Content

Lucrehulk "Duch"

[LH Duch] - Koniec i Początek

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Nicciterra » 7 Lip 2017, o 21:00

Uśmiechnęła się, a do sterty naczyń dołączyła duża maczeta Gweeka. Pośrednio dowiedziała się jak Gamorreanin się nazywał. Oznaczało to, że to on był wodzem bandy knurów. Jeszcze raz pogratulowała sobie w duchu, za to że go przeprosiła. Z wpływowymi istotami lepiej trzymać dobre relacje. Myślała o tym, żeby naprawić broń, ale to w wolnej chwili, o ile tylko Quorn udostępni jej pracownię...

***
- Jak sobie życzysz. Przygotuję coś specjalnego. Quorn wkrótce przyjdzie. - odpowiedziała mistrzowi nieco sztywno, po czym pochyliła głowę na znak zrozumienia. W jej życiu od zawsze dominowały takie aspekty jak hierarchia i dyscyplina, to też nie zmieniła tonu, uznając, że rozmówca ma po prostu dobry nastrój. Nie mogłaby się tak od razu spoufalać, nie z użytkownikiem mocy. Nie z jej ogranicznikami. Mogła by źle zinterpretować intencje.

Przyjęła, wnet zamówienie od rebelianta i kiwnęła głową. Na drinkach to ona się nie znała najlepiej, ale czteroręki ją wyręczy. Ruszyła z powrotem za ladę

- Quorn, kogo znowu obgadujesz? - rzuciła widząc "tą minę" i słysząc syczący śmiech Robala, który najwidoczniej dobrze się bawił.
- Telemachus i mistrz jedi Cię potrzebuję, lepiej żebyś do nich teraz podskoczył - wskazała palcem za siebie.
- Kolejne zamówienie, biorę na siebie, a i Rebeliant zażyczył sobie jakiegoś specjalnego drinka - powiedziała do czterorękiego, a ten nadal roześmiany, przytaknął głową.

"Praca i praca..." Pomyślała, po czym poszła pozmywać. Niby lepiej, bezpieczniej, ale jakoś miała za dużo czasu by myśleć... tęskno jej było do domu, coraz bardziej wyobrażała sobie jak tam może być. Choć jeszcze nie wiedziała, co w najbliższym czasie przygotował jej mistrz. Ciekawe czy się ucieszy, jak pochwali się swoim postępem...

Jakby co Nicci domyślnie przyniesie wam co tam chcecie. Zaczepcie fabularnie, jak mam coś jeszcze pisać. Póki co kończę.
Image
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Ayle Dara » 8 Lip 2017, o 01:35

Zeltron nie specjalnie zdawał się skupiać na swoim otoczeniu. Momentami jednak wyłapywał kątem oka kolejne postaci. Większości z nich tak naprawdę nie znał. Tak naprawdę nie musiał. Znajomość struktur oraz członków rebelii nie powinna mu się zbyt szybko przydać. W końcu wysyłany był w teren jako agent Fenna. Będąc sceptycznie nastawionym do całej historii z Jedi oraz przywództwa Jainy nad całą inicjatywą, znalazł doskonały sposób na odcięcie się od tego wszystkiego. On miał do przeżycia własne przygody, a zabawę w wojsko pozostawił reszcie.
- Nie ma potrzeby się ograniczać, jestem otwarty na wszelkie formy współpracy - odpowiedział z uśmiechem. Starał się utrzymać całą konwersację w raczej lekkim, nieco żartobliwym nastroju, pomimo raczej poważnej tematyki - Na przykład, gdy ktoś z załogi ci podpadnie, daj znać. Znam kilka fajnych sztuczek. Możemy go oskubać w karty czy coś takiego.
Chwilę później wysłuchał rąbka historii z perspektywy Kittani. Obdarzyła go kilkoma informacjami, które dawały mu lepszy wgląd na całą sprawę. Jednocześnie uwydatniały kilka problemów, na które trzeba było uważać na Felucii.
- Nie obraź się, ale nie zazdroszczę ci braciszka. Facet może i jest całkiem sprytny, na nasze nieszczęście, ale przy okazji bezwzględny. Bez mrugnięcia okiem wykorzystał sytuację i rozniósł bazę Fenna na kawałki. Nie wiem, jak go zapamiętałaś, ale to zdecydowanie nie jest miły człowiek. Z tego powodu nie traktowałbym go w żadnym stopniu jako wybawiciela. Nie mam pojęcia, dlaczego pozwolił ci uciec. Miał w tym jakiś cel, zapewne długo terminowy. Jestem jednak pewien, że nie zrobił tego z sentymentu oraz dobrego serca. Ale, od tego jestem tutaj ja! - po dłuższym, raczej smętnym monologu pozwolił sobie na nieco radośniejszy ton - Polecę na Felucię, zdobędę tonę informacji. Żaden problem. Co prawda kolejne spotkanie z Reesem może być dla mnie mniej ciekawe niż poprzednie, ale ja lubię ryzyko. Może zachowa się jak jeden z filmowych złoczyńców, wygada mi cały swój plan i pozwoli uciec, kto wie! Z innych spraw, często słyszę że mam nienaturalne szczęście (oraz niesamowity talent do wszystkiego, czego się dotknę), zatem po przylocie na planetę polecam bliski kontakt z moją osobą.
Gdzieś w międzyczasie tego dialogu na jego stoliku pojawiło się zamówienie, za które kulturalnie podziękował. Korzystając z chwili przerwy wpakował do ust porządny kawałek mięsa i zapił go piwem. Jego żołądek zdecydowanie ucieszył się z tego powodu. Gdy tylko przełknął, otworzył usta by odpowiedź na pytanie o Jedi. Wspomnienie o Mirax uciszyło go na kilka chwil. Nie przepadał za poruszaniem tego tematu. Zwłaszcza, że pytano go o to niezwykle często.
- No to po kolei... Jedi nawet w tej chwili są mi zasadniczo obojętni. Poznałem jedną, która i tak nie poświęciła mi zbytnio wiele uwagi. Mało prawdopodobne, aby miało się to zmienić - bycie w jakiś sposób pominiętym ewidentnie ugodziło jego dumę - Będę pomagać Fennowi i szczerze wątpię, abym jako agent miał okazję współpracować z wieloma osobami. Natomiast w przeszłości, nie obchodziło mnie to kompletnie. Urodziłem się w imperium, całe moje dotychczasowe życie przeżyłem w imperium. Przemycałem towar, grałem w karty... i robiłem różne, przyjemne rzeczy. Nic, co miałoby związek z Jedi. Natomiast Mirax... - Ayle wziął głębszy oddech, wstrzymując się jeszcze chwilę z odpowiedzią.
- Natomiast Mirax to co najwyżej zagubiona dziewczyna, rzucona ni z gruszki ni z pietruszki w wir wydarzeń - rzucił - Poza tym, nie sądzisz, że cały ten podział na ciemną i jasna stronę mocy jest... płytki? Bo co ma to niby reprezentować? Dobro i zło? Ha! Brzmi jak jakieś książkowe ideały, które nie mają żadnego odniesienia w rzeczywistości. Nikt nie jest perfekcyjnie dobry, czy kompletnie zły. Całe te filozofowanie na temat stron i innych wymysłów pozostawię więc naszej ukochanej przywódczyni.
Image
Awatar użytkownika
Ayle Dara
Gracz
 
Posty: 148
Rejestracja: 3 Sty 2015, o 19:48

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Tzim A'Utapau » 8 Lip 2017, o 15:10

Spotkanie rady

Jon w statycznym milczeniu odczekał, aż zostaną z Jainą sami. Wrósł w podłogę niczym antyczny Neti zapuszczający korzenie na lesistym świecie, splótł dłonie na przedramionach i mimo ciepła panującego na pokładzie okrętu otulił się szczelnie płaszczem jak całunem z liści. Oblizał wargi i wyrecytował z cicha starą pieśń.

Ze światem, który w ciemność już zachodzi

Wraz z całą tęczą idealnych snów,

Prawdziwa mądrość niechaj was pogodzi -

I wasze gwiazdy, o zdobywcy młodzi,

W ciemnościach pogasną znów!



- Boję się, Lady Solo - wychrypiał w końcu głosem tak suchym, jak gdyby odmawiał sobie spożycia wody od wielu dni. - Nie tego małego, żałosnego stworzenia, w którym widzicie straszną bestię. Dziewczę bez wyboru i bez pojęcia. Nie Imperium, które wszak ma swój cel, okrutny - tak, to prawda - ale klarowny i daleki. Wielki. Być może większy od naszego. Boję się nas.
Jon drgnął pod płaszczem, a ten zafalował od ramion do kolan niby korona na wietrze.
- Może i trzeba ją zabić. Może i nie mamy wyboru. Może w ten sposób faktycznie wypełnimy obowiązek Jedi. A może popełnimy jedynie ten sam błąd, który towarzyszy nam od pokoleń.
Jon Antilles odżył, niezgrabnie ruszył ku mistrzyni Jedi, spojrzał jej w oczy z żalem, a źrenice mu drżały.
- Bo sama przyznaj... ostatnim razem się to nie udało. Wspaniałe morderstwo w imię całej galaktyki. Gdy spojrzysz jutro w lustro, Jaino - Antilles zatrzymał się jeszcze przed wyjściem. - Gdy ujrzysz swą twarz na płaskiej tafli, stwierdzisz, że tak naprawdę widzisz twarz Mary Jade.

Mesa

A więc wysłano rzeźnika, by wymierzył sąd. Jedynym, co mógł zrobić, to ruszyć za nim.
Aż do samego końca... A dalej? Nie ma dalej.

***


Rebelianci. Jon tak naprawdę nie miał okazji poznać, kim są. Jacy są. W kolorowym otoczeniu czuł się niczym w portowych kantynach, zbiorowiskach występku, do których to tak chętnie ciągnęły szumowiny na Nar Shaddaa, Tatooine, Ryloth czy Cyrkonie.
Było w nich coś swojskiego, może nawet bezpiecznego. Ta różnorodność, zapachy, ubrania, ten cały bezład i lekkoduszność. Kosmiczny cyrk, dżentelistoty niemające prawa się poznać, wyrwane z własnych światów, próbujące razem zbudować coś, co nie ma szans, aby przetrwać. A mimo tego czuli względem siebie coś, co przypominało więzy... rodziny?
Jon pozdrowił Nicciterę. Właśnie. Jeszcze jedna sprawa, którą nie wiedział, jak rozwiązać.
Bez słowa i bez przywitania zajął miejsce przy stoliku Caleba. Nie dlatego, że szukał konfliktu. Wręcz przeciwnie. na dobrą sprawę, nie miał jeszcze ani razu możliwości, by porozmawiać z nim mniej oficjalnie, w sprawach innych, niż ratowanie galaktyki albo aroganckie decydowanie o tym, jak poukładać wszechświat.
Poza tym Jedi, jak nieszczęścia, chodzą parami.
Image

Postacie archiwalne:
Image
Image
Tau z Lakonów - stoczniowiec, infant Fondoru
Sate Nova (ERG 1212) - imperialny gwardzista
Asa-Lung - zmiennokształtny
Korjak z Malastare - Feeorin, windykator Czarnego Słońca
Awatar użytkownika
Tzim A'Utapau
Gracz
 
Posty: 1589
Rejestracja: 4 Lis 2010, o 20:34

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Gweek » 9 Lip 2017, o 05:42

Porwanie - jak sama nazwa wskazuje, jest czymś zupełnie odmiennym niż morderstwo, zabójstwo, zabicie czy też inny czasownik określający odbieranie życia. Dochodziło do niego by osiągnąć jakiś wcześniej zamierzony cel np. okup lub zwabienie w pułapkę. Najprostszy z wniosków cisnął mu się na wary, ale ugryzł się w ozor. Przecież mógł lecieć i nikt go nie powstrzyma. Choćby miał sobie wyrąbać drogę na Gamorrę to tak uczyni.
Dwa dni. Tyle miał koczować na statku wiszącym w zimnej pustce przestrzeni. Powoli godził się z możliwością spóźnienia ale i tak od niego nie zależało kiedy wyruszą. Nie znał się na pilotażu, a skoro został uziemiony na tak długo to chociaż czas dobrze wykorzysta na odpowiednie zaopatrzenie we wszystko czego może potrzebować w najbliższych dniach. Środki ochrony osobistej schodzą na drugi plan, natomiast narzędzia mordu przydadzą się bardzo w tej trudnej chwili. Ten, kto dopuścił się porwania Nurry gorzko tego pożałuje. - Nie ma litości. Jest kara. [/b] . Ponoć uczynki wracają do osoby je czyniącej. Miał nadzieję, że role się odwrócą i to on stanie po stronie decyzyjnej, co zrobić z ofiarą. Nie miał złudzeń. Jeśli będzie za późno to chyba oszaleje. Każda chwila zwłoki oddalała go od ukochanej. Mógł jedynie uzbroić się w cierpliwość lub najlepiej jak mógł. Tak też zamierzał. Dlatego też siedział z tym oto człowiekiem aby się dowiedzieć gdzie co trzymają. Splądruje magazyn uzbrojenia jeśli takowy posiadają. Trzeba mu było kilku rzeczy, a Kerst miał możliwość wyjawienia Gweekowi "co jest pięć" na tym przerośniętym hangarze.
[i]- Jest taka sprawa. Szeroka dupa, a wąska ława.
- czas owijania w sierść banthy minął.
- Widać, żeś wojak. Pokaż lub powiedz gdzie to trzymają strzelające cuda. Niedługo stado stąd odleci, a muszę zabrać kilka patyków co to dużo huku narobią i w ręce dobrze trzymać się będą. Kilka wybuchowych owoców co to pod nogi się rzuca, pancerzy które od czerwonego światła uchronią, górę żarcia i kupę innych przydatnych rzeczy choćby takie światełko co odbija snooy zielonych i czerwonych iskier na boki. - mógłby tak wymieniać i wymieniać , aż słów by mu brakło w huttese. Człowiek badawczo mierzył wzrokiem siedzącego naprzeciw jegomościa, robiąc widocznie w pamięci listę wyposażenia na podstawie opisu zasłyszanego. Namyślał się dłuższą chwilę jakby chciał coś odpowiedzieć ale brakowało mu odpowiedniego słowa w dawno nie używanym języku.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Caleb Quade » 9 Lip 2017, o 12:12

Dziwne. Caleb zawsze uważał Telemachusa za dupka i sztywniaka, a tu proszę. Nie taki zły rebeliant jak go malują. Przy piwie i co warto podkreślić smacznym posiłku, pogląd na jednego z włodarzy Rebelii, zmienił się diametralnie. Siedzieli tak czekając na głównego mechanika Ducha rozmawiając na mniej lub bardziej poważne tematy. Telemachus potwierdził wstępne przypuszczenia Caleba co do wzrostu ilości rekrutów. Rokowało to dobrze, ale jak każdy kij ma dwa końce tak i w tym przypadku, więcej rekrutów, rodziło więcej problemów. Duch był duży, na mobilną bazę nadawał się świetnie. Ale czy na dłuższą metę będzie w stanie być pełnić kilka ról jednocześnie? Quade miał spore obawy co do tego.
Nie długo potem, do ich stolika dołączył osławiony Quorn. Po przedstawieniu sobie obu dżentelistot, Geonosianin przeszedł do sedna sprawy. Jego kulisty droid wyświetlił ponad blatem stolika, holograficzny schemat Luckrehulka. Caleb ujął w dłoń kufel, pociągnął zeń kolejny łyk i pochylił się nad obrazem. Na razie słuchał przemowy swojego pierwszego mechanika okrętu i nie oponował. Analizował omawiane przez przez niego aspekty z niemałym zmartwieniem przyglądając się czerwonym elementom hologramu, które nań niestety dominowały. Zasępił się nieco, a ogólna radość, którą odczuwał po pomyślnie zakończonej misji, zdawała się wyparowywać z aury Mistrza. Stan Ducha poprawił się kolosalnie po powrocie na jego pokład Quorna wraz z ziomkami, ale nadal odbiegał od optymalnego. Sprawność systemów była zadowalająca, stan hipernapędu, który Qourn naprawił osobiście, był kolejną dobrą informacją. Brak tarcz i w zasadzie większy brak uzbrojenia ofensywno-defensywnego martwił Mistrza bardziej. Przeglądając ostatnie raporty, natrafił na wzmianki o ostatniej napaści piratów. Gdyby nie eskadra Azada, interwencja okrętów Avera i ogólne szczęście, sytuacja mogła rozwinąć się na prawdę niekorzystnie. Duch musiał opuścić tę część przestworzy i to jak najszybciej. I tu pojawiał się kolejny problem - brak paliwa. Quade uniósł znów kufel do ust i opróżnił jego zawartość. Musieli zdobyć paliwo dla Ducha.
- Dobra robota, Quorn. Śmiało zasłużyłeś na tytuł Pierwszego mechanika - szczerze pochwalił Geonosianina mężczyzna. Obcy pomimo specyficznego stylu bycia był w swpim fachu najlepszy. Caleb znał tylko jednego mechanika, z którym mógłby stanąć w szranki Quorn. Mowa o Vaazanie, głównym mechaniku jego byłego statku pirackiego. Verpin był doskonałym mechanikiem, pytanie tylko gdzie teraz był? Co działo się z nim, Terradonem i Ianem? O śmierci Lilith, dowiedział się nie dawno. Nie opłakiwał jej śmierci zbyt długo, nie chciała tego. Ale jak sprawa miała się z pozostałymi? Słyszał jakieś pogłoski, ale bez żadnych konkretów. Tę kwestię musiał odłożyć na później. Rozejrzał się po sali i znów napotkał wzrok brunetki, siedzącej przy stoliku z zeltronem. Zawiesił na niej spojrzenie na chwilę i na powrót skupił się na osobie Quorna. Wyciągnął swój notes komputerowy i wywołał kilka plików. Podsunął je skrzydlatemu obcemu i powiedział:
- Będę miał dla Pierwszego Mechanika Rebelii większe wyzwanie - całą stację kosmiczną do postawienia na nogi. Do tej pory zarządzała nią sztuczna inteligencja o morderczych zapędach. Kiedy udało nam się na niej wylądować, od razu rzuciła przeciw nam całe swoje siły. Głównie droidy z okresu, którego mogą nie pamiętać nawet najstarsze istoty galaktyki. Teraz udało się ją wyłączyć i w zasadzie, stacją nie ma kto zarządzać. Będziesz tam potrzebny aby ją uruchomić i przystosować systemy do manualnej obsługi - powiedział i zrobił krótką pauzę, dając swojemu rozmówcy czas na zapoznanie się z danymi. Nie było ich zbyt wiele, ale powinno ktoś pokroju Quorna, powinien wyciągnąć z nich dużo więcej niż Jedi.
- Stacja ma też kilka innych zalet - największą jest system maskowania, w pełni sprawny oczywiście. Jest tam też okręt, który wspomoże nasze działania, jeśli będziesz w stanie go uruchomić - dodał i zawiesił głos na chwilę - ale dla Pierwszego Mechanika Rebelii nie powinno to być większe wyzwanie - dopowiedział i uśmiechnął się z lekka do rozmówcy. Odrobina pochlebstw nikomu nie zaszkodzi. Po cudach, które Quorn sprawił na Duchu, ponowne uruchomienie stacji nie powinno być dla niego ogromnym wyzwaniem. Jedi wierzył w niego i wierzył w Moc.
A właśnie, o Mocy wspominając, pojawiła się ona we własnej osobie. Jon Antilles wkroczył do kantyny i bezceremonialnie przysiadł sie do Caleba i Quorna. Bez przywitania, bez pytania, bez czegokolwiek. Jedi nie był pewien, jak odczytywać zachowanie mężczyzny, z którym współdzielił członkostwo w składzie Rady. Nieprzenikniony wzrok i wyraz twarzy. No właśnie, twarzy, którą bodaj po raz pierwszy widział w normalnym świetle. Człowiek zjawa, legenda, plotka, widmo, wspomnienie. Tak wiele słów pasowało do mężczyzny. Teraz jednak, był tu i teraz, żywy i realny. Choć sam Caleb, często zdawał się stronić od towarzystwa osób postronnych to pojawienia się w kantynie Jona się nie spodziewał. Nie wyczuwał złych intencji, sam również ich nie miał. Uśmiechnął się z lekka i powiedział:
- Ciekawa dziewczyna - krótko i zwięźle. Nie przewidywał ażeby Jon chciał poruszać tematy Rady w kantynie. Toteż chciał wyrazić swoje zdanie na temat Nicci Frost. Odszukał ją wzrokiem, gdy przeciskała się po sali donosząc gościom, zbierając od nich i przekazując właścicielowi lokalu zamówienia. Skupiała się na tym jak gdyby na najważniejszej rzeczy we wszechświecie. Nie wdawała w dłuższe rozmowy, szczędziła słów i niepotrzebnych ruchów. Gdzieś tam, pod płaszczem przyczajenia dostrzec można było coś na wzór satysfakcji. Jedi odwrócił wzrok od sali i ponownie spojrzał na mistrza mechaników:
- Zatem Quorn, co możesz powiedzieć mi na temat stacji?
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Rafael Rexwent » 9 Lip 2017, o 16:17

Paul doskonale zrozumiał to co Knur wypowiedział w znanym w kręgach najemników i łowców nagród języku. Jeśli chcesz skutecznie wykonywać zlecenia, to znajomość czegoś więcej od basicu jest niemalże obowiązkowa, bo ułatwia sporo rzeczy. Nawet w obecnej sytuacji huttese umożliwia rozmowę bez ingerencji wrednego i napuszonego zdalniaka.

Miał już otworzyć usta, by dopytać się o "sprawę", bo jedno słowo nosi ze sobą mało ładunku informacyjnego. Zdania są jak pakiety, zaś słowa - niczym bity. Mogą coś zawierać, albo i nie. Jednakże wyraz wyrazowi nierówny, bo "uciekać" znaczy mniej więcej to samo co "wycofanie się przed zagrożeniem na wcześniej zajmowane pozycje", a jego wymówienie trwa krócej. A szybkość i jasność przekazu nieraz ratują życie. Miał otworzyć usta, ale Telemachus postanowił rozmówić się z Gweekiem i przekazać informacje. Słowa te w większości były skierowane bezpośrednio do Gamorreanina, jednakże fragment o organizowaniu drużyny na wyprawę Kerst wyłowił niczym wędkarz nad jeziorami Korelii rybę.
- Sir, mogę lecieć na Gamorrę, choćby i za kilka minut - odezwał się do dowódcy nie zapominając o żołnierskim regulaminie. W takich chwilach czuł, że odnosi malutkie zwycięstwo nad czatującym na dnie serca stworzeniem. Maciupeńkie, ale przybliżające do ostatecznego celu. Telemachus spojrzał uważnie na mężczyznę, lustrując go wzrokiem. Mina rebelianckiego przywódcy nic nie zdradzała i w pewnym momencie przez głowę Kersta przeleciała myśl „nie pozwoli”.
- A leć! – Machnął tylko dłonią Telemachus i nieco zmienił wyraz twarzy. Trudno było stwierdzić, czy na jego obliczu pojawił się lekki uśmiech, czy może zniesmaczenie, albo jeszcze coś innego, bo natychmiast odwrócił się na powrót w kierunku Caleba, uznając temat za zakończony.
Jednakże to dopiero początek...

- Cóż, wygląda na to, że będziemy współpracować... Gweeku – Paul przez chwilę namyślał się nad tym, jak zwrócić się do masywnego rozmówcy i postawił na najprostszy i niewyszukany zwrot po imieniu. Słowa Knura mogły być przyjemne i łechtać ego, ale mężczyzna nieco orientował się w naturze takich rozmów. Zwłaszcza, kiedy wspomnienia z najemniczej przeszłości przywołał parszywy język grubych ślimaków. Stworzonko wychyliło odważniej z odmętów serca i podniosło łepek. Wyczuło przysłowiowy zapach krwi i czekało na więcej.
- Wojak jak wojak, przekonasz się dopiero w ogniu walki – błysk w niebieskich tęczówkach pojawił się niespodziewanie i nienaturalnie. - Powiem tylko tyle, że mogę zaoferować wieloletnie doświadczenie w obsłudze uzbrojenia okrętowego, nieco zdolności pilotażu, ale bez fajerwerków. – Kerst nie spodziewał się jakiegoś Citadela we władaniu przywócy Knurów, więc przemilczał latanie na „Feniksie”, skupiając się na konkretach. - No i rzecz jasna swoją giwerę. Jeden strzał w głowę wroga i zostają tylko krwawe strzępy – jakże łatwo było mówić w huttese o złych czynach i przemocy. Może to dlatego, że język ten bogaty był w terminy odnoszące się do owych czynności. Nie zapominając o wszelakich przekleństwach.

- Co do kwestii zaopatrzenia – Kerst zaplótł palce kładąc dłonie na blacie. - Nie jest tajemnicą, że na Lucrehulku jest zbrojownia, magazyn, warsztat. Zwał jak zwał, ważne, że niezawodnie jest tam to czego szukasz, jednakże... - Mężczyzna poluzował dłonie i zabębnił opuszkami po powierzchni stołu – jak odwiedzisz kiedyś Tatooine, to mam namiar na pewien warsztat, w którym często trafia się ciekawy towar. Jednakże nie jestem pewien, czy jeszcze on funkcjonuje. Jeśli tak, to możesz się wyekwipować na przyszłość w sprzęt co prawda nie prosto z fabryki, ale zadbany i konserwowany przez niezłego fachowca. Znam go osobiście – Kerst zaprzestał na tym, nie zdradzając imienia ojca ani nazwy warsztatu bez potrzeby. Jak Knurowi oferta się spodoba, to będzie mu można dać namiary, ale nie wszystko naraz, bo Gamorreanin może nie zdążyć wszystkiego zrozumieć i przetworzyć. Z całym szacunkiem dla jego mózgu.
- A zbrojownia okrętowa jest w lewym ramieniu "Ducha", ale niewątpliwie ktoś tam będzie. Chociaż ważniejsze jest pytanie, czy COŚ tam będzie – Paul oparł się na siedzeniu.

Dostrzegłszy idącą w jego kierunku niebieskoskórą kelnerkę odwrócił się nieco w jej kierunku i lekko się uśmiechnął. W jej kroku był coś, co nie pasowało do obecnego zajęcia. Był zbyt cichy, zbyt lekki, zbyt... niebezpieczny. To na bank Chisska mająca bogatą i niekoniecznie legalną przeszłość. Niemniej żołnierz nie miał ochoty na coś więcej niż oglądanie intrygującego kroku, zwłaszcza że kelnerka znacznie lepiej wyglądała jak odchodziła od stolika. Oczywiście bogatsza o należność za drinka i sowity napiwek. Przyzwyczajeń z Zordo's Haven i innych kantyn nie tak łatwo się pozbyć a tam ładnym kelnerkom zazwyczaj daje się napiwek, no bo oczy cieszą to coś im się należy. Swoją drogą trochę przesrane mają kelnerzy, bo takiemu to kredyty dadzą co najwyżej istoty odmiennej orientacji. Cóż, nic co fajne nie trwa wiecznie i Chisska się oddaliła na tyle, że oglądanie jej chodu, a raczej jej ciała podczas chodu stało się męczące dla wzroku.

Paul znów wrócił do poprzedniej pozycji i spojrzał na drink. Wyglądał... smacznie. I jakby niedorzecznie brzmiało to określenie, to tak było. Przyciągał wzrok i aż chciało się go napić. Kerst złapał za szklankę i skosztował. Wpierw nadeszła fala owocowego orzeźwienia z wyczuwalnym smakiem negossiańskich meloniaków, aby później gardło mężczyzny otuliła warstewka słodko – gorzkiej mieszanki paru składników, których nie mógł wyłapać. Niemniej – drink warty wypicia i rebeliant upił jeszcze parę łyków i odstawił naczynie z pozostałą połową napoju na blat i spojrzał się na Gweeka. Teraz miał okazję na odpowiedzi, pociągnięcie dalej tej konwersacji, czy coś tego pokroju.
Image

"Nie wahaj się powiedzieć ludziom na których ci zależy o uczuciach żywionych do nich. Bo jutro może ich tam nie być." ~ Akagi

"If you do not fight now, then when will you?" ~ Type-005
Awatar użytkownika
Rafael Rexwent
Gracz
 
Posty: 290
Rejestracja: 7 Lis 2014, o 17:01

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Kittani Levfith » 9 Lip 2017, o 17:29

Kobieta wyraźnie zamyśliła się nad czymś, jakby poważnie rozważając propozycję Zeltrona. Karciane sztuczki mogłyby jej się przydać - to najprostszy sposób w całej Galaktyce na pozyskanie kredytów, które niejednokrotnie ułatwiały wykonanie zadań. Jeżeli kwoty rosły bądź trafiło się na rozdanie z poważnymi graczami można było wygrać nawet i własny statek. To by było coś... A ile dobroci mogliby wygrać w dwójkę, podróżując z planety na planetę i oskubując wszystkich lokalnych graczy? Rozważą taki scenariusz jeżeli Fenn zakończy z nimi współpracę.
- To całkiem przydatna umiejętność. Musisz mnie tego nauczyć - pokiwała głową z uznaniem dla jego umiejętności. Z pewnością jemu przychodziło to łatwiej niż innym rasom, jednak nie wątpiła w swoje umiejętności. Wielokrotnie widziała w kantynach i barach mniej lub bardziej uczciwe rozgrywki w Pazaaka, gdzie niektórzy tracili cały swój dobytek. Hazard zawsze był ryzykowny, ale ona sama ostatnimi czasy ryzykowała o wiele więcej aby dostać się na Ducha. Z uwagą wysłuchała słów Aylego, pozwalając sobie co jakiś czas na podniesienie swojego kufla i upicie piwa. Wyraźnie zmartwiło ją to, co usłyszała chociaż musiała mu przyznać rację. Koro pomimo wszystko okazał się być bezwzględnym oficerem i nawet jeżeli pozwolił jej przeżyć odebrał w zamian życie wielu innym istotom. Zdecydowanie zbyt wielu w porównaniu do jej własnego. Równie dobrze sam Fenn mógł nie przeżyć ataku na jego bazę. Niektórzy dosłownie poświęcili za nią własne życie... Przechyliła mocniej kufel, jakby starając się zapić mroczne myśli i przykre wspomnienia, które nagle pojawiały się jedna po drugiej.
- Sądzę, że wszystko wyjaśni się na Felucji... Może nie natychmiast i zapewne zadamy sobie sporo trudu, ale ostatecznie wszystko zbierzemy w logiczną całość i poznamy jego prawdziwe zamiary. Poradzimy sobie - Fenn nie współpracuje z byle kim - zebrała się na nieco pogodniejszy ton, czując że własnie w takim nastoju powinna się odbywać rozmowa z Zeltronem. Ciężko było jej sobie wyobrazić, aby miał on jakiekolwiek powody do smutku. Przedstawiciele tej rasy potrafili się doskonale bawić i czerpać z życia garściami. Wszelkie przyjemności dostępne w Galaktyce nie były im obce, potrafili zadbać o towarzyszące im osoby które nie spędzały czasy równie dobrze, jak oni. Może właśnie dlatego zdawali się być wiecznie szczęśliwi?
Brunetka złapała jego wzrok na sobie. Dlaczego jej się tak przygląda? A co, jeżeli potrafi czytać w myślach i właśnie to robi? Ten pomysł ją nieco przerażał. Podczas rozmowy z Jainą odniosła wrażenie, że ta właśnie tak postępowała przez większość czasu, który spędziły razem - często wyprzedzała jej odpowiedzi albo przytaczała dokładnie to, o czym rozmyślała. Nie miała prawa wiedzieć, czy faktycznie posiadają takie zdolności. Władza skutecznie wmówiła jej to samo, co Zeltronowi czy każdemu innemu obywatelowi Imperium. Szczerze mówiąc nie wiedziała nic. Była jednak pewna, że zobaczy jej delikatny uśmiech. W końcu był... tym całym Mistrzem Jedi.
Wyczuła, że Ayle niechętnie opowiadał o Mirax. Najbardziej ciekawiło ja to, jak ją poznał i kiedy miało to miejsce. Wypowiedział się na jej temat bardzo oszczędnie więc brunetka postanowiła nie ciągnąć go na siłę za język. Jeżeli zechce coś na jej temat dopowiedzieć zrobi to sam. Pokiwała tylko głową na znak, że rozumie co ma na myśli mówiąc o wirze wydarzeń. Może faktycznie wpadła w niewłaściwe miejsce o niewłaściwym czasie ze swoimi zdolnościami? A może to właśnie Moc tak chciała? Czuła się w tym temacie równie zagubiona co jej towarzysz. To nie były rozważania dla tej dwójki.
- Jeżeli dzięki temu jest im łatwiej wytłumaczyć pewne rzeczy.... niech będzie jasna i ciemna - wzruszyła ramionami, jakby jej to było zupełnie obojętne. Równie dobrze mogła być biała i czarna. - To tak samo jak nasze postrzeganie dobra i zła. Chyba bardziej chodzi o to, do czego nam bliżej. Ciekawe jaki my mamy bilans. - dodała z uśmiechem. Podejrzewała, że raczej z taką ilością zgonów na ich koncie i pobocznymi kłamstwami daleko im do ideałów dobra.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Gweek » 9 Lip 2017, o 18:46

Nie można nie znać tego języka. Toż to obelga, nawet małe prosiaki się go uczy. Nie znał nikogo kto by go nie znał. No może znał ale niw chciał pamiętać. Nie ma to jak rozmowa dwóch uczciwych dżentelistot na poziomie uczelnianych profesorów na Coruscant. Wyszczerzył kły, dając upust swej radości. A wystarczyło zapytać czy huttese jest językiem urzędowym na Duchu. Strzelił palcem w stronę zdalniaka, wystrzeliwując niewidzialny pocisk w droida. Wystawił mu ozor i wrócił do rozmowy jakby nigdy nic.
- Uniesz latać? Dobrze. Statek duży mam i jednego tyko pilota. Słyszał o piratach? Nie? To tak szybko uciekali, że statka zapomnieli hahah! - zaśmiał się rubasznie z żartu jak to huttowie mieli w zwyczaju, z własnego suchara, którym poczęstował Paula. - Trochę se żem poleżał i mało zwiedziłem pokładu.
- Tak, tak. Dwururke. Albo nie!. Lufe dużo. Albo... a nie... Gweek ma na Skay'u szczelbe. Pokażesz mi swojo lufe? Ten nowy ma dużego... i ręke jako tako ma jakby sztuczno. Widział?
- zasypał pytaniami człowieka jakoby go na przesłuchaniu miał. Pitoogg lubił duży kaliber. Działa na gammie mu się podobają takie wielgachne i robią BUM! BUM! BUM! i dziuru w podłodze.
- Gweek szybko nie wróci do piachu. Na Tatoo go szukajo różne takie elementa. Takich trzech tam zarżnoł we środku kantyny. Bo zupa byla za słona. I te no żółto-białe pancerze mało mnie nie ubiły. Se szłem napruty i się zaczęło. Ale z propozycji Gweek skorzysta. Przy okazji. - tak się przejął rozmową, że nawet napitku braku nie zauważył.
- Na ewoka uważaj. Straszna menda. Kawał cuja, reszta dziada!. I mały złodziej. - lepiej by było, żeby się nie pałętał samopas po terenach gamorrean, bo może stać się krzywda bądź nieszczęśliwy wypadek, szczególnie, że wieści się rozeszły na wszystkich członków klanu.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Mistrz Gry » 9 Lip 2017, o 22:17

- Quorn zobaczy to powie, może ma robaki a może nie. - Geonosianin skupił się na chwilę na swoim otworze w głowie, po czym ukręcił kulkę i strzelił nią gdzieś pod sufit najwyraźniej zadowolony. Zogniskował swoje soczewki na twarzy mężczyzny, jeden z teleskopów był wysunięty wyraźnie mocniej niż drugi. Oczy nadal mu nawalały.
Ducha trzeba zatankować, tak tak, mamy paliwo z Hardcella ale ono starczy na kilka skoków, potrzebujemy dużo dużo więcej. Może Duch skoczy do stacji a Quorn ją uruchomi, jak Caleb znajdzie paliwo i części do Hulka. Tak tak, paliwo i części a Quorn naprawi stację.

Były jedi nie był specjalnie zaskoczony, podobne zachowanie były wizytówką skrzydlatego mechanika, zastanowiło go jednak coś innego. Jon nadal nie zgadzał się z drogą wybraną przez dwójkę pozostałych członków rady, co z resztą dał poznać. Jego wzrok przykuła krzątająca się po barze Nicci, powiódł za nią wzrokiem, nadal zachowywała się bardziej jak niewolnica niż uczennica, bała się go i wykonywała wszystkie rozkazy bez najdrobniejszego sprzeciwu. Nie tak powinno być. Najwyraźniej wzięcie dwóch uczniów wymagało znacznie więcej sił i środków, niż podejrzewał. Spojrzał na siedzącego obok Jedi, ten również przejawiał zainteresowanie niebieskoskórą, wystarczyło delikatnie trącić struny.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Rafael Rexwent » 9 Lip 2017, o 23:05

Najwyraźniej Knur niezbyt lubił się ze swoim droidem, albo po prostu się ze sobą droczyli. Trudno było ocenić po paru chwilach, ale udawany "strzał" i wywalenie języka trudno odczytać jako akt przyjaźni na linii Gamorreanin - Zdalniak. Cóż, niektórym droidom po dłuższym okresie nie czyszczenia pamięci odbija, co chyba widać na tym przykładzie. Jednakże Paul tylko pociągnął kolejny łyk drinka, bo w końcu nie jego robot, nie jego sprawa.

Z niezmiennym wyrazem twarzy wysłuchał potoku, czy wręcz lawiny słów wydobytych z ryja Gweeka. Na oko byłego najemnika zielonoskóry rozmówca musiał mieć długi i bliski kontakt z przedstawicielką płci przeciwnej. Żaden szanujący się samotny samiec nie byłby zdolny do tak "kobiecego" trajkotania. Jedno trzeba przyznać - Gamorreanin zapewnił Paulowi niezły wysiłek intelektualny, który polegał na odsiewaniu kwików, cyzelowaniu każdej zrozumiałej głoski i składania ich w zrozumiałą całość, jednocześnie pamiętając o zachowaniu sensu. Ponoć takie ćwiczenia są zdrowe dla mózgu i zmniejszają ryzyko zachorowania na Alzheimera, więc Gweekowi należą się ciche podziękowania.

- A więc polecimy Gammą. Niezłe cacuszko z tego co kojarzę - Kerst słyszał o promie szturmowym Imperium dosyć sporo, a część tej wiedzy pochodziła z Imperial Combat Simulatora. Projektory promieni ściągających, silne tarcze i równie potężne uzbrojenie są niekwestionowanymi atutami w razie ewentualnej wymiany ognia.
- Karabin mogę bez problemu pokazać, ale uprzedzam, że to nie jest blaster, tylko inny rodzaj uzbrojenia. Bardziej zabójczy dla istot żywych. - przed oczyma mężczyzny stanęła ostatnia misja, gdzie złowrogi droid był dla LSki przeszkodą nie do pokonania. Niestety.
-Niezbyt orientuję się w nowej załodze. Brałem udział w pierwszym ataku na ten okręt, a niedługo później wyruszyłem na misję razem z tym Jedi. - Paul wskazał ruchem głowy na stolik gdzie siedział Caleb, dyskutujący żywo z pewnym Geonosianinem i Telemachusem. - Wróciłem dzisiaj, więc nie znam nawet przebiegu ataku, do którego doszło niedawno. Brałeś w udział w obronie Lucrehulka, więc pewnie wiesz jak wyglądała bitwa? - Kerst spojrzał na Geonosianina, wcześniej kwitując jego słowa o przygodach na Tatooine pełnym zrozumienia kiwnięciem głowy, a uwagę dotyczącą Ewoka wynagradzając krótkim "Będę uważał". Znów zwilżył gardło drinkiem, czekając na odpowiedź Gweeka. A nuż opowie coś ciekawego o walce z piratami. Paul lubił słuchać różnych historii, opowieści i legend. Zresztą - odrobiną wiedzy o tym, co się działo na "Duchu" podczas jego nieobecności nie zaszkodzi.
Image

"Nie wahaj się powiedzieć ludziom na których ci zależy o uczuciach żywionych do nich. Bo jutro może ich tam nie być." ~ Akagi

"If you do not fight now, then when will you?" ~ Type-005
Awatar użytkownika
Rafael Rexwent
Gracz
 
Posty: 290
Rejestracja: 7 Lis 2014, o 17:01

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Caleb Quade » 9 Lip 2017, o 23:17

Caleb wysłuchał słów Pierwszego Mechanika Rebelii. Z problemem braku paliwa borykali się już od dawna. Na liście Caleba, problem ten urósł do rangi problemu głównego. Powoli nadchodził czas aby wyjść z cienia i ruszyć naprzeciw Imperium, a żeby miało to miejsce, potrzebowali podstawowych zasobów. Akcja tego typu wymagała ruszenia do akcji okrętu pokroju Nadzieji. Była ona bodaj najmocniejszym okrętem jakim dysponowali w chwili obecnej i jedynym, który mógł sprostać temu zadaniu. Pozostawał kwestia tego, czy pozostali włodarze pozwolą mu zabrać główny okręt liniowy, którym dysponowali, do misji podwyższonego ryzyka. Musieli napaść na jakąś pomniejszą rafinerię, bądź tankowiec. Zadanie trudne i obarczone dużym ryzykiem. Ale ktoś musiał się go podjąć. Tym kimś był Caleb. Nikogo innego nie widział w tej roli, nikogo innego nie obarczył by tym zadaniem. Podjął decyzję, pozostało tylko poruszyć ją na oficjalnym spotkaniu włodarzy Rebelii.
Mistrz Jedi, tylko już tytularny, przeniósł spojrzenie na milczącego nadal Jona Antillesa. Idąc za jego spojrzeniem, natrafił znów na krzątającą się po kantynie osobę Nicci. Jej ruchom brakowało naturalizmu. Biegała tu i tam, raz po raz znikając za kontuarem, to na zapleczu. Pomimo wysiłków była sztuczna, chociaż starała się ze wszystkich sił to zakamuflować. Nie pasowała do tej roli. Quade spojrzał na Jona i powiedział tonem zupełnie poważnym:
- Nie zrobisz z niej Jedi, choćbyś nie wiem jak chciał - rzucił krzyżując ręce na klatce piersiowej - Jest zbyt podobna do mnie. Poczuła Ciemną Stronę ale gdzieś tam siedzi w niej dobro. Powinna iść moją ścieżką. Ścieżką tego złego, lecz dobrego - Caleb nie owijał w bawełnę. Nie był mistrzem pięknej mowy. Czuł Moc, odbierał ją taką jaka płynęła przez niego. Wiedział, że nigdy nie będzie Jedi takim jakim chciałby widzieć go Jon. Był kim był, był tym kogo Rebelia potrzebowała w tych trudnych czasach. Nie miał zamiaru się zmienić.
- Ona powinna pójść ze mną. I ty dobrze o tym wiesz.
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Tzim A'Utapau » 9 Lip 2017, o 23:47

- "Ciekawa dziewczyna" - powtórzył Jon epitet, którym Quade określił Nicci. Śledził wzrokiem Chissankę, która znakomicie wcieliła się w rolę kelnerki. - Jak ciekawa potrafi być śnieżyca na Hoth, sztorm na Kamino i wybuch wulkanu na Mustafarze. Jeśli o ten rodzaj ekscytacji chodzi, to gotów jestem się zgodzić. Nicci jest równie zimna, równie niespokojna i równie niebezpieczna, co te zjawiska.
Jon uśmiechnął się nieładnie, samym dołem twarzy. Nachylił się do Caleba tak, aby nikt więcej ich nie słyszał.
- Spójrz. Widzisz? Jest spokojna. Jest opanowana. Jest... może nawet szczęśliwa. To, co się teraz z nią dzieje... to efekt medytacji. Dla wielu Jedi formą aktywnej medytacji jest trening z mieczem. Dla innych wysiłek fizyczny. Tuskeni praktykują ją w tańcu z gaffi, o zmierzchu dwóch słońc. Verpini podobno potrafią się wyłączyć, gdy są znużeni, przestać myśleć i w takim stanie półsnu dokonywać skomplikowanych obliczeń, czy nawet programować. Spójrz, Quade, niedoszły Sith medytuje przez podawanie do stołu. I znajduje w tym... ukojenie.
Jon parsknął, pokręcił głową, jak gdyby sam się dziwił widokowi.
- Chcesz jej odebrać to ukojenie? Nie powstrzymam cię. Jak powiedziałeś, nie zrobię z niej Jedi. Możliwe, że żadne z nas nigdy Jedi nie będzie. Ani ty, ani ja, ani Zym, ani nawet Jaina. Ale nie jestem pewny, czy aby chcę patrzeć, jak stacza się w ciemność.
Ktoś w innym kącie sali roześmiał się gromko. Ktoś inny z kolei zaklął. Jon poczuł się wytrącony tym kontrastem; ci, którzy nazywali się rebeliantami, rzucali cienie lub błyski. Nie był w stanie ich wszystkich zinterpretować, rozróżnić, ocenić.
- Ma za sobą wiele bólu. Zrobiła dużo złego i szuka odkupienia. To, o czym mówisz, to zaniechanie istoty. W jednym masz rację, Quade - przyznał Jon z całą powagą. - Będzie lepiej, jeżeli pójdzie z tobą. Dla rebelii, to na pewno. Ale dla niej samej? Powiedz, kim będzie Nicci Frost, kiedy już wygramy wojnę?
Image

Postacie archiwalne:
Image
Image
Tau z Lakonów - stoczniowiec, infant Fondoru
Sate Nova (ERG 1212) - imperialny gwardzista
Asa-Lung - zmiennokształtny
Korjak z Malastare - Feeorin, windykator Czarnego Słońca
Awatar użytkownika
Tzim A'Utapau
Gracz
 
Posty: 1589
Rejestracja: 4 Lis 2010, o 20:34

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Caleb Quade » 10 Lip 2017, o 00:32

Quade wiedział, że przyjdzie mu stoczyć ciężki bój z Jonem. Choć gdy zmierzał tu, do kantyny, czytał tylko wzmianki o Nicci, nie spodziewał się, że los może się tak potoczyć. Moc bywała nieodgadniona.
- Tam gdzie jeden widzi chaos, inny dostrzega spokój. Gdzie ktoś zauważy zgliszcza, inny odnajdzie piękno - zaoponował Caleb. Podążył za wzrokiem Jona i na jego wzór przyglądał się poczynaniom Chissanki. Anitilles widział swoje, Quade swoje. Pokręcił głową i podjął wątek:
- Dla Ciebie jej zachowanie jest ścieżką spokoju i ukojenia. Ja za to widzę, kogoś kto miota się w zamknięciu, niczym cyrkowy zwierz lub zapędzona w kozi róg przez myśliwych, zwierzyna łowna - wzorem rozmówcy pochylił się nad blatem: - Jon, nie oszukamy swojej natury, choćby nie wiem jak mocno byśmy tego chcieli. Wyszkolili ją Sithowie, ale ostatecznie Moc chciała żeby trafiła do nas. Do Jasnej strony, w jej blaskach i cieniach - przerwał podjęty wątek i odchylił się na siedzeniu. Quorn studiował jego notatnik komputerowy, całkowicie ignorując rozmowę dwóch Jedi. No właśnie, nadal Jedi? Quade postrzegał się jako zło konieczne, Jon zdawał się bronić starych ideałów. Posłał mu cierpki uśmiech i kontynuował:
- Nicci Frost będzie tym kim będzie. Tak samo jak ja, Tańczący na Zgliszczach. Wojna jest długa, a Moc nieprzenikniona i niezbadana. Nie wiemy kiedy zechce abyśmy się z nią połączyli. Szukasz dla Nicci odkupienia, chcesz oczyścić jej sumienie. Też bym tego chciał - dla siebie. Jestem Jedi, przynajmniej kiedyś byłem, a jestem pewien, że zrobiłem przez całe swoje długie życie więcej złego z dobrych pobudek, niż ona i jej podobni wszyscy razem wzięci - przerwał na moment i wychwycił uśmiech brunetki, skierowany ku niemu. W innych okolicznościach mógłby nań odpowiedzieć. Ale teraz był w środku słownego pojedynku z Antillesem.
- Po wojnie Niccitera sama zadecyduje kim zechce pozostać.
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Tzim A'Utapau » 10 Lip 2017, o 01:11

Jon wydawał się zaskoczony. Tak bardzo, że przez chwilę zamarł z dłonią sięgającą po karafkę w połowie drogi. Wpierw zahipnotyzowany słowami Caleba, kolejno wydawał się być na skraju swego zwyczajowego spokoju, jak gdyby gotów wreszcie wybuchnąć emocjami - dobrymi czy złymi, jakimikolwiek. Oparł obie ręce na blacie, a nawet teraz, w kantynie, dłonie skryte miał pod grubymi, brązowymi rękawicami.
- To jest odpowiedź... prawdziwego Jedi.
Kiwnął głową, jak gdyby godził się z myślami; wydawał się niesamowicie zadowolony. Czuł się tak, jakby ktoś mu bliski osiągnął wielki sukces. Dumny, podniecony i szczęśliwy.
- Po wojnie Nicci zadecyduje, kim zechce być. I teraz też o tym zadecyduje. Nie będę w żaden sposób ingerował. Tak naprawdę przecież nawet nie musiałeś pytać mnie o zdanie. Zrobi to, co uważa za słuszne. Ty zaoferujesz to, co uznasz za najlepsze. I rebelia zrobi to, co musi. Jedyna różnica jest taka, że teraz ja sam... również widzę w tym słuszność. Dodałeś mi wiele otuchy w tym dniu, kapitanie Quade.
Antilles zapatrzył się w przestrzeń, tym pustym wzrokiem ludzi, którzy udają wielkie zamyślenie lub chcą uniknąć konsekwencji słów w spojrzeniu rozmówcy.
- Zrób, jak uważasz. Poprowadź ją drogą, którą uznasz. Nie zgadzam się z tobą, ale nie mogę zaprzeczyć, że wierzysz w to, co robisz. To więcej, niż mogę powiedzieć o większości... O mnie samym. Musisz pamiętać tylko o jednym. Proszę o to całym sercem.
Jon ani na chwilę nie zmienił grymasu. Wstał za to z wyraźnym zamiarem pozostawienia Quorna i Caleba ich sprawom.
- Jeśli twa uczennica się zatraci; jeśli droga zawiedzie ją z powrotem w ciemność, z której do nas przypełzła, jeśli walka obudzi w niej dawne instynkty, jeśli mimo najlepszych chęci źle ocenisz jej potrzeby i popchniesz ją w kierunku rozpaczy, wówczas straci życie... z twojej lub z mojej ręki.
Jon pozdrowił Nicci gestem z odległości i ruszył nieśpiesznie do wyjścia.
Image

Postacie archiwalne:
Image
Image
Tau z Lakonów - stoczniowiec, infant Fondoru
Sate Nova (ERG 1212) - imperialny gwardzista
Asa-Lung - zmiennokształtny
Korjak z Malastare - Feeorin, windykator Czarnego Słońca
Awatar użytkownika
Tzim A'Utapau
Gracz
 
Posty: 1589
Rejestracja: 4 Lis 2010, o 20:34

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Ayle Dara » 10 Lip 2017, o 03:18

- Znam sporo sztuczek, które mógłbym ci pokazać. Tylko niech zostanie to naszą małą tajemnicą. Chciałbym oskubać kilku nieświadomych rebeliantów, zanim połapią się w całej sytuacji - wyszczerzył zęby w uśmiechu. Spora część jego zarobków, a również ukochany przez niego statek, pochodziły właśnie z hazardu. Potrafił kantować na dziesiątki różnych sposobów - zarówno z użyciem klasycznych kart, jak i wszelakich elektronicznych wynalazków. Wystarczyło dorzucić do tego naturalną charyzmę, perfidny uśmiech oraz porządną dawkę feromonów, aby otrzymać oszusta niemalże idealnego.
- Poza tym, jeżeli cała ta rebelia nie wypali, zawsze można zaszyć się gdzieś na Zewnętrznych Rubieżach, wygrać w karty statek, a następnie na zmianę kantować ludzi oraz przemycać pod nosem Imperium jakieś fajne ładunki. W moim przypadku to powrót na stare śmieci, ale w duecie byłoby zawsze raźniej - dodał, znów raczej żartobliwie. Gdyby rebelia nie miała miejsca (lub miejsce miałby jej upadek), propozycja mogłaby się stać jak najbardziej realna. Ayle miał w planach wiele trików, które wymagały udziału drugiej osoby. W ten sposób mogliby w szybkim tempie wzbogacić się o niezłą sumkę. Tego typu plany pozostawały jednak jedynie w strefie marzeń przemytnika. W końcu należało uratować galaktykę od złego Imperatora. Któż jednak wiedział, co przyniesie przyszłość? Hazardzista nie miał okazji zastanowić się nad swoim losem, gdy wojna się skończy. Nie widział się jednak w roli honorowego obywatela, czy jakiegoś bohatera. Czas pokoju nie brzmiał ekscytująco. Być może najlepszą opcją byłby powrót do dawnych zwyczajów.
- Oczywiście, że sobie poradzimy. Przypominam, że przekonałem kilku imperialnych, że jestem jakimś ważnym oficerem. To już całkiem niezłe osiągnięcie. Do tego jestem Zeltronem. Kto widział Zeltrona na jakimś poważnym stanowisku - odpowiedział wesoło, nieco kpiąc sobie z Imperium. Tym samym do puli jego talentów dochodziło aktorstwo - potrafił bez wątpienia wczuć się w rolę - Co zaś się tyczy tych stron... Tak jak wspomniałem, zostawię tego typu oceny innym. Moje kryteria są z reguły nieco inne. Jeżeli ktoś do mnie strzela, próbuje mnie dźgnąć, zabić, oszukać, wysadzić mój statek, udusić poduszką, zatłuc gdy w pośpiechu ubieram spodnie bądź zaszantażować kompromitującym nagraniem z niefortunnej nocy w klubie "Ariel's Breath" na Nar Shaddaa - to raczej się nie polubimy.
- Lecz jeśli już miałbym ocenić się na tej skali ciemnej bądź jasnej strony mocy... No, nie wiem jak ty, ale ja nie mam nic na sumieniu. Powiedziałbym, że jestem wręcz święty. Gdyby istniała jakaś wizualizacja tej skali, to na samej górze, przy jasnej stronie mocy, wisiałby mój portret. Stanowię idealny wzór do naśladowania dla młodzieży. Jeżeli dorobisz się kiedyś dzieciaków, powinnaś opowiadać im na dobranoc historie o wspaniałym, oraz przy okazji nadludzko skromnym, Zeltronie. Przy odrobinie szczęścia wyrosną na kogoś podobnego do mnie - uśmiech, który wisiał na jego twarzy od kilku dobrych minut, nieco się poszerzył - Ciekaw jestem jednak, jak wysoko na tej skali ty byś się postawiła. Jesteś usposobieniem dobra? Demonem w ludzkiej skórze, który ukrywa się za ładną buzią? - dodał jeszcze, klasycznie w żartobliwym tonie.
Image
Awatar użytkownika
Ayle Dara
Gracz
 
Posty: 148
Rejestracja: 3 Sty 2015, o 19:48

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Probos Azad » 10 Lip 2017, o 16:51

Azad zajrzał na dno kieliszka, ostatnie kropelki brązowego płynu smutno krążyły po spodzie, gdy obracał naczynie w zielonej dłoni. Potrzebował więcej. Tajne stowarzyszenia, superbroń w formie jakiejś dziewczyny, zaraza Rakghuli… Zdecydowanie potrzebował więcej. Myślał, że przyłącza się do Rebelii, nowej nadziei na odbudowę Republiki. A teraz przywódczyni i symbol tego buntu plotła coś o spiskach i superbroni Mocy. Brzmiała zupełnie jak farmer, którego Probos spotkał kiedyś na Tatooine. Gość rozdawał w Mos Espa ulotki ze swoimi rojeniami. Odkrył planetarny spisek, za którym stać mieli Jawowie. Wysokie ceny paliw? Jawowie. Kiepskie zbiory? Jawowie. Upadek jednego Hutta i zastąpienie innym? Jawowie. Rajdy Tuskenów? Jawowie. Największe wrażenie na Durosie robiło przekonanie z jakim wariat opowiadał o swoich teoriach. Żarliwość godna kapłanów i proroków. A teraz cień tego samego szaleństwa widział w Jainie.

- Szlag. – zaklął pod nosem. Właściwie czemu się temu dziwił, jedi to w końcu też jacyś kapłani. Różnica między wiarą a szaleństwem zawsze była nieokreślona na tyle, że identyfikacja tych zjawisk w dużej mierze zależała od punktu widzenia identyfikującego, albo kontekstu.
Probos rozejrzał się po kantynie ze swojego kąta. Część eskadry Żmij i świeżaków okupowała bar. Inni, pewnie zbyt zmęczeni intensywnymi treningami, które ostatnio im urządzał, odpoczywali w swoich kwaterach. Jego myśliwiec wciąż nie był w pełni sprawny, Shigar narzekał na brak części. Azad obszedł ten problem latając na Quoii. W ten sposób jego rekruci mogli przećwiczyć walkę z większymi jednostkami. Był zadowolony z ich postępów, nawet Porkinsa, chociaż tego przed nimi nie przyznał. Miał dziwne podejrzenie, że za efektywnością nauki korpulentnego pilota stała obecność Levfith. Po ich wspólnej walce z piratami Porkins wydawał się być przy niej bardziej skupiony i zmotywowany. Dziewczynie też szło nieźle, wykonywała już co raz bardziej skomplikowane figury i radziła sobie w formacji trójkowej. Na dniach Probos miał zamiar przećwiczyć z rekrutami formację czwórkową. Jak dobrze pójdzie, to za kilka tygodni zaczną manewry i koordynację na poziomie eskadry. Wtedy będzie musiał podjąć kilka decyzji personalnych i postanowić kto wchodzi do Żmij jako uzupełnienie, a kto pozostanie w nowej eskadrze. Rozważał też czy to nie jest dobry moment na przeorganizowanie Żmij w formacje czwórkowe. Skład jego podkomendnych uległ dość poważnym zmianom. No i na dodatek Xori… Wciąż nie wiedział czy podjął słuszną decyzję co do niej… Nie mówiąc już o stracie Zyma…

Miał trochę czasu, żeby się pogodzić z jego decyzją, ale ta wciąż go bolała. Wiedział, że tak się może stać od czasu ich odlotu z Cestusa, ale nie sądził, że nastąpi to tak szybko. Kel Dor miał nowego nauczyciela i opiekuna. Podjął tę decyzję bez konsultacji z Probosem, od razu, gdy nadarzyła się okazja. Z jednej strony Azad miał mu to za złe, a z drugiej czuł dumę, jego przybrany syn dorastał i podejmował samodzielne decyzje. Duros mógł mu mieć to za złe, ale musiał uszanować jego niezależność. Nawet jeśli oznacza to odejście z eskadry i tę dziwną wyprawę, na którą wybierają się z Antillesem. Probos wciąż nie rozumiał co jedi chce osiągnąć lecąc w to miejsce i to na dodatek ze swoim uczniem. Zagrożenie było oczywiste, a cel niejasny…

Probos wychylił szklankę. Ostatnie kropelki płynu skapnęły mu do ust. Wzrokiem szukał Pana Cztery Ręce, ale ten gdzieś zniknął. Czekał go spacer do baru po następną kolejkę. Proteza zaskrzypiała, gdy podniósł się z miejsca. Krok po kroku zbliżał się do celu, po drodze omiatając wzrokiem kantynę. Przy jednym z stolików w głębi sali, razem z Jessonem, Ply i T’ttakiem siedział Zym. Zdaje się, że młodzież eskadry opijała odejście Kel Dora. Azad przyjrzał się przybranemu synowi, ten wydawał się nie zwracać uwagi na roześmianych i nieco już wstawionych towarzyszy. Duros powędrował za jego wzrokiem. Dostrzegł krzątającą się między stolikami Chissankę. Próbował odczytać emocje Zyma, ale z tej odległości mógł się tylko domyślać o co chodziło. Czyżby młodzieńcze zauroczenie? Dziewczyna chyba nie była w jego typie, chociaż Probos właściwie nie znał typu Zyma. Po prostu założył, że ten gustować będzie raczej w przedstawicielach swojego gatunku. Z drugiej strony, na bezkalamariu i Quarren Kalamarianin…

Ponownie ruszył do baru. Nie, to nie mogło być to. Zaraz, czy ktoś mu nie mówił, że Chissanka to nowa uczennica Antillesa? Może chodziło o zazdrość, w końcu Zym mógł się poczuć niedowartościowany tym, że mistrz, dla którego dopiero co odrzucił swoje dotychczasowe życie, tak po prostu wziął kolejną uczennicę. Młodzi mieli tendencję do tego typu egzaltacji. Tyle, że to nie było w stylu Zyma. Chłopak raczej nie miałby tego za złe. Pewnie nawet ucieszyłby się, że jest ktoś z kim może dzielić trud szkolenia. Probos wzruszył ramionami. Nie powinien się tym tak przejmować, to już nie jego sprawa.

Doczłapał się do baru i poprosił Pana Cztery Ręce o kolejkę koreliańskiej whisky. Odwrócił się do sali. Chyba czas było z kimś pogadać. Miał sprawę do Rhadego, musiał się dowiedzieć kilku rzeczy. Doniesienia z holonetu nie nastrajały pozytywnie, ale dawały otwierały nowe drzwi. Azadowi wydawało się, że widział go przed chwilą na sali.
Image
Awatar użytkownika
Probos Azad
Gracz
 
Posty: 101
Rejestracja: 23 Sty 2016, o 10:26

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Gweek » 10 Lip 2017, o 20:08

Alkohol ma to do siebie, że potrafi pobudzić, uśpić, upoić bądź wprawić w melancholię. Gweekowi dziś rozplótł język. Jak to dawno nie mówił w tak wspaniałym języku, bezbolesnym dla krtani i obfitujący w przekleństwa, każdej możliwej kombinacji i odmienianych, obraźliwych słów przez wszystkie przypadki i formy gramatyczne.
- Kwik. To się okaże. Lot juszzz niedługo. - zatarł ręce jak to miał w zwyczaju, gdy się ekscytował lub podniecał. Nogi pozostawały wyprostowane i skrzyżowane w kostkach. Jeszcze trochę to "kopyta" wywali na brzeg stołu, oprze o krzesło, ręce zaplecie za rogami i se będzie gaworzył jak za starych dobrych czasów. Znalazł sobie kompana od kielicha co to go wysłucha a i temat pociągnie dalej.
- Ładne cacko. Gdzie takie rozdajo ? Chrummm chrummm chrummm. - zamyślił się na chwilę wytężając mały móżdżek. Magazyn. Skład. Zbrojownia. - powtórzył kilka słów rozmówcy. Słysząc słowo Jedi prawie zerwał się z krzesła. Źle wspomina to słowo, kojarzyć mu się będzie z czerwonym Twi'lekiem. Po chwili zdał sobie sprawę, że to całkiem inne miejsce i istoty tu współżyją. Ale Dżedaj to Dżedaj. Jeden próbuje zabić, inny miesza we łbie. Ale tak miesza, że se to gamorreanin szybciej myśli, myśli, myśli i myśli i nie wie co myśleć o tych całych Dżedaj. Jakoś mądrzejszy się czuje i robiony w kakaowe oko. Bo jak to tak? Spokojny ma być jak ta no firefek oaza spokoju, a w środku mu szaleje. Miesza się od brzucha i w górę i w dół idzie. Do łba i fujary. Procenty do głowy, reszta z głowy hłe hłe. Szkoda, że czas nagli bo by jeszcze zamieszał kilka razy z tą staruchą Jainą. Może co ciekawego by mu pokazała na ten przykład jak to komu innemu do łba wejść i pooglądać co se ta myśli. Na ten przykład weźmy kelnerkę-kucharkę-barmankę. Co se taka myśli jak tech ludzi obsługuje. To tu, to tam, jakiś człek, duros, rodianin, owad se skrzydłami co świeci oczami, jakieś obce te dżentelistoty co to pierwszy raz na oczy widział. Z dziobami, futrzaste, z zębiskami na wierzchu - to prawie jak na golasa biegać... Czasem gamorreanin się trafi. Toż to kultura pełną gymbą. Pierdnie se, beknie i wszystko legalnie. Tylko pomruk i smród wokół zostawia.
Tylko podaj, daj. Poproszę, proszę, dziękuję, aż rzygać się chce... - a co to w ogóle za słowa? Co to wszystko ma znaczyć? I kredyty wędrujące z rączki do rączki. Samoistnie jego ręka powędrowała do sakiewki, której przy sobie akurat nie miał. To pewnie ten mały ciul. Ja już mu skórę przegarbuje. Wyrwany z zadumy podążył wzrokiem za ręką Paula.
- Chrumtaaa, Luć jak luć. Gweek nie zna gościa. Chok. Niee-e. Same te lućie waszne. Nawet pogadać nie moszna. Kwik! Wszyscy walo do szefa jak do burdla. Prosto z grubej ruru haha! - skomentował obecność ważnych person na statku, kilka stolików dalej.
- Ano! Klan odpoczywał i nagle łuuuuu łuuuuu łuuuu, iłu iłu iłu!!! tu dum tu dum tu dum. - starał się wiernie naśladować odgłosy alarmu i syren. - Trele Morele (Telemachus) kazał iść do hangarów. To my poszli i jakiś statek wleciał. To hyc do kanałów i czekamy. Widziałem jak to wylatujo ze środka i szczelajom do naszych. Za chwile znowu wylatujo inni i w drugą strone ido. No to my hyc do góry windom, bo myślałem, że to statek pusty bydzie. I my se go weźmiemy. I se wchodzim do śrotka a tam jatka. Prawie bolta zeżarłem! Baba to mi w ryja szczeliła! O patrzaj! - pochylił się nad stolikiem by Kerst lepiej widział z bliska, wyszczerzył kły w uśmiechu i dał poczuć smrodku z pyska. - Tyle z ucho zostało. Mówi Mai'fach, że nie urosło ha ha. A to niby z czego urośnie? Z dżewa haha? Z ziemi? Dobry żart no nie? .... No to żeśmy wszystkich wyrżneli. Jeden padł tyko. A głupiiii był! Jak nie wiem. Słyszałem, że to ludzie takie głupie so... yyyh no się wypskło. Udaj, żeś nie słyszął. Jeden to się obsrał w pilotce. Hahaha padł i się osroł ze strachu jak nas zobaczył. Drugiemu to żem sam wyrwał ozor, kikuty obcioł i puścił z granatami do jednej z grup. Jak jebło, o panie... Jebło, że podłogą zatrzęsło. Jak se żeśmy zobaczyli, że chcą
ucieć to my hyc do dział i łubu du! Mało statku od środka żeśmy nie rozdupcyli tak chopoki po garach dawali. Ten chdziok IG robotu maszyna co to niby szczelać lepiej umi ode mnie drugo grupe rozdupcył i se truchło przytargał. Ciągał trupa jak szmate jakom , tylko syfu narobił. I młówio, że se żem zasnął niechcący, a ja tylko chciałem posłuchać płyt pokładowych!
- tak zakończył swój wywód jako to piraci napadli na statek. Powoli czuł, że czas na niego się zbliża. Wyjaśnić reszcie trzeba co nieco, plan przestawić. Ale miał jeszcze chwilę. Może co ciekawego się dowie.
- A żołdak gdzie to bywał?
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Kittani Levfith » 10 Lip 2017, o 22:10

- Koniecznie musisz mnie trochę podszkolić w Pazaaka, tak na dobry początek. Kiedyś potrafiłam w niego trochę ugrać ale już zapomniałam, w jaki sposób można najprościej ograć pozostałych graczy - ta karciana gra była powszechna wszędzie, gdzie Kittani przyszło pracować. Z czasem sama nauczyła się zasad gry a dzięki uprzejmości niektórych stałych klientów barów poznała kilka prostych sztuczek. W pałacu Yarlo było zresztą podobnie - z podwyższeń widziała dokładnie każdy stolik i nieraz przyłapała kogoś na tym, jak korzysta z niedozwolonych urządzeń podpiętych do stołu. Ona sama wolałaby nauczyć się oszukiwać niż korzystać z pomocy technologii. W przypadku zdemaskowania oszusta wraz ze sprzętem nie było już dla niego żadnej nadziei. Blefowanie okazywało się o wiele lepszym rozwiązaniem i dawało większe pole manewru, przynajmniej w jej mniemaniu. Wsłuchiwała się uważnie w wizję wspólnego oszukiwania wszelkich istot na Zewnętrznych Rubieżach, który przedstawiał jej Ayle. Tylko ten żartobliwy ton jego wypowiedzi tutaj nie pasował.
- Ale wiesz, że ja myślałam o tym całkiem poważnie? - pokiwała głową w zadumie. - To jest jakiś pomysł na życie jeżeli nasza sytuacja diametralnie się zmieni. Razem moglibyśmy solidnie namieszać przy stolikach. No i kto by nas tam szukał? Jedynym problemem stanowiłaby praca na zlecenie Huttów... Przynajmniej z mojej strony - widząc jego pytający wzrok brunetka poprawiła włosy, spoglądając na ich puste kufle z piwem. Gestem dłoni zamówiła następne, nawet nie pytając go o to, czy życzy sobie kolejnej porcji. Trochę mu w tym momencie zazdrościła, że mógł wypić znacznie więcej niż ona i o wiele lepiej tolerował alkohol niż człowiek. Ta rasa była niemalże chodzącym ideałem. Poprawiła się na krześle, najwyraźniej chcąc do granic możliwości wydłużyć przerwę.
- Nie dość, że jednemu uciekłam to drugiego zabiłam. Podejrzewam, że obecnie mnie ścigają wszystkie ślimaki tej Galaktyki. Podobno nawet wydali jakiś list gończy... - machnęła dłonią na znak, że niewiele ją to obchodzi. Nie ona pierwsza ani nie jedyna jest poszukiwana przez kogokolwiek. W międzyczasie zdołała wzrokiem dostrzec swojego dowódcę. Probos zdawał się być zajęty sobą i obserwował uważnie jeden ze stolików. Najwyraźniej poszukiwał kogoś pośród tłumu obecnego w kantyni. Brunetka przywitała się z nim w należyty sposób i z szacunkiem. Starał się wyszkolić wszystkich nowych pilotów najlepiej, jak tylko potrafił. Musiała przyznać, że był dobrym nauczycielem - wymagającym i oszczędnym w pochwałach, jednak dzięki temu piloci doceniali każde słowo uznania dla ich umiejętności. Powróciła wzrokiem do Zeltrona i uśmiechnęła się szczerze rozbawiona tym, jak łatwo przyszło mu oszustwo oficerów. Zdecydowanie nie należeli oni do najbystrzejszych i kładli się cieniem na wizerunku Imperium.
- Ubieranie spodni w pośpiechu na Nar Shaddaa? - uniosła jedną brew, wyraźnie zaintrygowana i nieco rozbawiona - Wiele słyszałam zarówno o Ariel's Breath jak i o samej planecie, ale o spodniach i duszeniu poduszką nigdy. To chyba jakaś lokalna atrakcja? Z naciskiem na lokalna? - uśmiechnęła się nieco złośliwie, znając zapędy i pobudki którymi kieruje się Zeltron. Droczyła się z nim i miała nadzieję, że wyczuje ten żart. Nie chciała, aby się obrażał o taka głupotę. Roześmiała się głośno na jego słowa, wyobrażając sobie portret Aylego jako przykład wzorowego - a przede wszystkim skromnego - osobnika postępującego w zgodzie z jasną mocą.
- Widzisz, znowu przejawia się twój dobry charakter i naturalna pokora. Oprócz jasnej strony powinna być jeszcze skala skromności i twój kolejny portret zawieszony na samym szczycie jako przykład do naśladowania. Na szczęście do posiadania dzieci mi jeszcze daleko. A co do mojej sytuacji, hm... - Pytanie o jej osobę zmusiło ją do przemyśleń. Kittani zastanawiała się nad odpowiedzią o wiele dłużej, niż dotychczas. - Zależy jaki zastosujemy przelicznik. Ile jest warte życie szturmowców, imperialnego oficera, Hutta czy poległych w walkach. I czy wyzwolenie wszystkich niewolników z Gamorry oraz podarowanie im nowej szansy na Duchu jest w stanie wyrównać samosąd wymierzony w Hutta. Nie wiem, gdzie jestem. Chyba się nie mieszczę w ich skalach - uśmiech przy ostatnich słowach złagodził całą powagę jej wypowiedzi, chociaż trzeba było przyznać że zmusił ich do pewnych refleksji. Na szczęście w tym samym momencie do ich stolika przyniesiono pełne kufle piwa, dzięki czemu obydwoje mogli zapić niezręczną ciszę.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Rafael Rexwent » 11 Lip 2017, o 00:13

Nieraz Paul widywał doskonale maskujących swe emocje rozmówców i musiał przyznać, że Knur wręcz idealnie do nich nie pasował. Nie ze swoimi specyficznymi zachowaniami, żywą gestykulacją i fonetyką. Ale mężczyźnie to w żadnym razie nie przeszkadzało, a wręcz sprawiało przyjemność. W końcu mógł porozmawiać z kimś, kto nie sprawiał wrażenia sztucznego automatu, bądź władcy, co to za jeden nietakt skażą cię na ścięcie, albo poszczucie Rankorem. Czy co tam teraz jest modne u Huttów.
Z mowy ciała rozmówcy można nieraz wyczytać więcej niż ze słów. A Gweek był niczym otwarta książka, żywo prezentująca kolejne rozdziały. Kerst przez chwilę przeżył prawdziwy horror, gdy na wydźwięk słowa "Jedi" Gamorreanin żywo zareagował. Żywo i... gniewnie. Zupełnie jakby miał w przeszłości jakieś problemy z przedstawicielami dawnego Zakonu. Jednakże Knur szybko się uspokoił i obyło się bez rękoczynów. A Rebeliant zanotował sobie, by w obecności Gweeka nie używać słowa "Jedi".

- Nie znajdziesz takiego w zwyczajnym sklepie, a z tego co mówiłeś o zatargu z Huttami wnioskuję, że na Zordo's Haven, czy Nar Shaddaa szybko nogi nie postawisz. A to tam najłatwiej trafić na takie oferty. Niestety potęga kosztuje i bulić za nietypowe gnaty trzeba sporo. Ale warto. - Mężczyzna wspomniał wizytę na Stacji kosmicznej należącej do znanego Hutta. Trandoshanie w gruncie rzeczy znają się na robocie i karabin doskonale sprawuje się do dzisiaj, a jeden zdradziecki osobnik nie zmieni opinii o fachowości jaszczurów.
Historia obrony Lucrehulka zasłyszana z ust Gweeka była niezwykła. Na swój sposób oczywiście. Bo Gamorreanin opisał to najlepiej jak potrafił, co nie znaczy, że zrozumiale. Ale podstawowa zasada konwersacji z kimś silniejszym - nie drażnij rozmówcy, bo będziesz zbierał zęby z podłogi, była Kerstowi znana i ten skwapliwie z niej skorzystał, obdarzając tylko szczerym uśmiechem Knura, gdy ten zażartował. Suchary trzeba doceniać, zwłaszcza kiedy twoje nie są lepsze, a posuchę w gardle można zalać napojem. I mężczyzna jak żywo wykorzystał niedokończony jeszcze drink, wychylając resztę jednym haustem.

Przerwę podczas której lał w korpus napój wykorzystał na ułożenie i przefiltrowanie słów Gweeka. Bardzo szybko uzyskał prawdopodobny przebieg batalii. Piraci musieli w akcie zemsty zaatakować Lucrehulka i korzystając z atutu zaskoczenia wykonali desant w hangarach. Na ich nieszczęście natknęli się na IG, Gweeka i zapewne innych żołnierzy Rebelii. Knur próbował przejąć pusty w jego mniemaniu prom i doszło do strzelaniny, w której został ranny, a wrogowie upokorzeni i wybici w nader niespotykanych sytuacjach. Takie rozumowanie w pełni zadowoliło Paula i ten odstawił pustą szklankę i spojrzał na Gamorreanina. Powstrzymał odruch wymiotny, jaki radośnie pojawił się na skutek jakże aromatycznego oddechu z ryja zielonoskórego, kiedy ten prezentował swe odniesione w boju rany.

- Wysłało mnie dowództwo z tym ziomkiem, co się zna z Telemachusem i oddziałem komandosów. - Paul wybrnął jak mógł z sytuacji, kiedy nie mógł opisać Caleba słowem "Jedi" z wiadomych względów. - Na opuszczoną Stację kosmiczną w asteroidzie. No i oczywiście coś musiało pójść nie tak i okazało się, że jest tam jakaś zdziczała AI, co nasłała na nas droidy bojowe i działała na nerwy. Wyobraź sobie, iż sobie idziesz, a tu fruuu - lecisz do góry, bo obniżono grawitację. No upierdliwe strasznie. Ale przemy przed siebie, wyrzynamy droidy i napotykamy robota, który trzyma w łapach wyrzutnię rakiet. Mało korytarza nie rozdupczył, jak puszczał te pociski, lecz w końcu padł. - Kerst zrobił pauzę by złapać nieco tchu, ale także by wytworzyć atmosferę tajemniczości.
- Myślimy, że to już koniec, a tu się załącza mechanizm autodestrukcji. Zaglądamy praktycznie śmierci w oczy, kiedy patrzę - konsola serwisowa. No to podchodzę i zaczynam tłuc pięścią i wciskać co tylko się da. I zadziałało, bo inaczej byś ze mną nie rozmawiał. - Mężczyzna skończył opowiadać mocno skondensowaną historię wizyty Rebeliantów w jakże gościnnych Stoczniach Barona. Nie było sensu rozwodzić się teraz nad Sskirtem, czy ucieczką Brimlocków. Już i tak zasypał mózg Gweeka danymi, więc dał Knurowi czas na przetrawienie słów. Spojrzał na zamyśloną i zasłuchaną twarz, czy raczej ryj Gamorreanina i zaczął odruchowo stukać palcami po blacie.
Image

"Nie wahaj się powiedzieć ludziom na których ci zależy o uczuciach żywionych do nich. Bo jutro może ich tam nie być." ~ Akagi

"If you do not fight now, then when will you?" ~ Type-005
Awatar użytkownika
Rafael Rexwent
Gracz
 
Posty: 290
Rejestracja: 7 Lis 2014, o 17:01

Re: [LH Duch] - Koniec i Początek

Postprzez Quorn » 11 Lip 2017, o 21:02

- Quorn nie ma do dodania za dużo teraz, nieeee. - Odezwał się nagle Quorn, który zupełnie nie zwrócił uwagi na pojawienie się Jona przy stoliku Caleba i na toczącą się pomiędzy nimi rozmowę. Nie musiało to wynikać bezpośrednio z wrodzonego "talentu" geonosianina do ładowania się w niezręczne sytuacje; Jon mógł chcieć zostać niezauważonym. Oszukanie takiego umysłu jak Quorna z pewnością nie było trudnym zadaniem.
- Quorn tylko widzi teraz, że Rebelia ma za mało zasobów. Nie starczy części i pracowników by uruchomić hulka i stację jednocześnie. Quorn myśli sobie, że nie ma sensu brać się za dwie rzeczy na raz. Dwie rzeczy na raz, to za dużo. Nieee, źleeee. Trzeba określić priorytety napraw, mhm. Tak właśnie trzeba zrobić. -Quorn odłożył na stół notes Caleba.
- Poza tym to jest szybki zrzut. Pełen log stanu powiedziałby Quornowi więcej, znacznie więcej. Wtedy by Quorn wiedział co można zrobić ze stacją i mógłby ustalić dokładny harmonogram działań razem z Boggiem. Od razu mówi, że potrzeba by więcej droidów i geonosian. Albo nie-geonosian. Ale Quorn wolałby geonosian. Quorn ich lubi bardziej.
Quorn zrobił przerwę i wziął kufel piwa Jona i napił się z niego.
- Ach... Dobroci. Robi łaskotki, taaaak. Co to Quorn? Aaaaa... Quorn mowił, że priorytet trzeba ustawić. Duch jest szykowany pod naprawy od dłuższego czasu. Dobreee... Takie mokre... Takie... Mhm... Duch jest szykowany od dłuższego czasu. I choć nie ma jeszcze dużo rzeczy to Quorn robi już pod nie miejsce. Prace już trwają. Jest już dużo sprzątania zrobione. Na stacji trzeba będzie zaczynać od samego początku. Quorn lubi grechoty ale myśli sobie, że nie ma teraz dość siły by zająć się i jednym i drugim. Samo rozpoznanie i identyfikacja całej stacji zajęłaby jakieś... hmmm... niech policzy... moment.. taaaak... Z cztery standardowe tygodnie i to z całą obecną siłą roboczą. W tym czasie Duch byłby już skończony. Z grubsza. Trochę by mu jeszcze brakowało ale byłby znacznie mniej grechot jak jest teraz. Uhmmm... Ale to mokre jest dobre. Niech Caleb i Jaina myślą. Quorn będzie robił co mu rozkażą. Ale na pewno nie będzie nadzorował dwóch remontów na raz.
Awatar użytkownika
Quorn
Gracz
 
Posty: 1045
Rejestracja: 2 Lis 2015, o 17:50
Miejscowość: Zakupane

PoprzedniaNastępna

Wróć do Lucrehulk "Duch"

cron