Content

Przestrzeń Huttów

[Gamorra] - Gambit Knurów

Image

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Gweek » 5 Gru 2018, o 01:47

Wiatr się wzmagał. Mrowienie skóry w pustym oczodole zapowiadało burzę. Uczucie równie rzadkie, co zjawisko rzewnie lejących się strumieni wody i to prosto z ciemnego, czarno-granatowego nieba. Nikła łuna odbitego światła z trudnością przebijała się przez nieboskłon.

Pojawienie się Matron zwiastować mogło wiele. Przyszły w kondukcie, powoli zbliżając się do rozświetlonego ogniem paleniska. Przyglądały się i same dały się obserwować. Przemówiła najstarsza z nich. Wiele widziała, słyszała jeszcze więcej. Wychowała kilka pokoleń dumnych Gamorrean, a świadectwem jej autorytetu mógł być rzemień przewieszony przez pomarszczoną skórę karku. Obciążały go kły różnej wielkości i rodzaju.
Słowa które usłyszeli zebrani, mogłyby zadziwić umarłego. Łaski w które wkradł się Gweek i udzielone błogosławieństwo można było uznać jako nałożenie rąk matki na głowę syna. Stał się dziedzicem i głosem rodziny. Przepowiednia o której nie słyszał, została wypowiedziana na nowo. Klątwa i wygnanie z pięknej oazy przypominającej raj, miało mu odtąd ciągle towarzyszyć, aż do samej śmierci.

- Wstańcie, gdyż to ja powinienem klęczeć przed wami. Jakim będę Wodzem, skoro najstarsze i najmądrzejsze z was klęczą przede mną? - pytanie wybrzmiało i sam zgiął kolana.
- Składacie swój los w nasze ręce i proszę, abyście pomogły nimi kierować. Wiele par oczu będzie osądzać me czyny, a gdy zawinię - niech żadne gardło nie waha się mówić, gdyż ten krzyk nie będzie tłumiony.

Chwila trwała, a w której to ciszy słowa były trawione.

- Powstańmy jako przyjaciele. Wszędzie tam, gdzie obozować będziemy - miejsca przy ogniu i jadła nie odmówimy. Od teraz nie ma wrogich sobie klanów. Są jedynie skłócone i obrażone, niczym rodzeństwo. Żeby to zrozumiały, potrzeba będzie dużo czasu. I czynów.

- Pomoc przyjmiemy, choć tak mało możemy dać w zamian. Prócz obietnicy, macie swoje miejsce w sercu moim, gdyż podejrzewam, że nie będzie nam dane się więcej spotkać. Na mapie planety ważnym punktem jesteście. Musieli spotkać się tu wrogowie, w tej samej potrzebie, by poznać do czego zdolne są te, te...bestie.
- Skoro taka jest wasza wola, uszanuję ją i odejdziemy jutro do południa, w stronę Nielegalnego Miasta. Za siedzibę obraliśmy ponownie nieczynny wulkan. Nie bójcie się ludzi i innych im podobnych, bo pomoc wielką nam okazali. Mieszkać tam im pozwoliliśmy wśród swoich. Wrogów tak wielu, przyjaciół z pochodnią szukać. Znaleźć nas będzie łatwo. Wieści szybko się rozchodzą.

- A jeśli bym zawiódł, nasze duchy się kiedyś spotkają.
- nic nie chciał dodać do tego co się wydarzyło. Powstał z wysiłkiem i zasiadł na zadzie przy ognisku. Nic nie mówił, choć pytano go o to, co zamierza. Musiał mocno się zastanowić nad implikacją wydarzeń i rolą,jaką mu powierzono. Wiele obiecał, a i wiele od niego oczekują. Czy sprosta i wytrwa, dodatkowo obciążony nadzieją wielu?

Kazdy chciał zdążyć przed nadchodzącą burzą. Dało się ją wyczuć w powietrzu, prawie namacalnie. W oddali grzmoty rozjaśniały niebo, zwiastując obfity opad.
Tak i trójka wodzów mniejszych czy większych - bo tytułu nie można było im odmówić- też chciało wyjaśnić swoją sytuację. Przedstawili pokrótce historię i nieszczęście jakie ich spotkało po czym odesłano ich na dłuższą chwilę.
Tak to już bywa, że większy połyka mniejszego.

- Słyszeliście co powiedziałem wcześniej. Jeśli tego naprawdę chcą to nam pomogą, niezależnie od pobudek moralnych czy ukrytych intencji. Mogli nas wystrzelać jak banthy, ale tego nie zrobili. Jest ich ze setka lub więcej. Prócz zaprzestania walk martwią się o swój klan, a przede wszystkim rodziny. Pomożemy im uwolnić swoich i później zobaczymy.
- Ale jak? Długa droga przed nami, tylu gęb nie wyżywimy.
- odparła Nurra, zawtórował jej Guttor:
- No i są mokradła, a na nich bestie...
- Przylecą po nas z wulkanu. Przegrupujemy się i dozbroimy w Nielegalnym Mieście. Do Grzybiego Jeziora niedaleko i po kolei uwolnimy zakladników. Zobaczymy co wtedy zrobią nasi nowi sojusznicy. Może problem ich lojalności się rozwiąże sam. Co wy na to?
- Zgoda.
- Niech tak będzie.


Przekazano dobre wieści Harnakkowi, Gobbowi, a Jordkullen stał nieco z tyłu. Złożyli oficjalną przysięgę jak się zobowiązali wcześniej, jednocześnie godząc się na tymczasowe warunki współpracy. Byli wolnymi klanami, a każdy z nich miał prawo głosu w tworzącej się namiastce Rady Starszyzny Klanowej. Mogli eksponować swoje prawdziwe barwy, by każdy od razu rozróżnić mógł swoich kompanów ale i sprzymierzeńców. Klam Ha'an z przepaskami na ramionach, Harnakkowi wojowie lubujący się w narzutach i okryciach ze skóry zwierząt, Gobb i jego klanbracia nosili na głowach futra lub hełmy z metalu, a nieliczni z kości rozwartych szczęk, eksponujace rogi nieco dłuższe niż u innych osobników, natomiast Yorkullena towarzysze malowali ciała na groźnie jaskrawe kolory. Zazwyczaj w żółć, czerwień i seledyn. Do tego uregulowano sprawę matron - znachorek. Jeśli ktoś tknie choćby jedną wbrew jej woli - tak ze skóry obdarty będzie.

Zbliżała się burza jakiej dawno nie było, wymagał się wiatr, chłoszcząc ciało zimnymi strumieniami powietrza. Każdy kto został w Zakopanych Zadach już dawno znalazł schronienie. Noc nie należała do spokojnych. Matka natura musiała się wyszaleć i wypłakać.

Leżąc w półśnie i macając komunikator w ręku, chwilę trwało aż odebrał połączenie.
- Zaspałem, ale już wstaję tato. Tylko mnie znowu nie bij... - myślał że wyłącza budzik i gdy się ocknął, zrozumiał że bredzi. Po drugiej stronie dało się słyszeć jedynie chrząki i kwiczenie. - Nie rozumiem. Mów w basicu lub w huttese. Czekaj zawołam tu kogoś.
- Ten no... Kto mówi? I skąd mówi? I skąd wie, że ja to ja?
- Tu Xante. Z wulkanu. Od Kittani.
- Aaa. To mów od razu, a nie: Tu baza. Tu firefek baza. Jaka baza i kogo? Potrzebujemy się stąd wydostać. Eee... Trochę nas dużo i ten. Daleko.
- ccc Co!?!?
- Do Nielegalnego Miasta. I w kilka miejsc innych. Koło południa będziemy gotowi.
- splunął, bo po raz kolejny splugawić musiał swój język oślizgłą mową. Gorzki posmak jednak pozostał. Co miał czynić jak ciężko mu słowa się kleiły we wspólnym.

Poranek był piękny, bo po nocy zawsze przychodzi dzień. Powietrze rześkie i świeże, temperatura na tej wysokości aż tak nie doskwierała.
Przygotowania do wymarszu szły nawet lepiej niż się spodziewano. Zapasy zabezpieczono i podzielono na cztery równe części. Medykamentami miały troszczyć się kobiety, a i nawet jeden stetryczały szaman dołączył do podróżnych. Dziwak jakich mało, gadał sam do siebie, wytykał palcami obu rąk, wołając - Biada wam, biada. Straszyć dzieci będziecie. Marny wasz los, a ja go opiszę tak, jak ślepo widzę. Oj biada wam.Kto potrzebował - mógł wybrać pasujący mu oręż, choć słabo i tak było z pancerzami lub tarczami z litego kawałku metalu. Durastal miejscami nadgryziona rudym zębem czasu swoje wytrzyma choć przydałaby się konserwacja przed dalszą erozją i wilgocią. Czekało ich najpierw pożegnanie, uściski dłoni i pozdrowienia takie, jakby mieli się niebawem spotkać. Później wymarsz przez bramę, tunelem pod ziemią i przed trzy wzniesienia mając się udać.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 5 Gru 2018, o 09:29

Kittani
- Kittani! - odezwał się Xantee podchodząc do niej i podając jej nagłowny zestaw komunikacyjny z mikrofonem na takim niewielkim ramieniu w kolorze różowym i taką czarną gąbką (żebyśmy mieli jasność powtórzę: to ramie jest różowe a ta czarna kulka jest czarna)(ta kulka to mikrofon)(a ramię przymocowane jest do prawego głośnika). - Mamy połączenie z Mirax. Czeka na rozmowę. A i mieliśmy przez chwilę kontakt z Gweekiem. Namierzyliśmy go w miejscu zwanym... zakopane zady. Prosi o transport. Mówi, że jest ich dużo. Jak będziesz chciała to wywołam go z powrotem, wciąż jest w naszym zasięgu.

Mirax
Komunikator zapipczał z nienacka. Mirax i jej kompani aż podskoczyli.
- Mirax. Tu Xantee z wulkanu. Kittani chce z Tobą rozmawiać.

Palpoo
Ocknął się gdy promienie Opoku zaczęły łaskotać go po nosie. Otworzył leniwie oko i rozejrzał się po okolicy dziwiąc się, że ciągle żyje. Przecież spadał prosto na spotkanie z wygłodniałym rakghoulem. Jakim cudem więc ciągle żył? Odpowiedź znalazł bardzo szybko.
Wylądował na mięciutkim i dobrze mu znanym gąbczastym grzybie "Wiele-Dni-Smrodu". W zasadzie nie na jednym takim grzybie a na całej kolonii.

Śmierdział niemożebnie. Ale żył. Ale miał też potrzaskany komunikator. I śmierdział.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Saine Kela » 5 Gru 2018, o 20:03

Nagłe odezwanie się komunikatora zaskoczyło ich wszystkich. Stanęli w miejscu, choć do miejsca sygnału mieli już niedaleko. Spieszyło im się, ale nie mogli zignorować głosu. Mirax wyciągnęła komunikator, czując jak jej się futro jeży na plecach.
- Tu Mirax. To niech mówi, obecnie jesteśmy w drodze w poszukiwaniu grupy Palpoo, mają kłopoty.
Trochę ją zirytowała ta przerwa, ale z drugiej strony sygnał był znacznie lepszy niż poprzednio i tym razem jej komunikat powinien dojść do skutku, co jest bardzo ważne, zważywszy na to, co obecnie się działo w okolicy Nielegalnego Miasta i jeżeli baza nie miała pełnych informacji, nie mieli też pojęcia, co się obecnie wyprawia i w jakim niebezpieczeństwie wszyscy się znaleźli.
Image

Image

GG: 6687478
Awatar użytkownika
Saine Kela
Gracz
 
Posty: 710
Rejestracja: 18 Cze 2013, o 13:04
Miejscowość: Pandarium/Ruda Śląska

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 6 Gru 2018, o 11:44

Nantel
- CZEGO CHCE? - Zapytał Borgis, ale czy naprawdę to był on? Czy ten głos nie zdawał się po prostu brzmieć w jego głowie? - MOJE PRAGNIENIA SĄ PROSTE. CHCĘ ŚMIERCI DLA WSZYSTKICH MOICH WROGÓW. TAK BARDZO ICH NIENAWIDZĘ. TAK, BARDZO I POSTANOWIŁAM, ŻE ZACZNĘ OD CIEBIE.
W tym czasie, gdy Borgis przemawiał. Rakghoule ruszyły się ze swoich miejsc jak na komendę tworząc wokół trójki ludzi krąg wypełniony zębatymi paszczami i ostrymi szponami. Nantel miał szansę dotrzeć do promu, zanim pierścień zamknąłby się na dobre, ale Khadim i Elledin już nie. Zresztą nawet gdyby ruszył teraz do biegu to rakghoule z miejsca pognałby za nim; tego był absolutnie pewien. Z jednym dałby sobie radę, ale z goniącym go całym stadem? Tego nie był już taki pewien.
- ZABIJĘ CIEBIE. A POTEM TEGO KNURA GWEEKA. MARZY MI SIĘ TEŻ MAI'FACH I TEN KTÓRY MÓWI O SOBIE BEZIMIENNY. ALE PRZEDE WSZYSTKIM PRAGNĘ ZABIĆ TĄ, KTÓRA TKWI W CIELE MISTRZYNI K'MA.
Borgis wskoczył w krąg Rakghouli i nie czekając na żadną reakcję ze strony Nantela wysłał w jego stronę wiązkę błyskawic.
- JESTEŚ JEDYNYM Z MOICH AWATARÓW, KTÓRY MI UCIEKŁ.
Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Kittani Levfith » 6 Gru 2018, o 15:45

- Skąd mogliście wiedzieć że zaraza dotarła również na Gamorr? My sami będąc tutaj jeszcze nie tak dawno nie wiedzieliśmy o tym. Chociaż wątpię w transport lekarstwa z Ducha jeżeli Rebelia nadal ma braki w sprzęcie oraz w paliwie. Pewnie Solo już coś podejrzewa ale nie zaszkodzi zdać jej oficjalnego raportu z sytuacji na Gamorr - pokiwała głową na temat trafnej uwagi co do zawiadomienia ich przywódczyni. Kobieta wsłuchała się w słowa Stardusta dostrzegając, że ten wyraźnie unika jednoznacznej odpowiedzi na zadane jej pytanie i wątpliwości z jej strony. Musiała trafić w czuły punkt a kwestia Mirax była dla niego najwyraźniej wrażliwa.
- Solo mało co mówi. O sprawach które mnie nie dotyczą tym bardziej - wzruszyła ramionami - Ta mistrzyni która jest ukryta w ciele kushibanki tylko raz się do nas odezwała, po wygranej bitwie na plaży. Dlatego wiemy o tym rytuale i stąd moje pytanie. Nie wiem, czy podpowie Ci coś więcej niż nam wcześniej, chociaż zawsze warto spróbować. Ale skoro istnieje odcięcie od Mocy - cokolwiek to oznacza - i aktualnie mamy tyle mocowładnych osób obecnych na planecie... może warto to wykorzystać? Chociaż nie do końca rozumiem w jaki sposób to jest gorsze od śmierci. Sam będziesz wiedział najlepiej, co z tym zrobić. To już nie moja działka a Jaina wie, komu powierza odpowiednie zadania - kobieta podsumowała ich dyskusję licząc na to, że wyciągnięte przez nią wnioski i uwagi zakończą chwilowo ten temat.
Dalsze rozważania przerwał im Xantee. Wzmocnienie sygnału przyniosło wymierne korzyści - nie tylko udało im się nawiązać kontakt z Mirax ale też i z Gweekiem. Z racji, że ta pierwsza była teraz obecna na łączach Kittani przejęła zestaw komunikacyjny.
- Skąd wiesz co u Palpoo? Udało wam się porozmawiać? - zapytała w pierwszym odruchu słysząc, że jeden z oddziałów najwyraźniej miał kłopoty. Złapała Xantee za ramię i zakrywając mikrofon nakazała mu jak najszybciej zlokalizować Mirax oraz Palpoo. Drugiemu z obecnych mężczyzn w centrum łączności nakazała przekazać wszystkie informacje o planowanym transporcie Gweeka i jego towarzyszy do pilotów wewnątrz wulkanu oraz przygotować statek z informacją zwrotną, aby przekazać ją knurowi - Czy widzieliście raghule w dżungli? Ktoś jest ranny? Poza tym... - Kittani przeniosła wzrok na Jedi - ktoś chciałby z Tobą porozmawiać. W cztery oczy jak mniemam. To pilna sprawa.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez David Turoug » 6 Gru 2018, o 18:05

Stardust doceniał to, że Kittani nie naciskała go dalej w kwestiach rozwiązania sprawy z Mirax. On sam nie do końca wiedział jak rozwinie się sytuacja i jaki będzie finał.
- Zobaczymy co z tego wszystkiego wyniknie. - odparł krótko Bezimienny, gdy na łączach w końcu usłyszeli w miarę czyste połączenie. Technikom z powodzeniem udało się nawiązać łączność z kushibanką. Levfith dosyć intuicyjnie rozpoczęła rozmowę, przy okazji dając do zrozumienia rozmówczyni o nadchodzącej konfrontacji z nim. Oczywiście Michaelowi nie chodziło o dyskusję przez komunikator, a bezpośrednie spotkanie. Stardust szczerze liczył na to, iż w najbliższych godzinach Mirax będzie przebywać w okolicach wulkanu.
- Najważniejsze jest ustalić ich lokalizację. - szepnął w kierunku brunetki - Jeżeli jest taka potrzeba, w sumie mogę wykorzystać mojego ZH-25 Questora i wspomóc ewakuację niewielkie oddziału do 10 osób.
Mężczyzna na razie nie włączał się do głównej rozmowy, przekazując swoje uwagi bezpośrednio Kittani, która jako dowódca, będzie przydzielać zadania do wykonania.
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Saine Kela » 6 Gru 2018, o 18:43

Po chwili odezwała się Kittani, która była zaskoczona kontaktem jej grupy z grupą Palpoo, choć w sumie do żadnego kontaktu bezpośrednio nie doszło. Mirax pośpieszyła z wyjaśnieniem sytuacji.
- Skontatowała się z nami Ashara z Nielegalnego Miasta, stracili kontakt z grupą Palpoo i przez przypadek połączyli się z nami, próbując wywołać ich. Podała nam ostatni sygnał ich grupy i właśnie tam zmierzamy, bo mogą mieć kłopoty, co do rakghuli... tak spotkaliśmy co najmniej jednego, zaatakowały też oddział Obrogga. Nie mamy kontaku z Palpoo i resztą, właśnie idziemy sprawdzić, mogli zostać zaatakowani przez rakghule, niestety grasują one w dżungli i sądzę, że będzie ich coraz więcej. Wyczuwam... wyczuwam, że nadchodzi coś dużego. I złego.
Złożyła raport, chcąc wyjaśnić ich aktualną sytuację i to, co działo się po drodze jak szli od strony jezior w stronę Nielegalnego miasta. Jak się domyślała, byli teraz gdzieś pomiędzy, a według namiaru podanego przez Asharę, właśnie skręcali w stronę jednego z jezior czy jego okolice.
- Wybacz, ale pilną sprawę to mam teraz. Jeżeli grozi im niebezpieczeństwo, musimy im pomóc. Sprowadzimy ich całych. Ostrzegłam też grupę z Nielegalnego Miasta, mają wzmocnić ochronę i czujność granic. Wybacz Kittani, jeżeli masz coś pilnego czy istotnego do powiedzenia to powiedz, czas nas goni.
Nie chciała być niemiła, ale jednocześnie zamierzała delikatnie podkreślić, że misja z którą obecnie szli była naprawdę istotna. Nie mogli mieć pewności, że Palpoo i jego ludzie rzeczywiście są w niebezpieczeństwie, ani tego, czy w ogóle jeszcze żyli, ale trzeba było spróbować.
Image

Image

GG: 6687478
Awatar użytkownika
Saine Kela
Gracz
 
Posty: 710
Rejestracja: 18 Cze 2013, o 13:04
Miejscowość: Pandarium/Ruda Śląska

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Nantel Grimisdal » 6 Gru 2018, o 21:31

Słysząc słowa wypowiadane ustami Borgisa, Nantel w końcu zrozumiał, z czym ma do czynienia. Myślał, że to niemożliwe, że to był koniec tego koszmaru, ale jednak to wszystko wróciło. Istota z Etros. Ten duch Ciemnej Strony i to coś, co kontrolowało Borgisa były tym samym. Albo przynajmniej częścią tego samego. Zła, które nękało Galaktykę i zagrażało całemu istnieniu. Spotkali to na Etros, ale jak się okazało, tamten duch był tylko częścią czyjegoś planu. Planu, który obejmował życie Nantela. To on był wtedy celem bytu, który opanował Nadię. Uratowała ich wzajemna silna więź w Mocy i prawdziwe uczucie, którego ta zła istota nie jest w stanie zrozumieć.
Opętany przez obcą wolę Borgis skoczył w środek kręgu z rakghuli i nim Nantel zdążył zrobić cokolwiek, w stronę mechanika poleciała wiązka błyskawic, które wystrzeliły wprost z ręki jego przeciwnika. Odruchowo, intuicyjnie kierowany przez Moc, zasłonił się klingą miecza świetlnego. Czerwone ostrze odbiło w bok błyskawice i posłało je w stronę jednego z rakghuli. Bestia nie zdążyła uskoczyć, smażąc się od nich na miejscu. Nantel poczuł z jaką siłą szło to uderzenie, wściekłość dodała mocy wyładowaniu, aż musiał cofnąć się o krok, by nie upaść pod jego naporem. Szybko jednak opanował się i stanął wyprostowany. Borgis wylądował ze skoku kawałek przed nim.
- Nie - zwrócił się w jego stronę Nantel. Ze spokojem w głosie, starał się mówić pewnie i bez nerwów - Nie będziesz krzywdziła nikogo. Nie pozwolimy ci na to. Jesteś złem, z którym będzie walczyć cała Galaktyka. I wygramy. Dlatego, że mamy po co walczyć. Mamy siebie, by się wspierać. Przed złem takim jak ty, będziemy chronić nawet przeciwników z Imperium. Ty odbierasz istotom wolę. Jesteś bytem, który nie jest w stanie zrozumieć uczuć. I dlatego nie jesteś w stanie wygrać swojej walki. Bo walczymy za tych, których kochamy. Walczymy za wszystkich, którzy są nam bliscy. Walczymy nawet za tych, którzy służą innej sprawie, nawet próbując nas zniszczyć. Bo chcemy chronić świat przed tym, czego ty jesteś odzwierciedleniem. Walczymy za wolność. W naszych sercach pali się ogień nadziei. Będzie się on palił, choćby została nas garstka, choćby wszystko szło źle. Bo nadzieja nie umiera.
Liczył na to, że słowami zdekoncentruje tego ducha Ciemnej Strony, pomoże przejąć Borgisowi kontrolę. Był on jednak silny i jedynie rzucił się ponownie na Nantela z rykiem wściekłości. Ponownie w stronę mechanika poleciały błyskawice. Znowu odbił je mieczem w bok. Tym razem trafiły w ziemię, bo rakghule w porę się odsunęły. Borgis nie dawał jednak za wygraną. Rzucił się w stronę Nantela z pięściami, chcąc go złapać czy porazić Mocą z zaskoczenia. Był bardzo szybki. Nantel wyminął jego chwyt i rozpoczęła się seria uników, pchnięć i cięć jednego i drugiego. Borgis jeszcze raz spróbował błyskawic, ale chybił. W pewnym momencie Nantel wykonał cięcie przez bark. Czerwone ostrze nie dosięgło Borgisa, ale Nantel wykonał obrót i ciął znowu. Jego przeciwnik zdążył odskoczyć. Przez głowę Nantela przeszła tylko szybka myśl, że przydałoby się jeszcze drugie ostrze z drugiej strony rękojeści. Tak, bez niego, Borgis nadal stał nietknięty.

***

Nadia nie mogła zasnąć. Kręciła się dalej, leżąc już w swoim łóżku. Nie dawało jej spokoju poczucie zagrożenia dla jej ukochanego. Czuła, że jest w niebezpieczeństwie, choć nie była w stanie określić, w jakim. Wiedziała też, że musi pójść spać, by rano mieć siły wyruszyć go ratować. Nie wiedziała, co zrobić. Cały czas myślami była przy nim. W końcu, gdy organizm dał za wygraną, udało jej się zasnąć. W ostatnim przebłysku świadomości, skupiła się na swoich uczuciach do chłopaka, samą choćby myślą i uczuciem chcąc dać mu siły, by przetrwał to, co się z nim dzieje. Czuła ich wzajemną więź, silną jak nigdy dotąd. W końcu padła z wyczerpania.

***

Nantel widział, że tym razem duch Ciemnej Strony jest znacznie silniejszy. Gdyby nie jego wcześniejsze doświadczenia, już by przegrał. Tak udawało mu się bronić przed szybkimi i zdradzieckimi atakami, ale musiał zmienić taktykę, by cała ich trójka wyszła z tego cało. Widział tylko jedno rozwiązanie. Skupił się i skoncentrował. Mimo, że jego życie było zagrożone i był już zmęczony, zgodnie ze wskazówką mistyczki Sharii starał się zachować spokój. Skupił się na oddechu i rozluźnił ruchy. Uchylając się przed kolejnym atakiem, sięgnął do Jasnej Strony, która była wokół niego. Ta pozytywna energia była silna, wystarczająco, by ochronić ich wszystkich. Pozwolił przepływać jej przez siebie. Czuł, jak mu pomaga, jak dodaje mu sił. Poczuł też coś jeszcze. Gwałtowny przypływ energii. Znanej mu, płynącej wprost od Nadii dzięki więzi, która ich łączyła. Myślała o nim. Dla niej mógł wszystko, nie podda się. To wzmocniło go jeszcze bardziej. W jednej szybkiej myśli skierował energię Jasnej Strony w kierunku Borgisa, by otoczyła go i odgrodziła od otaczającego ich mroku, cierpienia, strachu i bólu.
Borgis, który szykował się do kolejnego skoku, zderzył się jakby ze ścianą i padł na ziemię. Nantel wykorzystał to i stanął między nim a gubernatorem i jego żoną.
- Borgis! - wykrzyczał w jego stronę - Wiem, że tam jesteś! Wyrzuć to coś z siebie! Wygraj z nią! Jesteś inkwizytorem, masz do tego siły!
Image

Piękno tkwi w oku patrzącego. Strach też...
00
+++++ ++++
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
 
Posty: 538
Rejestracja: 26 Kwi 2016, o 19:55
Miejscowość: Koszalin

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Kittani Levfith » 7 Gru 2018, o 12:40

Kobieta pokiwała głową na znak, że wyłapała propozycję Michaela co do transportu. Nadal jednak wsłuchiwała się w słowa wypowiadane przez Mirax starając się jak najszybciej je analizować.
- Rozumiem. Dobrze, że chcesz im pomóc. Mogą tego potrzebować - odparła do komunikatora podczas gdy Xantee podsunął zarówno jej jak i Stardustowi mapę Gamorry z zaznaczoną pozycją ich rozmówczyni. Byli w pobliżu jezior i nic nie zapowiadało ich rychłego powrotu w okolice wulkanu. Kobieta ściągnęła brwi ku środkowi słysząc jej następne słowa. Najwidoczniej Mirax nie zdawała sobie sprawy z powagi rozmowy, którą chciał z nią odbyć wysłannik Solo. Nie chciała mówić bezpośrednio o mocy na kanale z możliwością podsłuchu, jednak musiała w pewien sposób uświadomić kushibankę z powagi sytuacji.
- Nie ja mam do powiedzenia coś pilnego a on. Nie będę Ci tego tłumaczyć, bo to sprawa związana... z wami. Z raghulami. Z tym, kim teraz jesteś. To nie ja posiadam odpowiednią wiedzę na ten temat. Dlatego ta osoba chce się z Tobą spotkać jak najszybciej. Może wam nawet pomóc w ewakuacji jakiś 10 osób, wiemy gdzie jesteś. Zgadzasz się? - kobieta ponownie zakryła mikrofon dłonią i uniosła wzrok na Stardusta - Idą pomóc innemu oddziałowi w okolicy, z którym nie mogli się pozostali skontaktować. Raghule są w okolicy. Jak sama twierdzi - wyczuwa, że nadchodzi coś dużego i złego. Chyba nie traktuje spotkania z Tobą jako priorytetu obecnie... ale może pomoc w ewakuacji ją przekona.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 7 Gru 2018, o 12:50

- Eeeeee.... Kittani. - Wtrącił Xantee - Nie wiem jakim cudem ale blisko Mirax wykrywam komunikator Mai'fach.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez David Turoug » 7 Gru 2018, o 14:18

Przyglądając się mapie, nie trudno było zauważyć że teren jest trudny i bardzo specyficzny. Na szczęście Questor nie był ciężką jednostką, a jego niewielkie rozmiary wręcz idealnie nadawały się do pracy na Gamorze. W międzyczasie Stardust przysłuchiwał się rozmowie Kittani i Mirax. Wszystko wskazywało na to, że kushibanka ma sporą autonomię w podejmowaniu decyzji. Z jednym na pewno się zgadzał, coś wisiało nad planetą i nie był to imperialny niszczyciel. Bezimienny miał jednak wątpliwość czy ratowanie jednego małego oddziału przez drugi, nie będzie zbyt ryzykowne. Raczej nie był się o życie Mirax, jednak o to, że może wpaść w niepowołane ręce, co będzie o wiele niebezpieczniejsze dla wszystkich.
- Trochę ma dużo do gadania. Rozumiem, że ona nie do końca respektuje twoje rozkazy? Domyślam się, że ciężko utrzymać kogoś takiego na smyczy, ale z punktu widzenia Jainy priorytet jest jeden. - odparł cicho Michael - Kittani poproś techników, żeby przygotowali moją jednostkę do startu. Mam złe przeczucia co do tej sytuacji...
Chwilę później Xanthee przekazał Levfith informację, iż w pobliżu lokalizacji Kushibanki znajduję się komunikator Mai'fach, jedynej osoby która nie stawiła się dziś w centrum dowodzenia ruchu oporu. Sporo wskazywało na to, że w działania rebeliantów na Gamorrze wdarł się chaos. Gdyby to wszystko widział Caleb, na pewno złapałby się za głowę.
- Nie tylko Mirax ma problem ze słuchaniem i wykonywaniem rozkazów. - mruknął Bezimienny - Naczelny medyk, na dodatek mocowładny, bez słowa rusza przez dżunglę. Będziemy przez to mieli sporo kłopotów. Ona ryzykuje nie tylko swoim życiem, ale poniekąd naszym, a co za tym idzie powodzeniem całej misji. Wiesz coś o tym co zamierza? Jeśli to wszystko skończy się dobrze, Solo powinna uciąć sobie z nią pogawędkę...
Stardust był nie tylko zirytowany, co zaniepokojony że ktoś na własną rękę opuszcza bez słowa bazę, narażając rebeliantów na niebezpieczeństwo. Tym bardziej, że z każdą chwilą Michael wyczuwał coś mrocznego. Na chwilę przymknął oczy by sięgnąć po Moc, uspokoić myśli i wyrównać oddech. Niestety zamiast tego, na ułamek sekundy poczuł przeszywający ból głowy, który zmusił go do złapania się za skronie.
- Beeep bip bop?- spytał tym razem zaniepokojonym tonem R9.
- Nie teraz Hope. - odpowiedział słabo Stardust - Kittani, co robimy? Mam tam lecieć? Poza tym jakieś wieści od grupy Fenna?
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Kittani Levfith » 7 Gru 2018, o 14:52

Kobieta chwilowo wyłączyła mikrofon aby upewnić się, że Mirax nie usłyszy dalszej rozmowy. Nadal czekała na ostateczną decyzję z jej strony, chociaż Stardust najwyraźniej podjął ją za nią.
- A co ma innego zrobić obecnie? Poszła w charakterze zwiadu i respektowała wszystkie dotychczasowe rozkazy. Dostarczyła nam informacje o raghulach, o klanie Obrogga, o sytuacji w Nielegalnym Mieście oraz o zagadkowym zaginięciu Palpoo z którymi nie mogliśmy się skontaktować. Ostrzegła oddział w mieście. Nie wróci do wulkanu jutro czy pojutrze bo to fizycznie niemożliwe. Czego więcej od niej oczekujesz w obecnej sytuacji? - zapytała krzyżując ręce na piersi - Jeżeli chce pomóc innym i ocalić kilka żyć Rebeliantów - jak mam jej tego zakazać? Z nią będą mieli większe szanse na przeżycie ataku raghuli niż bez niej. Nie bądź ignorantem... nie chce się z Tobą spotkać bo Cię nie zna i obawia się ponownego uznania za zło całej Galaktyki przez kolejnego mocowładnego - mruknęła w jego stronę. Chwilę później Xantee przyniósł zaskakującą wiadomość.
- To już wiemy, że w podziemiach jej nie ma - mruknęła sama do siebie. Słowa Stardusta powoli zaczynały działać jej na nerwy. Czy on podważał jej władzę w wulkanie i uznał po raz kolejny, że nie ma posłuchu wśród Rebeliantów? - Mai'fach nie podjęłaby takiego ryzyka bez dobrego powodu. Kto jak kto, ale ona najlepiej sobie zdaje sprawę z powagi sytuacji i ma wgląd we wszystkie nasze działania. Była wcześniej w wulkanie i zawsze respektowała wszystkie rozkazy. Nie było nigdy z nią problemu. Od początku miała złe przeczucia co do Mirax i raczej starała się jej unikać niż przebywać w jej towarzystwie... Nie mówiła Ci nic o swoich planach i domysłach?
- Przygotujemy maszynę do startu. Jeżeli odmówi przyjęcia wsparcia przynajmniej odnajdziesz Mai'fach i jej pomożesz. Fenn się nie odzywał i póki co nie wywołujemy go przez komunikator, aby nie spalić jego działań czy pozycji. A naczelnym medykiem jest Erd.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez David Turoug » 7 Gru 2018, o 15:35

Stardust uważanie słuchał co miała mu do powiedzenia Kittani, choć kobieta nie do końca zrozumiała jego intencję. Skrzyżowane ręce na piersi były tylko wierzchołkiem góry lodowej, gdyż jej aura zdecydowanie wskazywała na coś między irytacją a jawnym zdenerwowaniem. Bezimienny uznał, że od tej pory wszelkie nietypowe zachowania podwładnych Levfith pozostaną bez jego komentarza. Ostatnią rzeczą jaką teraz potrzebowali były spory w wulkanie.
- Tu nie chodzi o Mirax jako tą konkretna osobę, ale o to co jest gdzieś tam głęboko w niej ukryte. Ale faktycznie, jeżeli może pomóc innym, to niech ich ratuje. - odpowiedział cicho Michael, czując pulsujący ból głowy. Mężczyzna ewidentnie zbladł, musiał znowu przymknąć oczy by skoncentrować się na Mocy. W ostatnim czasie coś ewidentnie było nie tak, jednak Michael nie wiedział czy to konkretnie wulkan tak wpływał czy wspomniana wcześniej emanacja ciemnej strony mocy, zakłócała otaczającą przestrzeń, budząc niepokój.
- Jaina też darzy ją zaufaniem, więc rozumiem twoje argumenty i w pełni je respektuję. - dodał po chwili ciszy - Nie rozmawiałem z Mai'fach na temat Mirax i jej domysłów, poza konferencją jeszcze na "Duchu" w której uczestniczyła Solo. Jeżeli Kushibanka odmówi pomocy, to i tak mnie nie uniknie, zresztą myślę że moje wsparcie na pewno im nie zaszkodzi. Nie martw się, nie będę podejmował z nią głównego temat w środku dżungli, otoczony raghoulami, nie jestem głupcem.
Stardust nie odniósł się już do tego kto jest naczelnym medykiem i Mai'fach. Jaina na pewno nie chciałaby by na Gamorrze dochodziło do niepotrzebnych sporów, na dodatek przy kilkudziesięciu geonosianach i innych rebeliantach.
- Czy mógłbym poprosić szklankę wody? - Bezimienny zwrócił się do jednego z fruwających techników, raz jeszcze spoglądając na holomapę terenu i oczekując na kontynuacę korespondencji między brunetką a Mirax.
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 8 Gru 2018, o 01:08

Nantel
Borgis zaśmiał się. A w zasadzie zrobiła to sterująca nim MIRAX, bo patrząc na wymęczone walką ciało jej nosiciela, było się pewnym, że to nie mógł być wybuch radości inkwizytora. Borgis cierpiał, a Nantel wiedział jakiego rodzaju katusze przechodził jego - do niedawna - oficer prowadzący.
- RAZ JUŻ CI SIĘ ZE MNĄ TA SZTUCZKA UDAŁA! ALE WTEDY BYŁAM DALEKO. TERAZ JESTEM TUTAJ. I NIE POZWOLĘ CI WYGRAĆ! MUAHAHAHAHA!
Borgis opadł nagle na ziemię lądując najpierw na kolanach a potem twarzą w kałużę. Rakghoule zawyły! Przez krótką chwilę nie wiedział co się w zasadzie wydarzyło i to go zaskoczyło. Atak padł z zaskoczenia; Elledin wskoczyła mu na plecy i rozczapierzone palce wbiła mu w twarz. Ostre paznokcie z miejsca rozcięły skórę.
- UMRZESZ! - Krzyczała mu do ucha już-nie-żona gubernatora. - UMRZESZ!
Przewróciła go w kałuże i wyskoczyła wysoko w powietrze po to by wylądować za kręgiem rakghouli.
- BRAĆ GO!
Bestie z miejsca ruszyły kłapiąc złowrogo paszczami.
Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Nantel Grimisdal » 8 Gru 2018, o 07:29

Tego się nie spodziewał. Nie sądził, że ten duch Mocy jest w stanie tak szybko zmienić swojego nosiciela i od razu przejąć pełną kontrolę na czyimś ciałem. Niestety. Było za późno na jakąkolwiek reakcję. Rany na policzkach nie były groźne, ale piekły i bolały, jak to już bywa z tego rodzaju zadrapaniami. Czuł, jak po twarzy spływają mu strumyczki krwi, mieszające się od razu z kroplami deszczu.
Opętana Elledin wyskoczyła z kręgu rakghuli. Tym razem Nantel zdążył odgadnąć, co się zaraz stanie.
- BRAĆ GO!
Nim bestie skoczyły, on już obracał się w stronę najbliższych z nich. Pierwszą przeciął przez pysk, powalając nim zdążyła napiąć się do ataku. Zaraz potem schylił się i ciął ostrzem przez brzuch następnej, która wymijała go właśnie w powietrzu. Doskoczył do Borgisa i odrąbał głowę kolejnej, a potem jeszcze jednej bestii. Od razu odwrócił się w stronę gubernatora, złapał go za ramię i szarpnął w tył, przewracając w kałużę obok inkwizytora. W ostatniej chwili, bo w miejscu, gdzie przed momentem stał, już były dwa kolejne rakghule. Jednego z nich Nantel zabił, odcinając mu łeb, drugi zdążył uskoczyć. Bestii zrobiło się mniej, ale miały też w końcu dość miejsca, by wszystkie naraz rzucić się na niego swoimi wielkimi cielskami. I tak też zrobiły. Pięć stworów rzuciło się w jego stronę. Kierowane wolą ducha Ciemnej Strony to jego obrały teraz za jedyny cel. W tle słyszał tylko śmiech opętanej Elledin. Uskoczył w prawo, zasłaniając się przed szczękami mieczem. Rakghul odskoczył od ostrza, co pozwiliło Nantelowi wstać. Ciął przez przednie łapy bestię, która skoczyła właśnie z lewej. Cztery. Tyle stworów znowu rzuciło się na niego. Nantel zawinął młynka mieczem, przecinając łapę kolejnego rakghula, po czym od razu obrócił się tak, by znaleźć się z jego boku, który od razu przeciął. Machnięciem miecza po kręgu odstraszył chwilowo pozostałe, co pozwoliło mu ponownie zająć pozycję do walki. Jeszcze raz spróbował tej samej sztuczki, ale tym razem rakghul chciał obrócić się podczas skoku, przez co Nantel oberwał jego rozdętym i umięśnionym bokiem prosto w żebra, co wydusiło mu powietrze z płuc. Przynajmniej zdążył ją zabić machnięciem miecza na odlew, które trafiło w kręgosłup. Ostatnie dwa rakghule nie czekały, aż Nantel zdąży złapać oddech, tylko zaatakowały od razu, próbując dosięgnąć go pazurami. Ponownie musiał ratować się skokiem w tył. Odruchowym, prawie na bezdechu. Próbując się podnieść, w ostatniej chwili zasłonił się czerwonym ostrzem, czym odciął stworowi łapy. Drugą z bestii wyminął i dokończył życia pierwszej. Ostatni z rakghuli z kręgu wyhamował i zawrócił, z rozpędu próbując na niego wpaść. Nantel wykręcił dwa młynki przed sobą, zrobił krok w lewo i pozwolił bestii się wyminąć, po czym odciął jej łeb. Dopiero wtedy znowu zaczął oddychać.
Nawet nie zauważył, kiedy znowu znalazł się przy Borgisie i gubernatorze. Ten drugi zdążył się już podnieść z ziemi. Dopiero teraz do Nantela dotarło co zrobił. Kiedyś nawet przez chwilę nie zastanowiłby się nad ratowaniem Borgisa, człowieka, który tak wiele istnień miał na sumieniu. Teraz Nantel był jednak inny. Kierowany Jasną Stroną Mocy nawet nie zauważył, jak odruchowo rzucił się na ratunek tym, którzy go po prostu potrzebowali, nieważne, kim byli. Jasna Strona też go trochę odmieniła. Dzięki temu przeżyli wszyscy, ale Nantela kosztowało to dużo sił. W tej chwili tylko stał i dyszał. Patrząc na Elledin, chwycił jednak gubernatora za ramię i nim potrząsnął, by wyrwać go z szoku, w jakim się znajdował. Khadim zamrugał i otarł oczy z wody, co znaczyło, że się ocknął.
- Mów... do... niej - wysapał w stronę gubernatora - Do Elledin. Kochasz ją? Wołaj... Do niej! Ona... tam... jest. Usłyszy cię. To coś... można osłabić... prawdziwymi... uczuciami. Jeśli kochasz... żonę, to... krzycz, ile sił. Niech Elledin... usłyszy, że... jej mąż... ją kocha!
Image

Piękno tkwi w oku patrzącego. Strach też...
00
+++++ ++++
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
 
Posty: 538
Rejestracja: 26 Kwi 2016, o 19:55
Miejscowość: Koszalin

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Saine Kela » 9 Gru 2018, o 20:45

Starała się wykazać cierpliwością i przede wszystkim rozsądkiem. Uważała, że w obecnej sytuacji podjęła właściwą decyzję, która będzie najlepszą możliwą opcją. Nie mogła tego wcześniej skonsultować z centralą, bo nie było takiej możliwości, teraz jednak czas ją naglił. Nie żeby nie respektowała decyzji Kittani czy jej dowództwa, po prostu Mirax i jej drużyna byli w terenie, zmierzali na pomoc innej grupie i siłą rzeczy czas naglił, w końcu chodziło o czyjeś życie. Gdy jednak kobieta w dość zawoalowany sposób dała jej do zrozumienia, kto i po co chce z nią rozmawiać, kushibanka nie była pewna, czy ma się cieszyć czy raczej martwić. Zawiesiła się na moment, robiąc szybką kalkulację.
- Zgoda. Pomoc może się przydać, szczególnie jeżeli mamy do czynienia z rakghulami. Chcę jednak w pierwszej kolejności skupić się na obecnym problemie, wszystko inne jest teraz drugorzędne.
Chciałaby rozwiązać swój problem, chciałaby wrócić do swojego ciała, pokonać tę drugą, złą siebie i by wszystko wróciło do normy. Możliwe, że chciała zbyt wiele, ale raczej nie było to nic nadzwyczajnego. Była młoda, a los, czy też może Moc naznaczyły ją tak głęboko, iż nie była pewna, czy temu wszystkiemu podoła. Parła mimo to naprzód, choć czasem miała już dość, a jeżeli teraz się zwyczajnie podda, wszystko pójdzie na marne.
Jak miała nadzieję, rozmowa z Kittani dobiega już końca i będą mogli znów podjąć marsz w stronę sygnału. Byli niedaleko i miała dzieję szybko znaleźć zaginiony oddział.
Image

Image

GG: 6687478
Awatar użytkownika
Saine Kela
Gracz
 
Posty: 710
Rejestracja: 18 Cze 2013, o 13:04
Miejscowość: Pandarium/Ruda Śląska

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 10 Gru 2018, o 13:32

Nantel
Prośba Nantela zaskoczyła Khadima. Cała sytuacja z rakghulami wyraźnie wstrząsnęła przez co prośba mechanika wydała mu się absolutnie absurdalną.
- C... co? - zapytał niepewnym czy to wszystko to nie był jakiś makabryczny żart.
- Rób co mówi. On wie co robi. - Powiedział spokojnie Borgis wpatrując się w Nantela. Jego głos był niemniej wyraźny niż odległe grzmoty czy szum gałęzi i wiatru.
- Co? To... Ok. Ella. - Zaczął nieśmiało gubernator. - Ko... kocham Cię.
- MUAHAHAHAHA - Ryknęła MIRAX - ONA CIĘ NIE SŁYSZY.

Kittani
Kittani spojrzała w niebo na odlatujące do swoich celów frachtowce. Stała w miejscu, które cała załoga wulkanu określała jako "drzwi Levfith". Pierwszy - najmniejszy, najstarszy i z Fennem na pokładzie - był już malejącym punktem na horyzoncie. Kolejny właśnie wznosił się ponad drzewa. Pękaty beczułkowaty korpus miał niebawem podjąć na pokład gamorrean Gweeka; frachtowiec musiał zrobić przynajmniej kilka kursów by zabrać cały - całkiem spory oddział klanu Nurry. Ostatni - należący do Stardusta - właśnie wykonywał zwrot wisząc na silnikach manewrowych i wkrótce miał ruszyć na spotkanie z Mirax (i być może z Mai'fach).
Wszyscy odlatywali do ważniejszych - zdawać by się mogło - wydarzeń zostawiając ją samą na miejscu by pilnowała domu. Oni lecieli by narażać swoje życie. Ona zostawała by wydawać rozkazy. Nie była ich wykonawcą, nie narażała się. W obliczu podejmowanych działań funkcja Kittani wydała się jej mała. Poczuła pewne ukłucie zawodu. Czy Jaina czuła się podobnie? Siedząc na Duchu i "tylko" wydając rozkazy?
- Kittani. - Podszedł do niej Damon. - Mam raport Ortogga i Thurgów. Trafili na liczne ślady dziwnych stworów po północnej i południowej stronie wulkanu. Poza tym Xantee mówi, że druga agava też chciałaby zejść na powierzchnię bo coraz częściej są namierzani i martwią się, że systemy zakłócające nie ukryją dłużej ich obecności. Ktoś - Imperium albo huttowie od zorda wkońcu mogą trafić na ich ślad. Nie jest to nic pewnego. Ale istnieje takie ryzyko.
- A. I brakuje jednego starego skutera repulsorowego. Jedynego działającego.
- Mai'fach? - spytała cicho Kittani.
- Tak. Chyba tak. Ostatni raz widziana była w wulkanie około godziny 3.00 przez Ortogga, ale nie zatrzymywał jej. Bo - jak się tłumaczył - to była Mai'fach. I wyglądała jakby się gdzieś spieszyła.

Stardust
Leciał nisko wykonując slalom pomiędzy wyżej rosnącymi drzewami i czasem ścinając wierzchołki tych niższych. Spieszył się. Co chwila spoglądał na monitor wskazujący ostatnią znaną lokację Mai'fach. Brzeg jeziora na północ od Nielegalnego miasta.

Mirax
Wyjście na plażę było niczym przejście z krainy cienia do krainy światła. Złocisty piasek zalewany przez błękitne wody jeziora ostro kontrastował z zieloną ciemnością panującą pod gęstą powałą konarów i liści. Mirax musiała przez chwilę zmrużyć oczy by przyzwyczaić się do tej zmiany; dzień po burzy zapowiadał się niezwykle słonecznie i pogodnie.
Zaraz za Mirax z lasu wyszła dwójka jej towarzyszy.
- Gdzie jesteśmy? - Zapytał, krótko i rzeczowo, Pato. Albo Wato. Mirax naprawdę nie była pewna jak miał na imię jej skrzydlaty trąbkousty kolega ze zwiadu.
Na to pytanie odpowiedział Utto, który pochrumkując wskazał coś ręką na jeziorze. Wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku.
- No, no, mój zielony przyjacielu. Chyba masz rację. To może być bardzo interesujące miejsce. Palpoo rzeczywiście mógł się tam schować. - Kontynuował Pato po czym przyłożył lornetkę do oczu i zaczął przyglądać się lepiej znalezisku.
Rzeczą którą odkrył Utto był leżący w płytkiej wodzie wrak na wpół zatopionego statku albo okrętu kosmicznego. Wrak z daleka wydawał się być mało zniszczony i wyglądał na taki, który miał za sobą niezbyt udane lądowanie a nie kompletne rozbicie.
- Ej... Tam ktoś jest... - Powiedział toydorianin. - Mirax. Patrz
Mirax wzięła lornetkę i przyłożyła do oczu. Zaskoczyło ją to kogo tam zobaczyła. Mai'fach stała przy wraku i wpatrywała się w nią. Dosłownie. Ich spojrzenia spotkały się.

Nantel
Rakghoule zaczęły zbierać się za plecami Elladin.
- Khadim. Postaraj się. - Borgis nadal mówił spokojnie.
- Ella. Kocham Cię! Słyszysz?! - krzyknął nagle gubernator. - I... jesteś mi potrzebna! Bez Ciebie całe moje życie nie ma najmniejsze sensu. Ty otworzyłaś mi oczy! Nauczyłaś co to znaczy poświęcić się. Ella! Jesteś moim powietrzem i natchnieniem. Bez Ciebie jestem jak cymbał brzmiący albo miedź brzęcząca. Jesteś moją cierpliwością i łaskawością. Wiedzą, proroctwem i radością. Wszystkim... Wszystkim... Rozumiesz? Kocham Cię! Cholera... czy to działa w ogóle?
- NO NIE BARDZO! - Ella skoczyła do przodu atakując całą trójkę błyskawicami.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez BE3R » 10 Gru 2018, o 23:04

Smród nawet nie był tak dokuczliwy, chyba przyzwyczaił się po ostatnim razie. Najwyraźniej Rakghule tak nie myślały, skoro żył, znaczyło to, że grzyby robią swoją robotę. Ewok nie wiedział jak długo był nieprzytomny. Bolało go nawet futro. Ostrożnie poruszył bolącym okiem rozglądając się po miękkiej kolonii grzybów. To musi być przeznaczenie. Mięśnie napięły się i górna część ciała miśka powędrowała w stronę nieba. Mniej więcej zamienił swą pozycję na pionową. Kolejna chmura zarodników wzniosła się w górę, zupełnie jakby wcześniej nie śmierdział wystarczająco. Powoli i ociężale zbierał swoje graty które wypadły z fartuszka po przyziemieniu. Nawet niespecjalnie cicho ruszył w kierunku w którym spodziewał się znaleźć wrak. Jeżeli wiele dni smrodu odstraszało rakghoule to miał szansę przeżyć w przeciwnym wypadku.
- Fiefrek, Chyba połamałem wszystko. Achuta!
Pisnął do siebie ewok, z kolejny raz rozstrojonym komunikatorem. Na szczęście w pobliżu nie było nikogo kto doceniłby plugawy język SnuSnu. Przeklinając pod nosem i utykając Ewok pokonywał kolejne metry dzielące go od celu. Celu? Zastanawiał się co tam znajdzie, jeśli jego dywersja nie zadziałała... Nie nie chciał o tym myśleć, wystarczająco trudne było utrzymywanie się na łapach. Obolała i utykająca kulka smrodu brnęła w las, ciągnąc za sobą smugę charakterystycznego fetoru.
Awatar użytkownika
BE3R
Gracz
 
Posty: 1761
Rejestracja: 27 Paź 2011, o 21:47
Miejscowość: Chorzów

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Nantel Grimisdal » 11 Gru 2018, o 02:42

Gdy Elledin kontrolowana przez ducha skoczyła w ich kierunku, Nantel był przygotowany na uderzenie, ale nie spodziewał się, że aż tak bardzo osłabł na siłach. Stanął pomiędzy gubernatorem i Borgisem a lecącymi w ich stronę błyskawicami. Odbił je mieczem, ale tym razem ich siła zmusiła go do wsparcia się przed upadkiem. Upadł na jedno kolano i nim się podniósł, żona gubernatora była już przy nim, a on poczuł kolejne bolesne zadrapania na twarzy i ręce. Kobieta wczepiła się w niego pazurami i przywaliła z całej siły głową w jego czaszkę. Nantel odepchnął ją od siebie, ale od razu zatoczył się, pozbawiony jej ciężaru. Jak najszybciej pozbierał się i uniósł ponownie miecz do góry, zasłaniając się przed kolejnymi błyskawicami. Czuł, jak mięśnie protestują z wysiłku. Walka z bestiami bardzo go zmęczyła, dużo bardziej niż przypuszczał. Na pewno kilka dni spędzonych w celi również mu nie pomogło.
Elledin znowu rzuciła się do ataku, próbując dosięgnąć przede wszystkim jego. Stosował na zmianę to zasłony, to uniki, ale cały czas cofał się przed jej natarciem, głównie dlatego, że nie chciał jej zranić. A nie było to proste. Kobieta ruszała się tak szybko, że musiał wkładać jeszcze dodatkowy wysiłek w to, by nie dotknąć ją palącym ostrzem miecza. Miał wrażenie, że kilka razy ostrze jakby samo chciało się do niej zbliżyć, jakby nie znajdowało się tam, gdzie tego chciał. Musiał na siłę walczyć z tymi odruchami, co opętana Elledin skrzętnie wykorzystywała, spychając go coraz bardziej. W końcu była już tak blisko, ze rzuciła się na niego. W ostatniej chwili zablokował jej uderzenie przedramieniem i zdążył chwycić ją za oba nadgarstki. To dało mu krótka chwilę przerwy, by zwrócić się do gubernatora.
- Khadim - wystękał, siłując się z kobietą - To działa! Rozproszyłeś ją! Nie jest już w stanie naraz kontrolować rakghule i walczyć! Mów dalej!
Elledin wyrwała się i odskoczyła. Stanęła dumnie kilka kroków od nich i uniosła głowę do góry. Na placu rezydencji rozległ się jej upiorny, mrożący krew w żyłach śmiech. Słowa Khadima pomogły, ale nie były w stanie samodzielnie osłabić tego ducha Ciemnej Strony, by wystarczająco pomóc Nantelowi. A ten był już coraz bardziej zmęczony. Czuł, jak siły z niego odpływają, mięśnie drżą, a rany pieką. Wiedział, że długo nie wytrzyma, że tym razem prawie już przegrał. Spojrzał w dół na swoją dłoń, trzymającą rękojeść miecza. Czerwony blask ostrza raził po oczach, miecz zdawał się drżeć, rwać się w stronę Elledin i rakghuli. Jakby pragnął krwi, jakby chciał zabijać. W tym momencie Nantel zrozumiał, co mogło znaczyć to wcześniejsze dziwne uczucie, gdy odbierał życie rakghulom. Miecz należał do kogoś, kto kiedyś również musiał korzystać z Ciemnej Strony. Kogoś, kto cieszył się zabijaniem innych i w mieczu została część z tej złej siły. A więc nawet jego broń była bezużyteczna w starciu z tą emanacją Ciemnej Strony. Nie pokona zła złem...
Czerwone ostrze zgasło. Nic już nie rozświetlało panującego wokół mroku, poza szalejącymi w oddali płomieniami z palących się części rezydencji. Ciemne burzowe chmury zasłoniły niebo, nie dając przecisnąć się nawet promykowi światła z gwiazd czy księżyca, jakby całe było wsysane przez zło, które zstąpiło na Gamorrę. Nantel rozluźnił uścisk palców na rękojeści miecza, aż ta wyślizgnęła mu się z ręki. Poczuł dreszcz, jakby broń jeszcze raz zaprotestowała przed brakiem krwi i kolejnych śmierci. Nantel stał jednak odrętwiały, nie zważając na powolny upadek miecza ku ziemi. Nie chciał używać tej broni, cząstki Mocy, która gnała do zła i cierpienia. Miecz z głuchym odgłosem uderzył o kamienie tuz przy jego stopach, odbijając się jeszcze raz, po czym wokół zapanowała już cisza. Nawet opętana przez ducha Elledin przestała się śmiać, najwyraźniej nie dowierzając temu, że jej przeciwnik się poddaje. Trwało to na tyle długo, że oczy Nantela zdążyły przyzwyczaić się do ciemności, przez co dostrzegał sylwetki wszystkich w najbliższej odległości. Borgis, oficer Służb Bezpieczeństwa, który zawiódł swoje Imperium. Khadim, gubernator z niejednym grzechem na sumieniu, które teraz zabierały w odpłatę to, co dla niego było najcenniejsze - jego żonę. Byli otoczeni przez rakghule, mając przed sobą tą, która nimi władała i była silniejsza od jedynej osoby, która mogła uratować ich z tej walki. Byli w pułapce od samego początku i ich wysiłki spełzały na niczym. Ile razy mogli wygrywać z tą emanacją Ciemnej Strony? Raz? Dwa? Dziesięć? A ona i tak wracała... Nantel poczuł się bezsilny w obliczu wszystkiego, z czym musiał się mierzyć. Jego przyjaciele byli zbyt daleko, by mu pomóc. W uszach, zamiast ich słów otuchy, słyszał jedynie śmiech demona stojącego przed nim. Nie miał już sił.

***

Jego dom stał w ogniu. Nie, nie tylko jego dom. Całe Nar Shaddaa płonęło w ogniu walk. Mieszkańcy uciekali w napadzie szaleństwa, próbując ratować się z tego śmiertelnego chaosu. Słyszał krzyki kobiet i płacz dzieci. To nie były żadne wojny gangów czy pacyfikacja Imperium. Po ulicach szalały bestie. Głodne i spragnione krwi dżentelistot. Syciły się wyczuwanym wokół strachem i rozpaczą. Ponad tym wszystkim unosił się z tłumu krzyk jego matki. Nawoływała go...

***

- Nie... nie... - Nantel stracił orientację, co się wokół niego dzieje. Co jest jawą, a co rzeczywistością...

***

Kolejna scena. Tym razem jednak... spokojna. Stał w przytulnym domu, którego ściany nie były wyłożone zimną durastalą, a ciepłym drewnem. W rogu, w kamiennym kominku wesoło huczał ogień, ogrzewając pokój kojącym płomieniem. Siedział na futrze z jakiegoś zwierzęcia, grzejąc sie w blasku światła. Na kanapie za nim siedziała jego rodzina. Wesoło rozmawiali ze sobą. Na stole przed nimi stało ciasto, a na ścianie obok z projektora wyświetlał się ulubiony film jego ojca ze starych czasów. O kotach. Lubił koty, były miłe. W pewnym momencie do pokoju weszła Nadia, niosąc w dłoniach dwa kubki parującego naparu. Postawiła je przed nim i usiadła obok niego, przytulając się do niego z całej siły. Czuł jej ciepło i nie mógł oderwać wzroku od jej pięknego uśmiechu. Siedząc tak razem przy sobie, przytuleni i szczęśliwi, słuchali, jak Nadia nuci cicho pewną piosenkę...

***

Znowu był w rezydencji gubernatora. Minęła ledwie chwila, ułamek sekundy. Nawet nie zauważył, kiedy upadł na kolana. W głowie wciąż słyszał słowa, które śpiewała w jego wizji Nadia. W jednej chwili dźwignął się z kolan do pionu, dumnie prostując plecy i patrząc wprost w postać opętanej przez ducha Ciemnej Strony Elledin. Przed oczami miał obydwie wersje tego, co mogło nadejść. Dwie wersje przyszłości, która zależy od tego, czy tacy jak on będą działać. Najsilniejszą bronią zła jest bezczynność dobra. Tak kiedyś powiedział mu ojciec. Wtedy nie rozumiał tych słów. Teraz było inaczej. Tu nie chodziło o jego walkę, jego sprawę czy każdą inną osobę z osobna. Tu liczył się los całej Galaktyki. Los niezliczonej ilości życia z każdej z planet. To było zagrożone przez takie twory jak ten Duch, który stał przed nim pod postacią żony gubernatora. Nie mógł się poddać. Choćby działo się najgorsze. Nie mógł poddać się zwątpieniu i rozpaczy, które było tworem Ciemnej Strony i które przed chwilą rzuciło go na kolana. Nie dla własnego dobra, ale dla innych, musiał się przeciwstawić Ciemnej Stronie.
Nie myślał już tylko o Nadii. Pomyślał o wszystkich. Tych, którzy własnie walczyli, tych, którzy ginęli w obronie tego, co kochali i w co wierzyli. Pomyślał o tych, którzy żyli spokojnie w swoich domach, a teraz bali się coraz bardziej doniesień o szerzącej się zarazie. O swoich przyjaciołach, dawnych i obecnych, którzy byli nią zagrożeni. O Nadii. O wszystkich. Dotarło do niego, jak wiele rzeczy dzieje się teraz w jednej chwili w całym wszechświecie. I one wszystkie były ważne. Były życiem, które doświadczało, ale które stanowiło o ich istnieniu. Przeciwieństwem bezsensownej śmierci i nicości. Za wszystkie te istoty należało bić się do upadłego w walce z takimi bytami, jaki stał teraz przed nim.
Skoro Moc była ponoć w tym wszystkim, w każdej żywej istocie, której należał się jej własny los i chęć życia, to postanowił wezwać ją na pomoc. Całą. Zewsząd, skąd się tylko dało. Zrozumiał, że tworu takiego jak Istota z Etros czy ten Duch, który opętał Elledin nie da się pokonać siłą i ranami. Że to nie on może ją pokonać. Jedynie Moc, jej Jasna Strona, jest w stanie to zrobić. I może mu teraz pomóc. Wołał ją. W myślach. Całym ciałem. Jak tylko mógł. I wszystko to wysłał w stronę Ducha Ciemnej Strony, by rozproszyć go raz a dobrze i uwolnić nie tylko całą ich czwórkę z tej pułapki, ale by uwolnić świat od kolejnej cząstki zła.
Image

Piękno tkwi w oku patrzącego. Strach też...
00
+++++ ++++
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
 
Posty: 538
Rejestracja: 26 Kwi 2016, o 19:55
Miejscowość: Koszalin

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 11 Gru 2018, o 15:15

Nantel

Ona osłabła. Jasna strona mocy zafalowała wokół; rakghoule to wyczuły. Nie podobało im się to. Z pewnym przerażeniem oczy Elli zaczęły się rozglądać po otoczeniu.
- Khadim? Co się ze mną stało? - Zapytała cienkim głosem.
- Ella? Jesteś tam? - Gubernator skoczył do przodu chcąc objąć żonę, lecz przytrzymał go Borigs.
Rakghule zaczęły się cofać. Nantel stał dalej coraz bardziej otaczany przez jasną stronę mocy. Tylko... czemu było jej tak mało?
- TAK, JESZCZE JEST. NANTELU... PRÓBUJESZ NA MNIE SWOICH SZTUCZEK ALE NIE UDA CI SIĘ TO... TYM RAZEM TO JA WYGRAM. JESTEM SILNIEJSZA TUTAJ. WYGNAŁEŚ MNIE ZE SWOJEGO UMYSŁU. NA YLESI POKONAŁEŚ MNIE. ALE TERAZ... FIZYCZNIE... NIE DASZ MI RADY. MUAHAHAHAHAHA
Wiązki błyskawic wystrzeliły ponownie. Tym razem nie trafiły w klingę miecza tylko w ciało Nantela. Ból jaki nim zawładnął był niewysłowiony. Nerwy, ścięgna, mięśnie i krew zaczęły się gotować. Padł na ziemię wijąc się w nienaturalnych przykurczach. Cierpiał.
Ella przerwała na moment. Przez krótką chwilę słychać było tylko jęki Nantela. Mirax ruszyła powoli w stronę poranionego mechanika. Krok za krokiem zbliżała się uśmiechając się złowieszczo. Była pewna, że oto ofiara mu się nie wywinie więcej.
- NIE WYGRASZ!
Znowu wzniosła ręce i wystrzeliła błyskawicami. Tym razem jednak krótko. Na chwilę zmuszając nieszczęsnego mechanika do kolejnej porcji konwulsyjnego cierpienia.
Rakghoule cały czas się cofały.
- CIERPISZ?
Kolejna porcja błyskawic.
- OCH TAK. CIERPISZ. WSPANIALE...
Kolejna porcja błyskawic... która nie dotarła do celu.
Błyskawice zatrzymały się na czerwonym ostrzu miecza świetlnego trzymanego przez Borgisa. Rakghoule zawyły i zaczęły uciekać w stronę dżungli.
- COOOO? - Ryknęła MIRAX zaskoczona wpatrując się jak błyskawice kotłują się na czerwonym ostrzu. - JAK ŚMIESZ! ŚMIECIU!
- Zamknij ryj, dziwko! - Krzyknął Borgis i pchnął mieczem przed siebie kierując wiązkę błyskawic z powrotem w Ellę.

Żona gubernatora rażona własną bronią padła na ziemię. Ryk wściekłości wzniósł się ponad lądowisko. A potem nastała cisza. Głęboka i przejmująca. Kołysząca szumem deszczu do snu.
Borgis zgasił miecz i klęknął na ziemi. Oddychał ciężko.
- Ella. Ella... - Gubernator podbiegł do swojej żony i wziął ją na ręce. - Ella. Proszę Cię...
- Kha...Khadim... Ja też Cię kocham. - Powiedziała cicho Elladin nie otwierając oczu.
Gubernator zaszlochał.
- Khadim... Ella. Musimy się stąd zabierać... - wychrypiał Borgis. - Te potwory niebawem wrócą.
- A co z tym... - Gubernator kiwnął głową na ciało Nantela. - ...mocowładnym.
Borgis podniósł miecz z ziemi i rzucił go na Nantela.
- Nic. Nie żyje. Zabierajmy się stąd. Musimy pomyśleć co dalej. Rakghoule są na Gamorr musimy zacząć negocjacje z Huttami. Trzeba przyprowadzić tutaj flotę... To się musi skończyć.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

PoprzedniaNastępna

Wróć do Przestrzeń Huttów

cron