przez Rafael Rexwent » 9 Sie 2017, o 00:29
Trójka nowoprzybyłych kroczyła teraz jedną z wielu uliczek miasta. Gamorreanie z ciekawością przyglądali się zarówno brunetce, jak i technikowi Rebelii. Nie wspominając o zakutym w zbroję mężczyźnie, który sprawiał wrażenie zasłuchanego w wykład towarzyszki. Słodki głos przekazywał wiedzę z siłą godną najlepszemu z rektorów coruscańskiej Akademii Nauk, przebijając się wprost do odpowiednich sektorów mózgu, omijając zupełnie niepotrzebne procesy segregacji. Paul ufał temu co mówiła Kittani i przyjmował tą wiedzę bez zaprzątania sobie głowy o fakt rzetelności dostarczanych danych.
Jednakże nawet kobiecy ton nie łagodził złowrogich dreszczy nieustannie przeszywających plecy mężczyzny. Nie mogły one pochodzić od pogody, bo klimat planety nie sprzyjał zimnym drgawkom, a system chłodzenia zbroi sprawował się bez zarzutu. Coś było nie tak. Instynkt pulsował czerwonym światłem ostrzegawczym i żądał działania. Tylko jak działać przeciwko czemuś, o czym nic się nie wie? Czemuś, a równie dobrze komuś, bo przeczucie mogło dotyczyć dosłownie wszystkiego.
Czarne źrenice Kersta rozwarły się nieco szerzej, a twarz zrosiły pierwsze kropelki potu. Organizm gotował się do walki, ale na żadną walkę się nie zapowiadało. Mięśnie całego ciała zaczęły się rozgrzewać, uszy wyłapywać nawet najmniejsze szmery. Także te pochodzące od ruchów zbroi, które uderzyły w błonę bębenkową z niespotykaną dotąd siłą. To rodziło irytację, która poczęła jątrzyć twardego mężczyznę od środka. Na zewnątrz zbroja zdawała się taka jak dotąd, ale pod pancerzem Paul czuł się, jakby właśnie stanął twarzą w twarz ze śmiertelnym zagrożeniem. Tylko... tego zagrożenia nigdzie nie było! A to jeszcze bardziej podsycało stres, który należało szybko rozładować.
Architektura mijanych kamienic i budynków mogła być doskonałym punktem obserwacji dla zwiedzającej trójki. Lecz skryte za wizjerem niebieskie oczy uważnie obserwowały nie zdobione i rzeźbione freski i fasady, ale okna, dachy i balkony. Może wyczuwa właśnie czerwony krzyżyk snajpera wprost między swymi łopatkami? Wszystko zdawało się spokojne. Za spokojne. Zacisnął zęby z rozdrażnienia i powoli wypuścił nagromadzone w płucach powietrze. Wtedy go tknęło. Szuka w złym miejscu. Stres ustąpił miejsca zaintrygowaniu, a ciekawość szybko została rozpalona. Paul spuścił wzrok z oddalonego okna na poziom ulicy.
Szukaj! Szukaj czegokolwiek co ci nie przypasuje. Przeszło mu przez głowę, gdy monitorował okolicę. Możliwe, że grozi im niebezpieczeństwo, a on miast to przewidzieć, to bawi się w zagadki z własnym umysłem. Niezbyt dobrze to o nim świadczy. A co z obietnicami, że będzie się sprawował lepiej niż ostatnio w Stoczniach? Nie mógł zawieść. Musiał ochronić towarzyszy.
Cień. Czerń mogąca otulać swym mrokiem wszystko co można sobie tylko wyobrazić. A może... Instynkt zawył wręcz z radości, komunikując tym samym, że mężczyzna idzie dobrym tokiem rozumowania. Cień. Coś się musi w nim czaić. Tylko co? Czarny wizjer hełmu otoczony zieloną obwódką zwrócił się wprost na jedną z takich mrocznych plam, jakiej powstanie umożliwił dach budynku blokujący promienie słońca. Jednostajny, monotonny kolor działał na oczy niczym na klapki. Przydałby mu się noktowizor, lecz jak to bywa – zawsze potrzebujemy tego, czego akurat nie mamy.
Niespodziewanie usłyszał za sobą chrumkanie i instynktownie powstrzymał się przed zwróceniem się w kierunku dźwięków. Zignorował wszystko i zamienił się w drapieżnika wyczekującego ofiarę. Nie minęło parę sekund, gdy jego wysiłek został wynagrodzony. Słońce Gamorr musiało się zlitować nad biednym najemnikiem i przesunęło się w swej niestrudzonej wędrówce po nieboskłonie. Jeden ze złocistych promieni wstrzelił się wprost między dwa ramiona jakiegoś gargulca na dachu i oświetlił fragment dotychczas skąpanego w mroku chodnika. Zogniskowane źrenice Kersta wypatrzyły upragniony ruch. Ułamek sekundy widział jak na dłoni sylwetkę obcego. Jego owadzie skrzydła. Jego zwisającą trąbkę. Jego gruby brzuch. A chwilę potem obraz znikł. Została tylko oświetlona przez słońce ulica i wspomnienie sylwetki. To nie mogło być złudzenie!
- Paul! - nieco rozdrażniony głos dotarł do uszu mężczyzny, gdy ten mrugnął, by upewnić się, że już nikogo tam nie ma.
- Wybacz, Pani Kapitan – powoli i łagodnie się odwrócił, zastanawiając się, czy ten latający osobnik zauważył usilną obserwację Kersta. Ale nie mógł teraz wprost powiedzieć kompanom co właśnie ujrzał. Jeszcze nie teraz i nie tutaj. Miał dodać, że zapatrzył się na oryginalną architekturę, jednakże to było zbyt ryzykowne. Obcy może mieć jakiś sprzęt rejestrujący i wyczuć po słowach Paula swoją dekonspirację. A wtedy zagrożenie Rebeliantów znacznie by wzrosło. Dlatego jak gdyby nigdy nic zagłębił się w konwersację z dwójką Gamorrean, co szybko zmusiło jego mózg do wejścia na wyższe obroty, bo wyłapywanie sensu zdań Knurów było trudnym zadaniem. Zwłaszcza jak ci lubią sobie kwiczeć i porzucać mięsem.
- Niestety Pan Knur nam nie pomoże, ale wysłał w swoim imieniu tą oto dwójkę, by nas strzegła – skondensował odpowiedź dla Kittani, którą wypowiedział już w basicu, jednocześnie gestykulując żywo dłońmi, jakby na potwierdzenie swoich słów. W istocie odwracając się w pewnym momencie na pięcie tak, że przez chwilę dłonie miał zasłonięte z miejsca, gdzie stał wcześniej latający obcy, pokazał poziomym „cięciem” prawą ręką, by na razie zakończyć temat. Pogadają o tym gdzie indziej. O ile brunetka zrozumie intencję gestu.
"Nie wahaj się powiedzieć ludziom na których ci zależy o uczuciach żywionych do nich. Bo jutro może ich tam nie być." ~ Akagi
"If you do not fight now, then when will you?" ~ Type-005