Gdy tylko Agava pilotowana przez Caleba opuściła pole asteroidów i skoczyła w nadprzestrzeń, Mistrz Jedi zniknął z mostka. Misja okazała się być długa, ciężka i obfita w niekoniecznie przyjemne niespodzianki. Ostatecznie odnieśli sukces - zdobyli stację z dużym potencjałem dla Rebelii. Był to ogromny plus, tym większy, że Telemachus da mu wreszcie spokój. Przez Caleba stracili poprzednią bazę - teraz dzięki niemu, Kerstowi i Brimlockom, zyskali coś lepszego. Quade zastanawiał się czy wreszcie pozostali Rebelianci przestaną patrzeć na niego z tym wyrzutem w oczach. Po głębszym jednak zastanowieniu, doszedł do wniosku, że sprawy wizerunkowe mało go obchodzą. Miał cel - walka z Imperium. To czy zasypywali go pochwałami, czy wieszali na nim koty - efekt był taki sam.
Większą uwagę skupił na samym sobie i kwestii Mocy. Ta nigdy go nie opuszczała - polegał na niej w każdym przypadku. I tym razem w krytycznych momentach go nie zawiodła. Czerpał z Jasnej jak i Ciemnej strony, w zależności od potrzeby. Nie uważał, że źle robi. Nie on pierwszy i zapewne nie ostatni. Za każdym razem balansował na granicy, potrafiąc jednak w krytycznym momencie zrobić krok w tył. Co więcej, zauważył, że przychodzi mu to z coraz większą łatwością. Uśmiechnął się smutno do własnych myśli. Nie był pewien czy z tytułu Mistrza Jedi nie pozostał mu tylko sam tytuł.
Wewnętrzne rozterki przerwało nadejście połączenia. Uruchomił komunikator by po drugiej stronie ujrzeć Jainę i Jona. Zanosiło się na nadzwyczajne zebranie Rady. Rady Jedi. Prychnął pod nosem. Wielka mi Rada. Szara Jedi, pieprzony pacyfista i seryjny morderca. Do pełni brakowało tylko Stardusta, który tak jak Caleb, opuścił pokład Ducha jakiś czas temu. Quade przywitał rozmówców skinieniem głowy i wsłuchał się w przekaz.
Informacje, które otrzymali nie były wesołe. Niestabilna istota, bez wyszkolenia, doświadczenia i jakiegokolwiek opanowania, otrzymała od losu dar. Dar, jak i przekleństwo za razem. Z coraz bardziej nachmurzoną miną przyswajał kolejne informacje. Nieskończony potencjał w Mocy w niepowołanych rękach był istotnie wielkim zagrożeniem. Strach było pomyśleć, gdyby ta biedna dziewczyna Mirax była w pełni wykształconym Jedi... lub co gorsza Sithem. Wtedy można by mówić o superbroni. Teraz dziewczyna po prostu była tykającą bombą. Ehh, gdzie te czasy kiedy mianem superbroni określało się Gwiazdę Śmierci czy Pogromcę Słońc. Stare dobre czasy - pomyślał ze smutkiem. Chwilę później przekaz dobiegł końca a Jaina zażądała przesądzenia losu dziewczyny, samej optując za zlikwidowaniem jej. Cóż, podchodziła do tematu okiem realistki. Wielka moc, wielka odpowiedzialność. Po nagraniach, które były dołączone do przekazu, Quade stwierdził, że zagrożenie jest reale. To co dziewczyna wyczyniała z pojedynczymi osobami, gdy dopiero odkrywała swój "dar" mogło być nie najgorszą przystawką do dania głównego. Do stania się suberbronią. A jeśli miało dysponować nią Imperium - nie mogli sobie na to pozwolić. Uniósł dłoń w geście niemal identycznym Jainie.
- Zagrożenie jest zbyt duże - w dłoni trzymał miecz. Nikomu nie trzeba było tłumaczyć, za jakim rozwiązaniem optuje.
***
Kilkanaście godzin później z nadprzestrzeni wyszła niewielka korweta Agava. Wyskoczyli w zaczącej odległości od przypominającego precel okrętu eks-konfederatów. Mostek jednostki nawiązał połączenie z kontrolą lotów by zaanonsować swoje przybycie i nie wzbudzić paniki. Korweta otrzymała przydział dwóch myśliwców, które eskortowały okręcik aż do samych hangarów. Po lądowaniu i dopełnieniu procedur, Quade stał jako pierwszy w kolejce do opuszczeniu pokładu. Tuż za nim stał Kerst, po którym nie było znać większych powikłań po postrzale. Poprzez Moc Jedi wyczuł ból, który odczuwał Paul, ale mężczyzna dobrze się maskował. Dobrze - potrzebowali twardych żołnierzy. Fakt, faktem, że Paul miał swoje wpadki podczas całej misji - ale z pomocą Mocy i zdaje się wrodzonego oporu, w ostatniej chwili uratował stocznie. Za to należała mu się pochwała. Quade, przestawił się na powrót na model żołnierski, toteż odpowiedział salutem na salut i rozstał się z załogą. Duch już wiedział, że ich misja zakończyła się sukcesem - mimo wszystko musiał zdać raport i pomóc w zdecydowaniu co dalej. Miał też z resztą do pogadania z Telemachusem, Quornem, Jainą i pozostałymi osobami decyzyjnymi. Nim jednak miało to nastąpić - udał się do swojej kwatery.
***
Po doprowadzeniu się do porządku Quade wyruszył na poszukiwanie. Z centrali dowodzenia uzyskał informacje, że Telemachusa i Quorna, ze względu na porę dnia powinien odnaleźć w kantynie. Tam też swoje kroki skierował. Przemierzając korytarze Ducha uwadze Mistrza nie umknął fakt powiększenia się stanu osobowego jednostki. Ruch w pomieszczeniach oraz na korytarzach był większy niż zwykle. Oznaczało to przybycie nowych rekrutów. Dobrze, Rebelia nabierała powoli rozpędu. Ogólny stan jednostki również wydawał się być lepszy niż w momencie, gdy ruszali na misję. Nie znał szczegółów - ale kilkananaście nowych osmoleń na pancerzu i ślady walki w hangarze wskazywały, że coś się wydarzyło podczas ich nieobecności. Maszerując przed siebie wyciągnął notatnik komputerowy i przejrzał raporty, które zalegały już od jakiegoś czasu. Koniec końców nadal pełnił funkcję dowódcy jednostki - przynajmniej tak było do momentu odlotu z Ducha. I wygląda na to, że na razie nic się nie zmieniło. Przejrzał doniesienia o nowych rekrutach, o ataku piratów, poniesionych stratach, przyjęciu kilku korsarzy na służbę. Jego uwagę przykuła informacja o stadzie Gammorean, który przywodził niejaki Gweek. Odegrali oni znaczącą rolę w obronie Ducha. Ciekawe były również wzmianki o droidzie serii IG, który z morderczą precyzją eliminował najeźdźców i również wsławił się podczas obrony. Kolejny blaszak - pomyślał cierpko - ciekawe jak poradził by sobie z droidem, z którym przyszło mierzyć się jemu i Kerstowi. Zdecydowanie był by to spektakularny pojedynek. Ruchem ręki zamknął czytany dokument i otworzył kolejny. Kittani Levfith - obiecując pilotka, która również miała swój udział podczas bitwy. Pilotowała Y-winga w parze z innym zielonym rekrutem. Wyszli cało z bitwy, co było sporym sukcesem jak na świeżaków. Quade przyjrzał się zdjęciu kobiety odrobinę dłużej niż było to konieczne. Była podobna do kogoś mu znanego. Uśmiechnął się smutno i zamknął raport. Ciekawe informacje odkrył mu raport na temat Nicci Frost. Tym bardziej intrygowała go informacja, że trafiła pod opiekę Jona. Czyżby Antilles przyjął drugiego ucznia? Więcej szczegółów dowie się zapewe gdy Rada zbierze się po raz kolejny. Był pewien, że kwestia Mirax zostanie poruszona jeszcze nie jeden raz.
Nie długo później Quade wszedł do kantyny Czterorękiego. Ruch był spory, ale bystrym oczom byłego pirata nie trudno było wyłowić spośród zebranych, interesujących go postaci. Dostrzegł Quorna w towarzystwie niebieskoskórej Chissanki, dostrzegł również Kersta, osławionego Wodza w Boju Gweeka, pilotkę Kittani, Telemachusa. Ku temu ostatniemu skierował swoje kroki. Stanął przed mężczyzną i oddał mniej oficjalny salut niż zwykle.
-
Mniej lub bardziej oficjalnie melduję zakończenie misji powodzeniem, bez strat własnych - powiedział bez większego przywitania. Nie chciał wdawać się w szczegóły w kantynie. Nie było to odpowiednie miejsce na takie dywagacje. Ale skoro już tu był, postanowił nie odmówić sobie przyjemności z zamówienia czegoś smacznego. Po trudach misji nie pogardził by również kuflem czy dwoma dobrego piwa.