Content

Przestrzeń Huttów

[Gamorra] - Gambit Knurów

Image

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 26 Lis 2018, o 11:39

Nantel
Jakiś czas wcześniej
Pierwsze spotkanie z Khadim Keehebbem - gubernatorem planety - Nantel w sumie wspominał miło; zwłaszcza, że potem było gorzej. Khadim wszedł wtedy pierwszego dnia po przebudzeniu Nantela w obstawie kilku żołnierzy i uprzejmie poprosił o chwilę rozmowy. Podano mu wtedy śniadanie i czyste rzeczy do ubrania i dano chwilę na to by się ogarnąć. Potem założyli mu na ręce bransolety paraliżujące - za co gubernator przepraszał - i zaprosił go na spacer.
Chodzili wtedy między zabudowaniami, wspinali się na tarasy widokowe i zapuszczali się nawet na leśne ścieżki. Gdyby nie bransolety na rękach (i patrol uzbrojonych żołnierzy trzymających się tyłu) można było pomyśleć, że Nantel składa gubernatorowi przyjacielską wizytę.
- Wiesz zapewne, że nie możemy tolerować takiego zachowania. - mówił siwobrody Khadim tonem mentorskim i nienaznaczony najmniejszym nawet śladem fałszu czy niechęci. - Moim Imperialni przełożeni wysłali nam wyraźne dyrektywy w sprawie uchodźców z Taris. Nie będę cytował Ci teraz całości bo to nie ma sensu, ale meritum tych wszystkich pism jest taki, że musimy Was zatrzymywać i osadzać w aresztach na czas niezbędnej kwarantanny. Strasznie nie lubię tych słów bo są one bardzo... brutalne... i zdecydowanie nie pomagają nam w budowaniu solidnego wizerunku Władzy, która dba o swoich poddanych. Metoda może i jest mało... sympatyczna, ale niestety jest to póki co jedyne sensowne rozwiązanie. Bo widzisz, robimy to tylko dlatego, żeby właśnie ochronić społeczeństwo przed tą zarazą. Byłeś tam - nie zaprzeczaj - byłeś na Taris. Widziałeś jak szybko ta zaraza i te potwory mogą opanować całe dzielnice. Widziałeś co mogą zrobić. I wyobraź sobie teraz, że pozwalamy WSZYSTKIM uchodźcom lecieć sobie gdzie chcą bez żadnej kontroli z naszej strony. Wyobrażasz to sobie? Galaktyka została by dosłownie POŻARTA przez te monstra. Więc musimy robić to co robimy. Choćby nam się to osobiście nie podobało. Choćby to moralnie było... wątpliwe. Musimy zatrzymywać uchodźców. Bo tego wymaga Wyższe Dobro nas wszystkich.
- Tymczasem. - Kontynuował po dłuższej chwili i upewnieniu się, że jego słowa zostały przetrawione przez Nantela. - Spotykamy się z totalnym brakiem chęci współpracy i zrozumienia. Wszyscy myślą, że Imperium wyłapuje zarażonych i ich nie wiem... zabija? Odstawia do jakichś wyimaginowanych obozów śmierci? Ja nie wiem skąd u ludzi taka wyobraźnia. Oczywiście. Poddajemy uchodźców kwarantannie i izolujemy ich od reszty społeczeństwa ale nie dzieje im się tam żadna krzywda. Zapewniam Cię, żadna.
- Niestety plotki i strach przed zatrzymaniem sprawiają, że mieszkańcy zamiast podporządkować się i przysłużyć sprawie przyjmują buntowniczą pozycję i uciekają z Taris na własną rękę. Tym samym potęgując tylko chaos i angażując w pozornie proste zadanie coraz większe siły Imperium.
- Ja wiem, rozumiem. Boicie się o własne życie i życie swoich najbliższych. To jest w pełni zrozumiałe. Rozumiem, też to, że w chwilach stresu chcecie zapewnić im przede wszystkim bezpieczeństwo a nie bierne poddać się sytuacji w nadziei na to, że białe pancerze Was wybawią. Ja to naprawdę rozumiem. Też nie wiem jakbym się zachował gdybym znalazł się na Twoim miejscu.
- I dla Ciebie i dla mnie jest to trudna sytuacja, dlatego chciałbym przejść przez to możliwie szybko, tak by jak najszybciej móc Cie wypuścić na wolność. Powiesz mi o tym gdzie wylądowaliście na Gamorr. Ilu Was było. Z jakich kanałów przemytniczych korzystaliście. Czy byli wśród Was zarażeni? Czy ktoś zmarł podczas podróży?

Nantel nie pamiętał co odpowiedział. Coś tam nakłamał. Nie sądził by Khadim to kupił, zresztą to nie było najistotniejsze.
- Ok. Wszystko sprawdzimy i zweryfikujemy. Teraz trochę gorsza sprawa. Znaleźliśmy przy Tobie przedmiot, który powiedzmy, nie jest najmilej widziany w oczach Najwyższych Urzędników. To przedmiot z rodzaju tych, co ściąga na głowę przedstawicieli Imperialnych Służb Bezpieczeństwa. Zrobiliśmy Ci już test krwi. I wiemy, że jesteś mocowładnym. Gdyby to ode mnie zależało wypuściłbym Cię. Serio. Tutaj na Gamorr mam tyle problemów z utrzymaniem władzy, że nie potrzebuję tego całego cyrku z tropieniem i inkwizycją. Niestety. Rozkaz jest rozkaz. Zawiadomiłem już odpowiednie służby. Niedługo - a myślę, że nawet w ciągu 24 godzin przybędzie do Ciebie mój znajomy. Pracuje w inkwizycji, ale póki co będzie tutaj nieoficjalnie. Zbada Cię. I jeżeli uzna, że poziom Twojej mocowładności jest na przyzwoicie niskim poziomie zwolnimy Cie. Serio. Jeżeli uzna, że Twoja moc jest... obiecująca. Dostaniesz propozycję bliższej współpracy.
- Po co Ci to mówię? Ano po to byś sobie to dobrze przemyślał oczekując na spotkanie z nim. Pamiętaj, że chęć współpracy będzie przez niego i przeze mnie odczytywana na plus.

***

Xavier Borgis nie był już tak przyjazny jak gubernator. Od razu wparował do celi Nantela i kazał sobie i jemu przynieść krzesło. Usiedli na przeciwko siebie i zaczęli rozmawiać. Nantel na początku próbował coś kłamać ale facet idealnie wyczuwał to kiedy Nantel mijał się z prawdą.
Co ciekawe. Nantel wyczuł w osobie niewielkiego i raczej niepozornego inkwizytora Moc. A raczej jej niewielki ślad.
Borgis pytał o wszystko. O niedawne wydarzenia i o dzieciństwo. O jegoż związek z uchodźcami i o relacje z rodzicami. O sposób ucieczki z Taris i o to jak radził sobie jako nastolatek. Przy rozmowie o sposobie dostania się na Gamorrę Borgis dowiedział się o klanie Besadi i ich pomocy udzielonej Nantelowi. Tylko przypadek sprawił, że ten wątek nie został pociągnięty dalej, bo wysypał by się prawdziwy wór informacji. Besadii. Rebelia. Walka Knurzych Klanów. Mimo wszystko z całej wiedzy jaką posiadał Nantel Xaviera interesowały te informacje, które dotyczyły Mocy.
Sesji przesłuchań było kilkanaście. Nie wszystkie wykonywał Borgis osobiście. Czasem przychodzili jego pomocnicy, którzy mieli szybkie pięści i lubili sprawdzać jak bardzo twardy jest brzuch Nantela.
Pytania wciąż były takie same. Skąd jesteś? Kim byli Twoi rodzice? Kto Cię uczył? Jak objawia się Twoja wrażliwość? Czy znasz jakieś aktywne techniki Mocy?
Nantel bardzo szybko zapomniał o całkiem przyjacielskim Panu Gubernatorze, który od pojawienia się "przyjaciela-inkwizytora" nie przyszedł do Nantela ani razu.


***

obecnie
W nocy Nantela obudził szum deszczu, tak przynajmniej pomyślał w pierwszej chwili. Nie wiedział, która jest godzina ale czuł się zmęczony; miał wrażenie, że dopiero co zasnął po kolejnym przesłuchaniu. Pomimo to nie czuł się szczególnie zmęczony. Czyżby jego oprawcy dali mu trochę pospać? Ale skoro tak to dlaczego się obudził?

Grzmot! Burza! Obudziła go burza nad Gamorrą.

Przez chwilę wsłuchiwał się w niemalże ogłuszający szum deszczu i wyobrażał sobie jak wierzchołki drzew kołyszą się na wietrze nękane zacinającą z każdej strony wodą.

Kolejny grzmot!
Ale... To nie był grzmot. To był coś innego. Wystrzał. Wystrzał z blastera. I kolejny i jeszcze jeden. I cała kanonada. Coś się działo.
Moc zaczęła wyraźnie drżeć.

Drzwi otworzyły się nagle. Stał w nich przemoczony Gubernator Khadim. Tuż za nim stała jakaś kobieta - żona, Nantel od razu rozpoznał kobietę z dossier od Besadi.
- Wstawaj! I bierz to! Ponoć znasz się na tym. - Gubernator podał Nantelowi przedmiot. - Weź. Rakghoule są tu... Słuchają się Borgisa. Ratuj.
Nantel wziął do ręki srebrzysty cylinder z czarną rękojeścią i czerwonym przyciskiem. Nigdy nie widział tego przedmiotu w rzeczywistości, ale wiedział, że oto właśnie zostaje mu wręczany miecz świetlny.
- Ratuj nas.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Nantel Grimisdal » 26 Lis 2018, o 14:59

Dzień nadszedł stanowczo zbyt szybko. Po tym, jak jej organizm w końcu dał za wygraną i zasnął, wolałaby odpocząć znacznie dłużej i lepiej, niż było jej to dane. Obudził ją dźwięk komunikatora. Zaspanym jeszcze wzrokiem sięgnęła do niego, by odebrać wiadomość.
- Nadia? Gdzie jesteś? - rozbrzmiał głos Fenna. - Za dwadzieścia minut wyruszamy, zbieramy się przy głównej bramie.
- Już biegnę, zaraz będę!
To wystarczyło, by ją rozbudzić. W jednym momencie powróciły wszystkie myśli i plany o misji ratowania Nantela. Zerwała się na równe nogi i zgarnęła ubrania z szafki. Przynajmniej plus bezsenności był taki, że zdążyła się spakować i sprawdzić wszystko ze trzy razy, by mieć pewność, ze niczego nie zapomni. W pokoju była już sama, to tylko ubrała się, chwyciła plecak i wybiegła na spotkanie pod bramą.
Dotarła tam w samą porę, akurat gdy przybyła reszta ekipy. Piątka knurów z jej zespołu, w tym Atam, który ponoć znał się na lokalnych szlakach i jak widać został tym, który miał ich przeprowadzić. Byli też ludzie, których zebrał Fenn, tak samo jak on śmierdzący banthą i których Nadia nie znała. Przez moment zastanawiała się, skąd on ich wytrzasnął.
- Gotowa? Widzę, że noc jednak była ciężka. - zagadnął ją, gdy dobiegła.
- Musi wystarczyć. Jestem gotowa.

***

Musiał przyznać, że jak na standardy Imperium, o których dużo się nasłuchał i jako dziecko na Nar Shaddaa i potem na Taris, jego uwięzienie było zdecydowanie z tych łagodniejszych. Rozmowa z gubernatorem pierwszego dnia oczywiście była pierwszą próbą, by skłonić go po dobroci do mówienia, licząc, że da się nabrać na miłe słówka. Ominięcie pytań "gospodarza" było całkiem łatwe, jako że ten myślał, że Nantel trafił tu z nie wiadomo jak dużą grupą uchodźców i jest po prostu jednym z tłumu uciekinierów. Potem było już jednak gorzej. Ten Borgis... Opowieści o Inkwizycji były zazwyczaj straszne, ale mówiły też, ze jej członkowie są dziwni. Dziwni własnie przez kontakt z zakazaną Mocą. O ile Nantel oswoił się z myślą o tej mistycznej sile, to musiał przyznać, że plotki co do Inkwizycji się sprawdziły. Nie sądził, ze jego przesłuchanie będzie przebiegać w taki sposób. Było chyba najłagodniejsze, jakie potrafił sobie wyobrazić. Owszem, godziny pytań i rozmów były przeplatane obijanie, ciosami w brzuch i kopniakami, jednak żadna z "sesji" nie była na tyle intensywna, by mu cokolwiek uszkodzić, czy fizycznie go wyczerpać. Po tym wszystkim Nantel był zwyczajnie obity i posiniaczony. I tyle. Dużo gorsze były same przesłuchania Borgisa. Czuł, że z jakiegoś powodu ten człowiek wyczuwa każde kłamstwo. Nantel pocił się i unikał jego spojrzenia jak mógł, ale nie było pytania, na które Borgis nie uzyskał by odpowiedzi, nawet jeśli dla jednego słowa musiał go mamić i zwodzić go przez kilka godzin. Tylko cudem Rebelia i wiedza o niej pozostała nietknięta.
Odkąd został złapany, tego typu myśli zdominowały jego umysł nie tylko za dnia, ale też w nocy, gdy spał lub właściwie - gdy pozwalali mu spać. Nie miał też dlatego powodu, by dobrze się wysypiać i budzić się wypoczęty. A jednak. Gdy otworzył oczy, czuł się dużo mniej zmęczony, niż powinien był się czuć. Wstał, spoglądając przez mały otwór na szalejącą na zewnątrz burzę. Wtedy za jego plecami otworzyły się drzwi celi, w których stał przemoczony gubernator z żoną. Jego słowa wypowiedziane spanikowanym głosem całkowicie zaskoczyły Nantela.
Dobrze, że zdążył obudzić się, zanim do celi wpadł gubernator z żoną, bo zaskoczenie, jakie ta scena ze sobą niosła, wmurowałoby go w miejscu. Na szczęście, przyzwyczajony przez przesłuchania do nagłych pobudek, otrząsnął się dość szybko. Jego orzeźwiony dziwnym sposobem umysł w jedną chwilę dostrzegł możliwości, jaka ta sytuacja przed nim otwierała. Oto stał przed nim człowiek, na którego jeszcze nie dawno miał zlecenie zabójstwa. Człowiek, który mimo swej kultury potrafił dopuścić się zbrodni niewolnictwa i całej masy innych rzeczy, która wiązała się z układami z huttyjskim półświatkiem. I teraz ten człowiek prosił go o pomoc. Chwycił rękojeść miecza świetlnego z wyciągniętej ręki Khadima i podszedł do niego.
- Jeśli chcecie to przeżyć, słuchacie się mnie co do słowa, jasne? - spojrzał na gubernatora i jego żonę, by upewnić się, że zrozumieli. - Masz komunikator? Daj znać swoim ludziom, by szykowali jakikolwiek statek na lądowisku, na pewno masz jakiś. A potem zabierz mnie w miejsce, gdzie znajdę tą czarną kostkę, którą mi zabraliście. Bez niej nie pozbędziesz się rakghuli z planety, zrozumiałeś? Każ też uwolnić wszystkich więźniów, jakich u siebie masz, nie pozwolę, by tu poginęli przez ciebie. Muszą mieć szansę na ucieczkę.
Wyminął gubernatora i stanął w korytarzy, obok jego żony.
- Na co on czeka? - zwrócił się do niej - Ma ich uwolnić i muszę odzyskać tę kostkę!
Wiedział, że musi to wszystko zrobić, a jednocześnie zdawał sobie sprawę, że czasu na to mają znacznie mniej niż by potrzebowali. Ale nie mógł zostawić tych ludzi, niewolników, o których słyszał we wszystkich plotkach. A holokron mógł być kluczowy w sprawie rakghuli. To jego szukała ta mroczna postać z Taris.
Czekając na reakcję Khadima, rozejrzał się po korytarzu i nasłuchiwał. Z każdej strony dochodziły odgłosy wystrzałów, zwielokrotnione jeszcze echem korytarza. Instynktownie czuł, który kierunek będzie najbezpieczniejszy dla ich ucieczki i miał nadzieję, że gubernator poprowadzi ich w tę samą stronę, by znaleźć to, co potrzebowali. Miał nadzieję, że okazał się wystarczająco przekonujący. Na tyle, co im powiedział, miał czas i musiało to wystarczyć. Teraz musiał skupić się na ich przeżyciu. Ścisnął mocniej rękojeść darowanego miecza świetlnego. Poczuł mały dreszcz, który przeszedł mu po palcach. Rękojeść jakoś nie leżała mu dobrze w dłoni. Nie wiedział, jak dobrze władać tym mieczem, ale miał nadzieję, że zmagania z Istotą z Etros w jego umyśle zostawiły część właściwych odruchów. Gdy gubernator w końcu się ruszył i skończył wydawać polecenia przez komunikator, razem z nim ruszył jednym z korytarzy.
Image

Piękno tkwi w oku patrzącego. Strach też...
00
+++++ ++++
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
 
Posty: 538
Rejestracja: 26 Kwi 2016, o 19:55
Miejscowość: Koszalin

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 27 Lis 2018, o 12:06

Kittani, Stardust
Gdy tylko pojawiła się w centrum dowodzenia podszedł do niej Fenn. Miał przy sobie broń i torbę zarzuconą przez ramię. W ręku trzymał cyfronotes; jak zauważyła miał na nim wyświetloną topografię terenu.
- Cześć zabieram Nadię i kilku swoich ludzi plus przewodnika z gamorry. Zgłosiło się ich paru, ale wezmę jednego. Czym mniejsza grupa tym lepiej. Co jest? Nie mogłaś spać?
Czyżby kupiec zauważył jej podpuchnięte oczy?
Kiwnęła tylko głową potwierdzając jego domysł i jednocześnie nie zagłębiając się dalej w temat.
- No mniejsza. - Kontynuował dalej. - Zabieram zestaw komunikacyjny, ale słyszałem, że na dalsze odległości nie pogadamy sobie tutaj. W ogóle ponoć wszyscy mamy tutaj przewalone z komunikacją. Mam pomysł jak to rozwiązać, ale jest on trochę ryzykowny. Chodź pokażę Ci coś.
Podeszli do jednej z konsolety komunikacyjnej, przy której siedział Xantee i dwóch skrzydlatych geonosian.
- Xantee mów. - Powiedział Fenn.
- To tak. Mamy teraz w hangarze Agavę. Moglibyśmy wykorzystać jej system komunikacyjny do wzmocnienia sygnału i stworzenia anten kierunkowych. Co prawda musielibyśmy zdemontować potrzebne części z tego okrętu, ale i tak jest on w najgorszym stanie i dobrze byłoby go i tak poddać recyklingowi. Według oceny geonosian wymontowanie anten i instalacja ich gdzieś na szczycie wulkanu to robota... najdalej do południa. Anteny się zamaskuje. Tyle tylko, że wzmocnionej transmisji już nie. Będzie większa szansa, że ktoś nas podsłucha. Przemyśl to. Ja nie potrafię teraz wskazać, co nam się w tym momencie bardziej przyda. Lepsza komunikacja, czy pozostanie w większym ukryciu.

Stardust póki co stał na uboczu i przyglądał się wyposażeniu w centrum komunikacyjnym. Nie był pewnym, ale część komputerów wydawała mu się być całkiem stara. Czyżby znajdował się teraz w dawnym centrum artyleryjskim? A może to tylko była siła autosugestii? Widział to co chciał zobaczyć? Tego resztka pamięci o śnie nie potrafiła mu powiedzieć. Tak czy inaczej przeznaczenie tajemnej bazy intrygowało Bezimiennego jakby mocniej.
Ale nie była to jedyna rzecz, która go niepokoiła. Wyczuwał dziwne zaburzenia w mocy. Coś było nie tak. Coś się zmieniło.

- A tak poza tym. To wezwanie od Nantela zostało powtórzone jeszcze dwa razy tej nocy. Raz około północy a drugi raz na godzinę przed burzą. Zaufałbym mojemu doświadczeniu w tym momencie: ta informacja jest nadawana na ślepo. Nie wiem co mu zrobili ale w jakiś sposób nadają na jego kodach. A może po prostu złamali część zabezpieczeń na jego komunikatorze? To też jest możliwe. Ale mniejsza. Ja ruszam. To mnie tylko utwierdza w przekonaniu, że trzeba coś z tym zrobić. Do zobaczenia za jakiś czas. Aaa.. nie bój się. Planuję go tylko "wyrwać" z tamtego miejsca i szybko zniknąć. Nie mam zamiaru zabijać gubernatora czy coś. Nie potrzebujemy dolewania oliwy do ognia.

Skupił się na tych zaburzeniach. Miał przeczucie, że przez noc kogoś zabrakło w najbliższej okolicy.

Gweek
Przez pierwsze dwie godziny od spektakularnego zwycięstwa nad Groggiem nie wydarzyło się nic. Nie licząc Wielkiej Ciszy jaka zapadła w tym miejscu. Milczenie było wielkie. Nikt nie skomentował i każdy Gamorreanin w skupieniu analizował obejrzaną walkę i usłyszane słowa. Wielka Cisza - tak w przyszłości miała nazywać się ta Noc i w Zakopanych Zadach miała w przyszłości stać się ważnym festiwalem w kalendarzu gamorreańskich obrzędów.
Była to jednak pieśń odległej przyszłości. Teraźniejszość wcale tego nie zapowiadała.

Matrony przyszły pierwsze. Na godzinę przed burzą. Ich reprezentacja pojawiła się przy ognisku, przy którym siedział Gweek, Nurra, Guttor i kilku innych starszych klanu. Stanęły na skraju światła rzucanego przez olbrzymie płonące kłody i obserwowały ich w milczeniu.
- Ja, Marllarr, Najstarsza, Ślepowidząca - odezwała się najstarsza i na wpół ślepa matrona - powiadam Ci, Gweeku z klanu Nurry. Niech błogosławiona i przeklęta będzie ta noc. Błogosławiona bowiem widzę w niej zalążek czegoś nowego. Posiadasz wielki potencjał by uczynić nasz dom naszym. Jesteś Wybrańcem Losu. Przybyszem z Gwiazd. Niech ta noc będzie błogosławiona.
- Ale też i niech będzie przeklęta. Bo oto w zapomnienie odchodzi dawny porządek. A wraz z nim nadejdą krwawe zmiany. Zmiany, których przejawem niech będzie rozlana krew Wodza z klanu Obrogga. To miejsce od wieków było ostoją pokoju i dawno nikt tutaj nie wyrządził drugiemu krzywdy. Dzisiaj wziąłeś na siebie ciężkie brzemię, które musisz udźwignąć. Teraz patrzymy na Ciebie nie tylko my. Patrzą też na Ciebie nasi wielcy przodkowie ale też i przyszłe pokolenia. Gweeku.
Matrony klęknęły jak na zawołanie.
- Ja Marllarr ślepowidząca oraz wszystkie podległe mi matrony ofiarujemy Ci naszą przyjaźń i wsparcie. Twoi podwładni będą mogli się u nas leczyć. W twe szeregi oddam Ci nasze najlepsze znachorki i zapasy żywności, broni i medykamentów jakie tylko posiadamy. Wyślemy Wici do innych klanów sławiące Twą osobę. Otrzymasz od nas wszelkie możliwe wsparcie.
- Jednakże, Ty sam, Wielki Wodzu, nie będziesz mógł już wstąpić więcej na tą ziemię. Jest to cena jaką będziesz musiał zapłacić za przelaną krew.

Następnie przyszło trzech pomniejszych liderów z klanu Obrogga. Jak się okazało byli oni niedawno wcieleni do klanu na zasadach, które można było tylko określić mianem szantażu; ich przysięga wierności była wymuszona, a za gwarant posłuszeństwa służyć miały matrony i potomstwo wzięte do niewoli. Ta pomniejsza trójka miała pod sobą blisko setkę wojowników. I przyszli prosić o możliwość złożenia przysięgi wierności. Przysięgi nie wymuszonej, a ze szczerej intencji.
Nurra, kazała się im oddalić, a gdy zniknęli z pola widzenia, tak powiedziała do Gweeka.
- Cóż mamy teraz zrobić? Przyjąć ich w nasze szeregi czy też nie? Może wcale nie być łatwo nam zaopiekować się tak dużą grupą. Nie wiem też, czy reszta mego klanu będzie łaskawym okiem spoglądać na "obroggowych" chłopaków.
- Nas przyjęliście. - Odpowiedział Guttor. - Czy ich pozycja jest gorsza od mojej? Owszem, służyli dla klanu Obrogga, ale nie należeli do niego. Chyba nie powinniśmy odrzucać ich wsparcia. Sam osobiście znam jednego z nich. Nasze klany w przeszłości sąsiadowały ze sobą. Ot, los nas rozdzielił. My po prostu mieliśmy więcej szczęścia.
- Tak. Ale nie mamy stałej siedziby. Nie mamy możliwości zapewnienia wszystkim wyżywienia tak od razu. Potrzebujemy więcej czasu. Serce mówi mi, przyjąć ich. Rozum każe się zastanowić. Gweeku?

Nikt więcej nie przyszedł po rozmowę. Niewielkie grupki podchodziły do nich w milczeniu i zatrzymywali się w odległości kilku kroków od ogniska. Kłaniali się przed Gweekiem i Nurrą ściągając przy nich barwy klanu Obrogga oraz rzucając je w błoto. Chcieli odejść do swoich siedzib i do swoich niedokończonych spraw. Wszyscy jednak mieli w pamięci słowa Gweeka i gdy spoglądali w jego stronę widział w ich oczach nabożną cześć.
Część wojowników postanowiła zostać w Zakopanych Zadach do ochrony tego miejsca przed potworami, w ten sposób postanowili oni wesprzeć sprawę Gweeka.
I tylko nieliczni pozostali wierni klanowi Obrogga; Ci czmychnęli do dżungli pod osłoną nocy.

Rano, po burzy, Gweeka powitało słońce i komunikator, który trzeszczał i wypluwał z siebie jego imię.
- Gweek, tu baza, Gweek zgłoś się.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez David Turoug » 27 Lis 2018, o 17:22

Stardust nie był głuchy na znaki Mocy. Choć nie uważał siebie za mistrza, to w ostatnim czasie zdecydowanie poszerzył asortyment swoich umiejętności. Nim jednak cokolwiek palnął, wolał samotnie przeanalizować sytuację i dojść do pierwszych wniosków.
Co do centrum nie był pewny czy to właśnie pomieszczenie było kiedyś przeznaczone do kontroli nad rozmieszczonymi w pobliżu wulkanu bateriami dział obrony planetarnej. Istniała też szansa że owa lokacja znajduje się na niższych kondygnacjach, gdzie parę dni temu zabłądziła Kittani. Drugim faktem jaki odnotował, był brak podczas porannego briefingu Mai, choć mogła podobnie jak Levfith po prostu spóźnić się na kolejną naradę.
Bezimienny był natomiast pozytywnie zaskoczony postawą Fenna. Wcześniej agent wydawał się jakiś ospały, flegmatyczny. Teraz wykazywał niezwykły zmysł organizatorski i przede wszystkim chęć do działania. Potwierdziło się, że nie jest tylko człowiekiem słowa ale także czynu. Po raz kolejny sprawdziła się stara, sparafrazowana, maksyma, że nie należy oceniać ludzi po okładce.
- Fenn zanim pójdziesz, zabierasz ze sobą medyka? Nie widzę tutaj Mai'fach, a myślę, że nie zaszkodziłoby wam wsparcie ambulatoryjne w warunkach polowych. - rzucił Stardust spoglądając na agenta - Poza tym mogłaby stanowić wsparcie dla Nadii. Ktoś w ogóle dzisiaj ją widział? Raczej nie mamy czasu na zabawy w chowanego, a mam przeczucie że sytuacja na Gamorrze wchodzi w decydującą fazę.
- Beeep bip bip bop.- zaświergotał R9 z nutą powątpiewania.
- Tak "Hope" to moje przeczucie Jedi...
- Beeeeeeep - odparł bez namysłu droid kręcąc się po sali.
- Co do komunikacji, jeżeli mogę wtrącić, nie wiem czy przed opanowaniem sytuacji powinniśmy majstrować przy wzmocnieniu sygnału. Już i tak wokół wulkanu jest na tyle tłoczno, że przykuwa uwagę. Oczywiście ostateczną decyzję podejmie Kitty.
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Saine Kela » 27 Lis 2018, o 20:46

Pierwszy kontakt z tajemniczym Sareshem nie był najlepszy i najwyraźniej nie miał on pojęcia o innych toczących się misjach, poza jego własną. Mogła się domyśleć, że nic nie wiedział o zwiadzie szukającym klanu Obrogga. Facet najwyraźniej lubił krzyczeń, albo był na tyle zestresowany, że musiał się na kimś wyżyć. Patrząc na to, co się dzieje ostatnio na Gamorr, można być mocno zestresowanym. Zaraz potem jednak usłyszała bardziej znajomy głos Ashary. Mirax odetchnęła, ciesząc się, że uniknie przepychanek słownych, które nie doprowadzą do niczego.
- Klan Obrogga szedł od strony Grzybiego Jeziora i zmierzał w stronę Nielegalnego Miasta, a my za nimi, chcieliśmy ich wyprzedzić i dotrzeć do was wcześnie, ale to obecnie najmniejszy problem. Kilka godzin temu zaatakował nas rakghul i najwyraźniej kilku z nich zaatakowało także wojowników Obrogga. Widzieliśmy co najmniej kilku uciekających w popłochu knurów, nie wiemy co z resztą. - streściła szybko sytuację.
Słuchając raportu kobiety wiedziała, że nie jest dobrze i sprawdzały się jej najgorsze przypuszczenia. Zaraza dotarła na Gamorr i zaczynała się rozprzestrzeniać, a fakt, ze mężczyzna nie bardzo w to wierzył, pokazywało tylko skalę problemy. Jak rakghuli jeszcze przybędzie, to będą mieli niemały problem, a Saresh zostanie bardzo niemiło zaskoczony.
- Uważajcie. Rakghule zarażają przez zranienie, więc jak ktoś przeżył starcie i został ranny prawdopodobnie się przemieni i jeżeli jacyś wasi zwiadowcy przeżyli... - wolała nie kończyć zdania. - Zgoda. Wyślij namiary, to ich znajdziemy, możliwe, że zostali zaatakowani. Jak da radę, wrócimy do Miasta. Wszyscy. - podkreśliła ostatnie słowo
Palpoo był irytujący, a do tego zakochany w niej, przez co Mirax miała go dosłownie dość. Nie była jednak zaślepiona uczuciami i wiedziała, że niezależnie od wszystkiego on i jego drużyna potrzebowali pomocy i zależało od tego ich życie. Nie mogła ich tak po prostu zostawić, a ich misja zwiadowcza powoli zmienia się w misję ratunkową. Sytuacja się diametralnie zmieniła i trzeba się do tego przygotować.
- Dobrze zabezpieczcie miasto i sprawdzajcie obrzeża dżungli. Jeżeli choć jeden rakghul dostanie się za mury, będzie istna rzeź. Uwierz mi, wiem co mówię. Już to widziałam.
Ostatnie słowa powiedziała dosyć cicho, ale nie to teraz było ważne. Spojrzała na towarzyszy, oczekując ich reakcji i tego czy piszą się na tę poniekąd samobójczą misję. Ona mogła sobie z rakghulami poradzić, oni nie mieli aż takich zdolności, szczególnie Pato, Utoo był ulepiony jednak z nieco innej gliny.
- Jak chcecie możecie iść w stronę Nielegalnego Miasta, a ja pójdę im na pomoc. Wasza decyzja. - powiedziała poważnie.
Image

Image

GG: 6687478
Awatar użytkownika
Saine Kela
Gracz
 
Posty: 710
Rejestracja: 18 Cze 2013, o 13:04
Miejscowość: Pandarium/Ruda Śląska

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 27 Lis 2018, o 22:04

Mirax

Pato i Utto spojrzeli się na siebie pytająco. Utto coś pochrumkał i wskazał łapą na Mirax. Pato pokiwał głową potwierdzająco.
- Tak. Z nią.
Utto pokiwał głową przecząco.
- Ok. Rozumiem. - Pato odwrócił się do Mirax i westchnął. - Nie ma, kurwa, takiej opcji byśmy mieli łazić teraz po dżungli sami. Idziemy z Tobą.

Stardust
- Nie, nie widziałem Mai'fach. Od rana organizuję ten wypad, nie miałem czasu się rozglądać. A wulkan jest duży, może po prostu jest teraz w innej jego części?
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez David Turoug » 28 Lis 2018, o 20:35

Stardust skinął głową na słowa Fenna, ostatecznie nie on był tutaj od porządkowania pracy innych osób. Najwidoczniej Mai'fach miała w tym momencie inne zadania do wykonania. Sam sięgnął do Mocy, by bardziej szczegółowo wyczuć aurę nadchodzących godzin. Niestety mistyczna energia nie zesłała mu jednoznacznej odpowiedzi. Wszystko było w ciągłym ruchu.
- Fenn uważaj tam na siebie. - rzucił w kierunku agenta - Wolałbym żeby obyło się bez brawurowych akcji. W razie problemów daj znać, zorganizujemy pomoc.
Po tych słowach wrócił nad konsolę przyglądając się centrum. W tym samym momencie Levfith kończyła dyskusję z dowódcą akcji ratunkowej dla Nantela. Bezimiennemu wydawało się, że to nie jest to samo pomieszczenie, które widział w wizji. Nie mniej przywołał najbliższego geonosiana.
- Hmm, możesz mi powiedzieć jak stare są te terminale? Nie wydaje mi się, żebyście wszystko zorganizowali po przejęciu wulkanu. - zagaił Michael - Wiem, że świetnie ogarniacie te techniczne nowinki, dlatego ciekawi mnie też czy rozgryźliście wszystkie możliwości tego całego ustrojstwa.
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 30 Lis 2018, o 21:28

Stardust
Geonosianin spojrzał się na Stardusta i pokiwał głową twierdząco, ale nie odpowiedział. Zamiast tego poszedł po innego chitynowca. Dopiero ten drugi odpowiedział na pytanie Bezimiennego. Ten drugi miał skrzydła; był chyba kimś ważniejszym.
- Komputery stare. - Powiedział w łamanym basicu Robal - Bardzo. Starsze niż cztery generacje. Znaczy. Sto lat. Tak mniej więcej. Sprzęt nie-separatystów. Starszy. Dużo dużo. I nie wszystkie systemy są jeszcze rozpoznane. Jesteśmy tu od wczoraj. Dopiero badamy. Jak będzie wiedzieć coś więcej to przyjdzie i powie.


Palpoo

Obszedł statek wokół na tyle na ile pozwalała mu woda jeziora i jego niewielki wzrost. Potem, przy pomocy Nalli, wlazł na dach statku i tam dokończył swego zwiadowczego dzieła. Jednostka nie miała żadnych większych dziur w kadłubie pomimo tego, że była powyginana i połamana. Ewokowi przypominał to złamane ramię; kości były pogruchotane ale skóra trzymała wszystko w jednym kawałku. Tak też było z tym statkiem. Oznaczało to, że jedynym możliwym wejściem na pokład statku było to przez roztrzaskane iluminatory. Miało to swoje dobre i złe strony.
Dogodna kryjówkę przed deszczem i punkt obserwacyjny znalazł pod przegiętą czaszą anteny komunikacyjnej. Jego mały rozmiar tym razem okazał się przydatny. Wcisnął się pod antenę i z tak przygotowanego punktu obserwacyjnego na szczycie wraku zaczął obserwować ścianę dżungli i plażę.
Miał rację w kilku kwestiach. Potwory były blisko a deszcz i woda z jeziora skutecznie pomogły zgubić trop.

Ledwie zniknął pod improwizowanym daszkiem (pod którym było sucho) a na plaży już zaczęły wybiegać zębate bestie. Jedna, druga, trzecia, piąta, siódma.
Siedem ohydnych kreatur wyskoczyło z dżungli idąc idealnie tropem uciekinierów. Stwory rozbiegły się po piasku na przemian węsząc przy ziemi i podnosząc pyski do góry by wyłowić nawet najmniejszą skrawek zapachu ofiar. I nie dawały sobie z tym rady. Palpoo uśmiechnął się do siebie w duchu - mieli szanse wyjść z tego cało.
Kreatury zaczęły się frustrować. Nie podobało im się to, że ciepłe i krwiste mięso nagle gdzieś zniknęło. Ich pierwotny, brutalny instynkt strasznie tego nie lubił. Warczały i kłapały na siebie zębatymi paszczami.
Czas mijał, a potwory - mimo wszystko - nie rezygnowały. I co gorsza, zapuszczały się coraz bliżej statku, choć nie wchodziły do wody. Póki co.

- Hej... Palpoo! - Zawołała nagle Lori z wnętrza statku - Chodź tutaj. Tu jest sucho.

Najbliżej stojący potwór odwrócił głowę w stronę statku i ruszył w jego stronę.
- Palpoo! Chodź! Słyszysz?

Bestia - póki co jedna - zbliżała się do statku.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Saine Kela » 1 Gru 2018, o 14:59

Poniekąd właśnie takiej odpowiedzi się spodziewała i tego, że żaden z jej towarzyszy nie będzie chciał się rozdzielić. Rzecz jasna miało to sens - we trójkę mieli większe szanse, niż gdyby się podzielili, do tego Mirax w razie zagrożenia mogła dać im ochronę, sami mieliby gorzej, tym bardziej, że nie było pewności ile rakghuli jeszcze czaiło się w dżungli. Kushibanka przyjęła ich decyzję i jedynie co mogli zrobić, to ruszyć naprzód. Wcześniej jednak posilili się niewielkimi zapasami, które posiadali i dokładnie sprawdzili cały swój dobytek. Krótko potem cały zespół zwiadowczy ruszył dalej przez zarośla, kierując się danymi lokalizacyjnymi wysłanymi przez Asharę.
Postępowali ostrożnie i powoli. Dzień już wstał i było w miarę jasno, ale to nie oznaczało, że zagrożenia nie ma. Po pierwsze w lesie mogli krążyć rozproszeni Gamorreanie, a po drugie rakghule. W pierwszym przypadku raczej nie byłoby wielkiego problemu, w drugim, poziom zagrożenia wskoczyłby wyjątkowo wysoko, dlatego trzeba było uważać. Mirax korzystała zarówno z Mocy, jak i swoich wzmocnionych zmysłów słuchu i węchu, by wiedzieć, co czeka ich w okolicy, przez którą przechodzą.
Podróż trwała spokojnie, do tego nikogo nie napotkali na swojej drodze poza nielicznymi drobnymi zwierzętami uciekającymi przed nimi z gęstą roślinność. Mimo to, wszyscy byli spięci, a Mirax choć nie wyczuwała w pobliżu żadnego niebezpieczeństwa, poprzez Moc czuła, że coś jest nie w porządku. Gdzieś tam czaiło się zagrożenie, nie w ich bezpośrednim sąsiedztwie, ale tam dalej... tak... nie była w stanie tego dokładnie określić, a Moc nie była na tyle precyzyjna, to było jedynie mentalne ostrzeżenie "Uważaj!". Pato i Utto w czasem się bardziej zrelaksowali, choć widziała jak strzelają wzrokiem na boli, ona nie potrafiła się zrelaksować. Coś na nich czekało.
Według wytycznych powoli zbliżali się do miejsca wysyłanego sygnału. Mirax nakazała zwolnić kroku i poruszać się ciszej i ostrożniej. Niedługo dojdą na miejsce i przekonają się, czy zespół Palpoo jeszcze żyje.
Image

Image

GG: 6687478
Awatar użytkownika
Saine Kela
Gracz
 
Posty: 710
Rejestracja: 18 Cze 2013, o 13:04
Miejscowość: Pandarium/Ruda Śląska

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Kittani Levfith » 2 Gru 2018, o 01:26

Kobieta przytaknęła jedynie na słowa Stardusta z niejaką ulgą - nienawidziła się spóźniać gdziekolwiek, co dopiero na tak ważne spotkanie jak poranne zebranie. Fenn natychmiast odnalazł ją wewnątrz pomieszczenia i odciągnął na bok, wyraźnie zaangażowany w powierzone mu zadanie oraz w ogólne zdarzenia dotyczące wulkanu. Potrzebowała tego dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek. Pokiwała głową na słowa Xantee i poklepała go po ramieniu.
- Dobra robota z tą Agavą - przeniosła wzrok na Fenna - Uważaj na siebie. Wiem, że dasz radę. Wiadomość na ślepo ignorujemy.

Mocowładny wtrącił się niemalże idealnie w ich dyskusję. Kittani ściągnęła brwi w wyraźnym grymasie niezadowolenia i przeniosła wzrok na Stardusta, który stał teraz niedaleko niej.
- Kittani. Wszyscy zwracają się do mnie Kittani - rzuciła z przekąsem, wyraźnie niezadowolona ze zasłyszanego zdrobnienia. Od wielu lat nikt jej już tak nie nazywał. Wypuściła głośniej powietrze, jakby chcąc się pozbyć nadmiaru negatywnych emocji - Ciężka decyzja ale bez sprawnie działającej komunikacji będziemy zupełnie w tyle. Żeby nie powiedzieć, że w tyłku. Wtedy nawet nie dowiemy się o Imperium gdzieś na Gamorr, sytuacji Nantela albo co się święci w dżungli... a jeżeli mają nas wykryć - zrobią to wcześniej czy później. Zapewne już coś podejrzewają. A może uważasz inaczej? Podejrzewasz, przeczuwasz coś?
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez David Turoug » 2 Gru 2018, o 12:26

Gdy Geonosianin kończył swą krótką analizę sprzętu z wulkanu, Stardust wyczuł zirytowanie Levfith, po zdrobnieni jej imienia. Widocznie bycie miłym w dzisiejszych czasach nie jest oczekiwaną cechą, choć Jedi domyślał się, że "Kitty" wywołuje jakieś złe wspomnienia u kobiety. Wzruszył jedynie ramionami, ostatecznie nie lubił występować pod określeniem "wszyscy".
- Ty tutaj dowodzisz. - odparł krótko Bezimienny, nie wtrącając się w kompetencje kobiety. Nieco drażniło go traktowanie jako radaru który miał wyczuwać, antycypować i zapobiegać nadchodzącym złym wydarzeniom. Dziewczyna już nie pierwszy raz dopytywała go czy "coś przeczuwa". Przeczucia ma każda istota, bez względu na to czy jest bardziej bądź mniej biegła w operowaniu Mocą.
- Beeep bip bip! - wtrącił się rozdrażnionym tonem R9.
- Sam jesteś gizka - mruknął Stardust w odpowiedzi na szereg dźwięków swojego astromecha, po czym ponownie zwrócił się do Levfith - Powinno ciebie to zainteresować, ale bardzo prawdopodobne, że odkryłem poprzednie przeznaczenie wulkanu. Ten geonosjanin potwierdził moje przypuszczenia. Komputery jakie tu widzimy są bardzo stare, mają ponad sto lat. Wykorzystywano jest do obsługi baterii obrony planetarnej, a domniemywam, że w naszej okolicy jeżeli dostatecznie dobrze poszukamy odnajdziemy owe działa. Gdyby udało się to odpalić zyskalibyśmy ważny element defensywny, gdyby wspomniane Imperium chciało pojawić się nam nad głowami.
Bezimienny dał chwilę na przetrawienie słów kobiecie, a sam zastanawiał się ile może zająć postawienie systemu do stanu względnej używalności. Skrzydlaci technicy byli zdolnymi istotami, więc istniała spora szansa, iż uruchomią pojedyncze system nawet w przeciągu kilkunastu, najbliższych dni. Istniał jednak inny problem, jak specyficzny klimat Gamorry przetrwały same działa, rozmieszczone gdzieś w bagiennej ziemi planety.
Michael na chwilę przymknął oczy by głębiej sięgnąć ku Mocy. Otwarcie na energię pozwoliło mu ostrzej wyczuć nastroje panujące w bazie. Fascynujące były umysły geonosian dla których rozgryzanie kolejnych niewiadomych w układance ze starymi terminalami, było nie tylko wyzwaniem ale i pewnego rodzaju radością. Jeżeli chodzi o Kittani, to jej umysł przypominał teraz nieco zachmurzone niebo. Gdzieniegdzie prześwitywały promyki słońca, a gdzie indziej zaczynał padać deszcz. Kierowanie komórką rebeliantów na pewno musiało obciążać kobietę, a do tego dochodziły jej osobiste problemy. Oczywiście tak podpowiadała mu moc, jednak nie mógł przyjąć owej diagnozy za stuprocentowy pewnik.
- Kittani, wybacz że zapytam, ale czy nie powinnaś trochę odpocząć? - Stardust cicho zwrócił się do brunetki, choć domyślał się, że ta znowu na niego fuknie - Hmm, mamy jakieś wieści od Mirax?
Michael cały czas pamiętał o swoim głównym zadaniu. Gdzieś z tyłu głowy zastanawiał się jak będzie musiał rozwiązać problem emanacji ciemnej strony mocy. Miał nadzieję, że uda się to zrobić bez rozlewu krwi niewinnej istoty. Z drugiej strony odcięcie kogoś od mocy mogło być jeszcze gorszą karą.
- Mam co do tego złego przeczucia... - powiedział sobie w myślach, a na jego twarzy pojawił się niepokój.
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Kittani Levfith » 2 Gru 2018, o 17:05

- Ale co to za dowódca który nie słucha innych? Do mnie należy tylko ostateczna decyzja. Głos ma każdy a propozycje innych są na wagę złota. Nie działam przecież tutaj w pojedynkę - kobieta rozłożyła ręce jakby w odpowiedzi na jego odpowiedź. Nie chciał się dzielić swoimi domysłami, proponować innego rozwiązania - nikt go do tego nie będzie zmuszał. Tylko niech później nie wypomina jej, że podejmuje wszystkie decyzje błędnie. Liczyła na jego doświadczenie i wiedzę. Zamyśliła się nad jego następnymi słowami analizując coś w myślach.
Bateria obrony planetarnej... Skąd to wiesz? - przeniosła na niego wzrok, dodając po chwili - Myślisz, że to odkryłam w podziemiach to korytarz prowadzący do tej baterii? To by się zgadzało... Jeżeli te komputery faktycznie są tak stare a w korytarzu zasilanie i oświetlenie nadal działało... To właśnie interesuje Besadii.
Kobieta zaczęła przeglądać na datapadzie wszystkie ostatnie raporty dotyczące systemów w wulkanie oraz tajemniczego korytarzu wewnątrz wulkanu. Xantee wytłumaczył jej trochę więcej na temat tego, o czym rozmawiali skrzydlaci goście. Znalazł z nimi wspólny język i najbardziej ze wszystkich technicznych orientował się w tym, o czym zafascynowani technicy z Geonosis mówili. Kobieta uniosła zdziwione spojrzenie na Michaela.
- Przecież teraz nie mogę ich wszystkich zostawić - odparła odruchowo, niemalże bez jakiegokolwiek namysłu - Potrzebują mnie. Muszę nad wszystkim czuwać. Odpocznę jak rozwiążemy wszystkie problemy na Gamorr.
- Mamy za słaby sygnał aby skontaktować się bezpośrednio z Mirax - rzucił Xantee z fotela obok nich - Próbujemy drogą okrężną ale wzmocnienie sygnału zdecydowanie polepszyłoby nasze możliwości.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez BE3R » 2 Gru 2018, o 23:21

Godność nie była jakoś szczególnie istotna gdy na czterech łapach pognał w kierunku wybitego iluminatora. Przeklinając na wszystkie świętości aczkolwiek tylko w myślach, hałas był wysoce niepożądany.
- Zamknij się Lorri, one tu są!
Pisnął w stronę iluminatora, po czym pognał w przeciwnym kierunku, musi je odciągnąć, a najlepszą metodą na odciągnięcie jest zaatakowanie jednej z bestii. Zeskoczył z maszyny głośno chlupiąc. Nie mógł sprawdzić czy zmierzający w stronę frachtowca Rakhoul rzucił się w pogoń, był pewien, że go usłyszał. Biegł w stronę lasu nie zatrzymująć się ani nie zwalniając. Nagle z boku ujrzał świecące oczy zaraz za nimi pojawiła się zębata paszcza. Za blisko, zdecydowanie za blisko. Rzucił się w bok i dopadł do zbawczych krzewów, słyszał za plecami dudnienie i ryk bestii. Gnała tuż za nim. Wszystko szło zgodnie z planem. Zwabi ja w głąb lasu a następnie zwieje na drzewo. Wracając górą do frachtowca powinien zgubić ich trop.

Na pokładzie Nalla dopadła do Lorri zakrywając jej usta wielką włochatą łapą. Kobieta spojrzała z wyrzutem. Który szybko przerodził się w przerażenie. Huh był tylko odrobinę za wolny. Niezniechęcony stanął ze swoim toporem pod iluminatorem czekając na ewentualnego niespodziewanego gościa. Gdy tylko Lorri umilkła, Nalla puściła ją i ruszyła pod iluminatory. Pamiętała dobrze pierwsze pojawienie się bestii. Mogła mieć tylko nadzieję, że Palpo nie robi nic głupiego.

Skończony kretyn, płuca prawie mu wypadały a ostatnie rezerwy organizmu pobudzała jedynie zębata paszcza o kilka centymetrów od jego tyłka. Palpoo zastosował ostatni z trzymanych w fartuszku manewrów. Biegł z pełną prędkością na sporych rozmiarów drzewo. Bestia była tuż za nim, Ewok odbił się i wystrzelił pionowo w górę, Rakhoul też wyskoczył ale był nieco cięższy od półmetrowego miśka. Jego trajektoria była nieco bardziej płaska. Drzewo zatrzęsło się od uderzenia. A Palpoo wylądował na nieprzytomnym przeciwniku ciężko dysząc i uśmiechając się od ucha do ucha. Uśmiech szybko zniknął. Na miśka biegło przynajmniej kilka innych bestii. Tej nocy na Gammorze niewielki Ewok pobił rekord planety w szybkości wspinania się na drzewo. Niestety jedyni świadkowie nie byli zainteresowani spisywaniem wyniku. Wycieńczony Palpoo w strugach deszczu przedzierał się koronami drzew w stronę frachtowca
Awatar użytkownika
BE3R
Gracz
 
Posty: 1761
Rejestracja: 27 Paź 2011, o 21:47
Miejscowość: Chorzów

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 2 Gru 2018, o 23:43

Nantel
- Moi ludzie? - Odpowiedział Khadim, i co zdziwiło Nantela, zaśmiał się nerwowo. Spoważniał po chwili i grobowym głosem powiedział - Połowa już nie żyje, albo za chwilę zginą, druga część uciekła i pewnie też wkrótce podzielą ich los. Te potwory... One są wszędzie. Więc na tą chwilę, to nie bardzo mam ludzi. A to czego szukasz. Ma przy sobie Borgis...
- W Tobie Cała nadzieja. - Odezwała się żona gubernatora. - Jeżeli nam pomożesz... To mój mąż pomoże Tobie. Proszę. To człowiek honoru.
Nantel spojrzał się na nią. Była przestraszona i przemoknięta, a jednak pomimo całej sytuacji, było w niej coś dostojnego i... szczerego. I pociągającego. Elledin Carsp-Keehebb, 24 letnia żona gubernatora, zdecydowanie mogła się podobać mężczyznom.
- Proszę. Pomóż. - Powiedziała, kładąc rękę na ramieniu Nantela.

***


Moc. Mechanik z Taris wyczuł ją w jej dotyku. Elledin była mocowładną.

***


- Dobra. Chodźmy... - Khadim nie dokończył. Niemalże w tym samym momencie na końcu korytarza prowadzącego do celi Nantela pojawił się rakghoul. Bestia rozdziawiła szczęki i głośno rycząc rzuciła się biegiem w stronę trójki jej potencjalnych ofiar. Jej pazury nieprzyjemnie dzwoniły po durastalowej posadzce i były niczym makabryczne dzwonki zapowiadające nadejście szybkiej, choć paskudnej, śmierci.
Ellediin krzyknęła przerażona. Khadim zasłonił ją swoją piersią. Nantel natomiast... poczuł się jakby na nowo miał spotkać się z istotą z etros. Na nowo był we śnie. Tak mu się wydawało. Korytarz wyglądał teraz bardziej jak mroczny podziemny tunel. A szarużująca bestia coś z nagiej, okaleczonej i łysej kobiety.
Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez David Turoug » 3 Gru 2018, o 00:47

- Doradcy są ważni, jednak gdy wszyscy mówią to może z tego wyjść bełkot, z którego ciężko wybrać rozsądne opcje. Jestem na Gamorze od kilkudziesięciu godziny, a ty wiele tygodni. Masz najpełniejszy obraz całej sytuacji. - odparł spokojnie Stardust - Cóż, ostatecznie jesteśmy w Przestrzeni Huttów, tutaj macki imperialnych siepaczy nie są aż tak długie. Poza tym frontalne wtargnięcie w huttyjskie terytorium nawet przez Imperium, może przynieść bardzo poważne konsekwencje dla Daali i jej popleczników. Poza tym nie ukrywajmy ta planeta nie jest jakimś kluczowym światem, koniec końców można zaryzykować wzmocnienie sygnału.
Bezimienny starał się dobierać rozsądne argumenty. Dowódcą była tu Levfith i ona miała tutaj ostatnie zdanie. Michael wierzył, że kobieta znajduje się na odpowiednim miejscu i nawet za potencjalnie błędne decyzje weźmie odpowiedzialność, nie zrzucając ich na pozostałych. To była cena bycia liderem, który pozornie otoczony wianuszkiem doradców, może czuć się osamotniony przy podejmowaniu ostatecznych wyborów. W gruncie rzeczy, Kittani nie różniła się tak bardzo od Jainy. Między kobietami było wiele analogii, jednak nie było to miejsca i czas by podjąć o tym rozważania.
- Wczoraj starałem się użyć Moc do uzyskania odpowiedzi, do czego był przeznaczony wulkan. Wtedy gdy osłabłem przy... - Stardust zawahał się na chwilę, by nie sprawić brunetce przykrości, więc nie wspomniał grobu Cada - ...przy zawalonym tunelu, nie uzyskałem odpowiedzi. W nocy dane mi był zobaczyć jednak coś co mnie interesowało. Tunel który odkryłaś niekoniecznie musi prowadzić do stanowisk artyleryjskich ale może stanowić jakieś centrum zarządzania, bardzo podobne do tego w którym teraz się znajdujemy. Same baterie są porozmieszczane wokół wulkanu pewnie na przestrzeni kilkunastu jak nie kilkudziesięciu kilometrów kwadratowych.
- Beep beeep bip bop! - wtrącił nadzwyczaj prześmiewczo R9.
- Nie jestem przemądrzały, gamoniu. - odparł droidowi Stardust, choć ich przekomarzanki nie były niczym nowym - Jeżeli w przeszłości interesowali się tym Separatyści i Republika, to bardzo prawdopodobne że jakiś kartel Huttów chciałby położyć na tym rękę. Nie jestem specjalnie biegły w technologii, szczególnie tej sprzed stu lat, więc proponowałbym dać wolną rękę geonosjanom.
Michael zrobił na chwilę pauzę, by przemyśleć czy warto byłoby poinformować o tym Jainę. Choć była to niezwykle ważna informacja, na razie system obrony planetarnej był nieaktywny. Poza tym istniało prawdopodobieństwo, iż ustrojstwo przepadło na zawsze, pod wpływem klimatu Gamorry. Chyba mogli poczekać z wysyłaniem wiadomości do Solo, na Lucrehulka.
- Nie chodzi o zostawianie kogokolwiek, ale jedna, przespana noc na pewno by nie zaszkodziła. Zmęczenie nie jest dobrym doradcą. - kontynuował rozmowę, drapiąc się po brodzie, po czym zmienił temat - Wiemy jak daleko stąd jest Mirax? Kittani mogłabyś przypomnieć cel jej obecnego wypadu? Kto wie czy Rakhgoule nie zmieniły jej planów...
- Beep bip bop ghrul ghrul? - wtrącił się ponownie Hope.
- Tak to te potwory. Ty nie będziesz potrzebował szczepionek. Apropos co z nimi? Ile mamy pakietów?
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Nantel Grimisdal » 4 Gru 2018, o 08:02

Szerszy opis sytuacji przedstawiony przez gubernatora nie wyglądał za dobrze. Nantel miał nadzieję, że ochrona budynku zatrzyma bestie i da im chociaż trochę czasu na działanie. Z opisu wynikało jednak, że to, co Nantel słyszał z celi, to były już odgłosy strzałów rozpaczy. Było już za późno, by mogli jeszcze kogoś ratować i odzyskać holokron. Pozostawało im się stąd wydostać. Tylko na to mieli czas. Nantel poczuł ukłucie smutku na myśl o niewinnych ludziach, którzy zginą tej nocy, uwięzieni i bez szans na pomoc. Ręka żony gubernatora położona na jego ramieniu złagodziła jednak ten smutek, gdy poczuł przepływ Mocy. Ona? Czy gubernator wiedział?
Nie miał czasu nawet o to zapytać, bo na korytarz wleciał rakghul. Rozwścieczona bestia ryknęła i rzuciła się w stronę ich trójki. Elledin krzyknęła, gubernator ją zasłonił, a Nantel odruchowo uruchomił miecz świetlny. W czerwonym blasku klingi wszystko zaczęło przypominać pojedynek z Istotą z Etros. Pojedynek, który odbył się tylko w jego umyśle, ale który był realny i wspomnienia o nim wciąż żywe. Poczuł przyjemne wsparcie od Mocy. Jasna Strona znowu była przy nim, by go wesprzeć. Mimo koszmaru pędzącego na nich, poczuł spokój i opanowanie.
Rakghul rzucił się od razu w stronę Nantela, chyba zwabiony światłem miecza, który trzymał w dłoni. Ten przesunął ostrze przed siebie i czekał na pierwszy ruch bestii. Skoczyła. Uchylił się i ciął w stronę pazurów, które już zmierzały ku niemu, by rozorać mu gardło. Miecz bez większego oporu przeciął je w połowie. Bestia upadła niezgrabnie na podłogę, zaryczała z bólu i gniewu i jeszcze szybciej rzuciła się w jego stronę. Seria szybkich ciosów pazurami i kłapnięć szczęką ominęła jeszcze szybciej unikającego ich Nantela. Raz zasłaniał się mieczem, raz odskakiwał w bok, cały czas jednak starając się zasłonić sobą gubernatora i jego żonę.
Czuł w swoich ruchach Moc. Pamiętał walkę z Istotą z Etros i organizm sam odruchowo wykonywał kolejne uderzenia i zasłony. Miecz nie latał aż tak niezgrabnie w jego dłoniach, jak jeszcze chwilę temu myślał. W którymś momencie zauważył, że jakby przewiduje wręcz ruchy rakghula, wiedząc, gdzie uderzy. Postanowił prosić Jasną Stronę o pomoc. Skupił się na tym uczuciu, na przepływającej wokół niego i przez niego energii. Na moment zamknął oczy. Gdy je otworzył, świat jakby zwolnił, a on widział ruchy swojego przeciwnika. Stał tuż przed nim. Za chwilę miał uderzyć pazurami ze zdrowej jeszcze łapy w stronę brzucha Nantela, potem chciał chwycić go szczęką, ale była to zmyłka, by zaraz skoczył w prawo i próbował uderzyć go drugą z kończyn. Świat wrócił do normy. Rakghul stał tam, gdzie jeszcze przed chwilą, mierzył Nantela wściekłym wzrokiem, nie mogąc dostać się do swoich ofiar. Nantel jednak wiedział, co się zaraz stanie. Gdy pierwszy cios pazurami nadszedł, zwinnie wyminął je, uskakując w bok. Wiedział, gdzie się pojawią. Potem ciął czerwonym ostrzem od góry, ucinając kończynę stwora tuż przy barku. Stwór nie wyhamował jeszcze i próbował zębami uchwycić powietrze, bo Nantela już tam nie było. Obrócił się na plecy bestii i ciął płasko w stronę jej karku. Ostrze miecza świetlnego nic sobie nie zrobiło z grubej skóry potwora i po chwili jego głowa odpadła z mlaśnięciem od reszty ciała. Na chwilę byli bezpieczni, uczucie spokoju niesione przez Jasną Stronę było wręcz wyczuwalne. Odetchnął z ulgą. Jedynie dziwne mrowienie, jakie poczuł w dłoni trzymającej miecz, było dziwne. Jakby miecz świetlny cieszył się z odebrania komuś życia.
Gubernator w końcu przestał patrzeć na truchło i oprzytomniał.
- Możemy udać się do schronu albo próbować uciekać promem, ale tam pewnie pełno tych bestii.
- Prom. Twój schron nie zatrzyma rakghuli na długo. Tym bardziej, jeśli ktoś nimi kieruje. Będziemy musieli się przebić.
Cała trójka ruszyła biegiem w stronę lądowiska.
Image

Piękno tkwi w oku patrzącego. Strach też...
00
+++++ ++++
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
 
Posty: 538
Rejestracja: 26 Kwi 2016, o 19:55
Miejscowość: Koszalin

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 4 Gru 2018, o 15:33

Palpoo
Wracał po raz kolejny po gałęziach. Był całkowicie przemoczony i skrajnie wyczerpany; przypływ sił związany z pojawieniem się adrenaliny w jego małym ciele był krótkotrwały. Pozwolił mu oszukać potwory i odwieść część z nich od towarzyszy, ale wszystko wskazywało na to, że właśnie następował odpływ.
Tracił na koncentracji, koordynacji i sile. Oddychał coraz ciężej powietrzem, które zdawało się wypełniać jego płuca tylko i wyłącznie samym ogniem. Strugi deszczu zaczynały być niesamowicie irytujące. Łapy i nogi co chwila ślizgały się na mokrej korze i z trudem utrzymywał równowagę na drzewach, a każdy kolejny skok mógł być jego ostatnim.
Zwalniał. I choć miał przewagę wynikającą z zastosowanego fortelu to wiedział, że bardzo szybko ona topniała; Bestie zaczęły wściekle wyć a ich głosy przebijały się przez szumiącą zasłonę deszczu.
Starał się przyspieszyć.

Nantel
Moc powoli uchodziła z Nantela a świat zaczynał zyskiwać na realnym kształcie.
- Możemy udać się do schronu albo próbować uciekać promem, ale tam pewnie pełno tych bestii. - Powiedział Gubernator wpatrując się Nantela, a raczej w broń trzymaną w jego ręku.
- Prom. Twój schron nie zatrzyma rakghuli na długo. Tym bardziej, jeśli ktoś nimi kieruje. Będziemy musieli się przebić.
Cała trójka ruszyła biegiem w stronę lądowiska.
- Nie sądziłem, że ta... broń działa. - Zaczął Gubernator gdy zatrzymali się przy wyjściu z budynku. Nantel odniósł wrażenie, że ta wypowiedź miała w jakiś sposób pochwalić jego umiejętności.
Uchylili drzwi i ostrożnie wyjrzeli na zewnątrz. W mrok, gęstwinę gamorreańskiej dżungli, szalejącą burzę. I w szeroko rozwarte szczęki warczącej bestii. Potwór rzucił się do ataku a w tej samej chwili czerwone ostrze energi zatoczyło przed nim krąg i sycząc w szybko parujących kroplach deszczu zakończyło żywot stwora.
Wszystko rozegrało się tak szybko, że Elledin nie zdążyła nawet krzyknąć.

Palpoo
Skok. Ból w mięśniach i nieprzyjemna chłosta mokrymi gałęziami na kolejnym drzewie. Chwyt. Złapanie równowagi. Ruch na przód. Ból. Chwila nasłuchiwania. Wycie bestii. Trzeba się spieszyć. Ruch. Przygotowanie do skoku. Ból w mięśniach....

Nantel
- Tędy. W lewo. - Powiedział Gubernator przechodząc nad zdekapitowanymi zwłokami potwora. - Tędy dojdziemy do lądowisk.
Niewielka ścieżka wyłożona polerowanym kamieniem była dobrze widoczna i wiodła mniej więcej w kierunku czerwonych świateł, których blask przebijał się przez drzewa i wskazywał miejsce gdzie powinny stać jakieś pojazdy. (To co Nantel wziął w pierwszym momencie za dżunglę było w rzeczywistości niewielkim zagajnikiem zlokalizowanym na olbrzymiej posesji należącej do gubernatora}. Ich miarowy puls pojawiania się i znikania kojarzył się Nantelowi jednoznacznie ze światłami pozycyjnymi stosowanymi na lądowiskach.

- MAM CIĘ. - Usłyszał w swojej głowie. Chyba. Spojrzał na Khadima i Elledin, ale oni nie wyglądali tak jakby coś od niego chcieli. Może mu się przesłyszało?

Doszli do skraju zagajnika i ostrożnie wyjrzeli spomiędzy gałęzi na plac i płyty lądowisk. Biały kadłub starego promu lambda i białe pancerze kilku nieruchomych ciał szturmowców odbijały krwistą czerwień świateł. Dwie bestie ucztowały na ciele tłustego gamorreanina wciągając z jego rozprutego brzuch jelita, tak jakby był jakimś makabrycznym makaronem. Jakiś żołnierz ciągle żył i rozpaczliwie wołał swoją matkę, ale bestia, która ciągnęła go za nogę, nic sobie z tego nie robiła. Przy promie, wsparta o jedną z płóz lądownika, siedziała Axel w swym żółtym i atrakcyjnym kombinezonie. Była martwa i miała wyrwane ramie, które leżało obok niej na wpół zjedzone. Kilka innych bestii krążyło wokół podnosząc co chwila swe łby i węsząc. Gdzieś dalej - chyba w domu gubernatora - ciągle trwała walka; ktoś tam wewnątrz jeszcze strzelał.

Palpoo
Skok. Ból w mięśniach i nieprzyjemna chłosta mokrymi gałęziami na kolejnym drzewie. Chwyt. Złapanie równowagi. Ruch na przód. Ból. Chwila nasłuchiwania. Wycie bestii. Trzeba się spieszyć. Ruch. Przygotowanie do skoku. Ból w mięśniach...

Skok.
Skok.
Skok...
Pomylił się. Nie dał rady. Lecąc w dół na spotkanie z gamorreańską rozmiękniętą ziemią nawet nie był zaskoczony tym faktem. To się musiało tak skończyć. Kątem oka zauważył, że na jego spotkanie biegły już rakghoule.

Nantel
Xavier Borgis stał trochę dalej w cieniu pod samotnie stojącym drzewem. Wpatrywał się w Nantela ponad dzielącymi ich rakghoulami.
- CZEKAM NA CIEBIE - usłyszał w głowie.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Kittani Levfith » 4 Gru 2018, o 18:19

- Utrudniona komunikacja to coś, z czym zmagamy się od samego początku, od pierwszego naszego przybycia na Gamorre. Teraz mamy okazję w postaci części oraz odpowiedniego personelu aby poprawić sygnał. Sądzę, że warto dać temu szansę - kobieta przytaknęła głową na znak, że zgadza się z celnymi uwagami mężczyzny co do wątpliwego ataku na planetę znajdującą się pod władaniem Huttów. Imperium zresztą intensyfikowało większość swoich działań w pobliżu Taris. Ostatecznie zapadła decyzja o przeznaczeniu części z Agavy do wzmocnienia sygnału. Skrzydlaci inżynierowie w przeciągu godziny poradzili sobie z tym zadaniem nadzwyczaj dobrze. Trzeba było przyznać, że wywarli tym ogromne wrażenie na całej załodze wulkanu - szczególnie na samym Xantee, który z racji swojej funkcji miał z nimi najbliższy kontakt spośród wszystkich.
- Czy Gweek się odezwał? - Kittani zapytała chłopaka, wyrywając go z chwilowego podziwu.
- Nadal czekamy za odpowiedzią. Powinien nas usłyszeć - Xantee wzruszył ramionami nie wiedząc co więcej odpowiedzieć.
- W takim razie skontaktujmy się teraz z Mirax. Może po wzmocnieniu sygnału ona szybciej nam odpowie. W pierwszej kolejności zapytajcie o lokalizację i określcie, jak daleko jest od wulkanu. Później pytajcie o resztę - chyba, że sama zacznie coś mówić - brunetka powróciła wzrokiem do towarzyszącego jej mężczyzny. Dlaczego tak się o nią zamartwiał? Radziła sobie w gorszych sytuacjach, zmęczona wielodniowymi ucieczkami bez możliwości odpoczynku.
- Odeśpię przy najbliżej okazji - zapewniła go mając nadzieję, że po tej deklaracji da jej spokój - Erd mówił, że nie mamy żadnych szczepionek.... Nie wiedzieliśmy przylatując tutaj, że zaraza już tutaj dotarła - rozłożyła ręce w akcie bezradności. Nie mieli pojęcia co ich tutaj zastanie. I jeszcze ta cała Mirax... właśnie. Może to teraz ona powinna go wypytać o parę rzeczy.
- Co zrobisz, jak Mirax się odezwie i powie gdzie jest? Będziesz chciał się z nią spotkać? - kobieta skrzyżowała ręce, wyraźnie zaintrygowana wizją, która nagle przyszła jej do głowy - W dżungli, pomiędzy tymi wszystkimi raghulami? Co właściwie Jaina ci zasugerowała skoro nie poznaliście rytuału?
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez David Turoug » 4 Gru 2018, o 19:37

- Rozumiem, w takim razie to rozsądna decyzja, by wzmocnić sygnał. - odparł spokojnie Stardust - Jeżeli uda nam się jeszcze uruchomić system obrony planetarnej, Imperium nie będzie nam straszne, na niebie Gamorry.
Chwilę później Kittani podjęła próby kontaktu z Mirax. Michael miał nadzieję, że uda się nawiązać łączność z kushibanką. Już i tak zbyt długo byli w niepewności co stało się z istotą, która nosiła w sobie cząstkę emanacji ciemnej strony mocy. W międzyczasie otrzymali informację, że wciąż czekają na wiadomość od Gweeka. Bezimienny nie wiele wiedział o tym Gamorreaninie, choć z rozmów wyłapał, iż jest on darzony nie tylko wielką sympatią ale także równie dużym szacunkiem.
- Trzymam cię za słowo. Czuję, że przyjdzie jeszcze czas, który zmusi nas do całodobowego czuwania. - odparł trochę tajemniczo, przechodząc do tematu pakietów - Cóż, nie pomyślałem o tym, żeby zabrać coś z Lucrehulka. Przy najbliższej okazji, trzeba będzie przekazać informację Jainie, lepiej dmuchać na zimne, parę porcji szczepionek może uratować nam życie. Oczywiście najlepiej byłoby wyeliminować możliwość narażenia się na ekspozycję, ale nikt nie jest w stanie zagwarantować uniknięcia konfrontacji z raghoulami.
Michael spojrzał na urządzenia komunikacyjne, jednak na razie nie było żadnej odpowiedzi ze strony kushibanki. Mimo to nie martwił się o zaplecze techniczne. Geonosianie dawali pewność najwyższej jakości obsługi wszelkich urządzeń będących na wyposażeniu wulkanu. Z rozważań niespodziewanie wyrwała go Levfith poruszając temat Mirax, który niestety nie był łatwy.
- Raghoule mogą być związane z emanacją ciemnej strony mocy, jaka pojawiła się jakiś czas temu. - zaczął nieco pokrętnie Bezimienny - Co do samej kushibanki. Hmm, wydawało mi się, że nie bardzo interesują ciebie te magiczne sztuczki Jedi, jak to nazywasz. Choć na to nie wygląda Mirax posiada potężną siłę, która wielokrotnie przerasta umiejętności przeciętnych użytkowników mocy. Nie będę ukrywał, że i ja się do takich zaliczam. Spotkanie z nią, w moim przypadku jest nieuniknione, ale nie dramatyzowałbym. Będzie co ma być.
- Unikasz odpowiedzi... - wtrąciła brunetka.
- Beeeeeep bip bip bop! - dodał prześmiewczo R9.
- Nie wiem co opowiedziała ci Solo. Tak naprawdę, nie jestem pewien czy istnieje jakiś rytuał mogący rozwiązać tą sytuację. Są pewne techniki, które sam zasugerowałem Jainie ale... - Stardustowi ewidentnie nie pasował ten temat, wcześniej omawiany tylko z główną dowodzącą rebeliantów na "Duchu" - Wiesz, to są kwestie ostateczne. Nie mówię tylko i wyłącznie o odbieraniu komuś życia. Istnieje coś takiego jak odcięcie od mocy, choć żeby tego dokonać trzeba nie lada umiejętności i nie rzadko kilku innych mocowładnych. Tutaj może być pomocny Nantel. Tylko... takie odcięcie może być gorsze niż śmierć. Kittani nie będę cię tym zanudzał, bo niektórych ścieżek mocy sam nie rozumiem. Przede wszystkim chcę porozmawiać z Mirax w ciele kushibanki. Drzemie w niej duch mistrzyni K'my, może ona sama coś podpowie. Wolałbym nie poruszać więcej tego tematu, przynajmniej na razie.
Choć Michael nie ulegał przesadnie emocjom, w jego głosie był wyczuwalny smutek. Levfith mogła to odebrać jako słabość, ale mężczyzna nie chciał ukrywać przed nią, jak poważna jest kwestia wspomnianej istoty.
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Nantel Grimisdal » 5 Gru 2018, o 01:17

Wszędzie leżały ciała a wokół panoszyły się rakghule, ucztujące na swoich ofiarach. W tle odgłosy strzałów dopełniały tylko klimatu jak z horroru. Widok był makabryczny i mroził krew w żyłach. Tylu ludzi bezsensownie zginęło, nie będąc w stanie się obronić. Nie wszyscy dopuszczali się tu strasznych czynów i nie wszyscy zasłużyli na swoją śmierć. Właściwie większość z nich nie. Nie tak, nie w ten sposób.
Nantel nie był zaskoczony widokiem Borgisa. Skoro gubernator twierdził, że kierował bestiami, oczywistym było, że będzie na nich czekał. Gdzieś w drodze do promu, gdzieś na korytarzu. Lepsza już była próba przedostania się przez lądowisko niż długie czekanie na jego przybycie w schronie. Tu przynajmniej mięli jakieś pole manewru. Głos, który słyszał w głowie był w znajomy sposób złowieszczy. Czyżby Borgis został opętany przez coś, z czym Nantel miał już jakoś do czynienia? Tego nie potrafił sobie teraz przypomnieć. Bardziej zajmowało go, czego chciała od nich ta istota i jak poradzić sobie z krążącymi wokół rakghulami.
Była cała masa niewiadomych. Kto kontrolował Borgisa? Skąd? Czy nie wejdzie i do jego umysłu? Czego chciał? A on nie chronił teraz jedynie siebie, ale też obiecał uratować gubernatora z żoną. Przez moment poczuł się taki bezradny. Ale tylko przez moment. Nie był już przecież sam w żadnej walce. Miał dla kogo walczyć - Nadię i rebeliantów. I miał sojusznika - Moc.
Jeszcze raz rozejrzał się po widoku leżących wszędzie ciał i ucztujących wszędzie rakghuli. Czy tak miała skończyć cała Galaktyka? Nie mogli na to pozwolić. Razem, bez podziałów. Mieli teraz innego większego wroga. Musieli chronić niewinnych przed tym czystym złem. Nie myślał teraz, co by się stało, gdyby Alex go nie zdradziła i mógłby być w tym miejscu i być może ostrzec wszystkich wcześniej. Skupił się na tu i teraz, na tym, co był w stanie zrobić. Niezbyt wiedział, co można zrobić z Mocą, ale już na Ylesii poznał, że potrafi przywołać ją w dużej sile. Wystarczająco, by ochronić siebie i innych przed jej ciemnymi emanacjami. Wiedział jednak też, jak ryzykowne to jest. Nawet Jasna Strona była tak silna, że potrafiła całkiem wyczerpać. Musiał jednak zaryzykować.
Skupił się i przywołał wszystkie swoje siły. Cały czas myślał o Nadii i reszcie rebeliantów. Zanurzył się w Jasną Stronę Mocy, która cały czas z nim była. Przywołał jej, ile tylko mógł i zgromadził wokół siebie i gubernatora z żoną. Miał nadzieję, że taka jej ilość choć na chwilę powstrzyma to coś, Borgisa i rakghule.
- Khadim - wyszeptał w pełnym skupieniu - Idziemy za mną powoli w stronę promu. Powoli.
- Czego chcesz? - zwrócił się w stronę Borgisa.
Image

Piękno tkwi w oku patrzącego. Strach też...
00
+++++ ++++
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
 
Posty: 538
Rejestracja: 26 Kwi 2016, o 19:55
Miejscowość: Koszalin

PoprzedniaNastępna

Wróć do Przestrzeń Huttów

cron