W miarę treningów Mai'fach zaczynała poświęcać nieco więcej uwagi aspektom Mocy, niż stricte medycznej wiedzy. Daesha'Rha natomiast zaczynała odczuwać wagę swojego nowego "zawodu".
Jako oficerowi medycznemu "Horyzontu Zdarzeń", opieka nad załogą statku spadała właśnie na jej barki. Jej ćwiczenia z Mai'fach szybko skończyły się na zwłokach i zaczęły na żywych pacjentach. Obydwie uznały, że Twi'lekanka nabrała już wystarczająco dużo doświadczenia w pracy klinicznej, a coraz większa wiedza o anatomii i fizjologii humanoidów pozwalała Daesh na pracę w czymś, co Mai'fach nazwała "pełnym wymiarem godzin", cokolwiek przez to rozumiała.
Nantel pokazał jej ambulatorium statku i od tamtej pory Desha'Rha często tam przychodziła i kręcąc się po pomieszczeniu, sprawdzała jego wyposażenie i próbowała sobie wyobrazić pracę w nim. Wkrótce zapamiętała położenie konkretnych narzędzi i urządzeń, a mechanicy i technicy Grimisdala wytłumaczyli jej ich działanie.
Daesha'Rha postanowiła także przysposobić sobie do pomocy Ottę, dziewczynę, która razem ze swoją babką pomogła jej wtedy ogarnąć rannych podczas ucieczki tymże właśnie statkiem. Otta zgodziła się, bo nie umiała odnaleźć się za bardzo ani w roli mechanika, ani pomocy kuchennej. Daesha postanowiła przekazać jej swoją wiedzę, dlatego wkrótce coraz mniej liczne wolne chwile zaczęła poświęcać na nauczanie Otty. Dziewczyna miała olbrzymią wiedzę i tak naprawdę lekcje ograniczały się do nauki obsługi aparatury ambulatoryjnej oraz co bardziej skomplikowanych operacji.
Wkrótce Daesha'Rha stała się jedną z najbliższych Ottcie osób, zaraz po babce oczywiście. Spędzały ze sobą sporo czasu, opatrując wspólnie nawet tak błahe urazy załogi, jak poparzenia czy utarty palców.
Załoga szybko przyzwyczaiła się do swojej opieki medycznej i, ku uśmiechowi Daesh oraz radości Otty, zaczęła (z początku tylko żartobliwie) zwracać się do Twi'lekanki lub dziewczyny per "pani doktor". Otta promieniała za każdym razem, kiedy opatrywany mechanik czy pilot zwracał się do niej w ten sposób i tylko Mai'fach studziła jej zapał prychnięciami i kąśliwymi uwagami o "prawdziwym wykształceniu", "wielu latach ciężkiej pracy" oraz "dzisiejszej młodzieży". Daesha'Rha, od czasu zakończenia studiów tytułowana potocznie "panią doktor", tłumiła wtedy uśmiech i skupiała się na pracy nóg.
Twi'lekanka, mając w perspektywie częste i długie misje z załogą "Horyzontu", starała się poznać jak najwięcej osób z załogi i ze wszystkimi utrzymywać w miarę dobry kontakt. Nie trzeba było mieć doktoratu z behawioryzmu humanoidów, żeby wiedzieć, że jako zwierzęta stadne, osobniki pałające do siebie nienawiścią, zamknięte na małej przestrzeni, szybko skaczą sobie do gardeł.
Nikt jednak nie wzbudzał takiego respektu i szacunku wśród załogi, jak ich własny lekarz. Większość załogantów, mając w perspektywie trafienie na stół pod ręce Daesh i Otty, również starała się o dobre kontakty. W ten właśnie sposób, mimo braku dużego wspólnego doświadczenia, Daesha'Rha zaczynała czuć się coraz swobodniej wśród istot na "Horyzoncie Zdarzeń".
Któregoś razu pod wieczór razem z Ottą sprzątała ambulatorium po szybkim zabiegu rozcinania ropni u Rodianina. Daesha'Rha wiele razy wyciskała ropę z większych lub mniejszych pęcherzy, ran czy wrzodów i zawsze robiła to bez większych trudności, dysponując niewyjaśnioną fascynacją tego typu tworami ciała, ale do tej pory żadne zwierzę nie rzucało się podczas zabiegu tak bardzo, jak ów Rodianin. W efekcie, zanim Otta uspokoiła spanikowanego pacjenta, ten rozchlapał zielono-żółtą wydzielinę po stole i podłodze pod nim.
Uruchomiona niedawno wentylacja statku szybko przefiltrowywała śmierdzące mdląco powietrze ambulatorium, Daesha wyrzucała ostatnie szmaty do spalarki, a Otta opryskiwała stół środkiem dezynfekującym. Wtedy rozległo się pukanie, a po chwili do ambulatorium wszedł Teb, jeden z załogantów.
- Cześć - przywitał się chłopak - Co wam tu zdechło?
Daesha rzuciła w niego czystą szmatą, ale chłopak i tak strząsnął ją z obrzydzeniem. Otta zaśmiała się.
- Lepiej, żebyś nie wiedział.
- Macie już wolne? - zapytał, podchodząc bliżej stołu.
- Jeśli nikomu niebo nie zwali się na głowę, to tak - odparła Daesha'Rha - Co słuchać?
- Nic, tylko deszcz. A po zmierzchu macie coś do roboty? Jakieś medytacje, czy inne pierdalamacje?
- Pier... co? Dzisiaj akurat mam spokój i zamierzam z niego skorzystać, a Otta z tego co wiem nie szkoli się w tajnikach Mocy.
- Aha.
Daesha'Rha uniosła brew i spojrzała pytająco na Ottę. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Co ty kombinujesz, Teb? - zapytała Twi'lekanka.
Chłopak stał przy półce i skubał róg opakowania z wenflonami.
- Aa bo... chłopaki zrobili ostatnio zlewkę, wyszło im trochę tego, więc chcieliśmy zrobić dzisiaj takie jakby spóźnione chrzciny...
Daesha chciała już pytać o zlewkę, chrzciny i tajemniczych chłopaków, ale zaraz wszystko samo jej się poukładało. Otta opowiadała jej już o znikających zapasach słodkich warzyw i owoców, czasem nawet resztkach paliwa do śmigaczy, a Daesha'Rha podczas studiów niejednokrotnie spotykała się z podobnym procederem, głównie na kampusach kierunków chemicznych. Widocznie załoga "Horyzontu" przejawiała podobne zainteresowania, a gdzieś na pokładzie zdążyła już powstać ukryta destylarnia.
- Teb, jako twój lekarz muszę poinformować się o potencjalnych efektach ubocznych takiej produkcji.
- Nie no, pani doktor, nie urodziłem się wczoraj.
- Żebyście tylko nie oślepli zanim odlecimy z Geonosis.
- Jakie oślepli, do oczu sobie przecież nie lejemy, nie godzi się tak za kołnierz...
- Dobra - Daesha machnęła rękami i już chciała zbierać swoje rzeczy, kiedy zauważyła wzrok Teba. Chłopak wyłamywał palce i przestępował z nogi na nogę - Teb, czy...
Zerknęła jeszcze na Ottę, która też zaczęła zachowywać się trochę jak kot z pełnym pęcherzem.
- A, bo wy chyba sami chcecie zostać, co?
Po pełnej ulgi minie Teba zauważyła, że odgadła. Uniosła ręce w geście poddania i wyszła z ambulatorium na korytarz.
- Pani doktor też jest zaproszona - rzucił jeszcze za nią Teb - Tobler mówił, że przyjdzie.
Daesha'Rha oparła się o ścianę naprzeciwko ambulatorium i poczekała, aż chłopak wyjdzie. Nie zajęło mu to długo, bo po minucie czy dwóch wymknął się z sali i pobiegł gdzieś korytarzem. Twi'lekanka wróciła do środka i zaczęła zbierać swoje rzeczy. Nadal nie przeprowadziła się na statek, dlatego musiała jeszcze przejść się do swojego pokoju w grocie.
- Za dwie godziny zaczynają w sali pod magazynem czwartym - poinformowała ją Otta - Geonosianie też będą. Ponoć niektórzy dowódcy wydali przepustki, żeby sobie chłopaki pogadali. A o zlewkach... oczywiście wiedzą tylko wybrani.
- Jak znam życie dowódcy wiedzą o bimbrze tak dobrze, jak my dwie.
- Ale to taka gra. Wojsko czasem przypomina małżeństwo moich rodziców.
- Czyli?
- Każdy robi coś wbrew regulaminowi, a chociaż druga strona doskonale o tym wie, gra polega na tym, żeby tą wiedzą się nie dzielić. Przyjdziesz?
Daesh skończyła się pakować i z torbą na ramieniu czekała na dziewczynę, żeby zamknąć ambulatorium.
- Zobaczę, dobrze? Jestem trochę zmęczona. A tak przy okazji: czyje chrzciny?
- "Horyzontu Zdarzeń", jak mniemam.
W swojej grocie Daesha'Rha usiadła ze skrzyżowanymi nogami na pryczy i zamyśliła się. W sumie to całe spotkanie zapowiadało się interesująco, a ona potrzebowała w końcu czegoś innego, niż praca, trening i medytacja. Dzisiaj miała ochotę być gdzieś, gdzie jest głośno, tłoczno i duszno.
Ustawiła się w kolejce do prysznica, tego wieczoru wyjątkowo skromnej. Udało jej się szybko odświeżyć, zjeść zimną kolację i nawet zdrzemnąć trochę. Przed wyjściem miała iście samiczą ochotę przejrzeć swoje rzeczy, w poszukiwaiu czegoś odpowiedniego do ubrania, ale wiedziała dobrze, że stroje do twi'lekańskich tańców, które tak uwielbiały z matką, dawno przepadły w niebyt. Dla porządku i spokoju zamieniła jednak obecną, tygodniową koszulkę na nową, a co. Raz się żyje.
Nocą w bazie zazwyczaj panowała cisza, jednak tym razem, zbliżając się do magazynu czwartego, Daesha'Rha słyszała już muzykę. Poczuła ekscytację, kiedy warta, złożona z kilku zarumienionych już osób, wpuściła ją po kilku zupełnie niezwiązanych z czymkolwiek pytaniach do środka.
Sala, będąca pewnie tego samego dnia pustą pieczarą geonosiańskiego labiryntu, wypełniona była dżentelistotami, w tym także robalami. Z wyglądu przypominało to wszystko kantynę: na obrzerzach pomieszczenia rozstawiono stoły, przy których można było postać albo posiedzieć i napić się lub pogadać. Na środku wyznaczono miejsce do tańczenia. W centralnym miejscu sali, otoczone tańczącymi, rozstawione zostały głosniki i tak zwany "sprzęt grający" wraz z człowiekiem, który nadzorował muzykę.
Daesha przywitała się z kilkoma osobami, spotkała nawet Treca, poparzonego uratowanego z "Shooting Stara". Mężczyzna, zauważywszy że Twi'lekanka chodzi z pustymi rękami, szybko wynalazł skądś coś pełniącego rolę kubka i zaraz nalał jej z kanistra po paliwie. Pzrepili do siebie, chociaż Daesh profilaktycznie zmoczyła tylko wargi, poklepali się po plecach i rozeszli.
Wśród ludzi skaczących i krążących w ciemnościach, które miały imitować ośweitlenie klubów na bardziej cywilizowanych planetach, udało jej się odnaleźć Toblera. Gunganin rozmawiał z kilkoma ludzkimi mechanikami i żywo przy tym gestykulował.
- Tobler! - zawołała mu prawie do ucha, przekryzkując muzykę.
- A, Daesh, cieszę się, że przyszłaś! - odkrzyknął. Po jego oczach widziała, że impreza rozpoczęła się jednak wcześniej, niż myślała - Nalali ci?! Bardzo dobrze, dama nie może tu chodzić z pustym kubkiem! Panowie, przeprosimy was na chwilę...
- Co?!
- PRZEPROSIMY NA CHWILĘ!
- ALE CO SIĘ PALI?
- NIEWAŻNE!!! Chodź Daesh, dadzą sobie radę.
Tobler zaprowadził ją do stolika bardziej oddalonego od parkietu. Tam krzyczeli trochę mniej, żeby się usłyszeć.
- Mai'fach cię puściła? - zapytał Tobler, łyknąwszy ze swojego słoika.
- Dzisiaj miałam wolne.
- Ha, dobrze się złożyło. Nie wiedziałem, że ci rebelianci potrafią się dobrze bawić.
- Kto by pomyślał, że zwykli z nich ludzie, prawda?
- To samo sobie pomyślałem! - wykrzyknął i po chwili dodał: - Strasznie się cieszę, że przyszłaś.
- Musiałam się trochę zresetować. A potem będę miała do ciebie sprawę.
- No proszę. Co tam?
- Nic, tylko deszcz - powiedziała, powtarzając ulubione powiedzonko załogantów Nantela. Ponoć Grimisdal zaczerpnął je z jakiegoś starego holofilmu - Ale powiem później, tu jest trochę za głośno.
- Dziwię się, że jeszcze nie ogłuchłaś. Myślałem, że nie lubisz głośnej muzyki.
- Ja też!
Mężczyzna na środku parkietu zmienił
utwór. Od stołów oczepili się ludzie i grupkami zaczęli powiększać tłok na środku. Coraz więcej osób gromadziło się tam i zaczynało skakać do rytmu. Daesha'Rha odetchnęła głęboko dusznym powietrzem, przez chwilę zachwycając się chwilą i emcjami, które aż biły od wszystkich tych osób. Poczuła się oderwana od świata, prawie jak podczas medytacji - patrzyła na uśmiechnięte kobiety i mężczyzn, na tańczących Geonosian i poczuła przemożną radość, taką głęboką, prosto z tzrewi. Żyli, byli bezpieczni, młodzi i w miarę zdrowi. Bawili się.
Tobler osuszył słoik, postawił go na stoliku i wyciągnął do niej rękę.
- Mogę prosić na parkiet?
Z chęcią odstawiła kubek i złapała Gunganina za chłodną i wilgotną dłoń. Z zaskakującą dla niej łatwością wbiła się w rytm i ożywiła ruchy, które pamiętały mięśnie, ale o których prawie zapomniała sama.
Jakże dawno nie tańczyła na twi'lekański sposób. Chociaż teraz każdym ruchem starała się opisać wręcz historię tego wieczrou i oddać w nich swoje emocje, przypominała sobie mignięciami wieczory z matką, kiedy razem uczył się tego teatru ruchu. Teraz, otoczona muzyką, oślepiona brakiem światła, z Toblerem jako jedynym punktem trzymającym ją w tym świecie ciemności i hałasu, po raz pierwszy opowiadała historię i tworzyła ją jednocześnie.
Napędzana emocjami, odrobiną alkoholu w żyłach i Mocą, którą nieświadomie zaczęła przepuszczać przez siebie i Toblera, długo z nim tańczyła. W końcu, kiedy ekipa na parkiecie wymieniła się, Naczelny Władca Bitu, Oświetlony Naczelnik Rytmu, Cesarz Basu i Nadszyszkownik Metrum zarządził krótką przerwę. Zapuścił zapętlony wolny
utwór i wydostał się ze swojego gniazda w posuzkiwaniu czegoś do picia.
Daesha'Rha i Tobler wrócili do swojego stolika. Po drodze Twi'lekanka dostzregła Ottę, która pod rękę z Tebem szła na parkiet. Pomachały sobie ponad głowami innych imprezowiczów, ale Daesha domyśliła się, że tego wieczoru powinna dać Ottcie trochę swobody.
- To co za sprawę do mnie miałaś? - zapytał Tobler zachrypniętym od krzyku i alkoholu głosem.
- Chciałam zapytać, czy gdyby Nantel i twoi przełożeni się zgodzili, to dołączyłbyś do nas na "Horyzoncie".
- No proszę. A pytałaś już kogoś z nich o zgodę?
- Jeszcze nie, ale jutro pogadam z Nantelem. Jeśli oczywiście miałbyś ochotę. Tam też mógłbyś zajmować się mechaniką i tym podobnymi.
Gunganin potarł nasadę nosa i zamyśłił się na chwilę.
- Długo nad tym myślałaś, prawda?
- Mówiłam ci, że nie lubię pożegnań. A mi pracowałoby się lepiej, gdybym wiedziała, że w razie czego sama mogę się o ciebie zatroszczyć.
- Ha, myślałem, że do tej pory to ja się o ciebie troszczyłem - uśmiechnął się - I chociaż polubiłem tych Geonosian, to ta załoga też wydaje mi się miła. Właściwie, po dzisiejszym wieczorze jestem przekonany, że potrafią się też bawić, także... chętnie.
Daesha'Rha uścisnęła go któtko.
- Mam nadzieję, że Nantel się zgodzi przyjąć kolejengo członka załogi. Bo jeśli tak, to mamy właśnie coś na kształt domu, Tobler. Nasza własna Kraina Jezior.
- W rzeczy samej - powiedział, wznosząc z nią toast - W rzeczy samej.