Content

Mgławicowe Lato: odsłona druga

Zew Natury

Image

Zew Natury

Postprzez Rafael Rexwent » 24 Sie 2017, o 18:16

Stary patrolowiec Pursuer wchodził właśnie w atmosferę planety, roztaczając wokół kadłuba ognistą otoczkę rozgrzanego na wskutek tarcia powietrza. Jednostka produkcji dawno nieistniejącej już MandalMotors nie wzbudzała takiego respektu jak za czasów swojej świetności, ale nadal służyła jako solidny środek transportu.
- Ptaszek przyfrunął do gniazda. – Rzuciła istota obserwująca lot patrolowca, przeciągnęła się w fotelu pilota i spojrzała na odczyty czujników. Zgodnie z przewidywaniami załoga Pursuera nie zauważyła ukrytego okrętu. Systemy maskujące, wytłumiony napęd i naturalna osłona pobliskiego pola skalnych odłamków doskonale spełniały swoją rolę, kryjąc pokrytą czarnym pancerzem jednostkę niczym wysoka trawa drapieżnika czającego się na ofiarę.
- Czyli co, ssszykuje sssię fajna sssabawa? - czerwony języczek wysunął się z gadziego pysku, gdy Jaszczur chwycił w dłonie ciężki egzemplarz broni. Pomarańczowe tęczówki rozszerzyły się łowiąc każdą cząstkę słońca odbitego od durastalowego karabinu, które składały się w jego mózgu na obraz narzędzia mordu.
- Tak. - Siedząca za sterami postać skinęła potwierdzająco głową. - A po fajnej zabawie zawsze czeka nas równie fajny zysk. – Dodała po chwili i zajęła się wpisywaniem poleceń do konsoli. Krótka chwila wprowadzania danych zakończyła się w momencie błyśnięcia zielonej diody i cichym piknięciem. Konfiguracja wytłumionych silników przebiegła pomyślnie, a statek był gotowy do lotu w ślad za Pursuerem.
- Czasss rossspocząć łowy. – Zasyczał złowrogo Trandoshanin odstawiając karabin i sadowiąc się na fotelu drugiego pilota. Mistrzyni czeka na obfity łup z polowania, a gad chętnie dorzuci nieco punktów jagannath do swojej imponującej puli.


***



Nozdrza mężczyzny zafalowały, gdy wciągał nimi świeży zapach roślinności i aromatyczną woń rosnących nieopodal kwiatów. Słyszał szum krystalicznie czystej wody przelewającej się w pobliskim strumyku. Dotykał dłonią chropowatej powierzchni skały. Czuł na języku łagodny smak wilgotnego powietrza.
Potęga tego miejsca otulała jego duszę, która wydawała się przy tej sile mizerną słomką, jaką złamie byle podmuch wiatru. Czarnowłosy przybysz wyczuwał równomiernie wydzielające się z wnętrza planety fale naturalnej energii. Nie była to jasna, ani ciemna strona Mocy, tylko coś lepszego. Będącego na wyższym stopniu ewolucji. Siła bezstronna, jaka swym ogromem przyćmiewa legendarną Moc. Tyle lat szkolił się we władaniu czymś, co wydaje się dziecinną zabawką w porównaniu do tego... czegoś.
Jedi nie mógł odnaleźć odpowiedniej nazwy, ale czuł zniewalającą wszechmoc bijącą z ziemi na której stał. Jakby jądro planety było mocarnym sercem napełnionym bezgraniczną siłą duchową. Sercem, jakie poprzez regularne uderzenia wydziela kolejne fale niczym kamień wrzucony w jezioro. Mężczyzna zawstydził się. W obliczu przenikliwej potęgi natury ubranie było tylko kwestią względną. Tak naprawdę ten glob widział go nagiego i odartego ze wszystkiego co ludzkie.
Wątłe serce człowieka wykształciło niewidzialną więź z jądrem planety i zsynchronizowało z nim swe tempo kolejnych uderzeń. Nagle przybysz zdał sobie sprawę, że jego wzrok się wyostrzył, potrafi dostrzec wzór na liściu z drzewa oddalonego o dobry kilometr. Usłyszał trzepot skrzydeł i zaniepokojony odwrócił się w tamtym kierunku. Otóż dźwięk wydał niewielki ptaszek skryty w leśnej gęstwinie. Panika zaczęła wlewać się w umysł Jedi, bo mózg nie był w stanie pojąć tego co właśnie się działo. Długie doświadczenie w korzystaniu z Mocy stało się bezużyteczne w momencie zetknięcia z czymś przewyższającym je wszechmocą. Mężczyzna poczuł się oszukany. Oszukany, bo coś w co dotychczas wierzył okazało się iluzją. Jedi i Sithowie nie są Mocowładni. Wierzą w kłamstwo, jakie sami wytworzyli. Jasna i Ciemna strona to tylko namiastka prawdziwej siły jaka drzemie we Wszechświecie. Ale dlaczego akurat ta planeta? Akurat ten zapomniany przez wszystkich glob skrywa coś, czego pragnęłoby Imperium. Źródło potęgi godnej zasilać machinę Nowego Ładu.
Mężczyzna zamknął oczy i pomyślał po co tu przybył. Przecież miał misję. Przyleciał tu odszukać istotę, która niewątpliwie zakończy jego żywot. Ale przedtem może wyjawi mu coś, co pozwoli mu zrozumieć ideę i powód, dla jakiego się urodził i stąpał po planetach Galaktyki.
- Asa-Lung... Jesteś jedynym, który zna moje przeznaczenie. I jedynym, jaki pozwoli mi je wypełnić. - Szeptał Jedi spoglądając na ziemię tuż pod swoimi stopami. Widział grudki gleby jakie brutalnie miażdżył swymi butami. Nie jest godny, by tu przebywać. Nie jest godny poznania tej wszechmocy. - To cudowne umrzeć na takim świecie. - Dodał cicho i ruszył przed siebie.


***



- Dziwnie się czuję. – Wycharczał Xiti człapiąc na swoich czterech nogach i wykrzywiając we wszystkie strony długą szyję.
- Poczujesssz sssię lepiej jak już będziesssz mógł sssobie possstrzelać. - Pocieszył kompana Trandoshanin, który szedł na przedzie i wyszukiwał śladów pozostawionych przez cel. Cybernetyczne oko ułatwiało mu pracę, prześwietlając okolicę w wielu spektrach, odkrywając szczegóły niedostrzegalne gołym okiem.
- Tędy. - Zasyczał po chwili obserwacji Jaszczur i ruszył w kierunku, gdzie dostrzegł wgłębienia w świeżej ziemi. Jak na Jedi to ofiara była wyjątkowo niedoświadczona w ukrywaniu się, bo zostawiała bardzo oczywiste ślady. Pytanie jak głupie musi być Imperium, by nie potrafić złapać takich buntowników.
- Pamiętajcie, że strzelać możemy dopiero, gdy ptaszek odnajdzie to czego poszukuje. To nie ten szczeniak Jedi jest naszym głównym celem. - Lodowatym tonem przykazała milcząca do tej pory rutiańska Twi'lekanka.
- Tak, ale sssa jego głowę sssdobędziemy premię. - Skinął głową Trandoshanin i nagle się zatoczył. Masywne cielsko na skutek działania siły odśrodkowej zarzuciło na prawo i uderzyło głucho o ziemię. Kompani natychmiast pośpieszyli na ratunek, obawiając się, że kompan stracił przytomność.
- To nic! - Machnął łapą Jaszczur, zmieniając pozycję na siedzącą. Strzelił sobie potężnego plaskacza w prawy policzek i potrząsnął głową. - Na chwilę mnie zamroczyło. To pewnie przez te pieczone nexiavskie robaki. - Wykrzywił pysk w czymś co mogło zostać odczytane jako uśmiech. Trandoshanie nie mają talentu do robienia wesołych min, więc nie wolno od ich przedstawiciela za wiele wymagać.
- Mavesi! - Warknęła Twi'lekanka spoglądając uważnie na Trandoshanina. Jej wyraz twarzy był daleki od współczucia i otwartości, a ściągnięte brwi i wąsko zaciśnięte usta dodawały aktualnej chwili grozy. Potrafiła doskonale wyczuć kiedyś ktoś kłamał, zwłaszcza jeśli znała tą osobę już długi czas.
- Nagle poczułem jakby mnie ktośśś zdzielił elektropałą po łbie, to wszyssstko. - Jaszczur wzruszył ramionami i wysunął czerwony język.
- Dobra. - Westchnęła niebieskoskóra obca i spuściła wzrok.- Wierzę ci. - Dodała, podając swą dłoń dalej siedzącemu na ziemi kompanowi. Ten kiwnął tylko głową i skorzystał z pomocy, by znów stanąć na nogach. Twi'lekanka dostrzegła kątem oka jak przez chwilę pokryte łuską kolana drżały niczym kalamariańska galareta.
- Co to jest za miejsce? - przyglądający się całemu zajściu z boku Xiti, który nerwowo tupał insektoidalnymi nogami.
- Zapomniana planeta, na której znajduje się nasz cel. - Zielone tęczówki uważnie przyjrzały się twarzy robala i ku niezadowoleniu kobiety nie dostrzegły tam cienia zrozumienia. Pierś Twi'lekanki powoli opadła, gdy zrobiła głęboki wydech. Wtem ujrzała świetlisty punkt na wprost przed siebie. Mrugnęła i punkt pojawił się parę metrów obok. Ponownie zwarła i otworzyła powieki. Znów źródło światła nieznacznie się przemieściło.
- Celia, wszystko gra? - do jej uszu dotarł zaniepokojony głos Mavesiego. Potrząsnęła głową, a wtedy upierdliwy świecący punkt zniknął. Niebieskoskóra dowódczyni lekko się uśmiechnęła i pogładziła po policzku.
- Tak, nic mi nie jest. Po prostu aura tego miejsca działa tak na nas wszystkich. - Wyjaśniła łagodnym tonem rozglądając się dookoła. - Powinniśmy mimo wszystko ruszyć dalej. Nie zapominajmy o naszym zadaniu. - Ponaglający ton podziałał elektryzująco na kompanów. Trandoshanin na powrót wysunął się na czoło grupki.
- Sssa mną.


***



Dotknął dłonią ściany dolinki. Była mokra od panującej tutaj wilgoci. Mężczyzna przeczuwał, że sama forma terenu musiała zacząć powstawać już wiele lat temu, a teraz wskutek erozji dennej stała się doliną o wysokich, stromych zboczach i płynącym po jej dnie rzeczułce. Potęga natury jest ogromna, a takie miejsca prezentują to w pełnej okazałości. Wystarczył czas, by potencjalnie mizerna wstęga płynącej wody wdarła się kilkadziesiąt metrów w głąb twardej skały. Nie ma rzeczy niemożliwych, a upór rzeczułki dalej będzie postępował. Aż w końcu ziemia ustąpi i niewątpliwie zasypie koryto, tworząc podziemną rzekę. Koniec jednej rzeczy wyzwoli początek drugiej. W przyrodzie nic nie ginie, co jest wspaniałe.
Przybysz szedł przed siebie łowiąc wszystkie okoliczne dźwięki. Jednostajny chlupot wody jaki towarzyszył jego krokom, szum ogromnych liści stanowiących roślinne sklepienie nad wąwozem, świergot latających nieopodal ptaków. Wkroczył w rejon, gdzie naturalne zadaszenie dolinki mocno ograniczyło dopływ światła. Jedi sięgnął do pasa i chwycił za metalowy cylinder. Zawahał się przez chwilę i stanął w miejscu. Znów poczuł potęgę emanującą z głębi planety. Ręka wiedziona instynktem wcisnęła przycisk i uwolniła z pudełkowego więzienia energetyczne ostrze, które radośnie zabłysło błękitem. Nowe źródło światła oświetliło najbliższą okolicę i napełniło serce mężczyzny nadzieją. Dłoń ściskająca miecz zwinnie się zakręciła, zakręcając za pomocą pradawnej broni młynek. Jedi przypomniał sobie dawne czasy i łza spłynęła mu po policzku. Cóż, zbliżał się do celu swej podróży. Podniósł energetyczne ostrze do góry, znów wznawiając swoją wędrówkę ku źródłu wiedzy o sobie samym.


***



- Co u licha jessst nie tak sss tą planetą? - sapnął gniewnie Trandoshanin, kiedy powoli schodził po stromo nachylonym zboczu w głąb wąwozu wyrzeźbionego przez niewielką rzeczkę. Jego gadzie łapy silnie trzymały naprężoną linę, jedną z dwóch jakie posiadała Twi'lekanka. Jeśli takich przeszkód będzie więcej to mogą mieć problem.
- Mavesi, czego się tak guzdrzesz? - słuchawka komunikatora w uchu Jaszczura przekazała mu słowa dowódczyni, która już długi czas czekała na dole z założonymi na biodra rękoma i aktorsko nadąsaną miną. Gad miał odpowiedzieć, ale wtedy mignęła tuż obok niego brązowoszara kula. Widok szybko przemieszczającego się kompana nie podziałał pozytywnie na Trandoshanina, który miętoląc w ustach przekleństwo ruszył swoim własnym tempem w dół.
- Jessstem, jessstem. - Prychnął minutę później, kiedy imponującym skokiem zakończył swoją mozolną podróż. Odwrócił się twarzą w kierunku towarzyszy i natychmiast zdębiał, gdy zobaczył zwiotczałego Xitiego i próbującego ocucić go Twi'lekankę.
- Parssszywa planeta. - Po raz kolejny obwinił glob na którym właśnie się znajdowali i splunął. Coś zaświtało w jego gadziej głowie i napełniło wątpliwościami. Kredyty kredytami, ale czy naprawdę warto dla nich walczyć z miejscem, które wymownie pokazuje, byś jak najszybciej je opuścił? Z drugiej strony zaufanie Organizacji to coś, czego nie powinno się wyrzekać ze strachu przed jakąś planetą będącej otoczoną galaktycznymi bajkami, czy innymi bujdami.
- Dotychczas sceptycznie traktowałam wszystkie informacje, jakie uzyskałam o tym miejscu. - Z zadumy wyrwał Mavesiego poważny ton Celii. Podniósł łeb i spojrzał na nią pytająco, oczekując rozwinięcia wątku.
- Ponoć dawno temu żyły tutaj istoty znacznie potężniejsze niż Jedi, albo Sithowie. Planeta ta była prekursorką idei Mocowładności, a jej siła tkwi w... - Twi'lekanka zrobiła pauzę spoglądając na leżacego obok Xitiego. Oddychał, ale jeszcze się nie przebudził. O ile w ogóle się przebudzi. - W rytmie. - Objaśniła i widząc rozwartą paszczę Trandoshanina pośpieszyła z dalszymi wyjaśnieniami. - Jądro planety podobno bije niczym serce, co określony odstęp czasu wydzielając falę niewyobrażanej wręcz ilości siły. To dlatego musiałam ręcznie dostrajać naszej urządzenia pokładowe, kiedy zaczęły szwankować po wejściu w tutejszą atmosferę.
- Chcesssz mi powiedzieć, że właśśśnie radośśśnie popylamy sssobie po zapomnianej planecie, która atakuje nasss za pomocą dziwacznej sssiły? - Mózg Mavesiego działał na najwyższych obrotach, a i tak nie mógł pojąć świeżo usłyszanych informacji.
- Tak.
- Ssskąd ty to wssszyssstko wiesssz? - Trandoshanin spojrzał podejrzliwie na towarzyszkę, która cały czas wiernie stała przy nieruchomym insektoidzie.
- Jako dowódca otrzymałam wszelkie dostępne informacje od Organizacji. Część zdobyłam sama korzystając ze swych informatorów i kontaktów. - Odpowiedziała cicho Twi'lekanka, gdy nagle została uciszona gestem gada. Spodziewała się jego gniewnej reakcji, ale ten tylko podniósł wyżej brodę i wysunął język z ust. Stał tak przez chwilę nieruchomo, by po chwili sięgnąć po zawieszony na plecach karabin i zdjąć go wyćwiczonym ruchem.
- Czuję go. - Wyjaśnił i spojrzał wymownie na niebieskoskórą. Ta jedną dłoń zacisnęła na kolbie blastera tkwiącego w kaburze, a drugą dotknęła ręki Xitiego. Przez ciało instektoida przeszedł dreszcz, a powieki się rozwarły.
- Wstawaj stary, musisz być twardy. - Mavesi nie silił się na uprzejmość. Zwierzyna czekała, a guzdranie się na pewno nie pomoże w jej pochwyceniu.


***



Szedł z zamkniętymi oczami. W tej chwili ten zmysł tylko by go rozpraszał, a tak to mógł w pełni zagłębić się w wewnętrzne uczucia. Cały czas wysunięte świetliste ostrze nie służyło teraz jako oświetlenie, tylko jako rzecz pomagającą w skupieniu. Mężczyzna łowił kolejne fale energii planety i czuł, że zaczyna rozumieć. Każdy cykl jądra globu odsłaniał następny rąbek tajemnicy stojącej za tym wszystkim. Ale sens zrozumienia wydawał się nieskończenie odległy i niemalże niemożliwy do pojęcia. To było dziwne i nie pozwalało Jedi całkowicie oddać się przepływowi energii. Im bardziej myślał umysłem o tym wszystkim, tym gorzej czuł planetę.
Woda. W jego ustach nagle znalazło się mnóstwo cieczy, natychmiast uruchamiając odruchy instynktu. Oczy gwałtownie się rozwarły, kiedy głowa powędrowała ku górze, gdzie jak przeczuwał organizm – będzie tlen. Ciało przekręciło się, by twarz znalazła się wyżej, co ułatwi zaczerpnięcie powietrza. Wyczuwalny chłodny powiew zaświadczył o skutecznym zażegnaniu niebezpieczeństwa. Mężczyzna poczuł coś lepkiego w jamie ustnej i przechylił głowę w bok, by udrożnić drogi oddechowe. Wtedy zrozumiał co przed chwilą się stało. Musiał się potknąć o kamień i zaryć twarzą w muliste dno rzeczułki. Skupione na czymś innym zmysły nie zareagowały na czas i spowodowały kryzysową sytuację. Upadek, który nie powinien mieć miejsca.
Czarnowłosy człowiek charknął wypluwając nadmiar mułu z ust i przetarł mokrą twarz rękawem ubrania. Cały był przemoczony, wokół panował półmrok, a na dokładkę nie mógł się na niczym skupić. Zupełnie jakby nagle ktoś nałożył na jego mózg blokadę.
Widział tylko nieliczne promienie słońca, które przebijały się przez warstwę wielkich liści porastających obficie górne krawędzie wąwozu. Zamrugał oczami pozbywając się z nich resztki mułu i postanowił wstać. Na szczęście nie wyczuwał, by odniósł jakieś poważne obrażenia. Powoli przekręcił głową wpierw w jedną, potem w drugą stronę rozruszając kark. Nagle dostrzegł coś kątem oka. Zaintrygowany odwrócił swe ciało w tamtym kierunku. Ujrzał kamienny obiekt.
Czarne źrenice rozszerzyły się, pochłaniając połacie niebieskich tęczówek.


***



- Musssiał mocno wpłynąć na tok wodny. – Mavesi pokazał towarzyszom na płynącą właśnie falę. Tak naprawdę była ona niezauważalna dla zwyczajnego mieszkańca Galaktyki, ale Trandoshanowi daleko do galaktycznej średniej. Długie lata pełne łowów na zwierzęta i inne istoty wyćwiczyły w nim wiele zmysłów. Nauczyły wielu doświadczeń, które teraz procentowały.
- Sugerujesz coś? - Zapytał Xiti, który zdążył już wrócić do pełni formy, nie licząc kilku chwiejnych kroków tuż po ocknięciu.
- Może sssą tu jakieśśś pułapki i właśśśnie jedną aktywował. - Cały czas czerwony język Jaszczura falował na wietrze.
- Nie wydaje mi się to zbyt prawdopodobne. - Wtrąciła Twi'lekanka, rozglądając się dookoła. - Chociaż w takim miejscu nigdy nic nie wiadomo.
- Jeśśśli zginął, to mamy problem. Bo jak odnajdziemy wtedy tego całego... jak on tam ma?
- To Mocowładny. Oni nie giną tak łatwo. - Niebieskoskóra machnęła pośpieszająco ręką. - Chodźcie no, jesteśmy już blisko.


***



Spoglądał na leżącą w korycie rzeczki przeszkodę. To nie była zwykła skała, tylko wyrzeźbione ręką inteligentnej istoty dzieło sztuki. Skąpana w bladej, błękitnej poświacie figura prezentowała się niesamowicie. Ba, było w niej coś wręcz znajomego. Typowo ludzkie rysy twarzy posągu napawały zarówno szacunkiem do kunsztu twórcy, jak i przerażeniem. Bo skąd u licha się wzięło coś takiego na nieznanej planecie? Mężczyzna przełknął ślinę wyciągając przed siebie lewą dłoń, prawą cały czas przyświecając sobie mieczem świetlnym. Spocone, pokryte mułem palce powoli zbliżały się do powierzchni figury drżąc z podniecenia. Czuł, że planeta da mu zaraz wskazówkę, tylko potrzebuje się z nią zjednoczyć. Ten ruch dłonią miał być znakiem oddania i zaufania nieprzejednanej sile. Jedi oczyścił umysł i nastroił zmysły. Musi ją wyczuć. Nawet najdrobniejszą informację wprost z ziemi na której przebywa. Wprost ze skały, którą zaraz dotknie. Wprost z powietrza, które cały czas wdycha.
Zamknął oczy i ostatecznie tknął opuszkami palców chropowatą powierzchnię.
Nic się nie stało.
Zdziwiony położył całą dłoń i wyciszył się.
Nadal nic.
Rozdrażniony wbił palce w skałę, aż poczuł ból. Uczucie złości minęło równie szybko jak się pojawiło, zastąpione rozczarowaniem. Oraz żalem. Dlaczego planeta nagle przestała go wspierać? Cofnął dłoń. Złość nagle powróciła i zanim się obejrzał uderzył pięścią w nos wielkiej rzeźby. Poczuł impuls bólu jaki nakarmił tkwiące w nim negatywne uczucia. Wzniósł błękitne ostrze do ciosu, by ukarać całe to miejsce za brak pomocy. Ale zawahał się. Co mu to da? Co mu da wyżycie się na skale? Ulgę? Nie! Jest Jedi, a dał się teraz ponieść złości niczym niedoświadczony młodzik. Nie ma emocji, jest spokój, jak to mówiła jego mistrzyni. Zrobił krok do tyłu i spojrzał na pomnik zakapturzonej głowy. Może nie potrzebował wskazówki, bo cały czas idzie dobrą drogą? Skinął głową oraz cichymi słowami przeprosił planetę. A potem zebrał się w sobie i skoczył.


***



- Patrz jak ptaszyna fruwa. - Cicho skomentował Xiti.
- Idealnie sssię wyssstawił. - Dodał Trandoshanin oblizując się po wargach. Karabin trzymał już od dobrej chwili w pozycji gotowej do wypalenia otworu wprost między łopatkami celu.
- Nie. Jeszcze nie. - Lodowaty ton Twi'lekanki skutecznie podziałał na Mavesiego. To i surowa mina w połączeniu z odbezpieczonym blasterem działała cuda. Chociaż Jaszczur był profesjonalistą, to jednocześnie miał w sobie pierwiastek prymitywnego łowcy jak każdy Trandoshanin. Widoczne blizny na policzku i ramieniu tylko dodawały jej majestatu w obecnej chwili. Niezaprzeczalnie to ona decydowała o życiu Jedi. Przecież wystarczyło jedno słowo, a mężczyzna już gryzłby muł.
- Ciekawe co tak znieruchomiał. Może nas wyczuł? - Instektoid nerwowo poruszył lewą ręką, poprawiając chwyt na wyrzutni sieci ogłuszających.
- Jeśśśli będziesssz tak głośśśno gadać, to na pewno. - Mavesi dał Robalowi lekkiego kuksańca, co ten skwitował tylko skrzywieniem twarzy.
- Jesteście daleko od prawdy. - Ton Celii zmienił się na bardziej nasiąknięty słodyczą. - Po prostu znalazł to czego szukał. - Lekko się uśmiechnęła, cały czas wpatrzona w stojącą na wielkiej rzeźbie istotę. Wtem ta drgnęła i zniknęła.
- Zeskoczył. - Skomentował oczywiste Xiti, po czym spojrzał na niebieskoskórą.
- Znajdujemy się właśnie na progu domu, gdzie czeka na nas nagroda. Przekroczmy go.


***



Powieki gwałtownie się otworzyły, odsłaniając szare tęczówki. Pierś odziana w niebieską kamizelkę zwiększyła swą objętość przez nabranie powietrza. Pierwszy oddech od dwóch lat. Zaszył się tutaj by poczekać na odrodzenie się użytkowników Mocy. Tymczasem jeden z nich sam do niego zmierza. Shi’ido oblizał się. Nie zapomniał jak się zabija. A teraz, po długim śnie... Potrzebował rozrywki.


***



Szedł i oglądał otoczenie. A właściwie trójkątny korytarz pokryty świecącym labiryntem czerwonych linii. To musiało być dzieło istoty rozumnej. Więcej. Istoty wyczulonej na Moc, lub tajemną energię emitowaną przez jądro planety. Krok za krokiem szedł w czarną dal oświetlaną tylko szkarłatną poświatą bijącą od ścian oraz błękitem energetycznego ostrza. Czuł, że się zbliża. Był tego pewien, a determinacja pchała go dalej.
- Jesteś Jedi. - Usłyszał nagle głos. Poczuł gęsią skórkę na całym ciele.
- Jesteś Jedi, a jednak przybywasz do mnie dobrowolnie. Czyżbyś chciał mi coś udowodnić? - Nieznany głos z oddali korytarza kontynuował.
- Nie. - Mężczyzna sam nie wiedział skąd w jego głosie wzięło się tyle hardości i ostrości. - Chcę, byś to ty udowodnił mi kim jestem!
Jedyną reakcją był dziwny dźwięk, jakby ktoś się dusił. Dopiero po chwili przybysz pojął, że tak naprawdę rozmówca doskonale się bawi i wręcz nie może powstrzymać się od spazmatycznego śmiechu. Wytrąciło go to z równowagi i wywołało negatywne uczucia.
- No, no, mój padawanie. - Prześmiewczy ton na nowo rozbrzmiał. - Nieładnie się tak unosić gniewem. Co by na to powiedział twój mistrz? - Ostatnie słowo zostało podszyte fałszywą czułością, jaka tym bardziej ubodła mężczyznę.
- Jestem rycerzem Jedi! Rycerzem! - Czarnowłosy głośno i dobitnie przeliterował swój tytuł.
- Nie mój drogi. Jesteś tylko niedouczonym padawanem, który został pasowany ze względu na trudne czasy. - Źródło głosu zdawało się znajdować coraz bliżej. - W dawnych czasach nawet młodziki lepiej opierały się pokusom Ciemnej Strony, niż ty!
- Łżesz! - Ryknął mężczyzna wznosząc świetlisty oręż w pozycji bojowej.
- Spójrz na siebie. Tak się zachowuje Jedi? Pytam się! - Po plecach przybysza przeszedł zimny dreszcz, bo rozmówca zdawał się coraz bardziej rozgniewany. Czarnowłosy spojrzał na siebie i... zrozumiał. Stał się tym, przed czym najbardziej przestrzegała go mistrzyni. Oddał się złu, nie przechodząc próby.
- Nie jestem Jedi. - Powiedział smutnym tonem i opuścił miecz świetlny.
Wtem otrzymał impuls jaki dała mu planeta. Instynktownie zasłonił się ostrzem w ostatniej chwili przecinając lecące w jego kierunku dwie strzałki. Ponownie usłyszał śmiech.
- Owszem, nie jesteś Jedi, to już wiemy. Pytanie czy jesteś wojownikiem? - Ledwo ostatnie słowo zdążyło dotrzeć do uszu mężczyzny, a już po raz kolejny stał się celem ataku. Ponownie strzałki. I ponownie błękitna klinga zabuczała tnąc powietrze i nadlatujące pociski.
- Pięknie! Cudownie! - Radosnym okrzykom towarzyszył odgłos klaskania. - Wiesz co ci powiem? - Przybysz nagle dostrzegł blade światełko paręnaście metrów przed sobą. Ale nie rzucił się w tamtą stronę tylko czekał. - Twoje przeznaczenie właśnie idzie ku tobie! Wyjdź mu naprzeciw, a w walce odnajdziesz siebie. - Źródło światła zniknęło.
- MR Mor! - Zakrzyknął czarnowłosy, ale nikt mu nie odpowiedział. Odbyta przed chwilą rozmowa nagle wydała się wizją, jednakże namacalny dowód w postaci przeciętych strzałek potwierdzał, że On tu był. Stał niedaleko niego. A teraz odszedł.
- Wyjdź mu naprzeciw. - Szepnął jeszcze pod nosem i odwrócił się. Puścił się pędem w kierunku wejścia, którym tu wkroczył.
- Odnajdę siebie!


***



- Wchodzimy tam?
- Nie, usiądziemy przy wejściu i zaczniemy sobie śpiewać. Ktoś chętny iść po opał na ognisko? - Twi'lekanka zawarła w wypowiedzi tyle sarkazmu, że kompani tylko odwrócili głowy. Wtedy też zaczął wibrować datapad do tej pory bezpiecznie schowany w kieszeni niebieskoskórej. Ta wprawnym ruchem wyjęła urządzenie i spojrzała na ekran.
- Cholera! - Otwarte z przerażenia oczy i rozwarte usta zaniepokoiły zarówno Mavesiego jak i Xitiego. Nie zaszczyciła ich wyjaśnieniami tylko podała im datapad z wyświetlonymi informacjami, wprost z sondy skanującej, jakie wcześniej rozmieścili w przestrzeni kosmicznej wokół planety, by nie przegapić przybycia Jedi.
- Czy oni zawsze muszą się? - Xiti zamilkł i spojrzał wprost w osłupiałą twarz Celii. Ta nawet nie drgnęła, zdruzgotana nowymi wieściami. Tymczasem Trandoshanin wyczuł zbliżające się niebezpieczeństwo i wycelował karabin w kierunku wąwozu, którym jeszcze niedawno szli.


***



- Sir, mamy problem. - Pierwszy oficer stanął tuż za plecami dowódcy, który obserwował zieloną powierzchnię planety przez iluminator.
- O co chodzi? - Surowe oblicze pozostawało niewzruszone.
- Monodon wykrył aktywną sondę w polu asteroid na współrzędnych K932, sir.
- To chyba dobra wiadomość, więc dlaczego wspomniałeś o problemie? - Mężczyzna obrócił swoją zoraną bliznami twarz. Niewątpliwie musiał w przeszłości odnieść poważne obrażenia.
- Bo natrafił na nią przypadkiem, dopiero podczas załączenia czujników dalekiego zasięgu i sensorów planetarnych. A ta sonda wychwyciła te fale... - Pierwszy oficer umilkł przełykając ślinę.
- Czyli po prostu nas wykryła. Czy Monodon zdołał wyśledzić do jakiego miejsca sonda przesłała dane? - Pytanie skierowane było już nie do adiutanta, lecz do oficera przy konsolecie łączności. Ten natychmiast połączył się z dryfującą nieopodal fregatą patrolową, by po chwili rozmowy uzyskać odpowiedź.
- Tak sir! - Zawołał. - Kapitan Monodona kazał przekazać, że wykryli drugą sondę w punkcie K957. O ile ta pierwsza przesłała sygnał do sektora G31 na północnej półkuli planety, to druga połączyła się z miejscem, gdzie cały czas odbieramy emisję ukrytego nadajnika.
- Dobrze, rozpocząć zagłuszanie obu sond oraz skanowanie tego globu. Jest w nim coś dziwnego, co spowodowało rozbicie się naszych desantowców. - Podrapał się po brodzie w zamyśleniu. Wysłał Sentinele i Lambdy, a te miały mniej lub bardziej udane awaryjne lądowania przez awarie systemów. Wszystkie statki bez wyjątku dostały nagle identycznej usterki. Czy poszukiwany morderca postanowił wyposażyć się w parę sztuczek?
- Sir! Otrzymaliśmy meldunek, że oddział Vando nawiązał kontakt bojowy z jakąś grupą, prawdopodobnie najemniczą. Szacowana liczebność nieprzyjaciela to poniżej dziesięciu osób. - Zaskakujący raport zmusił dowódcę do intensywnego myślenia. Szybko i sprawnie podjął decyzję.
- Niech przestawią broń na ogłuszanie, chcę ich mieć żywych. Następnie zająć się głównym celem operacji.- Mężczyzna lekko się uśmiechnął. W oczekiwaniu na wyniki skupił swój wzrok na obserwacji witek sieci sensorowych rozpostartych przez Monodona.
- Rozkaz, sir!


***



Biegł korytarzem mając przed sobą jasne światełko. Z każdą chwilą był coraz bliżej wyjścia z tunelu, czując narastającą siłę. Postanowił, że obroni planetę przed dowolnym wrogiem. Cokolwiek ujrzy po opuszczeniu pogrążonego w bladym szkarłacie miejsca będzie dla niego wyzwaniem, które pokona. Ale zniknęło gdzieś to wyczuwalne pulsowanie jądra globu. Zupełnie jakby serce ciała niebieskiego struchlało z przerażenia. Tylko przed czym? Biegł dalej, a tuż przed zarysem wyjścia oślepiło go jasne światło. Otworzył po chwili oczy i stanął jak wryty. Na taki obraz bitwy nie był przygotowany.


***



- Oni nie chcą nasss zabić. - Oznajmił ukryty za dużym głazem Trandoshanin, który został przyszpilony ogniem zaporowym i nie miał nawet jak zmienić pozycji, a co dopiero odpowiedzieć na istną kanonadę.
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć. - Odkrzyknęła Twi'lekanka schowana w wygodnym zagłębieniu, z jakiego prowadziła mieszany ostrzał. Raz precyzyjnie wymierzonymi boltami ubijała szarżujących szturmowców, a raz waląc na ślepo całymi salwami.
- Fakt, strzelają wiązkami ogłuszającymi. - Stwierdził Xiti i wychylił się zza skalnej ściany by wystrzelić ze swojej podręcznej strzelby.
- Taak, zwłaszcza ten E-Web. - Warknęła rozdrażniona Celia po raz kolejny zmuszając wrogich żołnierzy do odłożenia w czasie szybkiego skrócenia pozycji. Doskonale zdawała sobie sprawę, że są w kropce, łagodnie rzecz ujmując. Mieli naprzeciw siebie nie poborowych szturmowców, tylko wyszkolony oddział mający już za sobą chrzest bojowy. Miast szarżować, Imperialni usadowili się w dogodnych pozycjach i pod osłoną ciężkiego blastera samopowtarzalnego zamierzali zmusić najemników do kapitulacji, bądź wystawienia prosto pod wiązkę ogłuszającą.
Spojrzała na wskaźnik pokazujący stan zasobnika z gazem blasterowym. Została niewiele ponad jedna trzecia, a w zapasie miała jeszcze tylko jeden pełny pojemniczek z drogocenną w tej chwili substancją. Co poczną, gdy zabraknie ogniw do broni? Poddanie się w łapy Imperialnych to ostatnia rzecz jaką Twi'lekanka chciałaby zrobić, ale jeśli alternatywą jest śmierć to chyba jedyny logiczny wybór. Tylko czy na pewno lepsza będzie powolna agonia, czy szybkie zakończenie żywota od jednego bolta? Celia odruchowo skuliła się wiedziona złowrogim przeczuciem. W samą porę, gdyż tuż nad jej głową śmignęła salwa z E-Weba. Wtedy coś ją tknęło. To nie były strzały wymierzone w nią tylko... Odwróciła się do tyłu, gdzie spodziewała się dostrzec rozoraną energetycznymi wiązkami skalną ścianę w okolicach wejścia do tajemniczego korytarza. A na progu mrocznej jaskini stał on. Jedi, który miał ich doprowadzić do celu.
- W tej walce odnajdę siebie! - Dotarło do uszu Celii i dopiero po chwili zrozumiała, że są to słowa mężczyzny z mieczem świetlnym. Wtedy powietrze rozdarły szkarłatne błyskawice pędzące z oszałamiającą prędkością wprost w stojącego na nieosłoniętym terenie rycerza. Schylił głowę i zastygł nieruchomo. Twi'lekanka prychnęła. Stchórzył. Da się zastrzelić jak pies.
Niebieski błysk.
Mężczyzna stał jak wcześniej. Wystrzelone w niego pocisku gdzieś zniknęły.
Z piersi Celii wydarł się okrzyk zdumienia. Czyżby Imperialni chybili niczym na filmach propagandowych Nowej Republiki? Nie, niemożliwe. Co jak co, ale trudno z E-Weba haniebnie pudłować. Albo... Czy to mógł być ruch miecza świetlnego? Jednakże taka szybkość reakcji nie jest możliwa dla młodego Jedi. Przecież widziała dane o jego przewidywanych zdolnościach i były one mało imponujące jak na Mocowładnego. Organizacja się nie myli. Więc co tu się u licha dzieje?
Wojownik wyciągnął przed siebie dłoń i wykonał gest jakby ciągnął za niewidzialną linę. Celia odwróciła się w kierunku szturmowców, a wtedy ujrzała lecącego w powietrzu żołnierza w białej zbroi. Wierzgał kończynami, ale niedostrzegalna siła kierowała jego lotem, kierując go wprost na Jedi.
Znów niebieski błysk.
Rozcięte wpół ciało padło na ziemię przeszyte straszliwą bronią dawnych rycerzy Zakonu. Twi'lekankę przeszył dreszcz, kiedy patrzyła coś co jeszcze przed chwilą było żywą istotą. Owszem, sama zabijała. Nawet przed paroma chwilami. Ale nigdy w taki sposób.
- Postawiliście stopy na planecie, która jest dla was zbyt potężna! - Mężczyzna znów zakrzyknął. - Dlatego musicie poznać smak tej potęgi! - Z gardła wojownika rozległ się prawdziwy ryk. Zupełnie jakby nie był kruchym człowiekiem, tylko dziką bestią stojącą na straży natury. Zamknął oczy i wzniósł błękitne ostrze w górę.
- A jest to smak krwi! - Odsłonił powieki prezentując zielono-złote tęczówki. Jednakże najbardziej szokujące były źrenice, jakie przybrały blady, żółty odcień. Wysunął język i oblizał się po wargach, po czym ruszył przed siebie w absolutnej ciszy.
Planeta jest mi sojusznikiem.
Planeta jest mi wsparciem.
Ja jestem jej wolą.
Ja jestem jej katem!



***



- Proszą o natychmiastowe wsparcie powietrzne! - Meldunek rozniósł się po mostu Monodona, który pełnił funkcję pierwszego punktu zbierania raportów i informacji.
- Czy nasze myśliwce meldują jeszcze jakieś problemy z elektroniką? - Dowódca fregaty patrolowej pogładził się po idealnie wygolonej głowie.
- Nie, sir! Wygląda na to, że były to koagulacje na skutek wejścia w atmosferę, która musi tak oddziaływać na każdy obiekt.
- Wyślijcie im TIE Interceptora, który akurat patroluje najbliższy obszar.
- Rozkaz, sir.
- Jak idzie skan jądra planety? - Dowódca nieoczekiwanie zmienił temat spoglądając na zapytanego oficera.
- Powoli zmierza ku końcowi, ale już teraz możemy stwierdzić, że ten glob jest wyjątkowy. Inny niż wszystkie planety, które znaliśmy dotąd.


***



Sami nie wiedzieli dlaczego. A jednak strzelali do szturmowców, mimo że mieli wprost przed sobą odsłonięte plecy Jedi. Błękitna klinga tańczyła w powietrzu zatrzymując fale wrogich pocisków, zaś nieliczne, ale celne bolty z broni najemników starały się wyeliminować przeciwników. Co jakiś czas, któryś ze szturmowców padał trafiony na ziemię, jednakże wciąż reszta żołnierzy zawzięcie prowadziła kanonadę. Zupełnie jakby na coś czekali.
Wtedy Celia usłyszała charakterystyczny świst powietrza i dudnienie silników w atmosferze. Pamiętała ten dźwięk. Jeśli ktoś raz usłyszy rozpędzonego TIE Interceptora, to już do końca życia będzie miał go wrytego we wspomnienia. Wzniosła głowę i zlękła się. Mogła walczyć ze szturmowcami, ale nie z myśliwcem przechwytującym. Jednak pilot nadlatującej maszyny miał zupełnie inny punkt widzenia, który obejmował wsparcie kompanów z piechoty.
- Na ziemię! - Wykrzyknęła Twi'lekanka, sama padając na chłodne podłoże i przyciskając się do niego jak najmocniej.
Poczuła lekkie wstrząsy, gdy zielone wiązki energii uderzyły w pobliską skałę szybko zamieniając ją w pył. Pisnęła cicho zamykając z przerażenia oczy. Wizg układu napędowego TIE Interceptora wżynał się w uszy powodując ból. Leciał wprost na nich zasypując okolicę istną lawiną laserowego ognia, jaki był zdolny spopielić żywą istotę samym muśnięciem.
- Żadna maszyna nie ma prawa się równać z ognistym ptakiem natury! - Krzyk Jedi przebił się przez zasłonę decybeli silników P-s5.6, co było praktycznie niemożliwe. Niebieskoskóra podniosła wzrok i sparaliżowana strachem obserwowała. Tylko do tego mogła się zmusić. By zostawić otwarte oczy.
Stał w miejscu. Wszędzie wokół latały szmaragdowe wiązki energii, spalając trawę, wyrywając ziemię i miażdżąc skały. Sylwetka myśliwca robiła się coraz większa, gdy ten stopniowo się zbliżał. Jednakże cele były w zagłębieniu, więc pilot rozpoczął manewr poderwania maszyny, by uniknąć zderzenia. Puścił spusty działek przerywając kanonadę.
- Pokażę ci gniew Feniksa! - Twi'lekanka nie mogła uwierzyć. Jedi przeżył.
Mężczyzna wyskoczył wysoko w powietrze, odchylając swój tułów i prawą rękę z metalową rękojeścią. Zdawało się jakby niewidzialna siła pchała go w górę, pozwalając osiągnąć pułap godny mistrza Jedi. Był już w krytycznym punkcie wysokości, cały czas wpatrzony wprost w podrywającego się myśliwca.
Włączył swój miecz świetlny, który wydobył... żółte ostrze! Celia patrzyła oszołomiona i skołatana. Przecież przed chwilą mężczyzna walczył niebieską klingą. Czyżby miał przy sobie drugi miecz?
Jedi zawył dziko i skupiając w sobie całą siłę, pchnął miecz świetlny wprost przed siebie. Broń poszybowała przed siebie, kręcąc się wokół własnej osi. Po chwili klinga rozbłysła złotym światłem i przyspieszyła swoją rotację. Stała się nie podłużnym ostrzem, ale wirującym dyskiem. Niczym ptak leciała wprost ku celowi.
Tak jak orzeł rozrywa ciało ofiary pazurami, złota klinga rozdarła metal. TIE Interceptor stracił jedno ze skrzydeł wpadając w korkociąg. Nim imperialny pilot pojął co się stało, maszyna uderzyła w ścianę wąwozu miażdżąc kulisty kokpit oraz zmieniając trajektorię upadku. Teraz wrak myśliwca leciał wprost na nich, roztaczając wokół fale odłamków i dymu.


***



- Dziwny ten facet. - Mruknął Asa-Lung siadając w kokpicie swojej maszyny. Stara konstrukcja pamiętająca czasy Starej Republiki miała odpalić po raz pierwszy od dwóch lat.
- Ale może swoją ofiarną śmiercią kupi mi nieco czasu. - Chude palce włączały kolejne kontrolki i przełączniki.
- Cóż, wygląda na to, że Galaktyka przebudziła zabójcę. - Białe zęby wyszczerzyły się w uśmiechu, a bujna czupryna zafalowała z podniecenia. - Znów nadchodzi czas MR Mora.
Ukryte wrota hangarowe otworzyły się, wypuszczając niewielki, antyczny statek. A wraz z nim legendarnego Shi'ido o niebywałym talencie do mordowania użytkowników Mocy.


***



- Oni już nie żyją. - Głos Jedi zdawał się pełny współczucia i żalu jednocześnie.
- Wiem. - Twi'lekanka spoglądał wprost na zastygłą już na zawsze twarz Mavesiego. Trandoshanie to twarde sztuki, ale półmetrowy element baterii słonecznej myśliwca przebił Jaszczura na wylot. Celia nie mogła zmusić się do opuszczenia wzroku niżej niż pysk kompana, bo nie chciała wymiotować. A niewątpliwie widok mieszaniny zastygającej krwi i wnętrzności cofnąłby zawartość jej żołądka do gardła. Xitiego pożegnała z oddali, nie będąc na siłach oglądać zmiażdżone skałami ciało Colicoida. Jako dowódca straciła cały oddział. Czuła swą dotkliwą porażkę. Łza spłynęła jej po niebieskim policzku. Wtedy wyczuła dłoń mężczyzny na swoim ramieniu. Odwróciła głowę, by spojrzeć na niego.
- Idę swoją własną drogą, możliwe jednak, że twoja droga przez jakiś czas będzie równoległa do mojej. - Lekko się uśmiechnął i cofnął rękę.
Otarła policzek dłonią po czym spuściła wzrok. Cały czas trzymała blaster, a tropiony cel miała na wyciągnięcie ręki. Wystarczy jeden strzał.
- Nie zabijesz mnie. - Znieruchomiała ze zdziwienia, słysząc te słowa.
- Nie zabijesz mnie z prostego powodu. Nie masz już żadnego interesu w mojej śmierci. - Spokojny i łagodny głos przebijał się wprost do jej serca niczym ostrze rozdzierające tkaninę.
- Ale skąd? - Zamilkła, czując narastającą w gardle gulę.
- Planeta wie o Tobie wszystko, moja droga. - Lekki, serdeczny uśmiech rozdrażnił kobietę, która prychnęła jak kocica. Rozdygotane ręce zajęła energicznym ściskaniem palców.
- Jasne. W takim razie niech ta jaśnie oświecona planeta powie Ci cokolwiek o mnie, panie wszystkowiedzący. - Niebieskie lekku zaczęły nerwowo drgać.
- Czyż to naprawdę jest konieczne, pani Celiara'vasse?
Usiadła z wrażenia na ziemi. Czuła kołaczące w swojej piersi serce. Czuła ciężki oddech wydobywający się z ust. Czuła rozdygotane do granic możliwości lekku. Skąd on to wie? Jak to możliwe, że zna jej klanowe imię? A do tego dobrze je zaakcentować?
- Powinniśmy ruszać. Imperium nie odpuści tym, którzy zabili wielu szturmowców. - Mężczyzna ciepło się uśmiechnął i wyciągnął w kierunku niebieskoskórej rękę.
- Odlecimy naszym... - Kobieta przypomniała sobie o śmierci kompanów. - Moim statkiem. - Zadecydowała, korzystając z zaoferowanej pomocy przy wstawaniu.
- Obawiam się, że to nie będzie możliwe.
- Jak to?
- Imperium już dawno zna jego położenie i zastawiło tam pułapkę, w razie gdyby nam się udało. - Mężczyzna pokiwał głową, a następnie pogładził się po starannie ogolonym podbródku.
- Chodź, polecimy moim Pursuerem. - Dodał.
- Jak masz zamiar uciec nim przed Imperium, które pewnie ma na orbicie swoje okręty? - Drganie tchunu ustało.
- Po ich stronie są wielkie jednostki kosmiczne. Po naszej planeta. - Skierował wzrok wprost na jej twarz. Spojrzenia zielonych i zielono-złotych oczu się skrzyżowały, co spowodowało gwałtowne wyprężenie lekku Celii. Uśmiechnęła się.
- Planeta nas poprowadzi.


***



Kosmiczną pustkę co chwila przeszywały energetyczne bolty. Leciwa Pinasa wykonywała nieudolne uniki przed salwami wystrzeliwanymi przez ścigające ją myśliwce przechwytujące Imperium. Piloci TIE Interceptorów pomimo ewidentnej przewagi umiejętności chybiali kolejne strzały. Zielone wiązki mijały bez szkody jednostkę produkcji Ulig Abaha Ltd., a ta po prostu pędziła przed siebie, byleby opuścić studnię grawitacyjną planety. W końcu jeden ze skosów wstrzelił się w Pinasę, przeciążając jej tarcze i zaliczając bezpośrednie trafienie w kadłub. Jednostką wstrząsnęło, lecz leciała dalej. Oddawana ogromnym przeciążeniom stara konstrukcja trzymała się na granicy wytrzymałości, a myśliwce wywęszając ranną ofiarę przystąpiły do odważniejszego działania, oskrzydlając cel i gotując się do ostatecznego natarcia.
Wtedy Pinasa skoczyła w nadprzestrzeń.


***



- Sir, kapitan Grunesa melduje, że MR Mor skoczył w nadprzestrzeń zaraz po opuszczeniu studni grawitacyjnej planety.
- Doskonale. - Kontradmirał lekko się uśmiechnął. - Czy wiemy na jaką planetę wykonał skok?
- Tak, sir. - Pierwszy wypiął pierś przed siebie i z szacunkiem pochylił głowę. - Dokładnie tam, gdzie pan przewidział, sir.
- Dobrze. - Dowódca pstryknął z zadowolenia palcami. - Powiadomcie Haaairę, że MR Mor właśnie leci wprost do niej. Wszystko zgodnie z planem.
- Rozkaz. - Pierwszy odwrócił się już na pięcie, gdy twarz Kontradmirała na nowo stała się surowa i pełna skupienia.
- A co z tym Jedi i bandą najemników? - beznamiętny ton uderzył wprost w podwładnego. Na czole pierwszego pojawiły się kropelki potu.
- Wybili oddział Vando i strącili jeden z myśliwców.
- Co takiego? - Brew starszego oficera uniosła się do góry, ale głos pozostał lodowaty.
- Ale wyśledziliśmy ich. To Jedi i jakaś Twi'lekanka, którzy uciekają najprawdopodobniej w kierunku patrolowca typu Pursuer.
- Czy jest on obstawiony naszymi żołnierzami?
- Niestety nie, sir. - Pierwszy przełknął ślinę.
- Rozumiem... - Kontradmirał odwrócił głowę i spojrzał przenikliwie na podwładnego. Zmrużył oczy. - Pierwszy?
- Tak, sir?
- Wyślijcie Scimitary. - Dowódca na powrót skupił się na obserwacji planety, tylko teraz ze złowrogim uśmiechem na ustach.


***



Biegli we dwoje przez dżunglę, przedzierając się przez ogromne liście paproci, smagani cienkimi gałązkami i uderzani większymi. Nie mieli jednak czasu na narzekanie, bo po piętach deptał im oddział szturmowców. Grube i wilgotne pnie drzew dawały dobrą osłonę, dlatego czerwone bolty nie sięgały celu. Na otwartym terenie Jedi i Twi'lekanka już dawno zostaliby rozstrzelani, zwłaszcza że mężczyzna stracił swoją broń podczas niszczenia TIE Interceptora. Miecz świetlny po prostu oddał całą swoją energię, by przeszyć gruby pancerz myśliwca.
- Wygląda to jakby wcale nie chcieli nas trafić. - Syknęła Celia stając na moment i puszczając za siebie krótką serię ze zdobycznego karabinku.
- Coś sugerujesz? - Ciężki oddech Jedi zdradzał zmęczenie.
- Że spychają nas w konkretnym kierunku. - Niebieskoskóra na nowo puściła się biegiem.
- Pułapka?
- Być może, ale nie wiadomo co siedzi Imperialnym we łbach.
- Nie mamy innego wyjścia, niż wejście prosto w zastawione sidła i próba przechytrzenia myśliwych. - Jedi zatrzymał się i nabrał powietrza. Rozejrzał się wokół, a wtedy na jego twarzy zakwitł lekki uśmiech. - Tędy.
Sprawnie pokonali przeszkodę w postaci ściany lian i wtem ich oczy zalała fala słonecznego światła. Po minutach ucieczki w półmroku dżungli wzrok przywykł do niedoboru świetlistych promieni, a teraz został nimi wręcz zbombardowany. Mężczyzna szybciej się otrząsnął, łapiąc towarzyszkę za dłoń. Ruszył przed siebie prowadząc Twi'lekankę, która dopiero teraz zaczynała dostrzegać zarys jakiejś maszyny w oddali. Byli już blisko, a ścigający ich szturmowcy jeszcze nie wyszli z zarośli. Jedi zatrzymał się jak wryty. Zanim Celia zdążyła zapytać o co chodzi ten sam wyjaśnił.
- Scimitary. - Jęknął, a niebieskoskóra poczuła jego drżącą dłoń. Niewątpliwie był zdenerwowany i co gorsza – miał ku temu powód.

- Siewca 1, widzę cel. - Imperialny pilot docisnął przepustnicę do końca, uwalniając pełnię mocy dwóch sprzężonych generatorów repulsorowych.
- Przyjąłem Siewca 3. Wszyscy, ustawić się. Formacja Osk!
Trzy potwierdzające trzaski komunikatora upewniły dowódcę klucza, że wszystkie cztery maszyny są gotowe do przeprowadzenia nalotu. Zgodnie z rozkazem bombowce uformowały szyk, mknąc po bezchmurnym niebie.
- Systemy kierowania ogniem namierzyły cel, bomby zostały uzbrojone. - Zameldował drugi członek załogi Siewcy 1 zajmujący się obsługą dewastacyjnej broni, czyli luku bombowego.
- Więc do dzieła. Pokażmy się z jak najlepszej strony na tym zadaniu treningowym. - Zawyrokował dowódca klucza doskonale świadomy tego, że tak naprawdę ich nalot jest po prostu testem bojowym. Oponent nie miał żadnej możliwości zagrożenia imperialnym maszynom.
- Za Imperium! - Scimitary przy akompaniamencie ryku repulsorów rozpoczęły lot nurkowy.

- Cofnij się. - Powiedział do Twi'lekanki delikatnie popychając ją za siebie i zasłaniając własnym ciałem. Ta zdziwiona spojrzała na mężczyznę, który stał wyprostowany na otwartej polance nieopodal Pursuera. Patrzył w niebo, ale nie mogła dostrzec jego wyrazu twarzy. Pewnie była surowa i zacięta. Niebieskie lekku zawinęły się wokół szyi kobiety w wymownym geście przerażenia.
Czarne kropki na błękitnym tle po chwili zmieniły się w dostrzegalne gołym okiem sylwetki bombowców Imperium. Owiane złą sławą Scimitary, które przewyższają TIE Bombery pod niemal każdym względem, zwłaszcza w skuteczności nalotów atmosferycznych. Wysłali na nich cały klucz maszyn. Czym sobie na to zasłużyli?
- W sumie to i tak koniec. - Odezwała się lekko drżącym głosem, ale szybko go opanowała. - Dlatego muszę Ci przyznać, że to było najbardziej intrygujące i zaskakujące godziny mego życia. - Celia się uśmiechnęła.
Nie, moja droga. - Zaczął Jedi, ledwo przebijając się głosem przez jęki generatorów pola repulsorowego nadlatujących Scimitarów.
Mężczyzna odwrócił się do niej. Widziała radość w jego twarzy. W jego wyszczerzonych zębach. W jego błyszczących oczach. W jego rumianych polikach. W jego aurze.
- Planeta nas wspiera. Wsłuchaj się w nią, a zrozumiesz dlaczego przeżyjemy! - Zakrzyknął nagle i skręcił ciało w dziwnej pozycji. Była w zbyt wielkim szoku, aby dociekać co robi. Po prostu mu zaufała. Chciała w pierwszej chwili odwrócić wzrok, ale skarciła się. On walczy za nią. Nie może odejść i zostawić go samego. Musi go wspierać. Do końca. Nawet nie pisnęła, gdy bombowce uwolniły swój ładunek. Pędzące z góry durastalowe pojemniki pełne materiału wybuchowego, który lada moment zostanie zdetonowany, rozsiewając wokół śmierć i zniszczenie. Za to krzyknęła, widząc Jedi. Otaczały go jakieś zielone płomienie zdające się skupiać w jednym punkcie – w jego sercu. Zrozumiała. Lewa dłoń mężczyzny spoczywała właśnie na klatce piersiowej, zaś ciało było gotowe do wykonania półobrotu.
- Rycerzu Jedi... - Szepnęła, oddając mu w tej chwili cały swój zapał, wsparcie i siły. Nic nie mogła zrobić, oprócz tego. A chciała. Jej serce wyrywało się do pomocy, tylko problem istniał w niemożności jej udzielenia.
- To jest, moja droga! - Zakrzyknął nagle dzikim tonem, ruszając do działania. - Opoka Mocy! - Wtem wokół nich pojawiło się bladozielone światło. Nim Twi'lekanka zdążyła zareagować poświata nabrała intensywniejszej barwy i rozlała się we wszystkie strony. Znaleźli się pod czymś przypominającym kopułę tarczy energetycznej. Tylko, że ta tarcza była znacznie potężniejsza, a do tego miała w sobie coś dzikiego. Kolejne pasy ciemniejszej barwy pojawiały się i znikały na powierzchni osobliwego klosza wytworzonego z potęgi planety kierowanej przez dłoń Jedi.
Wtedy wybuchły bomby.
Eksplozje zaczęły wstrząsać gruntem i dewastować okolicę. A jednak technika Mocy mężczyzny zatrzymywała wszystkie fale uderzeniowe i odłamki. Każdy kolejny wybuch powodował jeszcze głośniejszy ryk wydobywający się z gardła Jedi. Tarcza zaczęła blednąć ku przerażeniu Celii.
- Nie poddam się! - Niemalże skowyt wyrwał się z piersi Mocowładnego, który wciąż trwał z wyciągniętą lewą ręką, jaka stanowiła punkt generujący szmaragdowe pole. Wtedy eksplodowała ostatnia z bomb roztaczając wokół siebie niezwykle potężną falę uderzeniową, silniejszą od wcześniejszych. Kopuła energii stała się niemalże zgniłozielona, kiedy doszło do jej starcia z mocą wygenerowaną przez rozrywany ładunek wybuchowy. Czas zwolnił.
Pojawił się oślepiający błysk seledynowego światła.
Krzyk bólu.
Celia otworzyła oczy. Leżała na ziemi mając nad sobą błękitne niebo oraz słońce. Spróbowała wstać, co jej się udało. Nie odczuła żadnej boleści, ani jakiegokolwiek groźnego urazu. Usłyszała jęk i natychmiast zwróciła głowę w tamtym kierunku.
- O nie. - Jęknęła żałośnie widząc skulonego Jedi z widocznym na twarzy grymasem katorgi. Ignorując wszystko wokół, dopadła do mężczyzny, starając się pomóc mu wstać. Ten tylko trzymał się za lewą rękę zasłaniając ją prawym barkiem. Coś przed nią ukrywał. Schwyciła go delikatnie, by móc zobaczyć dlaczego tak usilnie się z czymś chowa.
Niebieskie lekku zadrżały, a oczy rozszerzyły z przerażenia. Mało nie upadła, ale udało jej się zachować równowagę. Ta siła była tak potężna. Zbyt potężna na możliwości ludzkiego ciała. Jedi ocalił ją i siebie, ale zapłacił za to ogromną cenę. Patrzyła ze smutkiem na kikut lewej ręki mężczyzny. Dłoń na skutek skumulowania i utrzymywania w sobie takiej ilości energii rozsypała się w pył zostawiają jednakże zarośnięty już kikut.
- T-to nic. - Mocowładny uśmiechnął się, ale Celia widziała jak trudno jest mu maskować cierpienie i ból. - Jesteś cała i to jest najważniejsze. - Twi'lekanka zamarła. Czy on właśnie? W normalnych warunkach uznałaby to za kiepski żart, lecz teraz te pytanie zdawało się jej na miejscu. Co nie zmieniało faktu, iż nie mogła znaleźć na nie odpowiedzi.
- Już jest dobrze. - Lekku niebieskoskórej wyprężyły się radośnie.
Niestety grzmot repulsorów brutalnie zburzył radosną atmosferę. Zdezorientowani tym co się przed chwilą stało, piloci Imperium postanowili ponowić atak, zamierzając za wszelką cenę zmiażdżyć swój cel.
- M-muszę nas ochronić. - Mężczyzna próbował wstać, jednak powstrzymał go stanowczy gest Celii.
- Nie, nie pozwolę ci stracić drugiej dłoni! - Sama nie rozumiała co właściwie mówi. Do tej pory nie przejmowała się niczyim życiem tak bardzo jak teraz marną egzystencją tego Jedi. Przecież był jej celem. Zrezygnowana pokręciła głową.
- Nie mamy innego wyjścia. - Te słowa Mocowładnego zabrzmiały echem w głowie kobiety. Ta cała sytuacja była praktycznie bez wyjścia. Jeśli mu się nie uda, to zginą od bomb Imperium. Jeśli uda – wtedy także zginą, tylko podczas trzeciego nalotu, a pozbawiony dłoni Jedi będzie mógł tylko czekać na śmierć.
- Planeto. - Szepnęła w myślach. - Wiem, że przybyłam tutaj w niegodnych zamiarach, ale teraz błagam Cię. Pomóż nam, bo inaczej on stanie się kaleką do końca swego krótkiego już wtedy życia. - Niewielka łza ściekła po policzku Twi'lekanki i upadła na ziemię. Porośnięty trawą kawałek, jaki uchronił się pod szmaragdową kopułą ochronną stanowił bolesny dla oczu kontrast z żałosnym widokiem zniszczeń po nalocie. Leje w podłożu, połamane drzewa, wyrwane rośliny. Ale teoretycznie najważniejsza rzecz, czyli Pursuer wciąż nienaruszony trwał na swoim stanowisku, osłonięty wcześniej techniką Mocy.
- Czy wiesz jak działają Mocowładni? - Głos który usłyszała Celia na pewno nie należał do Jedi. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu mówcy, ale nikogo nie znalazła.
- Nie szukaj mnie, bo jestem głęboko pod ziemią. - Twi'lekance zdawało się, jakby ten ktoś mówił wprost do jej głowy z pominięciem narządu słuchu.
- Władają Mocą. - Odpowiedziała w myślach, czując opanowujący ją spokój. Coś czego w życiu by się nie spodziewała w obliczu nadlatujących Scimitarów. Swoją odpowiedzią musiała rozbawić telepatycznego rozmówcę, bo usłyszała perlisty śmiech.
- A dokładniej? - Nieustępliwie wypytywał nieznany głos w jej głowie.
- Używają Mocy by wywołać określone działanie, czy jak oni to nazywają, techniki.
- Doskonale. - Usłyszała pochwałę, ale za chwilę została po raz kolejny zapytana. - A wiesz, dlaczego Jedi i Sithowie są w gruncie rzeczy tak słabi? Dlaczego twój kompan stracił dłoń?
- Nie. - Odparła smutno, nie mając żadnego pomysłu na odpowiedź.
- Tak naprawdę oni cały czas obcują z energią o niewyobrażalnej potędze. A jednak ich zdolności są nikłe w porównaniu do tego co widzisz tutaj. Wiesz dlaczego? Oczywiście, że wiesz. Ty znasz odpowiedź na to pytanie.
Olśniło ją.
- Jedi i Sithowie używają Mocy, a z racji ich naturalnej słabości czerpią tylko ułamek potęgi z nieskończonego źródła. Z tego zaczerpnie tylko ten, kto miast kreować Moc da się jej wykorzystać. Moc nie jest narzędziem, tylko siłą, jaka używa naszych ciał i umysłów jako instrumentów do wygrywania pieśni potęgi i chwały. - Głos zaśmiał się jeszcze głośniej niż wcześniej, czym wywołał u Twi'lekanki onieśmielenie.
- Cudowna odpowiedź. - Odparł po chwili telepatyczny rozmówca. - A teraz korzystając z tej lekcji uratuj siebie i jego. Ja zaś zajmę się Imperium.

Ocknęła się słysząc krzyk Jedi, który właśnie szykował swoją desperacką obronę, tym razem odwracając swoje ciało w drugą stronę. Posiadając wyłącznie prawą dłoń mógł wykorzystać swoją technikę ostatni raz. Scimitary były już blisko i tylko kilkadziesiąt sekund dzieliło je od zrzucenia bomb.
- Stój! - Zawołała wstając z klęczek. Otarła spływające łzy oraz pot, po czym wyprostowała się całkowicie, stając zaraz za plecami mężczyzny. Ten skierował na nią pełne zdziwienia spojrzenie.
- Robisz to źle. - Wypowiedziała surowym tonem. - Oddaj się Mocy jako narzędzie. Zaufaj jej, a wtedy pojmiesz źródło prawdziwej potęgi. - Zamknęła oczy i rozłożyła szeroko ręce.
- Prowadź mnie Planeto. - Szepnęła.
Ziemia zadrżała, a pod stopami Twi'lekanki wystrzelił świetlisty promień. Po chwili w identyczny sposób wystrzelił kolejny. Celia zaczęła się unosić ku górze, jakby lewitowała. Jej ciało powoli traciło zwyczajny wygląd, niknąc w słupie blasku wprost z jądra planety.
Kobieta coraz bardziej przypominała kryształową figurkę, którą do góry pcha promień złotego światła. Systemy pokładowe Scimitarów zaczęły ostrzegawczo pikać, zaś sami piloci odczuwać pewien dyskomfort. Tylko surowy ton dowódcy klucza utrzymywał go w jednolitej formacji.
Nagle Twi'lekanka stała się żywym pryzmatem, który rozszczepił jasny słup blasku na różnokolorowe promienie światła. Tęczowe barwy rozlały się po całej okolicy zamieniając niebo w istną iluminację fal świetlnych o różnych częstotliwościach.
- Zaufałaś mi. Dlatego teraz możesz użyć nadanej ci Mocy, by ukarać tych, którzy zrzucają bomby i zmuszają ziemię do jęku. - Usłyszała głos w swojej głowie, a wtedy cała różnobarwna ekspozycja znikła, podobnie jak świetlisty słup. Została tylko przeźroczysta ona, oraz źródło blasku wprost w jej wnętrzu. Lewitowała kilkadziesiąt metrów nad ziemią, chociaż teoretycznie to niemożliwe. Jednak na tym globie nie ma takiego słowa.
Przyjęła pozę niczym baletnica i spojrzała złowrogo na nadlatujące bombowce Imperium. Oczy zabłysnęły złotym światłem, a dłonie instynktownie zakreśliły proste łuki w powietrzu. Wtedy też znikąd wytworzyła dwie fale żywego ognia, które pomknęły przez niebo. W formacji Scimitarów pojawiła się panika, a każdy z pilotów odbił we własną stronę. Jednakże gniew Celii, jako egzekutorki planety był straszny – dwa bombowce zostały przecięte idealnie na pół, stając się bezużytecznym, spadającym złomem.
Pozostałe dwie maszyny rozpierzchły się w przeciwnych kierunkach załączając nawet silniki jonowe, by jak najszybciej uciec od niezwykłego zagrożenia. Ale Twi'lekanka tylko się dziko roześmiała i wycelowała otwartymi dłońmi wprost w oba Scimitary naraz.
Błysk światła.
Złociste promienie trafiające w kadłuby bombowców.
Sekundę później po potężnych maszynach Imperium pozostał tylko pył. Na twarzy Celii zakwitł niewidoczny uśmiech, a ona sama poczuła się senna. Łagodnie opadła na ziemię, a kiedy dotknęła stopami podłoża natychmiast jej skóra powróciła do dawnej barwy. Nie czuła już nic, gdy Jedi starał się ją ocucić. Ani gdy wziął ją na ręce i wniósł na pokład ocalałego Pursuera. Tylko szeroko uśmiechnięte usta świadczyły o tym, że dobrze jej tam gdzie jest.

***


Kontradmirał uważnie oglądał holograficzny obraz taktyczny. Skupił się głównie na miniaturkach symbolizujących uciekającego Pursuera i goniących go TIE Interceptorów. Oraz na trójwymiarowym modelu krążownika Vibre, jaki w ukryciu czekał na nadlatującą ofiarę. Dowódca uśmiechnął się na widok zwierzyny powoli wchodzącej w zaciskające się sidła. Już za kilka sekund stary patrolowiec wleci w zasięg dział laserowych Grunesa, a wtedy zakończy się jego marna i bezsensowna ucieczka. Mężczyzna zaczął odliczać do zera.
Siedem.
Sześć.
Pięć.
- Sir! Ta planeta! - Wykrzyczał nerwowo Pierwszy, przerywając odliczanie. Kontradmirał już miał wstać, by zapytać o co chodzi i upomnieć podwładnego, że to mostek Imperialnego Gwiezdnego Niszczyciela, a nie targ. A wtedy obraz holograficzny zamigotał i zgasł, a wszystkie ekrany komputerów oraz konsol zabłysły oślepiającym światłem. Oficer stęknął i zasłonił ręką oczy. Po chwili wszystko wróciło do normy. Stanowiska znów zaczęły wyświetlać dane taktyczne, a wyświetlacz holograficzny znów odtworzył obraz kosmicznej przestrzeni. Z jedną różnicą. Pursuer zniknął.
- Co się właśnie stało? - Podniósł głos Kontradmirał. - Raport, natychmiast. - Dodał surowym tonem. To zaczynało mu się podobać coraz mniej.
- Trzy minuty, sir. - Rzucił poddenerwowany Pierwszy, który właśnie stał przy radiooperatorze. - Monodon przesyła nam ponoć bardzo ważne dane.
Kontradmirał skinął tylko głową i stanął przy stole operacyjnym stukając palcami w metalowy blat. Mieli tylko wykurzyć stąd MR Mora, a wpadli na ślad niezwykle dziwnej planety.
- Sir! - Zameldował tylko Pierwszy i chwilę później wyświetlacz holograficzny zabuczał i zaczął prezentować wszystkie zebrane dane. Dowódca zaczął czytać, a im bardziej zagłębiał się w lekturę tym wyżej podnosiły się jego brwi.
Czyżby ta planeta posiadała wyjątkowe jądro składające się z czystej energii, zdolnej do uwalniania się pod dowolną formą? Przecież to abstrakcja! A jednak przedstawione dowody jasno potwierdzały tą niesamowitą tezę. Problemy z elektroniką promów i myśliwców, oślepienie komputerów okrętowych, zniknięcie Pursuera. Za to wszystko odpowiadała widoczna przez iluminatory planeta. Przez plecy Kontradmirała przebiegł zimny dreszcz, gdy zapoznał się z danymi mówiącymi wprost – jądro globu zachowuje się niczym żywe serce, wysyłając mniejsze lub większe ilości energii w formie niewidzialnych fal. Jednak nie to było najbardziej przerażające. Dopiero wyświetlone nagrania zarejestrowane przez czarne skrzynki zniszczonych Scimitarów i TIE Interceptora w połączeniu z wynikami odczytów Monodona wykazały coś niesamowitego – Młody Jedi i zwykła kobieta stali się niemalże niepokonanymi istotami z jakiś legend. Na sam koniec mężczyzna otworzył akta owej Twi'lekanki i... Prawie zemdlał. Spojrzał na wynik badania midichlorianów i zamrugał. Wskaźnik wskazywał niezwykle niskie stężenie.
Kontradmirał przetarł oczy i zastanowił się. W obecnym przypadku jego uprawnienia są zbyt małe, by móc samemu decydować. To ważna sprawa mogąca wpłynąć na całe Imperium.
- Natychmiast powiadomić Moffów o naszych odkryciach. Musimy zorganizować radę, na której podejmiemy decyzję odnośnie tego globu.
- Tak jest, sir!

***


Kontradmirał patrzył przez iluminator na wychodzące właśnie z nadprzestrzeni jednostki. Potężne sylwetki Imperialnych Gwiezdnych Niszczycieli w otoczeniu mniejszych okrętów eskortowych wyraźnie odcinały się na tle kosmosu.
- Sir, przybyli.
- Tak. - Złowrogi uśmieszek zakwitł na twarzy dowódcy. - Niech okręty ustawią się w ustalonej formacji.
Image

"Nie wahaj się powiedzieć ludziom na których ci zależy o uczuciach żywionych do nich. Bo jutro może ich tam nie być." ~ Akagi

"If you do not fight now, then when will you?" ~ Type-005
Awatar użytkownika
Rafael Rexwent
Gracz
 
Posty: 290
Rejestracja: 7 Lis 2014, o 17:01

Re: Zew Natury

Postprzez Axis » 2 Wrz 2017, o 21:36

Tekst jest nierówny. Początkowe fragmenty dotyczącego samego Jedi, o ile rozumiem potrzebę ich istnienia, wytrącały mnie z rytmu. Gubiłam się w każdej części i musiałam czytać jeszcze raz, aby mieć pewność, że dobrze wszystko zrozumiałam.
Najmocniejsza jest środkowa część opowiadania, gdy bohaterowie walczą z siłami Imperium. Odniosłam wrażenie, że był to najbardziej przemyślany fragment i wszystko inne było pisane właśnie pod tę sekwencję. Niemniej przekomarzanie się najemników było dość pocieszne.
Mam bardzo mieszane uczucia w stosunku do Celii. Odniosłam wrażenie, że przeszła jakiś kryzys osobowościowy i nie dane nam było tego zobaczyć. Bo Twi'lekanka z początku nie jest tą samą Twi'lekanką z końca. Oczywiście planeta mogła mieć z tym dużo wspólnego, ale pozostawia to dla mnie bardzo duży dysonans.
Z kolei Jedi, jako postać mi się podobał. Jego kreacja była wiarygodna i mimo jego początków w tym opowiadaniu, które znacząco mnie drażniły, kibicowało mu się przez cały czas.
Mam bardzo duży problem za to z motywacją bohaterów z pominięciem Mocowładnego. Powody Imperium są dla mnie śmieszne i trudno mi uwierzyć, że uknuli całą intrygę z powodu jakiegoś Sitha. Czekanie na Jedi, aby odwalił za nich robotę, musiało być długie i monotonne. Nie rozumiem też zachowania Sitha, on tak po prostu odleciał? Pogadał sobie, wyśmiał młodego i nagle uznał, że ma lepsze rzeczy do roboty.
Wnioskuję z końcówki, że planeta została zniszczona, a przynajmniej podjęto próbę jej zniszczenia, szkoda, że nie ma wyniku tej konfrontacji, bo jestem ciekawa, jak to się skończyło.
Miałam spory problem z tą pracą, ale nie jest źle. Według mojej oceny musisz na przyszłość dokładnie przemyśleć powody działań swoich bohaterów.
Image
GG: 8232072
Awatar użytkownika
Axis
Gracz
 
Posty: 209
Rejestracja: 2 Gru 2011, o 11:33

Re: Zew Natury

Postprzez Rafael Rexwent » 2 Wrz 2017, o 21:55

Oczywiście serdecznie dziękuję za opinię odnośnie opowiadania i wiele cennych wskazówek oraz uwag. Jednakże muszę coś sprostować - MR Mor to nie jest żaden Sith, tylko dawna postać TAU, czyli zmiennokształtny Asa-Lung :) Według kalendarium zaszył się gdzieś na nieznanym świecie w 67 ABY, zaś pojawił się znów w kluczowym wątku na Gwiezdnym Galeonie. W tym opowiadaniu spróbowałem połączyć te dwa wydarzenia jakimś fabularnym pomostem, dlaczego nagle Asa-Lung pojawia się jako zdradzony przez Zeltronkę osobnik na "Black Hole" :)
A co do zakończenia - każdy może je zinterpretować inaczej i o taki miałem zamysł przy jego pisaniu.
Image

"Nie wahaj się powiedzieć ludziom na których ci zależy o uczuciach żywionych do nich. Bo jutro może ich tam nie być." ~ Akagi

"If you do not fight now, then when will you?" ~ Type-005
Awatar użytkownika
Rafael Rexwent
Gracz
 
Posty: 290
Rejestracja: 7 Lis 2014, o 17:01

Re: Zew Natury

Postprzez Axis » 2 Wrz 2017, o 22:03

Nie wiem jak to było z postacią Tau, czytając uznałam, że chodzi o Sitha, bo była mowa o Ciemnej Stronie Mocy i upodobań do zabijania Jedi. Nie siedzę aż tak głęboko w kanonie Mgławicy, aby wiedzieć takie rzeczy.
Image
GG: 8232072
Awatar użytkownika
Axis
Gracz
 
Posty: 209
Rejestracja: 2 Gru 2011, o 11:33

Re: Zew Natury

Postprzez BE3R » 4 Wrz 2017, o 21:51

<papug> <rzyga tęczą>

Zasadniczo brakuje tylko chorągiewek i koszulek z napisem "go Jedi" Sprowadziłeś moc i kontrolę nad nią do poziomu Sabriny nastoletniej czarownicy czy jakoś tak. Muszę jednak przyznać że walka z imperium wpisuje się w najlepsze momenty Starej Trylogii, znaczy niby jest ale robi za tło, dla naszych bohaterów.

Ogólnie jak papug skończył rzygać tęczą to pojawiło się silne wrażenie Incepcji. Asa Lung ścigany przez Jedi, który jest ścigany przez łowców, ściganych przez Imperium ścigane przez Planetę? Kurde Samobój jesteś w formie.

Nie wiem czemu ale mam baaardzo mocne skojarzenia z Legendarną Kryptą Exara Kuna, której jestem fanem. Tak czy inaczej jest MOC.

<papug> na bani to opowiadanie jest jeszcze lepsze. URP :x
Awatar użytkownika
BE3R
Gracz
 
Posty: 1761
Rejestracja: 27 Paź 2011, o 21:47
Miejscowość: Chorzów

Re: Zew Natury

Postprzez Saine Kela » 9 Wrz 2017, o 12:09

W sumie nie wiem, co mam myśleć o tym opowiadaniu. Pierwsze część była bardzo ciekawa i żywo mnie zainteresowała, ale im dalej w las tym było dziwniej i wcale nie równa się temu, że było lepiej. W pewnym stopniu powiem, że tak, opowiadanie jest dobre, ale chyba przekombinowane w niektórych miejscach i zdecydowanie przerysowane i przesadzone. Moc jest i to silna, zdecydowanie i chyba aż za silna :D Ale jest git.
Image

Image

GG: 6687478
Awatar użytkownika
Saine Kela
Gracz
 
Posty: 710
Rejestracja: 18 Cze 2013, o 13:04
Miejscowość: Pandarium/Ruda Śląska


Wróć do Mgławicowe Lato: odsłona druga

cron