Content

Środkowe Rubieże

[Naboo] Mafijne porachunki

Image

[Naboo] Mafijne porachunki

Postprzez Mistrz Gry » 21 Sty 2018, o 15:12

Akcja przenosi sie z [Naboo Ohma-D'un] Śmierć lub Chwała

Położony w malowniczej krainie Jezior, dawny pałacyk Vestibora Rothala, był obecnie na wpół zruinowanym gruzowiskiem. Regularna bitwa którą właściciel stoczył z bandytami oraz późniejsza interwencja sił porządkowych pozostawiły ślady nie tylko w budynku ale i w jego okolicach. Na lądowisku stał uzbrojony po zęby Patrolowiec Firespray. Na pierwszy rzut oka było widać że jego właściciel zamontował na kadłubie tyle dodatkowego uzbrojenia ile tylko się dało. Działka zostały zmienione na poczwórne, zaś pod kokpitem znajdowały się spore narośle w których najpewniej ukryto wyrzutnie rakiet. Maszyna była solidnie okopcona i wyglądała na weterana niejednej walki. Za nią nieco z tyłu, stał znacznie większy YV-330. Maszyna była częściowo ukryta pod płachtami materiału czy siatki maskującej. Reszta lądowiska ukryta była za ruinami budynku, lecz na pewno nie było tam żadnej dużej jednostki. Speedery zatrzymały się na dziedzińcu przed wejściem. Tu i ówdzie widać było ślady walki, zniszczone marmury i popalone blasterami ozdobne balustrady. Przed schodami prowadzącymi do środka czekał sporych rozmiarów gunganin. Wokół kręciło się kilku uzbrojonych zbirów. Nie było ich jednak wielu. Z powitania można było wywnioskować że dziesiątka która przyleciała najemnikami stanowiła główną siłę uderzeniową mafijnego Bossa. Kilka minut później pojawił się on sam.

- Zapraszam na pokoje, dostaniecie osobną sypialnię, i będziecie mogli tam rozłożyć swoje rzeczy. Jeśli potrzebujecie skorzystać z medyka dajcie znać. Żywność i całą resztę załatwi wam obecny tu Fok Wundo. Z nim kontaktujcie się we wszystkim. I zapraszam na kolację dziś wieczorem, omówimy na niej szczegóły naszego przedsięwzięcia.

Skończył i ruszył w kierunku wejścia a za nim Gunganin prowadzący mandalorian, Hol i wejście były zdemolowane za nimi znajdowały się nieco postrzelane schody po których weszli na górę. Chwilę później znaleźli się w dużym ładnie urządzonym apartamencie z wielkim łożem w sypialni oraz kanapą w pokoju dziennym. Na łożu leżały dwie suknie wieczorowe, oraz trochę cywilnych ubrań. Z pokoju można było wyjść na taras górujący nad lądowiskiem. Na tarasie znajdował się wartownik. Taras ciągnął się wzdłuż całego budynku, zatem można było na niego wejść z sąsiednich pomieszczeń. Całości dopełniała wielka łazienka z gigantyczna wanna oraz lustrami i osobna toaleta.

- Rozgośćcie się, Messa niedługo przyśle jedzenie, jeśli chcecie może obejrzeć was nasz konował, nic specjalnego.
Gunganin mówił płynnie z lekkim akcentem, wskazując im na pomieszczenia w których mieli spać.
- Szef zaprasza na kolacje, dokładnie o 20:00 postarajcie się być na czas. Gdybyście mnie potrzebowali.

Położył na szafce niewielki komunikator. Po czym wyszedł zostawiając niewielką grupę samą sobie.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Naboo] Mafijne porachunki

Postprzez Lilith Blindshoter » 4 Mar 2018, o 23:46

Uśmiech mężczyzny nie uspokoił jej, podobnie jak jego słodszy ton. Ta zmiana wywołała w niej niepokój o to co mu chodzi po głowie i to co mógł zrobić jej kuzynce. A ona musiała się z nim układać. Stłumiła w sobie złość. Jeśli skrzywdził Gall, to zemsta należała do jej kuzynki, nie do niej - Aaryi. Ale jeszcze nie teraz.
Gdy mężczyzna wyciągnął do niej rękę zawahała się, nie tylko z powodu konsternacji jaką wywołał fakt, iż w jedynej ręce trzymała zdjęty z głowy hełm. Nie ufała temu człowiekowi. Ale niestety w tej chwili był ich jedyną szansa na przetrwanie. Cóż los bywa przewrotny prawda?
- Zgoda – odparła, gdy w końcu uścisnęła jego dłoń. – Pójdziemy z tobą. – przytaknęła – Bieganie w samopas po powierzchni imperialnego świata, nie było by mądre.
- A zapomniała bym. – powiedziała - Ten cały Bor, wziął od nas zapłatę za dowiezienie nas do innego systemu. Częściowo w sprzęcie i uzbrojeniu. Daj nam chwilkę żebyśmy wzięli sobie z powrotem kilka co po bardziej potrzebnych rzeczy. W końcu drań nie wywiązał się z umowy. – dodała Jej rozmówca nieznacznie kiwnął głową. Chyba było mu wszystko jedno nawet gdyby postanowili rozmontować rozklekotany prom na części. Najwyraźniej nie przepadał za Borem. Ale ich wzajemne relacje nie były już jej zmartwieniem. Pozwoliła mężczyźnie opuścić pokład frachtowca, za nim podążył lamentujący nad swoim losem pilot tej rozklekotanej jednostki – Dobra ludzie, weźcie z naszych rzeczy to co się komu najbardziej przyda. – rzuciła swoim ludziom po czym na chwilę zatrzymała Dratiina. – Wybierz też coś dla Ola rzuciła cicho.
- Chcesz z niego zrobić jednego z nas? – zapytał a w jego głosie dziewczyna rozpoznała cień jakiejś urazy, choć może było to po prostu niedowierzanie.
- Nie wiem. Ale jestem mów winna życie. – odparła – Więc przynajmniej postaram mu się zapewnić lepszy start w nowym jego życiu. – dodała. Czekała aż jej ludzie wybiorą to co im na ten moment przyda się najbardziej, sama wzięła tylko kilka dodatkowych zasobników do swojej broni. Nie minęło wiele czasu, gdy Mandalorianie również opuścili prom. Aaraya pospiesznie włożyła na głowę hełm, w głośniczkach komunikatora doskonale słyszała przyspieszony oddech Gal. Spojrzała w jej stronę. I choć hełm skrywał twarz jej kuzynki, dla Aarayi nie było tajemnicą, iż dziewczyna ledwo trzymałą nerwy na wodzy. Wiedziała, iż będzie musiała z nią porozmawiać. A nie była najlepszym rozmówcą. Na szczęście Gal już wykazała się i zdrowym rozsądkiem i żelazną wolą ze od razu nie powaliła tego człowieka na miejscu, ale na ile starczy jej sił? Doskonale wiedział ze to mogło okazać się w końcu ponad siły jej kuzynki. Dla tego choć rozmowy nigdy nie były jej mocną stroną, będzie musiała znaleźć właściwe słowa by dodać jej otuchy. Rozmyślania Aaryayi przerwał głos Olo’a. Mandalorianka spojrzała w stronę ich gungańskiego towarzysza. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, iż większość zbirów patrzy się na niego jak drapieżniki na ofiarę. Nie spodobało jej się to. Zwolniła tak by zrównać się z Gunganiem.
- Oczywiście, że lecisz z nami. – powiedział uspokajająco – Dałam ci słowo i zamierzam go dotrzymać. – poklepała Olla po plecach – Będzie dobrze. – dodała, gdy wsiadali do jednego z dwóch dużych speederów. Rzuciła przelotne spojrzenie w stronę, z której dochodziły jęki okładanego Gunganina. To było niepotrzebne, w końcu już i tak uszczuplili jego zapłatę. Speedre jednak już ruszył by powieźć ich w nieznane, ku ich przeznaczeniu jakie by ono nie było.

Słyszała pogłoski o malowniczym pięknie krainy Jezior i musiała przyznać, iż niebyły one przesadzone. Okolica była naprawdę piękna. Gdyby nie okoliczności mogła by się nią zachwycać, ale teraz musiała oderwać myśli od zapierającego dech piękna przyrody i wrócić do spraw bieżących. Miejsce, w którym się zatrzymali nosiło ślady długiej i wyczerpującej walki. Przejrzała się zniszczonemu budynkowi. Dratiin zaś uważnie przygląda się obu jednostkom stojącym na płycie lądowiska. Aaraya zastanowiła się co mu chodzi po głowie. Ale wypyta go dopiero gdy zostaną sami. Na razie wszyscy musieli mieć oczy szeroko otwarte.
- niema ich zbyt wielu – rzucił na wewnętrznym kanale Verd – Jedenastu razem z tym Dikutem z którym rozmawiała Porucznik Aaraya , teraz ten wielki Gunganin i tych kilku oprychów tutaj. Jakby przyszło co do czego…
- To mają nad nami tylko dwu może trzy krotna przewagę – skwitowała Aaraya – Tylko, że zawsze mogą powiadomić Imperium o naszej obecności. – odparła – A wtedy nawet jeśli przejmiemy którąś z ich jednostek nie wydostaniemy się z systemu.
- Porucznik ma rację, nie powinniśmy zaczynać rozróby – dodała Aden.
- Fierfek! – przeklął Verd – Nie podoba mi się to.
- Jak na razie nie mamy wyjścia. – usłyszała głos Dratiina – Ufać im nie możemy, ale jak na razie są nasza najlepszą szansą.
Tylko Gal milczała. Nie odezwała się od pojawienia się tego typa. Jej milczenie podobnie jak jej ciężki rwany oddech przerażały Aarayę. Nie podobał się jej stan psychiczny w jakim zdawała się być jej kuzynka. To wróżyło kłopoty. Będzie musiała z nią porozmawiać zanim zdecydują co dalej. Na razie jednak wszyscy zamilkli obżerając otoczenie. W między czasie podszedł do nich masywny Gunganin, pojawił się także Rad we własnej osobie. Znów przesadnie grzeczny. Aarayi nie podobało się to. Aruetii są grzeczni zazwyczaj wtedy, gdy próbują cię okantować, no albo jeśli akurat celujesz im w mózg.
- Po namyśle skorzystałabym z pomocy medyka – odezwała się Aaraya. W komunikatorze zabrzmiały zdziwione głosy jej towarzyszy, Aaraya szybko przełączyła się na kanał wewnętrzny – Jeśli mamy przeżyć tę akcję, wolała bym mieć obie ręce. – odparła krótko ucinając dalszą rozmowę, po czym znów przełączyła się na głośnik – Nie jestem nawykłą do aktualnego stanu rzeczy. – dodała wskazując nieznacznym ruchem głowy swój kikut.
Rad i towarzyszący im Gunganin o imieniu Fok poprowadzili ich przez zrujnowany hol i po schodach na piętro. Aaraya szła na przedzie grupy, za nią Dratiin i Gall a między nimi wystraszony Olo, Verd i Aden zamykali pochód. Dziwne było to że nie zauważyli, kiedy ich gospodarz ich opuścił. To musiała być wina zmęczenia. Aaraya zauważyła jego znikniecie ledwie na chwilę przedtem nim znaleźli się w przydzielonym im apartamencie.
- Jatne. – wymknęło się Verdowi na widok olbrzymiego łóżka – Całe wieki nie spałem w porządnym łóżku.
- Czy to na prawdę jest dla ciebie priorytet – rzucił mu kąśliwie Aden.
- Daj spokój ner Vod, każdy ma jakieś marzenia – odparł tamten
Ich sprzeczki działały kojąco na duszę Aarayi. Przypominały jej się sprzeczki jej rodzonych braci. Westchnęła.
- Tak jedzenie i medyk zdecydowanie się przydadzą. – odparła Gunganinowi, była zaskoczona jak płynnie mówił we wspólnym jego akcent był wręcz śladowy. – Dziękujemy za informację będziemy punktualni. – dodała
Chwilę później zostali pozostawieni sami sobie. Rozejrzeli się po pomieszczeniu.
- No dalej słyszeliście – rzuciła do swoich towarzyszy – wypocznijcie – Ale jak powiem, że macie włożyć kubły to wkładać je bez gadania, nawet jak będziecie w samych gaciach, to jedyny sposób na to by nikt nas nie podsłuchał. – dodała, gdy Verd po wydaniu z siebie dźwięku, który brzmiał „Naaareeeszczie” zaczął pozbywać się pancerza.
- Chyba że przechwycą sygnał naszych komunikatorów – mruknął Aden
- Zawsze możemy mówić w Manod’a – podsunął Verd
- Ja bym spróbował kodowania, a najlepiej w ogóle milczeć,
- Tak będzie najlepiej. – zgodziła się Aaraya pozostali zresztą też się z tym zgodzili. Od teraz wszystkie ich rozmowy były zakodowane W końcu ostrożności nigdy za wiele.
Gdy pozostali zaczęli ustalać kolejność wart i korzystania z łazienki, a Olo znalazł sobie jakieś nie grożące nikomu zajęcie, Aaraya skorzystała z okazji by podejść do Gal, teraz tylko one miały na głowach hełmy, więc mogły porozmawiać we własnym gronie. Ale mimo to Aaraya aktywowała rozmowę prywatną tylko między nimi dwiema. Na wszelki wypadek.
- Znasz go prawda? – Nie ulegało wątpliwości, że to pytanie retoryczne – A on zna ciebie. Mam rację. - znów wymowna cisza. – Gal wiem, że to może być ... trudne, ale musze wiedzieć jak bardzo… Co on Ci zrobił. – zamilkła na chwilę, ale Gal nadal milczała – Uwierz mi ze jestem ostatnią osobą, która chce z to z ciebie wyciągać, ale niemal czuję, jak reagujesz na tego Aruetii. Gdyby to chodziło tylko o nas dwie chodziło pozwoliłabym ci zrobić z nim co tylko uważasz…
- Tak wiem, nie jesteśmy tu tylko we dwie. – przerwała jej Gal – nie mów do mnie jak do dziecka.
- Wybacz nie chciałam. Wiesz lepiej niż kto inny, że gadanie to nie moja mocna strona. Zwłaszcza teraz. – odparła – Ale chwilowo ten dikut jest nasza najlepszą o ile nie jedyna szansą na wydostanie się stąd. – westchnęła – Wiem ze zdajesz sobie z tego sprawę, dla tego muszę wiedzieć, czy dasz rade dotrwać do końca tego „zadania”.
Czekając na odpowiedź gal sama biła się z własnymi myślami. Wspomnieniami własnego upokorzenia, z gniewem i lękiem, że jej kuzynkę spodlało coś podobnego. Własną niepewnością, czy jeśli pozna prawdę, sama będzie umiała słuchać dłużej gładkich słówek tego śliskiego gada. „Muszę, muszę” Powtarzała sobie. Przestrogi jakie dawała Gal, mogła by je równie dobrze dać samej sobie. Czy gdyby zamiast Rada stanął przed nią naczelnik Mafter, czy potrafiłaby się powstrzymać? Czuła w głębi duszy palący żywym ogniem wstyd, ponieważ nie umiała udzielić odpowiedzi…
Image

Image
Awatar użytkownika
Lilith Blindshoter
Gracz
 
Posty: 334
Rejestracja: 3 Wrz 2011, o 01:33

Re: [Naboo] Mafijne porachunki

Postprzez Mistrz Gry » 7 Mar 2018, o 23:58

Mandalorianie czyścili broń, rozprostowywali kości czy zwyczajnie drzemali na prawdziwym łóżku korzystając z wolnego czasu i okazji. Dratiin zajął się ich nowym nabytkiem. Gunganin wydawał się być bardzo skorym do nauki, jednak jego chęci często nie wystarczały. Mando załamał się lekko patrząc jak jego podopieczny trzyma kolejny już karabin. Niezgrabny chwyt na zdecydowanie za małym dla łap obcego E-11 zwiastował jeszcze gorszą niż przeciętna skuteczność. Olo potrzebował czegoś większego. Takiego jak T-21, którą odzyskali z rzeczy szturmowców. Upewniwszy się że broń jest rozładowana i zabezpieczona, podał gruby przypominający rurę sprzęt Gunganinowi.
- Och och, gryfny wangzapper.
Uradwany Gunganin nie czuł zupełnie wagi broni, Verd spojrzał z ukontentowaniem połączonym z drobnym wyrazem przerażenia. Danie do ręki stosunkowo prymitywnemu obcemu szybkostrzelnego blastera nie było chyba najlepszym pomysłem. Mimo to wyraźnie widział że broń i gunganin pasują do siebie. Nie kwestionował więc decyzji swojego starszego kolegi.
- No dobra skoro masz już swój karabin, to teraz trzeba pomyśleć nad pancerzem. Być może nasz gospodarz będzie miał coś odpowiedniego.
Weteran zamierzał kontynuować przerabianie nowego na modłę mando. Olo jednak był zbyt zajęty swoją nową zabawką, zatem Dratiin westchnął i zaczął uczyć obcego obsługi śmiercionośnej broni. Był zaskoczony pojętnością swojego ucznia, z pewnością nie był to przeciętny przedstawiciel swojej rasy.

Nikt nie zwracał uwagi na dwie kobiety, które założyły hełmy i udały się do sąsiedniego pomieszczenia, będącego czymś na kształt małej sypialni czy też garderoby. Ponieważ obie miały zakryte twarze, odczytywanie emocji było zdecydowanie utrudnione, może dlatego Araya naciskała, nie widziała łez spływających po twarzy kuzynki. Milczenie trwało długo, w końcu Gal przemówiła nieco zniekształconym głosem.
- Nie wiem... Nie wiem czy dam radę... On...
Zaszlochała, jednak powstrzymała gestem Araye gdy ta chciała ją pocieszyć. Porucznik uszanowała decyzję, czekała.
- Kiedy byliśmy uwięzieni, oni nas bili, chcieli nas złamać. Standard, to czego nas uczyli na szkoleniu.
Głos dobiegający z głośników w hełmie był przerażająco spokojny. Zupełnie jakby dziewczyna opowiadała coś co jej nie dotyczyło.
- On był inny, inteligentny i okrutny, polował na kobiety, tylko czekał na okazję. A potem... kiedy nie mogłam się ruszyć, przyszedł do mnie... nic nie mogłam zrobić nic... Zabiję go Arayo, a on na pewno mnie pozna, jeżeli mnie pozna... obawiam się że narażam was wszystkich.
-Nie skrzywdzi Cię więcej. Nie możesz iść na kolację, zostaniesz razem z Olo.

Porucznik podjęła decyzję, było już za późno by zrezygnować z kolacji, jednak mogła jeszcze zmienić parę rzeczy.

Poszli w piątkę, Araya, Drattin, Verd i Aden. Poszli w pancerzach z bronią u boku, przy suto zastawionym stole czekał na nich gospodarz wraz ze służbą. Służbę stanowiły dwie młode i najwyraźniej zastraszone dziewczyny, podawały one do stołu i starały się nie zwracać na siebie uwagi mafijnego bossa. On sam przywitał Arayę, ubolewając nad tym że nie spodobała jej się żadna z kreacji które dla niej przygotował. Uszanował jednak tradycję nakazującą mandalorianom pozostawać w zbrojach. Na pytanie czemu nie przyszli wszyscy, Araya zgodnie z prawdą stwierdziła, że ich towarzysze dochodzą do siebie, oboje brali udział w ciężkiej walce i muszą odpocząć. Zatroskany Rob kazał wysłać jedzenie do ich apartamentu. Po czym skupił swoją uwagę na młodej i ładnej mandaloriance. Kobieta unikała jego uprzejmości, zwłaszcza po informacjach które uzyskała od Gall. Mężczyzna wyrażał zaniepokojenie z powodu urazu Arayi i szczerze ucieszył się kiedy dowiedział się że kobieta zamierza skorzystać z usług konowała.
Aden i Verd kojarzyli Roba, lecz byli na tyle krótko więźniami, że nie zdążyli poznać go bliżej. Najpewniej działało to w obie strony, bowiem mafiozo nie zachowywał się jakby znał któregokolwiek z Mandalorian. Rozmowy przy stole toczyły się głównie o niczym, zaś atmosfera była bardzo napięta. Z pewną ulgą więc powitali zakończenie kolacji.
- Przejdźmy do interesów. Mój oponent znajduje się w dość silnie strzeżonej willi. Oczywiście wejście do środka jest bardzo dużym problemem. Głównie dlatego że skurwiel zamontował wieżyczki basterowe. Ale wy jako niezależni najemnicy z pewnością zostaniecie wpuszczeni. Kiedy będziecie w środku, załatwienie kilku ochroniarzy i celu nie będzie problemem. Spacerek po parku. Jak tylko dostanę głowę Bugsyego wy dostaniecie frachtowiec i przepustkę do opuszczenia tego świata. Prosta i szybka robota, jakieś pytania?

***

Tymczasem pozostawieni w apartamencie Olo i Gall zjedli w samotności doniesione im jedzenie. Gunganin poczuł się senny i zwinięty w kłębek zachrapał w kącie. Gall została sama, w ciemności. Wróciły wspomnienia, które wojowniczka do tej pory ukrywała. Pozostawiona samej sobie mogła pozwolić sobie na chwilę słabości. Zgasiła światło i ukryła się w hełmie i zbroi. Po policzkach ciekły jej łzy. Nikt nie słyszał jej rozpaczliwego i stłumionego szlochu. Była sama, tak bardzo bardzo sama. W dłoniach ściskała blaster, po dłuższej chwili chłód broni uspokoił ją. I wiedziała już, że prędzej zginie niż pozwoli by drugi raz spotkał ją taki koszmar. Nagle hud jej hełmu ożył. Za oknem przeszedł powoli wartownik, mógł to być przypadek, a może... Wyostrzyła maksymalnie czujniki zbroi i do jej uszu dobiegły strzępy rozmowy strażników.
-... ciekawego, gówniana... by na dziewczyny...
- Hahahah... się ślini na nowy towar...
- ... też dostaniemy...
- Jak zawsze.

Głosy ucichły wraz z tym jak mężczyźni się oddalili. Gall słyszała tylko chrapanie Gunganina, i ciche kroki spacerującego po tarasie strażnika.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Naboo] Mafijne porachunki

Postprzez Lilith Blindshoter » 11 Kwi 2018, o 00:03

Mimo iż jakoś podskórnie spodziewała się czegoś podobnego, wyznanie Gal wstrząsnęło Aaryą. Nawet teraz podczas rozmowy z Robem wciąż czuła ten zimny gniew jaki przepełnił jej żyły. Ten sam gniew i taka sama nienawiść jak ta którą czuła do Maftera. Miała ochotę zabić go na miejscu, nie tylko za cierpienie Gal, ale też za wszystko co spotkało jej pozostałych braci i siostry więzionych i sprzedawanych przez tego człowieka i jego niedawnych przełożonych. Co za okrutna ironia, że teraz był ich jedyną szansą na przetrwanie.
Ale czy jedyną? To pytanie coraz głośniej kołatało się w jej głowie i wraz z postępem kolacji coraz częściej wracało na powierzchnię myśli. Przy stole toczyły się trywialne rozmowy o niczym, nieudolnie maskujące napiętą atmosferę. Rob, starał się ją uwodzić i wyraźnie nie rozumiał chłodu Aarayi, którą te dziwne awanse krępowały. Właściwie krępowały ją wszelkie awanse czynione przez Auretiise, które zresztą dla niemal każdego di’kuta kończyły się kilkoma wybitymi zębami lub przynajmniej solidnie podbitym okiem. Tym razem jednak musiała się hamować. W końcu Rob zdawał się być ich jedyną szansa. Ale czy na pewno? Znów wróciła do tego pytania. Od początku była daleka od pokładania w tym mężczyźnie jakiegokolwiek głębszego zaufania. Ale teraz …
Może staniał inny sposób. Mogli by dogadać się z jego przeciwnikiem. Albo załatwić wszystkich ludzi Roba jednego po drugim, Nie było ich tu za wielu. A potem spokojnie uciec. Pozostawała tylko kwestia przepustki, cholernie istotna kwestia. I jeszcze istotniejsza dla Aarayi kwestia informacji o losach wszystkich sprzedanych Mandalorian.
- Prosta robota – przyznała – aż za prosta. Pozostaje pytanie, gdzie jest haczyk? – zaśmiała się mając nadzieję ze śmiech brzmi naturalnie – Jednak pozostaje jeszcze jedna sprawa. Na transportowcu Bora postawiłam jeszcze jedne warunek, chcemy otrzymać dane o naszych Braciach i siostrach, tych których zdążyliście sprzedać przed naszym przybyciem, oraz informacje o miejscach pobytu Mandalorian których planowaliście schwytać lub wykupić z imperialnych ośrodków pracy przymusowej, czy pożal się Mandzie „ośrodków resocjalizacji”. – wyjaśniła – Chciałabym otrzymać te dane, lub przynajmniej ich część, zanim wyruszymy po głowę twojego przeciwnika, powiedzmy, że to taka forma zaliczki. – dodała uważnie obserwując reakcję swojego rozmówcy. – Wracając jednak do tematu samej operacji, co może nas tam czekać poza tymi wieżyczkami. Twój adwersarz ma wielu podwładnych? Nawet jeśli dostaniemy się do środka łatwo, to żeby dostarczyć ci jego głowę, musimy jeszcze to miejsce opuścić względnie w jednym kawałku. – spojrzała na swój kikut
Nie była jeszcze pewna co zrobi, w głowie układało jej się kilak niezależnych planów. Jeden najbardziej oczywisty zakładający wykonanie zadania, inne bardziej złożone i co najmniej równie niebezpieczne wymagały akceptacji od pozostałych przy życiu Mandalorian. Dziwne ale gdy przelotnie spojrzała na Drattina zdawało jej się, że pogłowie chodzą mu podobne myśli.
Image

Image
Awatar użytkownika
Lilith Blindshoter
Gracz
 
Posty: 334
Rejestracja: 3 Wrz 2011, o 01:33

Re: [Naboo] Mafijne porachunki

Postprzez Mistrz Gry » 22 Kwi 2018, o 12:45

Mężczyzna nieco zawahał się słysząc o "zaliczce", jego twarz błyskawicznie przybrała radosny wyraz. Włożył sobie do ust kawał mięsa i żując dał dłonią znać że jak tylko połknie udzieli odpowiedzi na pytanie Mandalorianki. Przez chwilę jedli w milczeniu by wreszcie usłyszeć odpowiedź.
- Z tym może być niewielki problem, tymi danymi dysponuje właśnie Bugsy, kiedy się go pozbędziemy będę miał dostęp do danych i oczywiście podzielę się nimi z wami.
- To nie tak jak się umawialiśmy
- Nie mówiłem kiedy dostaniecie dane.
Araya musiała przełknąć gorzką pigułkę, jej towarzysze nie dali po sobie niczego poznać lecz z pewnością zauważyli wymianę zdań. Reszta kolacji upłynęła na niezobowiązujących rozmowach o niczym, przy czym Rob zdecydowanie zachwalał umiejętności swojego medyka. Ustalili że operacja odbędzie się zaraz po kolacji, proteza będzie musiała się zaadoptować a i szybciej to nastąpi tym lepiej. Kolacja Dobiegła końca.

Araya podążyła z medykiem do ambulatorium, towarzyszył jej Drattin, podczas gdy Verd i Aden udali się do sypialni aby odpocząć. Konował nadal nie wzbudzał zaufania, a jego kolekcja protez była hmmm, dość powiedzieć, że z pewnością należały wcześniej do kogoś innego. Sala Ambulatorium z pewnością nie służyła jedynie do leczenia ludzi, zarówno na stojącym w kącie fotelu jak i na stole operacyjnym zamontowane były obręcze służące do przytrzymywania pacjentów. Wiszący w rogu droid medyczny był chyba najbardziej budzącym zaufanie elementem wyposażenia. Kobieta nie miała jednak większego wyboru. Konował krzątał się chwilę najwyraźniej przygotowując się do operacji i z niezadowoleniem zerkając na Drattina. W końcu zwrócił się bezpośrednio do Arayi.
- Proszę się rozebrać.
- Zwariowałeś? Nie wystarczy jak podwinę rękaw?
- To operacja, wymaga znieczulenia i monitorowania funkcji organizmu. Chyba chcesz się obudzić nie?
- Pilnuj go Drattin.
Kobieta z zaczerwienionymi policzkami zaczęła odpinać po kolei części zbroi, blizny nie były powodem do wstydu w kulturze Mandalorian, lecz starała się unikać pokazywania ich swojemu towarzyszowi. W końcu rozebrawszy się do bielizny podeszła do stołu operacyjnego. Droid już się aktywował i czekał na pacjentkę, konował położył ją na blacie włączając oślepiające światło.
- Jestem pewien że widziałeś tu wiele okrutnych śmierci, postaraj się żebyś nie spieprzył.
Dłoń mężczyzny spoczęła na groźnie wyglądającym ostrzu, Konował nie dał po sobie poznać czy przejął się groźbą, zaczął za to podłączać systemy monitorujące do ciała kobiety. Po chwili droid zrobił jej zastrzyk. Straciła przytomność.

Ocknęła się rano, leżała w łóżku z obolałą głową, podniosła w górę nową dłoń, dość topornie wyglądająca i zdecydowanie nie pasująca do ramienia ręka wykonywała jej polecenia, z pewnym opóźnieniem. Lepsze to niż nic. Rozejrzała się po pokoju. Gunganin chrapał w kącie, a obok niej leżała Gal, Reszta Mandalorian musiała być gdzieś indziej. Usłyszała odgłosy krzątania dochodzące z sąsiedniego pomieszczenia. Wstała i stwierdziła ze wstydem, że dalej ma na sobie samą bieliznę. Chwilę zajęło jej ubranie się, zwłaszcza że nowa ręka nie była jeszcze w pełni skalibrowana, a całe ramię pulsowało bólem. Ubrana ruszyła do sąsiedniego pokoju, tak jak przypuszczała mężczyźni już nie spali.
- Witaj pani Porucznik. - Rzucił po mandaloriańsku Drattin, odkładając śniadanie które właśnie jadł. Pozostali mando nie przeszkadzali sobie w posiłku, w sumie to najważniejszy posiłek dnia.
- Konował chyba nieźle się spisał, po wszystkim zabrałem cię do pokoju. Gall była przy tobie aż zasnęła ze zmęczenia. Będziesz czuć silny ból i dyskomfort przez jakiś dzień lub dwa. Chyba nie mamy tyle czasu, cała ta sytuacja śmierdzi i to bardzo.
- Wy mieć jedzenie?
Olo z właściwą sobie gracją wszedł do pokoju drapiąc się po tyłku i węsząc dziobem w stronę stojącej na stoliku tacy.
- Mniam mniam takie pyszności!
Obcy rzucił się na jedzenie nie zwracając uwagi na Arayę i resztę. Cóż jeżeli nie chciała głodować musiała przystąpić do śniadania walcząc o pożywienie na równi z głodnym Gunganinem. Jako ostatnia wstała Gall dla której zostały resztki jedzenia ocalone przez Mandalorian przed wszystkożernym długouchem. Po śniadaniu zebrali się na krótką naradę. Ich gospodarz nie naciskał jeszcze na szybkie rozwiązanie "problemu" konkurencji, z pewnością jego cierpliwość ma jakieś granice. Musieli zadecydować co dalej.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Naboo] Mafijne porachunki

Postprzez Lilith Blindshoter » 9 Maj 2018, o 22:31

Gdy się ocknęła trwało chwile nim zrozumiała, gdzie jest. Ból w lewej ręce był nieznośny, gdy uniosła dłoń ze średnim zadowoleniem wpatrywała się w efekt pracy konowała, proteza była starszawa, niedopasowana i reagowała z opóźnieniem, ale na razie musiała wystarczyć. Do tego kikut ramienia nie dość, że bolał to jeszcze niemiłosiernie swędział. Aaraya rozejrzała się po pokoju. Olo pochrapywał jeszcze, podobnie zresztą Gall. Dobrze niech śpią, póki jeszcze mogą spać spokojnie. Przyjrzała się swej śniącej kuzynce ze smutkiem stwierdzając jak mocno życie w niewoli odcisnęło się na jej ciele. Znów poczuła żal do siebie samej, za to, że przybyła za późno by ochronić Gall przed tymi wszystkim okropnościami które stały się jej udziałem. A teraz jeszcze musza pracować dla drania, który jej to zrobił. Bezwiednie zacisnęła dłonie w pięści.
Młoda kobieta wstała niechętnie ze zdziwieniem stwierdziła jak dawno brakowało jej wygodnego posłania, tak bardzo nie chciało się jej wstawać. Potrzasnęła głową. Wygody nie były tym czego w tej chwili potrzebowali. Musieli brać się do pracy.
Dopiero gdy wstał przypomniała sobie, że nie ma na sobie pancerza. Zaczerwieniła się i zaczęła się pospiesznie ubierać. A właściwie maiła taki zamiar, jednak jej nowa niewprawna proteza pokrzyżowała jej plany. Irytowało to młoda wojowniczkę. Przyodziawszy się w końcu, zła na własną opieszałość ruszyła do drugiego pomieszczenia, z którego dobiegały głosy pozostałych mandalorian.
Verd i Aden nie zauważyli nawet gdy weszła, byli zbyt zajęci pałaszowaniem śniadania. Wcale im się nie dziwiła, nareszcie coś lepszego od ślimaków jakie serwowali im Gunganie. Jedynie Drattin przerwał posiłek witając ją ciepło, jak na mandaloriańskie standardy. Aaraya poczuła palące uczucie wstydu, gdy zrozumiała, iż to mężczyzna przyniósł ja tu po operacji, a tym większe, że niebyło sposobu by nie widział jej blizn. Czy widział je ktoś jeszcze? Gall? Pewnie tak, skoro pilnowała ja całą noc. A Drattin czy się domyślił, jak powstały? Jej oddech nieznacznie przyspieszył, policzki zaczęły ją piec. Zapragnęła mieć na głowie swój hełm. Na chwile obraz przed jej oczami zniknął wyparty całkowicie przez wspomnienie ciasnej dusznej celi, pełnej brudu i smrodu różnych wydzielin, a okrutny śmiech wyparł ze świadomości głosy towarzyszy. Trwało to chwile, jednak choć odeszło szybko pozostawiło po sobie ból i wstyd. Aaraya odpowiedziała Drattinowi milczącym skinieniem głowy po czym w milczeniu zasiadła do posiłku.
Ciężką atmosferę rozładowało dopiero pojawienie się hałaśliwego i głodnego gunganina. Olo był pociesznym choć bardzo żarłocznym towarzyszem. Gall, zmęczona i wciąż nieco zaspana pojawiła się jako ostatnia, szczęściem pozostałym mandalorianom udało się ocalić nieco jedzenia dla swej towarzyszki.
Obie córki Klanu Me’senruus kończyły posiłek w ciszy, obie dręczone widmami przeszłości. Ale wśród mandalorian każdy ma jakąś przeszłość, zazwyczaj niezbyt wesołą. Takie życie. Wszyscy musza sobie z tym radzić. Każdy na swój sposób, jest jednak jedno lekarstwo, które działa na każdego wojownika… Kolejna potyczka… Planowanie następnego kroku. Przygotowanie się do walki. To zawsze pomaga. Natury nie da się oszukać, a oni wszyscy wojnę mieli we krwi.
Tak jak się umówili o swoich planach dyskutowali tylko w hełmach i tylko w ojczystym języku. Tak było bezpieczniej. Oczywiście wykluczało to z dyskusji biednego Ola, ale tak było lepiej dla wszystkich. Gunganin miał dobre serce i był dość bystry, jednak trudno było powiedzieć na ile potrafiłby utrzymać język za zębami. Najpierw ustalą plan działania miedzy sobą, a potem przełożą go Olowi.
- Coś tu śmierdzi – powtórzył Drattin – I nie chodzi mi tylko o to o czym mówiła Gall. Nie podoba mi się ze pracujemy dla tego typa.
- Fakt nie znam go za dobrze, ale jakoś tak... Chętnie rozwaliłbym mu łeb. – wtrącił się Verd
- Mówicie jakbyśmy mieli inne wyjście, zapłatą jest statek i bezpieczne opuszczenie systemu – odparł Aden – jak dla manie to wystarczy.
- A co jak wrócimy a jedynym co będzie na nas czekać to niewolnicze obroże? – Zapytała Gall – Mylisz się, jeśli sądzisz, że dotrzyma słowa? Jego ludzie…
- Tak już mówiłaś, że słyszałaś pojedyncze słowa i wydały ci się one podejrzane, nawet nie wiesz, czy mówili o nas. – warknął Aden – Daj spokój chce się pozbyć konkurencji
- Konkurencji w handlu naszymi braćmi – rzucił Verd – Aden On sprzedawał naszych jak bydło, sądzisz że nie przydamy musię na handel kiedy już przejmie rynek? Ja nie mam zamiaru trafić na arenę, no na pewno nie jako niewolnik.
- Nawet jeśli macie racje, to jakie mamy inne opcje? – zapytał Aden
- Cóż możemy iść do konkurencji. – odparła Aaraya po chwili namysłu – Widzicie tu to nasz „Gospodarz” może sobie stawiać warunki, nie mamy pozycji do negocjacji.
- Ja bym po prostu zastrzelił naszego gospodarza i był by spokój – rzucił Drattin - Mają statek, możemy go wziąć.
- Nie wiemy, czy działa, nawet jeśli ciężko będzie opuścić planetę bez wiedzy Imperium – Odparła Aaraya
- W sumie racja. – mruknął Verd - Tylko że nasz na razie niedoszły Cel też może nas wystawić, tam też nie będziemy u siebie.
- Ale tam możemy przejąć inicjatywę, zresztą jak gość nie będzie budził większego zaufania niż nasz obecny pracodawca, zawsze możemy wykonać zadanie – Powiedział Drattin, najwyraźniej zaczął rozumieć co chodzi Aarayi po głowie – Chcesz przystawić mu blaster do czoła i stawiać warunki. Obieca Ci wszystko, ale jak zmusimy go by dotrzymał słowa?
- Może zabierzemy go ze sobą? – rzuciła Gall – wtedy będziemy go mieć na oku, a ponad to Rob chętniej nas wpuści z powrotem. Jak zapyta czemu jest żywy po prostu powiemy ze był dla nas żywą tarczą i tyle.
Aaraya skinęła głową. Właśnie coś podobnego miała na myśli.
- Zaczniemy tak jakbyśmy istotnie wypełniali misję zabicia naszego celu. – zaczęła przedstawiać swój plan – I tak musimy pozbyć się jego obstawy, musimy z nim zostać sam na sam...

- A Olo? – Zapytał Drattin – jest dość bystry i szybko się uczy. Nie chciałbym go zostawiać z tymi zwyrodnialcami
- Zabierzemy go. – odparła krótko Aaraya ucinając wszelkie ewentualne protesty Adena – A plan wyjaśnimy mu dokładnie po drodze do celu. Teraz musimy się przygotować, Drattin widziałam ze dobrze dogadujesz się z Olem, poćwicz z nim jeszcze trochę w wolnej chwili, nie chce by stała mu się krzywda, gdy już znajdziemy się w ogniu walki. Dołączę do was, muszę poćwiczyć działanie nowej ręki.
Image

Image
Awatar użytkownika
Lilith Blindshoter
Gracz
 
Posty: 334
Rejestracja: 3 Wrz 2011, o 01:33

Re: [Naboo] Mafijne porachunki

Postprzez Mistrz Gry » 20 Maj 2018, o 13:34

Koło południa grupa Mandlorian i Gunganin zajęła miejsca w sporym speederze dostarczonym przez nieludzi Roba. Maszyna była w stanie pomieścić dwa razy więcej osób, więc nie musieli się specjalnie ściskać. Naturalnie Gall zajęła miejsce za sterami a Olo przyczepił swój repeater do wysięgnika na autoblaster. Reszta drużyny pozajmowała swoje miejsca przy burtach, czekając na rozkaz wylotu. Araya w pełnej zbroi weszła na pokład. Ręka wciąż ją bolała po kilku godzinach ćwiczeń, lecz postanowiła jej nie oszczędzać. Schwyciła się mocno protezą dając znak do wyruszenia. Silnik zadudnił a pojazd sprawnie ruszył w kierunku siedziby Bugsy'ego. Pęd powietrza nie robił wrażenia na Mando zakutych w swe zbroje, Olo nie miał takiego komfortu. Jego opancerzenie składało się z eks imperialnego napierśnika i kapelusza. Z pewnością wyglądał groźnie, lecz nie szła za tym realna wartość bojowa.

Rob spojrzał za odlatującą maszyną, stojąc na balkonie dawnego pałacyku Rothallów. Odprowadził wzrokiem dumnie wyprostowaną niewielką postać, uśmiechając się zagadkowo. Wieści, które przyniósł konował nie zmartwiły go. Wprost przeciwnie, Araya nabrała dodatkowego smaczku. Cóż teraz mógł tylko czekać. Krzątanina w bazie wróciła do swojego naturalnego rytmu, nie mieli już wpływu na dalszy rozwój wypadków. Mogli też przestać się pilnować... W końcu nikt nie patrzył...


Podróż mijała szybko wśród pięknego krajobrazu Naboo, nie było śladów zniszczeń wojennych czy walk, ot szerokie pofałdowane łagodnymi wzgórzami równiny, obramowane lasami i poprzecinane tu u ówdzie dżunglą. Planeta po raz kolejny zabliźniła się po toczonych na jej powierzchni walkach. Olo wdychał pełną piersią zapach traw i radował się z pędu wiatru. Na jego rodzinnym księżycu coś takiego było nie do pomyślenia. Wszędzie toksyczne jeziorka i ryzyko śmierci. Tu mógł czuć się ja w raju. Mandalorianie nie byli równie oczarowani, widzieli w swym życiu niejedną planetę. Panowało raczej radosne podniecenie przeplatane delikatnymi nutkami niepokoju.
- Wreszcie opuściliśmy tamtą norę,
- Śmierdząca sprawa, ciekawe co jeszcze ukrywał nasz kochany właściciel
- Trzeba go było odpalić i tyle.
- Mówisz tak teraz, ale jakoś wcześniej nie byłeś taki pewny.
- Jestem zdyscyplinowanym wojownikiem Verd.
- Taaa, tak samo jak przystojnym.
Drattin nie brał udziału w drobnym przekomarzaniu się młodych, bardziej zastanawiał go plan jaki Araya miała na wejście do siedziby Bugsy'ego. Zamierzał o to zapytać lecz przede wszystkim chciał zebrać informację o celu. Nie było to trudne, podleciawszy wystarczająco blisko zostawili pojazd pod opieką Gall z chłopakami i we dwójkę udali się obejrzeć umocnienia słynnego rancza.
Był to przysadzisty budynek, zapewne stanowiący niegdyś siedzibę jakiegoś przedsiębiorstwa, Nie przypominał zupełnie budynku mieszkalnego, raczej sporych rozmiarów halę z czterema wieżyczkami uzbrojonymi w autoblastery, Ogrodzenie było raczej symboliczne, i pewnie miało zapobiegać włażeniu na teren szkodników. Z resztą droga dojazdowa i brama były czyste i szeroko otwarte. Na dachu przechadzał się jeden najwyraźniej znudzony wartownik. Niewiele więcej byli w stanie zobaczyć gdyż budynek nie posiadał zbyt wielu okien.
- Co teraz pani porucznik?
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Naboo] Mafijne porachunki

Postprzez Lilith Blindshoter » 1 Lip 2018, o 21:57

- Cóż nie mamy chyba wielkiego wyboru jak po prostu wejść główną bramą – odparła Aaraya po chwili zastanowienia - Na wejście na rympał nie mamy sił, zresztą nie jest nam to nijak potrzebne. A zakraść się nie ma jak. Zresztą ten cały Rob wspominał, iż nasz cel chętnie wita wolnych najemników. Wejście do środka to najmniejszy problem, wyjść będzie trudniej – skwitowała
Drattin nie wydawał się przekonany. Spojrzał na budynek. Nie podobało mu się to ze na tak dużej przestrzeni nie mają gdzie się skryć.
- A co jak nie będziemy mogli wejść wszyscy? – zapytał – Co wtedy?
- Wchodzę. Jeśli dam wam sygnał, że coś u mnie nie tak, albo wam spróbują wywinąć jakiś numer wchodzicie siłą.
- Ładujemy się prosto do jamy sarlacca, to nie jest bezpieczne. Z drugiej strony nie mamy wyjścia. Jaki jest plan ewakuacyjny, gdyby jednak wszystko poszło nie tak. - Hełm nie wyrażał żadnych uczuć.
- Cóż ktoś musi zostać w speederze i lepiej by ten był poza zasięgiem tych działek - powiedziała Aaraya - o ile się da wyjdziemy tą samą drogą, jeśli nie, to pierwszą możliwą. - odparła - Najbardziej martwią mnie te wieżyczki. Ogrodzenie to lipa, chroni tylko przed zwierzętami. Szczęściem wydaje się że też nie mają aż tak wielu ludzi. Skoro boją się zaatakować Roba i jego ludzi choć ich jest jedynie kilkunastu, nie może ich być wiele więcej.
- Nie możemy zostawić speedera, od razu zaczną się zastanawiać jak tu przybyliśmy. Jest nas też zbyt mało, żeby rozdzielać siły. Możemy tu zostawić Olo, ale nie wliczyłbym za bardzo na jego kreatywność. - Mężczyzna wskazywał na słabe punkty planu, brak Speedera na pewno wywoła zastanowienie, a nie ufasz nikomu, jeśli masz podejrzenia co do intencji przybysza
- Szlak, racja. - zaklęła pod nosem - Nie możemy zostawić Ola samego - potrzasnęła głową. - Jeśli zrobi się źle i nasz cel nie będzie myślał dość racjonalnie by się z nami dogadać, to postaram się wykonać zlecenie. Wy musicie wejść do środka i mnie znaleźć, a potem razem znajdziemy wyjście. - westchnęła to nie był najlepszy plan, ale nie mieli środków ani ludzi na coś więcej. - Oby pozwolili nam wejść wszystkim razem. - nie czuła się dowódcą, nie powinna nim być. Po prostu nie powinna.
Patrzył na nią nieprzenikniony wizjer hełmu. Zawsze był wojownikiem, nigdy się nie cofał. Rozumiał rozterki swojej niewielkim ciałem towarzyszki. Postanowił jej pomóc.
- Wyciągnęłaś nas z okrążenia i ocaliłaś od pewnej śmierci. Niestandardowe pomysły najwyraźniej działają. Rozkazuj Allor, a my zrobimy co do nas należy.
Twarz Aarayi również skryta za wizjerem skrzywiła się nieco na dźwięk tego słowa.
- Nie jestem dowódcą. – powiedział głucho do wysłanych myśli. To było przeznaczone jej bratu, nie jej. Czemu Drattin tego nie widział, tak jak tego, że przeżyli dzięki szczęściu, w końcu jej plan zakończył się śmiercią połowy podległych jej wojowników. – Musimy przeżyć i wydostać się z tego bagna, z danymi które pozwolą nam odnaleźć pozostałych Mandalorian. Może pośród nich znajdziemy kogoś godnego miana naszego dowódcy. – zamilkła – Ruszajmy. – powiedział głośniej i oboje ruszyli z powrotem do reszty grupy – Nie ma na co czekać.
I faktyczni e nie było. Czekanie mogło tylko pogorszyć ich sytuację. Oboje wsiedli z powrotem do speedera.
- Ruszamy – rzuciła do Gall - Do głównej bramy, wchodzimy jako niezależni najemnicy i miejmy nadzieję, że wpuszczą nas wszystkich, jeśli nie Drattin wie co robić. – dodała spogladajac w stronę weterana.
Image

Image
Awatar użytkownika
Lilith Blindshoter
Gracz
 
Posty: 334
Rejestracja: 3 Wrz 2011, o 01:33

Re: [Naboo] Mafijne porachunki

Postprzez Mistrz Gry » 3 Lip 2018, o 21:55

Speeder powoli bez zbędnych manewrów wyłonił się zza wzgórza. W środku siedziały cztery osoby Araya, Drattin, Verd i Aden. Olo został razem z Gall, na wypadek gdyby coś poszło nie tak. Ukrywali się w krzakach za wzgórzem obserwując swoich towarzyszy lecących ku umocnionemu budynkowi. Nikt do nich nie strzelał, jedynie jedna z wieżyczek wiodła za maszyną obiema lufami. Przy bramie stała dwójka wartowników z długą bronią. Jeden z nich zastąpił maszynie drogę zmuszając Adena do zatrzymania się. Speeder stanął a Aaraya delikatnie przechyliła swoją ukrytą w hełmie głowę w kierunku najemnika.

-Czego tu szukacie. - męczyzna musiał podnieść głos by przekrzyczeć dudnienie silnika repulsorowego.
- Pracy - odparł syntetyczny głos hełmu kobiety.
- Aaaa, wy też… dobra zaparkujcie tam, tylko pamiętajcie, żadnych rozrób na terenie bugsy’ego.
Ruszyli we wskazanym kierunku znikając obserwującej ich z krzaków parze. Speeder zatrzymał się na podwórzu fabryki. Obok dwóch maszyn najwyraźniej należących do jakiegoś gangu. Grupa wytatuowanych, istot w skórzanych strojach przyglądała się nowym przybyszom. Szybkie wymiany zdań nie uszły uwadze Drattina, weteran uśmiechnął się pod chełmem. Gang właśnie stwierdził że chyba jednak nie dostaną tej roboty przez “pieprzonych zawodowców”. Rzeczywiście Verd i Aden zeskoczyli z pojazdu po obu jego stronach trzymając broń w pogotowiu. Lufy blasterów były opuszczone w dół, ale nikt nie miał wątpliwości, że niezwykle szybko znajdą się w pozycji do strzału jeżeli zajdzie taka potrzeba. Drattin usiadł na dziobie maszyny kładąc sobie karabin na kolanach. W stronę wychodzącej z maszyny mandalorianki szedł już jakiś mężczyzna. Lekku już z daleka zdradziły przynależność rasową obcego.
- Widzę, że nasze ogłoszenie ściągnęło nawet zawodowców. - uśmiechnął się pokazując ostre zęby. Mimo sporego wzrostu musiał zadrzeć głowę spoglądając na weterana. - Jesteś przywódcą?
- nie. Zakuty w zbroję mandalorianin wskazał na porucznik która właśnie zmaterializowała się za plecami Twilleka, zaniepokojony odwrócił się szybko.
- szef będzie chciał z wami rozmawiać, za chwilę was do niego zaprowadzę. Aarya spodziewała się takiego obrotu sprawy, wewnętrzny obwód łączności działał bez zarzutu.
<skrr> Jesteśmy w środku, wszystko zgodnie z planem. <skrr>
<skrr> Zrozumiałam <skrr>
<skrr> Czekamy na twój sygnał Allor <skrr>
Szybka wymiana zdań była nie do wykrycia dla nieposiadających sprzętu i kubłów istot. Najemnik a raczej majordomus Bugsy’ego poprowadził mandaloriankę do czekającego już imponująco dużego mężczyzny obwieszonego łańcuchami i tak wytatuowanego że ciężko było określić jego rasę. Olbrzym miał groźnie wyglądający nóż przy pasie oraz sporych rozmiarów blaster. Aaraya wyglądała przy nim jak pancerne dziecko. Ruszyli w stronę wejścia prowadzącego do wnętrza budynku. Przeszli przez jedną śluze i znaleźli się w niewielkiej windzie. Przewodnik zeskanował kciuk i wcisnął kombinację przycisków. Winda ruszyła w górę i bardzo szybko się zatrzymała. Drzwi się otworzyły i ich oczom ukzazało się stanowisko EWEBa na końcu krótkiego korytarza. przed nim znajdowało się małe acz najwyraźniej wzmacniane biurko z siedzącą przy nim kobietą.
- Poproszę blastery, oczywiście zostaną one oddane po zakończeniu rozmów, czy zdejmie pan hełm?
Aaraya przecząco pokręciła głową oddając swoją broń. Pancerz osiadał przecież parę niespodzianek. Towarzyszący jej olbrzym rzucił na biurko swój blaster. Spoglądając wyzywająco na kobietę.
- Nóż może pan zatrzymać.

Ruszyli dalej, mijając gniazdo ciężkiego blastera i przechodząc przez kolejny korytarz. Na jego końcu czekały ładne zdobione drzwi. Otworzyły się i Aaraya rozwarła oczy ze zdumienia. Piękno i styl bogato urządzonego gabinetu, wspaniały widok z okna i niezwykle starannie ubrany mężczyzna siedzący za biurkiem zniknęły gdzieś z umysłu kobiety. Z tyłu za plecami Bugsy’ego stał potężny postawny mężczyzna w pełnym szturmowym pancerzu mandaloriańskiego neokrzyżowca. Srebrne ozdoby na zbroi lśniły w słońcu podobnie jak potężny blaster trzymany w dłoniach wojownika. Kobieta nie widziała tak kompletnej zbroi od czasów oglądania programów edukacyjnych oglądanych w dzieciństwie. Pancerz musiał mieć kilka tysięcy lat. Lub był kopią.
Zatrzymała się automatycznie, i za wszelka cenę skoncentrowala na słowach siedzącego przed nią mężczyzny.
- Witam, jestem Bugsy, i to wszystko jest moje. Skoro tu jesteście oznacza to, że chcecie dla mnie pracować. Słucham zatem co macie do zaoferowania.
- Jestem Miażdżyciel, bo miażdżę wrogów, moich chłopców jest dużo...
- dwunastu… - rzucił Twillek.
- ...Dużo i są dobrzy w walce, wymuszeniach, gwałtach łupieniu i plądrowaniu. Rozwalimy wszystko i zawsze. Bo jesteśmy Gangiem Rzezi.
Głos mężczyzny był równie przerażający jak jego aparycja, ale najwyraźniej nie robił wrażenia na szpakowatym człowieku siedzącym za biurkiem. Gdy olbrzym skończył, mafioso skinął głową w stronę Aarayi i zawiesił na niej wzrok, czekał.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Naboo] Mafijne porachunki

Postprzez Lilith Blindshoter » 11 Lip 2018, o 01:16

Aarya z niedowierzaniem wpatrywała się w stojącego za plecami Bugsy’ego mężczyznę. W tej krótkiej chwili tysiące myśli przeleciało jej przez głowę. Nie podobała jej się wizja obezwładniania innego Mandalorianina. Czy to naprawdę Mandalorianin, który jakimś cudem wszedł w posiadanie antycznego pancerza? A może Zupełnie nieświadomy dziedzictwa tej zbroi człowiek Bugsy’ego? Ale Bugsy na pewno wiedział, był to bardzo doby wybór… W końcu na wielu ludziach Mandaloriańska zbroja czy to antyczna czy współczesna wciąż robi wdrążenie. Sam jej widok nie jeden mógł by stracić rezon. „A może to w ogóle nie człowiek, lecz maszyna lub manekin. Nie Na pewno nie, Bugsy nie był głupi nie spotykał by się z nami bez ochrony” Pomyślała młoda Mandalorianka.
< Widzicie to co ja?> Rzuciła do pozostałych na zamkniętym kanale. < Drattin, jak by co po drodze są dwie pary mocnych drzwi, za pierwszą śluza jest winda ona działa na kciuk tego Twileka i jakiś kod. W korytarzu za windą, na końcu, jest stanowisko EWEBa.> Zreferowała korzystając z chwili, gdy Wytatuowany Zbir zachwalał swoich zakapiorów. < Pomyślcie nad tym jak się tu dostać, ale czekajcie na mój znak, muszę się pozbyć stąd tego „człowieka ilustrowanego”>
Gdy wytatuowany mężczyzna skończył swoje exposé Aaraya przełączyła się z kanału wewnętrznego na głośnik. Wiedziała ze musi sprawić by Bugsy zrezygnował z jego usług i wyprosił go za drzwi. Tylko ze gadanie nigdy nie było jej mocną stroną. A teraz wszystko zależy od słów…
- Skoro jesteście tak skuteczni w rozwałce, może powinniście się przekwalifikować i spróbować swoich sił jako ekipa wyburzeniowa? – zapytała z lekkim przekąsem – Moi ludzie, choć znacznie mniej liczni, są w stanie wyeliminować niemal każdy cel nie uszkadzając przy tym przesadnie infrastruktury, chyba że klient życzy sobie inaczej. – Powiedziała spokojnie zawieszając głos i pozostawiając resztę wyobraźni swoich słuchaczy. Mandalorianie nie należą do gadatliwych i wie o tym każdy w galaktyce.
Czekając na decyzję szpakowatego mężczyzny, znów przełączyła się na wewnętrzny kanał.
< Drattin jakieś pomysły?>
Image

Image
Awatar użytkownika
Lilith Blindshoter
Gracz
 
Posty: 334
Rejestracja: 3 Wrz 2011, o 01:33

Re: [Naboo] Mafijne porachunki

Postprzez Mistrz Gry » 24 Lip 2018, o 22:45

Niewysoka mandalorianka nie wydawała się zbyt groźna, zwłaszcza przy olbrzymim bandziorze, zastraszenie nie byłoby zbyt skuteczne. Prowokacja bardziej. Zniekształcony przez komunikator głos zabrzmiał jeszcze bardziej bezdusznie odczłowieczając Araayę. Mężczyzna zasyczał przez zęby a jego twarz zrobiła się czerwona. Był pewien, że go obraziła, nie wiedział tylko jak. Zdania złożone i zrozumienie nie były mocną stroną wielkoluda. Zerknął na siedzącego za biurkiem mężczyznę, z łatwością mógłby urwać łeb temu kurduplowi w zbroi. Niemożliwe żeby byli tacy dobrzy, na dole czekali jego ludzie i wystarczy, że świśnie... dłoń powędrowała na rękojeść noża, spojrzenie wierciło zbroję mandalorianki, bandzior zastanawiał się najwyraźniej gdzie uderzyć. Nie uszło to uwagi Bugsy'ego. Araaya ujrzała jak uśmiechnął się delikatnie samym kącikiem ust. Potencjalnie niebezpieczne zachowanie nie uszło też uwagi stojącemu za nim ochroniarzowi. Dziwnie wyglądająca broń uniosła się w górę a coś co najpewniej było jej lufą wycelowało w brzuch mężczyzny.
- Proszę o spokój, jakakolwiek agresja w moim gabinecie skończy się bardzo smutno dla was. - Mężczyzna przejrzał kilka kartek. - a wy skąd się tu wzięliście? Nie widzę tu żadnego zgłoszenia Mandalorian.

<skrr> Będzie ciężko się przebić, E-Web nas zatrzyma, gnojków na placu nie liczę <skrr>
<skrr> Coś jest nie tak z tymi gośćmi <skrr>
<skrr> Słyszę jakieś zakłucenia na kanale. Verd sprawdź to <skrr>
Wymiana zdań przez mandalorian, trwała chwilkę, ale dała garść niezbędnych informacji Araayi. Coś nie grało, nie wiedziała jeszcze co.

***


- Czemu kruwa nic nie słychać!!
-jest daleko szefie, to nie jest nowy sprzęt.
- Za co Ci płacę debilu! Miałeś wszystko co chciałeś.
- Tak tak, już jest lepiej.
Rob pochylał się nad komunikatorem z którego dochodziły głuche dźwięki, wciąż nie miał pewności czy jego zabójczyni dotarła do celu. Jego genialny plan mógł nie wypalić przez jakiegoś niekompetentnego konowała. Ten ostatni wkurzony grzebał we wzmacniaczu. Głupi chuj, jakby wypchanie protezy materiałem wybuchowym było dziecinną zabawą. Chciał zachować sprawność protezy i jescze założyć podsłuch i bombę, każdy inny by go docenił. A ten chuj jeszcze krzyczy.
- Dobra, chyba jest na górze. Teraz wystarczy poczekać aż do niego podejdzie i jeb. Dobrze się spisałeś.
- Chyba się przesłyszałem.
- Jak na nieuka, głąbie.
<skrr> a wy sk.... tu wzi....cie? Nie widzę .....o zgłoszenia Ma...... <skrr>
- Gówno słychać,
- Lepiej nie będzie, trzeba było by podlecieć bliżej.
- Teraz mi to mówisz, wbijamy do speedera. Już!.

***


<Skrr> Verd mówi, że ktoś nas podsłuchuje, sygnał jest słaby, najpewniej masz gdzieś pluskwę. <skrr> - Drattin mówił po mandaloriańsku minimalizując zagrożenie przechwycenia wiadomości <skrr> Cokolwiek zrobisz nasz mocodawca pewnie się dowie. Nie mógł grzebać przy zbroi, więc pozostaje tylko jedna opcja <skrr>
Allor mogła sobie pluć w brodę, mogła przewidzieć, że ktoś taki jak Rob nie da niczego za darmo. Ale była pewna, że on nie wie że ona wie. To dawało jej i jej ludziom dużą przewagę. Musiała tylko mądrze ja wykorzystać. Miażdżyciel ewidentnie łatwo się wkurzał, on i jego "chłopcy" z pewnością nie byli prawdziwym zagrożeniem, tylko jak pozbyć się pluskwy nie ujawniając się przed Bugsym i jego potężnym ochroniarzem.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Naboo] Mafijne porachunki

Postprzez Lilith Blindshoter » 10 Lis 2018, o 20:58

Krew w żyłach Aarayji najpierw się zmroziła, a potem zagotowała. Jak mogła być tak głupia. Co gorsza obecna sytuacja nie pozostawiała jej wiele czasu na zastanowienie. „Firefek” zaklęła w myślach. Dobrze, że w ogóle wychwycili te zakłócenia.
< Drattin? Jeśli oni wcinają się w naszą częstotliwość, to znaczy, że my wcinamy się w ich. Załatwcie im taki szum by nie słyszeli własnych myśli.> Zakomunikowała krótko, po czym spojrzała na swojego ewentualnego zleceniodawcę i stojącego za nim ochroniarza w Mandaloriańskiej zbroi. Bugsy czekał na jej odpowiedź. W coraz bardziej krytycznej sytuacji szczerość wydawała się jedną z lepszych opcji, tylko, że ona miała w ręce te pioruńską pluskwę. A jedynym sposobem na ominiecie pluskwy była komunikacja przez wewnętrzna sieć. Musiała pogadać z Ochroniarzem i mieć nadzieję, że mandaloriańska była nie tylko zbroja.
- Trudno byśmy byli tu oficjalnie. To w końcu Imperialna planeta. – Powiedziała spokojnie, cały czas myśląc jak zagadnąć postać stojącą za jej głównym rozmówcą. Była ograniczona liczba częstotliwości na których funkcjonowały kanały wewnętrzne w tych hełmach starego typu.
Ustawiła swój komunikator na właściwą częstotliwość, ta musiała się sprawdzić.
< Olarom, Ner Vod. > Powiedziała w głuchą ciszę komunikatora. Wiedziała, że w przeciwieństwie do syntezatora głosu komunikator zdradzi o niej wszystko: płeć, wiek, a nawet z trudem skrywaną desperację. Ale nie miała innego wyjścia. Musiała ocalić swoich braci, za wszelką cenę. < Musimy porozmawiać > Kontynuowała w mando’a. Brat odpowie, obcy nie zrozumie.
- Sadze, że Imperium wciąż myśli, iż ich ostatnie bombardowanie orbitalne wystarczy by się nas pozbyć. A z uwagi na pewne osobiste porachunki nie mamy chwilowo zamiaru wyprowadzać ich z błędu. – Zawahała się przed wypowiedzeniem ostatnich słów, ale i tak musiały wcześniej czy później paść – Jesteśmy ostatnim oddziałam Thara Skiraty.
Teraz pozostało czekać na reakcję. Zastanawiała się kto który mężczyzna odezwie się pierwszy.
Image

Image
Awatar użytkownika
Lilith Blindshoter
Gracz
 
Posty: 334
Rejestracja: 3 Wrz 2011, o 01:33

Re: [Naboo] Mafijne porachunki

Postprzez Mistrz Gry » 25 Lis 2018, o 23:16

Szczerość mogła być obosiecznym mieczem, za mandalorian nadal wyznaczono wysokie nagrody. W podziemiu jednak mało kto nie był poszukiwany przez Imperium. Nawet Miażdżyciel zerknął na niewielką wojowniczkę z czymś w rodzaju szacunku w oczach. Wszyscy słyszeli o wielkiej bitwie i stosach trupów którymi Imperium przypłaciło zwycięstwo nad garstką Mandalorian. Bugsy uśmiechnął się lekko a jego oczy rozbłysły. Wiedział już, że znalazł to czego potrzebował.
- Jestem głęboko przekonany, że nasze cele są zbieżne i z pewnością się dogadamy. Kredyty nie są jedyną możliwą zapłatą, a mam przeczucie, że moja oferta zainteresuje mandalorian.
Szeroki uśmiech, a przynajmniej coś co miało być jego odpowiednikiem, wykrzywiło gębę olbrzymiego mężczyzny. Po deklaracji Bugsy'ego zdecydowanie się wyluzował. Spojrzał na milczącą opancerzoną postać. Hełm nie zdradzał żadnych emocji.

Araya byłaby zadowolona gdyby nie świadomość podsłuchu który jej założono. W dodatku w jej komunikatorze odezwał się głos władający mando z dziwnym jakby bardzo starym akcentem.
- Su cuy'gar, tion'ad cuyir gar alor - Głeboki i nieco przerażający głos rozbrzmiewał w komunikatorze. - Jestem Garis z klanu Ordo, dowódca czwartego Plutonu zwiadu, piątej Dywizji Szturmowej armii Cassusa Fetta. Obecnie w służbie pana Bugsy’ego. Dobrze usłyszeć nasz język siostro.
Araya zamilkła zaskoczona, jeżeli mężczyzna mówił prawdę miał kilka tysięcy lat. Jeżeli kłamał. Cholernie dobrze znał język i tradycje mandalorian. Nie miała jednak wiele czasu na myślenie.
<skrr> Tu Gall, mamy problem, zbliża się speeder z Robem i jego kumplami, naliczyłam dziesięciu ochroniarzy. <skrr>
<skrr> Nie odzywajcie się, mamy pluskwę<skrr>
<skrr>Zrozumiałam verd <skrr>

Araya miała teraz wiele do zrobienia, z jednej strony nowo poznany mandalorianin mógł być wielkim atutem, z drugiej, śmiertelne niebezpieczeństwo nie przestawało jej grozić, jeżeli Rob uzna, że go zdradziła może zaatakować. Jej ludzie byli rozproszeni a ukrywająca się na wzgórzach dwójka z pewnością nie pokona dziesięciu zbirów. Musiała myśleć i to szybko.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Naboo] Mafijne porachunki

Postprzez Lilith Blindshoter » 26 Lis 2018, o 01:37

Milcząco skinęła głową pod adresem Bugsyego. Musiała pilnie rozmawiać z drugim Mandalorianinem.
< Ner Alor, Thar aliit Sirata, cuy Thar taab'echaaj'la. > Zaczęła Aaraya, jeśli mówił prawdę był ich jedyna szansą, musiała mu wszystko powiedzieć. Szybko i prosto. <Nie wiem, ile wiesz o obecnej sytuacji. Bracie, Mandalory już nie ma. Jesteśmy na wymarciu.> Wiedziała ze w jej głosie znać było tęsknotę do zniszczonego świata, ich nieistniejącej już ojczyzny.
Musiała się pozbyć tego podsłuchu. Jeśli trzeba poprosi by jej rozmówca odstrzelił jej rękę. Trudno, straciła ja raz, przeżyje i drugi. Minimalne obróciła głowę tak by mieć swoja lewą rękę w zasięgu wzroku. Jeśli ja przeskanuje powinna znaleźć ten cholerny podsłuch. Zapuściła skan. Wtedy odebrała przekaz Gal. Mieli coraz mniej czasu.
Spojrzała na wyniki skanowania. I jej oddech przyspieszył gwałtownie. BOMBA! Przynajmniej mogla to być bomba Jak mogła być tak głupia. Byłą sama sobie winna. Zaczynała coraz dokładniej widzieć, że nie wyjdzie z tego żywa. Jeśli nawet mogła przekonać Bugsyego, że nie wiedząc o podsłuchu, to co do bomby. Sytuacja była beznadziejna. A jej ludzie? Gall? Oni ich zabija jeśli uznają, że stanowią zagrożenie. Wiedziała iż żadne z nich nie sprzeda tanio skóry, ale ... Przysięgała ich ocalić.
Znów spojrzała na Mandalorianina. Jej ludzie potrzebowali dowódcy, kogoś kto zapewni im przetrwanie. Ona sprowadziła na nich tylko większe zagrożenie.
<Nazywam się Aaraya, pochodzę z Klanu Me'senruus, z Concordii, dowodziłam małym oddziałem, jedną z grup szturmowych.> Mówiła szybko jednak wyraźnie, nie pozwoliła by słowa się zlewały. Tak mało czasu, tak wiele rzeczy do powiedzenia.
<Po opuszczeniu księżyca, trafiliśmy do Roba, sadziłam, że udało nam się go wywieść w pole, ale byłam głupia. Od kilku minut wiem, że mam podsłuch zamontowany w protezie ręki, moi ludzie robią co się da by go zagłuszyć. Ale dostałam meldunek, że on tu leci.>
Znów czuła jak krew szumi jej w głowie, oddech miała płytki i rwany. następną cześć musiała powiedzieć jak najszybciej, by Garis nie zastrzelił jej zanim nie skończy mówić. Byłą gotowa na śmierć. Nawet jej pragnęła ale musiała przekonać tego Mandalorianina by nie zabił je braci. By został, dla nich, tym kim ona być nie umiała.
<Sądzę, że prócz podsłuchu w mojej protezie ukryto bombę. Nie mogę przekonać ani ciebie ani twojego pracodawcy, że nic o niej nie wiedziałam. Powiedz swojemu pracodawcy co uważasz za stosowne, zabij mnie jeśli Ci każe. Ale zaklinam Cię, ochroń moich braci. Potrzeba im dowódcy.>
To była to desperacji, ale nie miała innego wyboru. Granie na zwłokę, było by głupotą, kłamstwa mogły obrócić się przeciwko niej. Zostało jej to jedno tylko szczerość. I nadzieja, że jej rozmówca nie kłamie.
Jej los był jej obojętny. Właściwie przestał liczyć się już dawno temu, po śmierci Barita. Nigdy nie powinna była dowodzić. Nie nadawała się do tego. Przyjęła tę role tylko dlatego ze jej ludzie tego chcieli, bo nie było nikogo innego. Nigdy nie powinna być dowódcą. Na raziła innych na zbędne niebezpieczeństwo. Podejmowała złe decyzje. Czekając na odpowiedź szybko przełączyła się na bezpośrednią łączność z Drattinem.
< Drattin w mojej protezie jest bomba. Nie wiem czy przeżyję najbliższych kilka minut. Jeśli nie dbaj o Gall i pozostałych. Jest tu Mandalorianin, Garis z klanu Odro, jeśli przyjdzie was zwerbować i uznacie ze mu ufacie, zgódźcie się nie zależnie od mojego losu. Ale bądźcie gotowi do ucieczki.>
Image

Image
Awatar użytkownika
Lilith Blindshoter
Gracz
 
Posty: 334
Rejestracja: 3 Wrz 2011, o 01:33

Re: [Naboo] Mafijne porachunki

Postprzez Mistrz Gry » 2 Gru 2018, o 22:45

Wyznanie Araayi wywołało długą ciszę w eterze. Jej rozmówca najwyraźniej przetwarzał dane. Nie była w stanie rozgryźć toku myślenia pradawnego wojownika. Była pewna że jeżeli się poświęci uratuje swoich. Nie spodziewała się tego co nastąpiło chwilę później. Komunikator zaskrzeczał w mandaloriańskim, współczesnym mandaloriańskim.
<skrr> Mamy problem, nasze zakłócanie zaraz przestanie działać, Odbiornik jest zbyt blisko. <skrr> Drattin mówił szybko, nie mieli zbyt wielu pomysłów.
<skrr> Rob może zdetonować ładunek zdalnie<skrr> Gall była wyraźnie zmartwiona. <skrr> Zbliżają się <skrr>
<skrr> Zapewne czeka tylko na pewność że Bugsy jest w pobliżu <skrr>
<skrr>Nie mamy czasu…Ba'vodu...jeżeli zabiję Roba, nie zdetonuje ładunku.<skrr>
<skrr> oritsir<skrr>

Bugsy wstał nagle i nie mówiąc ani słowa odwrócił się na pięcie znikając za plecami rosłego Mandalorianina, ten gestem odprawił Miażdżyciela. Najemnik niechętnie zszedł na dół, w sumie deal dobiegł końca. Mando otworzył okno i odwrócił swój wizjer w kierunku kobiety. W jego dłoni pojawiło się wyciągnięte zza pleców wibroostrze.

<Skrr> Jeżeli to prawda wyciągnij przed siebie ramię.<skrr>
<skrr> Tnij mniej więcej tu <skrr> - od razu zrozumiała intencję wojownika wskazując właściwe miejsce i wyciągając do przodu ramię.
Mężczyzna zamachnął się i po chwili było po wszystkim, ręka wyleciała za okno a sekundę później było słychać eksplozję.

***

Olo leżał na grzbiecie wzgórza celując repeaterem w zbliżający się speeder. Maszyna była coraz bliżej, jeszcze chwila a znajdzie się w zasięgu skutecznego ognia. Pomny wskazówek Verda i Adena czekał na rozkaz Gall która wykrzykiwała coś w dziwnym języku do komunikatora. Gunganin miał przed oczami całe swoje życie szuflującego gówno wieśniaka. Wzloty upadki, znalezienie dziwnych ludzi i wyrwanie się z księżyca. Namiastka wolności i przynależność do grupy tych dziwnych ludzi. Traktowali go lepiej niż ktokolwiek inny, teraz może się odwdzięczyć. Gal przypadła obok wyciągając swój blaster. Gunganin ujrzał w jej oczach blask łez.
- Ktoś skrzywdzić?
- Araya ma bombę w ramieniu. Musimy zabić Roba zanim zdetonuje ładunek
- Oni go zasłaniać. Nie trafimy.
-Wiem musimy spróbować ich rozproszyć.
- To moja potrafi robić najlepiej. Zastrzel go.
Zanim zdążyła zareagować Olo wyskoczył w górę i machając ramionami zwrócił na siebie uwagę speedera. Charakterystyczna sylwetka Gunganina od razu została rozpoznana, zwłaszcza, że machał trzymając w łapie autoblaster. Maszyna zwolniła i skierowała się wprost w jego kierunku.

- Messa Rob, Olo mieć Wiadomość!!!

Gunganin darł ryja wystarczająco głośno by nikt nie miał pewności co do jego zamiarów. Tylko nie on. Co za kretyn,
- Szefie coś tam podejrzanie cicho, pozbyłem się zakłóceń.
- Słychać Bugsye’go?
- Nie,
-Podejrzane. Może ten pajac coś wie, zwolnij.

Maszyna powoli zwalniała aż wkońcu zatrzymała się kilka metrów od Gunganina. Ochrona zeskoczyła z maszyny, lecz nieszkodliwy głupek nie stanowił dużego zagrożenia, ich oczy niemal natychmiast zwróciły się w kierunku budynku w którym najwyraźniej coś się działo. Rob wstał ze swojego miejsca stanowiąc doskonały cel dla ukrytej na wzgórzu Gall, z tej odległości nie mogła chybić. Jeśli strzeli Olo zostanie tam sam na odkrytej przestrzeni naprzeciw tuzina przeciwników. Nie będzie miał wielkich szans, wiedziała, że nie zdążą zabić wszystkich równocześnie.
Huk eksplozji dochodzący z budynku zlał się ze strzałem Gall, Rob padł do tyłu z wielką dziurą wypaloną w miejscu twarzy zaś Olo podrzucił do góry blaster zasypując ogniem najemne zbiry mafioza.

- Bal kote, darasuum kote,
Speeder wypełniony mandalorianami wyskoczył z bramy z pełną prędkością. Drattin nie wiedział czy Araaya żyje, wiedział jednak co musi zrobić. Zaczęli strzelać z pełnym biegu odwracając uwagę od Ola i Gall zmagających się z zaskoczonym acz przeważającym liczebnie przeciwnikiem.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Naboo] Mafijne porachunki

Postprzez Lilith Blindshoter » 9 Gru 2018, o 04:04

Cios był potężny, a cięcie czyste. Nie krzyknęła, nie byłą wstanie głos zamarł jej w gardle, a z pod hełmu dobył się ledwo słyszalny charczący dźwięk. Nogi się pod nią ugieły, a usta wypełnił metaliczny posmak krwi. Instynktownie przyciągnęła do ciała kikut próbując uciskiem zatamować krwawienie, bezskutecznie. Osunęła się na kolana, słyszała w uszach szum własnej krwi, a ogłuszający ból promieniował na jej ciało. Ale czy to ten ból czy równie ogłuszających huk odebrały jej świadomość, nie mogła by stwierdzić. Po prostu osunęła się na ziemię.

Choć przez umysł Gall przeleciały wówczas dziesiątki myśli wydłużając tę chwile w nieskończoność, na prawdę proces decyzyjny zajął jej ledwie ułamek sekundy. Huk niosący się nad łagodnymi wzgórzami niczym grzmot, odwrócił uwagę ochroniarzy Roba, wpatrzonych w nieodległy budynek. Nie usłyszeli wystrzału, który położył ich pracodawcę trupem, zauważyli dopiero ruch upadającego ciała. Zaskoczenie i konsternacja oprychów nie trwała jednak długo, a zagrożenie przyszło ze strony jakiej najmniej się spodziewali.
Nim się zorientowali, iż niepozorny tubylec dzierżył w rękach ciężki blaster. Dwóch oprychów leżało już na ziemi z dymiącymi otworami po blasterowych boltach. Trzeci postrzelony lecz nie martwy spróbował wycelować w gunganina, jednak wówczas dosięgnął go kolejny strzał z broni Gall. Która, tak szybko jak mogła starała się eliminować kolejne cele, ale nawet wyszkolony strzelec ma swoje ograniczenia. Zdążyła zastrzelić jeszcze jednego z oprychów Roba, zanim dwóch kolejnych rzuciło się w stronę jej kryjówki. Gal wstała, krycie się po krzakach straciło sens. Wymierzyła w pierwszego ze zbliżających się mężczyzn. Mimowolnie rejestrując Ollo któremu chyba zaciął się blaster, to jednak nie wydawało się deprymować gunganina, który nie myśląc wiele, chwycił broń za lufę i zaczął wymachiwać nią jak maczugą. Wtedy powietrze wokoło nich wypełniło się energia blasterowych boltów i nie wszystkie wystrzelone były przez zbirów martwego mafioza. A w głośnikach hełmu Gall rozbrzmiały znajome słowa.
<Bal kote, darasuum kote>
- OLO! PADNIJ! - krzyknęła do Gunganina.
Nadciągała pomoc.

- Aden, szybciej. - rzucił Drattin do młodszego Mandalorianina ani na chwile nie przestając zasypywać przeciwników ogniem.
- Już prawie jesteśmy, muszę zwolnić chyba, że zamierzasz skakać w biegu. - odparł tamten pociągając ster nieco do siebie, gdy speeder mknął w zawrotnym pedzie w górę łagodnego zbocza.
- To hamuj, bo ich miniemy - wtrącił się Verd

Olo padł na ziemię, w ostatniej chwili, by jedna z balsterowych błyskawic przemknęła nad jego głową. Po czym przeturlał się na bok by unikając kolejnego tym razem przeznaczonego dla niego strzału. Jenak w tym momencie na chwile jego długie uszy skutecznie zasłoniły mu oczy i przez chwilę nic nie widział próbując wstać przypadkowo podciął innego z najemników Roba. Szczęściem Gunganinowi wyplątanie się z własnych uszu zajęło mniej czasu niż jego przeciwnikowi pozbieranie się po nie fortunnym upadku. Olo nie czekał na reakcje najemnika, skoczył na niego próbując wyrwać mu blaster. W tym czasie Gall położyła trupem kolejnego zbira. Gdy speader prowadzony przez Adena przemknął obok by zatrzymać się w odległość kilku metrów od szczytu wzgórza z tuzina ochroniarzy Roba na nogach trzymało się jeszcze trzech, czwarty mocował się z Olem próbując zrzucić z siebie gunganina, piąty wył z bólu z nogą przestrzeloną przez któryś licznych blasterowych pocisków. Nic nie pozostało z ich przewagi liczebnej.
Troje mandalorian wyskoczyło ze speedera, z niemal nadnaturalna lekkością, biorąc pod uwagę, że byli przyodziani w pełne pancerze. Widząc że zostali sami, bez nadziei na jaką kol wiek pomoc, ludzie martwego mafioza na chwile zaprzestali walki. Jeden z nich wykonał przyruch jakby chciał odłożyć broń. Ale Drattin nie dał mu tej szansy. Weteran ewidentnie nie był w nastroju do brania jeńców. Zresztą nie on jeden. Gall również bezlitośnie wykorzystała chwilę zwątpienia przeciwników. Nastąpiła jeszcze krótka wymiana ognia między ostatnimi pozostałymi przy życiu ludźmi Roba, a milczącymi wojownikami z Mandalory. Po czym nad wzgórzami zapadła cisza.
Olo wstał z ziemi, Jego pysk był umorusany i zakrwawiony, wyglądało jakby gunganin dostał kilka mocnych ciosów pięścią, jednak człowiek z którym wcześniej się mocował nie poruszał się już. Gall stała przez chwilę w milczeniu wpatrując się w pobojowisko. Gdy w końcu się odezwała zwróciła się do Drattina jednym tylko słowem:
- Aaraya?
Drattin w odpowiedzi pokręcił jedynie głową.
- Przykro mi... Nie wiem - odparł z wyczuwalnym smutkiem.
Gall poczuła jakby uszło z niej powietrze. Byłą tylko pustka. Dziewczyna osunęła się na kolana. Trawa była zadeptana, a ziemia zmieszana a z krwią i innymi wydzielinami zmieniła się w cuchnące śmiercią błoto. Że też tyle okropności mogło zdążyć się pod tak czystym jasnym słońcem...

Drattin nie mógł nijak pomóc Gall. Spojrzał w stronę kwatery Bugsy'ego. Myśląc o Aarayi i jej ostatnich słowach. Muszą tam wrócić. Nie wiedział czy ich Porucznik żyje. Ale jeśli tak nie mogli jej tam zostawić. Zresztą był jeszcze ten drugi Mandalorianin.
- Wracamy. - rzucił pozostałym - Gal? - Dodał po chwili pytająco widząc, że dziewczyna co prawda wstała, ale zamiast do ich speedera kierowała się do pojazdu Roba.
- Nie wrócimy tam chyba z pustymi rękami - rzuciła wyciągając z zapasa wąski ząbkowany noż który dodała do swojego wyposażenia jeszcze na księżycu Naboo gdy przeglądali sprzęt zwieziony przez Gungan do szopy. Podeszła do ciała z odstrzelona twarzą. Chwilę później przestrzeń wypełniła się nie przyjemnymi odgłosami piłowanych kości, a widok sprawił z Olo zwymiotował.
Dziewczyna odwróciła się do nich trzymając za włosy zmasakrowaną głowę. Rękawice i karwasze upaprane były krwią.
- Przynajmniej będziemy mieli dowód że di'kut nie żyje. - powiedziała, a Drattin w duszy podziękował niebiosom, iż oblicze dziewczyny jest skryte pod hełmem, bo coś mówiło mu, że wyraz jaki gościł teraz na jej twarzy był czymś czego weteran wcale nie chciał oglądać.
- Dobra, ale zawiń to w coś - odparł - Olo, źle zniósł ten widok. - dał jej chwile na wykonanie polecenia, podczas gdy pozostali wsiedli do speedera - Jedziemy, nie ma na co czekać.

***

Wznosiło się przed nią wysokie wzgórze o dość łagodnych stokach porośnięte wysoką szorstką trawą. Słyszała za sobą szum rzeki A przed nią na szczecie wzgórza majaczył niewysoki budynek z kopulastym dachem. A sztandar z czerwoną kometa na czarnym polu powiewał dumnie na zimnym wietrze. Dom. Nogi same niosły ją w górę zbocza. Do pozostałych. Jak tysiące razy wcześniej, jak całe wieki wcześniej.
Bez tchu w płucach i ze łzami w oczach padła w ramiona Matki. Czułą jej ciepło. Poczuła jak Ojciec objął je obie, po czym niedbałym, a jednak czułym gestem zmierzwił jej włosy. „Buire” Z objęć rodziców wyrwały ja dopiero powitania braci. I znów, gdy stanęła przed Baritem nie umiała wydobyć z siebie słowa. To już tyle lat. Tak dawno go nie widziała. Umiała jedynie wtulić się w jego ramiona, tak jak robiła to zawsze, gdy budziły ja koszmarne sny, gdy dorastali na obcej ziemi, za jedyny ślad dawnego domu mając tylko siebie nawzajem. W końcu byłą z nimi wszystkim.
„Aaraya, musisz już iść, jeśli chcesz wrócić…”
Wiedziała, że mówią prawdę. Tak bardzo chciała tu z nimi zostać. W świecie, który znała, w świecie kochał w świecie, który straciła… Spojrzała przez ramię w dół wzgórza. Tam czekał obcy świat. Świat pełen wrogów. Ale byli tam też jej bracia. I choć z większością z nich nie dzieliła krwi, tęskniła za nimi.
"Oni cię będą potrzebować"
Znów spojrzała przez ramię w dół wzgórza. Ciemność zbliżała się do wzgórza. Czas jej się kończył, ale wiedziała, że znajdzie tam drogę powrotną.

Świadomość Aarayi wracał powoli. Otaczała ją łagodna miękkość. Wzrok był jeszcze zamglony, zamazany obraz wyostrzał się powoli. Nad jej głową tańczyły łagodne światła pomarańczowego wschodu słońca. Łagodne nie było tylko rwanie i mrowienie w kikucie lewej ręki. Wtedy też zaczęła powoli rozumieć, iż jednak żyła. Dlaczego jednak w to wątpiła? Wspomnienia powoli wypełniały białą plamę w pamięci. Wybuch, Bomba, Mandalorianin z armii Mandalora Ostatecznego. Jak bardzo nierzeczywista mogła być rzeczywistość?
Bomba, Rozmowa. „Drattin w mojej protezie jest bomba. Nie wiem, czy przeżyję najbliższych kilka minut. Jeśli nie dbaj o Gall i pozostałych.” Gal? Drattin? Aden? Verd? Olo? Vode?
- VODE?, Gal? – Zawołała pytająco. Chciała przetoczyć się na bok i podeprzeć się zdrową ręką, Ale poczuła iż za mrowieniem w kikucie czuje coś jeszcze. Podniosła go do góry by przyjrzeć się opatrunkowi. I ze zdziwieniem odkryła, że nie ma przed sobą kikuta, lecz wprawnie przyprawioną mechaniczną protezę zgrabnie i bez oporu reagującą na bodźce płynące z jej mózgu. Palce poruszyły się lekko, gdy Aaraya pomyślą o tym, iż chciała by niemi poruszyć.
Spróbowała usiąść. Teraz dotarło do niej, ze nie znajduje się w pokoju w którym utraciła przytomność. To pomieszczenie było inne. Duże okna wpuszczały światło wstającego dnia. A ona sama nie leżała na podłodze, lecz w miękkim czystym łóżku. W dodatku… bez pancerza. Tylko w bezrękawniku i krótkich spodenkach które nosiła pod kombinezonem. To odkrycie tak nią wstrząsnęło, że przez chwilę poczuła się całkiem bezbronna, odkryta i wystawiona na ciosy. Choć właściwie fakt posiadania protezy implikował fakt, iż dokonano na niej operacji, a to z kolei musiało wiązać się z faktem pozbawienia jej zbroi.
Ale teraz musiał odzyskać ubranie. I znaleźć pozostałych. Czy jeszcze w ogóle żyli? I co właściwie się wydarzyło? Ostatnie co pamiętała to wybuch. Nie pewnie rozejrzała się po pomieszczeniu.
Image

Image
Awatar użytkownika
Lilith Blindshoter
Gracz
 
Posty: 334
Rejestracja: 3 Wrz 2011, o 01:33

Re: [Naboo] Mafijne porachunki

Postprzez Mistrz Gry » 22 Gru 2018, o 22:11

Pokój był mały i schludny, wyglądał na szpitalny, na szafce stała woda w szklance i niewielki komunikator. Spojrzała w okna i nie znalazła tam odpowiedzi, nie było krat a widok ukazywał rozległą łąkę. Okno nie otwierało się ale szyba nie wyglądała na pancerną, pewnie mogła by ją wybić korzystając z nowej ręki. Odwróciła się szukając wzrokiem ubrania. Na widoku niczego nie było, dopiero w jednej z szafek znalazła lekkie materiałowe spodnie i koszulkę. Nie mając większego wyboru ubrała je i odwróciła się gwałtownie słysząc syk otwieranych drzwi. Mandalorianin wyglądał na jeszcze większego, wszedł pierwszy nakazując gestem cofnąć się do łóżka, chwilę później w pomieszczeniu pojawił się Bugsy.
- Nie spodziewałem się, że wydobrzejesz tak szybko. Twój organizm naprawdę ma imponujące możliwości. Nie będę ukrywał, miałem szczerą chęć zabić cię w jakiś wymyślny sposób, lecz na prośbę Garisa postanowiłem z tego zrezygnować. Postaraj się sprawić żebym nie żałował.
- jestem…
- Milcz prosze. - grymas na twarzy mężczyzny wskazywał na to, że nawykł by mu nie przerywano. Aaraya umilkła, grymas natychmiast ustąpił lekkiemu uśmiechowi.
- Nie kazałem cię torturować i zabić, lecz nie znaczy to, że jesteś nietykalna. Medycy powiedzieli że swoje przeszłaś, szanuję to. Teraz powiem ci co zrobisz a ty się zgodzisz i podziękujesz.
Bugsy odwrócił sobie krzesło i usiadł na nim. Teraz z bliska wyglądał na lekko podtatusiałego biznesemena. Mandalorianka nie była w stanie się go bać. Nie wyglądał na niebezpiecznego. Czego nie dało się powiedzieć o posągowym i bezdusznym mandalorianinie. Garis od samego początku nie odezwał się ani jednym słowem. Teraz też nie okazywał żadnych uczuć.
- Doceniam twoje poświęcenie w obliczu sztuczki Roba. Twoi ludzie bardzo skutecznie poradzili sobie z jego zbirami. Muszę przyznać, że sposób w jaki dostarczyli mi jego głowę w znacznej mierze pomógł ci odzyskać rękę. Tym razem nie zawiera żadnych niespodzianek, ale jestem pewien, że i tak nie będziesz jej ufać póki jej nie sprawdzisz.
- Zaśmiał się jakby opowiedział dobry żart. Lecz widząc poważną minę kobiety wrócił do tematu.
- Twoi ludzie żyją, i czekają w koszarach na swoją szefową. Od teraz Garis jest twoim Alorem czy jak tam to się nazywa. Będziecie robić wszystko co wam każe. W przeciwnym wypadku zostaniecie wyeliminowani. Garis was zabije a z tego co o nim wiem jest w stanie to zrobić z jedna ręką za plecami. Zrozumiałaś?
- Tak.
- Świetnie, - Bugsy wstał uśmiechnięty od ucha do ucha. - to zostawiam cię Garisowi.
Mężczyzna odwrócił się i nie czekając na pożegnanie wyszedł zostawiając zaskoczoną Aaryę w towarzystwie milczącego olbrzyma. Ten ostatni opuścił nieco głowę i rzucił na ziemię parę lekkich butów. Z modulatora rozległ się nieprzyjemny niski głos.
- załóż je i choć za mna.
Miała ochotę zarzucić go setkami pytań ale najwyraźniej z jakiegoś powodu zachowywał się tak a nie inaczej. Milcząc wykonała poruszenie i po chwili ruszyła za swoim przywódcą. Ten szedł w milczeniu korytarzem prowadząc ją gdzieś na dół. Dotarli do turbowindy i zjechali na dół. Słabo oświetlony długi korytarz wyglądał na nieużywany, Mandalorianin ruszył szybkim krokiem. Kilka minut później uświadomiła sobie że jeżeli Garis nie zwolni to będzie musiała za nim biec. Na szczęście wędrówka korytarzami dobiegła końca. Weszli do sporych rozmiarów groty. Światło nie sięgało do sklepienia jaskini, a z oddali usłyszała głośny szum. W kręgu światła spostrzegła znajomą długouchą postać, otoczona była znajomo wyglądającymi zbrojami. To była jej grupa. Podeszli w krąg światła. Aaraya otworzyła usta i straciła dech. Gunganin był szybki i tulał ją tak, że aż żebra trzeszczały. Gall śmiejąc się odpędziła Ola.
- martwiliśmy się już o Ciebie, Garis mówił, że się tobą zaopiekuje.
- Dobrze cię widzieć dziewczyno.
- Sucuy’gar.
Wszyscy w mniejszym lub większym stopniu okazywali radość opowiadając sobie wzajemnie wydarzenia ubiegłego tygodnia. Aaraya była dość długo nieprzytomna. I to drugi raz na tej cholernej planecie jacyś goście widzieli ją nago. Ich nowy przywódca milczał pozwalając im przez dłuższą chwilę nacieszyć się sobą, w końcu przerwał milczenie.
- Choć obejrzeć statek.
Nieco w głębi majaczyła mroczna bryła, Mężczyzna podszedł do niej a Aaraya podążyła za nim. Z bliska bryła zamieniła się w statek. Kanonierka nieznanego jej typu, została przedstawiona jako Teroch “Cuyan” Śluza otworzyła się i weszli po niewielkim trapie. Od razu widać było że jednostka ma już swoje lata. Nawet laickie oko dziewczyny widziało uszkodzenia i usterki. W migającym świetle przeszli przez korytarz i dotarli do ładowni. Stanęła z otwartymi ustami widząc na jej środku legendarnego Basiliska. Garis nie zauważył tego tylko szedł dalej w kierunku rufy jednostki. Wszedł na górny pokład i dopiero wtedy zdjął hełm. Ujrzała szpakowatego starszego mężczyznę z twarzą doświadczoną przez życie. Rozejrzała się i zobaczyła pięć komór kriogenicznych. Trzy były otwarte, dwie jeszcze pełne.
- To mój dom i moi towarzysze, głos Garisa był zaskakująco miły. Mieliśmy ukryć pewne tajemnice na tej planecie. Jak widzisz udało nam się to zrobić bardzo skutecznie. Ukryliśmy się na kilka tysięcy lat.
- Twoi towarzysze?
Jedna kapsuła była uszkodzona, Haren zginął we śnie. Josr oszalał kiedy się dowiedział co się stało. Nie chciałem ryzykować wybudzenia Korina i Clar kiedy byłem sam. Teraz kiedy jest nas więcej jest to jedna z opcji do rozważenia.
- Czego od nas oczekujesz.
- Mówisz nieco inaczej, ale jesteś mando. Jesteśmy rodziną. Wypełnię kontrakt Bugsy’ego i wyruszę na poszukiwanie innych Mando. Odbudujemy naszą cywilizację.
- Jak?
- Taki był nasz rozkaz, przetrwać i odbudować, teraz zamierzam go wypełnić. Liczę na twoją pomoc.
- Jaki kontrakt zawarłeś z Bugsym?
- Wyeliminuję jego konkurentów, teraz zostało już tylko dwóch. Nie będzie to trudne. Było by łatwiejsze gdybyśmy mieli dostęp do jakiegoś zdolnego mechanika i pieniądze. Niech to cię jednak nie martwi. Przyprowadziłem cię tu z konkretnego powodu.
- Rozbieraj się.
-...
- Dopasujemy ci zbroje nie możesz chodzić półnaga.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Naboo] Mafijne porachunki

Postprzez Lilith Blindshoter » 28 Gru 2018, o 02:28

Cała ta sytuacja wydawała jej się jakimś abstrakcyjnym snem. Może nadal gorączkowała po operacji. Idąc za Grisem mimowolnie przyłożyła sobie dłoń do czoła. Nie, nie miała gorączki. Była też niemal pewna, iż milczący Mandalorianin nie był halucynacją. Mężczyzna szedł bardzo szybko, trudno było dotrzymać mu kroku. W końcu jednak zwolnił, a właściwie nie tyle zwolnił co zatrzymał się przy wejściu do sporej groty. Było tu ciemno, zamontowane oświetlenie nie dawało rady oświetlić ogromu naturalnej pustki skalnej. Gdzieś w oddali słyszał głośny szum. „czyżby woda?” pomyślała. Ale zaraz wszystkie myśli o jaskiniach i podziemnych strumieniach niosących w sobie wszystkie tajemnice minionych wieków uleciały jej z głowy. Ujrzała bowiem swoich Vode całych i zdrowych. Ale nim zdążyła cokolwiek powiedzieć poczuła jak jej stopy odrywają się od podłoża, a żelazny, ale i ciepły uścisk wyciska jej powietrze z płuc. Olo wtulił się w nią, tak jakby nie spodziewał się już jej zobaczyć. Aaraya miała wrażenie, że zaraz popękają jej żebra.
- Olo, daj spokój. – zawołała ze śmiechem Gal, podbiegając do nich obojga – Bo ją udusisz. Aaray’ika martwiliśmy się już o Ciebie, Garis mówił, że się tobą zaopiekuje.
- Dobrze cię widzieć dziewczyno. – rzucił Drattin podchodzący do nich niespiesznie
- Sucuy’gar. – powitali ja Aden i Verd.
- Sucuy. – odparła odzyskując w końcu oddech – Olo ty to masz siłę.
- A żebyś widziała, jak strzela. – rzuciła Gal – nie uwierzyła byś, że to jego pierwsza potyczka. Położył trzech ludzi Roba. – dodała poklepując Gunganina po ramieniu
– Bez dwóch zdań zostaje z nami. – wtrącił się Verd – w sumie szkoda, że nie widziałaś co tam się działo…
Zaczęli jej opowiadać jeden przez drugiego o szaleńczym pędzie ścigaczem, o tym jak Gal z zasadzki odstrzeliła Robowi twarz i o wszystkim co działo się później. Aaraya nie mogła się nacieszyć widokiem swoich … braci. Biła od nich taka radość, jakiej dawno nie widziała. Nawet na Darasuum. Tam nawet udane misje, nie przynosiły radości. Były to po prostu metodycznie wykonywane zadania. Tym razem, choć byli w znacznie gorszej sytuacji, niewielkie zwycięstwo dało im coś znacznie cenniejszego niż jakiekolwiek kredyty. Dało im nadzieję.
Największa przemianę przeszła jednak Gal. W oczach jej kuzynki pojawił się blask, jakiego nie widziała u niej od dzieciństwa, jej cera odzyskała zdrowy kolor, ślady niewoli znikały szybko. Ponadto Gal się śmiała. Zdrowym, nie wymuszonym, radosnym śmiechem. Aaraya nie miała wątpliwości, że śmierć Roba, zdjęła z duszy Gal olbrzymi ciężar. Zwłaszcza, że to jej kuzynka położyła go trupem. Tak było najlepiej.
- Choć obejrzeć statek. – dopiegł z za jej pleców niski, nie przyjemny głos Garis’a. Aaraya niepewnie spojrzała w stronę wskazaną przez małomównego wojownika. W głębi jaskini majaczyła mroczna bryła. Aaraya przeniosła niepewne spojrzenie na sowich braci jednak ci wydawali się rozluźnieni, a Gal lekko skinęła jej głową, pokazując by się pospieszyła. Istotnie mężczyzna znacznie się już od niej oddalił i zmierzając w stronę ciemnego kształtu. Aaraya podążyła za nim.
Bryłą okazała się być statkiem, nie znanego Aarayi typu. Choć szacując po wielkości i ogólnym musiała ty być kanonierka. Była dość stara i mocno po uszkadzana, ale jeśli była tak stara jak właściciel to i tak jej stan można by ocenić jako nienaganny. Aaraya wciąż nie byłą pewna co myśleć o Garis’ie, ocalił jej życie i to w praktyce trzykrotnie. Wpierw usuwając jej protezę i tym samym chroniąc ją przed konsekwencjami wybuchu, tamując krwawienie by nie zmarłą nim zajęli się nią medycy i później broniąc ją i jej ludzi przed gniewem swojego mocodawcy. Ale to co jej powiedział wcześniej. To, że miał mieć niemal 4000 lat. To było całkowicie surrealistyczne. Zamyślona weszła na pokład po niewielkim trapie. Po czym ruszyła za mężczyzną w stronę ładowni. Tam wszystkie jej wątpliwości do co słów Mandalorianinia zniknęły. Przystanęła w niedowierzaniu i zachwycie. Patrzyła bowiem, na prawdziwego, pełnowymiarowego bazyliszka. I po raz pierwszy ucieszyła się, iż Mandlaorianin nie zwracał na nią zbytniej uwagi. Przynajmniej ominął go wyraz jej zdziwionej miny. Z niewielkim ociąganiem ruszyła dalej za swym milczącym jak dotąd przewodnikiem, a w jej umyśle kłębiło się coraz więcej pytań.
Weszła za Garisem na drugi pokład. Dopiero tam mężczyzna zatrzymał się i powoli zdjął hełm. Nie była pewna czego się spodziewała, ale chyba nie całkiem tego. Spoglądał na nią szpakowaty mężczyzna o zmęczonej życiem twarzy. Mógł być w wieku jej ojca. „W wieku w jakim byłby mój ojciec, gdyby żył.” Poprawiła się w myślach, którym towarzyszyło to aż za dobrze znane poczucie bólu i tęsknoty za utraconym domem. I co dziwne nim jeszcze wypowiedział pierwsze słowa, Aaraya zrozumiała, iż i ten człowiek zna to uczucie aż za dobrze, zresztą jak oni wszyscy.
Jego słowa, napełniły ją jeszcze większym smutkiem, gdy patrzyła na ustawione pod ścianą kapsuły kriogeniczne. Nie wyobrażała sobie nawet tego co musiało dziać się w jego umyśle. Stracić bliskich to jedno. Ale zabić jednego z najbliższych towarzyszy broni, po prostu niemająca innego wyjścia. Nie jeden mniej zdyscyplinowany człowiek sam postradałby po tym zmysły. Garis wydawał się być ulepiony z niezwykle twardej gliny, ale przecież i na nim życie odcisnęło srogie piętno. Widziała to w jego oczach. Takie rzeczy najlepiej widać po oczach. Choćbyś nie wiem, jak był twardy i jak bardzo nie trzymał byś fasonu, w oczach i tak zawsze widać, że przeżyłeś już za wiele.
Cisza, która zapadła po słowach Garisa przedłużała się niemiłosiernie w umyśle Aarayi. Musiała ją jakoś przerwać.
- Czego od nas oczekujesz. – zaprała w końcu
Jego odpowiedź była logiczna i co najważniejsze pokrywała się z ich pierwotnym planem. To dobry znak. Dziewczyna w milczeniu pokiwała głową, gdy Garis mówił dalej o kontrakcie jaki zawarł z Bugsym.
- Niech to cię jednak nie martwi. – kontynuował – Przyprowadziłem cię tu z konkretnego powodu. -przerwał na chwile, po czym rzucił krótko - Rozbieraj się.
Aaraya spojrzała niepewnie na swojego rozmówcę. Nie spodziewała się po Garisie niczego niestosownego, ale nie specjalnie chciała by widział jej blizny. Mimo to część jej umysłu, zaczęły powoli wypełniać wyciągnięte z najgłębszych czeluści jaźni wspomnienia i lęki. Jej rozmówca chyba zauważył jej lekkie ociąganie, choć trudno było określić, jak je zinterpretował.
- Dopasujemy ci zbroje nie możesz chodzić półnaga. -rzucił wyjaśniająco.
Umysł Aaryi uspokoił się i wrócił do poprzedniego stanu, lekkiego zażenowania faktem, iż znów ktoś zobaczy szramy na jej plecach. Ściągnęła ubranie jakie znalazła w szafce w sali medycznej. Złożyła je w kostkę i pozostawiła na podłodze statku.
- Nie sądzisz, że są na mnie trochę za duże? -za pytała niepewnie, gdy starszy Mandalorianin pokazał jej dwa pancerze, które pozostały po jego towarzyszach. Nie unikało wątpliwości, że choć już mocno wiekowe, oba pancerze były najwyższej jakości. Nigdy nie widziała tak doskonale zachowanych pancerzy z czasów Wojen Mandaloriańskich. Nawet egzemplarze muzealne były w znacznie gorszym stanie. Z racji materiału, z którego je wykonano były też bez porównania lepsze od jakiegokolwiek współczesnego pancerza.
- Są niesamowite. – wyznała, nieśmiało dotykając powierzchni jednego z nich – Ostatni raz widziałam podobna w dzieciństwie i to w muzeum. Nawet przed wojną z Imperium zdobycie prawdziwie beskarowego pancerza graniczyło z cudem. – dodała – Naprawdę mogę? – zapytała patrząc Garisowi w oczy. Wyraz jego twarzy ewidentnie wskazywał, że pierwszy raz widzi by ktoś obchodził się z beskar’gamem jak z jajkiem. Poczuła się trochę głupio. Więc bez dalszych pytań sięgnęła po hełm, był to element, który zdecydowanie wymagał najmniejszego dopasowania, jeśli idzie o rozmiar, zwłaszcza, że przy jej niewielkich gabarytach ciała, głowa Aarayi była raczej spora. Nie pomyliła się wymiary hełmu były odpowiednie, jednak, gdy tylko uruchomiała systemy hełmu, aż zakręciło się jej w głowie. Ilość informacji, która napłynęła jaj do mózgu, była zdecydowanie zbyt duża. Pospiesznie ściągnęła buy’ce z głowy, gwałtownie łapiąc oddech.
- Na miłość Mandy.– rzuciła pod nosem. Spodziewała się, że elektronika może być nieco bardziej zaawansowana w porównaniu z jej własnym, dość prostym hełm, ale szczerze, w życiu czegoś takiego nie widziała. Starczyła niespełna minuta by od natłoku danych rozbolała ja głowa. Co gorsza poczuła ze policzki zaczynają ją piec ze wstydu, gdyż cały czas czuła na sobie badawcze, oceniające spojrzenie starszego Mandlaorianina. Musiała się wziąć w garść i to zanim wojownik stwierdzi, iż są zbyt słabi by tracić na nich czas. Ponownie założyła hełm na głowę z mocnym postanowieniem rozpracowania tego szaleństwa informacyjnego.
Za drugim razem zauważyła, że pewne elementy są dość podobne do tych współczesnych i podobnie się nimi zarządza. Udało jej się wyłączyć widzenie bardziej oczywistych grup dostępnych danych i przeszła do analizy tego co było dla niej nowe. Największą różnicą względem współczesnych hełmów był fakt, iż wszystkie opisy i dane liczbowe były zapisane w Mando’a. Szczęściem komunikaty były dość proste więc dało się je zrozumieć nawet mimo drobnych zmian w pisowni niektórych wyrazów i w wyglądzie używanej czcionki. Zastanawiała się, ile czasu zajęło jej ogarnianie się z oprogramowaniem hełmu. Czuła już, że da radę w nim wytrzymać, ale za nim w pełni do niego przywyknie minie trochę czasu. Ostrożnie zdjęła hełm z głowy i odłożyła na miejsce.
- Czyli łatwa część już za nami – mruknęła do siebie, zastanawiając się jak dopasować do siebie za duży i na dokładkę typowo męski pancerz. Po czym zabrała się do przymierzania reszty pancerza. Już wybierając hełm wybrała ten będący elementem nieco mniejszego pancerza. Wychodząc z założenia, iż im mniej będzie trzeba zmieniać tym lepiej. Przypomniała sobie jak kiedyś jej starszy brat Galaar założył napierśnik ojca, z Baritem mieli kupę śmiechu, gdy okazało się, że przy za szerokich płytach napierśnika, jej brat nie mógł wygodnie wyciągnąć rak przed siebie, co było szczególnie zabawne, gdy upuścił swój ćwiczebny blaster i nie mógł go pozbierać bez przykucnięcia. Tak, pełen zakres ruchów był tym co trzeba będzie ze szczególną uwagą przetestować w nowym pancerzu.
Jej stara zbroja, choć po obijana i zmontowana z różnych nie całkiem pasujących do siebie elementów dawała jej jednak pełną swobodę ruchów. Nigdy nie było sytuacji by nie mogła dosięgnąć do blastera czy noża… Właśnie…Będzie się musiała później dowiedzieć co stało się z jej rzeczami. Na razie jednak musiała skupić się na dobrym dopasowaniu nowej zbroi, o ile w ogóle będzie się dało ją dopasować.
Image

Image
Awatar użytkownika
Lilith Blindshoter
Gracz
 
Posty: 334
Rejestracja: 3 Wrz 2011, o 01:33

Re: [Naboo] Mafijne porachunki

Postprzez Mistrz Gry » 1 Sty 2019, o 19:55

Mężczyzna po raz pierwszy od bardzo dawna stłumił uśmiech. Mała mandalorianka zachowywała się jak… Nie miejsce na sentymenty, miał misję do wypełnienia, uczucia mu w tym nie przeszkodzą, nigdy mu nie przeszkadzały dlatego też został do niej wybrany. Pozwolił Araayi pobawić się hełmem, wiedział że po podłączeniu całości pancerza odczytów będzie miała przynajmniej dwa razy tyle. W końcu uznał, że nadeszła już odpowiednia chwila. Dziewczyna nie miała najmniejszego pojęcia jak działają zbroje neo krzyżowców. W końcu minęło kilka tysięcy lat. Garis pierwszy raz od dawna stanął przed smutną myślą “Co stało się z jego kulturą?” Jak bardzo mandalorianie upadli? Chyba będzie musiał dowiedzieć się bolesnej prawdy. Tymczasem jednak…

Delikatnymi acz sprawnymi ruchami, pomógł dziewczynie wejść do pancerza. Rzeczywiście liczne elementy były zdecydowanie za duże. Stopy, łydki, pancerz na piersiach czy najzwyczajniej w świecie zbyt długie rękawy. Nie wyglądała zbyt imponująco. W zasadzie bliżej jej było do żałosności niż epickości.
- Chyba to nie zadziała.
- Daj mi chwilę.
Mężczyzna wziął się do rozkręcania i modyfikowania ustawień płyt pancerza. Wygrzebał z szaf jakieś zapasowe części, kilka dodatkowych elementów. Araaya nie bardzo miała jak pomóc jej rola ograniczała się do stania spokojnie i nie przeszkadzania. Wymienił większość miękkich elementów pancerza na zdecydowanie mniejsze a do nich przymocował ponownie beskarowe elementy. Po kolei stopy, golenie, biodra i na końcu piersi kobiety były pokrywane coraz bardziej dopasowanymi elementami zbroi. W końcu zostało już tylko ponowne założenie hełmu.
Dziewczyna ruszyła kończynami, czuła wyraźnie ciężar zbroi. Z pewnością ważyła więcej niż jej dotychczasowy pancerz. Uciskała lekko w kilku miejscach i nieco ograniczała ruchy, ale było zdecydowanie lepiej.
- możesz trochę podregulować tutaj, będzie przeszkadzać…
- teraz?
- jest znacznie lepiej.

Kilka godzin później Araaya siedziała wewnątrz świetnie dopasowanej skorupki, a starszy mężczyzna z uznaniem skinął głową zakładając jej hełm. Z sykiem zintegrował się on ze zbroją. Gniazda połączyły się a wyświetlacze rozświetlające wnętrze jeszcze większą liczbą wskaźników niż poprzednio zalewały lawiną informacji.

- odłączyłem system bojowe, i jetpack, tak na wszelki wypadek, musisz spędzić trochę czasu na sucho. Zanim będziesz mogła w pełni wykorzystać pancerz.
Głos Garisa zabrzmiał w jej głowie, odruchowo ściszyła komunikator. Czeka ją jeszcze wiele pracy. Mężczyzna wrócił z jeszcze jedną rzeczą, Mandaloriański dezintegrator broń o której słyszała w opowieściach. Jeden z egzemplarzy właśnie trzymała w dłoni.

- Zanim zajmiesz się konfiguracją pancerza, powiedz mi co się stało z naszą kulturą, nie oszczędzaj niczego.

Z przyjemnością by mu pomogła ale od dłuższego czasu chciało jej się sikać.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Naboo] Mafijne porachunki

Postprzez Lilith Blindshoter » 3 Sty 2019, o 23:13

Dziewczyna ostrożnie zdjęła z głowy hełm i odłożyła ostrożnie na bok odpoczywając od nadmiaru danych zalewających jej mózg.
- Chętnie Ci opowiem, ale to będzie dłuższa historia… – odpowiedziała na pytanie Garisa – dlatego zanim zaczniemy sama muszę cię o coś zapytać. Czy jest opcja by nie zdejmować całego pancerza przed udaniem się na stronę? No wiesz, pęcherz ciśnie.
Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie. Pytanie dziewczyny było krępujące, ale teraz już wiedział czemu ma takie wielkie oczy.
- Pancerz ma zamknięty obieg wody, z pewnością poradzi sobie z jedynką - Uniósł swój hełm i ostentacyjnie założył na głowę. W ten sposób odciął się i oszczędził jej swojego chichotu.
Reakcja Garisa sprawiła, że Aaraya od razu pożałowała swojego dość bezpośredniego pytania. Poczuła, że skóra na jej policzkach zalała się gwałtownym gorącem. Zrobiło jej się strasznie głupio, jak dziecko, które podświadomie czuje, że dorośli ledwo tłumią śmiech słysząc z jaką powaga zadało szczególnie trywialne pytanie. Wbiła wzrok w podłogę licząc, że przyćmione światło skryje zalewający jej twarz rumieniec.
- Rozumiem – bąknęła niewyraźnie. Po czym powtórnie założyła na głowę odłożony przed chwilą na bok hełm. Dzięki temu mogła ukryć swój wstyd i zakłopotanie cała sytuacja. Upewniwszy się, iż funkcja, o której wspomniał Garis jest włączona domyślnie odetchnęła z ulgą. Przynajmniej jeden problem z głowy.

Choć uporanie się z drobnym kłopotem natury fizjologicznej nie zajęło jej wiele czasu, zawahała się przed zdjęciem hełmu. Z jednej strony bombardujące ją zewsząd dane potężnieją rozpraszały, a wiedziała, iż będzie musiała odkopać w pamięci wiele faktów z historii i z własnych wspomnień. Nie ze wszystkimi miała ochotę ponownie się mierzyć. Ale Garis chciał pełnej i wyczerpującej odpowiedzi i zdecydowanie miał do niej prawo.
Ostatecznie zdjęła hełm i odetchnęła ciężko.
- Jak mówiłam to długa historia. – zaczęła – Chyba najlepiej zacząć od początku, mniej więcej od twoich czasów, od Wojen Mandaloriańskich – wyjaśniła – Nie wiem, w którym momencie wyznaczono wam to zadanie, ale zakładam, że już po włączeniu się do walk Revana i jego Jedi. Bo ich udział w walkach to właściwie był początek końca. Ostatnia bitwę stoczono nad Malachorem V. To była klęska. Revan i Republika wygrali. Revan pokonał Mandalora Ostatecznego w pojedynku, zabrał i ukrył jego maskę, licząc, że nigdy jej nie odnajdziemy. Ocalałych przymusił do pokoju, którego warunkiem było zniszczenie przez ocalałych z bitwy Mandalorian wszystkich bazyliszków i pancerzy. Dla tego tak niewiele się ich zachowało. Na szczęście nie wszyscy posłuchali. – dodała – Wydawało się, że już się nie pozbieramy, ale jednak po sześciu latach odnaleziono Maskę i znaleźliśmy owego przywódcę… - zamilkła na chwilę myśląc o Canderousie Ordo, Garis też był z klanu Ordo… - Niemal trzysta lat zajęła nam odbudowa, ale nigdy nie było już tak jak dawniej…
Aaraya opowiadała dalej o Schizmie Konkwistadorów i udziale w Wielkiej Wojnie Galaktycznej o stuleciach wojen klanowych, y wiekach zapomnienie i o tych krótkich chwilach, gdy co któryś z dzielniejszych czy bardziej gorącokrwistych Mandalorów próbował porwać rozproszony naród do kolejnej szarży przez galaktykę i o tym jak za każdym kolejnym razem kończyło się to coraz gorzej. O Wycięciu Mandalorian i republikańskim bombardowaniu Mandalory. O powstaniu Nowych Mandalorian – pacyfistów, tak ochoczo wspieranych przez Republikę i o wygnaniu Mandalorian, którzy wciąż pragnęli żyć z poszanowaniem starych zasad, na Concordię. I w końcu o wojnie domowej między Super Komandosami Jastera Meleer’a i Strażą Śmierci Tora Vizsli. O Gallidranie. Nowej Wojnie Domowej. Początku wojen Klonów,o Śmierci Pre Vizsli i rządach samozwańczego Sitha Maula, o Imperialnej Okupacji Mandalory i buntach części Mandalorian i ich współpracy z Rebelią. W końcu o Upadku Imperium i odzyskaniu niepodległości, o Ostatniej Konkwiście Thraka Skiraty i klęsce w wojnie z Imperium. I o Spopieleniu Mandalory i rzezi na Concordii.
W końcu historia się skończyła i Aaraya zamilkłą czując straszną suchość w ustach i okropny ucisk w żołądku. Spojrzała na Garis’a czekając na dalsze pytania. Został jeszcze ostatni rozdział, ale tu jej obiektywizm się kończył. O to co było dalej Garis powinien spytać wszystkich jej towarzyszy. Ale Garis też milczał, przetrawiając wszystkie informacje.
Milczenie przedłużało się a spojrzenie młodej wojowniczki stawało się coraz bardziej smutne i zagubione. Przez chwilę starszy wojownik mógł mieć wrażenie, że spogląda w oblicze dziecka, którym Aaraya była przed kilkunastu laty. Jednak to wrażenie zniknęło po chwili i dziewczyna odezwała się raz jeszcze.
- Wiesz, jest jeszcze jedno. – zaczęła niepewnie – To raczej informacja, chyba bardziej prywatnej natury. Wspomniałam Ci o Mandalorze Wybawicielu, o tym który odnalazł maskę Mandalora po Wojnach Mandaloriańskich, on też pochodził z Klanu Ordo i mogliście się znać… Nazywał się Canderous.
Image

Image
Awatar użytkownika
Lilith Blindshoter
Gracz
 
Posty: 334
Rejestracja: 3 Wrz 2011, o 01:33

Następna

Wróć do Środkowe Rubieże

cron