- Zapewnimy wam wszystko, czego potrzebujecie - odparł Web, słysząc prośbę o sprzęt.
Natomiast słysząc pytania droida, uśmiechnął się nieprzyjemnie.
- Owe kasyno - zaczął Berret - Jest jednym z wielu, które prowadzi mój pracodawca. Jest doskonale chronione, bo przeze mnie. Jest szczególne, bo
Casino Resplendent bawi najznamienitszych gości, jakich opłaca się zapraszać na Nar Shadda. Jest również niezwykle miłe swojemu właścicielowi, przynosi mu bowiem znaczące zyski. Wydaje mi się, że tyle musicie o nim wiedzieć i że to wam wystarczy.
Berret Web wstał, razem z nim podnieśli się pozostali.
- Jutro bądźcie w południe na lądowisku, na którym zostawiliście dzisiaj wasz statek, moi ludzie będą czekali z waszym sprzętem. Podkreślam jednak, że wypożyczamy wam go, nie oddajemy na własność. A na razie mogę wam życzyć owocnych łowów.
***
IG-102, tak jak inny członkowie ekipy, został wyposażony w komunikator, dzięki któremu on, Gridley i Cassin mogli utrzymywać kontakt z Ayanami i Crixonem, którzy przyczaili się w pojeździe repulsorowym na dachu niedaleko "Brzdęku". "Czujki" w osobie Twi'lekanki i Devaronianina nie wahały się natomiast wyrażać subiektywnych opinii na temat działania droida.
- Niech ktoś go przyhamuje - Magna Guard usłyszał głos Crixona - Bo gotów nam wyrzucić połowę świadków przez okna tej dziury.
- Słyszysz, droidzie? - odezwała się Ayanami - ostrożniej ze świadkami.
Tymczasem Cassin odnalazł narkomana w stercie odpadków i przyciągnał go, trzymając za bark.
- Nie, żebym miał coś do twoich technik przesłuchiwania - odezwał się Gridley, póki Cassin doprowadzał nieznajomego do "stanu używalności" - Ale rzeczywiście, mógłbyś przyhamować. I z łaski swojej pozwól mi wykonywać swoją robotę, czyli dowodzenie, jasne? Przypominam tylko, że kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy, mówiłem, że oczekuję wykonywania moich rozkazów. Nie zapominaj, z czyjej ręki na olej masz.
Obity narkoman w końcu wykazał jakiś odruch instynktu samozachowawczego i załkał:
- Powiem co chcecie!
Gridley dał znak, Cassin opuścił pięści. Dowódca Komanda klęknął przy przesłuchiwanym i przystawił mu do nosa holoprojektor, na którym wyświetlił podobizny Kasjusza i Ankolisa.
- Poznajesz tych dwóch? - zapytał, z pozoru uprzejmie - Byli tu ostatnio, więc nie kłam, bo będę wiedział, czy mnie oszukujesz.
- Tak! - odparł ulegle niedoszły diler - Widziałem ich, ale dwa dni temu. Przyszli tu w środku nocy i rozmawiali z barmanem, nic więcej nie wiem, przysięgam, niebijciejużjabędędobrypowiemcochceciealewięcejniewiembłagamdobrypanie...
- Już, już, już - Gridley powstrzymał potok słów gestem - Już wystarczy. Nie widziałeś, którędy albo z kim wychodzili?
- Nie! Przysięgam!
- Wierzę.
Dowódca wstał, schował projektor, skinął głową. Cassin podniósł mamroczącego błagania mężczyznę, trzymając za kołnierz wyprowadził w sąsiednią uliczkę i kopniakiem posłał w jej głąb.
- Wchodzimy do środka - powiedział Gridley przez komunikator - Dobrze by było, Ayanami, gdybyś miała na oku to wejście i dała znać, kiedy będzie się ktoś zbliżał.
- Robi się, szefie.
- Widzisz, droidzie? - powiedział Gridley, kiedy w trójkę wchodzili do baru - Takiego czegoś oczekuję. Posłuszeństwa i odrobiny szacunku, rozumiemy się?
Bar w środku robił jeszcze gorsze wrażenie, niż od zewnątrz. Na środku mieściło się podwyższenie dla kapel lub tancerek, wokół niego ustawione były stoły i krzesła, stanowiące przypadkową zbieraninę mebli. Kontuar mieścił się w głębi, a za nim stał pulchny, zarumieniony mężczyzna, który właśnie wyciągał szyję, żeby dojrzeć wchodzących nad głowami pozostałych klientów.
Prowizoryczna scena była pusta, a zajętych stolików było mniej, niż połowa, niemniej jednak rozmowy i rozgardiasz trwały. Mało kto zwrócił uwagę na nowo przybyłych, co mogło być tak dobrym, jak i złym znakiem.
Gridley nie uznał tego miejsca na tyle stosownym, by zdjąć kapelusz. Poprawił nakrycie głowy, odchrząknął i ruszył ku barmanowi.
- Pora mu zadać kilka pytań.