Content

Mgławicowe Lato: odsłona druga

Bohaterowie z przypadku

Image

Bohaterowie z przypadku

Postprzez Axis » 31 Sie 2017, o 23:51

Statek powoli zbliżał się do planety. Jednostka leciała nierówno i kołysała się nieznacznie w przestrzeni kosmicznej. Zygzakowaty tor lotu sugerował, że pilot albo był niedoświadczony, albo wypił nieco zbyt dużo przed podróżą. Wymalowany na burcie biały napis “Przypadek” lśnił w ciemnej przestrzeni kosmosu.
Deia chwyciła mocniej konsolę, przed którą siedziała. Lot był ciężki, ale nie mogła stwierdzić dlaczego. Nyle nie był najlepszym pilotem jakiego znała, ale przypuszczała, że na sytuację ma również wpływ fakt, że bez pytania pożyczyli sobie jednostkę należącą do Laonda “Zawodowca” Kersa - prawdziwej rebelianckiej legendy. Jedynie szaleńcy kradli jego własność. Mimo wszystko, nie tłumaczyło to toporności z jaką lecieli.
Nyle nie do końca wiedział co robi. Jako mechanik znał systemy statku na wylot, potrafił wyrecytować specyfikacje niemal każdej części, nie przekładało się do jednak na jego umiejętności jako pilota. Dowództwo uziemiło go dość wcześnie, po zaledwie dziesięciu godzinach treningu. Uzasadniono tę decyzję jego umiejętnościami, lepiej sprawdzał się w bazie składając do kupy uszkodzone na różne sposoby statki i był w tym dobry. Żartowano nawet, że potrafiłby naprawić napęd podświetlny przy pomocy wibroostrza i gumy do żucia. Mężczyzna nie potrafił powiedzieć ile statków, na których trenował latanie, musiał reperować w ten czy w inny sposób.
Twi’lekanka zagryzła wargi, trzęsło przy podchodzeniu do planety, powoli zaczynała żałować swojej decyzji o wybraniu się na tę misję. Można było powiedzieć o niej wiele, ale nie to, że brakowało jej determinacji, choć w dowództwie powiedziano by o tym inaczej. Turbulencje w przestrzeni kosmicznej, co musiało być jedną wielką bzdurą, wywracały jej żołądek. Tłumaczenia pilota nie brzmiały zbyt wiarygodnie, ale nie miała podstaw do kwestionowania jego wiedzy.
Okręt zakołysał się wchodząc w atmosferę. Przednią szybę objęły płomienie, kąt schodzenia był nieco zbyt ostry. Nyle zmagał się ze sterami, miał trudności z opanowaniem statku. Żaroodporna powłoka została poddana ciężkiej próbie.
- Nawiguj mi. Będę potrzebować twojej pomocy.
Głos pilota był nerwowy, denerwował się i próbował zamaskować drżenie rąk. Deia uznała, że w tej sytuacji nie będzie protestować i pozwoli mężczyźnie w pełni skupić się na pilotażu, choć i tak musiał opierać się o przyrządy nawigacyjne. Planeta była lesista, nierówność terenu wskazywała na olbrzymi kanion porośnięty drzewami, jedyny prześwit w zasięgu wzroku Deii, znajdował się na dziedzińcu czegoś, co wyglądało na jakąś starą i zapomnianą świątynię.
- Tam! - Krzyknęła Twi’lekanka i wskazała palcem wolną przestrzeń. - Kieruj się w tamtą stronę.
Nyle chwycił mocniej stery. Na jego twarzy pojawił się grymas determinacji. Przygryzł dolną wargę i skierował się we wskazanym kierunku. Świątynia rosła w oczach, Deia zacisnęła palce na podłokietnikach fotela, bała się, ale nie mogła wyrazić swoich obaw na głos. Jej towarzysz był wystarczająco zestresowany.
- Uważaj!
Zdążyła krzyknąć głośno, gdy tuż przed nimi pojawiło się wyjątkowo wysokie drzewo. Wystraszony Nyle nerwowo szarpnął sterami. Statkiem rzuciło mocno w bok. Żadne z nich nie miało czasu zareagować, gdy Przypadek zahaczył brzuchem o głowę jakiejś statuy, która znalazła się na ich drodze. Zgrzyt zdzieranego metalu był przerażający. Sekundy później jednostka wbiła się mocniej w olbrzymi posąg zrywając mu głowę. Nyle stracił kontrolę, stery przestały reagować na jego komendy. Próbował podciągnąć jednostkę do góry, ale bezskutecznie. Spadali niekontrolowanie.
Deia panikowała, zagryzła zęby i przygotowała się na nieuniknione uderzenie. Nyle miał na tyle zdrowego rozsądku, że wciąż walczył z opornymi sterami, które jakimś cudem zareagowały na jego szarpnięcie. Mieli olbrzymie szczęście, gdyż zamiast wbić się nosem w skalne podłoże ześlizgnęli się na rozerwanym brzuchu wpadając na gęsto rosnące drzewa. Zatrzymali się w końcu metry przed skalną ścianą, przetrwali, ale statek nie nadawał się już do niczego.

><><><><><><


W bazie wrzało. Na jednej z rolniczych planet w ich sektorze coś się stało. Coś poważnego, bo dawno nie widziano takiej koncentracji imperialnych jednostek w tak bliskiej odległości. Rebelianci panikowali, wszędzie wrzało od plotek z czego największa dotyczyła odkrycia ich działalności i polowania na bojowników. Nie znajdowało to jednak pokrycia w rzeczywistości, bo nigdy nie prowadzili działań na Amarze, nie było tam nic ważnego. Na planecie żyły zbyt małe społeczności, by ukrywać tam cokolwiek, choćby zasoby, każdy obcy zostałby od razu zauważony. Nie zmieniało to faktu, że coś się działo i rozpalało to wyobraźnię.
Jedyna informacja, którą udało się zdobyć informatorom, dotyczyła dwójki aresztowanych. Cokolwiek się stało spowodowało, że nastolatka i obcy o nieustalonej rasie zostali zesłani do jednej z kolonii karnych, jakimi dysponowało Imperium. Bardzo niepokoiło to Deia’tak, która przebywała w bazie od niedawna. Chwilę trwało nim zlokalizowała w mesie Raylanda, jak tylko Cearanin ją zobaczył dokonał strategicznego odwrotu, ale Twi’lekana była szybsza.
- Rozmawialiśmy już o tym. - Rzucił nie patrząc w jej stronę i przyspieszył kroku. - Decyzja została już podjęta.
- Musimy im pomóc, przecież to nasi. - Upierała się.
- Nie, nie są. Nigdy nie prowadziliśmy działań na Amarze, cokolwiek się tam stało nas to nie dotyczy. - Potarł nerwowo czubek głowy.
- Nie sądzę. - Deia chwyciła go za ramię i zmusiła do zatrzymania się. - Imperium wysłało ich do kolonii karnej, nastolatkę i obcego. Co mogli zrobić, aby ich zesłać w miejsce osadzenia największych zbrodniarzy? Zdajesz sobie sprawę z tego, co im tam zrobią?
- A więc to o to chodzi. - Rayland spojrzał na nią z sympatią. - Byłaś niewolnicą, przeżyłaś straszne rzeczy, rozumiem że indentyfikujesz się z tą dziewczyną. Musisz jednak zrozumieć, że Rebelia nie ma środków, by ratować każdego. Ta dwójka będzie musiała sobie poradzić.
- Nie masz pojęcia, o czym mówisz. - Furia przebrzmiewała w jej głosie. - Wydawało mi się, że dlatego tu jesteśmy, aby walczyć z niesprawiedliwością Imperium.
- Jesteśmy tu po to - odpowiedział jej spokojnie - aby doprowadzić do upadku system, który nas niszczy. Zmagamy się z wieloma przeciwnościami. Nie jesteśmy w stanie szukać naszych zaginionych członków, a ty chcesz byśmy udali się na akcję, która może zabić dziesiątki, aby uratować dwójkę, która nawet do nas nie należy. Mamy priorytety, a więźniowie z Amar nimi nie są.
Deii brakowało słów, wpatrywała się tylko szeroko otwartymi oczami w Cearanina. Rayland cierpliwie czekał, aż Twi’lekanka odzyska głos.
- Gdy mnie werbowaliście mówiliście, że walczycie o sprawiedliwość i macie na uwadze los tych, którzy nie mają możliwości się bronić. Pamiętam to dokładnie, bo właśnie te słowa ostatecznie mnie przekonały. To co mówisz, nie zgadza się z tą filozofią.
Reyland westchnął głośno. Ostrożnie położył dłoń na niebieskim ramieniu, uważając by nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów.
- Mówiliśmy prawdę. Walcząc z Imperium chcemy sprawiedliwości, dla tych którzy przegrywają z systemem. Prowadzimy najróżniejsze operacje i po prostu nie mamy środków, by zaatakować imperialną kolonię karną dla dwójki cywilów, którzy równie dobrze mogą być przynętą. - Ścisnął mocniej jej ramię i uśmiechnął się. - Przemyśl to dokładnie.
Ruszył przed siebie zostawiając Twi’lekankę sam na sam ze swoimi myślami. Deia nie musiała niczego obmyślać. Nie mogła pozwolić, aby niewinna dziewczyna przechodziła przez to co ona. Musiała teraz tylko wymyślić jak tego dokonać.

><><><><><><


Ból był wszechogarniający, nie potrafiła stwierdzić, co bolało najbardziej. Wszystko wskazywało na to, że gwałtowne zderzenie z ziemią nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy, jakich można doznać w życiu. Prawe ramię rozsyłało bolesne fale na całt bark. Dotknęła go i głośno syknęła, gdy w ten sposób popchnęła mocniej wbity kawałek metalu. Poruszanie się sprawiało jej trudności. Nadał była uwięziona w fotelu drugiego pilota. Drżącymi rękami sięgnęła do zapięcia pasów bezpieczeństwa i z trudem jej odpięła. Krzyknęła głośno, gdy trzymające ją napięcie nagle zniknęło. Tors rwał potężnym bólem, najprawdopodobniej pasy, które boleśnie wpiły się w ciało, obiły jej żebra przy twardym lądowaniu. Deia westchnęła głęboko, próbując pozbierać się do kupy. Wytarła policzek, po którym spływała krew z niewielkiego rozcięcia. Przynajmniej żyła i potrafiła to docenić. Chwyciła mocniej podłokietniki i używając ich jako podparcia, z trudem podniosła się z fotela. Kolana miała jak z galarety, musiała się przytrzymywać, by nie runąć na ziemię przy każdym kroku. Napędzała ją adrenalina wymieszana ze strachem. To misja nie miała tak wyglądać.
Chwilę trwało nim udało się jej wydostać z wraku. Twi’lekanka drżała, zaczynał ogarniać ją szok i tego obawiała się najbardziej. Ciężko usiadła na najbliższym nadającym się do tego kawałku skały i dopiero wtedy pozwoliła sobie na panikę, która momentalnie ją ogarnęła. Niekontrolowane odruchy przejęły nad nią władzę. Zaczęła się trząść niczym paralityk, wezbrał nią płacz, którego nie potrafiła powstrzymać. Atak paniki uderzył w nią z pełną siłą. Siedziała w relatywnej ciszy szlochając i trzęsąc się jak galareta.
Nyle nie miał takich problemów. Rozbił się tyle razy, że przestało to robić na nim wrażenie. Bolał go prawy bark i klatka piersiowa, ale spodziewał się tego. Szarpnięcie pasami przy takiej prędkości było dość nieprzyjemne. Obchodził właśnie Przypadek oglądając skalę zniszczeń. Jego wprawne oko zaczęło katalogować wszystko co widział. Mamrotał pod nosem o szpachli i złomie. Był pewien, że w kilka tygodni byłby w stanie wyklepać go, a nawet sprzedać jako bezwypadkową jednostkę.
Zaczął przeszukiwać statek, nie było to proste, bo zaczynało się ściemniać. Przypadek oryginalnie był jednostką przemytniczą, miał mnóstwo ukrytych skrytek, które się otworzyły przy niezbyt gładkim lądowaniu. Mężczyzna zbierał z podłogi porozrzucane przedmioty i starał się przyjrzeć im się z słabym świetle. W końcu natrafił na jakiś cylinder, nie wyglądał na nic, z czym kiedykolwiek miał styczność. Dotknął przycisku z boku i krzyknął, gdy z cylindra wystrzelił niebieski promień światła.
- Wow. - Mruknął do siebie z podziwem. - Laserowa latarka. Nigdy takiej nie widziałem. Przyda się.
Przytknął promień światła do podłogi, by lepiej widzieć, co na niej się znajduje, gdy nagle usłyszał syczenie. Laser zaczął przepalać metalową podłogę. Nyle podniósł cylinder do oczu.
- Znaczy nie latarka, ale też się przyda.
Biorąc pod uwagę niebezpieczeństwo przypalenia się, Nyle dość ostrożnie manewrował mieczem świetlnym, by nie zrobić sobie krzywdy. Znalazł jakiś worek, do którego wrzucił wszystko, co nawinęło mu się pod rękę. Oświetlając sobie drogę niebieskim promieniem opuścił wrak i stanął przy Deii. Zaczął wyrzucać wszystkie zgromadzone rzeczy pod nogami Twi’lekanki.
Deia przez chwilę skierowała wzrok na przedmioty przyniesione przez mechanika, ale usłyszała coś i przeniosła spojrzenie na statek, z którego dobiegał hałas. Atak paniki znów uderzył ją z pełną siłą, gdy dotarła do niej beznadziejność sytuacji. Głośny jęk wydobył się jej z gardła. Nyle zorientował się, że coś jest nie tak i się nad Deią pochylił. Jej wzrok utkwiony był w czymś ponad ramieniem mężczyzny. Ten próbował dotrzeć do niej słowami, ale bez rezultatu. Rebeliantka miała szeroko otwarte oczy, z których ciurkiem spływały łzy, ciężko oddychała zupełnie jakby nie mogła złapać oddechu. Odwrócił się w końcu, by sprawdzić, co przykuło uwagę Twi’lekanki. Momentalnie zbladł. W ich stronę szedł zataczając się na wszystkie możliwe i kilka niemożliwych stron, zakrwawiony mężczyzna. W bazie wszyscy znali tę twarz, prawdopodobnie rozpoznano by ją w innych sektorach, w ich kieruku szedł sam Laond Kers. Zawodowiec zatrzymał się przy dwójce i straszliwe sepleniąc wyrzucił z siebie.
- Co tu kurwa mać się stało?

><><><><><><


Nyle Belliane należał do ludzi, z którymi trudno się było dogadać. Mężczyzna zainteresowany był jedynie inżynierią i wszystkim, co miało jakikolwiek związek z mechaniką. Problem pojawiał się wtedy, gdy musiał skupić się na czymś innym. Jako samotnik, socjalnie dość znacząco odstawał od reszty. Niuanse zachowań międzyludzkich i międzyrasowych uciekały mu przy każdej rozmowie. Ewidentny był brak zrozumienia subtelnych gestów i aluzji. Był również oczywisty dla wszystkich w swoich odczuciach i nie potrafił kłamać. Deia’tak doskonale zdawała sobie sprawę, że młody mechanik się w niej podkochuje, dlatego zdecydowała się poprosić go by przyłączył się do niej w tej misji. Nyle nie potrafił odmówić jej niczego. Twi’lekanka wiedziała co należało zrobić, aby uzyskać pomoc mężczyzny. W końcu była świeżo wyzwoloną niewolnicą. Ludzie byli wyjątkowo prości w tym względzie, zwłaszcza ci młodzi. Trudno było przeoczyć zauroczenie jakim ją darzył. Zaplanowała sobie wszystko dokładnie, ale cały plan poszedł w diabły, gdy tylko spróbowała wcielić go w życie.
Mężczyzna uśmiechnął się, gdy tylko ją zobaczył, momentalnie rozświetliła mu się cała twarz. Twi’lekanka przez chwilę poczuła się strasznie, za chwilę miała wykorzystać uczucia Nyle’a. Mechanik nie zorientował się, że Deia próbuje go uwieść, bo nie potrafił rozpoznać zainteresowania. Rebeliantka musiała bezpośrednio oznajmić mu, że potrzebuje jego pomocy, by ten zorientował się, że czegoś od niego chce. Wypuścił głośno powietrze przez usta i wpatrywał się w nią przez chwilę. Jego twarz pozostała kompletnie neutralna, gdy w końcu zapytał.
- Co mogę dla ciebie zrobić?
- Potrzebuję kogoś kto poleci ze mną na bardzo ważną misję... nieoficjalną misję. - Dodała po chwili.
Nyle przyglądał się jej w milczeniu. Bardzo powoli odłożył urządzenie, które składał i skoncentrował całą swoją uwagę na Deii.
- I wybrałaś do tego mnie? Jak bardzo jesteś w dupie, że przychodzisz z tym do mnie? Musisz być niezwykle zdesperowana, aby podjąć taki krok.
Rebeliantka przygryzła wargę. Prawda była taka, że jeśli Belliane odmówi, nie będzie miała pilota, który zabierze ją na tę kolonię karną. Musiała zmienić taktykę.
- Nikomu nie wyda się dziwne, jeśli wejdziesz do hangaru naprawczego. - Mężczyzna zmrużył oczy i czekał. - Jedyny statek, który możemy pożyczyć stoi tam od kilku dni.
- Powiedz, że nie masz na myśli tego co mi się wydaje że masz. - Panika wyraźnie odbiła się na jego obliczu. - Jedyna jednostka znajdująca się w tym hangarze, która jest w stanie odlecieć z planety czeka na przemalowanie, bo swoim zwyczajem Kers nazwał swój statek w sposób, który zauważy nawet kosmiczny ślimak. Jedynie wariat kradnie… a przepraszam… pożycza - sarkazm w jego głosie był jednoznaczny - cokolwiek należącego do Zawodowca. Masz w ogóle pojęcie kto to jest?
- Trudno tego nie wiedzieć, choć widziałam go jedynie na zdjęciach. Odkąd tu jestem opowiadają mi tylko o nim, czego to nie zrobił i ile to żyć nie uratował. Każdy chce być jak on i z nim pracować, bo jeszcze nigdy nie zawiódł. To tego typu rebeliant, którego chciałabym zabrać na tę misję, nikt go jednak nie widział w ostatnich dniach, a szkoda, bo wierzę, że przekonałbym go do siebie. Wyobraź sobie tylko naszą trójkę, weszlibyśmy wszędzie i uratowalibyśmy wszystkich.
Twarz Nyle’a wyrażała jedynie horror jaki odczuwał w środku.
- Zwariowałaś. Totalnie ci odbiło. - Odwrócił się do niej plecami i zwrócił całą swoją uwagę na rozłożone urządzenie, nad którym pracował. - Nic co powiesz nie jest w stanie mnie przekonać do udziału w tym szaleństwie.

><><><><><><


Przez chwilę nikt się nie odezwał. Odór alkoholu jaki roztaczał wokół siebie Laond był nie do zniesienia. Mechanik głośno przełknął ślinę i odpowiedział nieśmiało na zadane pytanie.
- Rozbiliśmy się.
Zawodowiec chwycił się za głowę, w miejscu w którym krwawiła i podniósł przekrwione spojrzenie na mężczyznę. Skrzywił się i mocno zmrużył oczy.
- Dzięki. Nie domyśliłbym się, gdybyś mnie nie oświecił. - Odpowiedział gniewnym głosem. Rebeliant był gdzieś w połowie drogi między stanem całkowitego upojenia alkoholowego a potężnym kacem. - Nie przypuszczałem, że ktokolwiek posunie się tak daleko. Pieprzone matoły.
Laond schylił się, aby podnieść apteczkę, którą wyrzucił z worka Nyle. Jęknął tylko przy tym ruchu. Usiadł ciężko na brzegu skały zajmowanej przez Deię i niezbyt sprawnym acz silnym ruchem biodra zepchnął Twi’lekankę. Następnie bezceremonialnie wcisnął jej w ręce apteczkę i spojrzał na nią na tyle znacząco na ile mógł w swoim stanie.
- Czekasz aż prześlę ci zaproszenie? - Zapytał, gdy Deia patrzyła na niego w milczeniu. - Poprosiłbym jego, ale wygląda, jakby nie miał pojęcia co robi, w przeciwnym wypadku już by cię opatrzył zamiast zbierać dobra na moim statku, a właśnie... - Przeniósł spojrzenie na mechanika, gdy Twi’lekanka delikatnie zaczęła ścierać mu krew z twarzy. - Widać, że nie masz zielonego pojęcia co robisz, nie wierzę, że przeoczyłeś dwie największe schowki, a zwłaszcza ten, w którym odsypiałem wczorajsze świętowanie.
- Była jakaś okazja? Cokolwiek by to nie było, gratuluję. - Odparł głosem pełnym niepewności.
- Czwartek. Powód dobry, jak każdy inny.
Skrzywił się nieznacznie, gdy Deia nabrawszy nieco śmiałości, przekrzywiła mu głowę, by lepiej obejrzeć ranę na głowie. Zawodowiec chwycił mocniej Nyle’a i przesunął go gwałtownie, by zasłonił promienie słońca, które oślepiały rannego. Twi’lekanka poczuła się pewniej. Jej stan szoku i krótki atak paniki odpłynęły zupełnie. Uśmiechnęła się jakby była na pikniku ze znajomymi, a nie na obcej planecie tuż po katastrofalnym lądowaniu. Bardzo to zaniepokoiło mechanika, który już zaczął żałować całego przedsięwzięcia. Zdążył wymyślić już czternaście najprawdopodobniejszych przyczyn swojej śmierci wliczając w to wkurzoną legendę Rebelii na kacu, o tak, miał totalnie przerąbane.
- Które to wykazało się tym niezwykłym geniuszem pilotażu? - Rzucił pytanie w powietrze, wskazując kciukiem rozbitą maszynę. Żadne nie odpowiedziało, ale fakt, że Nyle się nagle od niego odsunął, mówił wystarczająco wiele. Westchnął. - Tak myślałem, amatorzy. Boże, co ja tu robię? Gorzej chyba było tylko na Ord Mantell, gdy wysłali mnie z parą Ortolaków na misję zwiadowczą. - Wypuścił głośno powietrze przez usta i syknął, gdy Deia zaczęła zasklepiać mu ranę specyfikiem z apteczki. - Taka rada na przyszłość, nigdy nie zabierajcie tych kurduplowatych słoni do lasu, to źle się dla was skończy, ich sapanie ze zmęczenia słychać z kilku kilometrów.
- Słyszałam, że każda akcja, na której byłeś zakończyła się sukcesem. Znaczy nie mogło być tak źle. - Twi’lekanka przejechała palcem po zasklepionej czerwonej ranie. Wyglądało na to, że wszystko jest w należytym porządku. - Czyżby zdobyte informacje okazały się nieprzydatne?
Laond skrzywił się, a następnie podniósł. Dotknął jej ramienia próbując zachować równowagę w swoim zapijaczonym stanie. Spojrzał jej głęboko w oczy i otworzył usta, żeby jej odpowiedzieć, by nagłym nieoczekiwanym ruchem wyrwać jej kawałek metalu z ramienia. Krzyknęła głośno, bardziej z zaskoczenia niż faktycznego bólu. Przytknął do rany kawałek materiału, a następnie zalał ją środkiem przyspieszającym krzepnięcie krwi.
- Nie tyle nieprzydatne - odpowiedział jej po chwili - co całkowicie zbędne. Powiedzmy, że tamten dzień zakończył się wycieczką w złym kierunku i przypadkowym wybuchem granatu plazmowego w imperialnej zbrojowni. Można powiedzieć, że fajerwerki były duże.
Deia patrzyła na niego z podziwem w oczach, czekając aż ramię przestanie krwawić. Wtarła resztkę specyfiku w pokaleczony policzek i zaczęła układać w głowie plany. Zawodowiec nie miał innego wyjścia, jak pójść z nimi. Pomimo jego stanu był cennym nabytkiem w drużynie.
- Gdzie my w ogóle jesteśmy? - Zapytał patrząc znacząco na Nyle’a.
Młody mężczyzna przełknął głośno ślinę. Przed oczami stanął mu nagle sposób na śmierć nr 28 - uduszenie oraz nr 41 - uderzenie kamieniem w głowę. Trudno mu było przewidzieć jak Laond się zachowa i przerażało to mechanika, który nagle stał się obiektem uwagi rebelianta.
- Na Kessel. Planujemy tu kogoś uwolnić.
Zawodowiec rozejrzał się wokół. Przez dłuższą chwilę oglądał głowę posągu, którą zerwał Przypadek przy lądowaniu. Wyglądała znajomo, ale nie potrafił jej nigdzie umieścić.
- Cudownie. Pieprzony standard, a mogłem zostać urzędnikiem. - Skoncentrował swoje spojrzenie na mieczu, który Nyle trzymał w dłoni, ale nie wypowiedział ani słowa. Belliane przypuszczał, że Kers zastanawia się, czy mu go nie zabrać. Ostatecznie starszy rebeliant schylił się i wyrzucił zawartość worka na ziemię. Podniósł blaster, wibroostrze, jakieś paczkowane jedzenie i cudowny środek na krzepnięcie krwi, a następnie ruszył przed siebie w kierunku olbrzymiej głowy, która blokowała im wyjście z kanionu, w którym wylądowali. Mechanik rozważył możliwości, prawdopodobnie czekała ich długa wycieczka, więc nie mogli obładować się niepotrzebnie. Bardziej z przyzwyczajenia niż faktycznej potrzeby zebrał pojedyncze narzędzia i wsadził je z przodu w kamizelkę, którą miał na sobie. Przyjrzał się krytycznym okiem temu co zostało, a co uznał, za zbędne i ruszył za Zawodowcem, który jako jedyny wśród nich, miał jakiekolwiek pojęcie, co robić, nawet jeśli był na granicy kaca.
Twi’lekana stała dłuższą chwilę czekając, aż rana całkowicie się zasklepi i obserwowała oddalających towarzyszy. Gdy była już pewna, że zatamowała krwawienie całkowicie, przyjrzała się temu, co zostało na ziemi. Przypięła do pasa długie ostrze, a z drugiej strony zwiniętą linę, nigdy nie wiadomo, co może się przydać w czasie akcji. Podniosła blaster, który najprawdopodobniej dla niej zostawił Zawodowiec i westchnęła. Spojrzała za swoimi towarzyszami. Laond zniknął z pola widzenia, zdążył już przejść przez kawałek zawalonej statui. Na wywróconej głowie stał Nyle i przygotowywał się do zejścia w dół, trzymał w dłoni miecz świetlny, który na zmianę włączał i wyłączał. Wiedziała, że był to znak tego, jak bardzo się denerwuje. Pierwszy raz był w polu i jak na razie wszystko się sypało. Deia’tak mocniej ścisnęła rękojeść blastera i ostatni raz spojrzała na Przypadek. Wrak statku kosmicznego nie dawał im wielu alternatyw. Musieli przebić się przez ten kanion na piechotę. Westchnęła ciężko i ruszyła za mężczyznami, chcąc ich szybko dogonić.

><><><><><><


- Jesteś pewna, że nie jesteś Jedi? - Nyle marudził od jakiegoś kwadransa w drodze do hangaru naprawczego. - Odmówiłem ci przecież, co ja właściwie tu robię? Wpłynęłaś na mój umysł, nie ma innego wytłumaczenia.
Deia westchnęła, ale nie skomentowała tego w żaden sposób. Fakt, zmanipulowała Belliane, ale nie używała do tego magicznych sztuczek. Mechanik stracił głowę i zgodził się na wszystko, gdy Twi’lekanka chwyciła go za ramię, gwałtownie odwróciła i namiętnie pocałowała. Po tym, była w stanie namówić go do wszystkiego. Postanowiła mu jednak tego nie przypominać i całkowicie zignorować jego marudzenie.
Tak jak przypuszczała, nikt ich nie zatrzymał i nie kwestionował ich obecności. Nyle pracował w tym hangarze, naprawiał uszkodzone statki, a jego zamiłowanie do Twi’lekanki nie było tajemnicą. Ci optymistyczni wierzyli, że zakradli się tu na romantyczne spotkanie, ci o bardziej realistycznym spojrzeniu na świat podejrzewali, że rebeliantka potrzebowała jakiejś przysługi, albo przegrała zakład. Deia była na tyle świeża w bazie, że wydawało się całkowcie nauralne, że chciała zobaczyć legendarny napis “Przypadek”, który znajdował się, na każdym statku należącym do Zawodowca. Większość uważała, że to marna pierwsza randka, ale każdy pracował z tym co miał.
Jednostka wyprodukowana dawno temu na Korelii wyglądała na zadbaną. Nyle obejrzał ją z zewnątrz i poza olbrzymimi literami na burcie nie wyglądało, jakby statek miał jakieś problemy. Szybki skan wewnętrznych systemów jedynie potwierdził przypuszczenia Nyle’a, że jedyne naprawy jakich potrzebował ten okręt dotyczyły gustu właściciela.
- Nadal uważam, że to zły pomysł. - Marudził mechanik przeglądając to, co mówił mu komputer pokładowy. - Nawet gdyby nam się udało, zdajesz sobie sprawę z tego, co nam zrobią, gdy wrócimy? Jeżeli wylecimy Przypadkiem z bazy, to równie dobrze możemy sami podpisać własne wyroki śmierci. To się równa niesubordynacji i dezercji, a przypominam, że jesteśmy w Rebelii.
- Nie myśl o tym.
Deia chwyciła go za podbródek i spojrzała głęboko w oczy. Uśmiechnęła się łagodnie i pochyliła do przodu. Pocałunek, który złożyła mu na ustach był krótki, ale intensywny. Odebrał Nyle’owi mowę, który wpatrywał się w Twi’lekankę szeoroko otwartymi oczami.
- Jesteś pewny, że wszystkie systemy są sprawne? - Mechanik jedynie nerwowo pokiwał głową. - Dobrze, musimy znaleźć drogę na Kessel.
Uśmiechnęła się do niego i usiadła w fotelu drugiego pilota. Mężczyzna jak na automacie wbił współrzędne w komputer nawigacyjny i usiadł na swoim fotelu. Potrząsnął głową chcąc odpędzić od siebie natłok myśli i uczuć, które nagle go zalały. Po raz pierwszy piękna kobieta pocałowała go w taki sposób. Zgłupiał na chwilę, nim opanował swoje skołatane nerwy na tyle, by mógł skoncentrować się na tym co robi. Czuł w kościach, że będzie tego żałować, ale w tej chwili nie mógł się zebrać, by odmówić czegokolwiek Twi’lekance. Westchnął głęboko i spojrzał na otwarte drzwi, które wpuszczały do środka ostatnie promienie słońca. Chwycił mocniej stery i włączył silnik. Nie słyszał tego, ale był niemal pewny, że obsługa naziemna próbuje porozumieć się ze sobą i udaremnić wylot. Dlatego też Nyle mocno przycisnął Przypadek i wystartował gwałtownie niemal od razu wzbijając się w powietrze tuż po wyjechaniu z hangaru. Nie mógł pozwolić, żeby ich zatrzymano, więc od razu wskoczył w hiperprzestrzeń mając nadzieję, że w kilka przypadkowych skokach zgubi ewentualny pościg.

><><><><><><


Laond Kers nie był szczęśliwym człowiekiem, wszystko co ważne w jego życiu było zrządzeniem losu, jak mawiała jego matka. Towarzyszył mu ogromny fart, więc uważał się za szczęściarza. Zaakceptował dawno temu, że rządził nim przypadek, choć mu się to nie podobało. Nie mógł zrozumieć, co zrobił nie tak, że wylądował na jakiejś zacofanej planecie z dwójką idiotów, którzy nie mieli zielonego pojęcia, co robią. Niestety dla wszystkich wokół, on też nie.
Nazywali go Zawodowcem, co było dla niego tak samo śmieszne jak i tragiczne. Wszystkie jego sukcesy zawodowe zazwyczaj zaczynały się od jakiejś pomyłki, zgubienia się i takiego farta, że zarobiłby fortunę, gdyby tylko udało mu się go sprzedawać. Pamiętał bardzo dobrze tamtą pierwszą misję, która uczyniła go sławnym. Nie pamiętał wprawdzie, gdzie to było, ale przypuszczał, że pozostała dwójka mogłaby udzielić mu tej informacji, gdyby tylko zapytał. Zgubił się wtedy i nie był pewien gdzie idzie. Na miejscu zbiórki powinien się stawić godzinę wcześniej, ale musiał skręcić nie tam gdzie trzeba. Cholerna mapa musiała być źle narysowania, bo niemożliwym było, że pomylił się przy jej czytaniu.
Kiedy dotarł wreszcie na miejsce okazało się, że całą drużynę otoczyli szturmowcy, którzy zamierzali właśnie wykonać egzekucję. Był sam, a oddział liczył dziesięciu żołnierzy, nie miał najmniejszych szans zrobić niczego. Właśnie wtedy stały się dwie rzeczy: poślizgnął się na rozlanym oleju, przez co nerwowo nacisnął spust. Laond przewrócił się, mocne uderzenie w splot nerwowy na prawym łokciu doprowadziło do chwilowego zesztywnienia palców. Nie dość że nie był w stanie wpuścić broni z rąk, to kurczowo naciskał na spust. Blaster rozsyłał serię niekontrolowanych strzałów, gdy mężczyzna zaczął się bezradnie miotać i w końcu spadł ze schodów. Szczęściem jedyni, których zastrzelił byli imperialnymi szturmowcami, pozostali przy życiu żołnierze szybko stali się ofiarami rebeliantów, którzy skorzystali z nadarzającej się okazji i zaatakowali. Gdy odnaleźli Laonda ten zdążył się już podnieść. Zesztywnienie ustąpiło, dzięki czemu mógł przestać strzelać do wszystkiego dookoła. Pamiątką po tym zdarzeniu była jego reputacja i ból w łokciu za każdym razem, gdy miał spaść deszcz.
Szedł w spokoju kilka minut, gdy nagle obok niego pojawiła się uśmiechnięta Twi’lekanka. Coś musiało być z nią nie tak, bo nikt w ich sytuacji nie powinien być tak szczęśliwy. Straszliwie bolała go głowa, a obecne towarzystwo, tylko pogarszało sprawę.
- Opowiadali mi o Taris, gdy przywieźli mnie pierwszy raz do bazy. To co tam zrobiłeś było niesamowite. - Jej głos był pełen podziwu. - Podobno obserwowałeś ten oddział cały czas. Mówili, że nie mogłeś się ze swoimi skontaktować, bo nie miałeś przy sobie komunikatora. Ryzykowałeś życie, bo nie mogłeś pozwolić, aby zabili twoich towarzyszy. Precyzyjnie zastrzeliłeś siedmiu, prosto w czaszkę. I to wszystko mimo wcześniejszego urazu ręki.
Zawodowiec nagle się zatrzymał. Ta cała sytuacja wybitnie działała mu na nerwy. Głos Twi’lekanki w nieprzyjemny sposób wwiercał mu się w głowę.
- Cisza! - Warknął na nią. - Za dużo gadasz.
- Ma rację. - Odezwał się z boku Nyle. - Nie wiemy gdzie jesteśmy, kto nas widział i czy jesteśmy poszukiwani. Powinniśmy ograniczyć dźwięki do minimum.
Deia chciała coś powiedzieć, ale nie miała najmniejszej szansy, bo ktoś zbliżał się w ich stronę. Twi’lekanka została bezceremonialnie pociągnięta za ramię, ale nie protestowała. Została wepchnięta razem z mechanikiem w naturalną niszę w skale przy niewielkim występie. Byli zasłonięci od miejsca gdzie dochodził hałas, ale doskonale widoczni od strony, z której przyszli.
Dla Laonda zabrakło miejsca, dlatego bardzo ostrożnie, choć z wielkim trudem wdrapał się na występ skalny i przyczaił za niewielkim krzakiem, który tam rósł. Dawało mu to osłonę, ale jednocześnie zasłaniało całkowicie pole widzenia. Słyszał tylko kroki, które się nagle zatrzymały. Docierały do niego strzępki rozmowy, której nie był w stanie rozumieć. Poczuł nagle ucisk na nodze, coś dużego właśnie się nim zainteresowało. Podniósł więc głowę spojrzał na sporej wielkości nerfa, który właśnie dobierał mu się do nogawki. Drgnął. Próbował się odsunąć, co okazało się błędem. Kamienie, na których leżał zaczęły się osuwać razem z nim. Krzyknął gdy z głuchym łoskotem spadł na ziemię.
Właśnie próbował się podnieść, gdy zbliżyli się do niego dwaj imperialni oficerowie. Nie pamiętał kiedy ostatni raz widział tak elegancko wyprasowany mundur. Ten z rangą komandora wycelował do niego i uśmiechnął się złowrogo. Mina jednak szybko mu zrzedła, gdy przed oczami mignęła mu niebieska poświata. Miecz świetlny dzierżony przez mechanika uciął uzbrojoną rękę tuż pod łokciem. Jego kolega nie był w stanie zareagować, gdyż Deia bez wahania strzeliła mu w głowę.
Okaleczony oficer trzymał się za kikut, Laserowa Latarka Nyle’a skauteryzowała ranę, więc nie groziło mu wykrwawienie. Był w szoku, nie wiedział, co ma ze sobą zrobić.
- Dziękujemy, to było bardzo odważne z twojej strony.
Zawodowiec popatrzył na czystą adorację w oczach Twi’lekanki i delikatny uśmiech na twarzy człowieka. Cokolwiek zrobił znów wyszło mu przypadkiem. Postanowił to zignorować, klął tylko w myślach na swojego kaca. Zaczął pić tylko dlatego, że nie chciał by wysyłali go na misje. Nie mógł odejść, gdyby rozeszła się wieść, że ich największy bohater porzucił szeregi Rebelii i zajął się uprawą warzyw, nie potrafił sobie wyobrazić konsekwencji tego skandalu. Najprościej byłoby, gdy umarł na polu chwały, ale on chciał żyć. Pił tylko dlatego, że dowództwo nie chciało narażać swoich ludzi wysyłając ich na misję z pijakiem. Nienawidził przypadków z całego serca, a teraz przez jeden z nich znajdował się w najgorszej drużynie, jaka tylko mogła zaistnieć z ojcem wszystkich kaców. Leżał więc kompletnie bez słowa przez krótką chwilę.
Deia uznała, że zawodowiec potrzebuje trochę czasu dla siebie. Nigdy nie dane było jej upić się umór, ale podejrzewała, że nie jest to najprzyjemniejsze doświadczenie. Przypuszczała, że uderzenie w głowę również nie pomagało. Wykorzystała linę, którą ze sobą zabrała i związała rannego oficera. Ten odzyskał nieco życia, bo zaczął się szamotać na wszystkie strony.
Nyle włączył ponownie miecz świetlny i zbliżył go ku twarzy więźnia. Nie był bystry socjalnie, ale wiedział co to strach i jaki ma wpływ na innych. Za nic w świecie nie potrafił przywołać na twarz groźnego wyrazu, dlatego też uśmiechnął się szeroko i radośnie, co paradoksalnie tylko zwiększyło strach oficera.
- Co tu robicie?
Zapytał Belliane, choć głos mu drżał z niepokoju. Laond uważał, że niepewna ręka oraz zdenerwowanie osoby trzymającej tak niebezpieczne narzędzie blisko twarzy powinny same w sobie zmusić do mówienia. Gdy przesłuchujący był zawodowcem, wiadomo było, czego można się spodziewać. Amatorzy zwykle byli nieprzewidywalni i przeważnie zwiastowali dużo bólu. Oficer był najwyraźniej tego samego zdania.
- Prowadzimy tu badania nad prototypem nowego statku. Wybraliśmy Datooine, bo nikt się nie spodziewał tu kłopotów.
Zawodowiec zaczął się śmiać. Wciąż leżał na ziemi i wręcz rechotał. Jego dwójka idiotów lecąca na Kessel rozbiła się na Datooine, gdzie Imperium prowadzi tajne badania. Łzy zaczęły spływać mu po twarzy, zastanawiał się, czy płacz i śmiech jednocześnie nie są oznaką szaleństwa. Jego zachowanie znów zostało zinterpretowane inaczej niż chciał, gdyż Deia westchnęła. Zadała kilka prostych pytań oficerowi, chciała wiedzieć, gdzie jest baza, jak wielu ludzi się tam znajduje i jakie statki posiadają. Mężczyzna sypał jak z nut. Ostatecznie Twi’lekanka podniosła się i spojrzała w stronę zwijającego się ze śmiechu Kersa.
- Świętować możemy później. To radosna nowina, ale najpierw wydostańmy się stąd, a dopiero potem dajmy się ponieść emocjom.
Przyklęknęła i zaczęła przeszukiwać ciało zastrzelonego. Wyciągnęła mu z kieszeni kartę i jakiś dysk z danymi. Ich więzień również dysponował podobnym zestawem. Twi’lekanka podjęła trudną decyzję, ale ostatecznie zastrzeliła oficera. Obydwa ciała zostały zaciągnięte do niszy, w której się ukrywali. Ich wypadek nie przeszedł niezauważony. Musieli być niezwykle ostrożni i wynosić się stąd tak szybko, jak tylko się dało. Niezależnie od tego, ilu ich tu stacjonowało, na pewno już wezwali posiłki.
Nyle i Deia pomogli Laondowi podnieść się. Chwilę trwało nim mężczyzna uspokoił się na tyle, by grupa mogła ruszyć dalej. Znalezienie bazy badawczej nie było jakoś specjalnie trudne, głównie ze względu na wielką antenę, która wystawała ponad czubkami drzew. Zawodowiec mógł coś powiedzieć na temat profesjonalizmu i ogromnej głupoty, ale sam nie był lepszy. Zwłaszcza, że miał na swoim koncie całkiem pokaźną listę głupich zachowań, które szczęśliwie dla niego zakończyły się spektakularnym sukcesem.
- Masz jakąś tajemnicę? - Deia, zapytała cicho, by potencjalnie nie zwrócić na nich niczyjej uwagi, umiała uczyć się na błędach. - To trening czy czysty instynkt pomagają ci w polu? Jak to się dzieje, że zawsze wszystko ci wychodzi.
Laond zastanawiał się przez chwilę, analizował przez minutę możliwe odpowiedzi i reakcje, jakie wywołają. Ostatecznie spojrzał na nią i najszczerzej, jak tylko potrafił odpowiedział.
- Najpierw musisz się zgubić, a potem wszystko staje się proste.

><><><><><><


Las był wyjątkowo gęsty. Nic nie widział przedzierając się przez zarośla. W nielicznych prześwitach widział nieznajome gwiazdy świecące jasno. Nie rozpoznawał żadnej konstelacji i nie miał zielonego pojęcia gdzie się znajdował. Po raz kolejny dali mu wadliwą mapę, bo musiał pójść źle. Westchnął z frustracji i kopnął jakiś kamień, który zniknął w gęstwinie. Zły na wszystko wokoło, a zwłaszcza na siebie, już zaczął układać w głowie listę możliwych wymówek, dlaczego to nie stawił się na czas w miejscu zbornym.
Szedł tak dłuższą chwilę pogrążony w myślach, gdy wszedł w jakieś gęste kolczaste krzaki. Przedzierał się pragnąć tylko jak najszybciej wydostać się z tego miejsca, kiedy zahaczył o coś stopą. Uparte pnącza owinięte wokół jego nogi nie chciały ustąpić, zaczął więc się mocniej szarpać, aż stracił równowagę i runął jak kłoda do płytkiego dołu wypełnionymi naostrzonymi palikami. Szczęściem dla niego pnącza, które go obwiązały uniemożliwiły mu nadzianie na ostre kawałki drewna. Takiego szczęścia nie miał Duros, który zmarł tragiczną śmiercią najwyżej kilka godzin wcześniej, gdy jeden z kołków wbił mu się w czaszkę. Myśliwi w tych okolicach najwyraźniej stosowali ciekawe metody łowieckie.
Laond zauważył wibroostrze przy zwłokach. Sięgnął po nie ostrożnie i z wielką uwagą zaczął przeciniać oplątujące go pnącza. Uwolnił się dość szybko i dopiero wtedy przyjrzał się trupowi. Duros miał przy sobie torbę, a w środku plany, których od kilkunastu dni poszukiwało dowództwo. Zawodowiec westchnął, zawsze gdy się gubił, Rebelia na tym zyskiwała.

><><><><><><


Przekradanie się nie należało do najtrudniejszych zadań. Kers zastanawiał się czy świadczyło to o nich, czy raczej o imperialnych żołnierzach. Chciał wierzyć, że to wszystko jest zasługą jego drużyny, ale zdawał sobie sprawę, że nie jest to prawda. Nie miał mentalności szturmowca, ani innego członka armii Imperium, ale uważał, że większość uznaje tego typu posterunki za wakacje. Bo co niby miałoby zagrażać komukolwiek na takiej planecie? Nie mogło być innego wytłumaczenia, dla którego szło im tak łatwo. Był pijaną niezdarą, nie miał prawa przejść niezauważony przez bazę wroga.
Wakacje chyba faktycznie miały tu miejsce, bo było podejrzanie pusto, a przynajmniej do momentu, gdy nie natknęli się na dwóch żołnierzy, którzy grali w Paazaka i dość głośno plotkowali.
- Znaleźli coś?
- Nic. Mówili przecież, że to meteoryt zleciał. Nawet, gdyby ktoś tam się rozbił, miałby małą szansę na przeżycie. Tu wszędzie są skały.
- To co robią tam nasi?
- Protokół numer jakiś tam, wymaga sprawdzenia, co się dzieje, to sprawdzają. I przestań mnie rozpraszać. Widzę, że oszukujesz.
Głupi ma zawsze szczęście. Laond nie chciał w to wierzyć, bo oznaczałoby to, że jest najgłupszym człowiekiem znanym ludzkości, a za takiego się nie uważał. Mężczyzna miał już serdecznie dość tego wszystkiego.
- Nyle, dałbyś radę polecieć tym nowym statkiem. - Daia zapytała mechanika.
- To chyba nie jest dobry pomysł, co? - Zawodowiec zmierzył obydwoje wzrokiem. - Przypomnijcie mi, jak się tu znaleźliśmy?
- Jeśli masz lepszy pomysł, to z chęcią go wysłuchamy. - Odparła Twi’lekanka i wpatrywała się znacząco w starszego rebelianta.
Kers westchnął głęboko. Nie miał lepszego pomysłu, nie miał żadnego pomysłu, ale zawierzenie umiejętnościom pilotażu Belliane musiało znajdować się gdzieś wysoko na liście sposobów na pewną śmierć. W dodatku ten statek to miał być prototyp, co znacząco pogarszało to sprawę. On sam nie mógł lecieć, lata picia sprawiły, że trzęsły mu się ręce i jako pilot stanowił większe zagrożenie, niż młodszy mężczyzna, a to już o czymś świadczyło. Deliberował w kompletnej ciszy ważąc wszystkie za i przeciw, aż w końcu doszedł do konkluzji, że jak ma umrzeć, to w jakiś spektakularny sposób.
- Przypuszczam, że znalezienie tego cacuszka nie będzie trudne?
Nie było. Jednostka stała w samym centrum prowizorycznej bazy pod gołym niebem. Zmierzchało się, więc niewielu się przy niej kręciło. Ostatecznie uznali, że nie ma sensu się chować, skoro i tak zostaną odkryci, gdy tylko wejdą na pokład. Trudno powiedzieć, że się przedarli przez wroga, głównie dlatego, że było tam ledwie osiem osób. Obeszło się bez rozlewu krwi, głównie dzięki Nyle’owi, który nie mając pojęcia co zrobić, po prostu włączył swój miecz świetlny. Gdy tylko zostali zauważeni, wszyscy rozbiegli się w przerażeniu krzycząc głośno o ataku Jedi. Drużyna skorzystała więc z okazji i czym prędzej wsiadła na pokład Przypadku II, jak z miejsca ochrzcił statek Laond. Pozostali się z nim nie kłócili, bo nie widzieli w tym sensu. Zawodowiec i Deia stanęli przy drzwiach z blasterami w rękach i pozwolili pracować mechanikami.
- Mamy szczęście. Ta jednostka wyposażona jest w nowy model pola maskującego. Zakłóca ona działanie radarów, co wprawdzie nie jest idealnym rozwiązaniem, bo wtedy wiadomo, że coś gdzieś jest, lecz nie wiadomo gdzie…
- Nie potrzebuję wykładu, tylko drogi ewakuacyjnej. Dasz radę tym polecieć, czy nie?
- Dam. To typowa jednostka, tylko że…
- Nyle! - Wrzasnęła na niego Twi’lekanka.
- No dobra, już dobra, lecę. Nie musicie się gorączkować - skoncentrował swoje spojrzenie na kontrolach przed sobą - nie strzelają do nas jeszcze.
- Nie podoba mi się twoje poczucie humoru. - Burknął Laond i strzelił w jakiegoś żołnierza wchodzącego w jego pole widzenia.
Mechanik zapiął swoje pasy i włączył silnik. Wokół nich zawirowało powietrze, które utrudniało i tak ciężki atak nielicznym jednostkom naziemnym. Mężczyzna coś przełączył na konsoli i drzwi zamknęły się z cichym trzaskiem, który zginął w hałasie włączonego napędu.
- Będzie ostro, przygotujcie się.
Nie mieli szansy. Statek uniósł się nieco nad ziemią, a następnie niemal pionowo przebił się przez atmosferę. Laond i Deia leżeli pod jedną ze ścian w kokpicie, gdzie zepchnęła ich siła ciążenia. Obydwoje dość mocno się potłukli.
- Wprawdzie nie to zamierzaliśmy zrobić, ale teraz mamy realną szansę na wyciągnięcie kogo tylko chcemy i skąd chcemy. Musimy tylko wrócić do bazy i przebadać to cacuszko. - Nyle ze śmiechem rzucił przez ramię w kierunku Zawodowca - Kolejna misja, kolejny sukces. Może powinniśmy częściej się z tobą gubić?
- Nienawidzę was. - Odparł Laond z wyraźnym zmęczeniem w głosie. - Nienawidzę was tak bardzo.
Image
GG: 8232072
Awatar użytkownika
Axis
Gracz
 
Posty: 209
Rejestracja: 2 Gru 2011, o 11:33

Re: Bohaterowie z przypadku

Postprzez BE3R » 4 Wrz 2017, o 22:36

<papug> Spojler dla Nielota, Nie ma kupy.

Zajebiście, dawno się tak nie śmiałem, aczkolwiek jakbyś napisała normalnie zakończenie byłoby znacznie lepiej. Świetnie napisane luźne opowiadanie zahaczające delikatnie o klimat SW i Mgławicy.
Lekkie miłe i zaskakujące czyli Borsuczek w formie. No i nie wywołuje depresji.

<papug> Image
Awatar użytkownika
BE3R
Gracz
 
Posty: 1761
Rejestracja: 27 Paź 2011, o 21:47
Miejscowość: Chorzów

Re: Bohaterowie z przypadku

Postprzez Saine Kela » 8 Wrz 2017, o 21:46

Świetne, szkoda tylko, że nie jest tak, jak to zaplanowałaś, a przynajmniej zabrakło tego mocnego finishu. Ale ogólnie świetne, nie tam mroczne, ze sporą ilością humoru. :D
Image

Image

GG: 6687478
Awatar użytkownika
Saine Kela
Gracz
 
Posty: 710
Rejestracja: 18 Cze 2013, o 13:04
Miejscowość: Pandarium/Ruda Śląska


Wróć do Mgławicowe Lato: odsłona druga

cron