Akcja przenosi się z WaylandWyszli z nadświetlnej tak, jak poradził im Locust - w odległości uniemożliwiającej imperialnym wykrycie ich. Byli oddaleni od planety o setki tysięcy kilometrów, ale już widzieli brudnozieloną poświatę Taris oraz stalowy kordon statków, broniący do niej dostępu.
Powoli zbliżali się do swojego celu, a Gen'dai tłumaczył swój plan.
- Za moich czasów - tłumaczyła Saine - Na powierzchnię ciągle przylatywały transporty medyczne, niekoniecznie z pomocą "humanitarną", że się tak wyrażę. W moim więzieniu często odwiedzali mnie ci wasi imperialni i wiem, że ich naukowców aż świerzbi, żeby eksperymentować na tej planecie. Czyli podchodzimy do lądowania jak za starych, dobrych czasów.
- Podleć powoli do miejsca, w którym blokada jest najcieńsza - kontynuował Locust - I podaj numery tego statku. Jesteśmy transportem zaopatrzenia dla głównego lekarza.
Blokada rosła w oczach. Zbliżali się powoli, dlatego zanim kontrola lotów ich wywołała, mieli czas popatrzeć i utwierdzić się w przekonaniu, że Imperium rzeczywiście zależało na całkowitym zablokowaniu Taris.
- Tu kontrola lotów, proszę się zidentyfikować - odezwał się kontroler, kiedy tylko Jack odebrał komunikat.
Locust popatrzył na Jacka i kiwnął głową.
- Tutaj prom lambda, nasze numery B-747-28 - powiedział Jack przez interkom - Mamy transport medyczny.
- Numery się zgadzają - mówił kontroler - Ale waszego statku nie ma w rejestrze. Według moich danych nikt nie spodziewa się dzisiaj transportu.
Locust dał Jackowi znak, żeby przedłużał rozmowę, a sam przecisnął się między ich fotelami i zaczął zdejmować obudowę głównego panelu sterującego statku. Saine chciała zapytać, co robi, ale Gen'dai uciszył ją gestem.
- W takim razie macie braki w rejestrze. Przelecieliśmy pół galaktyki, żeby dostarczyć to zaopatrzenie...
- Nie interesuje mnie, ile przelecieliście. Planeta jest zamknięta, bez wyraźnego rozkazu lub przewidzianego powodu nie mogę pozwolić na dokowanie, a tym bardziej lądowanie.
Locust wyszeptał coś do Saine. Kobieta powtórzyła Jackowi. Jack grał dalej.
- Proszę skontaktować nas z doktorem
bzzdź - interkom zatrzeszczał, kiedy Locust wywołał krótkotrwałe spięcie imitujące zakłócenia - ... on wyjaśni
bzzdź... ej misji
bzzdź... imydyna nie może
bzzdź bezużyteczna.
- Przyspiesz - zakomenderował Gen'dai.
Jack zwiększył prędkość, minęli pierwsze statki patrolujące ten rejon blokady.
- Mamy jakieś zakłócenia - powiedział kontroler - Wyłączcie silniki i naprawcie usterkę.
- Nie możemy - łgał Jack -
bzzdź... uszkodzenia.
Bzzdź zatrzymać się.
Locust wyrwał kilka przewodów. Interkom zdechł - nie usłyszeli już kontroli lotów, zobaczyli za to, że z jednej platformy poderwały się dwa myśliwce.
- Nie daj się przechwycić - przetłumaczyła Locusta Saine, kiedy olbrzym rozłożył za ich plecami zapasowy fotel i zaczął przypinać się pasami - Zwolnij, jakbyś chciał się zatrzymać, niech myśliwce się zbliżą. Daj się złapać polu grawitacyjnemu i wchodź pod dużym kątem. Imitujemy katastrofę lotniczą. W atmosferze może nam się zapalić skrzydło. Albo dwa.
Jack zwolnił. Myśliwce wywoływały ich, ale nie słyszeli, co piloci do nich mówią. Obydwie jednostki ustawiły się po ich bokach i eskortowały ich w kierunku platformy.
- Teraz.
Jack wdusił dźwignię przyspieszenia. Lambda wyrwała do przodu, na kilka sekund zostawiając myśliwce za sobą.
Zaczęli przyspieszać, kiedy zbliżyli się do granicy atmosfery. Minęli platformę i wpadli w ciąg grawitacyjny - ostro, pod niebezpiecznie ostrym kątem.
Zaczęło nimi rzucać, a przeciążenie szybko rosło. Myśliwce siedziały im na ogonie, ale weszły pod większym kątem, dlatego były dalej. Skanery wychwyciły następne dwa, które poderwały się z platformy.
- A teraz, człowieku - rzucił Locust, nie kłopocząc już Saine tłumaczeniem - Nie zabij nas.
Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza GryMusicie wylądować tak, żeby to wyglądało na wypadek, ale żeby was nie zabiło. No i macie cztery myśliwce na ogonie.