Content

Przestrzeń Huttów

[Gamorra] - Gambit Knurów

Image

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 6 Maj 2019, o 23:40

- Wielki Surggark. Niech posłucha co wiatr niesie - knurzy wojownik pokłonił się wodzowi w jego szałasie tronowym. Skłon pełen szacunku i strachu znalazł ciszę w odpowiedzi. Liczne trofea z kości i obdartych twarzy zapełniały całą przestrzeń, w której dopiero rozbrzmiał jego głos. Zdobycze jasno sugerowały, iż ma się do czynienia z wielkim łowcą... albo równie okrutnym oprawcą. Niewzruszony wódz stał przed swoim tronem z czaszek przeróżnych stworzeń. Trzymał on ręce z tyłu i wpatrywał się w punkt na suficie, nieruchomy niczym posąg. Wojownik doznawszy wymownego milczenia kontynuował swoje relacje, mówiąc do szerokich pleców Surggarka.
- Działania klanu Nurry zakończyły się sukcesem. Otrzymałeś zaproszenie, by spotkać się z Gweekiem z Gwiazd, aby omówić przyszłość. Oto dowód chęci rozmowy... - posłaniec położył przed piętami wodza komunikator i kontynuował.
- Gruba mówi, że udać się przymusem być, ale i okazją. Ty wiedzieć co, bo czekasz na znak - Surggark jednak nawet nie drgnął, by spojrzeć co zostało przyniesione. Wciąż patrzył się w punkt w szałasie, a konkretnie w małą dziurkę, przez którą przedostało się światło zewnętrzne.
- Przekaż Grubie, żeby wybrała się do Gweeka na gadanie - Wódz zagrzmiał niskim złowrogim bassem, po czym znów zamilkł. Używał pomyślunku, na prawdę używał pomyślunku, a jego podwładny wiedział co to znaczy. Trzeba było czekać co powie dalej.
- Każ zebrać obóz. Niech grupa Suma zaczai się na klan Klogi. Nie pozwolić by ktokolwiek z klanu Klogi dostał się na posiedzenie. Każ by zbierali zabitych wroga. Nie mogą też zostawić żadnych śladów walki - wódz w końcu obrócił się ku posłańcowi.
- My zaś uderzymy na klan Hugba. Tej nocy...

***

Wielkie pojednanie na prawdę zapowiadało się pomyślnie. Wódz-W-Boju oprócz próby pomyślunku, miał też próbę głowy na ten inny sposób. Co jak co interesy bez garnka bimbru, to nieudane interesy.
Już w pierwszych dniach, Gweek przyjął trzech wodzów i dwie matrony, co reprezentowali większe ugrupowania. Każdy z nich chętny i otwarty do rozmowy, a po odpowiedniej ilości płynów wyskokowych od razu można było przejść do omawiania istotnych detali. Byli to ich najbliżsi sąsiedzi, co mieli w swej władzy pomniejsze okoliczne klany. Konkretnie klan Vumy, klan Ogi, klan Woozgi, klan Delmy. Przybył też wódz Wolnych Grzybiarzy Zumb, co przewodził nomadycznej grupie wędrujących Gamorrean, którzy nigdy nie ogłosili się żadnym klanem.
Wolni Grzybiarze byli jednak okryci złą sławą i nie byli lubiani przez inne klany. Degeneraci, mordercy, bandyci, świnie bez honoru, złodzieje, banici... Wszyscy tacy mogli znaleźć swoje miejsce u Wolnych Grzybiarzy i jeśli nie zginęli z innych przyczyn, zwykle właśnie wśród nich mogli żyć dalej. Znani byli z czynów, które nie przystawały Gamorreanom, już lepiej było opuścić planetę. Choć sami o sobie mówili, że zwykle tylko zbierają grzyby i nie napadają bez powodu na innych.
Przybycie Zumby obiło się echem i od razu stało się przyczyną pierwszej bójki...

Kiedy to Nurra rozmawiała z Vumą, a Gweek z wodzem klanu Delmy, Progiem, wybuchła niemała wrzawa na podwórku. Gweek, po kolejnym głębszym łyku, był właśnie w trakcie wymiany poglądów odnośnie wpływów sił zewnętrznych na ich planetę. Ten punkt odniesienia był prostym pomostem zrozumienia z Progiem, a Gweek był już niemalże pewien, że udaną rozmową przy dobrym trunku zaskarbi sobie przychylnego sąsiada, kiedy to jeden z jego knurów przybiegł, najwidoczniej ze sprawą niecierpiącą zwłoki.
- Wodzu! Bićta się chcą! Na placu zgody goście krew rozlewać chcą!
Prog intuicyjnie podniósł zad z siedzenia i odruchowo z Gweekiem oboje ruszyli ku zdarzeniu.

- Tożto Zumb. Gniot nad gniotami! Zakała Gamorry! Zasraniec miał czelność dupę z krzoków wystawiać?! - wybełkotał pijany Prog, po czym zarechotał obleśnie, pewny, że tamtego czeka mierny los. Rzeczywiście Zumb, przybył zaledwie ze swoimi dwoma towarzyszami, a wszędzie byli wojownicy Gweeka oraz goście. Sam niesławny wódz, był dość niski i trochę garbaty jak na gamorreana. Zdawał się być słaby jak na standardy męskiego osobnika, a i wiek najwidoczniej mu już nie służył. Przy boku nie miał topora, a dwa krótkie jak sztylety noże. Z oczu zaś kipiało pełne pewności spojrzenie. Jego przyboczni mieli przy sobie karabiny blasterowe na plecach i zwykłe pałki u boku. Wyglądali na zaprawionych wędrowców gotowych na wszystko. Nikt, choćby o pozorach szacunku, jednak nie ważyłby się nosić broni blasterowej w okolice posiedzenia rady podczas rozmów dyplomatycznych.
Na przeciwko nim stał wódz klanu Ogi - Glomb i jego świta. Wszyscy wyciągnęli topory, a nieco podchmielony Glomb szydził i wyzywał do walki Zumba, żeby zakończyć jego żywot...
- Poczwaro! Wkońcum Ci łep ujebiem, cholero grzybowa!
Sytuacja wyglądała na jednoznaczną, chyba, że gospodarz miał zareagować. Zumb jednak nie sięgał jeszcze za broń. Szukał wzrokiem osławionego Wodza-W-Boju
- Nie z Tobą mi paplać, ani z nikim innym! Do Gweeka pomówić przybył!

Wolni Grzybiarze, to tacy gamorreańscy bandyci. Różnią się znacznie od takich ludzkich kilkoma ważnymi aspektami (nie znasz ich jednak, jedynie słyszałeś że paskudy z nich), ale wciąż nie są lubiani przez gamorrean i uznawani są za wrogów każdego szanującego się klanu. Pytanie, czy czekasz na wynik walki 3 vs 6. Czy interweniujesz? Jeśli interweniujesz to w jaki sposób? Możesz też opisać przykładną dyskusję z wodzem, którego to przegadałeś jak chciałeś przy odpowiedniej ilości zacnego trunku ;)

A pierwsza część tego posta to tylko taka zapowiedź nadchodzących kłopotów ^.^
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Gweek » 11 Maj 2019, o 21:25

Dom. Słowo wypowiadane we wszystkich językach oznaczało zawsze jedno i to samo, niezależnie od rasy czy miejsca, gdzie się ten dom znajdował. Gweek powoli łapał się na tym, że wiele do szczęścia mu nie trzeba. Konsumpcja, Kopulacja i Konfrontacja - te trzy słowa w zupełności przedstawiały jego poprzedni żywot. Tak odległy, ale teraz i przyziemny. Sny powoli zaczęły się ziszczać. Daleko też nie musiał szukać, by znaleźć pobratymców podobnych mu sposobem myślenia. Zresztą, rasa Gamorrean tak miała. Jeść, pić, pierdolić, a na koniec i przypierdolić. Ot co, cała filozofia. Wszystko i nic. Gdzie serce Gweeka, tam i dom jego, a serce Jego należało do Nurry. Ambicje miała wielkie, w porównaniu do Niego samego.

Po Wielkiej Wojnie nawet planeta-matka Gamorr jakby potrzebowała chwili wytchnienia na wylizanie ran. Konflikty lokalne wygasały, nastawał czas odprężenia. Na nowo organizowano porządki, osiedlano lub odbudowywano opuszczone osady. Kładziono podwaliny pod przyszłe ośrodki władzy, która nie lubi pustki. Wieści o różnych "takich" niosły się szybciej niż by kto myślał, a miał nad czym. Wysyłano więc posłańców, by wysłuchali to, co do powiedzenia ma najsilniejsza frakcja - klan Nurry. I jego Wielki Wódz.


***

Pewnych rzeczy się nie zapomina. Technik i sposobów na sponiewieranie. Wróć. W czasie tęgiego chlania i tuż po nim, wszystko się zapomina. Mówią, że najważniejsza w tym wszystkim jest mocna głowa. Albo gabaryty. I mówią wtedy, że "ma w co wlewać". To prawdą nie jest. Zupełnie na tym się nie znają, oj nie. Mało to razy pił z większymi od siebie i co? I nic. Pił dalej, gdy im z gymby się ulewało. Zdarzało się też, że małe obszczymurki innych ras, zbierali jednookiego z podłogi, gdy im nic zupełnie nie było. A pili nawet więcej i szybciej niż gamorreanin. Bo liczyło się to, co każdy ma w środku. Organ odpowiedzialny za wytrzymałość. Odporność na alkohol. Wątroba lub nawet dwie.
Odstawienie alkoholu na kilka miesięcy dało czas na jej regenerację. Ciało odpoczywało, nabierając tężyzny i krzepkości. Poziom tłuszcz rósł niebezpiecznie, do granic przyzwoitości. Każdy szanujący się syn Gamorr miał swój brzuch. Zawsze było ich dwóch. Nie mniej, nie więcej.

Okazji do biesiadowania miało być dużo. Czas sprzyjał przygotowaniom do przyjmowania kolejnych gości, dyskutowaniu nad sprawami ważnymi, snuciu dalekosiężnych planów. Zebranie odpowiedniej liczby przedstawicieli klanów wymagało wielu dni. Dni drogi przez gąszcz, dżunglę i nieprzebyty ocean zieleni, ale też i sutego jadła, skrapianego napitkiem mocnym. Pojawienie się pierwszych delegacji zwiastowało mały sukces. Dobrze się działo, że słowa zaproszenia nie poszły na marne, a na podatny grunt, gdzie zaczęły powoli rosnąć. Do wydania plonów było im jeszcze daleko, wszak trzeba było jeszcze oddzielić ziarno, od plew.

Okoliczni sąsiedzi wykazali się roztropnością, chcąc żyć w zgodzie z sąsiadami i według tradycji. Słowne molestowanie i maglowanie przybyłych, przerywane zakąsaniem, powoli wychodziło na dobre. Nie mogło zabraknąć "między słowami, łyka trunku". Z matronami szło by mu znacznie łatwiej na osobności, ale wolał nie kusić losu, mając u boki najpiękniejszy kwiat tej planety. Wszak prędzej czy później będzie musiał stawić rogi i odpierać fizyczne aspekty zawierania sojuszy.
Progg wzięty w obroty, dał się wplątać w dyskusję o najemnikach Huttów, panoszących się po Nielegalnym Mieście. Urabiany wizją małej liczebności i braku agresji z ich strony, nie mogli stanowić większego zagrożenia, z którym nie daliby sobie rady nawet teraz. Sława i łupy z tego podboju przedstawią małą wartość, a i handel mógł przynieść wiele korzyści. Gweek wręcz wpoił swój punkt widzenia Proggowi nie tylko za sprawą trunków jak i przenikliwości, że da się łatwo uzależnić od dostaw żywności nieproszonych gości. Bez dostaw z zewnątrz są na łasce mieszkańców Miasta i jego okolic, więc to i od nich zależeć będzie, co z nimi poczną. Należało wszak się prędzej dowiedzieć, po co tu jeszcze siedzą.
[aka/[/aka] Omawiać zaczęli temat Wulkanu i pasożytów go oblepiających. Wszak nie wiedział co to za jedni tam przebywają i na czyje zaproszenie żerują po zboczach i ubijają zwierzynę biednym acz licznym, okolicznym społecznościom. Nie dane im było wymienić więcej jak kilka zdań, jak wyskoczyli przed wielki namiot. Tam też wyższy z dwójki mógł usłyszeć i zobaczyć na własne oko, kogo wiatr przyniósł.

Pojawienie cieszącego się złą sławą wodza Wolnych Grzybiarzy, niejakiego Zumba, zwiastowało nie lada kłopoty. To i owo wiedział na jego temat. Nieprzychylnie o nim mawiał każdy zapytany ryj. Jawna drwina dochodziła do uszu obecnych, chwytano nawet za broń. Podpitym było bliżej do rozlewu krwi, na ich korzyść przemawiały liczby.
- Słyszałeś Glombie, co mówi Zumb? - już chciał się specjalnie przejęzyczyć i powiedzieć głąb. Uśmiechnął się pod nosem i mówił dalej stanowczo, aby mu nie przerwali. - Ja go tu zaprosiłem i moim gościem jest. Skoro przyszli, to odpowiadam za całą trójkę. - podchodząc bliżej, przemawiał dalej.
- Za waszą szóstkę też. Oraz za czyny, których się tu dopuścicie. Za każdego tu obecnego odpowiedzialność ponosił będę ja. Podnosząc rękę na moich gości, przysporzycie mi tylko hańby. To jest tak, jakbyście zaprosili całą swoją rodzinę na wielką ucztę. Wiecie, że dwaj braci są śmiertelnie ze sobą skłóceni i siebie unikają jak tylko mogą. Jeden nie wie, że drugi też się pojawi, w samym jej środku. Gweek podszedł do Glomba, wziął od niego arg'garoka.
- Wiele złego o Zumbie słyszałem, więc broń przyda mi się bardziej. Ma odwagę i jaja wielkie jak głazy, przychodząc tu do nas w przyjaźni.
- Trzy jaja.
- Ptak się nie wykluł.
- dorzucał ktoś z tłumu.
Milczeć! Bo ozory pourywam! Wiedział, że wrogów wielu tu spotka, a i tak przybył z ledwie dwójką wojowników. Wysłucham go tak, jak i was wysłuchałem. wskazawszy namiot, gdzie mieli w spokoju usiąść i omówić kilka kwestii, powoli ruszył
w tamtą stronę.
- A wy tak nie stójcie bez celu z narzędziami w ręku. Oprawcie zwierzynę, bo koledzy zmęczeni i głodni. Gdzie wasza gościna? Ehh - westchnął na końcu.
Pytań i wątpliwości było wiele. Może powinien dać im się powybijać? Albo to tylko podpucha, że jest ich tylko trzech, a reszta czai się gdzieś w pobliżu? Najgorsze plotki o Grzybiarzach staną się faktem czy mitem? Grozi mi bezpośrednie niebezpieczeństwo i mam się czego bać?
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 14 Maj 2019, o 13:40

Glomb usłuchał, podobnie jak reszta okolicznych wojaków. Zrobili to z niechęcią i nie obeszło się bez pomrukiwań niezadowolenia. Gweek w konsekwencji zrobił niemałe wrażenie na Zumbie. Ten wystąpił sprzed swoich ochroniarzy i skłonił się w pełni szacunku i uznania.
- tak jak mówią... płaszczy się jak wunsz... nie ufaj mu wodzu! - jeden z jego własnych wojowników zawołał nim Grzybiarz się odezwał, a reszta zaczęła kiwać głowami z aprobatą.

- dziękuję za okazaną gościnność Gweeku z Gwiazd. Słowo o Tobie chwalebne się niesie i choć niegodzien przybyłem tu z wieścią swoją. Grzybiarze uznali, że powinni wyjść z rozmową, to z bardziej pojętnym wodzem - zaczął Zumb, chcąc przejść pierw przez kurtuazję, by za pewnie potem omówić na osobności cel jego przybycia.
- Grzybiarze som bez matron! Nie majo honoru! Zatruwajo broń i w nocy jak śpisz zabijajo! - ktoś jeszcze zaszumiał z daleka, a z tłumu który się zebrał przy zdarzeniu wyłonił się zaraz starszy z klanu Woozgi. Szanowny Starszy Cul, którego już Gweek zdążył z pierwszego wrażenia poznać jako sceptyka i zarozumialca. Po pierwszej wymianie spojrzeń jak go przyjmował, czuł że będą z nim kłopoty.

Oto i one.

- Widzę Gweeku, że ze żmiją niegodną gadasz. Dogadywać się chcesz? Tożto demon, dupoliz i zdrajca. Własną matkę zabił. Ojca otruł. Brata zaś zdradził w bitwie.
- Cholerny staruch... - burknął pod nosem Zumb, Cul jednak mówił dalej. Mówienie szło mu całkiem dobrze. Inni słuchali co ma do powiedzenia.
- Być może podobni do siebie jesteście! - ten nagły zarzut był obelgą. Wojownicy Gweeka warknęli złowrogo. Ci którzy mieli okazję walczyć z nim w ramie w ramie zagotowali się w środku i sięgnęli od razu po broń. Lada chwila mogło dojść do rozlewu krwi.
- przepraszaj za to padalcu, bo ciem zaraz zmieciem!!! - wyszedł przed szereg Thurg Utopiec, gotów do walki. Cul jednak mówił dalej
- Nie no, nie aż tak są podobni. Swój do swego jednak ciągnie! Być może nie wiecie, ale Gweek z Gwiazd dokonał rzezi na matronach! W swej kampanii wojennej zabił te, które życie dają! Matron nie zabijamy! To wbrew tradycji i zasad. Chyba żeś Grzybiarz. - Gweek pamiętał to zdarzenie, to wtedy kiedy odnalazł Nurrę, wtedy gdy słyszał ten głos. Tymczasem zarzut rzucił kolejne pomruki i dziwne zapytania. Wojownicy Gweeka jednak ledwo wstrzymywali się by nie rozbić łeb temu Culowi. Wojownicy klanu Woozgi też stanęli w gotowości. Pytanie tylko jak ten Cul się tego dowiedział?

Zagramy przy okazji w mini-grę, choć traktowałbym to raczej jako punkt kontrolny:
Oto klany i ich aktualne nastawienie ku Tobie. Nastawienie, czyli w sensie opinia przeciętnego członka klanu oraz klanów mniejszych im podległych. Jeśli jest określona wartość, to jesteś pewien tej wartości. Skala jest od -5 do +5. Skala jednak może nie obejmować nastawienia konkretnych osób.
-5 zawzięta nienawiść
+5 prawdziwe uznanie i pełne zaufanie, w przyszłości skłonni do fuzji klanów.
Wypiszę i będę również z każdym postem aktualizował listę wprowadzanych członków poszczególnych klanów, żeby łatwo było się połapać.

Klan Nurry: +6 (musiałbyś zawieść swój klan, żeby opinia spadła)(Klan Nurry jeszcze uzupełnię, bo masz tam trochę postaci, które trzeba odnotować, powoli się ich wprowadzi ;) )
Wojownicy: Thurg Utopiec
Matrona Nurra
Wódz Gweek

Klan Delmy: +4
Matrona Delma
Wódz Prog

Klan Woozgi: +2
Matrona Woozga
Starszyzna: Cul

Klan Vumy : +3
Matrona Vuma

Klan Ogi : +3
Matrona Oga
Wódz Glomb

Klan Gruby : ???
Matrona Gruba
Wódz Surggark
Klan Hugby : ???
Matrona Hugba
Klan Klogi : ???
Matrona Kloga

Wolni Grzybiarze : ???
Wódz Zumb
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Gweek » 21 Maj 2019, o 22:04

Widać nie tylko sąsiednie klany złowrogo i z pogardą traktowały Grzybianych Włóczęgów ale też ostrzeżenia idące od własnych kompanów nie mogły zostać puszczone mimo uszu. Skądś ta opinia musiała się brać, bo przecież i Gweek wiedział, że w każdej bajce tkwi choć ziarenko prawdy. Jeśli faktycznie potwierdzą się występki o owych wyrzutkach z tym, co o nich mawiają, to będzie nie lada problem. Pierw jednak musiało dojść do bezpośredniej rozmowy. Tymczasem słuchał dochodzących do niego głosów z różnych stron, tracąc powoli cierpliwość.

- Cicho być! Niech mówi. - nieco uspokoił najbliżej stojących, trzymając balans miedzy wykrzykiwaniem sobie wzajemnie obelg, a rękoczynami. Coraz liczniejsze grono gamorrean się zbierało dookoła, bo każdy chciał zobaczyć i usłyszeć, jak sprawa się zakończy. Podniesione głosy nagle ucichły, przeistaczając się w złowrogie podszepty, gdy Cul wygłosił swe oskarżenie. Część z obecnych tu dźentelistot mogło poświadczyć, że jest to fakt, a nie wymyślony na poczekaniu mit. Łatwo też chlapnąć to i owo, będąc pod wpływem płynów rozplątujących język. Jedno w tym wszystkim przynajmniej było dobre. Nie został ukatrupiony na miejscu, a nawet miał możliwość się bronić przed zarzutami.
Chwilę myślał nad tym, co ma powiedzieć. Jak się usprawiedliwić przed niemałym tłumem, rządnym zaprzeczenia lub potwierdzenia zasłyszanych rewelacji. Wyciąganie broni i ponowny podział dotychczasowych kompanów na poszczególne klany przyspieszył decyzję. Coś musiał powiedzieć lub zrobić, by nikt nie skoczył Culowi lub komu innemu do gardła.

- Zwołajcie tu wszystkich, bo prawdy przed wami nie będę ukrywał. - wbił topór w ziemię przed sobą. Kupił sobie chwilę czasu, nawet jeśli wszyscy obozowicze są już w tłumie. Gweek starał sobie przypomnieć samo zdarzenie i wszystko to, co mówił w kierunku innych klanów do tej pory. Lekko szumiało mu w głowie i oby język się nie plątał.
- Nie przerywałem wam, gdy wy mówiliście. Nawet wtedy, jak z waszymi słowami się nie zgadzałem lub mi się one nie podobały. Podobnie uczyńcie, dopóki nie skończę. - zaledwie kilka głów pokiwało, reszta stała dalej, podzielona na kilka obozów.
- Wezwałem was z kilku ważnych powodów. Część z was już je poznała, natomiast reszta i nieobecne klany, powinni niebawem usłyszeć to samo, co wszyscy zebrani do tej pory. Jesteście mi to winni, niezależnie od decyzji jaką za chwile podejmiecie. Udało mi się zebrać was w jedno miejsce. Udowodniliście więc, że umiecie współpracować. - zrobił sobie chwilę przerwy, przełykając ślinę . Najważniejsza część dopiero przed nim.

- Ale nie o tym chciałem mówić. Przyznaję się do zarzucanych mi przez Cula czynów. - szok i niedowierzanie przeszło wielką falą przez zebranych. Głośno wypowiadano pzdaia typu - Co?!?! - To nie możliwe! - Jak to?!
- Możecie się poczuć oszukani, że od razu tego nie wyznałem. Może to błąd, że taiłem to przed większością z was tak długo. Nic mnie nie usprawiedliwia przed brutalnością i pogwałceniem praw, jakich się dopuściłem. Potwierdzić to mogą moi towarzysze, co na własne oczy widzieli, co się wtedy wydarzyło. Wiecie jaki koniec spotkał matrony, które zamiast dawać życie, odebrały mi i Nurrze nienarodzone dziecko. Piękne słowa mówiłem i każde byłoby zatrute, gdybym dziś głośno nie wołał : Hańba i biada mi! - dał chwilę zarówno sobie jak i reszcie, na przetrawienie owych rewelacji.
- Skoro macie być Wielką Radą Starszyzn Klanowych, to powinniście ze sprawą się gruntownie zapoznać. Omówcie sami, jakie kary wchodzą w grę, a na końcu przegłosujcie, czy większość z was się z tym zgadza. Na samym zaś końcu, wydacie mi sprawiedliwy osąd. Tak zrobiłbym ja, ale nie mogę być sędzią we własnej sprawie. Każdy jest równy wobec prawa, niezależnie kim jest lub czego dokonał. Jest to też dobry czas, abyście pokazali, że wasze ustalenia są wiążące i każdy ma je respektować. Mój klan dokładnie opowie wam jak było i zostanie wyłączony z obrad oraz głosowania. Jest to moja ostatnia decyzja - jako członka Rady. - na tym zamierzał zakończyć swój wywód, choć pociągnął temat dalej.
- Zrzekam się też bycia wodzem, gdyż na czas wojny mnie nim obrano. Wisząca nad mym imieniem Wielka Hańba, nie może zniszczyć zalążka tego, co właśnie tworzycie. Dobro wspólne jest ważniejsze, niż moje własne. - na koniec zaś dodał:
- Ty zaś Culu, śmiałeś nazywać mnie Grzybiarzem. I masz do tego prawo. Więc jeśli wódz Wolnych Grzybiarzy zechciałby mnie przyjąć, skorzystam z jego propozycji.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 22 Maj 2019, o 10:59

Grzybiarze byli szczególnie potępiani ponieważ występowali wśród nich przede wszystkim Ci, którzy uniknęli należnej im kary, w tym kary śmierci. Uchylali się sprawiedliwości, tradycji, wszystkiemu.
Dla swojego klanu nadal był wodzem. Nikt nie chciał go skazywać na banicję, potrzebowali go. Oficjalne przyznanie się do winy zaskoczyło Cula. Sądził, że ma do czynienia z typowym wodzem, który dorwał się do koryta. Nie spodziewał się, że napotka knura gotowego do poświęceń. Przecenił swoje możliwości. Za szybko wyszedł z tą niewygodną sytuacją. Gweek mógł teraz zostać oczyszczony z winy przez radę. Wszyscy zgromadzeni oprócz niego i może paru innych lubili go, duża cześć rzeczywiście szanowała, a jego sam klan pozostawał mu niezmiernie lojalny. Dobrowolnie poddając się procesowi tylko udowodnił to, że jest prawdziwym wodzem. Ich wodzem, a Ci nie chcieli go tak po prostu oddawać. Na pewno nie klan Nurry.
- Mimo wszystko to nasz wódz! - wystąpił na scenę Guttor
- I tak to prawda. Haniebny to czyn był! Osądźcie go jednak zgodnie z tradycją! Tylko spójrzcie jakie różnice są między nami. Szanowny klan Vumy! - rzucił w kierunku wodza Vumy Frohga
- Jak u was się kara morderstwo Matrony?
- Urwanie łba - odpowiedział krótko ponury i zwykle milczący wódz. Guttor wypytywał dalej
- Szanowny klanie Ogi? Wasza kara?
- Zagłodzenie na śmierć - odpowiedziała matrona Oga, która coś sobie jeszcze podgryzała przy okazji. Jak na ironię, ta baba zawsze miała coś w ustach.
- Szanowny klanie Delmy
- Wrzucenie do wrzącego oleju - odpowiedziała smutno Delma. Widać nie takiego losu życzyła Gweekowi
- Szanowny klanie Woozgi
- Nabicie na pal - odpowiedział wódz Blurg, który z ciekawością obserwował jak się sprawa potoczy. Guttor usłyszał cztery razy śmierć, nie za bardzo wiedział jak wybrnąć z tej sytuacji. Wnet sama Nurra wystąpiła w obronie swojego ukochanego. Zdążyła obmyślić już plan. Wcześniej podczas licznych rozmów zdołała też pozyskać sobie sojuszników.

- Zgromadzeni. Jakże odpowiedzieliście na pytanie sprawnie. Odpowiedzcie jaką karę wyznaczycie temu kto zabił niewinne dziecko. My, każdy z nas na pewno nie raz zawinił w swojej ścieżce zgodnej z tradycją. Zaś morderstwo dziecka, takiego tuż przed porodem. Jak tradycja odnosi się do czegoś takiego! - trafiła w czuły punkt każdej matrony. Maciory chętnie odpowiadały jedna przez drugą.
- Jak się kara wymuszenie przysięgi, biorąc za zakładników matrony i potomstwo? - kolejna fala odpowiedzi sugerowały ponownie śmierć. Nurra wspominała wszystkie grzechy klanu Obrogga.
- Walczyliśmy z klanem Obrogga, którzy dopuścili się tego wszystkiego. Sprzedawali nasz własny lud Huttom, jako tania siła robocza! W szale wojny i żądzy sprawiedliwości mój Gweek posunął się za daleko. Zapomniał o miłosierdziu w chwili ciężkiej próby. A jak Wy byście postąpili? Każdy czyni błędy, niektóre są niewybaczalne, ale czy nie powinniśmy i my nie zapominać o miłosierdziu? Oto on, stoi tu przed wami gotów przyjąć osąd, nie jak tchórzliwi Grzybiarze! I to nie jego słowa są siłą, a czyny! Gdyby nie on, Obrogg nadal by sprawował władzę na tym obszarze, a my nigdy byśmy się nie spotkali w tak wyniosłym i godnym celu pojednania! - mowa ta rzuciła tłum w refleksję. Nurra potrafiła urządzić scenę, poruszyć emocje kłębiące się w środku. Z tłumu wyszedł kolejny starszy. Szanowny Starszy Ryghouk z klanu Vumy przemówił:
- to prawda. Nasz lud od długiego czasu płaszczy się pod tyranią to Imperium, to Huttów. Tak to jest, wszystkim łatwo o tradycji się mówi, gorzej już z praktyką! To Ty przybyłeś z Gwiazd by nam o tym przypomnieć Gweeku. Szanowny Starszy Cul przesadził z tym, żeś Grzybiarz Gweeku. Już lepsza jest śmierć, a widzę, że jesteś gotów i na to. Twoja szlachetność została poddana próbie. A nie ma nic bardziej cnotliwego niż przyznanie się do błędu i bycie gotów na poniesienie odpowiedzialności. Występek jednak ten nie może zostać tak łatwo odpuszczony. Same słowa to za mało. Muszą być czyny, które udowodnią żeś zrozumiał swój błąd. Uważam, że jako knur powinieneś być sprawdzony w honorowym pojedynku z czempionem, którego rada wybierze. Czempion będzie usiłował Cię zabić, Ty zaś będziesz musiał go pokonać i darować mu życie. Twój przeciwnik musi przeżyć pojedynek i być zdolnym wyleczyć się z ran. W ten sposób udowodnisz swoją siłę, której potrzebujemy, i że jesteś w stanie kontrolować swój gniew. Wódz, który nie potrafi kontrolować swojej siły nadużywa jej, zaś ten który jej nie ma, nie może być wodzem. W ten sposób udowodnisz, że zrozumiałeś swój błąd oraz staniesz się wodzem zgodnie z tradycją. Szanowni Starsi? - kolejne postacie zaczęły się wyłaniać z tłumu. Wszyscy po kolei uznali, że to będzie uczciwe i wymagające rozwiązanie, albowiem zwykle wystarczyło być najsilniejszym knurem w klanie by stać się wodzem. Walki o dominacje niemalże zawsze kończyły się śmiercią pretendentów, czy to w wyniku dekapitacji, czy ran, które przyniosły później śmierć. Jedynie Cul nie był zadowolony, licząc, że jego oskarżenie zadecyduje o losie Gweeka.
- Wybierzemy Czempiona do końca tego dnia. Jutro odbędzie się pojedynek - podsumował Szanowny Starszy Hub z klanu Delmy

Tymczasem nikt się nie zorientował, kiedy to Zumb ze swoimi przybocznymi zniknęli.

Klan Nurry: +6
Wojownicy: Thurg Utopiec, Guttor
Matrona Nurra
Wódz Gweek

Klan Delmy: +4
Matrona Delma
Wódz Prog
Starszyzna: Hub

Klan Woozgi: +2
Matrona Woozga
Wódz Blurg
Starszyzna: Cul

Klan Vumy : +3
Matrona Vuma
Wódz Frohg
Starszyzna: Ryghouk

Klan Ogi : +3
Matrona Oga
Wódz Glomb

Klan Gruby : ???
Matrona Gruba
Wódz Surggark
Klan Hugby : ???
Matrona Hugba
Klan Klogi : ???
Matrona Kloga

Wolni Grzybiarze : ???
Wódz Zumb
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Gweek » 23 Maj 2019, o 18:18

Marne perspektywy Gweek miał przed sobą. Śmierć w cierpieniach dłuższych lub krótszych i to w dodatku na oczach wszystkich zebranych. No może prócz jednej - nabicia na pal. Dla niektórych mogła być początkowo przyjemna, choć przebicie innych części ciała niż dupsko, skutkowało cofnięcie się papki do yyy... i tu swe rozważania urwał. Najgorsze z tego jednak wszystkiego nie zostało wypowiedziane. Najbardziej bał się spicia do nieprzytomności i późniejsze zemrzenie. Kac - morderca, nie ma serca. Tak, permamentne odwodnienie było czymś co działało mu na wyobraźnię. Wszystko by przebolał, tego chyba nie.

Rzucane przewinienia i kary za nie obowiązujące jednoczyły dyskutujących, natomiast oskarżony lekko odjechał myślami od głównego tematu. Na glebę sprowadziło go słowo Hutt. Z chęcią jakiegoś by ukatrupił, sprawdzając czy aby prawdą jest, że wbite ostrze w czaszkę ślimora, dotrze aż do kręgosłupa. Temat Obroggów wjechał też na tapetę. Własny klan walczył o niego tak samo mocno, jak wcześniej z przeciwnikiem. Ymperyjum też musiało zostać wywołane. To tak, jakby skracano całą historię jednookiego. Do białych ludzi nic nie miał. Był neutralny, choć nie zawsze mu się podobały zakazy, nakazy, a bo to wolno, a tego nie. Zawsze to oni mieli coś do niego. Mogli nie zaczynać dawno, tam na Tatooine jeszcze. Skubańce prędzej czy później będą musieli przyjść do Rady. Będą srogo się tłumaczyć ze wcześniejszej swojej obecności na planecie.

Wystąpienie Ryghouka zrobiło wrażenie na wszystkich. Wraz z wiekiem prócz ciała przybywało mu mądrości. Zaproponowane przez niego rozwiązanie znalazło wielu popleczników. Spodobało się też samemu oskarżonemu. Nie miał wyboru, albo miał tylko jeden - musiał zaakceptować to, co mu dają.
- Wymagające zadanie przede mną stawiacie, a odrzucić taką wspaniałomyślną propozycję głupstwem by było. Wielka wiedza i dalekowzroczność przez was przemawia. Nie było błędem zapraszać was tutaj.
- Poczekam przy ognisku na wieści, o przeciwniku z którym godzien będę stanąć do walki.


Do wyłonienia najlepszego wojownika jeszcze trochę czasu było. Chciał wreszcie rozmówić się z Zumbem, który był chyba mistrzem w rozpływaniu się w powietrzu. Znikł i nikt nie wie jak i gdzie. Problem na później tak jak i zadręczanie się tym, jak pokonać czempiona, nie wiedząc kto ma nim zosta. Miał też ważniejsze sprawy na teraz. Wypadało podziękować Guttorowi za wstawienie się za nim. Na swoich zawsze mógł liczyć, tak jak oni na niego. Nawet nie zauważył, jak maluśki klan Ha'an został wchłonięty przez większego sojusznika. Tak będzie się działo, to pewne. O przyszłość jednak musiał zadbać osobiście.
Osobno też rozmówi się z Nurrą. Miał jej do powiedzenia wiele, choć z nią wyjaśni sobie to w nocy. Kilka istotnych rzecz chodziło mu też po głowie. Co dzieje się w Nielegalnym Mieście, w Wulkanie i choćby w najsłynniejszej kantynie na Tatooine. Dłuuugo tam nie zawita, nawet teraz musiał sobie odmówić większego popijania przed pojedynkiem, a co dopiero show, którego byłby głównym aktorem, niszcząc nawiany wyposażenie i przetrącając gymby komu popadnie.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 4 Cze 2019, o 22:49

Nurra musiała zachować zimną krew. Ten występek jej męża był uzasadniony. Właściwie zrobił tego co chciała. Pomścił ich utracone dziecko. Myślała, że zadbała o to by temat nie wypłynął na wierzch. Któryś musiał wypaplać podczas popijawki, albo to ktoś sprawnie za język ciągnął, chcąc się dowiedzieć czegoś niewygodnego. Do tego ten cholerny Cul zrobił scenę przy wszystkich. Specjalnie to zrobił. Matrona poczęła działać szybko, nim zbierze się posiedzenie.
Ryghouk miał duże poczucie sprawiedliwości i był bardzo szanowany. Miała z nim dobry kontakt, był on od początku oczarowany bohaterstwem jej klanu. Ona zaś poczuła strach związany ze sprawiedliwością, którą ten raczył ich obdarzyć. Czuła, że musiała być ona po ich stronie. Inaczej jej ukochany umrze, a na to nie pozwoli.
Kusząc obietnicami i świetlaną przyszłością przekonała Ogę, by jej knur-również-młot Glomb poszli za jej poleceniami. Glomb miał nastraszyć wrażliwą Vumę, by ta poszła za ich przykładem w głosowaniu w należyty sposób. Zwykle niewzruszony Wódz Frohg naturalnie spełniłby wolę swej matrony, gdyż miał do niej niezwykłą słabość. Delma i Prog już ich wielbili, więc w rozmowie na forum powinni ją wesprzeć. Musiała jeszcze tylko przekonać któregoś ze starszych, by ten zaproponował słabego oponenta.
- starszy Tepak
- witaj Nurro! - zakwikał radośnie stary baleron. Był na prawdę gruby, zdecydowanie przekraczał standardy mieszkańców planety. Ogólnie członkowie klanu Ogi cechowali się większą posturą od innych, byli nawet nieco wyżsi i z reguły silniejsi, ale na pewno nie bystrzejsi.
- trzymaj no gorzałki, napijmy się bo smutno mi - podała mu dzban z trunkiem oraz z mieszanką ziół. Zioła te działać miały jak narkotyk, miały rozweselić i wprowadzić na wyższy stan upojenia kolosalnego gamorreana. Dla człowieka ten preparat oznaczał bardzo szybką śmierć, dla gamorreana zaledwie mocną bombę. Wiadome było, że tego knura nie zdążyłaby upić przed nadejściem rady, a do tego mieszanka ponoć potrafiła zwiększyć podatność na sugestie. Do tego wszystkiego po prostu zabrakło by czasu, by normalnie go upić. Sama trzymała lżejszą wersję napoju bez dodatku. Zaś zażywanie tego narkotyku było ogólnie uznane za naganne i nieprzyzwoite. Bardzo nie wskazane starszym, ale czy miała wybór? Na szali ustawiono życie jej ukochanego. Była gotów zrobić co było konieczne, nawet jeśli oznaczało to morderstwo.
- Nurro, przecież Gweek to wojownik jakich mało a w radzie sami dobrzy są - Tepak przechylił dzbanek i zrobił nieco większe oczy.
- Ja wiem, ale boję się o niego i nie jestem pewna tej całej rady
- O kurka dobre to jest. Co to za trunek - Nurra nie odpowiedziała od razu
- To nasz klanowy specjał... Gweek go uwielbia.
- Musisz mi kiedyś zdradzić recepturę...Nie martw się. Gwiazdy sprzyjają mu, na peewno sobie poradzi. Taka wola przodków.
- Tak bardzo się martwię, mógłbyś coś zrobić dla mnie?
- Słucham Cię dziecko
- Zaproponuj słabszego wojownika radzie
- Co?!
- Błagam Cię, oni mi go zabiją... Cul jest cięty, zgadał się z Ryghoukiem i Hubem, czuję to jak spiskują. A ja ich tu zaprosiłam, a teraz mi go zabiją - Tepak miał miękkie serce i był pod wpływem. Po prostu nie mógł na to patrzeć, jak Nurra się przed nim korzy ze smutku.
- Dobrze, zaproponuję walkę z Fluggiem, ale wątpię by rada się na to zgodziła. Zaś spiskowanie nie przystoi, szczególnie nam starszym. Wyprostuję tę kwestię dla Ciebie, po naradzie. Jeśli to prawda, pojedynek zostanie odwołany!
- Dziękuję Ci starszy Tepaku - Nurra w głębi serca odetchnęła. Hub był po jej stronie od samego początku. Tamten starzec z klanu Delmy był zgorzkniały i przekupny, skory do intryg. Wszystko było już ustawione.

*** Wielki namiot rady ***
Rozstawiony szałas był w kształcie przypominającym wielokąt foremny o przekątnej bliskiej dwudziestu metrów. Rozstawiony wśród drzew, a na nich liny co trzymały poszczególne ściany sklepienia z patyków. Przy wejściu były stoły i kosze z jedzeniem i wszelkimi napojami. Zaś po drugiej stronie w kształcie półokręgu stały w równych odległościach pary kamiennych tronów. Były one zrobione z dwóch głazów, jeden był płaski i wysoki, drugi niezbyt wysoki, ale okrąglak, by można było wygodnie zad ułożyć. Dla każdego wodza i matrony. W samym środku półkola, centralnie naprzeciw wejścia były oczywiście głazy należące do gospodarzy. Nurry i Gweeka.
Pierwsze walne posiedzenie rady, a obok niej nie było jego.
Wodzowie i matrony się rozsiadli na kamiennych krzesłach. Starszym dosunięto pniaki pod tyłek. Posiedzenie zaczął starszy Ryghouk, który sprawnie wczuwał się w rolę sędziego
- Niech to będzie Porh'gok z mojego klanu, czy może ktoś ma lepszą propozycję
- Myślę, że lepiej się sprawdzi nasz wojownik Zolog - stwierdził jasno Hub
- Zgłaszam Flugga - odpowiedział chwiejący się na pniaku Tepak. Na te słowa nawet ciężko myśląca Oga i knur-młot Glomb odwrócili się do niego z lekkim niedowierzaniem. Reszta klanów jednak nie mogła wiedzieć, że Flugg to słaby wojownik i klanowy pozorant.

Chwilę później przybyli wspomniani wojownicy przed radą. Porh'gok wyglądał groźnie, ale to Zolog miał już renomę pośród innych klanów. Wyrwiczerp mówili na niego. Ponoć dbał o tężyznę bardziej niż inni. Ćwiczył często i sam szkolił innych by sprawnie władali toporem. Jeśli on miałby walczyć z Gweekiem, mogło to się najpewniej skończyć źle.
- Silnych wojowników macie Vuma - odezwał się Hub. Tu zaraz zaczął komplementować jego jako wojownika, nawet wyszedł z wnioskiem, że jest lepszy od Wyrwiczerpa.
- No tak, a Wyrwiczerp to bodajże najsilniejszy wojownik ze wszystkich klanów. Wszyscy tak mówią - powiedziała Nurra, a Oga i Glomb jak na kiwnięcie zaczęli mówić, że to za silny przeciwnik i że to przecież nie chodzi w tym by zabić Gweeka, a wystawić próbę. Skoro Zolog odpadł to Vuma uznała, że Porh'gok to też przesada. Gdy przyszła pora na przedstawienie Flugga o dziwo większość szybko doszła do wniosku, że to nie taki zły przykład wojownika spełniający potrzeby pojedynku, nawet nie trzeba go sprawdzać w boju czy jest godny tego zadania. Cul nie dowierzał własnym uszom. Zagłosowała Vuma a za nią Frohg. Delma i Prog zaraz potem i w końcu Oga i Glomb. W radzie zapanowała większość głosów na Flugga. Wojownika mocnego w gębie, ale na pewno nie w boju. Nikt jednak poza klanem Ogi tego nie wiedział. Sam Flugg puszył się, że w końcu dostąpił go godny zaszczyt.

***

Gweek czekał i w końcu dowiedział się, że czeka go walka z Fluggiem. Doniósł mu o tym Guttor
- Wodzu? Rada wybrała Ci przeciwnika... jest nim Flugg z klanu Ogi. Klan Ogi to silne typy, ale... już pogadałem z kilkoma z ich klanu i co zapytałem to mówili, że to tylko pozorant - Guttor był zadziwiony tą decyzją rady, ale co on mógł kwestionować mądrość starszych.

Klan Nurry: +6
Wojownicy: Thurg Utopiec, Guttor
Matrona Nurra
Wódz Gweek

Klan Delmy: +4
Matrona Delma
Wódz Prog
Starszyzna: Hub

Klan Woozgi: +2
Matrona Woozga
Wódz Blurg
Starszyzna: Cul

Klan Vumy : +3
Matrona Vuma
Wódz Frohg
Starszyzna: Ryghouk

Klan Ogi : +3
Matrona Oga
Wódz Glomb
Starszyzna : Tepak

Klan Gruby : ???
Matrona Gruba
Wódz Surggark
Klan Hugby : ???
Matrona Hugba
Klan Klogi : ???
Matrona Kloga

Wolni Grzybiarze : ???
Wódz Zumb
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Gweek » 7 Cze 2019, o 15:35

Gweek czekając przy ognisku na wieści, wziął część spraw we własne ręce. Słyszał niektóre plotki docierające do jego ucha oraz widział ruchy niektórych ważniejszych osobistości. Wzajemne relacje między klanami dało się wyczytać po stosunkach między pospolitą społecznością. Wymieniano wieści, dzielono się wiedzą, dochodziło do drobnej wymiany dobrami, handel powoli rozkwitał. Jedzono i pito przy wspólnej kuchni polowej, a nawet dochodziło do niewinnych sparingów, ćwicząc omawiane wcześniej zagadnienia taktyczne.
Czasu na przyjmowanie słów otuchy lub klepania po plecach miał aż nadto. Odejść od ogniska mu nie wypadało, aczkolwiek mógł mieć wpływ na odwiedzających go towarzyszy. Obserwowanie tętniącego życiem obozu napawało optymizmem. Świat zaleczał rany po niedawnym konflikcie. Zawołał sobie więc najbliższych współpracowników:
- Thurga "Utopca" - niedoszłą ofiarę Dianogi na Lucrehulku. Stąd właśnie owe przezwisko przylgnęło do niego. Miał też okazję skąpać się w Grzybim Jeziorze. Jeden z pierwszych towarzyszy broni, obecny przy wodzu od samego niemal początku.
- Thurga "Mniejszego" - najmniejszy gabarytowo ze swoich pierwotnych imienników, stąd to właśnie rozróżnienie. Walczył ramię w ramię z Gweekiem w każdej potyczce.
- Thurga "Trzeciego" - dołączył do wesołej kompanii Thurgów na Gamorr, tuż po walce z blaszanym Monstrum, zastępując zabitego Thurga Większego na Lucrehulku, podczas abordażu na prom desantowy. Znowu było ich trzech, skąd pseudonim "Ten Trzeci".

- Pamiętacie pewnie Frogg'a no nie? Był cieniem Nurry, później też moim. Od przylecenia na planetę i naszej rozłąki, miał się opiekować kobietą ludzką imieniem Kittani. Był też z nimi renegat Bo. Kittani się znalazła, ale o nich słuch zaginął. W Nielegalnym Mieście też ich nie widziano. Stąd moja prośba. Na zmianę strzeżcie Nurry, gdy nie będzie mnie w pobliżu. I spróbujcie się czegoś dowiedzieć. - Sprawę należało wyjaśnić, kto stoi za ich zniknięciem. Wódz miał bardziej na myśli swoje odejście ze świata żywych, niż faktyczne pilnowanie, aby nie stała się jej krzywda. Musiał też znaleźć zastępstwo dla Frogg'a. O siebie się nie bał. Mawiają, że głupcy nie boją się niczego.

Guttor sam się zjawił, przekazując wieści o przeciwniku.
- Ale i tak będę musiał się pilnować. Zechce mnie ubić, a ja muszę go obalić. Nawet brzydal jak zapłaci - to porucha. Miejmy to na uwadze.
- Tymczasem sprawę mam do Ciebie. Weź z sobą kilku swoich i pójdź do Nielegalnego Miasta. Zdasz mi relację, co tam się dzieje podczas naszej nieobecności. Weź jeden komunikatorów. Nie ufam ludziom, tym bardziej najemnikom, sprzedającym swe usługi Huttom.
- Gweek nie mógł być wszędzie, ale mógł mieć swoje oczy i uszy tam, gdzie wydawało mu się to konieczne. Teren jaki okupowali powiększył się wielokrotnie, a dzielenie sił nie było mądrym pomysłem. Brak mobilności i szybkiego przemieszczania obozu dało się zrekompensować przez przylot jednego z metalowych ptaków z Wulkanu.


***

Pierwsze posiedzenie Rady miało się już ku końcowi - tak wywnioskował jednooki, po rozchodzącym się zgromadzeniu. Siedział przy ogniu, wypatrując swojej Matrony. Widząc ją, zaprowadził od razu do ich szałasu. Wysłuchał relacji z zastosowanych forteli i wybiegów, przebiegu samych obrad oraz z wyboru przeciwnika. Rywal był do pokonania, ale łatwiej będzie znając jego mocne i słabe strony. Przed położeniem się do wspólnego łoża, poruszył jeden z nurtujących go od dłuższego czasu tematów.
- Jeśli chcemy podporządkować sobie klany, to musimy znać ich siedziby i miejsca pobytu. Będziemy nanosić je na mapę. Poszczególne klany i strefy wpływów. Tym sposobem znajdziemy Zumba i jego Grzybiarzy, nękających okolicznych mieszkańców osad. Nawet mam pomysł jak można się z nim rozmówić i unieszkodliwić z pożytkiem dla wszystkich.
Po przekazaniu swojego pomysłu, musiało dojść do wymiany płynów ustrojowych w pozycji leżącej. Mogło to być ich ostatnie współżycie przed nadchodzącym świtem i dniem kolejnym.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 12 Cze 2019, o 23:27

Thurgowie słuchali go z pełnym zaangażowaniem w swoich ślepiach. Byli u boku wodza już spory czas i czuli się swobodnie, by wymienić się własną opinią. Może nie byli mistrzami pomyślunku, ale w swej prostocie mogli mieć dużo racji:
- Bo. Uczył się od innych, znał sztuczki obcych, a zaginął - zaczął Mniejszy
- Frogg używał pomyślunku... - dodał Utopiec.
- W mieście miętczaków muszą być niemiętczaki. Skrytodupki... - podsumował Trzeci
- Tutaj w obozie też nie jest pewno. Grzybiarze to też Skrytodupki i najwiąksze gnidy świata - odezwał się Utopiec
- Specjalnie przyszli. Trzeba było im łby pourywać, albo na te strzelające patyki nabić co mieli ze sobą. To by im coś dobrego w końcu do łba strzeliło, hahaha! - zaśmiał się Trzeci, ze swojego żartu.
- Pewnie ugadywali się ze ślimakami. Pewnie klan Obrogga też z nimi jaja lizał. A co jeśli postanowią wszystko obsrać i zaatakują Obóz Rady?
- To ich wgnieciemy łatwiótko w ziemię i zdepczemy im mordy, ha! Toż to tchórze! - podsumował Utopiec, a reszta zawtórowała pełna entuzjazmu.

- Zrobimy wodzu jak każesz. Udamy się do Wulkanu i dogadamy się z tą Pipani, a potem będziemy pilnować, by żaden niepoprawny knur przy Nurze się nie panoszył - odezwał się Mniejszy. Mówił tonem, który miał uspokoić wodza, że w dobrych rękach jest to ważne zadanie.
- Kotani ciulu! - spróbował poprawić go Utopiec
- Kittani - wreszcie poprawnie powtórzył Trzeci. Gweek z pewnością nie mógł wątpić w ich lojalność, sprawność w walce i zapał, ale inteligencją raczej nie błyskali za jasno. Pojawił się Guttor, który zdecydowanie był sprytniejszy
- Wyruszę natychmiast wodzu - Guttor uderzył się w pierś, charknął bojowo
- Nie zawiodę - po czym ruszył. Thurgowie się zaś popatrzyli i w końcu załapali.
- Dobra wodzu, to my będziemy pilnować Nurry - podsumował Utopiec
- Nie damy jej skrzywdzić! - zapewniał Trzeci.

***

Nurra opowiadała wszystko z przejęciem. Bała się, widział to. Bała się o niego. Nie była jednak roztrzęsiona, była silna i wiedziała co robić. Gweek widział to teraz, że była gotowa zrobić wszystko dla niego. Choćby w honor to godziło, choćby miała splamić ręce.
- Jeśli chcemy podporządkować sobie klany, to musimy znać ich siedziby i miejsca pobytu. Będziemy nanosić je na mapę. Poszczególne klany i strefy wpływów. Tym sposobem znajdziemy Zumba i jego Grzybiarzy, nękających okolicznych mieszkańców osad. Nawet mam pomysł jak można się z nim rozmówić i unieszkodliwić z pożytkiem dla wszystkich.
- słusznie Gweeku. Gartogg i Nuk zdobywają dla nas wiedzę na temat innych klanów. Jutro z rana powinno nam się udać stworzyć jakąś mapę. Z pomocą sproszkowanych pigmentów z kwiatów, gałązek i liści uda nam się to zrobić. A teraz... - a teraz Nurra rzuciła się na Gweeka. Dobrała się do niego jakby nie było jutra
- pokaż mi mój wodzu na co Cię stać. Jesteś tylko mój! - Gweek z pewnością musiał zaliczyć test przed walką na sprawność tego wieczoru. Pytanie czy nie było to większym wyzwaniem, niż czekająca go walka. W Nurrę wstąpiły trzy diablice, albo więcej. Hałasy z ich szałasu zakłócały okoliczny spokój w nocy.

***

Poranek... był to dość ciężki poranek. Pewna część ciała dość mocno się naprodukowała tej nocy i dawała się we znaki. Ledwo dostrzegł kiedy Kofburg szybko weszła i wyszła z szałasu mówiąc krótko z Nurrą. Odpoczywali jeszcze trochę i zaczęli się zbierać. Niedługo później atmosfera jednak szybko rozgorzała, kiedy do szałasu weszli Gartogg i Nuk. Zaczęli skrobać i miętoszyć liście oraz pigmenty co były w posiadaniu Gartogga. Wkrótce pojawiła się mapa na dużym pniaku na samym środku szałasu. Do środka weszła jeszcze młodsza Kofburg, Utto i stary Ortogg.
- Kofburg mówiła, że ino pomyślunek wodza się tu odbywa. Ważne rozkazy wysłuchać będzie trzeba - powiedział Utto.
- Nurro. Przeciwnikiem Gweeka jest Flugg. Mocny w gębie, słaby w łapie. Nasz wódz powinien uważać, żeby go przypadkiem nie zabił. Flugg widzi siebie wielkiego. Będzie chciał się popisać, choćby życiem miał ryzykować - doniosła Kofburg

Gweeku robisz rzut na 'Wigor' 1d6
Za każdy punkt na kostce robisz rzut 'Celność' 1d10
wyniki powyżej 4 to 'Celne Trafienia'

Klan Nurry: +6
Wojownicy: Thurg Utopiec, Thurg Mniejszy, Thurg Trzeci, Guttor, Ortogg, Utto, Nuk
Matrona Nurra, pomniejsza matrona Kofburg
Wódz Gweek
Starszyzna: Gartogg

Klan Delmy: +4
Matrona Delma
Wódz Prog
Starszyzna: Hub

Klan Woozgi: +2
Matrona Woozga
Wódz Blurg
Starszyzna: Cul

Klan Vumy : +3
Matrona Vuma
Wódz Frohg
Starszyzna: Ryghouk

Klan Ogi : +3
Matrona Oga
Wódz Glomb
Starszyzna : Tepak

Klan Gruby : ???
Matrona Gruba
Wódz Surggark
Klan Hugby : ???
Matrona Hugba
Klan Klogi : ???
Matrona Kloga

Wolni Grzybiarze : ???
Wódz Zumb
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Gweek » 16 Cze 2019, o 19:51

Zatem wszystko zostało Gweekowi wystarczająco wytłumaczone w kwestii Wolnych Grzybiarzy. Początkowo tylko słuchał i zasięgał opinii innych, na ten właśnie temat. Nie dopuszczał możliwości, że wszystkie te zarzuty mogą być prawdą, prostym wyborem między czernią, a bielią. Teraz sprawy nabierały określonego kształtu i formy. Skoro każdy powtarzał to samo, ubrane w inne słowa, musiało być prawdą. Podczas długiego, bo za taki można go uznać, pobyt wodza na planecie, nie zaowocował w spotkanie z rzeczonymi łotrami na banicji, zgrają morderców, psychicznie pokręconych zwyrodnialców czy wręcz potworów bez sumienia i jakiejkolwiek wiary, innej niż ta, co we własne siły. Strach przed karzącą ręką sprawiedliwości ponoć nie był im znany, wręcz nie istniał. Z nastaniem Dnia Rozliczenia - jaki planował im zrobić Gweek, tuż po rozmówieniu się z Zumbem, strach miał towarzyszyć Wolnym Grzybiarzom do końca ich dni. Za każdym drzewem, w ciemnościach nocy, niesiona wiatrem, miała czaić się śmierć. Winni nie zaznają dnia ani godziny wytchnienia, gdy dosięgnie ich pewna przysięga, której sami będą świadkami. Ich dalszy los naprawdę będzie spoczywał w ich rękach. Wracając jednak do rozmowy z Thurgami odrzekł im jedynie:
- Wierzę wam na słowo. Nagroda was nie ominie jeśli spełnicie swe zadanie. Ja natomiast z Wolnymi Grzybiarzami rozmówić się muszę. Twierdzicie, że przyszli się rozeznać i wybadać nasze siły. Moglibyśmy zatem przeoczyć ruch dużej grupy wojowników?
- Nie wydaje mi się. Daleko też nie mogli odejść, więc w razie czego wyślijcie patrole. Mają zbadać dokąd kroki swe skierowali lub ostrzec resztę, jeśli czają się gdzieś w pobliżu. Dziękuje wam moi towarzysze.
- na tym skończył rozmowę, dając do zrozumienia trójce gamorreanom o tym samym imieniu, że rozmowa została zakończona i dyspozycje wydane. Guttor odszedł wcześniej, spełniać wolę klanu Nurry gdzie indziej. Trzecią Ręką Gweeka nazwać by go mógł, ponieważ prawą miał w pełni sprawną. Jeszcze.

***

W gorącym klimacie noce bywały uciążliwe. Ukrop i duża wilgotność powietrza dalej doskwierała, pomimo późnej już godziny. Srogie bunga bunga się w nocy wyprawiało. Wiele różnych pozycji zakosztowała dwójka sobie pisanych istot. Gweek długo zastanawiał się, co jest najważniejsze w pozycji "od tyłu". Odpowiedziałby po namysłach i ze zdecydowaniem: Być z tyłu.
Dzikie harce i ślizgacze rodem z holofilmów rubasznych Huttów nie dorównywały temu, co się wyprawiało w namiocie tej dwójki. Tego testu oblać nie potrafił, choćby nawet bardo chciał. Dopiero nad ranem ćwiekowana maczuga zamieniła się w zwiędłą łodygę. Chciała nawet się skurczyć i schować do dupy, tak jak przy wskoczeniu do lodowatej wody.
Noc wydawała się zdecydowanie za krótka, bo poranek przyszedł zbyt szybko. Pierwszym gościem była pomniejsza matrona, uratowana od zemrzenia w górach, w pewnej jaskini
nieopodal Wielkiego Wąwozu. Kolejni goście narysowali mapę, a brązowy barwnik pachniał podejrzanie podobnie do wymieszanej patykiem wody i kupy. Kolejne kawałki malowanki wskakiwały na swoje miejsca, malowane grubym palcem. Przyglądano się gotowemu dziełu, choć nie było tu najważniejszej kropki.
- Brakuje tu czegoś. odezwał się Gweek. Reszta zebranych gamorrean ciężko myślała nad odpowiedzią. Nurra odpowiedziała po chwili, odczytując intencje swojego wodza.
- Naszej siedziby. Jako wędrowny jej nie potrzebowaliśmy. Tropiliśmy stada mieszkając tam, gdzie było dość zwierzyny. Te kilka naprędce skleconych domostw rozsianych na wielkiej połaci terenu były tylko przystankami w ciągłej podróży. Czasy były inne i znaczenie naszego klanu było marginalne. Teraz jesteśmy ważni. Zbudujemy twierdzę godną naszych czynów. - słowa te ochoczo przyjęto, potakując i chrząkając często. Były to tylko plany, na daleką przyszłość, a i pytanie "Gdzie?" cisnęło się na usta zebranych.
- Twierdzę nie do zdobycia! - Taką, jakiej jeszcze świat nie widział! - dodawano. Tym pierwszym planem i postulatem zaczęto mędrkowanie.
- Po pojedynku który mam stoczyć i wygrać, planuję zrobić prezentację. Pokazać innym klanom jak rozmawiać na wielkie odległości. Zarządzimy następne obrady, które będą odbywać się co taki sam okres czasu. Dużo ryzykujemy gromadząc tu starszyznę kilku klanów. Podzielimy zadania między klanami i damy kilka rzeczy do przemyślenia na następne obrady.
- Dla was też coś wymyśliłem. Kofburg zajmie się naszym dobytkiem i odpowiadać będzie za nasz majątek. Ortoggu, mianuję Cię Starszym Jadłomistrzem. Zajmować się będziesz gromadzeniem zapasów, aby ich nam nigdy nie zabrakło. Utto zaś będzie Starszym Opiekunem. Odpowiesz za bezpieczeństwo obozu i naszych gości.

Gweek nadał pierwsze tytuły, formalizując poszczególne rangi nadawane swoim najbliższym współpracownikom. Zanim osiądą na stałe i wybudują osadę z prawdziwego zdarzenia to będą musieli najpierw zmienić organizację dotychczasowego życia i przygotować się do pełnienia określonych zadań. Zaszczyt wiązał się z odpowiedzialnością za daną dziedzinę, która przypadła im do pełnienia.

- Szykujcie mi topora, bo spieszno mi do tego kmiota. - tym stwierdzeniem zakończył pomyślunek, poklepywany po plecach i zagrzewany do zbliżającej się walki.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 18 Cze 2019, o 23:11

Plac gdzie miał odbyć się pojedynek był już gotowy. Gamorreanie dosłownie udeptali trawę, tworząc arenę do walki w kształcie elipsy o półosiach kolejno piętnastu i ośmiu metrów. Wszyscy dookoła już się zebrali. Ci ważniejsi stali bliżej areny mając dobry widok na akcję. Wśród ważnych zabrakło Starszego Tepaka. Ponoć zachlał pałę tak, że nie mógł się zebrać do kupy.
Na placu czekał już przeciwnik Gweeka. Flugg miał wbity topór w ziemię i rękoma machał do widowni nakłaniając do okrzyków. Miał jednak swoich fanów. Poza tym gamorreanie uwielbiali walkę i chętnie nawoływali do bitki.
- Walka! Walka! Walka!
- Z Gamorry zrodzony! W boju ochrzczony!
- Siła i chwała!
- Taaaak, pokaż im Flugg! Za przodków!
Sam przeciwnik nie robił zbyt szczególnego wrażenia, nie licząc faktu, że był pewny siebie.
- Zmiotę Cię Gweeku!!! Pociacham na plasterki!!! - z pełnią agresji zawołał. Rwał się do walki. Widownia czuła to. Już zaraz się zacznie. Co prawda Gweek musiał jeszcze ustawić się na wydeptanym polu.
- Wodzu. Oto topór. Stępiłem go nieco - Nuk podał mu broń, kiedy to ten wszedł na Arenę
- Klan w Ciebie wierzy Gweeku - Nuk położył mu ramię na barku, jakby Gweek miał odbyć swoją ostatnią walkę. Wszyscy obecni wojownicy klanu Nurry ryknęli głośno, wyrzucając pięści z toporami ku niebu, aż mu przeszły ciary po plecach. Zew krwi go wołał, a zawołania fanów Flugga ucichły. Brzmiały żałośnie słabo w stosunku do tego.
- GUUAAAAH!!! GUUAAAAH!!! GUUAAAAH!!! GWEEK ZDOBYWCA!!! GWEEK ZDOBYWCA!!! - Nuk wykrzywił pysk w swoistym uśmiechu, jakby miał coś wspólnego z tym przygotowanym zawołaniem bojowym.

Sam Wódz-W-Boju dostrzegł również nową postać wśród widzów. Trudno byłoby ją nie zauważyć. Tak grubej i wielkiej matrony na oczy nie widział. Oga przy niej była kruszynką. Najwidoczniej kolejna ważna postać z odległej wioski gamorrean przybyła na wezwanie.

Scena należy do Ciebie. Flugg to słaby wojownik, masz przewagę realnego doświadczenia na polu bitwy i w pojedynkach. Rozgrywasz dowolnie walkę, acz pamiętaj, że przeciwnik będzie usiłował Ciebie zabić jak najszybciej, nie lekceważ go za bardzo. Przedłużając walkę rób rzuty na każdy atak przeciwnika 1d10. Wyniki 6 i powyżej to płytka rana dla Ciebie, wynik 10 to ciężka rana dla Ciebie. Dwie ciężkie rany i przegrywasz walkę - umierasz. Przeciwnikowi musisz zadać co najmniej trzy ciosy tępym toporem, żeby wygrać. Po każdym Twoim ataku automatycznie następuje kontra (chyba że to trzeci cios). Możesz raz przerzucić kość.

W skrócie rzucaj ile razy chcesz, byle byś nie wyrzucił w sumie trzy razy 10
Musisz rzucić co najmniej dwa razy/ trzy jakbyś przerzucał
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Gweek » 23 Cze 2019, o 15:50

Gweek nie zdążył dobrze wejść na pojedynkowy plac, a już słyszał okrzyki widzów swojego przeciwnika. Dostał też po chwili do łapy mizernie wyglądające "ostrze", które to bardziej miało za zadanie zadawać ciosy obuchowo-rąbane, które obijają ciało lub wgryzają się głęboko niż cięte, łatwo rozpruwające grubą skórę i cielsko. Pierwotnie gładka i cienka powierzchnia tnąca topora ewoluowała w swoisty czekan. Pojedynczy i gruby durastalowy ząb sterczał buńczucznie zamontowany na kawałku drewna.
Szybki przegląd terenu dookoła "areny" i już wódz słyszał nawoływania swoich fanów, czekających na rozpoczęcie walki.

Sygnału jako takiego się nie doczekał, gdyż zbyt długo przypatrywał się nowo przybyłej osobie. Flugg wyrwał z ziemi swoją broń i rzucił pędem na swojego przeciwnika. Wykorzystując chwilę nieuwagi, zaszarżował kilka metrów, chcąc rozpłatać czaszkę Gweeka ciosem z góry. Ten zdążył tylko podnieść oburącz stylisko w górę, blokując cios. Spóźniona reakcja nie mogła zatrzymać rozpędzonego wojownika, a uderzenie dwóch kawałków selekcjonowanego drewna zagrało po uszach zebranych. Flugg nie tracąc animuszu i rozpędu, pomógł sobie kopniakiem w podbrzusze, odrzucając silniejszego rywala w tył. Doskoczył do wroga, który ustępował mu pola, chcąc szybko zakończyć walkę ciosem od boku. Nic nie tracił, a mógł dużo zyskać, zabijając Wielkiego Wodza, który to z ledwością utrzymał się na nogach i uchylił przed szybkim, sygnalizowanym ciosem na korpus. Gweek odpłacił się za to uderzeniem celowanym w lewy bok, tuż pod opancerzonym ramieniem. Skórznia obita od wewnątrz filcem wytłumiła cios, choć i tak Flugg jęknął z bólu, czując cios mierzony na nerkę.
Kombinacje zamaszystych ciosów mijały ze świstem powietrze, nie dosięgając czy to jednego czy drugiego wojownika. Wirowali obok siebie w rytmie śmiertelnego tańca. Flugg wykazał się pomysłowością, przełamując chwilowy impas. Obrotówka wykonana przez prawy jego bok dotarła skutecznie do prawego boku Gweeka, który spodziewał się ciosu od swojej lewej. Ostrze utkwiło głęboko w cielsku, dodatkowo unieruchomione dociśnięciem łokcia do głowni. Ucisk spowodował uwolnienie się dodatkowej ilości lepkiego płynu z rany. Z unieruchomioną prawicą Gweek zdzielił lewym sierpem Flugga w pysk, który to próbował oburącz wyrwać broń z boku przeciwnika. Drugi i trzeci cios pięścią dotarł do skroni pretendenta, nie robiąc większego na nim wrażenia.
Walka wręcz rozgorzała na dobre. Pięści, łokcie i kolana poszły w ruch. Początkowo chaotyczna i nieskoordynowana szarpanina przeszła do regularnej wojny na wyniszczenie. Gweek otrzymując ciosy w zraniony bok nie był długo winny swojemu przeciwnikowi, odpłacając się coraz bardziej celnymi ciosami na ryj. Obolałe ciało prosiło o choć chwilę wytchnienia, a wymachy pięściami straciły znacząco na sile. Wódz czując, że powoli przegrywa, postanowił przenieść walkę w kolejny element fundamentalnego przygotowania do życia Gamorrean, jakim była walka w półdystansie. Zastosowany klincz i cios z główki na chwilę ogłuszył Flugga. Wykorzystując element zaskoczenia resztką sił wywrócić niższego od siebie zapaśnika. Ten jednak zachował czujność i zamiast upaść powalony na plecy, przytrzymał się mocno Gweeka, a siła rozpędu zrobiła swoje. Fikołek w wykonaniu splecionych ciał w uścisku, skutkował przerzuceniem i przygnieceniem wodza do gleby. Flugg mógł łatwo przejść do dosiadu, zalewając głowę swojego rywala ciosami zaciśniętych pięści. Młotkowe cepy lecące od góry szybko rozbiły gardę leżącego. Tak zwane "kufle" rozbijały twarz niezwykle szybko, zalewając jedyne oko Gweeka krwią. Oślepiony, desperacko wystrzelił swe długie ręce w górę, żelaznym uchwytem czepiając się szyi dominującego rywala. Zaskoczenie było totalne, a widzowie przecierali oczy ze zdumienia, gdy duszony Flugg bezskutecznie próbował zbić wyprostowane ramiona, waląc po łokciach i przedramionach. Wrzask dopingu zrobił się straszny. Zawierane zakłady i stawki robiły swoje, mobilizując graczy do wzmożonego wysiłku. Jedno słowo wykrzykiwane z gardeł było coraz głośniejsze niosąc się daleko w las.
Duś!
Duś!
DUś!
DUŚ!
DUŚ!

Gdy gały wyszły Fluggowi mu z orbit, resztkami sił okładać zaczął po pysku duszącego. Mózg powoli odcinany od tlenu zaczynał szwankować. Wzrok robił się rozmyty, a ciało traciło siły w zastraszającym tempie. Gweek czując że wróg wiotczeje, od razu rozluźnił uścisk. Palce oderwane od szyi, a ręce zgięte w łokciach pozwoliły bezwładnemu ciału opaść mu na klatkę piersiową.
-Patrz... udusił go! - Niech go robactwo zeżre! - Miał go nie zabijać! - I co teraz zrobimy? - te i inne głosy unosiły się nad tłumem, gdy tylko widzowie doszli do siebie. Wiotkie ciało przerzucone na plecy cucone było lekkimi uderzeniami z liścia po pysku. Dłuższą chwilę to trwało, nim Flugg otworzył oczy, krztusząc się przy tym powietrzem, docierającym do płuc. Zamroczony umysł musiał dojść do siebie by wreszcie zrozumieć, że walka skończona , a przegrana stała się faktem. Sekundanci doskoczyli do walczących, udzielając pierwszej pomocy. Drobne skaleczenia wymagały obejrzenia i wykluczenia poważniejszych kontuzji, a Gweeka należało należycie opatrzyć. Rana była poważna, sączyła się z niej lepka posoka. Nie należało bagatelizować zagrożenia. W ciepłym, wilgotnym i zabójczym klimacie łatwo było o zakażenie, a w konsekwencji śmierć. Wrócić przed oczy miał na chwilę trup wojownika w pełnym rynsztunku, na wpół zeżartego przez wszechobecne robactwo. Wysiłek i klimat wykończyły biedaka.

[aka]/[aka] Gweek opatrywany przez Nuka, zapytał go szeptem:
- Kto to? - wskazując delikatnym kiwnięciem głowy w stronę Matrony potężnych gabarytów. Miał też zganić swoich towarzyszy za to, jak pilnują obozu. Niby każdy miał tu wolny wstęp, ale wypadałoby chociaż powiadomić wcześniej gospodarzy, o kolejnych gościach odwiedzających obóz.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 24 Cze 2019, o 13:53

Widownia oszalała, kiedy to Flugg, kpina klanu Ogi, wykonał popisowy manewr. Emocje przejęły kontrolę nad tłumem. Zwolennicy Gweeka początkowo pewni wygranej swojego wodza, poczuli smak porażki, co wpychał się im głęboko do gardeł. Chcąc się go pozbyć krzyczeli ile sił, by go zdopingować. Ci co byli za Fluggiem doznawali euforii i zachwalali swojego ulubieńca starając się dorównać hałasowi wydawanemu przez klan Nurry. Wszystko nagle się zmieniło kiedy doszło do wymiany ciosów na pięści. Gweek zaprezentował coś, co nie było znane tutejszym gamorreanom. Doświadczenie z bójek w kantynach wydało właśnie owoce. Wnet doszło do walki w parterze. Gweek w amoku słyszał wiele zawołań, ale jedno szczególnie do niego docierało, kiedy to był brutalnie okładany przez swojego przeciwnika. Widział tylko krew, kiedy to nagle ktoś jeszcze dołączył się do dopingu.
DUŚ!
Gardłowe warknięcie odezwało się w jego głowie, słyszalne bardziej niż cokolwiek. Poczuł jak jego ciało nabiera nienaturalnej siły, jak wzbiera się w nim gniew. Jego ręce wystrzeliły w gardło Flugga. Efekt spotęgowali widzowie, co jakby w nieznany nikomu sposób podłapali sugestię głosu w głowie.
Duś!
Duś!
DUś!
DUŚ!
DUŚ!
Gweek nie widział Flugga swoim okiem, ale czuł jego przerażenie i panikę, było w tym coś upajającego. Ten robił co mógł by się uwolnić, bezskutecznie. W tych przedłużających się sekundach, Gweek czuł jak ma w rękach władzę nad życiem Flugga, jak może się nim bawić. Zaciskając coraz mocniej palce, czuł też jak życie opuszcza ofiarę. Już widział z jaką łatwością rozdziera jego gardło gołymi rękami, jak urywa głowę od reszty ciała. Już chciał to zrobić, znów usłyszał znany mu, chrapliwy, spragniony krwi głos.
DUŚ KURWĘ!!!
Sensacja miała już dostarczyć mu ekstatycznej przyjemności, ciało miało ulec pokusie, ale nagle puścił, czując jak Flugg wiotczeje.

Zrobił coś, czego przedtem nie był w stanie dokonać. Rzeczywiście przeszedł Próbę.

Flugg po walce ucichł. Wpatrywał się tępo w trawę, kiedy inni opatrywali jego rany. Zamilkł, nie odzywał się. Zignorował nawet jakąś pomniejszą matronę, która z troską dopatrywała się jego ran. Coś się stało. Nie raz już walczył i przegrywał, to na pewno. Za każdym razem i tak wykrzykiwał, że porażka tylko go wzmocniła i wcale nie czuje się przegrany. Tym razem siedział cichutko. Nie reagował na pochwały i pochlebstwa. Coś w nim pękło.

Wojownicy klanu Nurry i nie tylko, po kolei podchodzili do Gweeka i składali mu gratulacje, kiedy to był opatrywany. Gweek zadał pytanie do Nuka
- Kto to? - wskazał pokaźną samicę.
- przybyła dosłownie jak już miał rozpocząć się pojedynek. To matrona klanu Gruba z Illgrass. Nie przyszła jednak z nikim z jej starszyzny, ani ze swoim wodzem. Tylko ona i czterech przybocznych. Przyboczni Gruby robią wrażenie. Dużo uzbrojenia mają przy sobie, topory, metalowe kule na łańcuchach, tarcze na plecach. Wyglądają na doświadczonych bitwami. Nie chcieli się napić na przywitanie. Gruba wypiła za nich.

Gruba wkrótce będzie chciała rozmawiać z Tobą lub Nurrą. Możesz też popychać do przodu rozwój wydarzeń. Zostałeś wedle próby pełnoprawnie oczyszczony z winy. W oczach wszystkich zyskałeś bardzo wiele. Nieliczni zaczynają nazywać Gweeka Dusicielem. Ten który wydusił pychę z Flugga Chwalipięty.
Jakby co aktualizuję tutaj rzeczy
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Gweek » 28 Cze 2019, o 14:50

- Ugościmy ich jak resztę klanów. Są pewnie głodni, skoro pić nie chcą. Nie chcemy chyba, żeby wyszli od nas chudsi i mniejsi, no nie?
- Racja. Święta racja. Jednak ma wódz łeb nie od parady. Głodny wojownik to zły wojownik. Niczego im nie zabraknie. Już ja o to zadbam.
- Gweek popatrzył tylko za odchodzącym Nukiem i jak organizuje tłuste jadło dla weteranów nie jednej, a kilku długich wojen. Sam zaś ich wygląd budził pewne podejrzenia. Nienaturalnie wielcy tak samo jak ich przywódczyni, gdy porówna się ich do standardowego rodaka i zdecydowanie zbyt mocno wyekwipowani, jeśli chodzi o warunki względnego pokoju. Choć kto wie, co czaić się mogło podczas wędrówki lub na trasie piątki strudzonych przybyszów.
Nim się wszyscy zdążyli na dobre rozejść, Nurra ogłosiła obrady na dzisiejszy wieczór, dając zebranym czas na ochłonięcie. Gweek tuż po opatrzeniu miał ochotę się przejść. Skierował swe kroki w stronę dołka w ziemi, gdzie cały czas paliło się ognisko. Podejrzewał, że tam odnajdzie przybyłych gości i się nie mylił.
- O mnie pewnie już słyszeliście. Jestem Gweek, a Ty pewnie musisz być Matroną o imieniu Gruba. Cieszy mnie, że kolejny klan odpowiedział na nasze wezwanie. Jako gospodarz tego miejsca zapraszam Cię do wzięcia udziału w obradach Radzy Starszyzn Klanowych, które odbędą się wieczorem w największym namiocie. Omawiać będziemy sprawy ważne dla wszystkich klanów. Bylibyśmy wdzięczni wraz z Nurrą, gdybyś miała popołudniu ochotę zamienić z nami kilka zdań w naszym namiocie. - odczekał chwil kilka na odpowiedź i z kurtuazją zaczął się obracać w stronę swojego przybytku.
- Niezmiernie mi przykro, ale muszę was teraz opuścić. Spragniony i obolały jestem, bo strasznie dziś duszno. - kończąc rozmowę, udał się prosto do czekającej na niego głowę klanu, on zaś był jej ręką.


***

Po walce pozostał jedynie zapach świeżo skoszonej trawy. Elipsa, a bardziej nakreślone koślawe jajo, szybko zarośnie na powrót roślinnością i nie minie miesiąc, a znów będzie tylko częścią polany w morzu zieleni, otoczonej przez krzewy i wyższe drzewostany.
Obóz zdążył wrócić do względnie normalnej egzystencji, choć słychać było echa rozmów przesiąkniętych emocjami. Daleko było, aby dzień dobiegł końca. Gamorreanin z obitym ryjem miał się wyspowiadać swojej małżonce. Leżał koło niej na zdrowym boku, wpatrując się jej w nasadę rudych włosów. Długo zastanawiał się, czy poruszyć ten temat. Myślał nad czymś intensywnie i po którymś z rzędu pytaniu : - O czym myślisz?, odpowiedział:
- Słyszę Głosy. - CO? - odpowiedziała zdziwiona kobieta.
- No, słyszę Głosy. - Ale przecież jesteśmy sami. przerywała mu dalej, nie dając dokończyć zdania.
- W środku głowy słyszę. Te Głosy. Różnych osób. Mówią do mnie czasem. Już wcześniej słyszałem, gdy mi ryj osmalili na tym wielkim statku. Spałem se ranny i mi do głowy wchodzili. Nie wiem jak, ale wchodzili. Te dobre głosy oczywiście. Próbowały mnie uczyć i nauczyć. Wytłumaczyć o jakimś Moczu. Głównie ta, co na Solo ze wszystkimi chodzi, rozmawiać oczywiście. Strasznie kręci i konkretów nie mówi. Jak jej tam było...Jaina. O właśnie, Jaina na Solo. I ta druga baba. Doktórka - Ma Fach w ręku. Co mnie oszpecić chciała, że na statku do dziś się pewnie ze mnie śmiejo, jak się ino im przypomni! To ta sama, co walczyła w Nielegalnym Mieście z tą małą pokraką i potworami. TO puchate ścierwo też mi do głowy próbowało wejść, tylko jakaś wtedy była hmm ... dobra. Wtedy jak żem dusił tą... - zamarł na dłuższą chwilę. Wystraszył się użyć po raz kolejny tego właśnie zdania. Tych dwóch słów, które mogły przywołać Głos. Więc go nie użył, zmieniając tok wypowiedzi. ... tą szmatę co do wąwozu pofrunęła. Jeszcze jest ta mała człeczyna. Mikrusa dziewczynka, co potwory przyprowadziła na bagna. Szukała tej puchatej i nas poubijać chciała, jak jej nie powiedziałem gdzie jest. No i koniec końców ją utopiłem. Albo utopiłem pod wodą własnymi rękami. Był jeszcze ten Czerwony fiut co to pod Wulkanem żeśmy go rozczłonkowali. Świecącą pałkę miał, co odpalić jej nie mogłem. No. - tu przerwał, biorąc głęboki oddech z zamiarem kontynuować opowieść. Na czym to się stanęło? - No i wszystko sprowadza się do duszenia. A jak jest duszenie... to słyszę ten Głos. Czasem z drugim jakimś się licytuje obietnicami. Daje mi siły, że mógłbym zaruchać Cię na śmierć z Arg'garokiem w plecach. Jak źle się dzieje, to też coś czuje. Ciary mi orają garba, marszczy mi się... i marszczy mocno bez użycia rąk - łysina na czaszce. Jakby kto skalpa chciał zdjąć z czerepu albo mnie obserwował mocno. Jakby oczami mi w dupę wleźć chciał. Bez smarowania! - słuchając takich rewelacji Nurra nie przerywała już więcej. Dała się wygadać najbliższej osobie, z którą dzieliła łoże i analizowała każde słowo. Łączyła fakty z osobami, wydarzenia z przebiegiem oraz wynikły skutek tych działań. Tymczasem jej małżonek nawijał dalej.
- Aż włos się na głowie jeży.
- Przecież mój Gweeku ty gładki i łysy na głowie jesteś.
- zwróciła mu uwagę, nie do końca rozumiejąc sens słów. Knur zaś się tylko zaśmiał.
Mniejsza z tym. No i sobie tak myślę i nie wiem. Czy każdemu wodzowi na starość zaczyna pierdolić się w głowie? Czy może to efekt rosnącej władzy w ręku? Co mam teraz robić? Jak tak dalej pójdzie, to chyba oszaleje. Se łeb roztłukę albo ucho oderżnę, by mi wreszcie dali spokój i nie mącili w głowie.
- Nie wiem sama. Szkoda, że mojego ojca z nami nie ma. On by wiedział, co Ci doradzić.
- po chwili ciszy, ciągnęła wątek dalej.
- Nie każdy z tych Głosów jest zły, jak sam przyznałeś. Jedne doradzają dobrze, inne źle. Słuchaj ich zatem, ale miej też swoje zdanie. Każdej osobie lub istocie przypisałeś Głos, prócz jednego.
- No właśnie.
- To może poszukamy tego złego kusiciela i go ubijmy. Obetniemy język i po problemie.
- Genialna jesteś. Że sam na to nie wpadłem.
- ucałował namiętnie Nurrę i zakwiczał z bólu. Rana zaczynała o sobie dawać znać.

***

Wieczorne obrady przebiegły wyjątkowo spokojnie. Prócz przedstawienia Gruby i przyznaniu jej klanowi miejsca w Radzie na równych prawach, nastąpiła prezentacja i propozycja wspólnych obrad za pomocą komunikatorów, mająca odbywać się cyklicznie, co 30 dni. Opcja holoprojekcji spotkała się ze sporym uznaniem, a wygoda, luksus i bezpieczeństwo przebywania we własnej siedzibie dodatkowo przemawiało za tym rozwiązaniem. Taka forma niosła ze sobą pewne ryzyko, ale tym miał się zająć klan Nurry, aby wszystko działało jak należy. Prostota obsługi samego urządzenia i możliwość zwołania w każdej chwili Rady była nieocenioną nowinką na skalę globu. Każdy klan mógł w kryzysowej sytuacji prosić o pomoc bądź poruszyć pilną sprawę, nie mogącą czekać do cyklicznego zebrania się Rady. Wszelkie awarie, zgubienie lub zniszczenie urządzenia rozwiązano następująco: W przypadku braku udziału w obradach, dnia następnego odwiedzano siedzibę danej społeczności i wymieniano urządzenie na nowe, przy okazji wymieniając wieści i ustalenia. Podróże między siedzibami przestaną być mierzone w dniach drogi, a godzinach. Lot stalowym ptakiem lub potworem jak to niektórzy mawiali, miał to umożliwić. Szczegóły miały być omówione podczas zaistnienia danej potrzeby lub konieczności użycia statku. Na pytania, które zapewne padną, Gweek i Nurra przeznaczyli sporą część nocy, która mogła potrwać do samego świtu.

***

Dzień zleciał szybko, a wieczór, który powoli nadchodził, miał być ostatnim "tradycyjnym" zebraniem się Rady w tym składzie i miejscu. Obrady rozpoczął Gweek.
- Zatem dzisiaj chciałbym poruszyć kilka ważnych kwestii, nad którymi należy się mocno zastanowić. Na następnym naszym spotkaniu omówimy i ustalimy co robić lub jak to zrobić i czy w ogóle warto to podejmować jakiekolwiek działania. Każdy może dorzucić swoje sprawy, z którymi przyszedł. Więc zapytam tak:
- Co zrobimy z Ymperyjum i wojskowymi, kiedy do nas znów przylecą? A przylecą, to pewne. Na jakich zasadach będą kręcić się po naszej planecie, okupować i kontrolować przestrzeń nad nami, łazić po dżungli lub lasach, zajmując nasze tereny i budować sobie kolejne miasta?
- Czy prawdą jest, że współpracujemy z poszczególnymi rodzinami Huttów, które powoli krążą nad naszymi głowami jak padlinożercy, gotowi znów nas zniewolić? Najemnicy Besadi bezprawnie opanowali Nielegalne Miasto, wykurzając i zabijając stamtąd wrogów klanu Nurry, a później pomagając przy obronie Miasta przed bestiami. Teraz się tam panoszą. Niby nam pomagają uwolnić planetę, ale skoro jest już po Wielkiej Wojnie, to co jeszcze tam robią? Po nich przyjdą inne przydupasy ślimaków, by wywołać kolejną wojnę i niszczyć nasz świat. Będą chcieli wciągnąć nas w nie nasz konflikt, próbując obiecywać i przekupywać poszczególne klany, skłócić je aby na powrót wróciło niewolnictwo i wyzysk. Podzielić nas tak, jak im do tej pory się udawało. Więc z jakimi rodzinami Huttów warto rozmawiać, z którym handlować, a które ignorować?
- Pytam też o stwory, które rzekomo wybiliśmy broniąc miasto. Czy ktoś od tamtej bitwy je widział? Jeśli tak, to czy są chętni wyplenić zło z naszych ziem?
- Jak będziemy rozwiązywać spory między klanami i wspólnie decydować o losie naszym i naszych dzieci? Większością głosów, osądzając sprawiedliwie każdą sprawę, dowody lub racje i pretensje czy może inaczej?
- Co jest teraz naszym najpilniejszym problemem? Swoje sprawy przedstawiłem, teraz wasza kolej.


Pytania były czysto retoryczne, a odpowiedź na nie miała nadejść za 30 dni. Dysputy będą długie, tak jak czas na rozważenie wielu spraw. Pozostawało wysłuchać innych tematów priorytetowych, zastanowić się nad nimi i coś wspólnie zarządzić.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 4 Lip 2019, o 00:45

Gweek przyglądając się wojownikom Gruby dostrzegł coś jeszcze przy pasie każdego osobnika. Mieli maski zrobione... ze skóry ludzi lub jakiegoś innego myślącego stworzenia. Zewnętrzną część prawych dłoni mieli wytatuowane prostym symbolem czerwonego prostokąta. Jeden z nich miał trzy prostokąty. Miał on też naszyjnik z uszami różnych humanoidów. Różnili się zachowaniem i ruchami. Przemawiała przez nich wpojona głęboko dyscyplina i czujność. Ochroniarze Zumba sprawiali podobne wrażenie, acz nie mieli w sobie tyle dyscypliny i sztywności, byli bardziej elastyczni. Klan Gruby musiał trudzić się wojnami, był tego pewien. Po wojowniku klanu wiadomo było jaki to był klan, lecz Gweek nadal twierdził, że klan Ogi ma największe pierdolnięcie z łapy.

Gruba dumnie stała słuchając z pełną uwagą słów Gweeka
- O mnie pewnie już słyszeliście. Jestem Gweek, a Ty pewnie musisz być Matroną o imieniu Gruba. Cieszy mnie, że kolejny klan odpowiedział na nasze wezwanie. Jako gospodarz tego miejsca zapraszam Cię do wzięcia udziału w obradach Radzy Starszyzn Klanowych, które odbędą się wieczorem w największym namiocie. Omawiać będziemy sprawy ważne dla wszystkich klanów. Bylibyśmy wdzięczni wraz z Nurrą, gdybyś miała popołudniu ochotę zamienić z nami kilka zdań w naszym namiocie.
- Gweeku z Gwiazd, Twój heroizm dotarł nawet do Illgrass. Gratuluję wygranego pojedynku, przeciwnik miał w sobie prawdziwą wolę Gamorrean, to była dobra walka. Śmierć wrogom - Gruba wyraziła się swoim grubym babskim głosem, pochylając z uznaniem czoło i wypowiadając ostatnie słowa, jakby były zwykłym przywitaniem na co dzień.
- Z chęcią wezmę udział w tak ważnym posiedzeniu, Gweeku z Gwiazd.
- Niezmiernie mi przykro, ale muszę was teraz opuścić. Spragniony i obolały jestem, bo strasznie dziś duszno.
Maciora tylko nieco przechyliła się do przodu ruszając tłuszcz w obieg w ramach skromnego ukłonu na zakończenie rozmowy.

***
***

Temat komunikatorów poruszył nieco móżdżki zebranych. No tak miano się komunikować za pomocą technologii z zewnątrz. Tylko jeden z obecnych zapytał się niby jak to miałoby się odbywać
- to my to sem po prostu odpalim i pogadamy? - szaman z klanu Woozmy, szanowny Troglo, pobudził wątpliwości wobec pomysłu.
- no tak wciskasz guzika i pleciesz - odezwał się Glomb, mówiąc jakby to było oczywiste. Gweek był równie pewny co on, tyle, że tego faktu, że Glomb nie kumał nic, a nic jak to działa.
- nasze ścieżki jasno mówią, że nie potrzebujemy łaski z zewnątrz, czy to nie godzi w nasze tradycje? - zapytała się Vuma
- musimy się adaptować, szanowna Vumo. Różowe pokraki i ślimacze sługi wykorzystują niegodne metody, by pokonywać nas w walce. Gamorreanie nie muszą traktować obcych honorowo! Tu chodzi o nasze bezpieczeństwo - odezwała się pewnym głosem Gruba. Widać potrafiła się udzielać, od razu głowy innych przedstawicieli klanów pokiwały głową z uznaniem.
- ale to musi jakoś działać. Te pudełeczka same nie działają, trzeba je czymś napędzać - zwrócił uwagę ponownie Troglo.
- może pierdami, hehe - zażartował Glomb i tylko Oga się zaśmiała.
- pewnie będzie trzeba poprosić o pomoc różowych - zauważył Troglo, mając na myśli rebeliantów z Wulkanu. Kontaktowanie się z obcymi zaraz wywołało falę oburzenia. Klan Vumy reprezentował wyjątkowe przywiązanie do tradycji, w ogóle ten pomysł mu się nie podobał. Jak zwykle sceptyczny klan Woozmy nie był zadowolony, Gruba widać też nie zareagowała pozytywnie, a klan Ogi naśladował większość. Jedynie od samego początku sympatyzujący z klanem Nurry klan Delmy zachował milczenie. Starszy Hub postanowił zabrać głos w sprawie pomysłu Gweeka
- szanowna Gruba przyznała przecież, że nie musimy być wobec nich honorowi. Niech nam pomogą, ale nie gwarantujmy im na prawdę nieagresji. Obcy nie mają skrupułów, by porywać nasze dzieci i wykorzystywać w kopalniach. - Gweek mógł przysiąc, że dostrzegł przez chwilę błysk gadziego wzroku w starszym Hubie. Gamorreanie nie od razu zareagowali optymistycznie na tą śmiałą propozycję niegodnego zachowania. To Gruba przełamała lody
- trzeba poznać wroga i zwalczać go jego własnymi metodami! To mi się podoba! - wkrótce nie było wątpliwości moralnej na temat samego projektu. Procedury też uznano za sensowne, aż w końcu dotarto ponownie do punktu startowego.

- no dobra, a jak to zmontujemy? W sensie, jak człowieki mają nam pomóc, by to działało - pytał ponownie Troglo. Wszyscy oczekiwali jakiegoś technicznego wyjaśnienia od Gweeka i Nurry

***

Dyskusje i narady były przerywane słusznymi posiłkami i wymianą pomniejszych rozmów między wszystkimi. W końcu jednak miało dojść do poruszenia tych najistotniejszych materii.

- Co zrobimy z Ymperyjum i wojskowymi, kiedy do nas znów przylecą? A przylecą, to pewne. Na jakich zasadach będą kręcić się po naszej planecie, okupować i kontrolować przestrzeń nad nami, łazić po dżungli lub lasach, zajmując nasze tereny i budować sobie kolejne miasta? - Gweek narzucił temat.
- nie mamy kuźni metalowych ptaków - szybko skomentował Troglo
- Ymperium nie opłaca się tu siedzieć o ile nie stanowimy zagrożenia, albo ktokolwiek inny tutaj nie stanowi zagrożenia. Gamorra nie jest planetą dla różowych pokrak - wyraziła się krótko i zwięźle Gruba
- czyli nie możemy się ujawnić - podsumował Hub
- a inne sił wypędzić - zadeklarowała Gruba
- inne siły wypędzić? - zapytał właściwie sam siebie Glomb
- nie jesteśmy w stanie walczyć aktualnie z Ymperium, to samobójstwo - zarzucił Ryghouk
- chyba wy nie jesteście w stanie walczyć, tchórzu - wyraziła się opryskliwie Gruba
- chwila, chwila! My tu rozmawiać, nie obrażać się nawzajem przybyli - wtrąciła się Nurra dusząc konflikt w zarodku. Wódz-W-Boju widział, że trzeba nieco przekierować temat nim stworzą się animozje.

- Czy prawdą jest, że współpracujemy z poszczególnymi rodzinami Huttów, które powoli krążą nad naszymi głowami jak padlinożercy, gotowi znów nas zniewolić? Najemnicy Besadi bezprawnie opanowali Nielegalne Miasto, wykurzając i zabijając stamtąd wrogów klanu Nurry, a później pomagając przy obronie Miasta przed bestiami. Teraz się tam panoszą. Niby nam pomagają uwolnić planetę, ale skoro jest już po Wielkiej Wojnie, to co jeszcze tam robią? Po nich przyjdą inne przydupasy ślimaków, by wywołać kolejną wojnę i niszczyć nasz świat. Będą chcieli wciągnąć nas w nie nasz konflikt, próbując obiecywać i przekupywać poszczególne klany, skłócić je aby na powrót wróciło niewolnictwo i wyzysk. Podzielić nas tak, jak im do tej pory się udawało. Więc z jakimi rodzinami Huttów warto rozmawiać, z którym handlować, a które ignorować?
- wygnać ich!
- tak! Przegnać ciemiężycieli!
- zarżnąć ich za swoje czyny! - narada zaczęła się przekształcać w krzykaninę. Przedstawiciele klanów zaczęli wyrzucać frustrację która narosła przez pokolenia.
- powinniśmy przejąć miasto! I nie dopuścić im się tutaj osiedlić! To przez nich istnieją Grzybiarze. Nie tylko zniewalają, ale psują nasz rodzaj - Gruba była wyjątkowo emocjonalna w tej sprawie
- to też powód dlaczego przybyłam tu reprezentować swój klan moi drodzy. Wrogowie są osłabieni, powinniśmy ich zniszczyć - chęć zorganizowania wojny przeciwko znienawidzonemu wrogowi odbiła się gromkim echem aprobaty. Jak na to nie patrzeć, każdy klan chciał wojny.
- musimy jednak być ostrożni - Hub postarał się jakoś ostudzić krwawy entuzjazm
- ślimaki są tutaj od lat. Trzeba zaplanować odpowiednie kroki. Pamiętajcie, że Grzybiarze, czyli wrogowie w naszych skórach są na ich usługach. Znają nasz teren i wiedzą jak działamy - słowa te nieco powstrzymały zew wojny, który od zawsze w gamorreanach płynął we krwi. Szepty między zgromadzonymi Gweek przerwał kolejnym tematem

- Pytam też o stwory, które rzekomo wybiliśmy broniąc miasto. Czy ktoś od tamtej bitwy je widział? Jeśli tak, to czy są chętni wyplenić zło z naszych ziem?
- Klan Hugby zaczął czcić te stwory - wypowiedziała się z pełną pogardą Gruba
- Te prymitywy wciąż babrają się czarną magią - warknęła Vuma
- Prowadzimy z nimi regularną wojnę. Ich praktyki nie wiem, czy nie są plugastwem, które trzeba pierw rozwiązać. Stwory panoszą się poza tym w Dżungli Hudu i sieją śmierć wśród zwierzyny. Stanowią rozszerzające się zagrożenie - powiedziała Gruba
- Tak to prawda. Widzieliśmy stwory i biliśmy je - przyznała Oga

- Jak będziemy rozwiązywać spory między klanami i wspólnie decydować o losie naszym i naszych dzieci? Większością głosów, osądzając sprawiedliwie każdą sprawę, dowody lub racje i pretensje czy może inaczej?
- tak jak miało to miejsce do tej pory - odpowiedział bez wahania starszy Ryghouk
- tradycja jasno przemawia jacy jesteśmy. Sytuacje wyjątkowe powinny być rozwiązywane wedle zwyczaju wystawienia na próbę. Przodkowie strzegą prawych i dają zwycięstwo w honorowym pojedynku - tutaj wszyscy oczywiście kiwali głowami. Tradycyjne metody, czyli głos starszyzny i ewentualne próby, które miały mieć również przesłanki moralne.
- Co jest teraz naszym najpilniejszym problemem? Swoje sprawy przedstawiłem, teraz wasza kolej.

- kiedy coś zjemy? Pić się chce od tego gadania! - zaryczał Glomb
- chwila Glombie! Gweeku z Gwiazd. Pilnym mi pytać, czy wybrać się z wojownikami nie raczyłbyś do walki z klanem Hugby i klanem Klogi oraz wytępić plugastwo z dżungli Hudu. Jedni to czarnoksiężnicy i wypaczeni, drudzy to sympatycy Huttów. Teraz póki nie mają wsparcia od ślimaków, trzeba ich pokonać!
- to wydaje się dobre! - odezwała się Oga. Zapowiedź bitki zawsze przemawiała do klanu Ogi.

Możemy powoli kończyć Wielką Naradę
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Gweek » 13 Lip 2019, o 17:07

Zasiadając na mięsistym zadzie dużo słuchał i nie komentował przebiegu obrad, dopóki nie musiał lub nie był zapytany o zdanie. Miał parę uszu, choć jedno szczątkowe i tylko jedne usta, by więcej słuchać, niż mówić. O to właśnie chodziło Wodzowi, aby to inni mówili. Mógł wtedy swoimi sporadycznymi słowami delikatnie popychać aktualne dysputy w innym kierunku lub zbaczać na inny temat. Gweek chciał poznać prawdziwe realia i problemy dręczące zwykłych zjadaczy upolowanego mięsiwa. Przyglądał się im i aż serce rosło, gdy dochodzili do jednego, wspólnego punktu widzenia. Teraz oczekiwali wyjaśnienia zasady działania gadających pudełeczek.

- Z mojego gardła wydobywa się głos, który możecie słyszycie dzięki waszym uszom. Czyli w skrócie: jest ktoś kto nadaje ozorem i ktoś, kto odbiera uchem dźwięki, a nie brzuchem co nie? - poczekał, aż mu większość zebranych przytaknie rzecz oczywistą.
- Widział ktoś Głos? - Bo ja nie i nie muszę go widzieć. Każdy kto słyszy wie, że coś takiego jest, uznając to za pewnik i się nie zastanawia jak to działa lub przemierza odległość między dwoma osobami. Dźwięk ma swój zasięg, rozchodząc się w powietrzu, który możemy jakoś określić. Im głośniej ktoś mówi lub krzyczy, tym dalej go słychać. Te urządzenia działają podobnie. Do jednego gadacie, a z reszty słychać wasz głos. Aby działały, potrzebna jest im energia, tak jak nam. My jemy żeby mieć siłę, a one w środku mają coś, co je napędza. - Gweek dał słuchaczom chwilę do namysłu i przetrawienia tego co właśnie się dowiedzieli, na tyle krótką, aby nikt mu nie wszedł w słowo.
- Jak uderza piorun to jest bardzo głośny i słychać go z bardzo daleka. Żeby rozmawiać na wielkie odległości trzeba by było wrzeszczeć głośno jak ten piorun lub co kilkadziesiąt kroków musiałaby być ktoś, kto powtórzy wiadomość, przedłużając zasięg rozchodzenia się słów. Nazwijmy takiego gagatka potocznie "anteną" czyli łącznikiem między nadającym jak najęty i tym co odbiera wiadomość. Tym urządzeniom do działania też potrzebny łącznik czyli antena, która umożliwia gadanie na większe odległości. Im wyżej jest ta antena lub jest ich więcej, sygnał z pudełeczek jest silniejszy. Przechodząc do sedna sprawy... - wziął pozornie głęboki oddech, by dać sobie czas do namysłu, jak zgrabnie ubrać to w słowa i kontynuował:
- Różowe pasożyty na szczycie Wulkanu zamontowały jedno takie cudeńko. Za okazaną im pomoc, z wdzięczności podzieliły się z nami komunikatorami. Jak sama nazwa wskazuje, służą one do utrzymywania kontaktu między posiadaczami owych przedmiotów z przyciskami na duże odległości. Jak wszyscy wiemy są pasożyty dobre i pożyteczne, których obecność tolerujemy, a nawet pomagamy im się zasiedlić w naszych ciałach i te złe, działające na naszą szkodę, które tępimy ze stanowczością i całą naszą potęgą w samym zarodku, aby nie rozprzestrzeniły się na innych. Do tych pierwszych zaliczyłbym istoty mieszkające tymczasowo w Wulkanie. Nauczą nas jak działa to wszystko, napraw i montażu też. Nie może to być aż tak trudne, że Grzybiaże sobie z tym poradzili.
Planeta jest olbrzymia i miejsca do życia szybko nam nie zabraknie. Jedna antena i garść pudełek nie wystarczy na długo. Będzie trzeba kupić ich więcej i tu znów przydatne różowe kurduple nam pokażą, skąd mamy wziąć to, czego nam akurat potrzeba. Jeśli zaś trudności okażą się większ niż sądzimy, to powrócimy do tradycyjnych metod, jak bywało to do tej pory.


Płynnie przechodząc do następnego tematu, nie dał za dużej możliwości wtrącenia się do tego, co powiedział. Ostatnie zdanie mogło przypaść do gustu niedowiarkom.
- Wszyscy wiemy, że wrogów jest wielu. Białych ludzików wytępiły bestie i szybko znowu nie przylecą. Nimi martwić się będziemy w momencie ponownego pojawienia. Problem na później. Tak jak i na huttyjskie nasienie. Ślimakom dobierzemy się do oślizgłych ogonów dopiero wtedy, kiedy wybijemy ich sojuszników. Najemnicy ciągle siedzą w mieście i niech tam zostaną. Wiedzą też, że w terenie nie mają z nami szans. Dżungla zabija, pamiętajcie! Tymczasem skupimy się na tych, którzy stawią nam najmniejszy opór i wiemy gdzie są. - tym stwierdzeniem podsumował trzeci temat, wkraczając na czwarty.

- Nie mogę być też głuchy na wasze słowa skargi i jako członek Rady wnioskuję o rozpoczęcie kampanii przeciwko stworom grasującym w dżungli Hudu. Mało tego! Pod tą przykrywką utworzymy Wielką Armię i zmieciemy z powierzchni Gamorr wrogie nam klany. - powiedział tą bardziej deklarację niźli propozycję. Wszystkie klany chciały wojny, to będą ją miały. Gweek będzie mocno lobbował, ażeby start działań zbrojnych zbiegł się z kolejnym zebraniem Wielkiej Rady czyli za niecałe 30 dni. Do tego czasu z Nurrą załatwią swe sprawy. Te pilne jak Wulkan, Nielegalne Miasto i te świeże np Grzybiarzy, z dzisiejszej nocy. Jest nawet w stanie przekonać Nurrę do zrzeczenia się dowodzenia byle tylko odwlec w czasie kolejny konflikt. Powodów jest wiele. Zebranie zapasów, wyekwipowanie grupy wojowników, zwinięcie i przeniesie obozu, załatwienie środka transportu, wymiana informacji czy choćby powrót delegacji do własnej siedziby i sam przemarsz wojsk do punktu zbornego.

Na pytanie Gruby odpowiedziała Nurra. Dotąd milcząca i pomrukująca, miała pokazać kto tu naprawdę rządzi. Pokazać należne miejsce Gweeka w hierarchii rządzenia, ustawić do pionu i na należnym miejscu w szeregu. Przy okazji powstrzymać przed dalszym gadaniem.
- Szanowna Grubo muszę Ci coś wyjaśnić. O tym ilu wojowników i kiedy należy ich wysłać zdecyduję tylko i wyłącznie ja. A wyślę ich na pewno. Jeśli jesteśmy zgodni i mamy zapobiec rozprzestrzeniu się zagrożenia ze strony potworów i zarazy, to Gweek z moimi wojownikami wyruszy jak tylko skończymy obrady i odpoczniemy po nich. Od tego jest wodzem by wypełniać moją wolę. Mam nadzieję, że wojownicy nie tylko klanu Ogi wesprą naszych w walce o to, byśmy mieli na co polować w przyszłości.
- Będąc przy polowaniu... Zapraszam was i Ciebie Glombie na pieczyste. Mój Starszy od jadła przygotował nam świeżą dziczyznę. Czujcie się jak u siebie w namiocie! Kto nie wzniesie ze mną puchara ten Grzybiarz!
- ostatnim zawołaniem Matrona sprowokowała do rozpoczęcia ucztowania. Jedzono tłusto, zwilżając mętnym napojem alkoholowym gardło. Rozmawiano w różnych grupach i o różnych sprawach. Tylko Gruba była nieco wycofana, jakoby na uboczu. Przybyłych do niej spić próbowała, częstując własną gorzałką, aby się odczepili lub paść mieli od mocy trunku. Nawet Gweek spróbował owego naparu. Jego głównym zadaniem miało być schłodzenie organizmu. Im bardziej szumiało we łbie to paradoksalnie zamiast grzać, odczucie zimna się intensyfikowało.

Gdy towarzystwo pojadło i popiło, wznowiono obradowanie. Nikt z obecnych rozstać się z kuflem nie chciał i pilnował, aby przytoczona na środek beczółka z wagi szybko straciła.

- Do świtu jeszcze trochę czasu nam zostało. Mieliśmy też czas na wymianę zdań w mniejszych grupach. - zaczęła Nurra.
- Ustaliliśmy dziś więcej niż miałam w zamyśle. Pełne porozumienie w wielu spornych kwestiach udało się też uzyskać. Jako gospodarze zostawiamy was teraz samych, uważając że nie wypada męczyć za długo gości, byście też mogli swobodnie między sobą pomówić. A jakby się wam coś przypomniało lub pominęliśmy to, z czym do nas przyszliście, to nasi towarzysze chętnie wskażą wam drogę do naszego szałasu. Uważam tą chwilę za historyczną w dziejach naszej planety. Wielkie obrady można uznać za zakończone. Idąc za cyklem naszego słońca, spotkamy się z jednymi wczesniej i osobiście, z innymi dokładnie na początku przyszłego miesiąca. - małżonka wzięła pod pachę swojego knura i wprowadziła go na zewnątrz. Mijanym kiwali obydwoje głową, okazując szacunek i żegnając się przy okazji.

- Nie wiem czy to dobry pomysł zostawiać ich samych. - rzekł Gweek do Nurry, idąc w stronę swojego " em jeden ".
- Lepiej żeby byli tam, niż słuchali tego, o czym będziemy rozmawiać.
- No właśnie. Trzeba będzie się stąd powoli zbierać.
- Chyba Ty... I to już jutro hehe.
- Powinnaś zwinąć obóz i się przenieść. Wezmę ze sobą połowę wojowników i jedną pomniejszą do leczenia oraz opatrywania ran.
- No ale gdzie? Do Wulkanu? - Nie... Myślałem o Mieście. - Ale to przecież daleko.
- I o to chodzi. Poczekasz na wieści od Guttora i wezwiesz latającą pokrake. Dug was zabierze, ostatnio nie narzekał na pasażerów. Przydadzą nam się też poważniejsze zapasy. Odwiedzisz w Mieście swojego dobrego znajomego płatnerza, o ile jeszcze dycha.
- A co z wami? - My pójdziemy. Nikt nie mówi, że mamy się spieszyć. Jak będzie gorąco... Szczególnie w nocy może być nie ciekawie... to dobrze by było mieć was nad głową. Gadające pudełka nam pomogą utrzymać kontakt. W Mieście jest też lądowisko i uszy chętne słuchać. Rozpuścisz wieści. Idę niby walczyć z bestiami ale wiesz dobrze kogo szukam. Zumba i Grzybiarzy. Chcieli rozmawiać, a ja ich wysłucham. Nic nie stracą, a mogą wiele zyskać. Tak samo jak i my.
- Dobrze żeś se to wymyślił. Aż mi się mokro zrobiło za uszami. Chodź szybciej, bo mi przejdzie.
- noc zleciała większości gamorreanom spokojnie, innym zaś intensywne ćwiczenia opóźniły wybudzenie ze snu.

Przybysze z daleka zjedli suty posiłek i powoli zaczynali pakować swoje rzeczy. Wiele tego nie było, a wymienione drobne skarby i narzędzia z mieszkańcami obozu poprawią jakość bytu choć części klanowej społeczności, która czekała na swych włodarzy. Klan Woozgi pożegnał się i odszedł jako pierwszy, późnym rankiem. W asyście trójki gweekowych wojowników pomaszerowali w swoim kierunku. Pół dnia drogi i pozbędą się kompanów na doczepkę. Taki mieli rozkaz i nie chcieli zawieźć wodza. Podobnie z klanem Vumy, który jako drugi opuścił obóz w okolicach południa. Wojownicy osłaniający kolejną grupę mieli wrócić pod wieczór. Kolejne trzy godziny i klan Delmy udał się w podróż powrotną. Gospodarze przeciągali z rozmysłem wypuszczanie kolejnych klanów, by się poszczególne grupy nie spotkały przypadkiem lub umyślnie. Na końcu i pod osłoną nocy miała wyruszyć Gruba. Połowa wojowników klanu Nurry cały dzień szykowała się do kampanii w bojowych nastrojach. Ostrzono topory, pakowano jadło wcześniej upieczone i uwędzone. Kilka worków zmielonych i ususzonych korzeni znalazło miejsce na plecach kilku tragarzy. Zbroje nosić miano na sobie lub na noszach naprędce skleconych z dwóch włóczni i kawałka materiału. Tak samo z zapasami. Długa droga przed pucharami się szykowała i narzędzia potrzebne im będą. Obwieszone pasy najróżniejszych sprzętów obciążały cielska. Gruba miała im towarzyszyć przez pierwsze kilka lub kilkanaście godzin.

Dzień chylił się ku końcowi. Najwieksza z grup była gotowa do wymarszu. Pozostało się pożegnać i ruszyć do dżungli Hudu.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 30 Lip 2019, o 13:10

Klan Ogi jak zwykle małpował zachowania, które wydawały się mądrzejsze. "Tak, tak, trzeba się ten tego przygotować" - Powiedział Glomb. Przypominali trochę chorągiewkę. Jak wiatr zawieje, tak i oni pójdą. Jeszcze przed chwilą byli pierwsi by wyruszyć z Grubą na polowanie, a tu nagle się opamiętali po przemowie Nurry. Gruba tylko zmierzyła wszystkich wzrokiem, po czym ruszyła pierwsza przed wszystkimi. W końcu klan Gruby przyszedł w małych liczbach i bez starszyzny, to mógł wyruszyć od razu.

Inne klany jeden po drugim zbierały się z wielkiej obrady. Wszyscy byli zadowoleni. Brzuchy mieli pełne i nastroje wesołe po wielodniowej popijawce, gadance i niekiedy bitce. Narady jako cel nadrzędny były często tematem licznych toastów. Niemalże każdy odszedł ze zgromadzenia zadowolony, ale jak się to mówi: jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził. Starszy Cul z klanu Woozgi, dostrzegł intrygę Nurry. I tak był od początku przeciwko sojuszowi. Podżegał to bardziej szanowanych wojowników swojego klanu, by Ci nastawiali większość przeciwko poczynaniom klanu Nurry. Stary piernik próbował też podjudzić przeciwko sojuszowi starszego Ryghouka, wyjawiając mu intrygę Nurry. Sam Ryghouk uznał, że nie ma odpowiednich dowodów, by zarzucać winę i uczynić zniesławienie. On zaś pokusił się również, by wojownikom tego klanu nieco nagadać, podczas tych kilku dni. Plotki krążyły i rzucały nieprzychylne światło dla części przedstawicieli klanu Vumy.

W końcu jednak spakowano manatki. Wielki szałas rady pozostawiono. Teraz był pusty, kiedy to grupy gamorrean ruszyły w swoją stronę. Kofburg podbiegła jeszcze do Gweeka i Nurry, miała coś im do zakomunikowania, nim Ci mieli się rozstać
- Nurro, Gweeku - zaczęła spokojnie, choć Gweek wyczuł, że nie ma dobrych wieści.
- nasze zasoby żywności bardzo uszczuplały w wyniku ucztowania przez te ostatnie dni
- spodziewałam się tego... jak bardzo? - zapytała Nurra
- zostały nam resztki awaryjnych racji
- no tak, założę się że Oga sama zeżarła połowę... Gweek? Potrzebujesz więcej czasu, czy weźmiesz się za polowanie?

Określ czy oddajesz zapasy Nurze, czy też nie masz czasu na polowanie ze względu na poszukiwania Zumby i oddajesz jej to zadanie. W końcu i tak ma wyruszyć potem do miasta.
Podziel też wojowników (oraz znane postacie)
Klan Nurry liczy teraz sprawnych i wyszkolonych:
(Wojownicy) Toporników - 100
(Zwiadowcy) Szybkonogich Wypatrywaczy - 22
(Łowcy) Tropicieli - 4 - {Butto Kurdupel, Butto Niemowa, Pir'rtog Zwierz, Drug Niezłomny}

Łowcy to tacy elitarni zwiadowcy, którzy mocno zżyli się z wszelkimi terenami Gamorr i są odpowiedzialni za łowy i zdobywanie żywności. Znani są ze sprytu i zręczności aniżeli z siły, która jest bardziej ceniona przez gamorrean. Wojownicy też potrafią polować, ale Ci po prostu robią to zwyczajnie lepiej. Są szanowani ze względu na rolę łowów, w końcu klan Nurry nie miał swej siedziby i migrował, ale też większość obawia się ich, jako że stosują wymyślne metody podczas walk. To też zwykle stoją oni w cieniu chwalebnych pojedynków reszty gamorrean. I choć łowców jest mniej niż wojowników, to po równo zajmują miejsca w starszyźnie, ze względu na zasługi i fakt, że korzystają z pomyślunku.

Butto Najszybszy/Kurdupel (tego drugiego nie lubi) - nie urósł za duży, ale za to najszybciej biega ze wszystkich wypatrywaczy, jest nieuchwytny i gibki jak na standardy gamorrean. Do tego rzuca kamieniami najcelniej ze wszystkich łowców. I choć był obiektem żartów i ogólnie pośmiewiskiem ze względu na wzrost, to z czasem to się zmieniło i nikt mu już nie dokucza. Powód prosty, ciągłe zbieranie po łbie kamieniami i fakt, że nie da się dziada złapać to jasny argument by mu lepiej nie podpaść. Jako łowca świetnie zagania lub wabi zwierzynę w odpowiednie miejsce.

Butto Niemowa - nie mówi i w ogóle jest cichy i zachowuje się jak cień. Potrafi się świetnie skradać i rzucać włóczniami. Zwykle lubi samotność i unika większych zgromadzeń. Nurra korzysta z jego umiejętności, by podsłuchiwać rozmowy i szpiegować, tak poza samymi łowami. Woli działać solo i właściwie to z niego to bardziej taki zabójca, choć jest łowcą.

Pir'rtog Zwierz - chodzący krzak, ruchome błoto. Potrafi naśladować odgłosy niektórych zwierząt i w samym zachowaniu jest również dziki i niesforny do granic możliwości. Ma najlepszy węch w klanie. W swoich działaniach preferuje kamuflaż, pułapki i zasadzki

Drug Niezłomny - najstarszy z łowców. Mistrz przetrwania i łowów w klanie Nurry. Kiedy młodzi są błyskotliwi w swoich sztuczkach, Drug jest wyznawcą starych dobrych metod i przede wszystkim jest cierpliwy i opanowany. Ma umysł stratega i potrafi korzystać z wielu różnych broni.


Rozdysponuj siły i określ wstępne działania, co do poszukiwania Grzybiarzy, albo i polowania. Guttor się odezwie w następnym poście. Ma dobre wieści :D
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Gweek » 5 Sie 2019, o 16:53

- Ja? Ha ha ha. A to dobre. Przecież wiesz dobrze, że mnie prędzej usłyszysz niż zobaczysz. Jeszcze bym się zgubił wśród drzew lub łaził w kółko dookoła obozu. Butto nic nie mówił, że chce zostać z wami, więc pójdzie z nami, przed całą grupą. Po dwóch zwiadowców pójdzie naszymi flanflankami i para z tyłu. Do dyspozycji zostanie wam reszta towarzystwa i mniejsze pół wojowników.
- Z głodu nie pomrzemy, ale martwię się o was. Nie za dużo nas tu zostanie?
- Tylu musi mi wystarczyć. Nie chcę z Zumbem walczyć ino usłyszeć to, czego nie dokończył mówić. Tę noc jeszcze zostaniemy. Pośpiech nie jest dobrym doradcą. Lepiej przeszukajmy okolice czy nikt się nie zaczaił w zaroślach niedaleko nas. Ruszymy z samego rana do dżungli Hudu.

Po obraniu odpowiedniej trasy czyli zbaczając z linii prostej czasem na boki, postawiono nadkładać drogi. Częste postoje na polowania i przepatrywanie okolicy miało zwiększyć szansę na ewentualnie dogonienie grupy lub odnalezienie śladów bytności innych mieszkańców globu. Gweek nie omieszka zajrzeć do osad blisko ich trasy w nadziei na zaczerpnięcie wieści, drobny handel lub uzupełnienie zapasów i nocleg inny niż pod gołym niebem.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 9 Wrz 2019, o 12:53

Akcja przenosi się do [Gamorra] - Grzybiarze
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Poprzednia

Wróć do Przestrzeń Huttów

cron