Content

Przestrzeń Huttów

[Gamorra] - Grzybiarze

Image

[Gamorra] - Grzybiarze

Postprzez Mistrz Gry » 9 Wrz 2019, o 12:53

Klan Nurry, liczniejszy w sile bardziej niż kiedykolwiek miał przed sobą istne trudne zadanie. Nurra chciała władzy i chwały dla swojego klanu. Pierwsza wielka narada okolicznych klanów zakończyła się dyplomatycznym sukcesem. Póki co mieli więcej sprzymierzeńców niż wrogów. Teoretycznie. Polityczny występ miał swoje miejsce i widać każdy chciał coś w tym ugrać. Pojawiła się jednak zagadka odnośnie Grzybiarzy... i Gweek chciał ją rozwiązać.

Chcąc dowiedzieć się więcej i lepiej zorganizować większa część klanu ruszyła do miasta. Guttor w międzyczasie skontaktował się z Gweekiem za pomocą komunikatora:
- Sprawa załatwiona z tą Kittani wodzu. Ale jak zawsze jest jakieś ale. Baba chce byś się przyznał do sojuszu. Chce też byś chronił przyczółek Rebelii przed innymi Gamorreanami i pomagał w ewentualnych konfliktach zewnętrznych. Żelazny ptak da nam do dyspozycji, ale kierować nim będą rebelianci... uznaje nas za durniów, czy co? Tych gościów od montowania tej energii też nam udostępni. Chce też naszych wojowników... Co o tym sądzisz?

Gdy już odpowiedział Guttorowi co poczynić dalej, ruszyli w poszukiwaniu śladu Zumba. Ślady były trudne do odczytania. Butto Niemowa na migi wytłumaczył, że ktoś tu zaciera ślady za sobą. To musieli być Grzybiarze. Błąkanie się jednak po dżungli w poszukiwaniu kolejnych, nie do końca zatartych śladów zabrało im cały dzień. Jeden ze zwiadowców doniósł jednak, że są blisko jakiejś pomniejszej wioski. Nie musieli spać w gęstej dżungli.

- Wodzu, to wioska Leżoryje. Trzy chatki i kocioł na środku, prowizoryczne ogrodzenie z kołków i gałęzi. Może z czterdziestu mieszkańców. Nas samych jest więcej. Na czele wioski stoi starszy Gbhur, klan Fru'fr. Ogólnie jest spokojnie, większość śpi już i to na zewnątrz. Rozkazy?

Wracamy do gry, w nowym temacie, by się nieco odświeżyć ^.^
Możesz zacząć rozmowę ze starym Gbhurem. To jednak powściągliwy w słowach starzec, z podejrzliwym wzrokiem i januszową gadką. Możesz różnie to rozegrać, określ zamiary.
Co do żywności.
Masz 6/10
Mija 1 dzień
Żywność będzie spadać lub rosnąć w zależności od działań.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Grzybiarze

Postprzez Gweek » 4 Lis 2019, o 20:25

Urządzenie odezwało się szybciej niż zakładał Gweek. Żywe pikanie przykuło uwagę i słuch kilku najbliższych wojowników. Cała kolumna zatrzymała się i zbliżyła do wodza, by posłuchać wieści. Nurra niezwłocznie dołączyła do boku jednookiego. Mieli niebawem rozłączyćsię po raz kolejny, może nawet i na dłużej niż kilkanaście dni.
Głośne pochrumkiwanie dało się słyszeć nim odezwał się basowy głos.
- Chrmmm, chrummm. Odpowiesz jej tak:
Jeśli przelana krew we wspólnej walce i przebywanie w naszej siedzibie to za mało dla nij by stwierdzić, że łączy nas coś więcej niż zwykły sojusz to owszem, ma moje słowo, wypowiedziane głośno i przy świadkach. Nasze losy, a przynajmniej mój jest z tymi obcymi związany czy tego chcę czy nie.
Oficjalnie możemy powiedzieć innym, że Nurra wraca z resztą klanu do NASZEJ SIEDZIBY, którą od dziś będzie Wulkan i jego okolice. Bierzemy we władanie całą tę okolice, zwierzynę i rośliny na niej żyjące, a naszych sojuszników w opiekę. Raz wywalczyliśmy już sobie prawa do tych ziem i nie zamierzam z nich rezygnować.
- Guttorze od dziś możesz mnie zwać durniem .
- gromki śmiech licznych gardeł spłoszył ptactwo siedzące w korona drzew.
- I każdy, kto potrafi zmusić stalowego potwora do lotu. Póki się tego nie nauczymy, będziemy zmuszeni prosić o pomoc i być zależnym od ludzi i innych obcych.
Ostatnią kwestią jaką są wojownicy - to sami na miejscu zdecydujcie czy będziecie chcieli pomóc czy nie. Siedzenie na dupie służy naszym brzuchom i czasem przyda się trochę ruchu dla odmiany. Ileż można polować i kręcić się po naszych włościach. Na tą chwilę, zgadzam się na wszystko. Niech Kittani zachowa to dla siebie i przyśle ptaka za kilka dni do Nielegalnego Miasta. Takie jest stanowisko i wola klanu. Wracamy do domu!
- przekazane dyspozycje miały się niebawem po okolicy rozejść. Rozłączenie połączenia głosowego wywołało krzyki entuzjazmu i radości. Klan Nurry po wojnie wraca wreszcie do domu. Domu, który czeka na gospodarzy.

- Nurro. Mówiłaś mi kiedyś, że mam niby słabość do tej całej Kittani. Jako Matrona na miejscu zdecydujesz o zasadach współpracy między Nami, a Nimi.
- Co do reszty... Zarzucić możecie mi miękkość czy dupolistwo. Owszem, zdarza mi się i dopóki jestem od kogoś zależny, nie zawacham się i nie wstydzę prosić o pomoc, bo wiem, że ją otrzymam. Wiem też, że jeden taki latający potwór może wiele. Z pomocą robali możemy zbudować kilka takich. Poszukajcie zatem Płatnerza i zapytajcie czy nie zechce zbudować czegoś większego niż dotychczas.
- plany, plany, a wszystko to plany. Tylko życie jest takie piękne. Droga długa przed obiema grupami, a każda prowadzi do Wulkanu. Tylko zadania i cele inne.

Wiele dni miały zająć poszukiwania Grzybiarzy. Poszukujący i poszukiwani byli w dupie. Tylko przewagą wygnanych i Zumba było to, że zaczęli się oni w niej urządzać. Na dużo, dużo wcześniej niż by kto pomyślał.
W każdej legendzie tkwi ziarnko prawdy. Nawet w tej o Wolnych Grzybiarzach, że są jak duchy - nieuchwytni i niewidzialni. Dopóki te ziarnka i drobiny o nich są znajdywane, poszukiwania nie idą na marne. Znalezienie wioski było już czymś.

- Jeśli nas jeszcze nie zobaczyli... To mam pewną propozycję. Okrążycie z trzech stron wioskę. Po trzy osoby na patrol tak, aby was nie widzieli. Macie pojmać każdego, kto będzie chciał uciec w dzicz dżungli. Pojmać, nie zabić. Zrozumiano?
- My w tym czasie zrobimy trochę hałasu i poczekamy przed wioską, aż nas zobaczą, że nie przychodzimy w złych zamiarach.


Tak zrobiono jak poczyniono. Dlugie minuty mijały, aż mieszkańcy się wybudzili, zebrali do kupy i wysłali komitet powitalny w postaci Starszego Gburha i dwóch innych, sędziwych acz uzbrojonych gamorrean.

- Kim jesteście, czego chcecie i dlaczego przychodzicie do nas po zmroku?
- Jestem Gweek, wódz klanu Nurry, a to moi kompani.
- wskazał ręką na wyekwipowanych zielonoskórych bardziej przypominających teraz myśliwych - podróżników niż wojowników.
- Szukamy Wolnych Grzybiarzy. Zumba, by z nim pomówić. Nie mamy złych zamiarów. Wobec was i nich. - uspokoił od razu trójkę przybyszy. - I nie szukamy kłopotów.
- Przypadkiem natkneliśmy się na waszą wioskę, a widząc z oddali światło bijące od ogniska, postanowiliśmy spytać czy użyczycie nam kociołka i miejsca przy ognisku. Dodam tylko, że każda okazja jest dobra do napełniania brzucha, wymiany informacji i drobnego handlu. Po wschodzie słońca, a przed południem opuścimy to miejsce.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Grzybiarze

Postprzez Mistrz Gry » 18 Lis 2019, o 13:24

Nurra miała jasne zdanie wobec samic innych ras i widziała w nich swoiste zagrożenie. Gamorrean powinien tylko na gamorreanki się zapatrywać, a dewianckie multikulti co panowało w galaktyce napawało ją obrzydzeniem i obawą.
- to ta cała Kittani sprawiła, że czasem masz za miękko w gaciach. Przy mnie to naprawimy - na pożegnanie objęła go namiętnie, tak że rzeczywiście sprawa się naprawiła na ten moment.
- tymczasem rzeczywiście musimy do dyplomacji się odwołać. Nie zrobię głupoty, nie martw się - zapewniała
- i nawet nie próbuj mi umrzeć - pogroziła mu palcem, po czym pochyliła się blisko, by szepnąć mu coś na ucho - bo widzisz musisz żyć, jako mam sprawdzone metody i powiem Ci, że będziesz ojcem - po czym znów go objęła, ale tym razem z jakimś żalem w sercu. Gweek wiedział, że chodzi o śmierć ich dziecka. A wspomnienie te żyć w nich będzie.

***
Rozkazy zostały wykonane i mała wioseczka została wkrótce otoczona, a trzon sił Gweeka ruszył śmiało.
Trójka gamorrean miała wrogie spojrzenia w kierunku przybyszy. Jeden z nich aż furczał, wściekły i chętny do bitki, pomimo wieku.

- ooo! Kolejny gweek-nowy-wódz-jasna-dupa-z-gwiazd, przybył do mojego małego spokojnego miejsca brzuch paść?! Mało na posiedzeniu się nawpieprzaliście ostatnio?! Pocałujta mnie w wójta patałachu. Spieprzajcie stąd darmozjady. Na gadkę szmatkę znów się nie nabiorę, a jak wejdziecie to was toporkiem poczęstujemy! Wypierdalać! - odpowiedź Gbhura nie była miła, a wojownicy przyboczni drgnęli by zareagować... w końcu nie godziło się na akceptację zniewagi, a głupiec bez głowy to lepszy głupiec, niż z głową. Sam Gbhur czekał jednak uparcie, aby to Gweek wycofał się z tej rozmowy i poszedł stąd. Chyba nie dostrzegał liczby wojowników stojących za wodzem-w-boju

Sorz że taki krótki i tak długo czekałeś, trzeba się na nowo wczytać w wątek po przerwie, to też kilka krótkich odpisów w krótkim czasie powinno pomóc, by znów się rozpisać i nagrzać do twórczości :D
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Grzybiarze

Postprzez Gweek » 19 Lis 2019, o 13:16

Słowa wodza wprawiły Gweeka w niemałą konsternację. Nie tego się spodziewał, a zamiary gospodarzy były jasne. Nim miało dojść do rękoczynów, postanowił sprowokować bardziej lub załagodzić zaistniałe nieporozumienie wiszące na ostrzu toporasa.

- Nikttt nie-e móówiłłłł, żeś głuuu...chyyy. - odparł dużo głośniej i wyrażniej niż wcześniej, mówiąc na dokładkę powoli. Większość kompanów Gweeka tylko czekała, aby wyśmiać owego głupca, skończyło się jedynie na głupawych uśmieszkach i rękach gotowych do czynów.
- Maaamyyy spoooroo jeedzeeniaaa. Pokażcie mu, bo nie uwierzy. - Drugie zdanie powiedział cicho, przez zęby, nie dając powodu do agresji.
- Spierdalać oszusty! I nie róbta ze mnie durnia! - wakrnął Gbhur, machając przy tym obuchem do przodu tak, jakby chciał odepchnąć od siebie chorego gamorreanina, by utrzymał dystans.
- Gardzi naszym jedzeniem. I nami! To jest hańba! Hańba! - odezwał się ktoś z tłumu, kilku mu odkrzykło, gotowych rozbić czerep trójce krewkich wojaków.
- Cicho! Cicho być! Mądry jest. Dba o swoich. Ręki na gości jeszcze nie podniósł, to i gospodarza uszanujcie! - zdenerwował się na swoich kompanów lecz pozostał cały czas czujny i gotowy, by wykonać unik i odskoczyć do tyłu, poza zasięg broni.
- A co jakby mu tak nasze żarcie w gardle stanęło? By powiedzieli, żeśmy im wodza udusili. Albo kogoś otruć chcieli, bo sraczki ze strachu dostał. Racja! Racja! - teraz to Gweekowi rację przyznawali, stając się zmiennymi jak proporzec na wietrze.
- Mądrego nie przegadam, jak sam powiedział. By się naszego samogonu opił to by rano powiedział, żeśmy mu matronę przeruchali jak spał. - salwy śmiechu uderzyły w Gbhura i jego kompanów. Jakby mogli to by się zazielenili jeszcze bardziej niż teraz. Oczy ich pałały gniewem, choć kłamstwo w takiej sytuacji ciężko by było zarzucić przybyłym-z-nie-wiadomo-kąd. Starsi musieliby przyznać się do błędu, a nie mieli zamiaru.
- - Wont stont! Już was tu nie ma! - uporczywie nalegał wódz wioski.
- Dobra, dobra. Przycupniemy se niedaleko, żebyś miał na nas oko. - dał za wygraną Gweek i gdy już się obrócił, zmienił nagle zdanie. Spojrzał kaprawym okiem na swojego rozmówcę i rzekł:
- Tylko jednego nie rozumiem i nie daje mi to spokoju. Oświeć Gweeka-głupca-z-gwiazd kiedy to i jak niby miałbym Cię nabrać czy też oszukać?
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Grzybiarze

Postprzez Mistrz Gry » 19 Lis 2019, o 22:46

- ten cały gweek-z-gwiazd to taka gadanka! Przyjdzie Ci taki i grupą, powie, że to wielki wybawiciel, ładnie popitoli. Potem się nażre, a potem okradnie! O! Idźta! Czwarty raz nie dam się nabrać! Matrona mi gadała o nim cuda nie widy, za każdym razem mówiąc, że to oszust, a tu sami oszuści!!! - opowiedział na sam koniec Gbhur

Do Gweeka wnet podbiegł jeden z jego zwiadowców.
- wodzu, wodzu! Jeden z wioski chciał uciec. Usiekł dwóch naszych, ale trafili my go! Krwawi! Trzeba go ścigać!

Twoje plany z PW mam nadal w głowie, ale musisz tutaj podjąć decyzję. Może być krótko
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Grzybiarze

Postprzez Gweek » 21 Lis 2019, o 20:23

Poziom irytacji Gweeka powoli zbliżał się do cienkiej lini, graniczącej z kolejną cienką linią wytrzymałości, tym razem na gniew. Jedno uczucie od drugiego niewiele różniło. Także i odpowiedź przed odejściem musiała być cierpka i gorzka niczym mocz w ustach.
- Trudno... Gweek - czyli ja, szukam godnego wojownika dla Kofburg, jednej z przybocznych Nurry. I tu go widocznie nie znajdę, zacny Gbhurze. - ta rewelacja miała zostać ujwiona znacznie później i bardziej doniośle. Po prostu szok i niedowierzanie. Teraz każdy to słyszący, mógł być jednym z tych wojowników. Wódz nie dał im jednak czasu do namysłu.
- Jednooki i z oszpeconym uchem wódz nażre i opije się dziś w nocy za swoje. Jak się wypierdoli i guza nabije, to też za swoje. Nawet jak jego wojownicy się poszczają i posrają z przeżarcia to oczywiście też za swoje. - rechot zydery wielu gardeł się wzniósł, ale szybko i ucichł, słysząc słodko-gorzką nowinę.

- To go łapcie! Byle żywego! Weź tylu Gagonie, ilu trzeba. - odpowiedział, patrząc na reakcję całej trójki gospodarzy.
- My tu sobie poczekamy... mamy do pogadania.... Przypomnijcie nam jeszcze chłopy, co robimy kłamcą?
- Jak to co? Wyrywamy języki.
-Zatem Gbhurze co masz nam do powiedzenia w tej sprawie?
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Grzybiarze

Postprzez Mistrz Gry » 27 Lis 2019, o 16:02

Gbhur z czasem na prawdę zaczął wymiękać. Czyżby TYM RAZEM to był prawdziwy Gweek-jaśnie-pan-z-gwiazd, a nie jakaś kłamliwa dupa gundarka? Zdezorientowanie coraz bardziej było widoczne na jego gębie, a wspomnienie o jakiejś matronie i o obcinaniu języków trafiło w niego z dużą siłą. Widać było ciężki proces myślowy, który dręczył wiekowego gamorreana.
Wojownicy Gweeka usłuchali i wydali polecenie pościgu za uciekinierem. Gbhur zaś w końcu się odezwał:
- yyy... ja wcale nie kłamie! Słuchaj no... ten tego... - a co jeśli rzeczywiście miał teraz przed sobą wielkiego wodza? Ilość wojowników za jego plecami dziwnie się zgadzała.
- to... ja tego... powiem, że...
- bywali tu już wcześniej inni - uratował go jeden z towarzyszy, wypowiadając się za niego.
- podawali się za Gweeka z Gwiazd, słynnego wodza co zwołał walne posiedzenie rady wszystkich okolicznych plemion. Matrona Gbhura dużo mu naopowiadała o czynach tego wodza i za każdym razem mówiła by ugościł przybyszy, bo tak każe obyczaj. Ci jednak za każdym razem nas okradali. Sahla jednak nigdy nie widziała tegoż to słynnego wodza i jeśli nim jesteś, to ktoś szkaluje Twoje imię podszywając się pod Ciebie. Jestem w stanie Ci uwierzyć. Tamci byli zwykłymi oszustami, nie mieli ze sobą tylu dzielnych wojowników, ani takich dóbr... daliśmy się oszukać i teraz sami nie mamy co jeść. Proszę wybacz zachowanie Gbhura

Wojownicy słysząc opowieść drugiego ze starszych zaczęli gniewnie pochrumkiwać. Szczególnie, że była mowa o wolnej matronie. Każdy nagle zrozumiał o co walczy i że trzeba się wykazać.
- podszywają się?! Tym to trzeba nogi z dupy powyrywać
- do kotła na wolnym ogniu gotować, pasożyty!
- nabić na pal ich! Znaleźć i ponabijać!
- sam ich znajdę wodzu!
- ja też ich dorwę!

Tymczasem pościg za uciekinierem trwał. Jeden członek z grupy zwiadowców przybiegł jakiś czas później z raportem. Klęknął zdyszany przed rozmówcami:
- wodzu! Uciekinier zdołał nas wymanewrować, ale zostawia ślady. Jest ranny! Grupa postanowiła dalej go tropić i złapać!

Gweek Twoje oddziały mają potężnego booosta do morale za tą kwestię z Kofburg ^.^ wzmogło to też rywalizację między knurami. Spodziewaj się pojedynków w dowolnym momencie.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Grzybiarze

Postprzez Gweek » 13 Sty 2020, o 22:20

- Hę?... ano...ehe...mhm.. No... - Gweek tylko potakiwał zasłyszanym rewelacjom. Działały one na niego tak samo, jak na resztę kompanów. Rozsierdził się tylko mocniej, tak jakby po trosze dzieląc tą emocją z całą grupą. Bojowe nastawienie sprzyjało w tych okolicznościach. Trzeba było działać szybko i zdecydowanie.
- Takich mi trzeba! Takich kompanów mi trzeba! - powiedział pierwsze zdanie, a drugie niemal wykrzyknął. Część mniej rozgarniętych knurów wydała dźwięk ze swych paszcz.
- Gbhurze czas nagli. Decyduj. - tym zdaniem mógł wprawić w zakłopotanie Wszystkich, bo mogli nie wiedzieć o co chodzi.
- Ugość nas i powiedz Co wiesz o Grzybiarzach, a my w zamian podzielimy się jadłem i ruszymy za zbiegiem. Może nawet zostawię ze trzech naszych by pomogli wam odbudować zapasy i relacje między naszymi klanami.
Gweek miał też inne zadanie dla ochotników, którzy chcieli by zakosztować chwili spokoju u Ghbura o ile się rakowi znajdą. Mieli oni szerzyć prawdę, jaka ona by nie była o Nurrze, jej klanie i Gweeku w okolicznych społecznościach, by nie powtórzył się więcej ten proceder. Dobrze by było mieć uszy i oczy w terenie. Mapa wymagała dopracowania... Jak wiele osad przyjdzie im jeszcze odwiedzić przed spotkaniem i konfrontacją z okrytymi złą sławą pobratymcami.

Ghbur byłby głosem rozsądku stopującym zapędy Nurry, kimś kto zna realia mniejszych osad i kolejnym poplecznikiem w zbliżającej się Radzie. Ale to wymagało prostej deklaracji. Albo jedzie na tym samym grzbiecie co Gweek albo idzie pod prąd, by zostać przezeń porwanym i zapomnianym. Annały historii czekały, by je później opowiadać i przekazywać dalej przez niezliczone pokolenia.

Słowa mają dużą siłę, są dźwignią myśli, a źle położona może wysadzić w powietrze lub ruszyć nie te głazy co trzeba. Rywalizacja jest dobra. Zdrowa i umiarkowana. Zasiał ziarno, a gdy wyrośnie - będzie musiał zmierzyć się z tym, jakiego gatunku chwasta będzie musiał wyrwać lub który piękny kwiat pielęgnować. Mobilizacja została ogłoszona i chyba nikt szybko jej nie zatrzyma.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Grzybiarze

Postprzez Mistrz Gry » 18 Sty 2020, o 22:39

Grzybiarze.
Na samo słowo Gbhur zachrumkał bardzo niespokojnie, wręcz z jakimś wewnętrznym strachem.
- To banda padalców. Niebezpiecznych... Bardzo... Chodźcie - machnął ręką niezbyt gustownie, acz zrozumiale. Idąć Gweek wyjaśnił, że potrzebuje ochotników, dość bystrawych na to zadanie. Wieść rozniosła się po kompanii.

Niewielka osada, jeśli te kilka chat na krzyż można było tak nazwać, wyglądała bardziej niż żałośnie. Między budynkami było błoto, które łatwo można było pomylić ze sraczem. Wielu spało opartych bokiem o zewnętrzne ściany szałasów. Ci najmniej szczęśliwi zwyczajnie leżeli w błocie, leniąc się pospolicie. Wracającego Gbura zatrzymała rozlatana grupa nieokrzesanych małych i nagich prosiąt.
- A już do matki! Późno! - nakrzyczał i dzieciarnia zwiała.
- Grzybiarze... to połowa tej osady - kwiknął cicho, co tylko Gweek usłyszał zrozumiale.
- Mogę wskazać którzy - dodał, wnet ręką machnął na płytkie torfowisko, gdzie było jeszcze wolne miejsce
- Rozgośćcie się! Jest nawet ciepło! - zawołał do Gweeka jak i do jego wojaków
- I podzielcie się jeśli łaska - przypomniał się pokornie, wspominając o jedzeniu. I nim Wódz-W-Boju odpowiedział, w tle rozgorzała jakaś aferka. Knury były żądne krwi. Wrzało im w głowach od kilku rzeczy. Walka za wodza, walka z podłymi Grzybiarzami i walka o Kofburg, a i ktoś miał odstąpić boku wodza, by wypełniać jakieś podrzędne zadanie, na ochotnika. Każdy chciał być przy wodzu. przelało czarę i co poniektórzy byli żądni krwi, chcieli udowodnić swoją wartość przed rywalami tu i teraz, nim przez przypadek zostaną wybrani do pomniejszej fuchy. Najsilniejsi presją znajdą ochotników
Znalazło się dwóch co chcieli się sprawdzić, zaraz to w błocie stanęli z toporami i niemały krąg się zrobił w okół nich.
- Kofburg będzie tylko moja padalce!!! Kto śmie kwiczeć inaczej niech staje do walki, to go porąbię na kawałki!!! - zaryczał wyzywająco na całą dżunglę
- Patrz tutaj ślepaku, gówno jest tylko Twoje zaraz sobie to wyjaśnimy!!! - znalazł się i ochotnik. Tłumek zaczął wiwatować. Stanęli na przeciwko siebie, mając się rzucić sobie do morderczej walki, kiedy to myśl o Gbhurze i jego informacji na temat Grzybiarzy utknęła w głowie Gweeka. Ponad połowa wojowników była zaaferowana walką i konsekwencjami jej, a tylko druga połowa zachowała czujność i bacznie obserwowała otoczenie.

Nie tak szybko z tej wioski wyjdziemy.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Grzybiarze

Postprzez Gweek » 27 Sty 2020, o 22:12

Złe wieści już na wejściu zwiastowały to, czego mógł się spodziewać po mizernej osadzie, jakich wiele rozsianych jest po okolicy i ukrytych przed oczami patrzący. Pojedyńcze, nic nie znaczą dla dużych klanowych społeczności, aspirujących do władania wielkimi połaciami nieprzebytej dżungli, jej okolic i terenów podległych. Zebrane grudki do kupy i wypalone, utworzą coś naprawdę trwałego, choćby zwykłą cegłę użytą do budowy kolejnych domostw. Osobno nie znaczą nic. Razem mogą osiągać wiele. Ale na to potrzeba było czasu, którego brak zaczynał doskwierać Gweekowi. Docelowo miał ruszyć na " wyjaśniający podbój " na końcu "znanej" części dżungli.

Brud, smród i ubóstwo. To rzucało się w oczy niemiłosiernie. Tak jak i pospolite lenistwo. Pewnie wódz chciał coś z tym zrobić ale... No właśnie. Albo osada jest przegamorreaniona albo... niechciani goście zawitali tu wbrew woli mieszkańców. Miało to się niebawem wyjaśnić. Niepokojące słowa dotarły do ucha jednookiego. Obaj wodzowie podzielali to samo zdanie na temat zmory tej planety. Bandy rzezimieszków grasowały bezkarnie, mordują, grabiąc, panosząc się i pasożytując na uczciwych mieszkańcach. Takich jak tu widzi. Jawna kpina lub tolerancja tego stanu rzeczy. Może właśnie tak żyją normalni mieszkańcy tej planety?

Nim dotarli do wolnego i wskazanego miejsca na odpoczynek i szybki posiłek , wybuchła bitka.
- Wygrany nosi trupa! - tylko tyle zdążył krzyknąć Gweek. Nie dałby rady dopchać się na sam środek kręgu i uspokoić tłum. Jedno zdanie powinno dać im do myślenia i całej reszcie. Na konsekwencje przyjdzie pora. Zbliżały się krwawe czasy i bylo to czuć w powietrzu.

- Jadło tylko czeka na przygotowanie. Wskazałbyś mi kilku, którzy gotują we wiosce najlepiej. - zaakcentował pierwszy wyraz, nawiązując do wcześniejszego, cichego monologu gospodarza. Podał też Ghburowi swój własny przydział pociętego i ususzonego mięsa w obu sakwach na sznurku. Najlepszy kąsek i szacunek należał się osobie, która miała lub mieć powinna największą władzę w tym miejscu. Sakwy zaś zazwyczaj wisiały przewieszone przez szyję, nie krępując ruchów wędrowca.
- Zanieś to swojej matronie. Usypia pewnie dzieci. I opowiedz, kto przyszedł. I po co. - jeśli miało się coś dziać, lepiej żeby mieszkańcy chronili swoje rodziny. Lepiej nie mieszać ich w spór między bandą gotową do bitki pod byle pretekstem. Drugą połowa wojowników - tych czujnych - bardziej wymagała dyscypliny i uwagi niż zajęci rozładowywaniem emocji Ci, ktorzy byli bardziej podatni na manipulację znaną też sugestią.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Grzybiarze

Postprzez Mistrz Gry » 16 Mar 2020, o 19:46

Gweek napisz posta zamykającego sprawę z grzybiarzami. Pokojowo albo wpierdolowo jak lubisz. Pamiętaj, że inne klany patrzą i oceniają. Jak skończysz prowadź Gweeka to Wulkanu na spotkanie z Nurrą
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Grzybiarze

Postprzez Gweek » 24 Mar 2020, o 20:46

Wskazywani przez lokalnego włodarza gamorreanie niechętnie i z ociąganiem stawiali się do pomocy. Widocznie ciężka lub uczciwa praca im nie służyła. Pierwszych dwóch faktycznie przyszło pomóc. Zaspani i uzbrojeni w dużą,
drewnianą łychę, tasak i nóż do krojenia warzyw, mieli nawet tarcze z głębokich misek i kilka o dziwo metalowych sztućcy. Trzeci z siekierą, widocznie mniej rozgarnięty, poszedł jak gdyby nigdy nic narąbać drwa na opał. Kolejnych trzech wyrosło niczym pleśń, za chatami - szałasami, mierząc z blasterów adekwatnych rrozmiarami do ich postury, a aparycję mieli groźną. Z pozoru leniwi i bezbronni mieszkańcy szybko zamienić mieli się w groźną bandę uzbrojoną w topory. Jeden miał miecz zwany potocznie półtorakiem, wykuty z jednego kawałka durastali. Połapali się oni w zastosowanym fortelu, na prędce uzbrajając i przygotowując do potyczki.

Krzyk i doping dla dwójki walczących narastał. Zniecierpliwienie i napięcie między Grzybiarzami, a wojownikami rosło równie szybko co wrzawa kibiców. I nagle nastała cisza. Jeden z walczących padł martwy.

- Boicie się nas? Przecież was nie zjemy. - niezręczną ciszę przerwał Gweek, a po nim jęki zawodu i ciche rozmowy widowni, niczego nie świadomej.
- Gadaj po coś przyszedł. - zza zwartego szeregu dobył się śpiewny głos Hozzrorka.
- Dać wam szansę na normalne życie. Wybaczyć i zrehabilitować w oczach waszych bliskich.
- Niby jak? Wszyscy wiedzą, żeśmy Grzybiarze. Raz wygnani, mamy tułać się po dżungli do końca naszych dni. Nie ma powrotu i dobrze o tym wiesz. Czeka nas jedynie śmierć z powodu chorób, głodu lub gdy ktoś nas wytropi i zaskoczy.
- Poddajcie się. Każdy z was wyzna po kolei wszem i wobec, co złego uczynił przed wygnaniem i po nim, aż do teraz. Mieszkańcy tej wioski zdecydują co z wami zrobić.
- Chciałbyś.... I łżesz jak twoja stara. Wolimy zginąć w walce niż dać się wyrżnąć w pień.
- Przerwałeś mi, a tego nie lubię. Drugiego razu nie będzie. Obiecuję wam, że nikt z was nie zginie. , na... na moje sprawne oko.
- Gweek nie miał pomysłu na złamanie trwającego impasu, ale mowa o uzbrojeniu mogła być punktem odniesienia.
- Dobrze, zatem broń zatrzymajcie, ale ją opuśćcie. Ghbur wybierze z was tych, którzy odpokutują swoje czyny ciężką pracą na rzecz tej wioski. Macie się go słuchać, a kiedy uzna za stosowne - puści was wolno. Nie będziecie wtedy już Grzybiarzami. Reszta zaprowadzi mnie do Zumba. Prosto do jego obozu i zdecyduje o swoim losie. - wskazał wolną ręką rozchodzący się tłum.
- Macie mało czasu do namysłu. Proponuję abyście się rozeszli i dali mi znać nim skończę jeść.

[TAB]20[TAB] Kilka dni później.
- Wy durnie! Doprowadziliście ich prosto do naszego obozu. O to mu chodziło, nie kupujecie? Imbecyle... powbijam was na pal. - darł się rozwścieczony Zumb. Za namową swojej matrony, zaczął przygotowywać pułapkę. Za późno było na zwinięcie bazy wypadowej i zatarcie wszelkich śladów bytności tak licznej grupy.
Marny los spotkał Hozzrorka i jego kompana, nie warty nawet wzmianki w tej części opowieści.

Tymczasem nikt nawet się nie spostrzegł, gdy dwójka uciekinierów dała dyla do dżungli w środku nocy. Trzech miało zostać we wiosce, z racji niskiej szkodliwości czynów dla mieszkańców. Mogli w niej zostać. Kolejnym argumentem pewnie było to, że mieli tu rodzinę. Ten był bratem tego, drugi dalekim kuzynem wodza, trzeci zaś piątą wodą po kądzieli - czyli krewnym od strony Sahli (matrony osady). Pozostałych pięciu nieufnie przyznało się do bycia Grzybiarzami. Mordowali, plądrowali i ...palili. A gdy była możliwość to i gwałcili na zmianę, aż do śmierci pechowej istoty. Dołączył do nich porywczy Abarogg zwany Ab'em. Wygrał walkę lecz uśmiercił swego rywala. Od dziś miał być liczony w poczet Grzybiarzy. Srogi werdykt, ale sprawiedliwy. Nie miał czasu na wyjaśnienia czy pobłażanie niesubordynacji w swoich szeregach.
- Jak zamierzasz nas ochronić przed gniewem swoich wojowników? - zapytali Gweeka.
- Jestem jedynym gwarantem waszego dalszego żywota. Poręczyłem za was i jeśli zginę, to i wy padniecie. Więc radzę trzymać się mnie blisko i macie nie dopuścić, aby włos z mej łysej czaszki spadł. Zrozumiano? - kiwnięcia głowami wystarczyło, aby zbliżyć ich do siebie, a jednocześnie oddalić część wiernych mu do tej pory pobratymców. Zasady były proste. Mieli go doprowadzić do celu i później zdecydować o swoim losie.

Najedzeni i wypoczęci mogli podjąć pogoń za dwójką zbiegów. Kilka godzin różnicy między grupami wystarczyło, aby skutecznie śledzić Grzybiarzy. Dystans powiększył się znacznie, ponieważ szóstka
ekswygnańców niosła ciężko rannego i nieprzytomnego koleżkę. Uratowanie go od śmierci miało też ukryty zamysł. Nie robiło to większej różnicy dla piechurów, bo zostawiany ślad był wyraźny jak płomień pochodni w środku nocy. Sytuacja zmieniła się w momencie, gdy wieczorem spadł ulewny deszcz. Ciężar wyczucia kierunku i prowadzenia grupy spadł na pechową siódemkę . Nie mogli narzekać na złe traktowanie prócz gniewnych spojrzeń i rzucanych po cichu przekleństw i gróźb w ich kierunku.

Marsz trwał nieprzerwanie 4 dni. Dodatkowe osoby i forsowny marsz konsumował dodatkowe porcje jedzenia. Mniej obciążeni szli szybciej, choć przedzieranie się przez gęstwiny roślinności utrudniało przemieszczanie. Drapieżniki nawet te największe dwa razy zastanowiły się by czmychnąć przed liczną i głośną grupą. Zostawiała za sobą jedynie zdeptane rośliny i połamane gałęzie. Rana zadania dżungli szybko się wygoi.

Zumb ciężko myślał cały dzień i pół nocy jak to rozegrać. Napaść na Gweeka pełną mocą czy może zasadzić się gdzieś po drodze na idących wędrowców. Przyjąć go w obozie i rozstrzelać na oczach wszystkich? Bronić obozu i nie dopuścić by przemówił? Może pochwycić jak zwierza delegację i szantażować resztę by się poddała? A co będzie jak przyśle tu tych wszystkich obcych ? Moze dogadał się z ludźmi w Nielegalnym Mieście za moimi placami? Albo co gorsza z huttami? - Te i wiele innych pytań i implikacji przyszłych wydarzeń nurtowało wodza Grzybiarzy.
- Wysłać wszystkich zwiadowców w teren dookoła obozu. Macie ich znaleźć nim dotrą do nas pierwsi. Komenda została wydana i nie minęło kilka godzin, aż pierwsza grupa zameldowała o kontakcie. Druga grupa potwierdziła to, co mówiła pierwsza. Idą z kilku kierunków. Grupami mniejszymi lub większymi. Nie dali się sprowokować, jakby chcieli, by ich wykryto.
Nie mniejsze bylo zdziwienie szeregowych Grzybiarzy, gdy do obozu przyszła trójka wojowników i jeden ciężko ranny niesiony na noszach z dwóch gałęzi i grubego koca.
- Gweek nas oszczędził i obiecał wolność w zamian za doprowadzenie tutaj. Mówił też, że od dziś już nikt z nasej czwórki nie jest Grzybiarzem i może wrócić do dawnego życia. Przyszedł w pokoju i czeka na skraju obozu. Prosi o rozmowę, której nie dokończyliscie. Zadanie zostało wykonane lepiej, niż podejrzewał jednooki. Został zaproszony na audiencję. Wiedział też jak to może się skończyć.

Widok obdarzyć że skóry i nabitych na pal gamorrean mroził krew w żyłach. Odcięte knurze głowy zdobiły front palisady, rozwleczone i zasuszone jelita robiły za drut kolczasty na ostrokole, zwieńczony drewnianą i okutą durastalą bramę . Dobrze, że wziął tylko trzech swoich ze sobą, Ab'a i dwóch ekswygnańców. Reszta miała czekać lub wrócić w pośpiechu do Wulkanu, jak tylko sprawa zacznie się paprać. Bez oglądania się wstecz i chęci wzięcia odwetu za umiłowanego wodza. Na to miał przyjść jeszcze czas.

Przekraczając ufortyfikowane mury usypane z ziemi i drewna zostawił za sobą ukryte wilcze doły, dostrzegł kilka wieżyczek strzelniczych i okopanych pozycji w różnych punktach wewnątrz bazy. Na jej środku stał stary Zumb z zastępem dwudziestu ciężko uzbrojonych, pieszych wojowników i czekał, aż Gweek znajdzie się w środku wyznaczonego pola ostrzału. W odwodzie zostały kolejne dziesiątki zaprawionych w boju odrzutków, gotowych zmieść tak mały oddział. Gweek tylko się ujawnił, że go będą wszyscy dobrze słyszeć i zaczął mówić. A mowa ta skierowana była do ogółu.
- Jesteście Wolni Grzybiarze. Tak was zwą. Powiem wam jako ten Wielki Wódz, Gweek Nie-z-Tego-Świata czym ta wolność jest. Brakiem honoru i strachem. Brakiem wyboru i ucieczką. Ścigają was, aż wszystkich wybiją co do jednego. Prędzej czy później czeka was śmierć jak tych, co na palu wiszą. A ja przyszedłem to zmienić. Trzy lata służby u mego boku i będziecie naprawę wolni, bogaci a niektórzy nawet sławni. Wystarczy tylko... zabić Zumba i jego doradców. Obiecuję ... - zdanie zostało przerwane wystrzałem z potężnego blastera i nie miało nigdy zostać dokończone. Zielony bolt przemknął małą odległość między jednym wodzem, a drugim. Smuga rozlanej plazmy zatrzymała się niemal na wyciągniętej do przodu ręce Gweeka. Urządzenie przestało cicho szumieć. Wiązka usmażyła obwody, przeciążając tarczę energetyczną. Drugi strzał został zatrzymany przez zaokrąglony kawał durastali, za którym się schował. Hozzork strzelił Zumbowi w plecy i tak rozpoczęła się kanonada. Przyboczni Gweeka zasłonili go własnymi ciałami, samemu próbując się schronić za marną osłoną przed latającycmi pociskami.

Kilka komunikatorów zaczęło naraz nadawać na szerokim paśmie. Otwarty kanał niósł basowy głos w jedną stronę tak daleko, jak tylko zasięg urządzeń pozwolił.
- Wolni Grzybiarze mają nowego przywódcę. Surowego, ale sprawiedliwego. - tutaj zrobił dłuższą przerwę.
- Ja, Gweek, powołuje do życia Wielką Armię. Od dziś zwać nas będziecie Splamionymi. Zaprowadzimy pokój na naszej planecie. Będziemy bronić ją przed najeźdźcami i wpływami obcych. Koniec z bezkarnymi mordami, grabieżami czy innymi haniebnymi czynami z naszej ręki. Każdy, niezależnie od przeszłości może do nas dołączyć i zacząć życie od nowa. Obiecuję wam w zamian za trzyletnią służbę - powrót do rodziny, klanu czy miejsca z którego został wygnany jako naprawdę wolny Gamorreanin. Bogatszy, a może i nawet sławny. Równo będziemy dzielić zarówno niedolę, głod jak i zdobyte dobra. Nie będzie lepszych czy gorszych. Będziemy jedną Wielką Armią. - tutaj zrobił kolejną przerwę.
- Kto zaś podniesie na nas rękę - straci ją, wypowiadając nam otwartą wojnę. Będziemy bezstronni w sporach między klanami i nie ingerować w decyzję i obrady Wielkiej Rady Starszyzn Klanowych. Dopóki żyję, ta deklaracja jest wiążąca.
Czekam siedem dni na ochotników. Niedobitki Grzybiarzy będziemy tropić i zabijać, aż ich plaga zniknie na zawsze. To nasza pierwsza misja. Mówił Gweek.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Grzybiarze

Postprzez Mistrz Gry » 3 Kwi 2020, o 18:04

O Gweeku zaczęto mówić coraz więcej. I coraz dalej zaczynała sięgać jego chwała. Niewiele czasu było potrzeba by jego imię obiegło całą planetę. Niczym reakcja łańcuchowa nastąpiło rozszczepienie materii gamorrean przy jednoczesnym wyzwoleniu wielkiej energii. Wszędzie gdzie trafiał neutron imienia Gweeka następował podział. Ci co chcieli nowego porządku rzucali wszystko z dnia na dzień i ruszali na spotkanie z Jednookim Wojownikiem z Gwiazd. Ci co opowiadali się za starym porządkiem woleli nie wychylać się i zbierali się w grupy niepewni swego losu. Gweek był symbolem nadchodzącego wyzwolenia i nadchodzących problemów. I jedni i drudzy wyczekiwali jego nadejścia. Czy to na półkuli północnej czy południowej, czy to na wyspach czy na kontynentach, miastach czy terenach leśnych. Wszyscy czekali.

Oczekiwanie zawisło nad planetą niczym gęste muchy nad wielodniowym truchłem. Nie dało się od niego odpędzić. Co gorsza. Odczuwały go nie tylko gamorreanie. Huttowie i Imperium też było niepewne tego co mogła by przynieść przyszłość.

Gweek od tego momentu ciągniesz opowiadanie dalej. Ważne: wracasz do wulkanu bo wzywa Cię nurra. Post kończysz gdy obok Twojego obozowiska ląduje transportowiec, który znasz: Skyrunner. Z jego pokładu schodzi między innymi IG87F i Jaina Solo. Przygotuj scene pod rozmowe z nimi
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Grzybiarze

Postprzez Gweek » 18 Kwi 2020, o 22:43

Pierwsze strzały, zdrada i śmierć wieloletniego przywódcy była tylko długo wyczekiwaną okazją i pretekstem do wyrównania rachunków wśród najgorszego sortu Gamorrean jakich tylko można było spotkać w galaktyce. Wymierzano własną sprawiedliwość poprzez zadawanie śmierci mierzonymi strzałami lub brutalną walką na topory. Większość z neutralnych Grzybiarzy rozproszyła się na boki, robiąc miejsce walczącym. Bali się i chowali Ci, którzy mieli z kimś na pieńku. Na chwilę zapomniano, po co się niemal wszyscy zebrali akurat tutaj. Czystki trwały w najlepsze.

Gdy wystrzały ucichły, Gweek z trudem wygrzebał się spod trzech ciał i dwóch jęczących kompanów. Sprawnym okiem rozejrzał się po pobojowisku. Smród spalonej skóry i włosów unosił się jak mgła nad mokradłem. Jęki przypadkowych ofiar w dodatku ciężko rannych, wołających o pomoc, nikły w zgiełku pojedyńczych walk. Spora grupa wojowników otoczyła jedną z kamiennych budowli . Co mądrzejsi rozkradli siedzibę Zumba i czmychnęli z obozu, a Ci mniej rozgarnięci utknęli w skarbcu, próbując wynieść nieporęczne dobra, przydybani przez resztę kompanów. Gdyby nie interwencja nowego wodza i wizja równego podziału całego majątku Grzybiarzy, śmierć poniosłoby więcej knurów. Pierwszy rozkaz nowego wodza traktował o pomocy rannym, a drugi mówił o trzymaniu straży przy ich wspólnym majątku, aby nic więcej nie zginęło. Trzeci zaś o zebraniu się przy kotle i ognisku.

Wszyscy, bez protestów pomagali szykować jadło. Stłoczeni, na środku mlaskali ozorami i słuchali co ma im do zaproponowania Nowy. Bo taki dostał przydomek.
- Podzielicie się na grupy po dziesięciu, czyli po tylu, ile macie palców u obu rąk, jakby kto nie wiedział. - Gweek zauważył, że niektórzy mają niekompletne kończyny i że pełnych dyszek nie skompletuje. Za dużo było gęb, żeby każdej z osobna wysłuchać.
- Wybierzecie jednego, który będzie za was odpowiadał. Z nimi wszystko ustale, a jak kto chce, może słuchać z boku. Nie mam przed wami tajemnic. Całe popołudnie trwały podziały i rozmowy. Nadarzyła się sposobność ugrania czegoś dla siebie. Pierwsze stanowiska liderów grup miały być obsadzone .

Zdecydowano szybko zamknąć na głucho obóz, aż do czasu wyklarowania obecnej sytuacji, oczekiwań wobec Grzybiarzy, podziału ról i obowiązków. W pierwszej kolejności dokonano inwentaryzacji majątku i reszty dobytku. Dotychczasowe dobra "indywidualne" zostały zachowane przez tych, którzy przeżyli, natomiast zmarli zasilili fundusz wspólny, ten do podziału oczywiście.
Na pytanie "Czym będziemy się teraz zajmować?" - Gweek odpowiadał: Tym samym, co do tej pory. Tylko legalnie. Armia jaką próbował stworzyć, polegać miała na dyscyplinie, trenownaniu, czekaniu i żegnaniu zagrożeń, gdy takowe się pojawią. Lub gdy wódz i jego doradcy uznają coś za niebezpieczne.

Dobra ruchome i łatwe do podziału były tylko podpuchą. Dzielenie majątku przez Gweeka polegało na oddawaniu dużych obiektów jak domy, budynki czy szałas na cały oddział. Przywiązanie do miejsca było ważniejsze niż do samej rzeczy. Nie dało się jej wynieść czy łatwo zdemontować i przenieść. Zmiana mentalności z wędrownej na stacjonarną wymagała czasu. Dbanie o mienie indywidualne było zawsze wyżej cenione niż o ogółu i w dodatku mocniej bronione.

Wśród mieszanej społeczności znalazł się nawet jeden umiący czytać i pisać. Toggrhok ze znamienitego kiedyś klanu Khuda - wojowników z łańcucha górskiego o tej samej nazwie. Zastanawiające było to, kiedy i jak tu trafił. Bardziej osobisty niewolnik Zumba niż pełnoprawny wygnaniec. Chudy i ze źle zrośniętymi kośćmi obu rąk. Wykręcona nieco lewa ręka w barku i prawa ze zgrubiałym przedramieniem. Kulawy, o jednej nodze wyraźnie krótszej i wyniszczony złym traktowaniem, ale o bystrym umyśle i złowrogim wzroku. Jego zadaniem było spisać całą armię . Imię delikwenta, klan z którego się wywodził i oddział do którego teraz przynależy. Zmarłych też miał odnotowywać i oznaczyć przy pochówku, który nastąpił dużo później.

Drugiego dnia omawiano zasady współżycia między grupami, opracowując swoisty regulamin lub też kodeks, który każdy miał znać i stosować się do wytycznych tam zawartych. Uzgodniono wydawanie dwóch posiłków dziennie i porcji alkoholu co trzeci dzień, wieczorem . Kolorem dominującym pancerza została krwista zieleń. Pospolita barwa i łatwa do uzyskania. Brązowe czy też skórzane dodatki uznano za bardzo wskazane.

Trzeciego dnia dokonano podziału obowiązków. Jeden dzień poświęcony miał być na ćwiczenie walki, strzelania czy zapasów. Drugi na polowanie, gromadzenie żywności lub budulca czy przygotowywanie posiłków. Trzeci na pracę przy naprawach lub rozbudowie obozu, czwarty na kontrolowanie okolicy i patrole, piąty na pilnowaniu strategicznych miejsc choćby takich jak skład żywności - wykopanej jamie w ziemi, o stałej wilgotności i temperaturze czy skarbiec Armijny, zaadoptowany ze zabudowanego z kamieni budynku . Rotacyjnie jeden z członków "dziesiątki" miał pilnować dobytku reszty grupy , do czasu, aż przestaną ginąć fanty i drobne kradzieże odejdą w niepamięć. Szósty dzień był wolnym od zajęć, można było odpocząć lub zająć się własnymi sprawami. Siódmy dzień miał być doskonaleniem rzemiosła. Każdy coś potrafił i mógł nauczyć innych, by po skończonej służbie uzyskać wolność i zająć się uczciwym życiem, mając fach w ręku. Nie wszyscy byli prawdziwymi wojownikami lub snajperami z prawdziwego zdarzenia, toteż przystano na takie warunki. Popołudnia i wieczory na lenistwo w zupełności wystarczą, a dodatkowy dzień tylko uzupełniał harmonogram.

Obóz krył różne miejsca. Zbrojownia z najróżniejszym złomem - podrdzewiałym i czekającym na naprawę armorem i bronią. Dziura w ziemi po kowadle i rozdarty miech. Jako opał służył węgiel drzewny, którego był ewidentny brak.
Warsztat z różnym sprzętem elektronicznym służącym za części zamienne lub kurzący się, bo nikt nie potrafił go naprawić. Przytargane elementy z maszyn zestrzelonych lub rozbitych maszyn złożono na stosy. Stary generator bez paliwa stał i czekał, by oświetlić ciemnozielonoskórych Gamorrean.
Zalążki bimbrowni i zniszczonych beczek. Ruina większa niż pierwotnie się wydawało. Potłuczone szklane gąsiory, aparatura z poskręcanych metalowych rurek pewnie nie działała. Kilkadziesiąt bukłaków samogonu było na swoim miejscu.
Otwarty namiot ze stołem pośrodku służył za lecznicę i lazaret. Kilkunastu ciężko rannych dogorywało, czekając na zagojenie się ran. Po ziołach leczniczych też nie było śladu.
Pośrodku całego obozu był pusty plac, idealny na punkt zborny. W przyszłości miał być tu zalążek wymiany dóbr przez mieszkańców. Do zrobienia było zdecydowanie za dużo jak na tak krótki czas.

Czwartego dnia nadano komunikat i powołano do życia twór, zwanym Armią. Pierwsze dni miały być decydujące o sprawności całej machiny wojennej. Uzupełniono w pierwszej kolejności zapas żywności, konserwując ją na różne sposoby. Spierano się o to czy mięsiwo suszyć, zasolić czy wędzić. Gweek był za suszeniem, ale to obróbka termiczna była praktyczniejsza w warunkach klimatycznych Gamorr. Od pierwszego dnia dezerterzy zbierali się by zobaczyć "Nowe Porządki " na własne oczy. Nie dowierzali, że może być "inaczej" za Nowego wodza. Od razu wcielano ich w trybiki nabierającego pędu organizmu. Kolejne dni od komunikatu zwiastowały wizją głodu i nędzy. Kolejne dziesiątki zaprzęgano do pracy przy budowaniu schronień i zaopatrzeniu w żywność rosnącą populację. "Fortel dziesiątek" zaczął obowiązywać też Liderów grup. Mieli spośród siebie wybierać po jednym, tworząc kolejny szczebel dowodzenia. Jako doradcy Gweeka doglądali postępu prac i pilnowali dyscypliny. Nie obyło się bez pomruków niezadowolenia. Nierobów pierw pozbawiano posiłku. Kolejnym krokiem było odebranie wolnego dnia. Odpowiadał cały oddział, nie zaś winny gamorreanin. Zmobilizować miało to całość do wspólnej pracy i ustawienie niesfornych do pionu. Był jeden wyjątek, kiedy to Gweek ściął niepokornego lidera bo nie chciał się podporządkować i podburzał całą grupę do sabotowania nowego ładu. Oddział zamknięto na trzy dni w klatkach z durastali. Tak powstało więzienie i areszt ulokowany przy głównej bramie. Publiczne wystawienie na kpiny i żarty. Później rozdzielono więźniów do innych grup i stale obserwowano.

Gdy przestrzeń nad drzewami rozniosła się elektronicznym głosem , chwilę później odezwał się komunikator Gweeka. Nie omieszkał on odebrać ponaglającego połączenia od jego matrony i jednocześnie małżonki - Nurry.
- Coś Ty odpierdolił? Na łeb upadłeś czy znowu grzyby żarłeś? Twoi wojownicy dawno wrócili, a Ty znikasz i się znowu wodzem mianujesz. Prywatną armię za moimi plecami tworzysz? Za ile dni wrócisz? - od razu gruby pojazd po racicach dostał, nim zdążył się odezwać.
- Za kilkanascie dni. Może szybciej. Jutro o świcie ruszam w drogę powrotną. Wytłumaczę Ci wszystko na miejscu. - Nie była to prawda, ale rudowłosa nie musiała o tym wiedzieć. Poczeka tydzień, wybierze swojego zastępcę lub nawet dwóch i ruszy w teren protestem poszukiwania miejsca bliżej Grzybich Jezior. Zdecydowanie pasowało Gweekowi przesunąć część sił bliżej stabilnego źródła wody pitnej i pożywienia.

Dziesięć istot ruszyło przez gęstwinę niezbadanych mroków dżungli na ojczyźnianej planecie gruboskórnych Gamorrean. Długa i wyczerpująca droga przed nimi, choć i tak Gweek bał się o swoje życie bardziej niż kiedykolwiek. Najbardziej w nocy - gdy spał lub jadł najróżniejsze smakołyki tutejszych stron takich jak pająki wielkości pięści lub trujące węże mogące powalić bez problemu dorosłego osobnika, a nawet kilku i to jednym ukąszeniem. Dni mijały szybko na marszu, noce na warcie i odpoczynku. Gdy pierwszy raz ujrzano z daleka wygasły Wulkan, przyspieszono kroku. Powiększający się obiekt z każdą godziną był jak wystrzelona w niebo brązowa bulwa. Zbliżał się wieczór i tylko jeden dzień drogi dzielił mieszankę wybuchową, jaką stała się dziewiątka weteranów, osobista ochrona wodza i jednocześnie jego gwardia honorowa . Reprezentacyjny oddział Splamionych, osobiście skompletowany z ochotników w celu pokazania siły, jaką się niewątpliwie stali. Skrytobójca, gwałciciel, ludojad, szaman, pseudo uzdro-truciciel, wybuchowy Wagorr z niewypałem termodetonatora w ręku, strzelec Obrro - ponoć najszybsza strzelba na planecie, nosiciel dziwnej odmiany grzybów niszczących skórę, zwany Trędowatym no i przewodnik, mówiący zagadkami. Istna elita, śmietanka budząca postrach u postronnych pobratymców.
Obóz rozbito, wystawiając straże. Słońce Opoku chyliło się nisko nad koronami drzew, gdy coś zbliżało się w ich kierunku. Ewidentnie leciało wprost na nich. Ogień zgaszono natychmiast, ogłaszając alarm. Uniesione w górę lufy mierzyły do stalowej konstrukcji. Rozproszeni między drzewami czekali na sygnał, który nie nadszedł. Maszyna wylądowała kilkadziesiąt metrów od nich, na małej polanie. Gweek poznał maszynę i kazał ruszyć jej na spotkanie.

Trap się powoli opuszczał, na wprost zaczajonych w zaroślach zakapiorów. Pierwsza zeszła maszyna. Jej układ chłodzenia dopiero się rozpędzał. Obwieszona bronią - jak na wojnę - wycelowała w dwóch najbliższych. Jej czerwone światło biło nienawiścią ze ślepiów . Za nim zeszła stara kobieta rasy ludzkiej. Uśmiechnęła się delikatnie, kiwając w kierunkach, gdzie byli pochowani.
- Chodźcie, to nasi. - odetchnął Gweek z ulgą, gdy spostrzegł staruchę. Nie widziało mu się stawać w szranki z tym czymś, co zlazło pierwsze. Nie mógł przewidzieć zachowania niepoczytalnej jednostki i wolał się upewnić czy mają atakować czy uciekać. Kolejną sprawą było to, że pomarszczona jak dojrzały owoc baba mogła wejść mu do głowy, a tego nie chciał , wyprzedzając fakt .
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Grzybiarze

Postprzez Mistrz Gry » 28 Kwi 2020, o 18:32

Gweek stanął przed Jainą Solo. IG87F i sullustianin Garll, jego starzy kompanii jeszcze z czasów ucieczki z Tatooine, stali kilka kroków za Jainą. Droid wydawał się metalicznie niedostępny i wyniośle chłodny, natomiast Garll przyglądał się Gweekowi z zaciekawieniem i uśmiechem na jego małej rybiatej twarzy.
Jaina z kolei przywitała go spojrzeniem swoich przepełnionych mądrością oczu. Choć zmarszczki wokół oczu sugerowały już wyraźnie upływ lat, to jednak jasny blask i moc wylewająca się, z jej spojrzenia robiły na Gweeku piorunujące wrażenie. Poczuł się nagle nagi; z całą paletą emocji i myśli na wierzchu.
- Gweeku. Cieszę się, że widzę Cię w zdrowiu. Myślę, że już czas.. Dokończymy to co zaczęliśmy.
Gramy dialog. Posty nie muszą być duże.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Grzybiarze

Postprzez Gweek » 29 Kwi 2020, o 23:38

Za dawnych czasów z daleka by zamachał do kompanów i cieszyłby się równie mocno co Jaina lecz na zbyt wylewne okazywanie emocji nie było czasu i miejsca. Garll widoczne wydobrzał po stracie niebieskiego przyjaciela, przybrał nieco ciałka i humor mu doopisywał. Ciekawiło go też czy maszyna jeszcze go pamięta. Od pożegnania minęło wiele czasu. O wiele za mało by zapomnieć i o wiele za dużo by chować kły w paszczy.

Spoglądając głęboko w oczy staruszce, mogącej spokojnie zasiadać w każdej Radzie i dorównując mądrością nie jednej istocie, Gweek miał wrażenie, że widzi ona więcej niż by tego sobie życzył. Czuł też, że się kurczy, maleje z każdą chwilą, nie mogąc ukryć się choćby w cieniu najmniejszych roślin. Miała go na talerzu, mogąc wybierać co lepsze kąski z jego mózgu. Przestał też kryć, co go trapi, a miał nie mało problemów na głowie.
- Tak... Raduje się mój krzywy ryj, gdy was widzę. Czas obszedł się z nami łaskawie, choć przybyło obowiązków. Powiedz, co dokładniej masz na myśli.
Knur wiele rzeczy na raz zaczął i mało którą kończył, bo na wierzch wychodziły sprawy ważniejsze lub się inne komplikowały. Teraz stoi na czele Wielkiej Armii, ale nie o to pewnie kobiecie chodziło. Każda pomoc by się przydała, szczególnie osoby tak doświadczonej jak ona. Z drugiej strony pouczać by go miał człowiek, w dodatku na oczach wszystkich w obozie... Wstyd. Wodzowi to nie wypada.
Może o robaliantów i tę ich całą sprawę się rozchodzi? Brakuje im rąk do brudnej i ciężkiej roboty? Nie... Są lepsi , pokroju tego "robotu" co tu stoi i odbija promienie Opoku - dogasającego wieczorem słońca.
Zielonoskóry dobrze wiedział, że chodzi o szkolenie. Mocz miał silny, aszczególnie rano, gdy wieczorem mocno popił. Gadanie bez gadania, wchodzenie do głowy, bycie spokojnym kiedy kipiało w środku. Takie nauki bardzo by mu były na rękę, widząc w nich korzyść. Przy okazji chciał się zapytać czy można wyczuć na węch lub w jakiś inny sposób bestie, które rzekomo wszystkie wybili na Gamorr, podczas bitwy o Nielegalne Miasto. Gdzieś tu się kręcą po planecie inni mąciciele głów, co by mu robotę w odnajdywaniu innych ułatwili. Choćby ten, jak mu tam było? Tafit Tuareg? Fadiw Togur?
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Grzybiarze

Postprzez Mistrz Gry » 30 Kwi 2020, o 14:58

Jaina kiwnęła głową w momencie gdy myśli Gweeka zakręciły się wokół szkolenia i Mocy.
- Tak jest Gweeku. Chodzi o Moc. Ale sprawa jest delikatna. Przejdźmy się.
I nim Gweek zdążył zareagować Jaina położyła mu rękę na ramieniu i skierowała w stronę dżungli. Gweek zdziwił się ile w niej było siły; jej ciało nie zdradzało takiego potencjału. Nawet najsilniejszy z ludzi nie byłby wstanie ot tak przepchnąć rosłego gamorreanina w sile wieku. A tymczasem... szedł właśnie ramię w ramię z Jainą w stronę dżungli. Za sobą usłyszał metaliczny klekot; nie musiał się oglądać za siebie by wiedzieć, że IG87F ruszył za nimi.
- Gweeku wiem, że jesteś zaangażowany w poczynania klanu na Gamorr. Wiem, że bardzo Ci na nim zależy. Na Nurrze. Na Twoich przyszłych dzieciach. Chcę jednak byś go opuścił. Byś zrezygnował z tego co teraz nazywasz szczęściem. Wiesz dlaczego?
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Grzybiarze

Postprzez Gweek » 1 Maj 2020, o 15:00

Gdy tak szedł, poczuł się jak wyrostek, popchany przez jednego ze swoich braci. Nie tak, jak popychadło, ale jak klepnięty przyjacielsko w plecy przez dobrego znajomego.
Gweek nie docenił też wątłego ciała Szefowej wszystkich znanych mu Szefów, od której aż biło energią . W jej przypadku widocznie rosła ona wraz z wiekiem. To wbrew naturze, ale licznik bił nieubłaganie, zbliżając każdą żywą istotę do śmierci, a nie do siły . Szedł i słuchał co ma mu do powiedzenia Jaina. Użyta subtelnie sugestia , że mają się przejść, podziałała. Ale słowa o porzuceniu wszystkiego jakoś nie trafiły w cel.
- Nie wiem. - odpowiedział szczerze. Niby dlaczego miałby znowu wszystko rzucić i się szkolić, jakby nie mógł tego robić choćby tu i teraz. Owszem, dzielenie obowiązków było czasochłonne, ale ćwiczenia mógł robić zamiast innych rzeczy, nie wymagających jego osobistej obecności lub nadzoru. Pomyślał sobie czy nie lepiej było zabrać Jaine ze sobą do obozu armijnego tuż po rozmówieniu z Nurrą. Zaoszczędziłby kilku dni drogi i miałby blaszanego ptaka do dyspozycji, przy okazji zyskując czas na owe szkolenie.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Re: [Gamorra] - Grzybiarze

Postprzez Mistrz Gry » 6 Maj 2020, o 16:43

- Jesteś potężny, Gweeku. Twój fart i bezkompromisowa charyzma porywa tłumy gamorrean. Dlatego nie możesz... albo raczej nie powinieneś tutaj zostać. - Jaina mówiła spokojnie, ostrożnie szukając słów - Sprawy Gamorry zaczynają przyspieszać. A Twoja obecność tutaj sprawia, że to przyspieszenie jest większe niż by to wynikało z.. delikatnych i subtelnych zależności, których nie możemy jeszcze zrywać. Nie powinniśmy, jeżeli nie chcemy w szybkim tempie zciągnąć na siebie uwagi huttów z rodziny Zordo i Imperium. Oni już tutaj patrzą. Ale czekają. Ile jeszcze będą czekać? Nie wiadomo... Ale im więcej gnoju narobimy tym dalej smród poleci, że tak pozwolę sobie, użyć takiego obrazowego skojarzenia. Lud za Tobą pójdzie Gweeku. Ale ten lud chce niszczyć i się mścić. To jest zła droga. Potrzebne jet inne podejście. I Ty To wiesz. W głębi serca czujesz, że trzeba budować. Dlatego rozważ to. Nie przekonam Cię siłą do moich racji. Jesteś na to zbyt doświadczony i rozgarnięty. Ty musisz to poczuć. Głęboko wierzę, że już to wiesz.
Zamilkła na dłuższą chwilę i przez jakiś czas szli w milczeniu obok siebie a jedynym akompaniamentem była praca serwomechanizmów IG87F.
- Nurra doskonale da sobie radę z zarządzaniem klanem i Gamorreanami. - odezwała się - Jest biegła w politycznym fachu. Wiem, że kolejna rozłąka nie jest Ci w smak... Jednak gdy odpowiada się za los wielu, własne chęci i pragnienia odchodzą na dalszy plan.
Po ostatnim zdaniu Gweek wyczuł jej głęboki smutek. Liderka rebelii z pewnością wielokrotnie odsuwała swoje dobro na boczny tor.
- Dlatego Gweeku... Powinieneś zniknąć. Tak by sytuacja okrzepła odrobinę. By zostali przy Was Ci z gamorreanskich sojuszników, którzy chcą budować, a nie tylko niszczyć. Powinieneś przejść szkolenie. I... zbudować miecz. Ty i Twoja przyjaciółka z Tatooine. To nie przypadek splótł Wasze losy na tej pustynnej planecie. Moc w Was się budzi. Śmierć Mirax otworzyła nowy rozdział w historii galaktyki.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Gamorra] - Grzybiarze

Postprzez Gweek » 11 Maj 2020, o 06:43

Szedł i słuchał, oddalając się od reszty towarzyszy. Tych starych i zdawałoby się nowych. Dzielił na partie usłyszane przemówienie, by je przemyśleć.

Słowa o zniknięciu miały sens. Mógłby się zaszyć w głuszy i z daleka obserwować poczynania swoich nowych podopiecznych. Ruszyć w głęboką dżunglę jakby to powiedział innym - "Porozmawiać z duchami przodków." Mógłby też interweniować, gdyby sprawy przybierały niekorzystny obrót. Z własnego doświadczenia i obserwacji zauważył, że czasem wystarczyć pokierować odpowiednio kilkoma figurami na planszy dejarika, by reszta walczyła jak im się zagra. Tak samo miało to miejsce na Gamorr. Wystarczy ściąć kilka głów, a reszta manekinów nie będzie miała dużego wyboru. Przywrócony jeden pionek, tj. Gweek pchnie kolejnego - Nurrę i wszystko pogrąży się w wojnie jakiej ten świat jeszcze nie widział.
- Kto mnie ściga, że mam zniknąć? - zadał pytanie, wiedząc że przeszłość zostawił za sobą, niekoniecznie daleko. Nie pomyślał, że rozgłos źle wpłynie na przyszłość. Powinien od razu używać prawdziwego imienia, odcinając się od dawnych spraw. Taka ponoć galaktyka wielka, a jednak mała upierdliwa jak wrzód na dupie.

Rozłąka oznaczała definitywne opuszczenie planety. Zostawienie tego co zbudowali do tej pory, doprowadzi niewątpliwie do niszczenia i kolejnych konfliktów. Tego chciał uniknąć, ale wiedział też, że może nie mieć wyboru i stać się faktycznie trupem, pozostając na planecie. Zamiast tego wolał zostać duchem na jakiś czas, zamiast ich szukać. Sprawa była istotna skoro osobiście do niego przyleciała taka sława lub po niego. Z drugiej strony był odpowiedzialny za żywych, których wziął pod swoje barki. Kolejne wiążące go tu pęta.

Legenda o potężnym Gweeku żyła swoim życiem, a prawda była zupełnie inna. Łatwo mógł rozstać się z życiem czy to otruty czy poćwiartowany we śnie. Zdradzony czy uduszony bądź ugryziony - na jedno wychodzi. Trup zawsze będzie zimnym trupem. Fart przychodził o dużo za późno, niż by chciał. Pewne rzeczy czuł w kościach. Inni też to czuli, ale słabiej. Szczerze to wolał nawiać niż zastawić zmyślną pułapkę, wiedząc o niebezpieczeństwie.
W czym szkolenie miało mu pomóc? Nie potrafił robić rzeczy niemożliwych, a te, o których wie i je widział - pojmie szybko, jak tylko mu się pokaże lub powie o co chodzi w tych sztuczkach. Dużo lepiej walczył już nie będzie, tak samo z szybkością. Bliżej było mu do piachu niż do narodzin, więc i sam trening nie zajmie wiele czasu.

Dobre zawsze było dobre, a złe - złym. Tego nikomu tłumaczyć nie trzeba. Mając taką siłę, gotową pójść za nim w bój, mógł zrobić wiele dobrego. Wystarczy zniszczyć tych, co życzą źle normalnym gamorreanom. Mścić się nie miał na kim, póki co oczywiście.
Z Ympe-ryjami wolał jakoś się dogadać. Przeboleć jakoś białych ludzi do czasu, aż sami zaczną budować latające potwory. Ślimaki już tu są i się panoszą. Będą płacić za pobyt lub dzielić się przywiezionymi towarami. Zresztą musi być coś na Gamorr, co można drogo sprzedać lub zrobić. Sam myślał nawet o produkcji alkoholu na skalę przemysłową (takie marzenie - osiąść na dupie, zajmując się czymś przyjemnym, a zarazem pożytecznym) i wykupić lub nawet wyrwać siłą ten świat z łap ciemiężycieli, ale na to potrzebował czasu, ktorego obecie nie miał.

Zgadzam się. Tylko pod trzema warunkami:
- muszę rozmówić się z Nurrą i Armią Splamionych,
- szybko tu wrócić i dokończyć, co zacząłem,
- zagwarantujesz Nurze i dziecku bezpieczeństwo do mojego powrotu.


Dalej nurtowała go sprawa budowy miecza. Po co mu on, skoro ma topór? Może chodzi o taki miecz jaki miał kumpel Johnego Dance'a na Tatooine. Kilka dni i by wykuł nawet większy. Dwuręczny, pod wzrost kogoś swojej siły i postury. Brzydka broń i mało wygodna.
Jaina subtelnie nakierowała myśli knura na broń, jaką posługiwał się David Turoug. Gweek wiedząc o przejrzystości głowy i łatwości wniknięcia w nią, poszedł o krok dalej. To on pokazał coś Solo. Wspomnienia walki z czerwonoskórym twi'lekiem oraz miejsce zakopania miecza, którego nie musiałby już budować.
Image

gg 5214304
Awatar użytkownika
Gweek
Gracz
 
Posty: 319
Rejestracja: 13 Sty 2016, o 15:10
Miejscowość: Wrocław

Następna

Wróć do Przestrzeń Huttów

cron