Content

Zewnętrzne Rubieże

[Zygerria] Na ratunek

Image

[Zygerria] Na ratunek

Postprzez Mistrz Gry » 29 Gru 2018, o 22:53

Akcja przenosi się z [LH Duch] - Na ratunek.
Zygerria była nowoczesną i prosperującą planetą. Układy z Imperium Galaktycznym oraz powszechna dostępność taniej siły roboczej robiły swoje. Teraz odzyskiwała swą dawną chwałę. Odnowiono kilka z obozów dla niewolników rozsianych po północnych płaskowyżach. Tak jak przed dziesięcioleciami, barki łowców niewolników powracają na planetę z ładowniami pełnymi świeżego towaru. Zygerriańska Gildia Handlarzy Niewolników wydała rekordową liczbę licencji na prowadzenie łowów. Królowa zarządziła renowację królewskiego pałacu. Poza masową sprzedażą niewolnych robotników dla korporacji górniczych, przemysłowców i agencji rozrywkowych na planetę powróciła również sprzedaż towaru luksusowego. Na mocy prawa Gildia przekazuje królowej najlepszych niewolników z przeprowadzanych łowów. Na dyskretnych aukcjach w bogato wyposażonych lożach sprzedaje się kochanków i kochanki, spełniających każdą zachciankę, wysoce wykwalifikowanych asystentów i asystentki do zarządzania biurami i majątkami, opiekunów i nauczycieli dla dzieci klientów, ochroniarzy i gladiatorów. Agava wyszła z nadprzestrzeni wystarczająco daleko by Caleb mógł wybrać miejsce lądowania. Prócz stolicy miał do wyboru jeszcze kilka lokalizacji. Wyżynę Drukarg pełną obozów łowców niewolników i szemranych biznesmenów. Miasto Midei, w zachodniej hemisferze zamienione w labirynty pełne zagadek i śmiertelnych przeszkód, w których ścigają się ku uciesze turystów specjalnie hodowani i przeszkoleni do tego celu niewolnicy. Czy też Cytadelę Tiryns w prowincji wschodniej pełną tłumów przybyszy spragnionych widowisk na nowo otwartej arenie gladiatorów.

Po drodze miał do pokonania całkiem silne siły obrony planetarnej, może nie dysponujące najnowszym sprzętem ale wystarczającym do zestrzelenia korwety, oczywiście o ile uda im się wykryć niewielki statek. Caleb doskonale wiedział, że Zygerrianie nie przepadają za Jedi i ich kontrola poziomu midichlorianów jest całkiem szczelna. Jednostka wisiała w przestrzeni a jej załoga czekała na rozkazy. Jedi nie wiedział dokładnie gdzie jest obecnie Shiris, ostatnia wizja była głównie przekazem bólu, kobieta została za coś ukarana, ale nie zdołał się z nią skontaktować. Być może była nieprzytomna. Oczywiście można było zaczekać na orbicie, lecz wówczas ryzyko wykrycia przez patrolowce znacznie wzrastało.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Zygerria] Na ratunek

Postprzez Caleb Quade » 15 Sty 2019, o 00:56

Wyjście z nadprzestrzeni w bezpiecznej odległości od planety pozwalało dograć szczegóły planu... tudzież obmyślić więcej jego koncepcji. Quade miał ich kilka i pod dalej rozgrywające się wydarzenia, zamierzał wybrać najlepszy wariant planu. Lub całkowitą improwizację. Nie widział co przyniesie los, Moc też nie była skora ażeby mu w tym pomóc. Nigdy nie parał się zgłębianiem tej natury Mocy toteż pretensje o brak wskazówek mógł mieć tylko do siebie. Od zawsze przedkładał praktyczne i militarne aspekty Mocy ponad te mistyczne. Teraz się to mściło.
Jedi stał przy stole taktycznym przyglądając się sylwetce Zygerri i zaznaczonym punktom świetlnym, które wskazywały możliwe warianty lądowania. Agava była jednym z mniejszych okrętów w swojej klasie, ale i tak wystarczająco dużym ażeby przyciągać znaczącą uwagę. Brak kontaktu ze strony Shiris był dodatkowym utrudnieniem - Mistrz nie był pewien gdzie zacząć poszukiwania. Komputer pokładowy pokazywał dostępne warianty i spośród nich Caleb postanowił wybrać Cytadelę Tiryns. Nowo otwarta arena gladiatorów musiała przyciągać spore tłumy, a najbogatsi lanniści na pewno chcieli utrzymywać swoich championów w należytej formie. Istniała szansa, że natrafi tam na ślad osoby, której szuka. Co prawda ostania wizja zawierała w sobie pałac i królową, ale nie zdecydowałby się walić prosto do stolicy. Wolał zacząć od środowiska, które w pewnym stopniu było mu znane - na laniu się po mordach znał się całkiem dobrze.
-Plan jest taki panowie. Postaramy się podejść od ciemnej strony planety, możliwie niezauważeni. Jeśli uda nam się przemknąć niepostrzeżenie, wylądujemy gdzieś w okolicach Cytadeli Tiryns. Zakamuflujemy statek i zaczniemy poszukiwania. A jeśli obrona planetarna wykryje naszą obecność, po prostu zrzucicie mnie na planetę w kapsule ratunkowej i zawiniecie się stąd gdzieś w bezpieczną przestrzeń. Pozostaniecie na nasłuchu i w razie potrzeby nadejdziecie mi z odsieczą. Brzmi jak plan, czyż nie? - powiedział do stojących przy nim dowódcy Agavy oraz Brimlocków.

***


Korweta zmierzała rozsądną prędkością w kierunku Zygerri. Korzystając z dobrodziejstw jakie dawał okręt zwiadowczy, niewielka jednostka pozostawała na nasłuchu i korzystała aktywnie z systemów utrudniających wykrycie. Załoga była gotowa do ewentualnego nieprzyjacielskiego przywitania - stanowiska ogniowe były obsadzone ażeby dać w razie potrzeby czas na wskoczenie do kapsuły ratunkowej i desant na powierzchnię planety. Quade raz jeszcze spróbował nawiązać kontakt z zaginioną Jedi:

"Shiris... usłysz mnie... Shiris..."
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [Zygerria] Na ratunek

Postprzez Mistrz Gry » 24 Mar 2019, o 21:12

Minimalna moc silników, wyłączone światła i transpondery, jedynie oddechy oraz ciche szumienie wentylatorów chłodzących systemy zakłócania. W skanerach niewielki okręt był niemal niewykrywalny, chyba ze ktoś miałby powód aby przeszukiwać aktywnie ten kawałek przestrzeni. Planeta była coraz większa, Caleb ze spokojem obserwował zbliżający się ląd. Poprzez moc wyczuwał obecność Shiris, nie wiedział jednak dlaczego nie odpowiadała na jego wezwania. Coś było nie tak.

Dla zwiadowczej jednostki prześlizgnięcie się przez obronę planetarną Zygerri nie było specjalnie trudnym osiągnięciem. Maszyna przeszła przez atmosferę zostawiając za sobą spory ślad termiczny, kapitan zadbał o to by nie był to problem. Długi lot na bardzo małej wysokości z pewnością pomoże zgubić każdy ogon. Po raz kolejny Jedi musiał uznać kunszt i wyszkolenie załogi rebeliantów. Wszystko szło zgodnie z planem gdy nagle z lewej strony pojawiły się gwałtowne rozbłyski.
- Manewry unikowe!!
Okręt szarpnął niemal pionowo idąc w górę, kompensatory przeciążenia zawyły w binarnym języku z intonacją zdecydowanie wskazującą na wulgarną artykulację. Załoga na pozycjach bojowych nie ucierpiała, czego nie można powiedzieć o Brimlockach i Calebie którzy zdecydowanie poczuli potężne szarpnięcie. Kompensatory nie były w stanie wytłumić całego przeciążenia. Do rozbłysków dołączyła fala dźwiękowa i piękne efekty. Zbierający się do kupy jedi mógł podziwiać piękne fajerwerki nad cytadelą. Ktoś nie żałował kasy spalając tysiące kredytów. Agava wyrównała lot i szybko przypadła do ziemi. Byli już blisko.

Stojąca w wąwozie jednostka była praktycznie niewidoczna z powietrza, Z ziemi trzeba było się zapuścić na niezłe odludzie by ją wytropić. Załoga jak zwykle rozstawiła czaty i zabezpieczała okolicę. Brimlocki wraz z Calebem udali się na dłuższy zwiad. Wjazd do cytadeli nie wyglądał na specjalnie trudny, szóstka uzbrojonych po zęby indywiduów mogła jednak wzbudzić niezdrowe zaciekawienie. Caleb uniósł makrolornetkę, strażnicy wyglądali na znudzonych zaś sznur speederów czekających na odprawę był wyjątkowo długi.

"Caleb, nie wytrzymam tego długo... pośpiesz się..."
"Shiris! Gdzie jesteś"
"W lochach... pracowałam dla rodu Tyne... leczyłam gladiatorów... ale oni, oszaleli..."
"Cytadela Tiryns"
"Nie wiem... to tak boli..."

Kontakt nagle urwał się a Caleb miał przed sobą lekko zmartwione oblicze Ferdka.
- Chyba się zawiesiłeś, mamy w zasadzie dwie opcje. Wbijamy pojedynczo i szukamy się w tym burdelu, albo liczymy na farta. Chyba że masz lepszy pomysł?
- Ród Tyne?
- Duża posiadłość w centrum, sporo niewolników i niezła pozycja.
- Skąd to wiesz?
- Biore sporą kasę, lubię być przygotowanym. - Najemnik wzruszył ramionami - mają niezłą reputację, nie zadzierał bym z nimi jeżeli nie musimy. W każdym razie ich posiadłość jest niezłym punktem orientacyjnym, mogli byśmy się tam spotkać.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Zygerria] Na ratunek

Postprzez Caleb Quade » 14 Gru 2020, o 01:12

Były Mistrz Jedi zastanowił się w duchu. Słowa Shiris wciąż odbijały mu się w czaszce z głuchym łoskotem, gorsze jednak było uczucie bólu towarzyszące słowom. Cierpiała, była na skraju wytrzymałości. Jednak Moc była z nią, zawsze była, zawsze będzie. Wiedział, że wytrzyma. Wiedział, że ją odnajdzie.
-Wiem gdzie jej szukać - mruknął - Odezwała się do mnie. Wspomniała o Cytadeli Tiryns i rodzie Tyne. Tam powinniśmy szukać. Chociaż oczywiście to najbardziej ryzykowne. Ale kto nie ryzykuje... - zakończył retorycznie. Wstał z ziemi i schował makrolornetkę. Obejrzał się na towarzyszy i nakreślił wstępny plan.
- Wjazd do miasta nie powinien być specjalnie trudny, kontrolują każdy śmigacz, ale raczej nie przykładają do tego zaangażowania na miarę Imperialnych. Zdobędziemy śmigacz i wjedziemy do miasta razem. Tam poszukamy informacji na temat rodu Tyne.

Godzinę i dwa trupy później, Caleb wraz z Brimlockami oczekiwał na odprawę w długiej kolejce śmigaczy. Duży, drogi model pomieścił w swoim komfortowym wnętrzu szóstkę najemników i Mistrza. Oficjalnie Quade przedstawiać się miał za łowcę talentów gladiatorów, jednego z Huttów z klanu Besadii. Szukał w jego imieniu nowych gladiatorów na arenę na stacji Hutta Zordo. Naciągane? Może. Do podważenia? A kogo to obchodzi? Nie powinno, tym bardziej, że wraz z podrobionymi dokumentami, przygotowaną mieli zapasową łapówkę dla strażników. Łapówka miała być środkiem ostatecznym, mieli przecież po swojej stronie Moc Caleba. Penetracja znudzonych umysłów, których jedynym pragnieniem było skończenie służby i zalanie się w trupa w podrzędnej kantynie lub wizyta w tanim burdelu, nie stanowiła większego wyzwania. Choć czas dłużył się nie miłosiernie, najemnicy nie dawali po sobie poznać zniecierpliwienia. Ich czujne oczy badały otoczenie, broń mieli w pogotowiu. Były pirat obserwował ich i popalał cygaro. Odkąd na powrót związał się z rebeliantami i zaczął odgrywać większą rolę, rzadziej je palił. Teraz jednak zadanie wymagało wejścia w nową rolę. Przywołał we wspomnieniach, niezliczone, odwiedzone ze swoją starą załogą kosmoporty. Lepsze i gorsze. Porządniejsze i te niechlujne. Przemierzali alejki wspólnie z Lilith, szukając okazji do łatwego zarobku. Lilith... lodowaty nóż poczucia winy przeszył serce byłego Jedi. Smutek i żal za kilka chwil zawładnęły Calebem. Nie ochronił jej. Odeszła. To jego wina. Złe uczucia targał mężczyzną, spychając go niebezpiecznie blisko Ciemnej Strony. Nie raz już balansował na pograniczu mroku. Nie raz z niego korzystał. Czasami zastanawiał się ile dobrego jeszcze w nim zostało. Zaciągnął się mocno zatrzymując dym w płucach na kilka chwil dłużej. Gęsty dym wydmuchał przez nos i przyjrzał swojemu odbiciu szyby bocznej śmigacza. Z odbicia przyglądała mu się złowroga istota z płonącymi jaskrawo, żółtymi oczyma. Widział to odbicie zbyt często. Na szczęście zawsze nad nim panował. Zamknął oczy i stłumił bolesne uczucia. Gdy je otworzył, z odbicia na powrót patrzył na niego Caleb z typowym dla siebie, nieprzeniknionym wyrazem twarzy.

Zgodnie z przewidywaniami wjazd do miasta nie nastręczył większych problemów. Kiedy wreszcie ich pojazd został zatrzymany do kontroli, w szybie bocznej po stronie pilota, którym był Ferdek, pojawiła się twarz poorana bliznami. Twarz należała do człowieka, ale na pierwszy rzut oka śmiało można było wziąć go za Weequay'a. Rozejrzał się po pojeździe unosząc brwi na widok wyeksponowanej przez Brimlocków broni.
- Rewolucje chcecie wzniecić, do kurwy nędzy? Chyba was pojebało, że was wpuszczę do miasta z tą bronią... - wyrzucił chrapliwie. Caleb wychylił się ze swojego miejsca i spojrzał w oczy strażnika.
- To wszystko do samoobrony. Wiesz jak jest... - rzucił miękko przyjacielskim, sugestywnym głosem - wzrok strażnika stracił na ostrości.
- No... skoro do samoobrony... to każdy może mieć blaster... - rzucił niepewnie. Po agresywnym tonie nie pozostało nawet śladu - Nie ma tu nic godnego twojej uwagi - dodał ciepło Quade. Wzrok rozmówcy znów rozmył się znacząco.
- Nie ma tu nic godnego mojej uwagi... - powtórzył jak echo poorany bliznami mężczyzna - tak... nic ciekawego. Ruszaj dalej - dodał już mniej rozchwianym głosem, dając jednocześnie znam aby ruszali. Pieprzone sztuczki Jedi doleciało Caleba uszu, jednak nie spojrzał nawet kto to powiedział.

Nie niepokojeni przez nikogo dotarli do tymczasowego celu. Kantyna "Sen Gladiatora" nie była ani szemrana, ani też przesadnie popularna. Była tym miejscem, którego potrzebowali. Wesoła kompania Caleba zajęła obszerną lożę na końcu sali. Za plecami mieli ścianę, przed sobą dobry widok na cały lokal i wejście. Przed każdym z mężczyzn stał kufel z lokalnym napitkiem. Quade odpalał właśnie kolejne cygaro, by chwilę później pociągnąć mocno ze swojego kufla. Wyciągnął się wygodnie na swoim miejscu i spróbował odprężyć. Czekali na kontakt.
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [Zygerria] Na ratunek

Postprzez Mistrz Gry » 17 Gru 2020, o 22:05

Jak zatrzymali się pod przybytkiem i wysiedli, najemnicy nie szczędzili wzroku, aby upewnić się o ich otoczeniu. Parking oświetlały pokaźne neony w barwach fioletu i kobaltu. Nie był strzeżony, pojazdy były krzywo poustawiane, zwykle grupami. Te zaś pilnowali bywalcy o wyglądzie świadczącym różnie.
Już na wstępie widać było, że w kantynie stacjonowała jakaś banda lubująca się w niebezpiecznie szybkich i groźnie wyglądających ścigaczach. Jakiś wytatuowany facet bez koszuli w samej kamizelce i wojskowych spodniach wypatrywał ich przybycia z groźną miną. Wyglądał jak zahartowany awanturnik. Zyggerianin słusznej postawy z założonymi rękoma dopatrywał ścigaczy kumpli, ewidentnie niezadowolony ze swojej pozycji, a przy boku dyndał mu w kaburze blaster.
Dalej stał stary transportowiec lądowy, pamiętający chyba jeszcze ostatnią wojnę, zaciągnięty do wożenia jakichś artystów schyłku lat sześćdziesiątych nowej ery. Pojazd był wymalowany w przeróżne graffiti przedstawiające gammę ciepłych barw oplatającą instrumenty muzyczne. Wóz przedstawiaj się tak jakby nie potrzebował ochrony.
Potem paru gapiów i jakieś pojedyncze transportery. Jeden nawet nieco zdezelowany, jakby zebrał serię z ciężkiego blastera. Miał powypalane srogie dziury w tyle. Możliwe że oberwał w silnik, ale w migającym świetle neonów ciężko było z odległości ocenić.

Byli na peryferiach miasta, ocierając się o slumsy. Noszenie tutaj broni było już mniej podejrzane, a świadczyło bardziej o roztropności, a nawet i statusie. Strefa wedle okolicznego prawa dozwalała bardziej doraźne uzbrojenie pośród cywili nie posiadających szczególnych uprawnień. W przeciwieństwie do strefy centrum, o którą się otarli i mieli okazję o kontroli się przekonać.
Budynki tutaj zaś nie były szczególnie wysokie, ani zadbane. Nocą z resztą niewiele można było o nich powiedzieć, oprócz tego, że bezlitosne neony mogły wywołać epilepsję u podatnych bez problemów. Takich na szczęście między nimi nie było.

Weszli, a pierwsze co ich przywitało to smród wiecznie palonego tytoniu zmieszanego z potem. Nie była to jednak speluna. Stoliki były czyste, bar bogaty w repertuar, oświetlenie choć jasne to nie migało w zabójczym tempie, to i oczy mogły odpocząć, a muzyka przyjemna i klimatem wpasowująca się do jakiejś posiadówy w karty o nieniskie stawki. Kelnerki były niewolnicami, o czym świadczyć miała obroża u każdej. Były młode, kusząco piękne, zadbane i to bardzo. Jasne było, że serwują nie tylko drinki, ale na co klienta mogła nadejść ochota. A o taką ochotę widać wdzięcznie się starały.
Z towarzystwa jasnym było dostrzec bandę rajdowców, która zajmowała sobą połowę lokalu. Choć raczej była ich garstka w liczbie ledwie przewyższającej oddział Caleba, to robili hałasu za czterokrotność swojej liczebności. Byli to w całości Zyggerianie, dość młodzi szło zauważyć. Jeden desperat w postaci sullustanina pił w trupa przy barze. Grupka obdartusów grała w karty po drugiej stronie. Jakiś samotny czarnoskóry facet cierpliwie śledził wzrokiem po kelnerkach, jakby nic innego nie miał do roboty. Na jego stoliku leżał, widocznie jego, pokaźny wibromiecz, złożone naramienniki oraz kilka pustych już butelek i zapchana popielniczka. Przy barze pilnował interesu Zyggerianin, niewolnice robiły wszystko za niego, a on tylko wypatrywał czy wszystko miało się jak należy. Szczególnie często przyglądał się grupie rajdowców, Calebowi i zaraz to na grupę swoich ochroniarzy w postaci trójki nikto, grających w karty przy stoliku najbliższym wejścia służbowego. Wyglądali na zaprawionych. Ostatnią grupą była piątka Bithów i jakiś Zabrak. Siedzieli i dyskutowali o czymś, chyba o jakiejś trasie, jaką mieli wykonać. Ci ostatni siedzieli najbliżej Caleba. Zaś wszystkich bywalców, łączyło to, że mieli przy sobie jakąś broń - blaster, czy nóż, albo pałkę. Może nie licząc kelnerek.

Caleb i jego ludzie czekali na kontakt. Ich obecność wywarła wrażenie na barmanie, rzekomym opiekunem przybytku. Caleb jasno wyczuł w nim kłębiący się strach i jakieś podejrzenia. Niezdrowo i to bardzo się przejmował. Co jak co przyszedł z grupką ludzi, pośród których każdy z osobna wyglądał jak zawodowy cyngiel. To mogło zwiastować kłopoty, ale nie musiało.

Kittani dotrze, tymczasem się rozgość w lokalu nim do tego dojdzie ^_^
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Zygerria] Na ratunek

Postprzez Caleb Quade » 23 Gru 2020, o 16:20

Quade obserwował otoczenie spod pół przymkniętych powiek. Pociągnął z kufla kosztując tutejszego piwa by następnie pyknąć z cygara. Chmura dymu przez chwilę przesłoniła jego twarz. Lokal przyciągnął tego dnia szerokie spektrum dżentelistot. Uwagę byłego pirata przyciągnęła w największym stopniu banda ściagantów i czarnoskóry mężczyzna, gladiator, jeśli oceniać po wyposażeniu. Ci pierwsi mogli przysporzyć kłopotów, jeśli będą szukać zaczepki, drugi zdawał się wpisywać w krąg zainteresowania Caleba, ze względu na fach, który zdawał się prezentować. Koniec końców, Quade poszukiwał świeżej krwi na arenę stacji Zordo, tak przynajmniej mieli myśleć postronni obserwatorzy.
Zachowanie barmana i jego zaniepokojenie nie powinno nikogo dziwić. Miał w lokalu dwie duże grupy potencjalnych rozrabiaków, bandę młodocianych tubylców, którzy zdawać się mogło, okazji do bitki pragnęli równie mocno jak wyścigów śmigaczy w centrum. Druga grupa pod przywództwem Caleba, nawet nie aspirowała do bycia kimś innym niż byli - wyglądali na profesjonalistów w obsłudze broni i ludzi, którzy bez zmrużenia oka pokażą, że przypuszczenia są zgodne z prawdą. Barman zdawał się czuć jak zwierzyna w potrzasku. Trzech ochroniarzy dawało mu jako takie poczucie bezpieczeństwa, ale wiedział, że to może być za mało gdy spodziewany konflikt może zeskalować...
Quade utkwił w nim spojrzenie i musnął delikatnie myślami umysł gospodarza. Przesłał falę spokoju, aby strach, kłębiący się w jego duszy nie wziął góry nad emocjami. Nie potrzebowali tutaj kłopotów, przynajmniej nie tak wcześnie. Aby wzmocnić efekt spokoju przesłany przez Moc, przywołał kuso ubraną niewolnicę-kelnerkę i złożył zamówienie na kolejną kolejkę trunków, zostawiając suty napiwek. Dziewczyna pobiegła do baru aby czym prędzej zrealizować zamówienie, oddając cały napiwek swojemu panu. Gdy kelnerka wróciła do ich loży z pełną tacą, Quade zagadnął:
-Ten tam, jegomość, jest częstym gościem? Wygląda na gladiatora... - zapytał licząc, że uzyska chociaż kilka nowych informacji.
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [Zygerria] Na ratunek

Postprzez Mistrz Gry » 29 Gru 2020, o 10:18

Barman nie od razu pokręcił głową, acz już kiedy to i dobitnie machnął ręką, rzucił coś jeszcze do swoich ochroniarzy, w końcu wybrał się za drzwiczki na zaplecze. Pomóc w tym z pewnością pomógł i napiwek i spokojne zachowanie ludzi Caleba, jak i sama interwencja Mocy. Sami młodociani Zyggerianie zaś byli zbyt zajęci sami sobą, albo chociaż na tyle pojętni by nie zaczepiać nie tych co nie warto.
Sama kelnerka w kusej czarnej spódnicy z wyklejonymi odblaskami na trend jakiejś mody oraz w gorsecie zrobionym z samych sznurków w gamie ciepłych kolorów gęsto i ciasno okalających tors. Dwukolorowe włosy spięte miała w kok na kształt gwiazdy. Żółtoskóra Młoda kobieta przypominała jakąś blisko pokrewną ludzkiej rasie osobę. Ze sztywnym wyrazem twarzy nie wyrażającym w tej chwili zupełnie nic wsłuchała się w słowa gościa, zastanowiła się na moment i odpowiedziała:
- To nasz stały klient. I trafnie zgadł pan, jest on gladiatorem. - Dziewczyna czekała dalej patrząc się na Caleba, czy aby miał ją odprawić, czy może chciał czegoś jeszcze. Wydawała się nieco odstawać od reszty kelnerek w zachowaniu i manierze. Brakło jej tego komercyjnego uśmiechu i doświadczenia.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Zygerria] Na ratunek

Postprzez Caleb Quade » 4 Sty 2021, o 12:30

Były pirat zatrzymał na kobiecie spojrzenie na trochę dłużej, wsłuchując się w odpowiedź, która potwierdziła jego przypuszczenia. Zastanowił się chwilę i uniósł swój kufel po raz kolejny. Posunął następnie po blacie niewielki napiwek, tym razem przeznaczony tylko dla niej. Ruch wykonał gestem na tyle subtelnym aby nikt z potencjalnych obserwatorów nie domyślił się, co właśnie zrobił. Odprawiał chwilowo dziewczynę, dając też informację, że niebawem znów będzie jej potrzebował. Swoista maniera w zachowaniu, pozwoliła przypuszczać, że trafiła do kantyny niedawno, brak obycia mówił wprost, że stała się niewolnicą równie niedawno. Nietypowy kolor skóry też rodził kilka przypuszczeń. Jeszcze za starego Imperium, rasom innym niż ludzkim, nie żyło się najlepiej. Obcy mierzyli się z wielką pogardą imperialnych urzędników i żołnierzy, hybrydy nie miały wcale lżejszego życia. Przeniósł spojrzenie na gladiatora siedzącego kilka stolików dalej i zwrócił się do swoich towarzyszy.
-Jeśli nasz kontakt ostatecznie się nie pojawi, będziemy musieli pociągnąć ten cyrk z łowcą gladiatorskich talentów. Bez przykrywki, nasza wesoła kompania nie ma szans na dostanie się bliżej centrum, nie wspomnę nawet o dostaniu się w pobliże rodu Tyne... - przyjrzał się po kolei każdemu z Brimlocków. Byli znakomitymi profesjonalistami jeśli chodzi o sztukę wojenną, ale czy okażą się równie dobrzy w infiltracji? Moc nie dawała jasnych sygnałów w tej kwestii. Jednakże Caleb nie tracił rezonu. Echo bólu Shiris kołatało się w nim bez przerwy. Nie mógł jej tutaj zostawić. Już wystarczająco mocną ją zawiódł.
- Jestem otwarty na propozycje i sugestie co do przeniknięcia do rodu Tyne, jednakże, tenże dżentelmen, tu obecny wydaje się dobrym początkiem. Może zechce zagrać w naszym teatrzyku niewielką rolę... - gestem przywołał do ich loży, żółtoskórą kelnerkę. Złożył zamówienie dla bezimiennego jeszcze gladiatora, życząc sobie aby dziewczyna dostarczył dla niego napitek taki jakim do tej pory mężczyzna się raczył i w imieniu Quade'a zaprosiła go do loży rebeliantów.
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [Zygerria] Na ratunek

Postprzez Mistrz Gry » 5 Sty 2021, o 14:30

Podążając wzrokiem po każdym z najemników widział w nich oblicze, które widziało niejedno. Pewni siebie, cały czas gotowi, aby działać. Nie było niczego w ich manierze, żeby wyglądało, że są zupełnie wyluzowani. W zadanej okoliczności w barze zachowywali się swobodnie, ale mimo tego budzili posmak zagrożenia. Z pewnością walczyli zaciekle i skutecznie jak mało kto, ale żaden z nich nie był agentem. Żarty miewali krótkie, dialogi również. Ich spojrzenia mówiły albo nic, albo rzeczywiście to co mieli na myśli. Z pewnością ich muzą była akcja, acz na pewno nie aktorstwo, czy udawanie. Infiltracja jednak mogła mieć wiele oblicz.
- Bithowie zdają się mieć transportowiec. Model pomieściłby i nas i jeszcze byłoby miejsca. Artyści miewają niekiedy poryte gusty. - Odezwał się Jackson, po czym uśmiechnął się, jakby żartował. Ferdek wzruszył na to ramionami i przechylił niewiele z kufla.

Caleb szukając wzrokiem żółtoskórej, trochę powędrował spojrzeniem po lokalu. Dostrzegł sytuację, kiedy inna niewolnica, niebieskiej skóry twileczka wytknęła jej coś paluchem. Stały za barem. Syczała coś do niej, chyba niezbyt miłego, bo w jednym momencie nawet i sam jedi drgnął. Nic takiego się nie stało, no może poza tym co wyczuł w kelnerce, którą chciał przywołać. Trzymany w zanadrzu gniew, skryty gdzieś głęboko. Trawiąca ją pożoga, nie, eksplozja i iście przerażająca żądza mordu. Było za późno by zareagować... acz nic takiego się nie stało. Żółtoskóra na jego oczach przebarwiła się na srebro. Trzymała w ręku szklankę, swobodnie. Jedi już widział oczami wyobraźni jak ta wkomponowuje ją w czaszce tej drugiej. Jednakże jedynie wpatrywała się w twileczkę tak, że ta zrobiła półkroku do tyłu, zatrzymując się na ladzie baru i strącając przypadkiem kufel na podłogę. Huk rozbitego szkła zwrócił uwagę innych gości na scenkę. Niebieskoskóra ze łzami w oczach zamachnęła się, by spoliczkować tamtą. Jej ręka przecięła ledwie powietrze, muskając czubek nosa srebrnoskórej, kiedy do ostatniego momentu wyczekiwała z odchyleniem głowy do tyłu. W tym prostym uniku było tyle pogardy ile tylko wprawiony szermierz pokroju Queada mógł dostrzec.
- Masz to posprzątać! - twileczka jedynie krzyknęła w odwecie, nim szybkim krokiem uciekła na zaplecze. Ta usłuchała, kiwnąwszy niechętnie raz głową i wyszła za ladę by pozbierać szkło, nadal wściekła. Zyggerianie zawtórowali młodej kobiecie wiwatem i tłocznie zebrali się z tej okazji przy barze, jakby zwęszyli coś wyjątkowo ciekawego. Sullustanin z opóźnionym zapłonem ocknął się z pijackiej śpiączki i momentalnie zaczął się coś rzucać do bandy młodzików, jakby to oni strącili mu kufel specjalnie. Widocznie wraz z powrotem ze świata snów załączyła mu się nieśmiertelność.

Caleb zwęszył bójkę, ale nie tylko on. Czarnoskóry gladiator już ruszył. Był spokojny, chyba chciał zapobiec rozróbie. Miecz i naramienniki zostawił na stoliku. Muskularny facet prezentował się groźnie, liczne blizny świadczyły o jego potyczkach, a ledwie widoczna siwizna na równo ogolonej głowie i już głębsze zmarszczki na twarzy prognozowały mu dobre pięćdziesiąt lat. Przy nim zyggeriańskie młodziki wyglądały jak jakieś popierdółki.
Trójka Nikto również zareagowała, jednak ich intencje były jasne jak słońca Tatooine. Najwidoczniej nie mieli jakoś ochoty szczególnie się patyczkować. Elektropałki w ich łapach dźwięcznie się uruchomiły, a trójka dryblasów już miała ruszyć i gonić towarzystwo. Konflikt był chyba nieunikniony.
- Tej Caleb, spójrz tam - Ferdek nagle szeptem zwrócił uwagę, na prawie pusty stolik gladiatora. Dwójka obdartusów co sobie niewinnie grali w karty teraz zwietrzyła okazję i już chcieli ukraść uzbrojenie gladiatora. Trzeci z nich już obstawiał wyjście i wypatrywał, jak ich numer przebiega. Nikt inny nie zwrócił na to uwagi poza czujnymi Brimlockami.
Jedi jednak wciąż mógł czuć tą piętrzącą się nienawiść w kobiecie o podejrzanym pochodzeniu. W Mocy wiedział, że jeśli nie zareaguje w jakiś sensowny sposób natychmiast, to przy barze poleje się jucha. I to syto. Był tego pewien.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Zygerria] Na ratunek

Postprzez Caleb Quade » 12 Sty 2021, o 16:46

Przebywanie pośród oddziału Brimlocków było dla Caleba jak podróż w czasie. Taki powrót do przeszłości. Znów czuł się jak za czasów pierwszej Rebelii a później wojny z Resztkami Imperium. Był żołnierzem i towarzystwo innych wojaków dobrze na niego wpływało. I chociaż jego oddział bym oddziałem najemników, Quade był pewny, że podczas kilku ostatnich misji udało mu się nawiązać z Brimlockami nić zaufania i porozumienia. Zimni i opanowani, byli zawsze gotowi do akcji. Był pewny, że może na nich liczyć... przynajmniej tak długo jak Rebelia ich opłaca a szanse powodzenia misji są na poziomie gwarantującym zwycięstwo. Uwaga na temat transportowca Bithów była cenną uwagą. Quade miał jednak mieszane uczucia co do jego pojemności. Jeśli sprawy potoczą się dobrze i oprócz uwolnienia Shiris uda im się uwolnić niewolników mogą potrzebować czegoś większego. Na niewolniczym świecie takim jak ten, a szczególnie w rodzie Tyne, który był jednym z potentantów na rynku niewolników, Quade był niemal pewny, że w swojej flocie posiadali statek lub statki zdolne przewieźć na raz większą liczbę pasażerów. Nim jednak będą musieli się tym przejmować, czekała ich jeszcze długa droga. Uśmiechnął się lekko do siebie i przeniósł uwagę na bar, gdyż wydarzenia przy nim mogły mieć niemały wpływ na ich misję.
-Dobrze by było za wczasu zabezpieczyć ich statek... choćby po to żeby właścielom nie przyszło do głowy odlecieć bez nas na pokładzie... - rzucił tylko przyciszonym głosem.

Obsługująca ich kelnerka okazała się być bardziej interesująca niż uprzednio uważał. Z pozoru niegroźna sprzeczka niewolnic, eskalowała w wulkan kipiącej nienawiści i złych zamiarów. Twarz obcej, jeszcze chwilę temu w odcieniu żółci, zmieniła się jak na zawołanie w chłodny, srebrny. Obca krew płynąca w żyłach młodej kobiety, dawała jej więcej niźli egzotyczny kolor skóry. Ciekawość budziły potencjalne możliwości zmiany wyglądu - czy ograniczały się tylko do zmiany koloru skóry, czy może do całkowitej transformacji. Mistrz nie rozmyślał zbyt długo na ten temat. Jego instynkt wyostrzył się w ułamku sekundy, gdy poprzez Moc poczuł mordercze uczucia nieznajomej. Przed oczami miał już wizję tego co się stanie... a raczej mogło stać. Subtelny ruch przy wykonywaniu uniku i to spojrzenie. Niebieskoskóra Twi'lek'anka musiała wyczuć groźbę kryjącą się w spojrzeniu "koleżanki po fachu". Przegrała tę bitwę nim ta dobrze się rozpoczęła. Ucieczka na zaplecze tylko potwierdziła to o czym pomyślał. I choć sprzeczka nie trwała długo, furia kipiąca z kobiety nadal była niemalże namacalna. To co działo się dalej, lub co mogło się stać nie zwiastowało niczego dobrego. Quade chciał za wszelką cenę uniknąć przyciągania jeszcze większej uwagi niźli dotychczas, to też musiał zareagować.

Wizja rozlewu krwi stawała się coraz bardziej realna. Starzejący się weteran areny, już ruszył ku kontuarowi. Quade nie oceniał czy chce dołączyć do bitki, czy też jej zapobiec, chociaż gdyby jednak o zdanie go zapytano, obstawiał by opcję numer dwa. Przemawiał za tym fakt pozostawienia ekwipunku przy stoliku, na który już ktoś chciał się połasić, co nie uszło oczywiście uwadze Brimlocków. Zdecydował, że czas najwyższy na opuszczenie lokalu.
-Przypilnujcie aby te dżentelistoty nauczyły się, że kradzież nie popłaca. Następnie zgarnijcie fanty gladiatora i spotkamy się przed lokalem... - rzucił szybko do najemników dając im wolną rękę. Sam natomiast sięgnął po raz kolejny dzisiejszego dnia po Moc. Zaczerpnął jej do płuc razem z powietrzem głębokim wdechem, zwiększając błyskawicznie swoją wydolność i przyspieszając swe ruchy. Nim jeszcze jego ostatnie słowo wybrzmiało, Caleb nienaturalnie szybko pojawił się już przy całej barwnej grupce istot. Chwila, on był szybszy czy czas zwolnił? Przypuszczalnie nikt nie mógł tego dostrzec ani odpowiedzieć na to pytanie.
Były pirat uśmiechnął się szeroko, rozłożył ramiona jeszcze szerzej i przemówił donośnym głosem:
- Przyjaciele, przyjaciele... wieczór jest taki piękny... chyba nikt nie chce żeby to się zmieniło... prawda? - mówił spokojnym tonem, lekko zabarwionym nutką skrywanej groźby. Roztaczał wokół siebie aurę podobną, co ton głosu - spokój podszywany dozą pewnej groźby i strachu. Potoczył spojrzeniem zimniejszym niż lodowiec Hoth po zebranych. Spojrzenie na dłuższą chwilę zatrzymał na czarnoskórym gladiatorze, łącząc to z lekkim ukłonem. Widział w nim sojusznika w rozwiązaniu nadchodzącego konfliktu.
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [Zygerria] Na ratunek

Postprzez Mistrz Gry » 13 Sty 2021, o 13:24

Bithowie siedzący przy dalekim stoliku mrugnęli razem, jakby się umówili. To z lekkiej konsternacji. Nie dostrzegli, kiedy kolejny mężczyzna dołączył do grona, acz każdy z nich myślał osobno, że to tylko on nie dopatrzył zadanej okoliczności. Dalej obserwowali sytuację, bardziej przejęci faktem, czy aby nie nadszedł już moment by nie schować się pod stół. W końcu na co komu zabłądzony strzał z blastera?
Reakcja byłego jedi była nagła szybka i... w tym wypadku cholernie skuteczna. Wszyscy w tym pijany sullustanin zwrócili ku niemu oczy, a potem ku kelnerce i tak raz jeszcze. Otóż jedyną osobą, która dostrzegła niemalże w pełni jego przybycie okazała się domniemana kelnerka, której reakcja była najbardziej gwałtowna z pośród reszty. Na szybki ruch odskoczyła od stłuczonego szkła niby spłoszone zwierzę, wpadając tym samym pod nogi jednemu z zyggerian. Z zaciśniętymi zębami i pięściami łypnęła na niego błękitnymi nietypowymi oczyma. Nietypowymi, bo z widoczną dodatkową błoną ochraniającą oczy, jak u jakiegoś gada. I nietypowymi, bo jak tylko wymienili spojrzenia doszło do niespodziewanej wymiany porozumienia.
Caleb z miejsca dostrzegł, że miał do czynienia z mocowładną, acz z całkowitą pewnością że niewyszkoloną pod kątem mocy, gdyż ujrzał również jej nagłe zmieszanie faktem, że zdołali się ze sobą porozumieć w inny, niekonwencjonalny sposób. Jej mordercze zapędy, gdzieś zniknęły. Nim ta się wycofała, Caleb o tyle jednak usłyszał, że z łatwością zabiłaby tutaj całą tę gromadkę ćwoków i że musiała uciec i ratować swoje dziecko. Fizycznie nie powiedziała nic, a jej skóra przebarwiała się z powrotem, teraz Quade z bliska i przy bardziej innym świetle mógł być pewien, że na piękny złoto podobny kolor.
Zyggerianin pomógł jej wstać, korzystając z okazji, aby chwycić ją w pas. Zabrał ją od zbieraniny i rzekł coś, że pozbiera za nią te szkło i żeby lepiej czmychała, bo może się zrobić nieprzyjemnie gorąco. Caleb już wtedy czuł, że największy kryzys został już zażegnany, pozostała tylko grupka urażonych młodzieńców, pijany kierowca zdezelowanego pojazdu i trzech nadgorliwych wykidajłów. Tych ostatnich zatrzymał gladiator, który uprzednio uraczył Quade'a serdecznym spojrzeniem w ramach niemej zgody odnośnie powstrzymania burdy. Nikto zatrzymali się. Nie zapowiadało się na natychmiastowe rękoczyny. Część z zyggerian jednocześnie zmalało. Ewidentnie z ulgi, odsunęli ręce od podręcznych broni przy bokach. Niektórzy jednak czekali tylko na sygnał, aby zacząć bójkę. Calebowi został tylko kłopotliwy pijak i pojedynczy napuszony młodzik, który chyba żądał satysfakcji. Były jedi widział to w jego nagrzanych od adrenaliny oczach.

- Na czym ja to! - krzyknął pijany sullustanin, bo rzeczywiście coś mu umknęło. W końcu i on z jakiegoś powodu spojrzał na nowego gościa w otaczającym go towarzystwie. - Ach tak! Wisisz mi piwo obsrany sierściuchu! - zwrócił się ku najbliższemu z tubylców i sięgał za blaster, chyba chciał typa zwyczajnie odstrzelić. Wspomniany sierściuch zaś chciał wymienić uprzejmości pięścią nim ten miał zdążyć sięgnąć po broń.

Tymczasem ekipa Quade'a nie próżnowała. Jakby nie patrzeć nie było ich już w lokalu. Musieli czekać na zewnątrz. Wyciszony komunikator Caleba piknął tylko raz, spodziewał się, że z informacją od Brimlocków.
Ferdek:
Jesteśmy przed lokalem. Mamy graty. Tamtej trójce daliśmy nauczkę, ale chodzić mogą, nie będą się naprzykrzać. Czekamy.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Zygerria] Na ratunek

Postprzez Caleb Quade » 20 Sty 2021, o 13:29

Opatrzność Mocy lub też zwykłe szczęście, choć istnienie tego drugiego, pewien Wielki mały Mistrz wykluczył, sprawiło, że cała akcja Quade'a powiodła się. W oka mgnieniu zmaterializował się przy wszystkich dżentelistotach, które niechybnie zmierzały ku nikomu niepotrzebnemu rozlewowi krwi. Jedyną istotą, która w całości zauważyła i poczuła jego przybycie, była intrygująca niewolnica-kelnerka. Będą już tak blisko niej, były pirat zauważył kolejny intrygujący element jej fizjonomii. Błona osłaniająca oczy pozwalała przypuszczać, że w jej żyłach płynęła domieszka gadziej krwi. Caleb podczas swoich niezliczonych podróży gwiezdnych, spotkał kilku zmiennokształtnych rasy Clawdite z planety Zolan. Ich umiejętności były doprawdy wspaniałe. Czy jego przypuszczenia były słuszne? Zdecydowanie nie był to odpowiedni czas na takie rozważania.
Spojrzenia piwnych i błękitnych oczu skrzyżowały się gdy dziewczyna odskoczyła wykonując instynktowny unik. Moc w niej okazała się być stosunkowo silna, choć nie okiełznana. Mimo wszystko musiała mieć nad nią jakąś władzę, skoro z taką pewnością wierzyła, że jest w stanie zabić grupkę młodych tubylców. Dodatkowo wyczuł w niej wielki strach, nie o siebie a o jej dziecko. Pragnęła uciec i ratować jego życie. Przed czym? Czyhało na nich jakieś niebezpieczeństwo? Czy raczej chciała zapewnić mu los lepszy niż ten, który spotkał ją? Może jedno i drugie, każda matka chciała lepszego życia dla swoich dzieci. Choć wymienili tylko jedno spojrzenie, ilość informacji była zdecydowanie duża. Wysłał jej uspokajający impuls i przerwał kontakt. Czy tego chciał czy nie, ich losy zostały połączone. Niewyszkolona Mocowładna była sama w sobie, dla siebie i innych zagrożeniem. Była też zagrożeniem dla niego - zdesperowani ludzie skłonni byli podejmować radykalne działania. Ostatnim czego Quade potrzebował był donos, że po mieście pałęta się ktoś związany ze znienawidzonymi Jedi i ich Mocą. Chcąc tego czy nie, ich losy właśnie zostały splecione.
Mężczyzna omiótł spojrzeniem zbiegowisko. Do bitki chwilowo nie doszło - jego niespodziewane pojawienie się odniosło skutek. Swój udział w tym wszystkim miał też starzejący się gladiator, który ostudził zapał ochroniarzy. Większość młodych tubylców, zmieszana całym zajściem odpuściła udział w konflikcie. Niestety ostatnie zarzewie konfliktu w postaci lidera Zygerian oraz naprutego Sullustianina, mogło rozniecić pożar, którego Quade wraz z gladiatorem chcieli uniknąć. Wielkooki pijaczyna, w napływie pijackiego amoku, wybełkotał we wspólnym swoje roszczenie po czym zaczął sięgać po blaster! Nabuzowany Zygerrian nie miał zamiaru puścić płazem tej potwarzy. Pytanie tylko czy będzie szybszy od pijaczyny z blasterem? Mistrz Jedi nie miał zamiaru stać i czekać na wynik tego nierównego pojedynku. Był już stosunkowo blisko całego zamieszania, to też z dozą dużego prawdopodobieństwa zakładał, że zdąży lewą dłonią chwycić rękę biorącego już zamach tubylca, a prawą wyszarpującego z kabury, pijanego Sullustianina. Gruchnął naprzód chcąc wprowadzić w życie swój plan, korzystając z nadnaturalnego refleksu - w końcu zawsze był szybki. Tytuł najszybszej ręki na rubieżach nie bierze się przecież znikąd. Poza tym, hej, przecież miał Moc po swojej stronie.
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [Zygerria] Na ratunek

Postprzez Kittani Levfith » 24 Sty 2021, o 01:35

Kittani przybywa po opuszczeniu Gamorry i pobycie na Duchu.

Gamorra z codzienności stała się nagle wspomnieniem. Już nigdy nie wróci. Wróciła za to Kittani na pokład Ducha - już nie jako pilot i wędrowiec, którego Moc pokierowała tylko sobie znanymi ścieżkami. Wróciła jako dowódczyni rebeliantów na Gamorrze przez ostatnie kilkanaście miesięcy. Jako mocowładna. Nie nazywała siebie jednak jako Jedi pomimo szkolenia odbytego pod okiem Stardusta.
Duch zdawał się być taki sam, jaki zapamiętała go pierwszym razem. Życie tutaj toczyło się swoim tempem - nie było tak szalone, jak w wulkanie na Gamorr. Nie widziała już tak różnorodnych grup i ras. Wszystko wydawało się być takie samo... a jednocześnie tak bardzo dla niej obce. Kittani spędziła kilka dni z Jainą rozmawiając o tym wszystkim, co wydarzyło się na Gamorrze. Podzieliła się wszystkim z dowódczynią Rebelii - od całej historii klanów, szczegółowej mapy wulkanu, danych technicznych po własne spostrzeżenia i pomysły. Jej wiedza i doświadczenie okazały się być przydatne. Kobiecie w końcu udało się również porozmawiać o Mocy oraz o wszystkich naukach i szkoleniach, jakie odbyła na rodzimej planecie Gweeka pod okiem Stardusta.

Następnego dnia Solo zastała Kittani podczas sprawdzania stanu technicznego statku, którym wróciła z Gamorry. Razem przeszły do jednego z pomieszczeń Solo, gdzie wyświetlał się hologram nieznanej jej dotąd planety.
- Po przygotowaniu statku wprowadź współrzędne na Zygerrię - przywódczyni wskazała jakby od niechcenia na wyświetlaną mapę.
- Zygerria? - powtórzyła za nią Kittani, spoglądając na mapę wyraźnie zmieszana - Dopiero wróciłam z Gamorry i jeszcze nie uporządkowałyśmy wszystkich spraw z nią związanych. Co tam się takiego znajduje?
- Shiris i Caleb - odparła krótko Jaina - Chciałam żeby poczekał na wasz powrót z Gamorry.

***


Przylot na planetę był niczym zderzenie z innym światem. Kittani czuła się tak, jakby dosłownie wyszła z podziemiu wulkanu i wielkiego dziczu do cywilizacji po wielu latach izolacji. Nagle obudziły się w niej wszystkie przyzwyczajenia z ucieczek Tatooine. Nie mogła jednak żyć tak, jak przed tymi wszystkimi wydarzeniami. Musiała zachować szczególną ostrożność. Stardust jakby wiedząc, jaki los ją czeka po ich rozstaniu nauczył ją w pierwszej kolejności ukrywać swoją aurę na tyle dobrze, na ile obecnie była w stanie. Tutaj Kittani znowu była nikim. Kolejnym zakapturzonym, gwiezdnym podróżnikiem szukającym najbliższej kantyny po podróży albo zwyczajnego szczęścia na obcej planecie.
Nie musiała długo wędrować po slumsach, aby trafić do pierwszej kantyny i natrafić na pijacką kłótnię. Mijała ich już zresztą kilka po drodze, jednak ta wydawała się być poważniejsza. Szczególną uwagę zwróciła na pijanego Sullustianina, który wyraźnie zdenerwowany obwieszczał całemu światu to, co myśli o stojącym naprzeciwko niego tubylcowi. Kittani doskonale znała ten charakterystyczny ruch ręką - sięgnięcie po blaster zajmowało w ten sposób sekundy. Sama go zresztą wykonywała nie raz. Mogła polać się krew, a ona sama nie chciała w ten sposób zaczynać swojej przygody na planecie. Pewnym krokiem ruszyła w ich stronę.
- To nierozsądne - odparła pojawiając się obok niego i zatrzymując jego rękę na kaburze. Wydawało jej się, że któryś z gości lokalu wpadł na podobny pomysł ale wyprzedziła go o dosłownie sekundę. Nie miała zresztą czasu na sprawdzenie tego widząc, jak nerwowy jest Sullustianin - Piwo na mój koszt - dodała spokojniej licząc na to, że darmowy trunek przemówi do pijanego umysłu lepiej niż cokolwiek innego.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [Zygerria] Na ratunek

Postprzez Mistrz Gry » 25 Sty 2021, o 21:30

Oczy przypominające czarne perły zwęziły się zawzięcie, teraz prezentując sobą wąską kreskę nikczemnej złości. I frustracji, która płynęła z alkoholem w żyłach sullustianina w równych sobie proporcjach.
Gest sięgnięcia po broń niektórym odebrał dech, przez co zamarli na te sekundy w niemocy. Zaledwie tylko dwóch z zygerrian jazgotało, aby się bić. Kroki poczynili do przodu, mimo tego, że ten, który był uprzednio najbardziej z przodu, próbował wręcz odwrotnie. Chciał wyszarpać chwyconą przez Caleba rękę z żelaznego uścisku. Nieskutecznie. Momentalna wymiana spojrzeń z jedi sprawiła, że młodzieniec stracił cały swój wigor i entuzjazm. Mówiono, że oczy stanowią zwierciadło duszy. Poniekąd niektórzy w to wierzyli. Caleb o tyle mógł jasno dostrzec gasnące zapędy tego drugiego, zaś ten drugi musiał dostrzec zdecydowanie za dużo jak na ten wieczór.
Sam jedi mógł się jednak zdziwić, kiedy to problem z drugim awanturnikiem rozwiązał się sam. Jego ręka przechwyciła powietrze, miast spodziewanie prędko wyszarpany z kabury blaster. Broń ta została na miejscu. Wciąż ciasno objęta przez pijanego, ale przytrzymana przez dłoń kobiety, która wysunęła się z cienia kompletnie niespostrzeżona. Za słowami Kittani podążył wzrok awanturnika zupełnie zbitego z pantałyku. Oględnie spojrzał na jej twarz, wciąż zaciskając palce na broni, ale nie wyszarpywał jej. Dziwny spokój jaki mógł dostrzec w oczach nieznajomej oraz względnie korzystna propozycja poruszyła w nim coś. Kittani o tyle o ile spostrzegła, że jedną z tych rzeczy musiał być wstyd. Sullustianin wnet puścił luźno broń, pozwalając swej dłoni by zawisła mu bezwładnie w powietrzu. Gdzieś w środku coś go ukuło. Odwrócił wzrok, od niej, od młodzików, od kogokolwiek, szukając gdzieś własnych myśli w punkcie, gdzie nikogo nie było. Odburknął coś tylko, ale był to jakiś niezrozumiały bełkot.

Dwójce ochotników, co chcieli pomóc trzymanemu przez Caleba, wyperswadował ostrożność krótko i zwięźle czarnoskóry gladiator, który wcześniej powstrzymał zapędy ochroniarzy. Nikto zachowali dystans, ale z widocznym zniecierpliwieniem, obserwując dalszy rozwój sytuacji. Problem jednakże został zażegnany. Ekipa młodzików, zachęcona interwencją aż trzech nieznajomych, w końcu przekonała się również do gaszenia zapędów i poczynili starania, aby odciągnąć największych rozrabiaków i opuścić czym prędzej lokal, odjechać gdzie indziej.

Zamieszanie wytracało pęd. Dwójka powstrzymywanych pyskowała coś jeszcze do wszystkich innych dookoła, kiedy to ich ziomkowie wypychali ich siłą z lokalu. Pijaczyna zamarł, gapiąc się dalej w punkt. Ochroniarze już przestali nerwowo zaciskać swoje szczęki, jak i łapy na pałkach. Gladiator odprowadzał wzrokiem zygerrian. Gdzieś w tyle dało się usłyszeć donośne "ufff!", najpewniej wyrażone przez jednego z bithów, który właśnie wychylił głowę spod stolika. Wkrótce do lokalu wlała się przyćmiewana powolnym jazzem cisza.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Zygerria] Na ratunek

Postprzez Caleb Quade » 27 Sty 2021, o 23:18

Jak pomyślał, tak zrobił, choć nie do końca wszystko się udało. Lewa ręka zamknęła w żelaznym uścisku pięść lecącą w kierunku twarzy bezimiennego pijaka. Prawa zaś, która miała zatrzymać dłoń tego drugiego, złapała powietrze. Quade musiał przyznać, że nie tego się spodziewał. Rzucił okiem co było powodem jego pobieżnego sukcesu i wtedy zobaczył, tą na którą czekał. Stała tam, z ręką na dłoni Sullustianina, spokojnym głosem, przemawiając mu do zapijaczonego umysłu. Stała tam, emanująca pewnością siebie, z tą władczością w głosie, a jednocześnie ukryta, prawie niewidoczna, choć stałą tutaj całkowicie realna. Poświecił jej całą sekundę swojej uwagi, nawet atomem swojego jestestwa nie dając po sobie poznać, że wie kim ona jest, że wie KIM jest.
Nim ktokolwiek zarejestrował coś więcej na powrót skupił się na młodym zawadiace. Rozochocony wizją rozróby młodzik, próbował stawiać opór. Quade jednak, niczym ojciec karcący nieposłusznego berbecia, wzmocnił tylko uścisk i spojrzał z wyższością na Zygerrianina. Tak jasno płonący w jego oczach buntowniczy żar, zgasł z prędkością światła pochłanianego przez czarną dziurę. Oczy tubylca zapadły się w najczarniejszej z czarnych dziur spojrzenia Caleba. Pustka piwnych oczu, pochłaniała opór pozostawiając po nim tylko niepewność i poczucie strachu. Mężczyzna zwolnił uścisk, wiedząc, że ze strony tego osobnika nic już nikomu nie grozi. Powłóczył spojrzeniem po całej grupce, gasząc iskierki buntu tu i ówdzie, dając im jasno do zrozumienia, że dla własnego dobra czas aby zmienili lokal. Cierpliwość byłego pirata powoli się wyczerpywała, co zdaje się wyczuwalne było dla wszystkich wokół. Młodzi speederowcy odczuli to wystarczająco mocno, bo za kilka chwil zaczęli opuszczać lokal, pomagając tym spośród swoich, którzy jeszcze wrażeń nie mieli w nadmiarze.
Swoje kilka decykredytów do rozładowania napięcia dołożył znów czarnoskóry, jeszcze nieznajomy, gladiator. Zdecydowanie był osobą, której Quade potrzebował do realizacji ich misji. Rozsądek i siła charakteru, którą emanował były dobrymi cechami. Caleb wyciszył swoją aurę, na powrót przybrał maskę chłodnej uprzejmości i z dobrze sobie opanowaną pewnością siebie zwrócił się wreszcie do mężczyzny, z którym od wejścia do lokalu, zamienić chciał kilka zdań. Muzyka w tle na powrót zagrała, wypełniając mocno już opustoszały lokal, przytulniejszą aurą. Obrócił się wokół siebie powoli lustrując całe otoczenie, aby upewnić się, że sytuacja została opanowana - i niepostrzeżenie odczytać wiadomość, którą otrzymał kilka chwil wcześniej.
- Doskonały pokaz siły charakteru, przyjacielu - zwrócił się do starzejącego się gladiatora po czym wyciągnął dłoń chcąc się przedstawić:
-Caleb Quade, łowca talentów, etatowy rozjemca konfliktów, koneser dobrej koreliańskiej whisky. Rad byłbym mogąc postawić szklankę tego zacnego trunku, jeśli znajdziemy na tej planecie, Rezerwę Whyrena - uścisnął dłoń mężczyzny i pochylił się ku niemu lekko, by dodać przyciszonym głosem, który idealnie tonął w nutach wizjazzowej kapeli grającej w tle:
- Pozwoliłem sobie zabezpieczyć Pana ekwipunek, niestety amatorów cudzej własności, i na tym świecie nie brakuje... - odchylił się i zwrócił do kobiety, którą do tej pory zaszczycił jedynie trwającym ledwo sekundę spojrzeniem. A warto było nadmienić, że było na kim oko zawiesić na zdecydowanie dłużej - Oczywiście, zaproszenie dotyczy również pani, moja droga. Już dawno nie widziałem tak skutecznej STRAŻNICZKI POKOJU... - rzekł z błąkającym się po ustach, drwiącym uśmieszkiem.
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [Zygerria] Na ratunek

Postprzez Kittani Levfith » 29 Sty 2021, o 20:29

Sama nie wiedziała, jak zareaguje awanturnik pod wpływem alkoholu na jej gest i słowa. Chyba nikt nie lubił być pouczany przez kobietę, szczególnie w miejscu tak publicznym jak przydrożna kantyna. Była gotowa na wszystko - od ataku zarówno słownego jak i psychicznego po ciche usunięcie się gdzieś w głąb pomieszczenia. Stało się jednak zupełnie inaczej. Kittani dostrzegła w jego oczach wstyd. Wstyd za to, w jakiej sytuacji się znalazł. Że kobieca dłoń musiała go powstrzymać od złych zamiarów. Wyczuwała, że właśnie w tym momencie coś w nim pękło. Uciekł nieobecnym wzrokiem gdzieś ponad kolorowe szkła z trunkami z całej Galaktyki, prowadząc rozmowę z samym sobą.
Oprócz palącego wstydu i wewnętrznego poruszenia Kittani wyczuła coś jeszcze. Znała tę aurę - może nie doskonale, ale zdawała jej się być zbyt dobrze znajoma. Rozejrzała się powoli po najbliższych istotach, u których widocznie już zgasły zapędy do bijatyki. Ten szelmowski półuśmiech poznałaby wszędzie. Co prawda nigdy nie było jej dane porozmawiać z dowódcą Ducha ale mijali się kilka razy w hangarze. Minęło sporo czasu od ich ostatniego spotkania. Moc jednak zaprowadziła ją dokładnie tam, gdzie powinna i wskazała prawidłową osobę. Wiedziała, że to on. Znalazła go.
Zgodnie ze swoją obietnicą pochyliła się nad barem i gestem dłoni pokazała jednej z barmanek, aby podała piwo dla nadal wpatrzonego w jeden, martwy punkt Sullustianina. Powróciła wzrokiem do zgromadzonych niedaleko niej, szczególnie przyglądając się gladiatorowi. Tutejsi byli dla nich niemalże na wagę złota. Atmosfera w lokalu zdecydowanie sprzyjała rozmowom w zacisznym kącie przy jazzowej muzyce, z dala od wścibskich spojrzeń i karczemnych awantur. Kobieta ściągnęła kaptur, dzięki czemu co niektórzy mogli się utwierdzić w swoich przekonaniach.
- Kittani, strażniczka pokoju - przedstawiła się i wyciągnęła dłoń w ich stronę - Czasami potrzebna jest kobieca dłoń - odwzajemniła uśmiech pirata.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [Zygerria] Na ratunek

Postprzez Mistrz Gry » 31 Sty 2021, o 00:10

Kamienna twarz, niby z zaschniętej magmy, zdawała się pękać, gdy ten uśmiechnął się szeroko, obnażając swoje zęby, a właściwie liczne protezy w postaci połyskujących implantów. Czarnoskóry wymienił porządny uścisk dłoni - Przyjemność po mojej stronie - Przywitał się, ale nieco zesztywniał na słowa odnośnie jego sprzętu, ruszył naiwnie oczami w kierunku stolika za Calebem, znajdując tam nic - Widocznie jestem twoim dłużnikiem - odparł schodząc z przyjaznego tonu na neutralny, jakby spodziewał się drugiego dna komunikatu Caleba. Wnet uwaga przekierowała się na kobietę, która ściągnęła kaptur, ujawniając swoje brąz włosy i twarz zupełnie. Czarnoskóry przywitał się z nią serdecznym spojrzeniem, zatrzymując wzrok na pieprzyku przy ustach, kiedy to w końcu zza drzwiczek zaplecza wyszedł szef lokalu. Dostojnie ubrany w schludnego kroju białą koszulę i czarne spodnie. Buty błyskały mu, jakby od nadmiaru kredytów w pełni wypolerowanej białej skóry.
- Ma pateessa, Viego! - Zawołał zygerrianin, znajdując w sobie odwagę i wchodząc pewnym krokiem za ladę - Bo shuda, nieznajomi. Pozwólcie, że postawię wam! Uratowaliście mi lokal, ci gówniarze z pewnością by coś rozwalili! Chodźcie, chodźcie! - Zaprosił gestem do siebie. Gladiator ruszył brwiami ku górze wyrażając nieme zaproszeni i skierował się ku ladzie, gdzie zasiedli we troję.
Nikto wyszli na zewnątrz, aby upewnić się czy nikt nie wpadł na jakiś głupi pomysł. Niewolnice wróciły na salę, w tym twileczka z poprawionym makijażem. Zbierały szklanki po maniakach prędkości.
- Skoop, żyjesz? Beesga, odezwij się. - Gladiator tylko na chwilę chciał się upewnić o stanie Sullustianina, ale tamten tylko wzruszył ramionami i wciąż gapił się zgarbiony gdzieś przed siebie. Miał postawione nowe piwo przy sobie, które nalała mu złotoskóra z polecenia Kittani. Ta jako jedyna z niewolnic, nie uciekła z zamieszania, czekając na rozwój sytuacji. Zdawała zachowywać się naturalnie, mimo wszystko. Viego zaś podniósł lewą brew odpowiadając samemu sobie na zadane pytanie wspomnianemu Skoopowi i zwrócił się wnet ku dwójce nowo poznawanych osób:
- Mam wrażenie, że wasza dwójka się zna. Acz nie jesteście stąd. Co słychać? Jak sztuczki? - Zagadał na wstęp w żargonie szmuglerów, wyczekując obiecanego trunku. Szef lokalu osobiście wstrząsał whiskey z kostkami lodu. Z wysokości jednego łokcia równo nalał trójce siedzących, uzupełnił brzegi szklanek plastrem fioletowo czerwonego cytrusa i sypnął po szczypcie przyprawy do każdego z trunku. Zapachniało gorzką czekoladą, cytryną, cynamonem oraz oczywiście alkoholem. - Dziesięcioletnia. Rezerwa z Dantooine. Przyprawa z kory Krzewoskrzypu, oryginalna z naszych lokalnych plantacji, bez grama metali ciężkich, zanieczyszczeń, ani herbicydów, czysta moc! A to Goola Azalus w moim wykonaniu, na zdrowie. - Barman zapodał pewnym ruchem, popychając każdą ze szklanek, aby ta wsunęła się na swoje miejsce pod ręką każdego, zatrzymując się idealnie tuż przed łokciem. - Dzięki, Autsio. - Odparł gladiator barmanowi, skupiając się na otrzymanej szklance. Łyknął sowicie trunku jako pierwszy i kiwnął głową w uznaniu.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Zygerria] Na ratunek

Postprzez Caleb Quade » 4 Lut 2021, o 13:39

Sytuacja została opanowana, definitywnie. Trio Caleb, Kittani i czarnoskóry gladiator, który nosił imię Viego, jak się kilka chwil później okazało zdusiło w zarodku konkretną rozróbę. Quade zadowolony z efektów spojrzał po swoich rozmówcach i wysłuchał słów gladiatora. Widać nie do końca zadowolony był ze zniknięcia swojego rynsztunku, jednak nie mógł nie doceniać faktu, że to ludzie byłego Jedi położyli na nim swoje ręce. Sprzęt był zabezpieczony i nikomu nie było w głowie aby zatrzymać go dłużej niźli to konieczne.
Kittani jak zwykle zrobiła niemałe wrażenie na otaczających ją mężczyznach, kiedy już zdjęła kaptur, odsłaniając w pełni swoją urodziwą twarz. Sądząc po spojrzeniu Viego, który zlustrował ją spojrzeniem nadwyraz uważnie, na nim zrobiła największe wrażenie. Doskonale. Im większe jego zainteresowanie osobą Levfith, tym łatwiej będzie wciągnąć go w plan dostania się do siedziby rodu Tyne. Teraz pozostało poznać mężczyznę lepiej i wybadać, czy rzeczywiście przeczucie nie myliło Caleba i czarnoskóry Viego będzie cennym elementem jego planu.
W międzyczasie z zaplecza wyłonił się postawny Zygerrianin, dostojnie ubrany, który okazał się nikim innym niż właścicielem przybytku. Dziwnym trafem pojawił się tuż po tym gdy całe zamieszanie rozeszło się po kościach. Przywitał ich wylewnie zaczynając od czarnoskórego weterana areny. Zaprosił całą trójkę, chcąc okazać wdzięczność za ich zasługi. Ruch na sali wracał do normy, kelnerki znów pojawiły się w zasięgu wzroku, porządkując kontuar. Sullustianin nadal zdawał się być w swoim świecie, z którego nie był w stanie wyrwać go głos Viego. Dotyk Kittani i jej subtelne dotknięcie Mocą wywarły aż nadto trwały efekt. Quade ocenił, że kobieta ma już całkiem spore umiejętności korzystania z Mocy, ale drogą przed nią jest nadal daleka. Nie mniej doceniał fakt, że pojawiła się w lokalu niemal perfekcyjnie zakamuflowana - jego wyczulone zmysły nie podszeptały mu, że jest tu jeszcze jedna Mocowładna.
Były pirat skorzystał z zaproszenia sadowiąc się obok weterana, zapraszając Kittani obok.
- Achuta, gospodarzu. Cieszę się, że wspólnie zapobiegliśmy niepotrzebnej dewastacji tegoż przytulnego lokalu - odpowiedział właścicielowi kantyny przyglądając się z aprobatą jak przygotowuje dla nich drinki. Quade osobiście nie był fanem aż tak wyszukanych koktajli.
- Oh, z moją uroczą znajomą znamy się nie od dziś. Współpracujemy od dawna, a tym razem połączył nas wspólny cel - odkąd rozbiliśmy się na tej planecie szukamy twardych ludzi i nieludzi, który chcieliby spróbować swoich sił gdzie indziej. Trzymam rękę na pulsie, na szczęście nie mam tu zbyt wielu przyjaciół. -odpowiedział Viego, a kiwnięciem głowy podziękował za drinka. Ujął szklankę wypełnioną cieczą i zaciągnął się egzotycznym aromatem. Bazę stanowiła 10 letnia Whisky z Dantooine, pikanterii dodawała lokalna przyprawa. Uniósł szklankę do ust i pociągnął pierwszy łyk, mając przy okazji zamknięte oczy. Pozwolił cieczy wypełnić jamę ustną by poznać dokładnie jej smak. Połączenie alkoholu i przyprawy, z nutą cytrusa dawało na prawdę mocną mieszankę. Przełknął drinka i przez chwilę delektował się przyjemnym szczypaniem w gardle. Uśmiechnął się i stwierdził krótko:
- Nagoola - po czym wypił ze szklanki jeszcze raz.
Image
Image
Awatar użytkownika
Caleb Quade
Gracz
 
Posty: 362
Rejestracja: 31 Gru 2012, o 00:10
Miejscowość: Kielce

Re: [Zygerria] Na ratunek

Postprzez Kittani Levfith » 12 Lut 2021, o 20:14

Viego szybko załapał kontakt z nowo poznanymi nieznajomymi. Kittani uśmiechnęła się do niego serdecznie widząc, jak jej się przyglądał chwilę dłużej niż było to konieczne. Nie chciała być nieskromna bądź zbyt pewna siebie ale wiedziała, że tak będzie. Caleb zresztą chyba też wiedział - i o to im chodziło. Jeżeli w jakikolwiek sposób dawało im to przewagę i pozwalało się zbliżyć do ich celu, Kittani była w stanie zrobić wiele. Chwilę później wszyscy przenieśli wzrok na właściciela lokalu, który zjawił się nagle, jakby niesiony radością z zażegnanego przed chwilą kryzysu.
- Bo shuda, przyjacielu. Dobremu drinkowi nigdy nie odmawiam - uśmiechnęła się porozumiewawczo do gospodarza lokalu i wraz z pozostałymi towarzyszami zasiadła przy ladzie. Sullustianin ciągle zdawał się być nieobecny duszą, a jedynie ciałem wśród wszystkich gości lokalu. Kittani zastanowiła się przez ułamek sekundy, czy aby na pewno potrafi panować nad Mocą? Czy nie wywarła na niego, świadomie bądź nie, zbyt dużego wpływu? Szybko jednak porzuciła dalsze rozmyślenia słysząc pytanie, które padło z ust gladiatora.
- Dokładnie tak. Ścieżki naszej dwójki zbiegły się zresztą w podobny sposób, co nasze teraz - poznaliśmy się w kantynie. Pamiętasz? - zwróciła się do Caleba z nikłym uśmiechem. Tak faktycznie zresztą było więc technicznie rzecz mówiąc, Kittani nie skłamała ani trochę.
- Według nas jesteś najlepszym kandydatem w całych Zewnętrzne Rubieżach - dodała z pełnym uznaniem dla jego postawy oraz siły charakteru, o której mieli okazję sami się przekonać. Podziękowała gestem dłoni za przygotowany dla niej drink, przyglądając mu się z zaciekawieniem. Pomimo spędzenia wielu lat w podobnym miejscu jako kelnerka Kittani nigdy nie widziała tak oryginalnego trunku. Upiła pierwszy łyk i pokiwała z nieskrywanym uznaniem, przyglądając się dokładniej przyprawie unoszącej się w naczyniu.
- Grancha. To jedna z najoryginalniejszych propozycji w całej Galaktyce - uniosła drink w geście uznania w stronę właściciela lokalu.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [Zygerria] Na ratunek

Postprzez Mistrz Gry » 17 Lut 2021, o 20:10

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry

Zygerrianin za kontuarem skinął głową w podzięce za komplement. W jego postawie trudno było doszukać się służalczości charakterystycznej dla przedstawicieli jego profesji w innych zakątkach galaktyki. Mimo trudnych dla Zygerrii lat, jej mieszkańcy nigdy nie porzucili godności i wewnętrznego przekonania o swej pozycji.
Ciemnoskóry mężczyzna w zamyśleniu potarł brodę, nie spuszczając wzroku z Caleba.
- Rozbiliście się? A ja myślałem, że jesteście łowcami niewolników, bądź obstawą któregoś z gości gubernatora.
Odpowiedziało mu pytające spojrzenie byłego jedi, które mężczyzna zbył jedynie wzruszeniem ramion.
- Z wyjątkiem tej pani - skinął głową w stronę Kittani - wyglądacie bardziej jak uczestnicy turnieju, niż goście. Nikt z wyższych sfer nie zapuściłby się zresztą w tę część miasta. Poza tym, do turnieju zgłasza się indywidualnie, więc ta szóstka na zewnątrz nijak tu nie pasuje. Jesteście tu z okazji przyjęcia i turnieju, czy po prostu szukacie dobrej okazji?
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Następna

Wróć do Zewnętrzne Rubieże

cron