślając o ojcu. Czy nadal siedzi na Tatooine i grzebie w swoim warsztacie? A może go sprzedał? Nagle Kerstowi zaświeciła w głowie myśl. Może by tak namówić rodziciela do Rebelii? Dobry konserwator byłby dla Telemachusa i spółki niezgorszym nabytkiem, pytanie tylko czy Quorn nie poczułby się zagrożony. Licho wie do czego zdolny jest ten Robal. Mężczyzna słyszał plotki o niezwykłych zdolnościach Geonosianina, jednakże równie często, jak nie częściej wyłapywał wzmianki i opowiastki o ekscentrycznych i dziwacznych zachowaniach obcego z chitynowym pancerzykiem i skrzydłami.
- Te! Jeździec droidów! - wesołe zawołanie jednego z Brimlocków wyrwało go z zamyśleń i niejako zmusiło do odwrócenia głowy. Oddział właśnie zmierzał w sobie wiadomym kierunku z uśmiechami na ustach i widocznym na pierwszy rzut oka sielskim entuzjazmem. Tylko dlaczego nie ukazali tego entuzjazmu tam na Stacji, kiedy uciekali zostawiając go i Caleba na śmierć?
- Nie wiem co żeście tam zrobili, ale... dobra robota – wyszczerzone zęby nie wyglądały na ukazane w kpiącym geście, więc przy dozie ostrożności można było odczytać słowa jako komplement. Nieco wymuszony, ale sprawiający wrażenie całkowicie szczerego, uśmiech pojawił się i na twarzy Paula, który tylko skinął głową na pożegnanie. Nie miał za bardzo ochoty na jakiekolwiek przepychanki słowne z Brimlockami, zwłaszcza że miał świadomość swojej mentalnej porażki przygotowawczej. Przez większość misji był wręcz perfekcyjny w swojej roli. W roli nieprzydatnego, żywego worka treningowego.
- Na następny raz lepiej dobierz sobie giwerę – pożegnalne zawołanie Papy wwierciło się w jego uszy. Miał rację. Miał całkowitą rację. Kerst wiedział o tym, że zapewne natkną się na droidy. A jednak zabrał nieefektywną do tego LSkę. Jednakże przeżył. Uzyskał szansę na naprawę swojego niedopatrzenia. Nie mógł jej zmarnować.


Wszedł do swojej niewielkiej kajuty, gdzie miał nieco zapasów przeniesionych z Feniksa. Co jak co, ale zapasy części, żywności i innych rzeczy Citadel mieścił całkiem sporo. Może i żywność typowo długoterminowa, a więc bardziej sycąca niż smaczna, ale przynajmniej nie waliło na Lucrehulku odorem zgniłego jedzenia. Jednak to nie o „papu” chodziło mężczyźnie, ale o medpakiet. Sprawnie zdjął swoją zbroję, patrząc przez chwilę ze smutkiem na osmalone dziury. Cóż, zyskała ślady bitewne, podobnie jak on nowe blizny. Ostrożnie odkleił założone wcześniej opatrunki na brzuchu i ramieniu. Rany ładnie się skauteryzowały, dzięki czemu nie było konieczności interwencji medyka. Paul wyszukał w pojemniku plastry nasiąknięte wyciągiem z bacty i nakleił na uszkodzony naskórek. Szybciej się zregeneruje, a blizny będą nieco mniejsze.
Spojrzał jeszcze na to, czy plastry się trzymają i podszedł do umywalki w rogu pomieszczenia i obmył twarz, szyję i ramiona (nie licząc okolic rany, żeby nie zamoczyć opatrunku). Odrobinę odświeżony założył czysty, jednolicie czarny podkoszulek i bojówki. Tak luźno ubrany uczesał jeszcze włosy i zapiął pas z kaburą. Nieodstępny DL-18 wypełnił przestrzeń dla niego przeznaczoną, a w kieszeni znalazło się nieco kredytów w sztabkach i komunikator.


Kantyna to chyba najlepszy wybór by mile spędzić nieco czasu przy dobrym drinku. Jednakże na „Duchu” funkcjonowała nie byle jaka kantyna, a lokal Pana Czterorękiego, gdzie zawsze można coś zjeść a przy okazji i wypić. Idealne połączenie, które trzeba nagrodzić wyrazami szacunku. Albo godziwym napiwkiem. Kerst przekroczył próg i niemal z automatu wywołał na swojej twarzy lekki uśmiech. Nie szelmowski, bardziej... specyficzny. Taki serdeczny i bez podtekstów. A chwilę później niemal nie zderzył się z latającym jak pijany Tie Inteceptor zdalniakiem. Instynktownie odchylił się do tyłu, o centymetry unikając kolizji „blacha – nos”. Równowagi nie stracił, bo szybko wyregulował balans energicznymi ruchami rąk, przy okazji wywołując falę bólu z rany ramienia. Gdy tylko powrócił do pionu spojrzał na stojącego tuż obok Gamorreanina, obok którego zatrzymał się metalowy winowajca.
- Przepraszam Pana Knura, ale czy to pański zdalniak? - spytał kulturalnie zbitej kupy mięśni, sadła i smrodu. Może i Świniaki są głupawe, ale raczej nie ten. Bo o Gamorreaninach z Lucrehulka krążyło nie mniej zadziwiających plotek niż o Quornie. Lekkie skrzywienie bólu w miarę sprawnie zamarkował, ale odruchowo pomasował się w pełni sprawną dłonią po miejscu, gdzie miał przyklejony plaster.
Image

"Nie wahaj się powiedzieć ludziom na których ci zależy o uczuciach żywionych do nich. Bo jutro może ich tam nie być." ~ Akagi

"If you do not fight now, then when will you?" ~ Type-005
Awatar użytkownika
Rafael Rexwent
Gracz
 
Posty: 290
Rejestracja: 7 Lis 2014, o 17:01

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Ayle Dara » 4 Lip 2017, o 23:13

Zeltron był typem osoby, którą można było albo polubić (często, gęsto - pokochać), albo znienawidzić. Było to wynikiem jego raczej nachalnej osobowości. Nie każdemu podobał się sarkazm, którym notorycznie operował, próba sprowadzenia wszystkiego do żartu, narcyzm; ogólnie rzecz ujmując - styl bycia. Posiadał wiele cech, które mogły wywoływać bardzo różne emocje. Z tego powodu niesamowicie ważne okazywało się pierwsze wrażenie. Im lepsze było, tym trudniej było je zatrzeć pewnymi irytującymi cechami. Jego rozmówcy z reguły nie kryli się, bądź nie potrafili ukryć, swego nastawienia. Łatwo było rozpoznać, czy udało mu się zabłysnąć pierwszym zdaniem, czy raczej zniesmaczyć drugą osobę. Uśmiech Kittani mówił wszystko, co chciał wiedzieć.
- Skromność to moje drugie imię. Zamiennie z "niesamowitość" - uśmiechnął się nieco szerzej. Gdy nikt nie próbował spopielić jego ciała ciągłym ogniem z blasterów, humor mu dopisywał - Miło Cię poznać, Kittani. Zakładam, że będziemy mieli sporo okazji do współpracy. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Nim zdołał się porządnie rozkręcić, jego uszu doszło pytanie. Ostatnim czego spodziewał się na hulku była przedstawicielka rasy Chiss. Rebelia powoli, krok po kroku, gromadziła w swych szeregach naprawdę ciekawą gromadkę. Zeltron nie był specjalistą od polityki intergalaktycznej, słabo również znał się na zwyczajach innych ras. Był jednak przemytnikiem, chcąc nie chcąc sporo obijało mu się o uszy. Niebieskoskórzy kojarzyli mu się raczej z imperium, ewentualnie z izolacją we własnym układzie. Co zatem kobieta robiła na "Duchu", w dodatku w takiej roli? Przemytnik domysłów miał kilka, żadnego jednak nie miał czasu sprawdzić. Ot, kolejna nierozwiązana zagadka.
- Piwo. I jakieś porządne danie główne, najlepiej z ogromnym kawałkiem mięsa. Umieram z głodu - żołądek krótkim burknięciem przypomniał o sobie - Najlepiej podane ze słodkim uśmiechem. Zawsze człowiekowi się cieplej na sercu robi, jak ładna dziewczyna się uśmiecha - puścił w jej kierunku delikatne oczko. Tak, Ayle zdecydowanie nie byłby sobą gdyby nie odegrał podobnej sceny.
- Ciebie także się to dotyczy, Kittani. Musisz podnosić morale załogi uśmiechem, czy coś w ten deseń - dodał w kierunku brunetki - No, ale miałem o tym Tatooine. Krótkie streszczenie, z naciskiem na mojego ulubionego oficera imperialnego. W dużym skrócie, przyleciałem na tę cudowną, piaszczystą planetę aby odnaleźć Fenna i przekazać mu coś ważnego. Tak się zdarzyło, że na mojej drodze stanęło imperium. Uwierz mi lub nie, za pomocą kilku cwanych sztuczek wmówiłem im, że jestem tajnym agentem imperium. Wyższego sortu. Wysłanym na kontrolę. Wtedy też miałem okazję spotkać tego całego Koro Reese. Usiedliśmy sobie razem w gabinecie, pogaworzyliśmy. Nie wiem na ile ja zdołałem oszukać go, na ile on oszukał mnie. Z całą pewnością cwaniak od początku coś podejrzewał. Wydaje mi się, że namotałem mu wystarczająco we łbie, aby zyskać trochę czasu. Po prawdzie, on wykorzystał mnie, a ja jego. Dostałem się do więźniów, którzy zdradzili mi lokację Fenna, zaś Reese wysłał za mną swoich rycerzy w lśniących zbrojach. Koniec końców baza Fenna poszła z dymem, a my spieprzyliśmy na hulka.
- Twoje imię padło w trakcie rozmowy parę razy. Z tego co zrozumiałem, zdołałaś mu się całkiem zwinnie wywinąć. Nie zdołałem z niego jednak wyciągnąć zbyt wiele. Facet jest inteligentny i nieprzewidywalny. Do tego śmierdzi od niego na kilometr ogromnymi ambicjami. Ma na boku jakieś plany, których nie jest świadom nawet sam imperator. Połączenie tych cech wręcz krzyczy do nas: "UWAGA, NIEBEZPIECZNY PRZECIWNIK!". Prędzej czy później trzeba się go będzie pozbyć. Zanim to się stanie, usłyszymy o nim nie raz. I za każdym razem będą to kłopoty.
Image
Awatar użytkownika
Ayle Dara
Gracz
 
Posty: 148
Rejestracja: 3 Sty 2015, o 19:48

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Gweek » 5 Lip 2017, o 05:50

- Wpuścić chamstwo na salony! - zawyrokowało monotonne, mechaniczne skrzeczenie kręcącej bączki w powietrzu kuli.
- Taaa. Bo czo? - basowy, tubalny głos doszedł uszu mężczyzny unosząc się nad gwarem rozmów, sztućcy uderzanych o talerze, szurania krzeseł o drewniany parkiet. Czyżby kolejny delikwent szukający guza? Może i wzrostem mu prawie dorównywał, ale w bezpośrednim starciu nawet klamka by mu nie pomogła. Jakiś taki chudy, pewnie nienażarty jak należy. Oj przydałaby mu się dieta. Dieta pieniężna senatora Imperyjum.
"Oddychaj głęboko. Policz powoli do dziesięciu. Poczuj jak mięśnie powooutku się rozluźniają, plama zalegającego gniewu znika z umysłu, wyprana przez spokój." Słowa zaawansowanej wiekowo pani rozchodziły się gdzieś na dnie świadomości. Lepszego pretekstu do awantury i bijatyki nie mógł sobie wymyślić, ale nie będzie się zniżał do poziomu mentalnego ludzi. Jacyś dziwni są oni wszyscy. Kolorowi, nieprzewidywalni, a kobiety jakieś takie patykowate. Im chudsza tym ponoć ładniejsza. Bleh!.
Gweek na pokładzie frachtowca czy wręcz masowca był szarą eminencją z podkreśleniem i akcentem na szarą, unikany ze względu na swoje atuty niewàtpliwego piękna i doznań, uniesień zapaszków i wonności jakie roztaczał wokół siebie. Chba życie Krestowi nie miłe, ze śmiał go zaczepić. Ale już trudno. Stało się. Zobaczy co chciał od niego i Telemachusa.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Caleb Quade » 5 Lip 2017, o 09:19

Gdy tylko Agava pilotowana przez Caleba opuściła pole asteroidów i skoczyła w nadprzestrzeń, Mistrz Jedi zniknął z mostka. Misja okazała się być długa, ciężka i obfita w niekoniecznie przyjemne niespodzianki. Ostatecznie odnieśli sukces - zdobyli stację z dużym potencjałem dla Rebelii. Był to ogromny plus, tym większy, że Telemachus da mu wreszcie spokój. Przez Caleba stracili poprzednią bazę - teraz dzięki niemu, Kerstowi i Brimlockom, zyskali coś lepszego. Quade zastanawiał się czy wreszcie pozostali Rebelianci przestaną patrzeć na niego z tym wyrzutem w oczach. Po głębszym jednak zastanowieniu, doszedł do wniosku, że sprawy wizerunkowe mało go obchodzą. Miał cel - walka z Imperium. To czy zasypywali go pochwałami, czy wieszali na nim koty - efekt był taki sam.
Większą uwagę skupił na samym sobie i kwestii Mocy. Ta nigdy go nie opuszczała - polegał na niej w każdym przypadku. I tym razem w krytycznych momentach go nie zawiodła. Czerpał z Jasnej jak i Ciemnej strony, w zależności od potrzeby. Nie uważał, że źle robi. Nie on pierwszy i zapewne nie ostatni. Za każdym razem balansował na granicy, potrafiąc jednak w krytycznym momencie zrobić krok w tył. Co więcej, zauważył, że przychodzi mu to z coraz większą łatwością. Uśmiechnął się smutno do własnych myśli. Nie był pewien czy z tytułu Mistrza Jedi nie pozostał mu tylko sam tytuł.
Wewnętrzne rozterki przerwało nadejście połączenia. Uruchomił komunikator by po drugiej stronie ujrzeć Jainę i Jona. Zanosiło się na nadzwyczajne zebranie Rady. Rady Jedi. Prychnął pod nosem. Wielka mi Rada. Szara Jedi, pieprzony pacyfista i seryjny morderca. Do pełni brakowało tylko Stardusta, który tak jak Caleb, opuścił pokład Ducha jakiś czas temu. Quade przywitał rozmówców skinieniem głowy i wsłuchał się w przekaz.
Informacje, które otrzymali nie były wesołe. Niestabilna istota, bez wyszkolenia, doświadczenia i jakiegokolwiek opanowania, otrzymała od losu dar. Dar, jak i przekleństwo za razem. Z coraz bardziej nachmurzoną miną przyswajał kolejne informacje. Nieskończony potencjał w Mocy w niepowołanych rękach był istotnie wielkim zagrożeniem. Strach było pomyśleć, gdyby ta biedna dziewczyna Mirax była w pełni wykształconym Jedi... lub co gorsza Sithem. Wtedy można by mówić o superbroni. Teraz dziewczyna po prostu była tykającą bombą. Ehh, gdzie te czasy kiedy mianem superbroni określało się Gwiazdę Śmierci czy Pogromcę Słońc. Stare dobre czasy - pomyślał ze smutkiem. Chwilę później przekaz dobiegł końca a Jaina zażądała przesądzenia losu dziewczyny, samej optując za zlikwidowaniem jej. Cóż, podchodziła do tematu okiem realistki. Wielka moc, wielka odpowiedzialność. Po nagraniach, które były dołączone do przekazu, Quade stwierdził, że zagrożenie jest reale. To co dziewczyna wyczyniała z pojedynczymi osobami, gdy dopiero odkrywała swój "dar" mogło być nie najgorszą przystawką do dania głównego. Do stania się suberbronią. A jeśli miało dysponować nią Imperium - nie mogli sobie na to pozwolić. Uniósł dłoń w geście niemal identycznym Jainie.
- Zagrożenie jest zbyt duże - w dłoni trzymał miecz. Nikomu nie trzeba było tłumaczyć, za jakim rozwiązaniem optuje.

***


Kilkanaście godzin później z nadprzestrzeni wyszła niewielka korweta Agava. Wyskoczyli w zaczącej odległości od przypominającego precel okrętu eks-konfederatów. Mostek jednostki nawiązał połączenie z kontrolą lotów by zaanonsować swoje przybycie i nie wzbudzić paniki. Korweta otrzymała przydział dwóch myśliwców, które eskortowały okręcik aż do samych hangarów. Po lądowaniu i dopełnieniu procedur, Quade stał jako pierwszy w kolejce do opuszczeniu pokładu. Tuż za nim stał Kerst, po którym nie było znać większych powikłań po postrzale. Poprzez Moc Jedi wyczuł ból, który odczuwał Paul, ale mężczyzna dobrze się maskował. Dobrze - potrzebowali twardych żołnierzy. Fakt, faktem, że Paul miał swoje wpadki podczas całej misji - ale z pomocą Mocy i zdaje się wrodzonego oporu, w ostatniej chwili uratował stocznie. Za to należała mu się pochwała. Quade, przestawił się na powrót na model żołnierski, toteż odpowiedział salutem na salut i rozstał się z załogą. Duch już wiedział, że ich misja zakończyła się sukcesem - mimo wszystko musiał zdać raport i pomóc w zdecydowaniu co dalej. Miał też z resztą do pogadania z Telemachusem, Quornem, Jainą i pozostałymi osobami decyzyjnymi. Nim jednak miało to nastąpić - udał się do swojej kwatery.

***


Po doprowadzeniu się do porządku Quade wyruszył na poszukiwanie. Z centrali dowodzenia uzyskał informacje, że Telemachusa i Quorna, ze względu na porę dnia powinien odnaleźć w kantynie. Tam też swoje kroki skierował. Przemierzając korytarze Ducha uwadze Mistrza nie umknął fakt powiększenia się stanu osobowego jednostki. Ruch w pomieszczeniach oraz na korytarzach był większy niż zwykle. Oznaczało to przybycie nowych rekrutów. Dobrze, Rebelia nabierała powoli rozpędu. Ogólny stan jednostki również wydawał się być lepszy niż w momencie, gdy ruszali na misję. Nie znał szczegółów - ale kilkananaście nowych osmoleń na pancerzu i ślady walki w hangarze wskazywały, że coś się wydarzyło podczas ich nieobecności. Maszerując przed siebie wyciągnął notatnik komputerowy i przejrzał raporty, które zalegały już od jakiegoś czasu. Koniec końców nadal pełnił funkcję dowódcy jednostki - przynajmniej tak było do momentu odlotu z Ducha. I wygląda na to, że na razie nic się nie zmieniło. Przejrzał doniesienia o nowych rekrutach, o ataku piratów, poniesionych stratach, przyjęciu kilku korsarzy na służbę. Jego uwagę przykuła informacja o stadzie Gammorean, który przywodził niejaki Gweek. Odegrali oni znaczącą rolę w obronie Ducha. Ciekawe były również wzmianki o droidzie serii IG, który z morderczą precyzją eliminował najeźdźców i również wsławił się podczas obrony. Kolejny blaszak - pomyślał cierpko - ciekawe jak poradził by sobie z droidem, z którym przyszło mierzyć się jemu i Kerstowi. Zdecydowanie był by to spektakularny pojedynek. Ruchem ręki zamknął czytany dokument i otworzył kolejny. Kittani Levfith - obiecując pilotka, która również miała swój udział podczas bitwy. Pilotowała Y-winga w parze z innym zielonym rekrutem. Wyszli cało z bitwy, co było sporym sukcesem jak na świeżaków. Quade przyjrzał się zdjęciu kobiety odrobinę dłużej niż było to konieczne. Była podobna do kogoś mu znanego. Uśmiechnął się smutno i zamknął raport. Ciekawe informacje odkrył mu raport na temat Nicci Frost. Tym bardziej intrygowała go informacja, że trafiła pod opiekę Jona. Czyżby Antilles przyjął drugiego ucznia? Więcej szczegółów dowie się zapewe gdy Rada zbierze się po raz kolejny. Był pewien, że kwestia Mirax zostanie poruszona jeszcze nie jeden raz.
Nie długo później Quade wszedł do kantyny Czterorękiego. Ruch był spory, ale bystrym oczom byłego pirata nie trudno było wyłowić spośród zebranych, interesujących go postaci. Dostrzegł Quorna w towarzystwie niebieskoskórej Chissanki, dostrzegł również Kersta, osławionego Wodza w Boju Gweeka, pilotkę Kittani, Telemachusa. Ku temu ostatniemu skierował swoje kroki. Stanął przed mężczyzną i oddał mniej oficjalny salut niż zwykle.
-Mniej lub bardziej oficjalnie melduję zakończenie misji powodzeniem, bez strat własnych - powiedział bez większego przywitania. Nie chciał wdawać się w szczegóły w kantynie. Nie było to odpowiednie miejsce na takie dywagacje. Ale skoro już tu był, postanowił nie odmówić sobie przyjemności z zamówienia czegoś smacznego. Po trudach misji nie pogardził by również kuflem czy dwoma dobrego piwa.
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Nicciterra » 5 Lip 2017, o 11:25

***

Wyrwana z zamyślenia uśmiechnęła się szerzej do Zeltrona. Miły gość.
- jak sobie pan życzy - powiedziała. Miała już iść.

***

Kolejni goście, jeden, za drugim. Podeszli do Telemachusa i Gamorreanina. Ludzie, znowu ludzie. Nie spotkała jeszcze żadnego ze swoich... To ostatnie jednak jej nie dziwiło, choć miała nadzieję, że któryś z kolejnych gości lokalu okaże się jej krewniakiem. Wieczorami, wolna od treningu czy od pracy rozmyślała, jak tam jest w jej domu. Czy przyjęli by ją z powrotem? Czy dialekt ich języka przez te lata też się zmienił? Czy nadal byli sojusznikami imperium? Co jeśli przyjdzie jej spotkać się z nimi na przeciwnym froncie? Ten wątek martwił ją bardzo... zawsze jak tylko o tym pomyślała.

Skupiła się jednak na tym co teraz. Quorn wgryzał się w kolejną kanapkę, a Pan Cztery Ręce kiwnął głową. Nicci ruszyła w stronę nowych gości.

- Panowie może się czegoś napiją, czy coś zjedzą? - zagaiła, czekając aż się obrócą, ku niej. Pierwszy mężczyzna wydawał się być przyjaźnie nastawiony. Drugi zaś... Kobieta drgnęła nerwowo, lecz opanowała się na czas. Najwidoczniej kolejny Jedi, mogła to ustalić po tym jak patrzył na nią, niezwykle badawczo i ponadczasowo. Jak na Jedi przystało. Ten jednak zdawał się różnić od pozostałych, jakich do tej pory spotkała. Wewnętrzne alarmy zawyły, jej pięści zacisnęły się. Postanowiła jednak skupić się i nie przegrać tym razem batalii ze samą sobą. Rozluźniła dłonie, a jej twarz przybrała neutralny wyraz.
- Mistrzu Jedi - ukłoniła się i wyprostowała - to dla mnie zaszczyt.
Image
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Kittani Levfith » 5 Lip 2017, o 12:55

Czy ta rasa na każdym kroku miała jedynie flirt w głowie? Kittani czasami nie mogła wyjść z podziwu, jak silna w Zeltronach zdawała się być potrzeba sprawienia komplementu czy rzucenia lubieżnego uśmiechu, często w kierunku kogoś zupełnie nieznanego. Było to częścią zarówno ich gatunku jak i całej kultury, jednak dla kogoś postronnego - szczególnie człowieka - zdawało się to być wręcz nienormalne. Powstrzymała się od skomentowania tego porozumiewawczym uśmiechem skierowanym w stronę Chisski. Poprzestała jedynie na zasłonięciu sobie ust dłonią jak kultura nakazywała w przypadku delikatnego kaszlu, który skutecznie stłumił uśmiech. Pokazała jedynie palcami zza Aylego, że modyfikuje zamówienie na dwa piwa. Przecież nie będzie tak siedziała o suchym pysku i patrzyła na to, jak jej wspólnik zjada smaczny posiłek i popija piwem. Szybko jednak rozmowa powróciła na właściwie tory a perspektywa nadchodzącego trunku napawała nadzieją.
- Podejrzewam, że to dla Ciebie. Od Gweeka - wskazała dłonią na broń, którą knur zostawił na stoliku. Dosyć osobista forma napiwku, jednak stanowiło to miły gest z jego strony. Brunetka zwróciła uwagę, że w kantynie zaczyna się robić tłoczno... A chciała jedynie zjeść śniadanie wraz z Borskiem. Teraz miała dziwne uczucie, że połowa ,,Ducha" znajduje się właśnie tutaj, gdzieś pomiędzy jednym a drugim stolikiem. I to ta lepiej jej znana połowa, chociaż przez ten okres zdążyła już się zaznajomić ze wszystkimi pilotami biorącymi udział w bitwie. Brakowało jedynie Jainy, jednak w jej mniemaniu przywódczyni Rebelii była zbyt poważna jak na klimat panujący w kantynie i miała większe zmartwienia na głowie, którymi powinna się zająć w pierwszej kolejności.

Powróciła wzrokiem do Zeltrona, uważnie wysłuchując jego relacji z Tatooine. Ciekawe, jak teraz wygląda... Pewnie przez ten czas zmężniał i wyglądał już dość poważnie w oficerskim mundurze. Szkoda tylko, że w barwach Imperium.
- Będziemy współpracować. I to o wiele szybciej, niż myślisz - Kittani widziała na jego twarzy jak powoli wstępuje ten szerszy uśmiech. - W ramach działań Fenna oczywiście - sprostowała szybko. Uderzyła kila razy paznokciami o blat stolika wzdychając ciężko. To oczywiste, że miał wobec niego taki stosunek - w końcu to przed nim uciekali z Tatooine i to on chciał ich zabić. Przynajmniej tak to wyglądało dotychczas.
- No właśnie nie wiem, czy aż tak zwinnie udało mi się uciec czy przyłożył do tego rękę... - widząc zwątpienie na jego twarzy kontynuowała. - Okazuje się, że to mój dawno zaginiony i podobno nieżywy brat. Sam stanowisz najlepsze świadectwo tego, że żyje i ma się całkiem dobrze w szeregach Imperium. On natomiast z pewnością wiedział kogo ściga i może to właśnie jemu zawdzięczam ucieczkę z Tatooine. Niezła ironia losu, co? Uciekać przed swoim wybawicielem. Jeżeli przejął od kogoś to śledztwo zrobił to z pełną świadomością tego, czego ono dotyczy. Imperium musiało przejrzeć jego zamiary i wysłać na Felucję. Chociaż o zamiary się tutaj rozchodzi najbardziej... - westchnęła cicho, zastanawiając się czy jej towarzysz cokolwiek z tego zrozumie. - Osobiście podejrzewam, że wodzeniem ich za nos sprowadził na siebie gniew wszystkich oficerów a może nawet i samego Imperatora. Posługują się teraz nim i rodziną jak przynętą. Dlatego nie mogę tam polecieć, dopóki Ty nie przywieziesz jakichkolwiek informacji które mogą się nam przydać. To za duże ryzyko. Borsk jest podobnego zdania co ja - postanowiła dać mu trochę czasu, aby przyswoił sobie taką ilość informacji i uporządkował je w jakiś sposób. Ciekawiło ją, co Telemachus powie Gweekowi na temat jego powrotu na Gamorrę. Powinien zrozumieć jego sytuację, chociaż knur wraz ze swoim klanem stanowił teraz istotną siłę Rebelii. Dopiero teraz zauważyła, że do tej osobliwej dwójki dołączyły kolejne osoby. Nie kojarzyła ich z dotychczasowego pobytu tutaj, jednak ich rozmowa z oficerem wskazywała na to, że byli tutaj jeszcze przed jej pojawieniem się na statku. Do jednego z nich podeszła znana jej już kelnerka. Tym razem zachowywała się zupełnie inaczej, niż dotychczas. Odnosiła się do mężczyzny z szacunkiem godnym najwyższego rangą, gdzie ona była zwykłym parobkiem. Ściągnęła brwi do środka, jakby niepewna słów które usłyszała. Mistrzu?
- Hej, co sądziłeś o Jedi przed pojawieniem się tutaj? - zapytała Zeltrona, ciekawa czy tylko ona uległa propagandzie Imperium i zwyczajnie nie wierzyła w ich istnienie w Galaktyce. - Mirax też nią jest? Czy jeszcze się nie określiła ze stroną Mocy, dlatego jest taka niebezpieczna? - ponownie przypomniały jej się słowa Jainy dotyczące jej osoby. Ona też podobno według Mistrzyni była gdzieś pośrodku.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Rafael Rexwent » 5 Lip 2017, o 16:29

Dopiero jak Gamorreanin się odwrócił Paul mógł go dostrzec w całej okazałości. Czy raczej – w całej, wielkiej i masywnej okazałości. Ależ to bydlę jest szerokie. Jednak uwagę mężczyzny przykuły głównie dwie rzeczy – pierwszą był brak jednego oka u stojącego przed nim osobnika, co jednakże z nawiązką nadrabiało łypiące złowrogo ślepie o przekrwionym białku. Nie mniej intrygująco działał widok czegoś, co miało chyba zastępować ucho. Tak przynajmniej zgadywał Paul, a nie miał zamiaru pytać o to Gamorreanina, by potwierdzić swój domysł.
Przez chwilę jeszcze Kerst spoglądał bez wyrazu na Knura, by nagle doznać olśnienia. Fragmenty zasłyszanych plotek, wyłowionych anegdotek i rozmówek zaczęły się dopasowywać i momentalnie dostarczyły mężczyźnie przypuszczenie – to jest ten przywódca Gamorrean, który podczas drugiej bitwy o „Ducha” odważnie stawił czoło piratom i ponoć poniósł ciężkie rany. Ale Paul nie wierzył bezgranicznie we wszystko co mówiły plotki. Co nie zmienia faktu, że widok opasłego cielska bardzo szybko zmienił nastawienie do opowieści o Wodzu Świniaków. Twarz żołnierza nie zmieniła wyrazu choćby o jotę, nadal prezentując zebranym łagodny uśmiech. Ale pod spodem instynkt już zaczął pulsować czerwonym światłem i komunikatem „Wzrasta ryzyko dostania w mordę”. Na szczęście wyglądało, że Pan Knur nie próbuje zadać ciosu, albo sięgać po broń.

- Bo lata po sali nie patrząc na nikogo i mało się ze mną nie zderzył. - Żołnierz wyjaśnił powód rzeczy łagodnym, wręcz serdecznym tonem. Trzeba przyznać, że Paul wolał nawet nie próbować odpowiedzieć ostrzej, bo co jak co, ale dostanie lepy w ryj od masywnego Gamorreanina nie jest czymś godnym zapamiętania.
- A szanowny Pan Knur, to chyba osławiony Wódz Gweek, jak mniemam? - Kerst postawił wszystko na jedną kartę, ale kartę nasączoną szacunkiem i kulturą w stosunku do rozmówcy. Jeśli już miałby otrzymać od blisko dwumetrowej istoty cios, to raczej za źle dobrane słowa lub zły humor Gamorreanina, niż za poziom kultury. Ale jak to mówią – kto nie ryzykuje, ten ma wszystkie zęby... Czy jakoś tak to szło.

Czekając na odpowiedź Gweeka (będąc gotowym na wykonanie ewentualnego uniku) Paul dostrzegł idącą w jego kierunku Chisskę. Dosyć ładną co warto odnotować. A może to po prostu efekt tego, że jeszcze przed chwilą patrzył na Gamorreanina, który z urokiem osobistym miał wspólnego tyle co smok Krayt z pomocą humanitarną.
Pytanie i uczynny ton wskazywały na to, że podczas nieobecności Kersta Pan Czteroręki zatrudnił sobie kelnerkę. No i jak tu nie lubić Besaliska? Może jeszcze parę tancerek by się przydało, ale to pewnie pozostanie w strefie marzeń. W końcu to nie lokal na Nar Shaddaa, ale główny ośrodek życia towarzyskiego Rebeliantów. A to wymaga trochę wyższego poziomu kultury! Dlatego trzeba parę nagich tancerek. Znaczy... dobra, nie było tematu.
- Panienka mogłaby przynieść mi drinka? - zwrócił się ciepło do Chisski. Widok jej rasy nie wywołał zdziwienia, czy uniesienia brwi. Jak się w życiu widziało Ithoriana skrytobójcę, albo Kushibana obsługującego ciężki samopowtarzalny karabin blasterowy to niebieskoskóra kelnerka jest czymś normalnym.
- Obojętnie jaki, byleby smakował. Ufam Pani gustowi – Paul lekko pogłębił uśmiech, ale tylko nieznacznie, by nie przedobrzyć. Szczerzenie się jest nieefektywne przy kontaktach z innymi istotami. Po chwili przeniósł wzrok na powrót na Gweeka, w oczekiwaniu na jego odpowiedź. O ile się odezwie.
Image

"Nie wahaj się powiedzieć ludziom na których ci zależy o uczuciach żywionych do nich. Bo jutro może ich tam nie być." ~ Akagi

"If you do not fight now, then when will you?" ~ Type-005
Awatar użytkownika
Rafael Rexwent
Gracz
 
Posty: 290
Rejestracja: 7 Lis 2014, o 17:01

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Gweek » 5 Lip 2017, o 20:48

- Trzeba było dać po łbie zepsutej kuli łajna... Należało się - za te krzywe tłumaczenia. - odpowiedział w huttese licząc na znajomość języka używanego w mniej cywilizowanej części galaktyki, czyli pod władaniem przerośniętych oślizgów. Miał chłop czelność i odwagę wskoczyć między whisky a piwo, bądź nie zdawał sobie sprawy z kim ma do czynienia. Może lekcja pokory nauczyłaby go cierpliwości, że nie należy się mieszać między dwie istoty chcące porozmawiać w miarę spokojnie, o ile się da w tym miejscu. Do Telemachusa był drugi w kolejce. Uprzedził go jakiś wojskowy, co to do pustej głowy salutował. Aż śmiać mu się zachciało. Głuchy rechot rozległ się z wnętrza, głównie z przepony i brzucha. Trudno było określić czy to z Kersta czy z pseudo wojaka Caleba. Lustrował postać przez sobą, świdrując dziurę w czole człowieka. Nie był ani stary, ani młody. Taki hmm jak człowiek. Normalny, zdrowy i pewny siebie. Miał jajca by zagaić rozmowę. Większość mieszkańców frachtowca unikała bezpośredniego kontaktu lub ograniczając go do minimum w stosunku do zielonej gromady. Może ten zapach lub opowieści i plotki o jego pobratymcach robiły wrogą robotę.
- Noo ba! Ten sam. - teraz okaże się czy człek miał odwagę czy głupotę, kontynuując w języku huttow. Rozmówca może znał się na anatomii i budowie aparatu mowy gamorrean, chcąc sprowokować rozmowę w tym właśnie języku. Może w życiu spotkał się z tym językiem i nawiązać będzie można dłuższą konwersacje. Coś chciał od Gweeka, a ten mógł zasięgnąć języka "co jest trzy" na tym statku. Przydałby mu się ktoś zorientowany w sytuacji i okrętowych mezoliansach oraz dysponujący niezbędnymi mu informacjami. Może uda się wykorzystać jegomościa nie seksualnie oczywiście ale koneksje i wpływy. Potrzebował kilku rzeczy by się w nie zaopatrzyć.

Poczekał, aż Nicci przyjmie w drodze zamówienie, skinając głową na znak, że słyszała i zanotowala coś dla kolejnego, życzliwego jej klienta. Machnął ręką, ażeby poszedł za nim i usiadł. Kochał być pionkiem, nikt nie zwracał na niego uwagi i skupiał wzroku na dłużej. Jakby chciał to by mógł wybierać który stolik chce i wypędzić samą swą obecnością jedzacych lub pijących klientów Pana Cztery Palce yyy Ręce. A tak? Zaczął robić karierę i już musi lecieć, więc sobie wrogów robił nie będzie. Obrał za punkt obserwacyjny stół przy ścianie by widzieć wszystko co przed nim i na bokach.

Był drugi w kolejce do Telemachusa. Przed nim był każdy, kto tylko podszedł do Gweekowego szefa. Widać był głęboko w du...żym zamyśleniu. Wpatrywał się raz w jedno raz w drugie oko swego rozmówcy. Mierzyli się wzrokiem przez chwilę, ani jeden ustąpić nie chciał i spuścić wzroku. Nie wiedząc jak zacząć, odezwał się pierwszy:
- Jest sprawa... - wielce liczył na znajomość tej plugawej mowy u Kersta nie dając mu dużego wyboru. Najwyżej trudno. Oczko znów mu naubliża i nie będzie miał jak się nawet odgryźć.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Caleb Quade » 6 Lip 2017, o 08:50

Nim Telemachus raczył odpowiedzieć pojawiła się kelnerka, aby przyjąć nowe zamówienia. Niczym przywołana myślą, czy też tęsknym burczeniem brzucha Caleba, zjawiła się w najlepszym momencie. Odwrócił wzrok od swojego rozmówcy i zawiesił go na Chissance. Gdy to nastąpiło przez jej twarz, jak i aurę przepłynęła pełna paleta uczuć. Od zaskoczenia, przez złość i strach, na maskowanej neutralności skończywszy. Dziewczyna potrafiła znakomicie się maskować, ale Caleba nie tak łatwo można było zwieść. Próbowała skryć swoje uczucia gdzieś głęboko, na dnie, tak aby nikt ich nie odkrył. Quade uśmiechnął się z lekka. Nie miał zamiaru wypytywać czy badać jej na siłę. Każdy miał swoją przeszłość, mroczniejszą lub jaśniejszą - były pirat był tego żywym przykładem.
Sposób powitania i okazywany mu szacunek rozbawiły mężczyznę. Długo dumał nad tym czy jest Mistrzem - w pewnych aspektach nie miał wątpliwości, że tak, w innych raczej nie postawił by siebie nikomu za wzór do naśladowania. Nie, za dużo w życiu przelał krwi. Za dużo złych rzeczy zrobił. Zbyt wiele żyć odebrał. I choć zawsze robił to w słusznej - w jego mniemaniu sprawie - fakty niezbicie mówił przeciwko niemu. Bardziej był mordercą jedi niźli mistrzem. Uśmiechnął się na wpół rozbawiony i mruknął:
- Nie ma potrzeby zwracać się do mnie tak oficjalnie - rzucił i mrugnął okiem pojednawczo. Wysłał też ku dziewczynie delikatny, uspokajający impuls Mocy. Nie miał złych zamiarów i nie chciał ażeby kolejna osoba się go bała.
- Chętnie zjemy coś pożywnego - po racjach wojskowych przyda się drobna zmiana w diecie. Nie pogardzimy również kuflem piwa - złożył zamówienie, po czym ściągnął kapelusz i usiadł przy stoliku. Położył ręce na blacie, po raz kolejny pokazując, że nie ma złych zamiarów i spojrzał na powrót na Telemachusa.
- Przydał by się nam tutaj Quorn - dodał i po raz kolejny zwrócił się do Nicci:
- Będę zobowiązany jeśli zaprosisz naszego Geonosiańskiego przyjaciela do stolika -
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Quorn » 6 Lip 2017, o 14:13

Caleb

Rozmowa z Telemachusem była krótka i raczej zdawkowa. Oboje wiedzieli, że wszystkie potrzebne szczegóły znajdą się w stosownym raporcie. Zamiast tego posiedzieli trochę przy stoliku z piwem i oddali się najzwyklejszej w świecie rozmowie o wszystkim i niczym. Żadne z nich nie przyznało tego przed sobą, ale te kilkanaście minut spędzonych przy kuflu piwa było najnormalniejszymi i najspokojnieszymi chwilami w ich dotychczasowym życiu. Niby oboje czekali za przyjściem Quorna, niby każde z nich miało masę rzeczy do zrobienia jednak, tak krótka chwila była im niesamowicie potrzebna.
Z rozmowy potwierdziło się to co Caleb już zdążył wywynioskować. Od jego wyruszenia na misję stan liczbowy załogi Hulka uległ zwiększeniu i wszystko wskazywało na to, że wkrótce ulegnie dalszemu wzrostowi. Dowiedział się też o planach Jainy wobec szkolenia rekrutów (poziom dyscypliny militarnej był różny u poszczególnych jednostek i trzeba koniecznie było coś z tym zrobić, bo – jak mówił Telemachus – nie zawsze będziemy mieli pod ręką Ciebie, Brimlocków lub Gweeka). Przez chwilę dyskutowali też o udziale Paula Kresta w misji i jego zaangażowaniu dla sprawy Rebelii. Najemnik choć w kluczowym momencie wykazał się w niebywały sposób nadal pozostawał najemnikiem. Caleb wyczuł, że Telemachus chciał użyć określenia "tylko najemnikiem" ale w ostatniej chwili ugryzł się w język.
Rozmowa zakończyła się w momencie gdy do ich stolika podleciał Quorn (przeleciał nad wszystkimi ludźmi; w kantynie zrobił się nie mały tłok. Załoganci, którzy akurat mieli wolne zalegli w kantynie licząc na to, że uda im się dowiedzieć coś więcej od głównych bohaterów rebeli.
- No jesteś wreszcie. - Powiedział Telemachus do geonosiańskiego mechanika, który wiercił się na krześle szukając najwygodniejszego dla siebie ułożenia ciała. Krzesło nie chciało współpracować za bardzo i chwilę to trwało.
- Już? Usiadłeś w końcu? - mruknął żołnierz.
- Taaak. Taaak. Quorn już siedzi. Tak. - Jego mechaniczne oczy wysunęły się i zmierzyły postać Caleba. Kapitan statku i jego Pierwszy mechanik mieli okazję pierwszy raz oglądać się z bliska.
- Quorn, to jest Caleb Quade – Telemachus wskazał ręką Jedi – oficjalny dowódca Hulka w razie gdybyś jeszcze tego nie wiedział. Caleb a to Twój Pierwszy mechanik. Mamy..
- Quorn to lubi... Taaak.
- Tak Quorn? Co lubisz – zapytał odrobinę zrezygnowany Telemachus.
- To, że jest pierwszy. To takie dobre słowo. Quorn lubi dobre słowa.
- Cieszymy się Quorn. Caleb, on wbrew pozorom jest całkiem sprytny jeżeli chodzi o ten cały mechaniczny cyrk. Dobra. Quorn zdaj raport. Ja muszę pogadać z Gweekiem. Chyba coś chce bardzo mocno. - Telemachus wstał od stolika i ruszył w stronę Gamorreańskiego wojownika, który w zupełnie nienachalny sposób przyglądał się siedzącej przy stoliku trójce.
- Eeee... to tak. Q4 wyświetl hologram hulka i stan podstawowych systemów. - Kulisty droid repulsorowy z trzema ramionami, który zawsze towarzyszył Quornowi wylądował na stole i ponad pustymi kuflami piwa wyświetlił obraz statku. W błękitnych obrysach widać było wyraźnie kolory czerwone, żółte i zielone. Caleb od razu dostrzegł, że zielonego było najmniej.
- Jak widać, zielonego jest najmniej. - Rzucił Quorn - To źle, Panie kapitanie. Hulk ma już sprawne główne systemy komputerowe ich integracje Bogg ocenia na poziomie 95 procent. To dużo jak na tak starą jednostkę. Niestety wydajność ta zacznie spadać w miarę jak Quorn i droidy zacznie uruchamiać poszczególne podzespoły. Praktycznie nie ma już oryginalnych części dla wielu podzespołów i trzeba będzie używać zamienników z podobnych jednostek lub budować własne rozwiązania. A to oznacza problemy z integracją z system statku. Bogg być może ta radę wprowadzać modyfikacje do systemu tak by maksymalnie zwiększać jego wydajność ale nie będzie to ani szczególnie szybkie działanie ani też szczególnie efektywne. Ale to problem na później. Póki co Quorn utrzymuje poziom bliski 95 i co najważniejsze. - Quorn na chwilę zawiesił głos i uśmiechnął się swej groteskowej parodii uśmiechu – Utrzymuje go przy uruchomionym i sprawnym hipernapędzie. Taaaak. Quorn naprawił hpiernapęd! I Quorn zrobił to całkiem sam. Sam wymślił! Jest pierwszy mechanik nie bez powodu! On a nie głupi Mat! Brakuje jeszcze tylko kilku ostatnich testów do potwierdzenia, ale wszystko zapowiada się dobrze! Co najważniejsze, wszystkie potrzebne części były na hulku więc można mówić o dużym szczęściu. Jest tylko problem z paliwem. Damy radę skoczyć w jakies inne miejsce, i to nawet niezbyt daleko, trzeba wymyślić gdzie. Tak mówił Telemachus. Mówił, że robalia musi stąd spierdalać bo przyleci imperium i będzie po robalii. Quorn się zgadza. Za duży statek nie może stać w jednym miejscu.
- Ciągle są problemy z uzbrojeniem i tarczami. W zasadzie tarcz nie ma. Quorn wyłączył. Za dużo błędów po ostatniej walce. Za dużo przeciążeń i pożary na instalacjach. Złe rzeczy tu się działy jak nie było Quorna. Złe. Trzeba zdobyć nowe tarcze i dokonać totalnego przeglądu instalacji i generatorów. Uzbrojenie trochę działa ale sytuacja wygląda podobnie. Piraci, którzy tutaj żyli wykorzystywali generatory do innych głupich rzeczy i popsuli je do końca.

Gweek
Telemachus wysłuchał dokładnie słów Gweeka. Starał się przy tym zachować wyjątkową powagę i cierpliwość; ogólnie sposób komunikacji gamorreańskiego lidera nie był zbyt precyzyjny i szczególnie szybki a biorąc pod uwagę jego poddenerwowanie sytuacją ciąg myśli ubrany w słowa zdawał się być wyjątkowo chaotyczny. Telemachus jednak wysłuchał wszystkiego w spokoju samemu podstawiając Gweekowi stosowne słowa gdy ten się zawieszał. Robił to w spokoju i z pełnym szacunkiem. Gweek zasłużył sobie na to.
- Rozumiem Cię Gweek – powiedział w końcu Telemachus gdy Gweek skończył i wpatrywał się swoim jednym ślepiem w swego dowódcę wyczekująco. - Polecisz tam. Co prawda daj nam dzień góra dwa na reorganizację planów. I nie denerwuj się, tylko posłuchaj mnie uważnie. Wulkan na Gamorrze i tak miał wysoki priorytet na naszej liście zadań, ale wobec tego co mi przed chwilą powiedziałeś wskakuje jeszcze wyżej. Chcieliśmy tam posłać techników i kilku naszych specjalistów militarnych by ocenić bazę pod kątem naszych potrzeb i ewentualnie rozpocząć jakieś przygotowania do adaptacji. W takiej sytuacji jednak będę musiał zorganizować wyprawę szybciej. Dzień – góra dwa - to i tak będzie za mało, ale musimy jakoś to rozegrać. Nie wypuszczę Cię wcześniej ze względu na protkoły bezpieczeństwa. Wykorzystaj ten czas. Niezależnie od tego ile osób uda mi się zorganizować do tej wyprawy wyruszysz. Jainą się nie przejmuj, przekonam ją. Postaram się też wytypować odpowiednich ludzi, którzy mogliby pomóc w Twojej misji. Wytrzymasz tyle? Wiem, że może to być dla Ciebie trudne.*
Ogólnie trzeba by w tym momencie wspomnieć, że obecność gamorreańskiej bandy na hulku miała wielką wartość edukacyjną. Choć ciężko było jednozacznie zerwać ze stereotypem tępego osiłka to jednak wielu rebeliantów zaczynało inaczej postrzegać knurzych wojowników. Zaczęto dostrzegać w nich pewną mądrość nie osiągalną dla przeciętnego zjadacza galaktycznego chleba. Już samo to, że członkowie bandy zaczynali być rozpoznawalni z imienia o czymś świadczyło.




Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Quorn
Gracz
 
Posty: 1045
Rejestracja: 2 Lis 2015, o 17:50
Miejscowość: Zakupane

PoprzedniaNastępna

Wróć do Lucrehulk "Duch"

cron