Content

Przestrzeń Huttów

[Gamorra] - Gambit Knurów

Image

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 27 Lip 2017, o 23:23

IG87F

Myśliwce zawróciły w stronę kapsuł. Chwilę później Garll i jego droidy mogli już obserwować smugi nadprzestrzennego krajobrazu. Nim Skyrunner wskoczył w nadprzestrzeń IG zdążył stać się świadkiem tego jak piloci TIE zaczynają ostrzeliwać kapsuły. Jednak dramat zamkniętych w kapsułach istot był niczym wobec "smutku" jaki zagrał na obwodach IG87F. IG nie postrzelał sobie. Żałował.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 30 Lip 2017, o 12:17

Pożegnanie z Kittani było krótkie. Gweek spojrzał na nią swoim jedynym ślepiem i chciałby coś powiedzieć. Fart ciągle mu szeptał, że brunetka jest w jakiś sposób ważna w jego życiu. Czasem zastanawiał się dlaczego ruszył za nią na Tatooine, mógł przecież nadal siedzieć na piaszczystej planecie i spijać wszystko co się dało w hurtowych ilościach, byle by tylko sponiewierać swój ciężki łeb i przepastne trzewia. Nie potrafił znaleźć dla siebie odpowiedzi. Coś wtedy kazało mu iść, zrobić coś. Umykała mu to. Nawet nie do końca pamiętał tamten wieczór; wspomnienia zacierały się w pamięci* Wiedział, tylko że ma to coś wspólnego z Wszechobecnym Fartem. Jaina wytłumaczyła mu - a przynajmniej starała się wytłumaczyć - jak działa Moc i w jaki sposób ona wpływa na różne istoty. Pamiętał, że podczas jednej z "lekcji w jego głowie" Jaina pokazywała mu brunetkę i tłumaczyła, że jest ona ważna i że wyczuwa więź utkaną z Mocy pomiędzy Gweekiem a Kittani. Na czym ta więź miała jednak polegać tego już nie zrozumiał. Kittani była ważna.
Kittani po raz pierwszy spojrzała na Gweeka inaczej. Chyba pierwszy raz dotarło do niej znaczenie określenia Wódz-w-Boju. Dostrzegała jak jego banda stojąca za nim i szykująca się do drogi w dżunglę spogląda na swego lidera. Widziała w ich spojrzeniach lojalność i oddanie. W świetle gwiazdy układu na rodzimej planecie w zbroi i z okrutnym toporem Gweek nie miał już w sobie nic z obwisłego ochleja jakim uwielbiał być. Jeżeli jakiekolwiek wydarzenie, z życia dziewczyny miało by ją uczyć tego by nie oceniać powierzchownie to jednym z takich wydarzeń było by poznanie Gweeka i przylot na Gamorrę; spotkanie z knurzym ludem i poznanie ich uczyło pokory.
Pierwszy raz też nie miała przy sobie IG87F, a to z nim znała się dłużej. Gweek - choć był wiernym kompanem - do tej pory nie był jej aż tak bliski. Teraz, wraz z odlotem droida-zabójcy, wszystko miało wyglądać inaczej.
- To...eee.. - bąknęłą niemrawo brunetka - Powodzenia Gweek. Komunikator. Nie zapomnij go sprawdzać. Bądźmy w łączność, ok?
- Taak. Gweek już umi. Włonczy. Ić to miasta. Szukaj Nurry. My szukamy klanu. Powodzenia... Eeee.. Ej... Jub. Zostawi Kersta.
W tym momencie stojący odrobinę z boku Kerst poczuł klepnięcie w tyłek. Obrócił się. Za nim stał jeden z gamorrean z bandy Gweeka i uśmiechał się do niego lubieżnie.
-Ty być dobre białe mięsko... - powiedział knurzy wojonik zwanym Jubem.
- Jub, nie wolno. Zostaw.

Kwadrans później banda Gweeka docierała do skraju dżungli a Kerst, Dak i Kittani opuszczali teren lądowisk i wkraczali między pierwsze zabudowania Nielegalnego Miasta.


Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Rafael Rexwent » 1 Sie 2017, o 23:59

Kerst stał jak wmurowany i spoglądał za oddalającymi się Gamorreanami. Nikt nie widział zmieszania na jego twarzy. Zmieszania i przerażenia, bo spotkanie z homoseksualnym Knurem może być tragiczne w skutkach. A Paul za żadne skarby nie chciał przemieniać swojego tyłka w hangar dla myśliwców. Przełknął ślinę i zacisnął zęby. Zapowiadała się ciekawa misja, ale oczywiście los musiał ją zepsuć. Los, który podesłał mu lubującego się w ludzkich samcach Gamorreanina.
- Oni odchodzą. Odchodzą... - Mężczyzna uspokoił się całkowicie i na powrót rozluźnił. Miał teraz nieco spokoju od nowego adoratora i błagał w duszy, by owy Jub dostał prosto w pitoka. Nie w głowę, bo życzyć komuś śmierci, to tchórzostwo. Lepiej taką śmierć wymierzyć samemu. A Jub na śmierć nie zasługiwał. Za to na coś, co zapewni Paulowi względne bezpieczeństwo tyłów już tak.
- Droga Panienko... err... niech Pani Kapitan prowadzi. – Zwrócił się do Kittani z uśmiechem. Stokroć wolał jej towarzystwo niż homoseksualnego Gamorreanina, co jest dosyć zrozumiałym wyborem. Nie widząc innej opcji ustawił się po prawej stronie Pani Kapitan polecając Dakowi ustawić się podobnie na lewej flance. Cóż, maskarada musi trwać, jakby jakimś cudem nadziali się na patrol Imperium, albo ich szpicli. Wiadomo co tam władzy strzeli do tych pustych łbów?

Wkroczenie na ulicę Nielegalnego Miasta zdawało się niczym niezwykłym, ale po plecach Paula przeszedł zimny dreszcz. Coś mu nie pasowało, lecz nie mógł wyłapać nowo powstałego źródła niepokoju. Był w tym miejscu po raz pierwszy. A jednak instynkt podpowiadał mu, że jeden z elementów składniowych jest inny. I ta inność może sprawić kłopoty nie tylko jemu samemu, ale i całej grupce Rebeliantów.
Kerst spojrzał się na idącą obok Kittani, która zdawała się nie odczuwać tego samego co on. Mężczyzna wierzył w swoje przeczucie. To ono kierowało nim wielokrotnie, tak jak na Stacji, gdzie ogłupił sztuczną inteligencję. Przewrażliwienie? Niemożliwe. Chociaż jedyne co posiadał to instynkt, podjął próbę zrozumienia podszeptów umysłu. Może to będzie kluczem do wyjaśnienia złych obaw.
Image

"Nie wahaj się powiedzieć ludziom na których ci zależy o uczuciach żywionych do nich. Bo jutro może ich tam nie być." ~ Akagi

"If you do not fight now, then when will you?" ~ Type-005
Awatar użytkownika
Rafael Rexwent
Gracz
 
Posty: 290
Rejestracja: 7 Lis 2014, o 17:01

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Gweek » 2 Sie 2017, o 13:14

Rozstania zazwyczaj były ciężkie dla tak wielkiej i gruboskórnej postaci jaką był Gweek. Od zawsze był duży, a jaki duży taki głupi wydawałby się być. Uczucia wyższe odczuwane wśród gamorrean można policzyć na palcach jednej racicy - bo i też takie określenie swoich wielkich łapsk słyszał. Gniew, podnieta, radość, miłość - ta fizyczma i zniecierpliwienie. Kilka pomniejszych wpisanych w te większe też by się znalazło, ale po co? Ich rasa była głupia, silna, naiwna i bardzo głupia. Każdy we wszechświecie wie, że nie ma istoty zdolnej świadomie i bez przymusu skrzywdzić swoich bliskich, tym bardziej potomstwo, o ile nie jest skrzywione psychicznie, więc i uczucia wyższe tez występują choćby jak u zwierząt.
Rozstawać nie lubiał się z pieniędzmi, oj nie. Tak samo jak z lukratywnymi posadkami w ciepłym Tatooine, jego wcześniejszym domu. Dużo do szczęścia nie potrzebował, a dobytek upłynniał dosłownie w procenty. Ukochane czynności odstawiał kiedy musiał. Wielu rzeczy w życiu nie chciał. Opuszczać Gamorry, tym bardziej Nurry. Czuł, że jest wreszcie u siebie. Smutek po rozstaniu topił w myślach, że niedługo się spotkają.
Ciosy od życia przyjmował na klatę równie ciężkie co upały na tym równie zielonym globie, co on. Nie raz znalazł się na ścieżkach prowadzących do rozstania z życiem, ale każda z nich prowadziła do wysnucia jakichś wniosków. Że jednak warto się starać i marnować siły w sobie tylko znanym celu.
Czas szkolenia u Janiny mógł wykorzystać lepiej. Poznał co to dobro i zło, Ciemna i Jasna strona Moczu, jakie są konsekwencje czerpania z jednej lub drugiej formy energii. Kroczenie wśród światła nie było dla niego. Siła ta mogła leczyć i była dużo silniejsza od tej, którą wybierał. Często podświadomie, wręcz naturalnie. Fart przychodził mu łatwiej i szybciej niż by mógł się spodziewać. Teraz już wiedział, że wymagało jedynie się odpowiednio nabuzować. Daleko mu było do podnoszenia przedmiotów lub nawet wchodzenia do cudzej łepetyny, ale ziarno zostało zasiane. Plon zaczął fermentować. Ile z niego procentów osiągnie, zależy wyłącznie od niego. Wybrał drogę na skróty, jak wielu przdd nim i pewnie wielu po nim. Tu i teraz pić lurę, zamiast poczekać na paliwo rakietowe źłopane prosto z dystrybutora. Ale coś za coś. Pewnie później beknie głośno i donośnie.
Nie lubił rozstań i nie godził się na śmierć bliskich mu osób. Coraz bliższych mu wprost proporcjonalnie do mijającego czasu, spędzonego w tym żacnym gronie, które zostawiał za plecami. Nie minęło wiele czasu ażeby zobaczył Pana Bo odstającego od reszty stawki. Sam nadrwbiał braki w obyciu długimi nogami i determinacją, szybko przebierajac odnóżami za mieszkańcami dżungli. Coś mu mówiło, że źle zrobił. Nie o Fart chodziło, bo on szeptał jak chciał i kiedy chciał, a o zwykłą rozmyślność. Skoro inni są ważniejsi niż on sam to powinien ich chronić. Trzymanie się rzeczy z pozoru błahych przyniosło mu wiele dobrego. Może i tym razem powinien dopomóc swojwmu losowi, a nie rozstać się z nim prawie bez pożegnania. Po raz drugi osób ważnych nie pozostawi bez jakiejkolwiek ochrony.
Decyzja jaka podjął była trudna. Kogoś musiał zawrócić z tej niepewnej ścieżki. Kogoś na tyle zaufanego i lojalnego, co rozumiejącego powagę sytuacji. Bracia spenetrowaliby teren Kerstowego dupska na wylot, obcego i to w dodatku z innego planu do obozowiska nie wprowadzi, choć i tak problemem będzie mały sierściuch szwendający się między nogami. Napady wyzwisk były chyba stanem chorobowym u tego pokurcza, bezpieczniejsze dla niego będzie zostanie w grupie niż pobyt w Nielegalnym Mieście. Thurgom nie do końca ufał - duże pole do popisu nie wyrosło w tej dż-dżangli. Rozbicie sił z punktu taktycznego mogło okazać się błędem, ale musiał zaryzykować. Stawką było życie jednej kub wielu istot. Skoro był Monnokiem w Dejariku to musiał chronić Ghhhyk'a za wszelką cenę. Wychodzi, że była nim Kittani.
Pan Bo i Frogg zostali zwróceni ze ścieżki wiodącej do jądra ciemności. Może nie jest za późno i odnajdą komórkę Rebelii. Ten drugi reagował wrogo na zmianę priorytetów ale celny argument o przestrzeleniu zada jak nie posłucha , podziałał. Swoje już zrobił, a surowa siła i miejscowy przewodnik znający język, kulturę, obyczaje, przyda się obcym - pasożytom - na tej niegościnnej planecie.
Osłabieni o strzelbę i arg'garoka podążali w szeregu, jeden za drugim. Klanowy senior Utrogg prowadził pochód, tuż za nim, rotacyjnie szła reszta grupy niosąc ewoka co to niby na tropiniu i polowaniu się znał. Marna to okazała się pomoc była, ale zawsze swoje "trzy kurwy" wniósł w komentarzu. Pochód zamykali bracia Buj i Jub. Skąd taka, a nie inna kolejność? Jak to mawiają mieszkańcy - " Patrz się i ucz" lub " Łykniem, aż nawykniem".
Broń strzelecka niechętnie została zabrana z pokładu z powodów wiadomych. Na małej przestrzeni i gęsto porośniętej roślinnością pożytek marny z niej. A nosić trzeba... Tak jak prowiant na długą drogę pewnie przez wiele dni.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Kittani Levfith » 4 Sie 2017, o 15:53

Wszystko się zmieniło od ich ostatniej wizyty na planecie. Zarówno oni sami jak i miejsca, które zdążyli wspólnie poznać. Kittani źle się czuła osamotniona - dotychczas wszystkie przygody przeżywała w towarzystwie droida czy też knura. Mogła liczyć na ich wsparcie i wiedziała, że zjawią się w najgorszych momentach by stanąć u jej boku. Teraz, pozostawiona niejako sama sobie z osobami za które niejako była odpowiedziala musiała sobie radzić sama. Może to była potrzebna zmiana dla niej samej? Może powinna przestać oglądać się za innymi i przejąć dowództwo w pełnym tego słowa znaczeniu? Słowa Jainy o jej osobowości lidera i odpowiedzialności, jaka spoczywa na jej osobie regularnie wracały i prowokowały do dalszych rozmyślań. Nawet teraz, gdy kroczyła z Krestem oraz Dakiem w stronę Nielegalnego Miasta. Poznała jedynie małą część zabudowań i ścieżek wiodących przez miasto. Przydałby się jej jakikolwiek przewodnik - ktoś taki jak Cad czy Nurra, którzy znali to miejsce niczym własną kieszeń i byli w stanie doprowadzić ich bezpiecznie do celu. Tymczasem nie wiedzieli nawet, gdzie rozpocząć swoje poszukiwania. Musiała zachować dobrą minę do złej gry - wiedziała, że pozostali na nią spoglądają. Jakakolwiek oznaka strachu czy niepewności z jej strony mogłaby wpłynąć na pozostałych towarzyszy. Gdyby tak chociaż jeden knur z klanu Nurry stawił się wraz z nią... Wiedziała jednak, że nie opuszczą swojego wodza w boju. Gweek był dla nich najważniejszy.

Skierowała swoje kroki w znane jej ulice i miejsca. Pierwszym z nich naturalnie była kantyna, a raczej nowy lokal na miejscu poprzedniej, od której zaczęła się cała ich przygoda na Gamorrze. Brunetka dziękowała w duchu za to, że IG nie zawitał tutaj ponownie - po tym co wyrządził z pewnością lokalna społeczność zapamiętała go i do dzisiaj szeptała o pewnym droidzie, który wysadził połowę lokalu wraz z wszystkimi klientami. Jego ponowna wizyta tutaj mogła się zakończyć jeszcze gorzej niż ostatnia. Sama do końca nie była pewna, czy ona sama powinna się tutaj zjawiać. Wszelkie obce rasy na tej planecie były pod obserwacją Gamorrean - robili to w miarę dyskretnie ale przypatrywali się każdemu z uwagą. Widziała to nawet teraz, powoli przechadzając się po mieście. Co prawda nowe twarze były równie ciekawe i często to właśnie je dostrzegali w pierwszym momencie, jednak Kittani odnosiła dziwne wrażenie, że zdecydowanie dłużej zawieszają swój wzrok na jej osobie. Rozpoznawalność mogła stanowić problem. W ostatecznym rozrachunku stwierdziła, że nie powinna mieć jednak jakichkolwiek nieprzyjemności ze strony mieszkańców. Przyczyniła się do sporych zmian na planecie i zapewne wielu kojarzyło ją jako towarzyszkę Gweeka oraz Nurry oraz część miała okazję podejrzeć ją podczas kursów które odbywała wraz z uwolnionymi niewolnikami Urpa. Nie wyrządziła im krzywdy. Coś jej jednak podpowiadało aby się nie spieszyła z wejściem do środka. Szła powoli w stronę kantyny która pojawiła się już w zasięgu ich wzroku i zagadywała towarzyszących jej mężczyzn o tutejszym klimacie i roślinności, starając się odwieść ich uwagę od zbyt powolnego tempa jak na nią samą. Miała w zwyczaju chodzić szybko i przestępowanie z nogi na nogę było dla niej męczące. Intuicja jednak jej dobrze podpowiadała - usłyszała za sobą charakterystyczne chrumkanie. Po tak długim czasie spędzonym ze klanem Gweeka kobieta była w stanie rozróżniać ich chrumkania - każde z nich było charakterystyczne dla danego osobnika niczym ludzki głos i po kilku miesiącach nauczyła się ich rozpoznawać po wydawanych przez nich dźwiękach. Obróciła się i dostrzegła Bo oraz Frogga. Zaniepokoiła ją obecność porucznika Gweeka, który zazwyczaj nie odstępował go ani na krok. Czy to oznacza, że knurowi coś się stało? Zatrzymała się kilkanaście kroków od kantyny czekając z niepokojem na wieści od dawnego pirata i towarzyszącemu mu Ewokowi.
- Zapytaj, czy Gweek ma się dobrze. I czy nam pomoże w poszukiwaniach - powiedziała do Kresta wiedząc, że ten szybciej dogada się z Froggiem niż ona sama. Gamorreanin nie posiadał przy sobie zdalniaka który pełnił rolę tłumacza, chociaż w pewnym sensie mógł nim zostać Bo. Nie bez powodu jednak zdecydowała się na wyjście do miasta z Paulem - teraz miał okazję, żeby zabłysnąć.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Rafael Rexwent » 9 Sie 2017, o 00:29

Trójka nowoprzybyłych kroczyła teraz jedną z wielu uliczek miasta. Gamorreanie z ciekawością przyglądali się zarówno brunetce, jak i technikowi Rebelii. Nie wspominając o zakutym w zbroję mężczyźnie, który sprawiał wrażenie zasłuchanego w wykład towarzyszki. Słodki głos przekazywał wiedzę z siłą godną najlepszemu z rektorów coruscańskiej Akademii Nauk, przebijając się wprost do odpowiednich sektorów mózgu, omijając zupełnie niepotrzebne procesy segregacji. Paul ufał temu co mówiła Kittani i przyjmował tą wiedzę bez zaprzątania sobie głowy o fakt rzetelności dostarczanych danych.
Jednakże nawet kobiecy ton nie łagodził złowrogich dreszczy nieustannie przeszywających plecy mężczyzny. Nie mogły one pochodzić od pogody, bo klimat planety nie sprzyjał zimnym drgawkom, a system chłodzenia zbroi sprawował się bez zarzutu. Coś było nie tak. Instynkt pulsował czerwonym światłem ostrzegawczym i żądał działania. Tylko jak działać przeciwko czemuś, o czym nic się nie wie? Czemuś, a równie dobrze komuś, bo przeczucie mogło dotyczyć dosłownie wszystkiego.
Czarne źrenice Kersta rozwarły się nieco szerzej, a twarz zrosiły pierwsze kropelki potu. Organizm gotował się do walki, ale na żadną walkę się nie zapowiadało. Mięśnie całego ciała zaczęły się rozgrzewać, uszy wyłapywać nawet najmniejsze szmery. Także te pochodzące od ruchów zbroi, które uderzyły w błonę bębenkową z niespotykaną dotąd siłą. To rodziło irytację, która poczęła jątrzyć twardego mężczyznę od środka. Na zewnątrz zbroja zdawała się taka jak dotąd, ale pod pancerzem Paul czuł się, jakby właśnie stanął twarzą w twarz ze śmiertelnym zagrożeniem. Tylko... tego zagrożenia nigdzie nie było! A to jeszcze bardziej podsycało stres, który należało szybko rozładować.
Architektura mijanych kamienic i budynków mogła być doskonałym punktem obserwacji dla zwiedzającej trójki. Lecz skryte za wizjerem niebieskie oczy uważnie obserwowały nie zdobione i rzeźbione freski i fasady, ale okna, dachy i balkony. Może wyczuwa właśnie czerwony krzyżyk snajpera wprost między swymi łopatkami? Wszystko zdawało się spokojne. Za spokojne. Zacisnął zęby z rozdrażnienia i powoli wypuścił nagromadzone w płucach powietrze. Wtedy go tknęło. Szuka w złym miejscu. Stres ustąpił miejsca zaintrygowaniu, a ciekawość szybko została rozpalona. Paul spuścił wzrok z oddalonego okna na poziom ulicy.

Szukaj! Szukaj czegokolwiek co ci nie przypasuje. Przeszło mu przez głowę, gdy monitorował okolicę. Możliwe, że grozi im niebezpieczeństwo, a on miast to przewidzieć, to bawi się w zagadki z własnym umysłem. Niezbyt dobrze to o nim świadczy. A co z obietnicami, że będzie się sprawował lepiej niż ostatnio w Stoczniach? Nie mógł zawieść. Musiał ochronić towarzyszy.
Cień. Czerń mogąca otulać swym mrokiem wszystko co można sobie tylko wyobrazić. A może... Instynkt zawył wręcz z radości, komunikując tym samym, że mężczyzna idzie dobrym tokiem rozumowania. Cień. Coś się musi w nim czaić. Tylko co? Czarny wizjer hełmu otoczony zieloną obwódką zwrócił się wprost na jedną z takich mrocznych plam, jakiej powstanie umożliwił dach budynku blokujący promienie słońca. Jednostajny, monotonny kolor działał na oczy niczym na klapki. Przydałby mu się noktowizor, lecz jak to bywa – zawsze potrzebujemy tego, czego akurat nie mamy.
Niespodziewanie usłyszał za sobą chrumkanie i instynktownie powstrzymał się przed zwróceniem się w kierunku dźwięków. Zignorował wszystko i zamienił się w drapieżnika wyczekującego ofiarę. Nie minęło parę sekund, gdy jego wysiłek został wynagrodzony. Słońce Gamorr musiało się zlitować nad biednym najemnikiem i przesunęło się w swej niestrudzonej wędrówce po nieboskłonie. Jeden ze złocistych promieni wstrzelił się wprost między dwa ramiona jakiegoś gargulca na dachu i oświetlił fragment dotychczas skąpanego w mroku chodnika. Zogniskowane źrenice Kersta wypatrzyły upragniony ruch. Ułamek sekundy widział jak na dłoni sylwetkę obcego. Jego owadzie skrzydła. Jego zwisającą trąbkę. Jego gruby brzuch. A chwilę potem obraz znikł. Została tylko oświetlona przez słońce ulica i wspomnienie sylwetki. To nie mogło być złudzenie!
- Paul! - nieco rozdrażniony głos dotarł do uszu mężczyzny, gdy ten mrugnął, by upewnić się, że już nikogo tam nie ma.
- Wybacz, Pani Kapitan – powoli i łagodnie się odwrócił, zastanawiając się, czy ten latający osobnik zauważył usilną obserwację Kersta. Ale nie mógł teraz wprost powiedzieć kompanom co właśnie ujrzał. Jeszcze nie teraz i nie tutaj. Miał dodać, że zapatrzył się na oryginalną architekturę, jednakże to było zbyt ryzykowne. Obcy może mieć jakiś sprzęt rejestrujący i wyczuć po słowach Paula swoją dekonspirację. A wtedy zagrożenie Rebeliantów znacznie by wzrosło. Dlatego jak gdyby nigdy nic zagłębił się w konwersację z dwójką Gamorrean, co szybko zmusiło jego mózg do wejścia na wyższe obroty, bo wyłapywanie sensu zdań Knurów było trudnym zadaniem. Zwłaszcza jak ci lubią sobie kwiczeć i porzucać mięsem.
- Niestety Pan Knur nam nie pomoże, ale wysłał w swoim imieniu tą oto dwójkę, by nas strzegła – skondensował odpowiedź dla Kittani, którą wypowiedział już w basicu, jednocześnie gestykulując żywo dłońmi, jakby na potwierdzenie swoich słów. W istocie odwracając się w pewnym momencie na pięcie tak, że przez chwilę dłonie miał zasłonięte z miejsca, gdzie stał wcześniej latający obcy, pokazał poziomym „cięciem” prawą ręką, by na razie zakończyć temat. Pogadają o tym gdzie indziej. O ile brunetka zrozumie intencję gestu.
Image

"Nie wahaj się powiedzieć ludziom na których ci zależy o uczuciach żywionych do nich. Bo jutro może ich tam nie być." ~ Akagi

"If you do not fight now, then when will you?" ~ Type-005
Awatar użytkownika
Rafael Rexwent
Gracz
 
Posty: 290
Rejestracja: 7 Lis 2014, o 17:01

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 16 Sie 2017, o 09:26

Gweek

- Nie ma odwrotu. - pomyślał Gweek biegnąc jako trzeci w kolumnie którą teraz prowadził Buj. Nie wiedział skąd w jego łepetynie pojawiła się ta nagła chęć wypowiedzenia tego zdania. Nawet nie wiedział do czego je odnieść, bowiem jeszcze przed chwilą w jego umyśle tkwił obraz Nurry która unosiła się i opadała nad nim w migotliwym i cienistym świetle pochodni.
Od momentu gdy Frogg i Bo zawrócili w stronę Nielegalnego Miasta minęły już dobre dwie godziny. Weszli głęboko w dżunglę zostawiając za sobą resztki cywilizacji. Brunatna gleba i zielone soki deptanych pnączy i liści brudziły stopy i brzuchy bandy Gweeka, kiedy równym i nieustannym truchtem wcinali się w splątaną gęstwinę gamorreańskiego lasu niczym ostrze w ciało. Nie zatrzymywali się, nawet na chwilę; nie potrzebowali tego. Gorące i wilgotne powietrze tkwiące pod dachem zielonych liści nie robiła na nich wrażenia. Szerokie nosy i rozdziawione szeroko zębate pyski łapały powietrze szukając w każdym łapczywie połykanym hauście największej ilości potrzebnego dla takiego wysiłku tlenu. Poza tym wiodła ich siła, która wlewała w ich członki wielką moc i wolę do tego by nie ustawać w wysiłku; klan Nurry potrzebował ich pomocy. Ich matrona i liderka potrzebowały pomocy. Nic nie mogło ich teraz zatrzymać. A już na pewno nie gamorreańska dżungla.
Gweek wiedział już gdzie zmierzają. Najbliżej Nielegalnego Miasta położona była ta siedziba, w której Gweek dochodził do siebie po pamiętnej walce na Arenie. Nie było innej opcji jak tylko sprawdzić na samym początku właśnie to miejsce. Sprawdzenie tego miejsca na samym początku wydawało się być najmądrzejszą opcją. Zresztą tak czy inaczej musiał zdać się na wiedzę i mądrość swoich współbraci bowiem był najmłodszym członkiem tej grupy i najzwyczajniej w świecie nie znał całej historii klanu ani wszystkich ścieżek którymi chadzał i miejsc w których był; wśród kłębiących się gałęzi, na brunatnej ziemi pachnącej próchnicą i grzybami, na nowo czuł się jakby nie na miejscu. Z drugiej strony...
- Nie ma odwrotu. - Powiedział znowu do siebie. Może już zawsze miał się czuć jakby był nie na miejscu? To Twoja siła Gweek. Jesteś jednym z nich i jednocześnie nim nie jesteś. Rozważ te słowa. To czyni dobrym wodzem. Potrafisz na pewne sprawy patrzeć inaczej. Innym okiem. Inaczej oceniasz. To dobrze. Głos Jainy pojawił się w jego głowie nie wiadomo skąd. Zdecydowanie bardziej wolał obraz nagiej Nurry. - Ić stąd. Na razie nie potrzebuję nowych snów-lekcji.
- Szef, co tam mówisz? - Usłyszał za sobą głos Thurga zwanego Utopcem.

***

Zatrzymali się dopiero wtedy gdy nagle wypadli na otwartą - choć już częściowo zarośniętą - polanę, gdzie kiedyś stały ich chaty. Po dawnym obozowisku zostały już tylko nieliczne ślady; dżungla bardzo szybko odrastała i z uporem odzyskiwała swe utracone ziemie. Na pierwszy rzut oka wśród resztek chat porośniętych chwastami i niewielkimi kwiecistymi krzewami nie czekało na nich nic oczywistego i niebezpiecznego. Na pierwszy rzut oka najniebezpieczniejszym wydawały się być chmary moskitów latających ponad całą polaną.
Polana była dziwnie cicha i tą ciszę wymuszała na bandzie Gweeka. Klanbracia choć czuli ogień w płucach wzbraniali się przed głośnym dyszeniem i w ogóle hałasowaniem jako takim. W milczeniu oglądali swój dawny dom i spoglądali na swego Wodza-w-boju.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Gweek » 19 Sie 2017, o 05:47

Coś się zmieniło, tylko pytanie "co?". To, że mówił sam do siebie było zupełnie normalne, pod warunkiem, że był w stanie -
wskazującym na spożycie. Teraz przechodził swoją osobę; zaczynał gadać sam do siebie bez sensu i składu. Oznaki szaleństwa wkradają się powoli i ukradkiem w zakamarki pokrętnych umysłów, kiełkują w blasku nocy. Rosną pod kopułą normalności i w najmniej oczekiwanym momencie wystrzeliwują z pełną siłą. Czyżby w przypadku Gweeka mialobyć podobnie? - Historia znała różne przypadki ale za każdym razem wniosek był ten sam. W stanie delirium widywano różne rzeczy np. białe banthy ale przeca tym razem był trzeźwy! Widział co innego!... Przecież każdy świr przysięga, że jest zdrowy na ciele i umyśle.
Zdawkowe rozmowy prowadzono wyłącznie do celów ustalenia kierunku "przebiegu" lub "podbiegu" do obozowiska albo zmiany kolejności w kolumnie wędrowców, więc jego słowa zabrzmiały co najmniej dziwnie. Tak samo miał przeczucie, że źle wybrał kierunek poszukiwań bądź to zmrok miał o wszystkim zdecydować. Cel był jeden, jasny i klarowny. Możliwości do chybienia miał mnóstwo. Jedynie zwężenie pola poszukiwań miało sens.

Przemierzanie pionowej ściany zieleni w takim tempie groziło prędzej czy później wykruszeniem się najsłabszego ogniwa, coraz częstsze, przymusowe postoje czy wreszcie czas na odpoczynek. Brak nawet najmniejszych podmuszków wiaterku czynił powietrze niezwykle gęste. Porność mieszanki azotowo-tlenowej połączona z temperaturą wycoskały z każdego gamorreanina dziewięćdziesiąte dziewiąte poty. Może to stąd wywodziło się paplanie w jego głowie. Powód był dobry, ale czy trafna przyczyna? Skoro sam zauważył pewne nieprawidłowości w swym pięknym umyśle to nie wróżyło najlepiej. Głosy w głowie, wizje, sny. Zamkną go w wariatkowie albo musi znowu zacząć pić.
Wyrwany z zadumy i rozmowy Gweek vs Gweek spojrzał na mniejszego Thurga zakłopotany. Całe szczęście, że dotarli właśnie na polanę i mógł przeciągnąć odpowiedź na kilka chwil później. Odczekał, aż wszyscy odsapną, a mały Ewok rozprostował członki, brutalnie wyrwany z letargu.
- Odsapnijcie chwilę, a później po dwóch przeszukajcie okolicę, a ja się w tym czasie zastanowię co dalej. - Jemu też przydałaby się chwila regeneracji na ułożenie myśli. Przechadzał się po środku ich jednego z domów, stanął nad wygasłym paleniskiem, wziął garść popiołu i pozwolił by ten rozsypał mu się między palcami. Kto mógł porwać Nurrę? Albo inaczej... komu mógła wejść w drogę? Jakie niecne plany pokrzyżowała? Komu nie w smak było małżeństwo między dwojgiem jednookixh istot? A może to te obleśne ślimaki maczały w tym palce?
Stawianie retorycznych pytań przerwała troska o najmniejszego "klanowicza". Chodził chaotycznie w losowych kierunkach i niuchał cały czas noskiem. Węszył namiętnie choć nie skutecznie. Szczerze wątpił w znalezienie tu czegoś wnoszącego doxsprawy prócz uczucia zmarnowanego czasu.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 22 Sie 2017, o 09:39

- Kapitanie, chyba coś mamy. - Technik w imperialnym uniformie odsunął się od monitora gdzie przed chwilą czytał wiadomość od jednego z wynajętych obserwatorów.
W dusznej i ciasnej siedzibie zastępczej te słowa nie zrobiły na nikim wrażenia. Przykleiły się tylko do zatęchłego i przesyconego wilgocią powietrza, którego system wentylacji nie nadążał wymieniać. Zamknięci w niej pracownicy imperialnego wywiadu poddawali się sennej atmosferze panującej w biurze i z trudem wykonywali swoje zadania. Toteż słowa technika nie zrobiły na siedzącym za biurkiem kapitanie najmniejszego wrażenia.
- Mów - rzucił krótko kapitan, a potem dodał - tylko proszę Cię, niech to nie będzie lepsze niż ta informacja z przed godziny.
- Sir w Nielegalnym Mieście pojawiła kobieta wyglądająca jak Levfith. Przyleciała w towarzystwie gamorrean.
- Tja... Jak przyleciała? Mamy na orbicie przecież Celników.
- Tak, zgadza się. Sprawdziłem nazwę statku, którym rzekomo przyleciała. Nasz okręt celny go sprawdzał i przepuścił.
- Porucznik Tan. Ech... Pierdolony świeżak. Jeżeli faktycznie przepuścił Levfith a sprawa się wyda to będzie miał po karierze. I, kurwa jak znam życie, spadnie jeszcze parę innych głów. Dobra... czekaj. Wysłać patrol do Nielegalnego Miasta. Niech zostawią pancerze. Szukać tego statku, zatrzymać załogę. Przesłuchać. Od Porucznika Tana chce szczegółowego raportu.
- Tak jest, sir. Mam jeszcze jedną wiadomość. Właśnie od Tana. Zatrzymali inny statek. Frachtowiec z Taris. Właśnie doszło tam do strzelaniny.
- O kurwa... - Żywo zainteresował się kapitan, ściągając nogi z blatu biurka - czyżby na tej zagrzybionej planecie w końcu coś zaczynało się dziać? Bardzo dobrze... Bardzo, bardzo dobrze...
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 23 Sie 2017, o 10:37

Gweek
Godzinę później Gweek siedział na kamieniu i opierał się plecami o resztkę ściany jednego z domostw. Jedynym okiem łypał na polanę i na chodzącą po niej bandę. Chłopaki wypoczęli i zdążyli już wciągnąć połowę swoich zapasów żywności i wody i teraz kroczyli wśród resztek ich dawnego obozowiska szukając tropów i śladów. Wszyscy spoglądali na swego wodza i całkiem otwarcie przedrzeźniali go i śmiali się z niego (a przy okazji słali też sobie najrozmaitsze docinki).
- Patrzcie. Wódz się zmęczył. Dżungla go zmogła.
- Nie nawykły. Z innej planety. To nie jego dom. Musi bardziej nawyc. Ale jak nawyknie.
- Cichajta. Łon myśli tera. On jest pogrążony w myślach. To ponoć jest ciężkie.
- Dla Ciebie pewnie tak, Buj.
- Buj, Buj myślowy zbój! Ha, ha, ha!
- Zawyżyj paszcze, Thurg. Bo mojej pięści w gardle posmakujesz.
- Ło. Patrzcie go. Jak przemówił. Jak mądrze. Ić tam z wodzem usiąć. Może mu się przydasz.
Gweek nie zwracał na to jednak uwagi. Zaczepki nie ruszały go i były raczej przejawem zżycia się grupy aniżeli podziałów i niesnasek. Z pewnością na dość dobre poczucie humoru miał też wpływ powrót na rodzinną planetę. Misja - choć niewątpliwie poważna - nie mogła całkowicie zaćmić radości wynikającej z ponownego przebywania w rodzinnych stronach.
Gweek długo zastanawiał się kto mógł chcieć czegoś od Nurry. Odpowiedź zapaliła się w jego umyśle w sposób, którego nie dało się ugasić. Klan do którego należał zabity przez niego na arenie Obrogg szukał zemsty. Nie miał na to żadnego potwierdzenia w choćby szczątkowym dowodzie. Jednak ze wszystkich pomysłów ten wydawał mu się najmniej głupi. Nie mógł się uwolnić od tej myśli niczym bantha od natrętnego owada i cały czas kołatała mu się po jego gamorreańskiej łepetynie. Spojrzał się na starego Ortogga, zapewne najmądrzejszego członka bandy, i zastanawiał się czy byłby wstanie opowiedzieć mu coś więcej na temat dawnych relacji Nurry i martwego absztyfikanta Obrogga.
- Wodzu - Thurg Utopiec podszedł do Gweeka przerywając mu rozważania i ściągając jego jaźń z powrotem na rozgrzaną słońcem polanę. - Tu nic nie ma. Nic nie widać. Żadnych śladów.
Jakby w odpowiedzi na słowa Thurga na skraju polany pojawił się przeklinający ewok, który podskakiwał i machał do wszystkich. Chciał chyba coś im pokazać.
- O. O. O, kurwa. Ej. - Palpoo, bo tak miał na imię, wydawał się być podniecony jakimś znaleziskiem.
- Ja pierdole! To jest kurwa coś! Palpoo coś znalazł, skurewsyny obserane, dupki świńskie, chodźcie.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Kittani Levfith » 23 Sie 2017, o 20:45

Kittani była wdzięczna Gweekowi za to, że zdecydował się wysłać jednego ze swoich najlepszych wojowników aby ich chronił. Gamorra nie była jej zupełnie obca, jednak nadal odczuwała niepokój związany z ponową wizytą w tym miejscu. Towarzystwo jednego z tutejszych dodawało im odwagi i nieco więcej wiarygodności w oczach mieszkańców miasta. Zdawać by się mogło, że początkowe zainteresowanie ich obecnością zanikło do tego stopnia, że obecnie nikt nie zwracał na nich większej uwagi. Brunetka nie mogła dostrzec tego, co widział Krest. Obserwowała okolicę mniej usilnie niż on, zwyczajnie nie chcąc wzbudzać podejrzeń wśród miejscowych - nerwowe rozglądanie się po zaułkach i usilne wypatrywanie wrogów potrafiło przynieść więcej szkody niż korzyści. Pokiwała jedynie głową na słowa Kresta o tym, że jej ulubionemu knurowi nic się nie stało. Chwilowy spokój który zagościł w jej umyśle znikł dokładnie w chwili, w której najemnik wykonał dziwny gest dłonią. To nie mógł być przypadek. Kobieta przyglądała mu się chwilę, jakby doszukując się powodu takiej gestykulacji i próbując wyczytać nieco więcej z jego spojrzenia. Zmrużyła jedynie oczy tym samym dając znak, że dostrzegła co powinna. Odwróciła się do Frogga stojącego obok nich i czekającego na dalsze działania. Gdzie powinni zacząć swoje poszukiwania? Kantyna zawsze była pełna informacji na temat ostatnich wydarzeń, jednak teraz mogła stanowić przytułek dla osób których wcale nie chciała spotkać. Czy ktokolwiek z klanu albo mający z nimi bliski kontakt mógł pozostawać w Nielegalnym Mieście? Każdy pomysł na znalezienie poszlaki wiązał się z ryzykiem.
Jedna myśl wyklarowała się znacznie bardziej niż pozostałe. Kittani zbliżyła się do Gamorreanina i gestem dłoni kazała mu się nieco schylić nad nią, aby miała pewność że tylko on usłyszy. Pamięć rzadko kiedy ją zawodziła.
- Kofbrug - to właśnie ona była sprawczynią całego zamieszania w kantynie na Duchu i znała ją z imienia. Frogg również wiedział o jej osobie co pozwalało zaoszczędzić niepotrzebnych słów pośrodku ulicy. Expirat zachrumkał jedynie na znak, że zrozumiał jej słowa i wie, gdzie powinni rozpocząć swoje poszukiwania. - Tylko bokiem - dodała po chwili, mając na uwadze niepokojący gest ze strony Paula. Zniknięcie ze wzroku wszelkich istot wędrujących głównymi ulicami zdecydowanie było rozsądniejsze, niż przemieszczanie się tak nietypową grupą i wystawianie się na widok wszystkich.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Gweek » 24 Sie 2017, o 00:43

Jeździli mu po rajtach. Nie raz i nie dwa. To pewne - stał się początkiem wszelkich rozmów lub końcem gromkich podśmiechujek ze strony swoich towarzyszy. Zaczęło się całkiem niewinnie. Od przejęcia małego pakunku. Jak się okazało po chwili marszu - pasożyt stał się garbem. Drugim, bo jednego już miał. Grawitacja niebezpiecznie mu ciążyła, dodatkowe kilogramy męczyły mięśnie. Ujadanie nad uchem "nicpnia" dobijało psychikę, nie pozwalając zebrać myśli do kupy. Pochylał swe ciało w przód, równoważąc zbędny balast, bo do tej pory zamiast pomóc - podszczypywał swego nosiciela w kark, uszy czy boki. Największą frajdę znalazł ewok w smyraniu Gweeka kawałkiem trawy po głowie. Ten myśląc, że to owad - chlastał się raz po raz otwartymi dłońmi po łbie. Gamorreanie widząc takie jawne drwiny ze strony malca, sami zaczęli bawić się kosztem wodza. Choć tak mogli mu się bezkarnie odgryźć i dopiec.

Tak siedząc w cieniu samotnie, na uboczu społeczności, czasem chciał włączyć się do pyskówki. Miał nawet przygotowanych kilka formułek w stylu - Jub zamknij paszczę, bo ci naszczę... albo słowa kierowane wprost do dwóch Thurgów - Niw bekajcie tak głośno bo echo wam zęby wybije... bądź : Skoro myślenie nie boli, to czemu rano macie jakby zakwasy we łbie?
Dywagacje na te tematy w tej chwili kompletnie mu nie były potrzebne. W sumie to tak jak kurwie majtki....
Pierwsze oględziny nie dały nic. Drugie i kolejne też. Nawet popiołu po ognisku nie było - został rozniesiony przez delikatne ruchy powietrza. Postój i uzupełnienie w pokarm pustych żołądków dobiegało końca i pewne decyzje musiały zostać podjęte. Czyżby to zwykła zemsta i decyzja o odegraniu się starszyzny większego klanu na mniejszym spowodowała tak szybki powrót Gweeka na tą niezwykłe zieloną planetę? Tak wiele roślin nigdy na oczy nie widział i pewnie więcej już nie ujrzy. Bo czy możliwe jest stworzenie świata bardziej zielonego niż ten? Chyba nie...
Nie przewidział takiego obrotu spraw. Próba Walki to próba walki... Widać mógł to być tylko pretekst do wchłonięcia jednego klanu przez drugi. Jak mogł zwać się "tubylcem" skoro na zupełnych podstawach się wywrwca? Przebywanie w społeczeństwie tak różnym od tego, jakie zasmakował wczesniej jest czymś absurdalnie nowym i nie pojętym. Trudno nazwać zlepek niewolników, parobków i najemników czymś normalnym.

Fakt - myślenie męczyło. Był już tak zmęczony, że spał z otwartymi oczami. Tak mu się tylko wydawało. Skupił jedyną soczewkę na Thurgu i mrugnął kilka razy. Rozmyty wzrok powrócił do normalnego postrzegania czasu i przestrzeni, może bardziej zły niż zazwyczaj. Miał otwartą gębę, ale nic nie powiedział. I dobrze bo by musiał się tylko nagadać. A tak, to same rozwiązanie przyszło mu do głowy. Na przepytanie Ortogga może będzie jeszcze czas.
- - Ruszać pizdy, coś mamy. - Charknął do swych kompanów, kwicząc głośno. Zebrał się i wstał na równe nogi i pognał w kierunku Palpoo. Może ten mały ciul na coś się wreszcie przyda, bo póki co pasożytuje w kieszeni u Gweeka.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 29 Sie 2017, o 08:53

Banda się zebrała i ruszyli za ewokiem. Palpoo dzielnie radził sobie w gamorreańskiej dżungli, która musiała mu przypominać rodzinny Endor. Z pewnością cieszył się z tego, że nie musi - przynajmniej chwilowo - oglądać przyciasnej kwatery na "Duchu". Radość swą uzewnętrzniał przez potok "kurew" i innych, mało przyzwoitych, słów, kóre wylewały się na okolicę z niewielkiego wokabulatora przypiętego do szyi.
Nie musieli iść długo; gdy stanęli przy ewoczym znalezisku, za ich plecami wciąż można było dostrzec jasną przestrzeń przesieki prześwitującą pomiędzy wielkimi pniami drzew. Palpoo zatrzymał się i gestem małej i krótkiej łapy wskazał to co znalazł.
Nie musiał tego robić. Gamorreanie raczej wpadliby na to, o co mu chodzi i bez tego.
Pod drzewem leżało ciało jakiegoś nieznanego im z imienia knurzego wojownika. Było napuchnięte. Z popękanej skóry wylewał się śmierdzący tłuszcz w którym taplały się i wiły larwy. Wielkie i czarne owady bzyczały wściekle i unosiły się w wirującym tańcu nad martwą ucztą. Owady siadały na twarzy, wchodziły do uszu i otwartego pyska, z którego zwisał zgniły strzęp mięsa, który kiedyś był językiem. Było ich pełno. I zaciemniały obraz w dosłownym tego słowa znaczeniu. Nie dało się nic ustalić na pierwszy rzut oka.
- Patrzcie, kurwa, jak śmierdzi.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Gweek » 29 Sie 2017, o 23:27

-Noo, ehę.
- Prawie jak Gweek.
- Firefek, coś ty powiedział?!?!
- Yh wybacz, coś mi się przewidziało.

- Czujecie?
- Ktoś się zesrał?
- Chyba ty...
- Daj se już spokój Thurg. Dupsko mam czyste.....
- stwierdził Buj.
Takimi oto komentarzami podsumowano znalezisko. Dla mieszkańców Gamorry był to widok znajomy, ale daleko mu było do codzienności. Przedstawienie jednak miało trwać dalej.
Gweekowe nozdrza wykrzywiało we wszystkich możliwych kierunkach, nawet zasłonięcie kichawy i pyska niewiele dawało. Na Tatooine widywał trupy, nawet te, z których uleciało życie przed wieloma dniami. Klimat powodował mumifikację ciała szybciej niż nieliczne pasożyty wysysające resztki posoki delikwenta. A i fetorek był zgoła przyjemniejszy, jakby zwietrzały, nie to, co tutaj.
Rój owadzich wojowników nieustannie atakował napęczniały wór sflaczałej tkanki. Otwory po ugryzieniach sączyły się lepką mazią. Zgniliznę czuć było chyba na kilometr. Aż dziw, że nic nie rozwlekło lub pożarło truchła po okolicy. W sumie nic dziwnego, sądząc po ilości buszujących robali.
Każdy krok wzbudzał falę wymiocin, podchodzącą aż do gardła. Dobrze, że podniósł grubą gałąź względnie daleko od umarłego. Nikt z żywych nawet za każde skarby Imperyjum Huttów nie chciał podejść bliżej. Mówili, o tym stadium, przedostatnim stadium rozkładu " bomba ", bo może w każdej chwili wybuchnąć, a smród potrafi zabić na miejscu. Podchodząc bliżej odgonił część owadów. Nic to nie dało, może tylko wzbiło chmurę morowego powietrza. Dalej nie dało się rozpoznać denata. Podchodząc kolejny krok bliżej wodzu puścił bełta. Posiłek poszedł się rypać.
Dotknięty po łbie patolem trup przemówił. Z gęby wyszedł mu cienki i długi na dłoń roballo, o setce lub więcej odnóży. Krwista czerwień podobna była do posoki ludzkich żył. Strach myśleć, co by się stało gdyby gałąź szturchnęła odwłoka truchła. Zielone glisty wiły się beztrosko w kałuży ulewającego się tłuszczu. Po czarnych owadach zostały tylko odchody i złożone jaja w ciele gamorreanina.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 1 Wrz 2017, o 14:04

Na skutek działania Gweeka część owadów, która wzleciała w powietrze nie usiadła z powrotem na pękatym truchle. W zamian z głośnym brzęczeniem zaczęły latać pomiędzy gamorreanami. Knury zaczęły uderzać się po twarzach i karkach by zabijać małe skrzydlate upierdliwce. Przebierali przy tym nerwowo nogami i klęli.
- Szef! Idźma stąd. One nas zeżrą. Pod skórą larwy zrobią. Idźmy stąd.
Tylko Palpoo zdawał się nie przejmować latającymi robakami, ba. Śmiał się i kilka z nich złapał w locie i z apetytem zjadał.
Gweek nie od razu chciał się ruszyć z tego miejsca. Co prawda nie chciał mieć larw pod skórą, ale coś przykuło jego uwagę. Coś co kazało mu jeszcze chwilę stać w miejscu i obserwować. Resztki ubrania i pancerza miały na sobie symbole, które kiedyś już widział. Symbole te przynosiły go wspomnieniami z powrotem na Arenę do tego wieczoru, kiedy pokonał Obrogga.
Leżący przed nim trup należał do klanu pokonanego wodza.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Gweek » 1 Wrz 2017, o 22:44

Ustanie w miejscu i utrzymanie wzroku na jednym, dużym gabarytowo obiekcie , było nie lada wyzwaniem gdy latające obiekty kąsały i gryzły po pysku i karku. Odsłonięte części ciała i jego miękkie miejsca też narażone były na ukłucia. Wypuszczona z rąk drewniana maczuga opadła beztrosko pod nogi.
- Uciekać, bo zeżrą nas żywcem. - podkrzyknął do podkomendnych. Nie miał zamiaru stać i młucić ręcami, bijąc się po mordzie. Ujrzał to, co chyba chciał zobaczyć.

Oddalająca się grupka w truchcie dobijała resztki robaczków. Jakie to małe i piękne stworzonka ale w słoiku, szczelnie zamknięte. Paploo zjadł drugie śniadanie i za nic miał śledzące go paskudztwo. Naturalna osłona skóry w postaci sierści czyniła go bezpiecznym przed atakami czegoś, czego nie potrafili nazwać nawet miejscowi. Zwali to po prostu gnilnymi robalami.

Podczas marszu padło kilka kluczowych pytań. Co do kierunku dalszej wędrówki, radzenia sobie z urządleniami, następstw ukąszeń prócz zalęgnięcia się larw czy kogo jest kolej niesienia ewockiego bluźniercy. Gweek mawiał z kolei Kto pije i pali, ten nie ma robali. Ale na miejscu nie miał ani tego ani tego... więc pozostało mu liczyć na łut szczęścia. Miewał już swędzące glisty w tyłku, ale szybko się ich pozbył, zmieniając dietę na bardziej płynną. Przy okazji wysrał jelita - na pierwszy rzut jedynego oka. Był to kolejny, długi i segmentowy pasożyt mieszkający sobie w środku brzuszka gamorreanina. Ratując swe życie, uciekł dupksiem , bo stężenie alkoholu we krwi urosło niebezpiecznie wysoko, nawet dla samego nosiciela. Coś za coś.

Nie chcąc wystraszyć towarzyszy swoimi spostrzeżeniami, ani nie wywołać pochopnych ruchów, począł podpytywać Ortogga o inne okoliczne społeczności gamorrean tj. bandy, hordy i stada. Powiązania, konszachty, wojny lub inne ciekawe fakty zawsze są w cenie. Na wspomnienie o pokonanym Obroggu lub jego klanie począł podpytywać czy to daleko do ich siedziby, jak liczni są, na kogo się powoływać itp. Miał już pewien plan w pokąsanej głowie. Ale to wymagało kontaktu z pewną personą. Musiał się najpierw mocno zastanowić nad zasłyszanymi rewelacjami. Pewna doza ciekawości i dociekliwości ze strony Gweeka nie uszła uwadze reszcie wędrowców. Pewnie miał jakiś plan i prędzej czy później się z nimi nim podzieli. Na pytania Paploo - Szereffee gupi ryju gdzie kurwa leziesz? Mawiał ze spokojem godnym Jainy - Do przodu mój mały kutafonie. Do przodu.

Czekam z niecierpliwością na odpis... znaczy na niespodziankę.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Rafael Rexwent » 2 Wrz 2017, o 18:05

Obserwujący ich obcy zniknął, chociaż wcale niewykluczone, że po prostu teraz lepiej się maskował. Kerst nie pokładał tak bezgranicznej wiary w Gamorreaninie i jego znajomości mniej popularnych uliczek Nielegalnego Miasta. Przecież kto zaświadczy, iż tamten Toydarianin posiada mniejszą wiedzę o topografii mieściny? Mężczyzna pokręcił lekko głową, kiedy cała grupka skręciła w kolejny, wąski przesmyk między dwoma kamienicami. Nie znał miasta, ale doskonale wiedział, że oddalili się od głównych arterii miejskich. Coraz bardziej zaniedbane budynki, bohomazy na ścianach, odpadający tynk, popękane płyty chodnikowe. To wszystko świadczyło o tym, że w istocie poruszają się rejonami rzadko odwiedzanymi przez nowoprzybyłych.
Paul zwiększył swą czujność, bo gdzie kończy się cywilizacja, zaczyna się prawo silniejszego. Niby obecność dwóch miejscowych powinna załatwić wszelkie problemy, jednakże zawierzanie swego losu wyłącznie w czyjeś ręce nie podobało się byłemu najemnikowi. Powoli zacisnął i rozwarł prawą dłoń dając upust narastającym emocjom. Czuł lekkie podniecenie. Dreszczyk adrenaliny, poczucie zbliżającego się zagrożenia. Tak, to są bardzo zadowalające uczucia. Ale najbardziej ekscytujące jest apogeum rozgrywanej przez uczucia oraz bodźce arii, czyli wielki finał pełny blasterowych boltów, wybuchów i radosnej bitewnej wrzawy.
Pod czarnym hełmem pojawił się lekki uśmiech, którego nikt inny nie mógł zobaczyć. Zwiastun nadchodzących tarapatów, albo przeszytej prymitywnym upojeniem strzelaniny. W zależności jak kto do tego podchodzi.
Image

"Nie wahaj się powiedzieć ludziom na których ci zależy o uczuciach żywionych do nich. Bo jutro może ich tam nie być." ~ Akagi

"If you do not fight now, then when will you?" ~ Type-005
Awatar użytkownika
Rafael Rexwent
Gracz
 
Posty: 290
Rejestracja: 7 Lis 2014, o 17:01

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 6 Wrz 2017, o 08:56

Kittani i Paul
Tarapaty przyszły na nich szybciej niż sądzili. I to z dwóch kierunków na raz. Pierwszym objawem popadania w tarapaty było zniknięcie Toydoriańskiego szpicla. Jednak o tym, ze przestali być śledzeni Paul zorientował się jakieś dwa skrzyżowania i jeden plac między ciasnymi budynkami dalej. Wtedy było już za późno. I wtedy wydarzyły się dwie rzeczy na raz.
Nad niebem Zakazanego Miasta przeleciał prom imperialny. Jego sylwetka i białe malowanie odznaczały się wyraźnie na tle ciemnego błękitno-zielonego nieba i nieprzyjemnie kontrastowały z miejskim pejzażem brudu i biedy. Biel była nieczuła i chłodna; zapewne tak samo jak zamiary zamkniętych w promie żołnierzy.
Prom leciał w stronę lądowisk.
Niemalże w tym samym czasie Frogg - który szedł na przedzie - wrócił do Kittani i zaczął coś do niej gwałtownie mówić i chrumkać. Nie zrozumiała tego. Dopiero Kerst przełożył słowa gamorreanina.
- Tam na placu. Z przodu. - Powtarzał Kerst za żywo podnieconym Froggiem. - Są świnie z klanu Obrogga. Wołają za nami. Mówią, że wezmą nas jak Nurrę.
Kittani i Kerst spojrzeli w kierunku wskazanym przez Gweekowego porucznika. Po przeciwległej stronie placu trójka bogato odzianych gamorrean i wpatrywała się w grupę rebeliantów. Na ich pyskach widać było odmalowane szerokie szydercze uśmiechy.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Mistrz Gry » 8 Wrz 2017, o 10:00

Gweek
- O szefie. To dużo gadania jest. - Powiedział Ortogg gdy godzinę później gdy zatrzymali się w dżungli na rozstajnych ścieżkach zbadać kolejne truchło gamorreańskiego woja. Wojownik był w podobnym stanie rozkładu jak poprzednik i bez problemu - patrząc na zdobienia i bogatszy strój - dało się ustalić jego przynależność do klanu Obrogga.
Szli w górę w stronę wulkanu. Gweek raz już tędy szedł. Wtedy był w dużo gorszym stanie i gdyby nie potężna dawka rodzimych stymulantów nie przeżył by tej drogi. Zresztą, ledwo teraz pamiętał tą drogę. Wiedział tylko, że był bardzo zmęczony na jej końcu a przecież jeszcze stoczył wtedy walkę i ją przetrwał. Jak tego dokonał? Nie miał pojęcia.
- Szefie... Klanów jest pełno. Jedne większe inne mniejsze. Każdy w czym innym jest dobry. My od Nurry np jesteśmy myśliwymi. Klanem bez domu. Łowcami i poszukiwaczami śladów. Klan Włóczęg. Tak o nas mówią inne klany. Klany z domami. Klan Obrogga to tutaj największy klan jest. Obrogg i jego starszyzna chcieli rządzić innymi klanami na Gamorrze. Tak mówiła Nurra. Nurra może by chciała się z Obroggiem związać, ale Obrogg wysyła pobratymców z innych klanów jako niewolników do huttów. Nurra tego nie chciała.
Większość klanów jest związana z Obroggami. Obroggi trzymają łapy na wszystkim. Nurra jest dla nich przeszkodą w rządzeniu. Bo zbiera wyrzutków i uciekinierów. Ona sama też uciekła z innego klanu. My nie mamy stałego domu, ale jest nas dużo. I Nurra chciała, żeby było jeszcze więcej.
- Teraz jesteśmy na ziemi niczyjej szefie. Jeżeli pójdziemy tą ścieżką w lewo będziemy szli aż do wulkanu i ukrytej bazy. Jeżeli pójdziemy w prawo zejdziemy do Grzybiego Jeziora. Grzybie jezioro to mój stary dom. Tam mieszkał klan co się w leczeniu specjalizował. Klan Murtaga. Klan Murtaga się podzielił i część poszła do Obrogga a część - mniejsza część - poszła do Nurry. Nie wiem co tam teraz zastaniemy. Ale Grzybie Jezioro jest bliżej jak wulkan. Do wulkanu będziemy szli jakieś dwa dni. Do Jeziora dzień.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Gambit Knurów

Postprzez Kittani Levfith » 8 Wrz 2017, o 19:32

Prom imperialny był w stanie wywołać skrajne uczucia wśród obserwatorów na powierzchni planety - od wybuchów euforii i podziwu istot obserwujących jego sylwetkę po paniczny strach i ucieczkę w popłochu, jakby jego złowieszczy cień miał zaraz odebrać życie mieszkańców. Kittani z pewnością bliżej było do tych negatywnych emocji. Tak też było i tym razem - dźwięk jaki wydawał był na tyle charakterystyczny, że wiedziała co zaraz ujrzy. Szczerze mówiąc nie chciała tego widzieć ale wbiła wzrok gdzieś ku górze - tak aby upewnić się w tym, o czym przed chwilą pomyślała. Dobrze jej znana sylwetka pojazdu z białym malowaniem ukazała się na kilka sekund pomiędzy jednym a drugim budynkiem w wąskiej uliczce, na moment wypełniając całą przestrzeń. Imperium już tutaj było i przylecieli po nią. A nawet jeżeli jeszcze o jej pobycie tutaj nie wiedzieli to z pewnością wkrótce się dowiedzą. Wszyscy powinni się o tym dowiedzieć - w szczególności ci, którzy pozostali na lądowisku. Kobieta zeszła gdzieś na bok upewniając się, że Frogg jest blisko i nieco zagłuszy jej słowa swoim pochrumkiwaniem i wyciągnęła komunikator.
- Poderwijcie prom
- Słucham?
- głos jaki odezwał się po drugiej stronie zdawał się być zdezorientowany nagłym poleceniem.
- Magna 2 musi zniknąć jak najszybciej z płyty lądowiska. Zaufaj mi, mam złe przeczucia... - odprowadziła wzrokiem sylwetkę imperialnego promu, skupiając się po chwili na swoich towarzyszach. Na szczęście to Krestowi jako tłumaczowi przypadła rola wyłapania sensu wypowiedzi z serii żwawych pochrząkiwań i pisków. Brunetka od samego początku podejrzewała, że to właśnie wrogi klan może mieć jakiekolwiek powiązania z nagłym zniknięciem Nurry. Skoro Gweeka nie było na miejscu postanowili zrewanżować się za to, co im odebrał podczas wojny na arenie i wykorzystali jego nieobecność. Kittani dodatkowo irytował fakt, że partnerka knura stała się niewolnikiem i kartą przetargową - rozumiała, co może w tym momencie odczuwać Nurra. Za punkt honoru postawiła sobie pomoc w odzyskaniu przywódczyni klanu, chociaż ta z początku nie była do niej przekonana.
- Musimy od nich zdobyć jak najwięcej informacji. Porozmawiajmy z nimi - znając zamiłowanie Paula do bijatyk i używania siły swoich mięśni wypowiedziała te słowa spoglądając w jego stronę, jakby tym samym sugerując mu, że przemoc zostawiają na później. Nie widziała chwilowo lepszego rozwiązania.
Image
Awatar użytkownika
Kittani Levfith
Gracz
 
Posty: 386
Rejestracja: 12 Lut 2014, o 17:08
Miejscowość: P-ń

PoprzedniaNastępna

Wróć do Przestrzeń Huttów