Content

Nieznana Przestrzeń

[Nieznana planeta] - Eden

Image

[Nieznana planeta] - Eden

Postprzez Mistrz Gry » 11 Wrz 2019, o 20:51

Rothescul nie mógł pojąc języka tych istot. W swej wędrówce poznał wiele ras, słyszał wiele dialektów, ale nigdy czegoś takiego. Dźwięki ich mowy były bardzo nieprzyjemne dla ucha. Szorstkie skrzeczenie przyprawiało o ciarki na plecach, za pewnie ich krzyk mógłby przysporzyć o dezorientację, albo ból głowy. Możliwe, że głos służył im za broń, ale nie zdołał się jeszcze przekonać. Całe szczęście w ich kulturze normą komunikacji były szepty, zaś normalna słyszalna mowa była uznawana za niegrzeczną, czy pretensjonalną, zaś podniesiony ton za akt agresji, porównywalny z uderzeniem w twarz u ludzi. To już zdążył zauważyć.

Podczas skoku w nadprzestrzeni, jego statek dosięgła dziwna anomalia kosmiczna. Generatory padły natychmiastowo bez żadnego uprzedzenia, a jego statek został wciągnięty w jakieś siły, które rzuciły okręt w nieważki ruch w jakimś kierunku. Rothescul korzystając z medytacji, starał się przetrwać warunki na statku gdzie elektryka zupełnie padła. Statek powoli wytracał ciepło, a wentylacja nie filtrowała powietrza, kiedy to zabrak poczuł, że statek przyśpiesza. Zaczęła go ściągać grawitacja i tak oto w ten sposób rozbił się o powierzchnię planety-dżungli.
Statek rozsypał się na strzępy, a on cudem przeżył. O tyle miał szczęście, że przeżył upadek, o tyle miał więcej szczęścia, że to była planeta z atmosferą zdatną do oddychania, o tyle miał jeszcze więcej szczęścia, że odnaleźli go przyjaźnie nastawieni tubylcy. To z pewnością był zew mocy. Dotyk przeznaczenia. Co ciekawsze, ten teoretycznie prymitywny lud uznał go za boga.

Teoretycznie prymitywni mieszkańcy, ponieważ o dziwo, nie były to jakieś dzikusy z kijami, biegającymi na golasa. Lud ten był bardzo zagadkowy i w dziwny sposób rozwinięty. Rozwinięty, ale w ograniczony sposób. Mieli opanowane kuśnierstwo, czy tkactwo na niesamowitym poziomie, wykraczającym poza zrozumienie Rothescula. W życiu czegoś takiego nie widział, ani dotykał. Ich stroje i wygląd był urzekający, kunsztowny, piękny, stylowy, estetyczny. Docierał, choć mędrzec zdołał już odsunąć tego typu materialne wartości. Cywilizacja ta z nieznanego zabrakowi powodu potrafiła czynić takie cuda. Materiał ich ubrań był bardzo wytrzymały. Nie dało się go rozedrzeć gołymi rękoma, ani przeciąć ostrym narzędziem. Potrafili też świetnie gotować i otaczali się wszędzie perfumami olejków eterycznych, zapachy wprowadzały harmonię i nastrój.
Gorzej było jednak z całą resztą. Nie znali żadnych stopów metali. Ich bronią były proce, kamienne włócznie, baty, liny i sieci. Te trzy ostatnie wykonane z tego bardzo wytrzymałego materiału. Mieszkali zaś żyli w wielkich piramidach w mieście z kamienia, gdzie budowle z pewnością były stworzone dawno temu i na pewno nie przez te pokolenie obcych. Wszędzie było widać ślady istnienia jakiejś zaawansowanej technologi, choćby w budownictwie. Równe do złudzenia krawędzie budowli i gładka przyjemna w dotyku tekstura, miała na sobie mnóstwo napisów oraz elementów... chyba elektronicznych, jakkolwiek niefunkcjonujących. Miasto było obwarowane pokaźnym wysokim murem. I choć mieszkańcy gotowali na zewnątrz w ogniskach i wyruszali na polowania zwierzyny by coś zjeść za mur, na tyle kończyła się ich prymitywność. Mieli w sobie wiele gracji i szacunku. Wyuczonego, zaszytego dogłębnie w duszę każdego osobnika. Byli niezwykle religijni, a przybysza z kosmosu w jego osobie uznali za boga.

Rothescul jednak jeszcze nie wiedział co to znaczy być dla tego ludu Bogiem, no i też w ogóle jeszcze w taką rolę się nie wczuwał. Póki co z grubsza poznał i zauważył większość mieszkańców Kamiennego Miasta. Kolejna rzecz, która była niezwykła, to fakt, że wszyscy mieszkańcy byli wrażliwi na moc i potrafili z niej korzystać. Pytanie na jakim poziomie. Nie było najmniejszych szans, by zabrak zdołał się z nimi skomunikować za pomocą mowy, czy choćby ogólnie znanych symboli w galaktyce. Tutaj wszystko było kompletnie inne. Na szczęście jego intencje mogły być jasno odebrane przez mieszkańców, a on również mógł dostrzec co oni czuli wobec niego, dzięki Mocy. A czuł głównie dwie rzeczy.
Strach i nadzieję.

Był to właśnie początek drugiego dnia, po tym jak odzyskał przytomność po rozbiciu się statkiem. Umieścili go w komnacie w największej z piramid, po tym jak go opatrzyli po katastrofie statku. Nie było tam żadnych przedmiotów. Kamienna posadzka z wygrawerowanymi symbolami i kilka pochodni na drewnianych stojakach. Korytarze do nieznanych pomieszczeń i jeden bezpośrednio na zewnątrz na główny środkowy plac miasta.
Pierwszego dnia, kiedy to odzyskiwał siły, przyszła do niego dwunastoosobowa grupa tych istot. Niżsi od przeciętnego człowieka, drobniejsi, o szarej gładkiej skórze i o zawsze zamkniętych oczach. Nie widział, by jeszcze podnosili swoje powieki, by na niego spojrzeć, ale z pewnością tak były skonstruowane ich oczy. Posiadali również rozdwojone szpiczaste uszy. Ich równo wyszyte białe szaty, spinały złotego koloru skórzane klamry na srebrne wstążki. Chodzili boso i przynieśli mu kosze z owocami i mięsem oraz misę z krwią. Krew, aż kipiała midichlorianami. Do tego otrzymał zapakowaną w czerwony jedwabny materiał złotą wysadzaną klejnotami tiarę. Z prawdziwego złota rubinów i diamentów. Z przedmiotu biła Moc, z pewnością był to artefakt. Nie wiedział jeszcze jak miało to działać i na co wpływać. Czuł jednak od tego zakręconą niezrozumiałą moc. Do tego leżały tam szaty, widać stworzone by pasowały na niego. Białe z tymi samymi klamrami z tą różnicą, że na szacie był gdzieniegdzie wyszyty symbol. Jakiś zawijas przypominający symbol słońca.
Gdy już otrzymał równo położone przed nim podarunki. Grupa oddała mu hołd, korząc się przed nim i modląc do niego. Wnet odeszli i przyszła kolejna grupa. Też w białych szatach. Potem trzy grupy w czerwonych szatach i następnie niezliczone grupy w czarnych. Oddawanie mu hołdu zajęło cały dzień. Grupy różniły się od siebie. Biali wydawali się być spokojniejsi, czerwoni mieli w sobie mnóstwo agresji i czuć było od nich ciemną stronę, czarni zaś zwyczajnie się go bali, panicznie. Jak ledwie ruszył się by sięgnąć po owoc, kilku się przestraszyło i uciekło. Jak chciał coś powiedzieć, Ci jeszcze bardziej się korzyli, jakby chcieli tylko oddać mu niezbędną cześć i uciec z tego miejsca do domu. Nie chcąc ich za bardzo straszyć już na samym początku, pozwolił im czynić to co chcieli, czy też im kazano. Hołdy trwały tak, aż zaszło słońce. Lud wtedy dał już spokój swojemu Bogu. Rothescul, wtedy korzystając z chwili wyjrzał ze swojego sanktuarium na zewnątrz. Wtedy dostrzegł te ogromne miasto. Jego komnata była w górnej części piramidy, a schody prowadziły na dół ku ulicom. Wtedy z samej góry miał widok na to wszystko. Kamienna dżungla piramid, mury, a za nimi nieprzenikniona dżungla.

Obudził się ze snu. Miał dziwne przeczucie, że biali wkrótce znów go odwiedzą. Zdawali się być ważniejsi od reszty. Mógł na nich poczekać, miał mnóstwo jedzenia. Nawet gdy spał, czuł czyjąś obecność. Ktoś przyszedł zabrać resztki jedzenia, by przynieść więcej. Albo mógł zrobić coś innego, w końcu najwidoczniej uznali go za boga.

Hej Viesio. Tak, mieszkańcy uznają Cię za Boga. Oznacza to prawdopodobnie, że możesz robić co chcesz... Możesz spokojnie zaprezentować postać w nowym środowisku, podjąć się inicjatywy co chcesz zbadać lub spróbować, a jeśli nie, sam to nakręcę w jakimś kierunku w następnym poście ;)
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Nieznana planeta] - Eden

Postprzez Vestibor Rothal » 13 Wrz 2019, o 23:14

Nic nie wskazywało na to, by podróż zabraka miała skończyć się w taki sposób. W poszukiwaniu wiedzy Rothescul często zapuszczał się w dziewicze dla galaktycznej świadomości miejsca, wiedział, że ryzykuje, ale miał także świadomość, że moc go poprowadzi, dlatego bez lęku skakał tam gdzie nie dotarły jeszcze sondy badawcze lub do miejsc, dawno zapomnianych przez gwiezdnych kartografów.

Zaraz po wynurzeniu się w systemie, mężczyzna poczuł dziwną aurę tego miejsca. Na fizyczne potwierdzenie tajemniczej energii tego miejsca nie musiał długo czekać, jego statek był nieubłaganie przyciągany przez nieokreśloną siłę. Rothescul nie miał zbyt dużo czasu, by zastanawiać się nad naturą tego zjawiska, jeśli chciał przeżyć musiał zacząć walczyć z siłą grawitacji i robić wszystko, by spowolnić opadanie i nie rozbić się ze zbyt dużą siłą, bo sam fakt rozbicia był nieunikniony.

Przeżył. Z perspektywy zwykłego obywatela imperium był to cud. Statek z dużą prędkością, paląc się, uderzył w płytką taflę wody, niemal w pełni natychmiastowo gasząc rozgrzaną kulę. Żywioł ognia musiał ustąpić potędze wody, która szybko zaczęła przyjmować go w głąb siebie, okalając przy okazji gęstym błotem kokpit pilota. Absolutnym ostatkiem sił zabrak wyczołgał się ze zniszczonego statku, krztusząc się błotem, rzucając się na jedyny element, który wystawał ponad wodą - gładki, szary głaz, rzucając ostatnie spojrzenie na statek, z którym tyle go łączyło, jak powoli zanurzał się w zielonej brei. Zemdlał.

Nie pamiętał co się z nim działo nim wylądował w kamiennej budowli, przez jego głowę przechodziły jedynie przebłyski minionych wydarzeń - tubylcy, kamienne budowle, krzyki, kolory. Okropny ból głowy kazał mu przestać grzebać we wspomnieniach i skupić się na terażniejszości. Głowa szybko okazała się być dziecinną igraszką, gdy zabrak zaczął na nowo odczuwać poszczególne części ciała. Ból był tak przejmujący, że Rothescul nie wytrzymał i głośno zawył... coś upadło na twardą posadzkę. Ból ustąpił natychmiastowo, a do głosu doszła adrenalina, która wreszcie nakazała Rotheculowi rozejrzeć się gdzie jest i co się stało. Spostrzegł przed sobą przerażone dwoje oczu, prawie na pewno samicy, prawie na pewno niedojrzałej. Była ubrana w olśniewająco białą suknie - koloru tak białego, jak śnieg na Hoth, kroju tak przejmującego, że mężczyzna mimowolnie skupił się właśnie na tym. Chwilę zajęło zabrakowi zdanie sobie sprawy, jakie to głupie, była to najmniej ważna rzecz jaka go powinna teraz zajmować. Miała szarą skórę i dziwne oczy, wyglądało na tym, że nie mruga. Rozbitek zaczął wodzić wzrokiem za żródłem dzwieku, które wyrwało go z rozmyślań o przejmującym bólu - była to kamienna taca, która musiała upaść z rąk tubylczyni , dalej jeszcze powoli toczyły się fioletowe kule, zapewne owoce lub warzywa. Do tej pory istota stała nieruchomo, trzęsąc się, co mogło wskazywać na zmieszanie bądz nawet strach, dając rozbitkowi czas na pobieżne rozeznanie się w sytuacji. Wreszcie wykonała szybki ruch do tyłu, wybiegając z kamiennego spiżowego pomieszczenia, w którym znalazł się ,,skoczek z gwiazd" ; ten nie miał jednak czasu zastanawiać się nad jej zachowaniem, ból wrócił, a on sam ponownie zemdlał.

Obudził się po dłuższym czasie, zdziwił się, bo nie czuł bólu, nawet najmniejszego. Nim zdążył pochylić się nad tym kolejnym, niezwykłym zjawiskiem jakiego doświadczył, spostrzegł przed sobą grupę tubylców, którzy najwyrażniej uznali go za coś na kształt bóstwa. Ta myśl przeraziła zabraka bardziej niż wszystko przedtem. Oddali mu pokłon i pośpiesznie wyszli z pomieszczenia. Rothescul usiadł, ale nie zdecydował się jeszcze wstawać, rozejrzał się po pomieszczeniu, z początku nie wydawało mu się tak wielkie, jak teraz. Bogata, złota symbolika, liczne przejścia prowadzące do głębi kompleksu, kilka większych dziur w budowli mających służyć za okna, a dokładnie przed nim wejście do budowli, mężczyzna był przekonany, że znajduje się dobre kilka metrów nad ziemią. Zwrócił uwagę na stoły, a konkretnie to na co ich spoczywało - prawdziwa uczta Boga - najróżniejsze kształty, kolory mieniły się w oczach, przywykłego do najtańszej papki zabraka, fikuśne mięsiwa, powykręcane w kształtach zaprzeczających podstawą biologii. Musiał spróbować wstać, to czy mógł chodzić było kwestią kluczową, na szczęście nie sprawiło mu to większych problemów niż oddychanie, które notabene nigdy nie było jeszcze tak przyjemne jak dotąd, zresztą nie tylko to, aura miejsca była niesamowita. Błogość powoli zaczęła opanowywać mocowładnego, gdy nagle usłyszał kroki dochodzące z nadprzeciwka - prawdopodobnie ktoś wspinał się na szczyt, no właśnie, nawet nie wiadomo czego. Przybysz dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jest nagi, pomijając zabandażowane miejsca. Rothescul pośpiesznie podniósł tkaninę, która do tej pory okalała jego ciało, gdy leżal i obwiązał się w pasie. W samą porę, do środka weszła właśnie kobieta, którą widział po raz pierwszy. Wyglądało na to, że była jeszcze bardziej wystraszona niż wtedy, kroczyła jednak pewnie, a niepokój szło wyczuć dzięki mocy, takie negatywne uczucie, pośrod takiej błogości, było niesamowite wyrażnie.

W rękach trzymała białą szatę, na wierzchu której spoczywało coś na kształt korony. Kobieta oddała mu pokłon, trzymając przy tym nadal w wyciągniętych rękach, ubranie. Nie podeszła jednak dalej, a słabym ruchem ręki pchnęła przedmioty powoli przed siebie. Szok niedoszłego ,,boga" był ogromny - z jakieś powodu zabrak nagle nabrał pewności, że owa istota nie jest odosobnionym wyjątkiem, a wszystkie istoty potrafią posługiwać się mocą. Ale przecież to niemożliwe... Z rozmyślań, wyrwał Rothecula dotyk miękkiej, białej tkaniny. Jeszcze nigdy nie trzymał czegoś podobnego, opis jednoczesnej wygody, trwałości i miękkości materiału był niemożliwy, przynajmniej nie słowami jakimi dysponował mężczyzna. Kobieta odwróciła się, a zabrak momentalnie wykorzystał sytuację, zakładając na siebie podaną szatę. Dwoma szybkimi krokami znalazł się tuż za nią, a gdy ta się odwróciła, momentalnie odskoczyła do tyłu potykając się i upa... w ostatniej chwili przybysz podtrzymał ją mocą, by nie upadła, podniósł ją na własne nogi, a ona natychmiast przylgnęła do jego stóp. Ten natychmiast ją podniósł, chwytając za dwa szczupłe ramiona, jej skóra miała materie podobną w dotyku do tej, która aktualnie gościła na skórze zabraka. Mógł mieć jedynie nadzieję, że pochodzi ona ze zwierząt, owa nieufność była tym bardziej na miejscu, że obok wykwintności stołu, mężczyzna zdołał dostrzec również wielki półmisek krwi. Oczy kobiety nie śmiały nawet spojrzeć w jego twarz, uparcie wpatrując się w dół, na kamienną posadzkę. Rothescul przemówił do niej, nie spotykając się z żadną reakcją, najdelikatniej jak mógł podniósł jej podbrudek, by na niego spojrzała. W kącikach dziwnych, bezpowiekowych oczu tliła się jakaś ciecz, mocowładny odstąpił od niej o krok, a ta ponownie wybiegła.

Minęło dobre parę godzin standardowego czasu, a zabrak nie miał ani chwili spokoju, co chwila przychodzili tubylcy, skłaniając mu pokłony, szepcząc między sobą, dziwnym, śpiewnym językiem. Próba komunikacji w konwencjonalny sposób nie wchodziła w grę. Gesty działały trochę bardziej, udawało się wskazać niektóre rzeczy, ale ostatecznie i tak prowadziło to do przerażenia wśród tubylców. W końcu zabrak dał sobie spokój i zaczął jeść, z niechęcią spoglądając na kolejnych, podobnie wyglądających trubylców, oddawających mu cześć. Zaczął chodzić po pomieszczeniu, wyglądajac przez ,,okna" na kamienne piramidy wzniesione przez jego wybawców. Na razie nie wychodził, nie chciał popełnić w stosunku do nich jakiegoś nietaktu, zresztą nie bardzo miał pomysł co zrobić gdy wyjdzie. Na głównym placu setki z nich oddawali mu pokłony, wszyscy z nich byli czuli na moc i prawdopodobnie byli w stanie naginać ją do własnej woli... taka potęga. Niezwykle trudno było określić ich rozwój, niby wszystko wskazywało na to, że są prymitywni, prawdopodobnie są jednym plemieniem, a ich gatunek na planecie może być zarówno niezwykle liczny, jak i równie dobrze, mogą być ich jedynymi przedstawicielami. Z drugiej zaś strony, wspaniałe budowle, niemożliwe do wniesienia na ich poziomie cywilizacyjnym, bez wykorzystania potęgi mocy, niezwykłe tkaniny i emocje jakie można było wyczuć.

Na razie Rothescul czekał, dopóki będą przychodzić będzie czekał, gdy wreszcie pielgrzymki ustaną, postanowił wyjść, jakimś bocznym wyjściem o ile takie znajdzie, czuł, że czeka go tu jeszcze wiele tajemnic do odkrycia. Jednego był pewien, sama moc go tu wyzwała, a on miał zamiar sprostać jej wyzwaniom i w miarę możliwości pomóc tym, którzy pomogli jemu. Priorytowo jednak musiał znależć z nimi wspólny język, a przynajmniej płaszczyznę komunikacji.
Awatar użytkownika
Vestibor Rothal
Gracz
 
Posty: 150
Rejestracja: 8 Lis 2015, o 00:22

Re: [Nieznana planeta] - Eden

Postprzez Mistrz Gry » 22 Wrz 2019, o 17:12

Rothescul zgodnie ze swoją ciekawością ruszył zwiedzić swoje lokum, począwszy od korytarzy.
Pierwszy naprzeciwko korytarz wiedział, że prowadzi na zewnątrz.
Drugi był krótki i prowadził do miejsca, gdzie wlano gorącą wodę do kąpieli. Z aromatycznymi dodatkami. Była to swego rodzaju łaźnia, gdzie światło dawały liczne świece. Zabrak szacował, że wielki kryształ na skośnej ścianie pewnie służył za źródło oświetlenia, ale nie wskazywało na to, by był uruchomiony. Gładkie ściany i podłoga zdawała się w ogóle nie wchłaniać wody, która to ściekała po niej niczym woda po szkle.
Trzecia prowadziła do jakichś kamiennych wrót, które nie chciały zwyczajnie ustąpić. Same wrota były wykonane z trzech trójkątnych kamiennych powierzchni, które stykały się rogami na środku. Obok znajdował się chyba panel zrobiony z matowego ślepego wyszlifowanego kryształu. Konsola była jednolita i nie było na niej nic napisane.
Czwarty korytarz prowadził do skarbca i zbrojowni. Była tam wielka góra kamieni szlachetnych i kryształów. Liczne czerwone kryształy oraz zielone, miały w sobie dziwnie znajome echo Mocy. Tak, to były kamienie których można było użyć do stworzenia miecza świetlnego lub innych urządzeń laserowych. Ta górka byłaby warta całą fortunę w świecie nowoczesnej galaktyki. Na stojakach zaś były przeróżne archaiczne bronie. Od włóczni, po sieci, aż po ciężkie obsydianowe miecze i tarcze.

Rothescul przyjrzał się poglądowo zamkniętym wrotom i kryształom w skarbcu, ale nie mógł za bardzo wpaść na jakiś pomysł, co z tym zrobić, na tę chwilę oczywiście. Bardziej jego umysł był skupiony na kwestii tubylców. Kim byli, a przede wszystkim jak się z nimi porozumieć. Zgodnie z przewidywaniami, pojawiły się kolejne pielgrzymki. Pierw przyszli Biali. Tym razem z kolejnym darem. Przed Rothescula wystawiono pięć kobiet. Wszystkie oczywiście z Czarnej kasty. Kapłan ukłonił się pokornie, po czym zaczął poprawiać dziewczyny, by stały prosto. Zabrak dostrzegł po raz pierwszy, że zamknięte oczy, potrafiły się otwierać. Powieki zachowywały się podobnie jak u niego. Za nimi były świecące żółte oczy z czarną źrenicą w środku, co to wypatrywała wizualnej estetyki pięciu wybranek. Wszystkie miały tym razem pospinane włosy w wymyślnie to inny sposób, z drobnym makijażem, który czynił ich widok bardzo przyjemnym, godnym nazwaniem prawdziwej sztuki i piękna. Dziewczyny jednak nie odważyły się spojrzeć na boga. Nie to co kapłan, który wypatrywał tym razem reakcji Rothescula, uważnie patrząc się mu w oczy. Zabrak nawet nie wiedział, że dokonał decyzji.
Tylko niewiele dłużej jednej się przyglądał, a kapłan sprawnie zauważył to. Szepnął coś, a czwórka pozostałych pokłoniła się i miała wyjść. Widocznie dało się odczuć ulgę reszty dziewczyn, nie co paniczne przerażenie wybranki. Zabrak w cale się jej nie dziwił. Dziewczyna zbliżyła się do niego, czekając na jego czyny, kiedy to kapłan uzupełnił podarunek o ozdobny nóż z obsydianu, układając go w czerwonym materiale przed swoim bogiem. Narzędzie na pierwszy rzut oka widać miało jakieś religijne znaczenie i z pewnością chodziło tu o składanie ofiar. Najwidoczniej, oznaczało to, że mógł ją zabić, jeśli chciał. Ona zaś czekała.

Rothescul pochylił się by sięgnąć po ostrze. Kapłan wciąż wpatrywał się uważnie, w pochyleniu unosząc oczy ku niemu. Zabrak w szykownych białych szatach, jednym nagłym ruchem odrzucił nóż, który dźwięcznie odbił się po podłodze, aż na sam koniec sali. Przekaz był jasny. Kapłan natychmiast padł na kolana i skłonił się. Bóg czekał, aż ten znów na niego spojrzał. Rothescul wtedy sięgnął za ramie kobiety i przygarnął ją do siebie. Duchowny zrozumiał, zaczął kłaniać się raz po raz. Następnie wycofał się odprawiając uprzednio sekwencję formalności, które miały być chyba sposobem na żegnanie się z bóstwem. Czyli gesty i skłony.
Zabrak zaś czuł przyśpieszony oddech uratowanej kobiety. Pierś jej unosiła się i opadała nazbyt szybko. Stała sztywno czekając na rozwój sytuacji. W końcu kapłan i cztery pozostałe kobiety opuściły miejsce.

Rothescul powoli dotknął jej twarzy i musnął palcami jej zamknięte powieki. Ta zacisnęła je mocniej, już miała płakać, ale dając jej czas w końcu odważyła się spojrzeć na boga. I nie takiej reakcji się spodziewał zabrak. Kobieta zwyczajnie zawstydziła się patrząc mu się bezpośrednio w twarz. Oczy jej się przebarwiły na pomarańcz i nieco skrępowana zbiła wzrok w podłogę, nieśmiało się uśmiechając. Wyglądało to na skromne zaproszenie.
Zabrak odruchowo podrapał się z tyłu po łepetynie, nieco zakłopotany. Nie oto mu chodziło. Przede wszystkim chciał nawiązać linię komunikacji. Zaczął więc testować z różnymi gestami. Kobieta szybko załapała o co chodzi. Nawet zapomniała się i powiedziała coś nieco głośniej co skrzywiło Rothescula, aż zmarszczył twarz. Nie dało się słuchać tego jazgotu. Dosłownie sprawiało to ból... tak oto rozpoczęła się ta dziwna znajomość.

***

Kolejna pielgrzymka dotyczyła kasty Czarnych, którą to prowadzili Czerwoni. Rothescul dojrzał charakter relacji. Choć wszyscy zdawali się przybyć oddać mu pokłon, widać było, że Wojownicy mieli głównie na celu pilnować, by żaden z Czarnych nie uciekł. Ni stąd ni zowąd, jeden z Czerwonych uderzył mniej rozgarniętego pielgrzyma. Czyżby dlatego, że jego czoło nie dotykało podłogi? To byłaby tylko jedyna rzecz jaką czynił inaczej. Może był chory i nie było mu dane tak się wyginać? Ich Bóg nie pozostał obojętny tej przemocy.
- Stop! - Rothescul zawołał i wyciągnął dłoń każąc przestać - wszyscy zamarli. Czerwony się wyprostował i czekał co ten uczyni. Była to postać mężczyzny. Z pewnością silny i dumny. Tak, bardzo dumny. W jego postawie było coś wyzywającego, żądnego konfrontacji. Rothescul znał to połączenie ciemnej strony z użytkownikiem. Zaś starszy przedstawiciel rasy, co został upomniany, nie chciał pogarszać sprawy i potulnie robił co mógł by się pokłonić tak jak trzeba. Nic z tego, jego kręgosłup musiał już być schorowany, a ciało niesprawne. Nie mógł w tej pozycji dotknąć czołem podłogi. Gdy tak mu się przyglądał zauważył coś niepokojącego. Blizny na jego lewej ręce. Popatrzył w bok na drugiego pielgrzyma a potem trzeciego i tak, każdy miał takie blizny. Wcześniej nie dostrzegł by któryś z Białych lub Czerwonych posiadał takie. Rothescul szybko połączył fakty z ofiarą w postaci misy z krwią, okultystycznym nożem i tym widokiem.

Z rzutów:
1.Tubylcy. Tubylcy posiadają, świecące żółte oczy, które mogą zmienić kolor. Korzystanie z nich jednak jest dla nich… krępujące? Wygląda na to, że korzystanie ze wzroku I patrzenie się na kogoś to dość intymna kwestia. Mają niesłychanie świetny słuch I rozwiniętą echolokacje. Orientują się za pomocą niego, nie musząc korzystać z oczu. Widać ogromne rozwarstwienie społeczne. Biali, to kasta duchownych przewodników, jednocześnie uznawanych niemalże za półbogów, którzy są tutaj największym autorytetem. Czerwoni, to kasta wojowników, ich aura budzi ogólne przerażenie reszty. A tą resztą jest kasta Czarnych. Najliczniejsza grupa, robotnicy. Muszą być źle traktowani.

2.Tubylcy. Czarni są traktowani niczym bydło. Choć wszyscy się obnoszą bardzo dostojnie I elegancko, widać subtelną przemoc. Robią cokolwiek zażyczą sobie Czerwoni, czy Biali. Czerwoni są skorumpowani Ciemną Stroną Mocy, trzeba na nich uważać. Czarni z pewnością pracują za nich oraz najwidoczniej ofiarują swoją krew, by tamci mogli coś z nią robić… Widać kontaktują się głównie szeptami, ale gesty też nie są im nieznane.

3.Tubylcy. Udaje się nawiązać prosty kontakt za pomocą gestów (w tym wypadku) z jedną z Czarnych, która została ofiarowana. Wymień dziesięć słów, które udało Ci się przetłumaczyć za pomocą gestów. Będziesz mógł z nich korzystać za pośrednictwem uratowanej kobiety.

W odpisie liczę na opis zawierania nietypowej znajomości z obcą. Dla niej nadal jesteś bogiem, pamiętaj oraz jest to osoba przyzwyczajona do wykonywania poleceń, a nie samodzielnego decydowania o sobie. Opisz też jak uczysz ją kilku słów za pomocą gestów, nie musisz wszystkich dziesięciu opisywać. Z czasem słów dojdzie więcej. Można skorzystać z niej jako swoistego tłumacza ;) Rozstrzygnij też postawę Czerwonego. Ignorujesz go i czekasz aż wyjdą? Czy robisz coś konkretnego. Możesz też rzucić nieco zamiarów na zapas.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Nieznana planeta] - Eden

Postprzez Vestibor Rothal » 27 Wrz 2019, o 00:08

Zabrak miał wiele czasu, by dojść do pełni sił, zwiedzając w czasie swej szybkiej rekonwalescencji kompleks, w którym przyszło mu zamieszkać. Miejsce nie przestawało zadziwiać, za każdą kolumną czekała nowa ciekawostka - posąg, pomieszczenie, ale przede wszystkim całe miejsce emanowało mocą, w niektórych miejscach szczególnie mocno - jak w skarbcu. Doskonale wiedział, co w skarbu było najcenniejsze - ogromne pokłady kryształów, używanych do budowli mieczy świetlnych i innych znamienitych technologii, właściwie w tym skarbcu znajdowała sie nieprzebrana potęga, która nigdy nie mogła wpaść w niepowołane ręce. Rothescul jeszcze nie do końca wiedział, jak je wykorzystać, jednak pławiąc się w wielkich kamiennych baniach, jedząc owocę i mięsiwa, popijane napojami, wywołującego efekty dla organizmu, porównywalne z tymi jakie wywołują trunki w różnych barach, do głowy przychodziło mu mnóstwo pomysłów - uzbroić tych ludzi, zasilić tym nowe technologię, a gdy wypił trochę więcej to i zbudowanie z tego potężnej broni zdolnej do niszczenia... dużych powieszchni.

Zgodnie z oczekiwaniami kolejni tubylcy przychodzili, by oddać mu pokłon i przez dłuższy czas, nie było w tym nic dziwnego, oczywiście do czasu. W końcu nadeszło to czego się obawiał i podświadomie spodziewał - chcieli, by złożył ofiarę. Zapewne nie była pierwszą, która skończyła z podciętym gardłem, ku uciesze wyimaginowanych bogów, na rozkaz małej grupy ludzi, którzy przekonali innych, że mają monopol na wiedzę, zabrak chciał jednak upewnić się, że ostatnią.

Uratowana kobieta była bardzo cenna, dzięki temu, że przebywała bezpośrednio w jego towarzystwie była na swój sposób autonomiczna - pozostawała nieocenionym żródłem informacji oraz niejako obiektem doświadczalnym w jednym. Przede wszystkim należało znależć linie porozumienia - wydobywanie dzwieków nie wchodziło w grę, nie dogadają się w ten sposób. Pozostały dwie opcję - najpierw należało spróbować z opcją mniej inwazyjną - gestami. Następne dni zabrak spędził na przyglądaniu się i licznych próbach komunikacji. Mimo licznych porażek, był zadowolony z efektów - udało mu się znależć wspólną płaszczyznę dla niektórych słów. Proste, właściwie dla cywilizowanej części galaktyki prostackie - wskazanie palcem na otworzone usta, oznaczało chęć spożycia posiłku. Nawet jeśli niedoszły Bóg z początku krępował się nieco tym, że samica poznanej rasy usługiwała mu w najprostszych czynnościach, to dość szybko ową krępacje przełamał. Dla postronnego widza mogło wydawać się, że taki gest jako pierwszy, był przejawem próżniactwa, prawda była jednak inna, gdy z początku nie udawało się porozumieć nawet gestami, zabrak nieco zniechęcony, w pewnym momencie wziął w ręce badyl, na którym rosły ociekające sokiem winogrono - podobne owoce. Widząc ten gest, uratowana w jakiś sposób skojarzyła fakty. Dalej poszło już lepiej, wyciągnięta przed siebie ręka zaczęła oznaczać moc, podniesione w górę ręce - niebo, a na przykład dwa palce utożsamione zostały z osobą, a gdy ,,szły" - oznaczały ruch, co interesujące, to ostatnie wyszło z inicjatywy kobiety, która instynktownie zrozumiała co czyni jej ,,bóg". Inne słowa, przedstawione gestami, na których znaczenie zgodziły się obie strony to: śmierć/zabójstwo, kaleka, oddawanie hołdu, ubranie, komunikacja i broń Oprócz tego rozumiała również gest wskazania danej rzeczy, a nawet uwzględniając kolory.

Nauka toczyła się powoli, ale co najmniej równie ważna była relacja jaka budowała się między tymi odmiennymi bytami. Właściwie kształtowanie więzi było jeszcze trudniejsze. Kobieta była bardzo oporna, dopiero po na prawdę wielu tłumaczeniach, udało się zabrakowi przekonać ją, że umie jeść sam, a ona nie musi spoczywać u jego stóp. Szczęście, że Rothescul przez lata, stał się cierpliwy, tłumaczył i obserwował. Nieraz dotykał jej skóry, przeciągając ręką po delikatnej powieszchni - było to niezwykle przyjemne, nieporównywalnie bardziej niż u samic gatunków, z którymi do tej pory zabrak obcował. Każda taka chwila była jakby przepływem mocy między nimi, nie miał pewności czy czuła to samo, jednak jeszcze kilka razy udało mu się dojrzeć jej prawdziwe oczy. Nie udało mu się jej natomiast zaciągnąć pod żadnym pozorem do łażni, nawet lekko biorąc ją za ręce i pociągając, zapierała się, zabrak nie nalegał. Czuł, że czyni ewolucyjne postępy i z nich się cieszył.

Zaczynał powoli rozumieć zależności: kastowy podział, kontrola informacji, oddawanie krwi, ofiary; harmonia i terror łączyły się w trzech kolorach. Ciekawe czy było ich więcej, nawet jeśli, musieli być nieliczni lub mało znaczący. Zabrak zbierał informacje i starannie je analizował, musiał być gotowy do działania - powoli rodziły się w jego głowie plany. Nie wszystko da się jednak przewidzieć, właściwie nadal pozostało w nim sporo empatii, przykre doświadczenia nie złamały go, dzięki nim wyrażniej dostrzegał dobro i krzywdę innych. Był już niemal w pełni sił, postanowił zaryzykować i oszacować jak silni w porównaniu z nim mocą, są tubylcy. Gdyby okazał się słabszy w tym momencie właściwie, tylko ,,spadek" z kosmosu mógł świadczyć o jego boskości. Nie czuł się jednak słabszy, ani od kobiety, ani od kapłanów, czy wojowników, nie czuł się słabszy nawet od całych grup, widząc ich energię. Chłonął moc tego miejsca jak gąbka, właściwie nigdy nie czuł się tak silny, a za razem tak wyważony. Pozostał ostrożny, całe to uczucie mogło być ułudą, dlatego postanowił, gdy nadarzyła się stosowna okazja, nieco siebie sprawdzić. Na razie nie dopuszczał myśli o żadnej formie konfrontacji bezpośredniej, chciał rozwiązać sprawę bardziej subtelnie, czując ciemną moc bijącą od czerwonego i patrząc na jego butną postawę, sam zaczerpnął z pokładu mrocznej energii, tylko po to by wytworzyć wokół siebie aurę i wtargnąć do umysłu wojownika, złamać go i zmusić do pokory. Coś jednak wymknęło się spod kontroli, energia stała się silniejsza niżby sobie tego życzył, tubylec nie tylko upadł, ale wręcz wił się z bólu ; przez bicie serca, zabrak czuł się bezsilny, niemogąc zrzucić z siebie okowów ciemnej strony mocy, nie czuł tego od bardzo dawna, był przekonany, że dawno zapanował nad jej stronami. Ze stanu wyrwał go dotyk kobiety, wszelka złość opuściła Rothescula, uwalniając niewielkie skupisko mocy, odrzucając wszystkich będących w pomieszczeniu. Chcieli uciekać, ale byli sparaliżowani strachem, zabrak otrząsnął się i postanowił wykorzystać okazję, wystawił naprzód kobietę, gestami ukazując jej co ma przekazać pobratymcą. Stało się jak zaplanował - ,,kalecy nie muszą się kłaniać" prosty przekaz, który wypowiedziała szkekliwym głosem kobieca istota musiał sprawić na wszystkich ogromne wrażenie, możność pobieżnego porozumienia się z ,,bogiem" musiała sprawić na nich ogromne wrażenie, bowiem przez dłuższy czas pozostali na ziemi, płaszcząc się przez istotą spadłą z nieba. Rothescul gestem przywowłał do siebie kalekiego, sam do końca nie rozumiejąc po co, może zdobędzie nowe informację.

Rothescul miał plany, bardzo ambitne plany. Złamać, albo co najmniej zmienić system klasowy, nauczać o mocy i nieznanych im technologiach, zgłębiać moc tej planety, a jeśli taka wola mocy, pchnąć ten lud ku gwiazdą. Najpierw jednak nalezało znależć z nimi porozumienie, teraz to spróbuje uzyskać z pomocą mocy, wiedział, że musi spróbować porozumieć się z nimi mentalnie. Tylko jednego był pewien - tu było jego przeznaczenie.
Awatar użytkownika
Vestibor Rothal
Gracz
 
Posty: 150
Rejestracja: 8 Lis 2015, o 00:22

Re: [Nieznana planeta] - Eden

Postprzez Mistrz Gry » 27 Wrz 2019, o 11:46

Kobieta starała się przypodobać Rothesculowi. Był dla niej dobry. Nie musiała nic robić co sprawiałoby jej ból do tego stała się jego pośredniczką. Czuła się wyróżniona i z czasem coraz swobodniej zachowywała się przy zabraku, dbając o niego jak tylko się dało, nie ryzykując oczywiście jakiejś wtopy, czy gafy. Dodawała chyba też od siebie, gdy przemawiała w jego imieniu. Starając się podkreślać jego intencje, które wyczuwała w nim. W końcu wszyscy byli wrażliwi na moc, ale korzystanie z jej przychodziło im głównie intuicyjnie. Na pewno dotyczyło to kasty Czarnych. Czerwoni z łatwością przywoływali do siebie ciemną stronę mocy. Biali jednak w tym temacie pozostawali sekretni...

Incydent ze starcem, zrobił ogromne wrażenie, na widowni, jak i na osobniku z kasty Czerwonych. Padł na kolana błagając o przebaczenie, a wśród pospólstwa wybuchła panika i większość rzuciła się do ucieczki. Niektórych sparaliżowało ze strachu. Sam Rothescul nie spodziewał się, jakiego źródła dotknie. Osnowa mocy była tutaj spokojna i tajemnicza, ale jak tylko nakłuł ją, by wyrwać się ku ciemnej stronie z łatwością rozerwał żaluzje kryjące prawdziwe jestestwo tutejszej aury. Moc łapczywie zaczęła w niego wsiąkać, wypełniając go aż po brzegi. Błyskawice mocy zaczęły tańczyć po jego ciele, a jego oczy zaświeciły pełnią czerwienią. W życiu nie czuł takiej potęgi, jakby doznawał olśnienia, objawienia. Z samo-ekscytacji wyrwała go tłumaczka, bardzo zmartwiona i przerażona obrotem sytuacji, jakby nie poznawała swojego boga. Zacisnęła dłoń na jego ramieniu, ignorując ból związany z przeskokami błyskawic mocy i bacznie wpatrując się swoimi żółtymi oczyma w jego twarz.

Ten impuls z zewnątrz wystarczył, by jego jestestwo zaiskrzyło i pociągnęło go z powrotem z fascynacji do rzeczywistości.

Wyrwał się z zapętlonego transu przemocą, czyniąc sobie krzywdę i ból. Miał wrażenie, że był przez chwilę jednością z mroczną otchłanią mocy. Czymś co przekraczało jego wyobrażenie. Korupcja i wypaczenie jakie dostrzegł przyprawiło go o ciarki i prawdziwy strach. Miał do czynienia z czymś na prawdę wielkim... i złym. Bluźnierczym.
Zorientował się, że staruszek płaszczył się przed nim, szepcząc coś do siebie. Błagał chyba o litość. Rothescul był dziwnie przekonany, że nie dla siebie, a dla innych, by bóg raczył ukarać gniewem jego, a nie swoich bliskich. Wkrótce starzec dołączył do niego jako kolejny towarzysz, tuż obok tłumaczki.

Tego dnia nie było więcej pielgrzymek. Rothescul zaś dostrzegł niepokojącą zmianę w swoim zachowaniu. Jedzenie zaczęło mu sprawiać większą przyjemność niż do tej pory. Zauważył to kiedy zwyczajnie począł się obżerać, choć był już syty. Misa z krwią zdawała się być dziwnie ciekawym obiektem do skosztowania, a staruszek jak i tłumaczka wyglądali, jakby... bardziej apetycznie. Zabraka dopadła refleksja na temat Mocy, która tutaj się zagnieździła. Wiedział, że otwieranie się na ciemną stronę mocy było tutaj bardzo łatwe i niezwykle potężne. I to aż za potężne. Korupcja wlewała się do środka, czyniąc nieodwracalne zmiany. Rothescul jednak wiedział, że z taką mocą może wszystko.

Następnego dnia znów przyjdą pielgrzymi. Ponownie z jedzeniem i by oddać pokłon. Możesz dodać kolejne 10 słów-gestów. Staruszek jest przerażony Twoją obecnością i ciągle się kuli i modli cichutko. Do tego Twoja postać otrzymuje punkt wypaczenia przez Otchłań w postaci:
Obżarstwo I poziom - postać ma szczególne trudności by odmówić sobie sytego posiłku. Cały czas trawi ją ochota by coś przekąsić. Potrafi znaleźć przyjemność w jedzeniu rzeczy, które potencjalnie nie smakowałyby normalnej osobie. Nie miałaby też problemów z kanibalizmem, pożeraniem wnętrzności i piciem krwi. Coś jakby jej mówiło, że nie byłoby to takie złe doznanie... zjeść kogoś żywcem.

Od tej pory na tej planecie, zawsze możesz sięgnąć ciemnej strony Mocy, która wleje się do Ciebie niczym fala powodzi. Za każdym razem jednak, gdy skorzystasz z Ciemnej Strony, postać otrzyma kolejny punkt wypaczenia przez Otchłań, a jak korzystanie z tej mocy będzie przedłużone, to nawet i więcej punktów. Każdy punkt będzie upadlał postać w coraz to nowsze i coraz bardziej dewiacyjne i bluźniercze zachowania, które to coraz bardziej będą wymykały się spod kontroli.

Po zebraniu odpowiedniej ilości punktów oddajesz kartę postaci :twisted:
Powodzenia
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Nieznana planeta] - Eden

Postprzez Vestibor Rothal » 28 Wrz 2019, o 20:41

To co się stało, nie zdarzyło się zabrakowi od bardzo długiego czasu - utracił kontrole, a co gorsza nie potrafił jej odzyskać. Nie wiadomo co stałoby się gdyby nie zewnętrzna ingerencja. Absolutnie nie cieszył Rothescula efekt, który osiągnął, nigdy nie planował, by inni się go obali, strach bywał doskonałym narzędziem dla władców, ale gdy był on powodowany przez puste wybuchu gniewu, przyczyniał się do szybkiej utraty władzy. Aktualnej sytuacji nie szło naprawić - efekt został wywarty i prawdopodobnie zostanie długo zapisany. Mocowładny zrobił jedyną rzecz jaka przychodziła mu na myśl - oddał się medytacji. Nie był obecny przez kilka godzin, oddając się kontemplacji i wyciszeniu, szukając ponownie równowagi, nie obawiał się o swoje życie - nadal silnie wierzył, że moc przywiodła go w to miejsce i nie da go skrzywdzić w taki sposób.

Tak jak przypuszczał, starzec zgodnie z jego sugestią, postał w środku. Mimo niechęci zabraka to tego typu myślenia, zabrak poddał się pragmatyzmowi, jak sam sobie to tłumaczył, z powodu wyższego celu. Musiał spróbować jeszcze ostatniej metody komunikacji jaka mu przechodziła do głowy, nigdy wcześniej nie był osobą inicjującą, właśnie dlatego wybrał starca - był słaby ciałem, ale mocą mógł przewyższać wszystkich innych, chociaż było to tylko domniemanie, pragmatyzm wyboru objawił się po prostu w tym, że ewentualna utrata starca byłaby najmniej doktliwa dla społeczeństwa. Musiał spróbować - ewentualny sukces byłby absolutnie przełomowy.

Mijały kolejne godziny, a z zabrakiem zaczęły dziać się niepokojące rzeczy. Na pozór dość niewinne, wręcz zabawne - po prostu nieco zgłodniał, ot jego organizm potrzebował regeneracji po wybuchu gniewu. Dla Rothescula nie było jednak to zabawne w najmniejszym aspekcie - w jego życiu nigdy się nie przelewało, a gdy już miał okazję najeść się do syta nigdy nie powodowało to w nim takiej ekscytacji jak teraz. Złapał się na tym, że myśli o tym, co się stało i jak to zatrzymać, jednocześnie obżerając się wszystkim co wpadło mu w oko. Jego uwagę przykuła misa z krwią, a jego umysł przeżarły myśli o skłonnościach kanibalistycznych, podczas gdy wokół niego stały niezliczone potrawy i trunki... Cisnął misę z krwią na ścianę z taką siłą, że jego tłumaczka aż podskoczyła. Skierował się ku wyjściu z tej klatki szaleństwa, jednak przystanął, gdy już przekraczał malowniczą linie światła. Nie mógł wyjść w tym stanie.


Poddał się dalszej medytacji, dzięki której udało mu się nieco uspokoić, nadal łakomie zerkając na pozostawione jedzenie, postanowił dalej podjąć próby komunikacji niewerbalnej. Nie wiedział, czy to ekscytacja, czy strach, jednak udało mu dojść się do porozumienia z kobietą, aż na 10 kolejnych słów: mniej, więcej, przemieszczenie, teraz, pożniej, wcześniej, krew,tutaj, ja, wy. Po wszystkim nakazał jej przekazanie następnym czcicielom, żeby zabrali całe jedzenie i przynosili go jak najmniej. Z początku chciał również zakazać przychodzenia do niego, ale stwierdził, że na razie nie byłoby to dobre. Chciał, by pierwszą informacje przekazała jak najłagodniej, gdy nikogo nie urazić, jednak i tak wiedział, że prawdopodobnie tak się stanie. To miejsce zaczynało go przygniatać, dlatego podjął silne postanowienie, że co, by się nie stało, jutro wyjdzie na zewnątrz, ale najpierw...

W końcu nadszedł czas. Zabrak starał się najpierw samemu pokazać tubylcowi za pomocą gestów o co mu chodzi - palce wędrowały z ust na głowę, raz jego raz starca, w jego języku zaczęła w końcu przemawiać i kobieta, która zaskakująco szybko załapała o co chodzi. Tubylec nic nie odpowiedział otworzył tylko oczy, a Rothescul umysł, zaczęło się...
Awatar użytkownika
Vestibor Rothal
Gracz
 
Posty: 150
Rejestracja: 8 Lis 2015, o 00:22

Re: [Nieznana planeta] - Eden

Postprzez Mistrz Gry » 7 Paź 2019, o 18:56

Rothescul nie za często odprawiał ten rytuał. Właściwie to prawie nigdy. Znana mu galaktyka bogata była we wszelkie urządzenia, które pozwalały przetłumaczyć jakikolwiek dialekt języka na basic. Co prawda było kilka prymitywnych światów i rasy takie, których to języka nie opłacało się tłumaczyć.

Tutaj sytuacja zapowiadała się inaczej. Te istoty naturalnie były związane z Mocą. Każdy z nich. Staruszek był przerażony faktem, że stanie się obiektem ingerencji Mocy. Bał się tego nie wiadomo jakby był przekonany, że czeka go śmierć. Przełknął jednak ślinę i otworzył się na aurę Rothescula.
Mężczyźni usiedli naprzeciwko siebie, Rothescul zamknął oczy i rozpoczął rytuał. Przebiegał on z początku wyjątkowo gładko. Jakby medium, którym był starzec, doskonale władało mocą i pomagało mu w podróży do wnętrza jego umysłu. Czuł, że traci kontakt z rzeczywistością...

***

Kryształowy przezroczysty dysk, a nad nim i pod nim sklepienie ozdobione całym gwiazdozbiorem wszechświata. Dysk choć miał ograniczoną powierzchnię był wystarczająco obszerny by czuć komfort. Sam w sobie zdawał się absorbować światło gwiazd i emanował poświatą, która to pozwalała rozmówcom widzieć siebie nawzajem. Stali oni tak na tej platformie, on i starzec. W tym miejscu obcy czuł się całkiem dobrze. Nie widać, by bolały go stawy, emanował od niego również spokój. Między nimi znalazło się objawienie zrozumienia. Począł do niego mówić i choć słowa brzmiały niezrozumiale, tym razem nie sprawiały bólu i same z siebie były jasne w znaczeniu. Rothescul po prostu wiedział, co on ma na myśli. Był to przełomowy moment.
- wysłanniku Boskości, zaszczytem obecność Twoja w moich skromnych progach. Składam cześć Twojemu rodzajowi. Przemawia przez Ciebie dobroć i doświadczenie. Pozwól usłyszeć co ta moja osoba ma do przekazania. Widać było mi to przeznaczone - starzec tym razem z łatwością się pokłonił. Rothescul chciał zadać kilka ważnych pytań. Miał ich mnóstwo. Jego usta otworzyły się, szczęka poruszyła, ale nie wydobył się żaden dźwięk - obcy uśmiechnął się szerzej, patrząc się na niego z serdecznością i z jakimś smutkiem w oczach.
- czasu mam mało. Wkrótce nas znajdzie, jako że wystąpiliśmy ku Esencji. My zwykli, nie możemy korzystać z Esencji. To bardzo niebezpieczne i wymaga ofiar. Znacznie większych niż życie. Nie wiem dlaczego, ale tak zawsze było. Odkąd się urodziłem - w jego oczach pojawiła się nadzieja i zapał
- ale to już nie ważne! Nadszedłeś Ty! Boski wysłannik! Przybyłeś nas uratować! Tak jak głoszą przepowiednie! Jestem taki szczęśliwy! - starzec zaczął płakać, rzeczywiście z radości. Jakby jego modlitwy zostały wysłuchane.
- widzę to! Widzę! Twoją dobroć i słuszność! - Rothescul poczuł, że coś jest nie tak z zachowaniem starca. Wnet wyczuł ponownie przerażającą obecność, wyjątkowo blisko, tuż pod swoimi stopami i natychmiastowo zaczął się rozglądać za wyjściem z tego miejsca. Starzec jednak zaczął iść do niego z otwartymi ramionami
- on nadchodzi! Uciekaj! - wyciągnął ręce przed siebie i pchnął Moc ku Rothesculowi. Sama Moc osobnika była dość potężna, poczuł jak wokół niego roztacza się silna bariera ochronna, która zaczęła go unosić z kryształowego dysku i z coraz większym przyśpieszeniem oddalała go od starca w stronę gwiazd. Zabrak dostrzegł jak sam kryształowy dysk zaczyna pękać, a z pęknięć zaczęły się wydzierać obślizgłe macki. Chciały one dorwać Rothescula, ale był już za daleko. To też macki ciemnej strony mocy zadowoliły się starcem. Zaczęły go oplatać, a jego krzyk obudził Zabraka z transu...

***

Wrzask przewrócił Rothescula na podłogę. Łapał się za uszy, by nie słyszeć tego wdzierającego się w czaszkę skowytu. Techniki Mocy, które miały by mu pomóc nie działały. Miał wrażenie, że mu zaraz głowa wybuchnie. Zaczęła mu cieknąć krew z nosa. Jakoś się zmusił by przeciwstawić się porażającemu wrzasku, rozdzieranego od środka starca i jakoś skrócić jego męki. Jednym ruchem przywołał Moc, by chwycić nieszczęśnika za gardło i szybko go zgładzić. Kość chrupnęła z łatwością i krzyk się urwał.

Zlany potem Rothescul, dyszał ciężko, siedząc na kamiennej posadzce. Jego tłumaczka stała z tyłu, czekając na jego reakcję. Korzystając z ich wspólnego migowego wyraziła się pośpiesznie
"Tutaj, teraz, wcześniej, później. Zagrożenie. Ja Moc, Ja śmierć"

Zdobyte informacje o Tubylcach:
4.Ci z Czarnej kasty widać nie mogą korzystać z Mocy ze względu na ryzyko interwencji jakiejś obecności Ciemnej Strony Mocy. Ponoć potrzeba ofiar, by obcy mogli korzystać z Mocy, bez większych reperkusji. Reperkusje są fatalne i śmiertelnie niebezpieczne.
5.Tubylcy, a w szczególności Czarna Kasta, uznaje Rothescula za zbawiciela ich rodzaju. Ponoć istnieje przepowiednia o wybawcy z kosmosu, który przybyć ma i uratować ich. Nie wiadomo, jak brzmi konkretnie ta przepowiednia
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Nieznana planeta] - Eden

Postprzez Vestibor Rothal » 1 Lis 2019, o 23:56

Zabrak długo leżał sparaliżowany, nigdy nie miał do czynienia z czymś chociażby podobnym do tego co przeżył. Zdecydowanie to nie był, sen, ani wizji, to działo się na prawdę - w innym wymiarze, w głowie, w duszy - bez znaczenia, Tukin definitywnie nie był istotą, która kiedykolwiek powinna się tam znależć. Był przekonany, że dzięki poświęcenieniu starca, na którego martwe ciało właśnie spoglądał, uniknął losu znacznie gorszego od śmierci.

Momentalnie popadł w czarną rozpacz, nie wiedział co ma dalej robić - nie może wydostać się z tej planety, nie może rozmawiać z tubylcami, nie może korzystać bezpiecznie z mocy. Gdyby nie przeywająca w pobliżu kobieta, najpewniej ciskałby teraz w nieprzejednanej złości wszystkim co by uchwycił. Na szczęście dla niego i najbliższych mebli, ona była, a jej łagodny ton utrzymywał Rothescula na cienkiej granicy wybuchu jego furii. Postanowił, że pomoże tym istotą, nie tylko z altruistycznych przesłanek, możliwe, że potem oni pomogą jemu. Ale jak ma osiągnąć pierwszy z tych celów - gdy nie może się z nimi komunikować. Połozył się na łóżku całkowicie ignorując obecność kobiety i zaczął rozmawiać na głos sam ze sobą. Z kłębowiny myśli powoli zaczęły wypływać liczne koncepcje wyjscia z owego ambarasu, w którym postawił go los, czy raczej moc. Po paru dłuższych chwilach rozmowy z samym sobą i energicznym kiwaniem głową, wykrystalizował parę koncepcji co czynić dalej. Wciąż przyglądała mu się kobieta, która najpewniej nie wiedziała, co aktualnie dzieje się w głowie Tukina - on też nie wiedział.

W końcu wstał, postanowił, że nastał kres bezowocnego siedzenia i czas przedsiewziąć jakieś działanie. Energicznie ruszył w kierunku wyjścia z jaskini dając znać kobiecie, by ruszyła za nim. Uderzył go jasny jak najczystsza biel snop światła, na chwilę zmuszajac go do zmruzenia oczu i stanięcia, by przyzwyczaić wzrok do światła dnia, które przez parę ostatnich dni wpadało tylko w znikomym stopniu przed jego oblicze. Lekko zlatywał na dół piramidy posługując się podstawową lewitacją, unosił się lekko ponad stopniami, lecąc wolno, by móc zarejestrować w pamięci gdzie co się znajduję - mnóstwo kamiennych budowli, zdecydowanie mniejszych niz jego dotychczasowe domostwo. Architektura wyglądała na mieszankę zwykłych surowców z elektryką - nie mogli tego stworzyć aktualni mieszkańcy, ciekawe czy dałoby się ożywić niektóre z tych systemów - chociaz częściowo, tylko skąd wziąć zasilanie. Na razie pozostawały jednak bardziej priorytetowe sprawy. Ci, którzy zobaczyli zlatującego Tukina musieli doświadczyć niemałych wrażeń empriycznych - na tą myśl zabrak lekko się uśmiechnął, bawiła go myśl, że kogoś takiego, z taką przyszłością, ktokolwiek mógł uznać za bóstwo. W końcu dotarł na ziemie, w akompaniamencie niedowierzających spojrzeń. Jego cel był prosty - znależć kogoś z kasty ,,białych" i spróbować skomunikować się mentalnie, tak jak uprzednio próbował z ,,czarnym" a potem spróbować nauczyć czegoś ten lud, o ile wciąż jeszcze pamięta podstawy metalurgii, albo innych jakby się wydawało absolutnie podstawowych nawet dla prymitywnych cywilizacji spraw.
Awatar użytkownika
Vestibor Rothal
Gracz
 
Posty: 150
Rejestracja: 8 Lis 2015, o 00:22

Re: [Nieznana planeta] - Eden

Postprzez Mistrz Gry » 19 Lis 2019, o 12:47

Istoty widząc lewitujący pochód Boga padały na kolana i składały pokłon. Wszyscy korzyli się przed nim, nikt nie śmiał otworzyć oczu i patrzyć się na niego bezpośrednio, to na pewno. Teraz też mógł dostrzec, że konstrukcje były wykonane w niezwykłym duchu technologicznym. Wyszlifowane Kamienie były idealnie gładkie i przylegały do siebie perfekcyjne, konstruując większość piramidowych zabudowań. Obecne w kamieniach były liczne kryształy. Ciemne zielone, jakby wydawały się móc zaświecić. Intuicyjnie Rothescul spróbował sondować kryształy które były wbudowane w posadzkę nad którą przelatywał. Każdy kryształ był właściwie pusty w środku w odróżnieniu do tych które miał w swoim skarbcu. Jakby przyjrzeć się bogato zdobionym strukturom z idealnie gładkich kamieni, to te szlachetne kamienie tworzyły swoistą siatkę, docierającą do każdego budynku i innych elementów które mogły świecić lub jakoś funkcjonować. Dotarło do niego, że tworzą siatkę zasilającą. Same kryształy musiały przechowywać jakąś porcję mocy, a mechanizm ją kierował dalej. Wszystkie były jednak puste, a jakakolwiek moc pchnięta w ich kierunku znikała w odmęcie pustki kryształu. Rothescul odnosił wrażenie, że te kryształy wysysają moc z otoczenia.

W końcu też znalazł dumną osobistość w białych płaszczach. Ten przedstawił się całą kanonadą formalnych gestów, które sugerowały pokorę, uniżenie i kompletne posłuszeństwo. Oczekiwał rozkazów.

Ograj scenę jak przechodzisz z nim do rytuału a ja rozpocznę kolejną sesję, a i masz wskazówki ode mnie:

Mechanizmy:
1. Wszystkie struktury są zasilane mocą.

Kryształy:
1. Oprócz faktu, że można z nich robić miecze, prawdopodobnie są źródłem energii. Moc, która w nich jest zawarta zupełnie nie pasuje, ani do jasnej strony ani do ciemnej.
4. Kryształy cały czas wysysają Moc z otoczenia, bardzo mało, ale bez przerwy.

Co do nauczania prymitywnego ludu technologii proponuję najpierw opanować komunikację
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Nieznana planeta] - Eden

Postprzez Vestibor Rothal » 23 Gru 2019, o 20:42

Rothescul nie mógł oprzeć się krótkiemu napawania się chwilą, gdy postanowił w efektownym stylu wyjść na zewnątrz. Szybko skarcił sie w myślach za swą próżność, gdy jego stopy ponownie dotchnęły ziemi. Miał ochotę ją ucałować, mimo iż w piramidzie nie brakował mu niczego, ba wszystkiego co potrzeba istocie organicnzej miał aż nadto, to jednak odczuwał niesamowitą radośc i sadysfkację, że ponownie znalazł się na zewnątrz. Czuł, że większość sił ponownie do niego wróciła, a moc nigdy nie była w nim silniejsza.

Walcząc z licznymi myślami, zabrak dostrzegł połączenie, jakim okolona jest cała zamieszkana okolica - zasilane krysztami budynki wyglądały absolutnie unikatowo, nawet w skali galaktycznej - przynajmniej zabrak nie widział nigdy nic podobne i nie sądził, by wiele osób mogło pochwalić sie zarejestrowanym przez niego widokiem. Wyglądało też na to, że nie pełnią one funkcji estetycznej, a są swoistą formą zasilania - czego i w jaki sposób? To na razie pozostawało dla Rothescula tajemnicą, podobnie jak większość kwestii, które próbował zrozumieć.

Kryształy wchłaniały moc, dawny jedi wiedział o tym, jednak nigdy nie czuł tego w taki sposób, do tej pory wydawało mu się, że krysztal przyjmuje i oddaje dokładnie równe ilości magicznej energii. Jednak tutaj wydawało mu się, że krystaliczne konstrukcje tylko czekają na zastrzyg energii, zachłannie gromadząc go w sobie i są w stanie przyjąc go w nieskończonej ilości. Czy dawały jednak coś w zamian? - kolejne pytanie, na które kiedyś miał nadzieje uzyskać odpowiedz.
Był jednak pewien, że w jakiś sposób, są powiązane z ludnością - bez przerwy wysysają zarówno z niej, jak i z natury małe ilości energii - czy było to dla nich grożne, również nie wiedział, nawet jeśli lekko ich osłabiały, nie wyglądało na to, by ich krzywidziły. Na szczęście wszystkie te pytania mogły zostać porzucone, zmysłowi wzroku zabraka ujawnił się biały płaszcz tubylca - celu jego podróży. Skoro nie udało się z czarnym, może uda się z białym, jeśli to nie zadziała, jedyną sensowną opcją pozostaje wtedy żmudna nauka migowego. Migowego, który zresztą bardzo teraz się przydał - gdy tłumaczka, wiernie podążająca za zabrakiem, dość klarownie wyraziła kapłanowi czego chce od nich istota z kosmosu. Zabrak po prostu usiadł, złożywszy na krzyż nogi przed kapłanem, gestem wyciągniętej, otwartej ręki zachęcając go do tego samego, nie patrząc na reakcję drugiej istoty, zamknął oczy i wysłał część energii ku ,,białemu płaszczowi" by połączyć się z nim w transie, w którym miał nadzieje nic nie będzie próbowało go zjeść, zabić, pochłonąć - czy dokonać innej nieprzyjemnej rzeczy z ciałem i duszą zabraka. Liczył na to, że kasta ,,białych" jest wyróżniającą się w mocy w społeczeństwie i w jakiś sposób mniej powiązana z tamtą istotą i dzięki temu uda mu się porozumieć na gruncie mentalnym z przedstawicielem, jak sie wydawało, rządzacej kasty i uzyskać najważniejsze informację.

Dobrowolnie drugi raz narażał swoje jestestwo na zatracenie, jednak Rothescul nigdy nie był bojażliwy, ani cierpliwy. Jak sądził jednak potrafił racjonalnie łączyć fakty - kolory nie wzięły się z niczego, a ewentualny sukces operacji znacznie przybliży go do odkrycia wielu prawd tej zapomnianej przez cywilizację planety.
Awatar użytkownika
Vestibor Rothal
Gracz
 
Posty: 150
Rejestracja: 8 Lis 2015, o 00:22

Re: [Nieznana planeta] - Eden

Postprzez Mistrz Gry » 5 Sty 2020, o 21:18

Strzeliste czubki piramid zdawały się chcieć sięgnąć chmur i przerosnąć tak wyższe drzewa za murami. Z samej góry okoliczna gwiazda rzucała południowe światło, podwyższając temperaturę tropikalnej okolicy. Można by pomyśleć, że nagrzewać powinny się również wszechobecne kamienie konstrukcji, ale one ciągle zachowywały, tym razem przyjemny, chłód. Poczuł go jak usiadł naprzeciwko kapłana obcych. Ten z pewnością siebie zasiadł i rozpoczęli rytuał.
Tymczasem ludność zaczęła się zbierać, by obserwować zaistniałe zdarzenie. Ciekawość rosła, istoty zachowując dystans siadały i przypatrywały się, oczekując cudu, jaki niechybnie miał się zdarzyć.

Ponownie stracił kontakt z rzeczywistością i nastała ciemność. Oczy otworzył w bardziej niegościnnym miejscu niż uprzednio. Stał na jednym z czarnych korzeni ogromnego systemu. Ciemno zielona poświata rysowała kontury całego otoczenia, a te w cale nie prezentowały się optymistycznie, gęsto zakrywając docierające światło. Powykręcane kształty korzeni, oplatały całą okolicę. Górę, dół i boki, tworząc istny labirynt struktur, skryty w półmroku. Vestibor dotknął grubego korzenia. Było martwe, wszystkie korzenie były martwe. Miał wrażenie, że znalazł się na cmentarzysku. Sięgnął mocą daleko chcąc określić gdzie jest, gdzie się znajduje. Wszędzie było to samo. Pustka i namiastka śmierci. Chcąc wrócić do samego siebie... nie mógł. Nie wyczuwał też nigdzie kapłana. Jakby był tu zupełnie sam... coś poszło nie tak? Nie mógł być tego pewien.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Nieznana planeta] - Eden

Postprzez Vestibor Rothal » 9 Lut 2020, o 16:05

Istoty organiczne nie są w stanie przewidzieć co znajduje się po drugiej stronie - po tym gdy opuszczą cielesną powłokę. Zawsze było to unikalne doświadczenie dla każdej jednostki, za każdym razem zresztą wyglądało to trochę inaczej. Zabrak kilkukrotnie dokonywał tej sztuki, rzadko jednak z pomocą innego człowieka, szczególnie obcej, nieznanej galaktyce rasy. Nie wiedział jak zakończy się owa próba, toteż gdy jego duch zmienił astralne położenie nie był wcale zdziwiony. Przypuszczał, że po drugiej stronie mogą znajdować się wielce nieprzyjemne rzeczy, które wymagały odkrycia. Zakładał, że to co widzi przed sobą zmysłami i to co wykrywa dalej jest związane zarówno z przeszłością tego miejsca, tajemniczym ludem oraz nim.

Światła praktycznie nie było, a jednak byl w stanie odsiać brudną zieleń od głębokiej czerni i dostrzec kontury układające się w coś na kształt korzeni. Oplatały one całą okolicę tworząc dziwne, powykręcane figury, gdyby był tu fizycznie zapewne mocno utrudniałyby one podróż. Zabrak spróbował wejrzeć w głąb siebie, nie był jednak wstanie zawrócić ,,konwencjonalnie" z tego miejsca. Pozostało więc iść dalej i pogrążyć się w ciemności. Spróbował jeszcze wytworzyć z otaczającej go śmierci oraz z własnej energii życiowej, nowe życie w postaci słabego światła, nie wiedział czy w tym miejscu nawet tak prosta sztuka może mu się udać.

Gorąco przepraszam za tak spóżniony odpis, moglbym sie usprawiedliwiac swietami, sesją itd. Nie zauwazylem rowniez odpisu w czasie gdy moglem odpisac, a gdy go zauwazylem zaczela sie juz sesja i coz. Nie chce sie usprawiedliwac, po prostu przepraszam i teraz mam o wiele wiecej czasu az do kolejnej sesji. Krotki post bo tez nie chce robic tutaj nic co mi nie wolno i nie powergemowac.
Awatar użytkownika
Vestibor Rothal
Gracz
 
Posty: 150
Rejestracja: 8 Lis 2015, o 00:22

Re: [Nieznana planeta] - Eden

Postprzez Nicciterra » 17 Mar 2020, o 13:55

Był osamotniony. Uczucie te zdawało się wrzynać coraz głębiej. Sforsować jego dyscyplinę i wolę, wkraść się i rozsiać zwątpienie. Miejsce w którym się znalazł było nad wyraz wypaczone, nie ulegało to wątpliwości jego zmysłów. Jego starania jednak powiodły się. O ile nie mógł konwencjonalnie wrócić, o tyle panował nad mocą swobodnie. Jasna strona odpowiedziała żwawo, właściwie nawet zachęcająco, jakby sama szukała tutaj upragnionego, nieobecnego towarzystwa. O ciemnej stronie, jakoś podświadomie uznał, że wolał nie rozważać zbyt intensywnie. Na ten moment choćby.
Na przysłowiowe skinienie, mógł unieść się w przestrzeni i płynąć w dowolnym kierunku. Acz żaden nie wydawał się właściwy. Wedle postanowienia, wystarczało po prostu gdzieś brnąć. I mógł tak i czynił tak długo. Bardzo długo, aż uprzednie zwątpienie na nowo chciało uderzyć. Ośmielone dezorientacją obecnego gościa, głaskało go po szyi wzbudzając ciarki złowrogie, smakując jakby tuż przed wgryzieniem się.
Otoczenie ni w wyraz, detal i szczegół zmienić się nie chciało. Kursem przypadku przyjrzał się dokładniej temu, co go otaczało. Pozornie powtarzalnego, ktoś powiedziałby trywialnego w tym miejscu. W połowie ten ktoś miałby racje. Trywialność uchwycona była w oczywistość, że ryciny na korzeniach nosiły znamiona kształtów twarzy, acz z pewnością one się nie powtarzały. Każda miała w sobie nutę indywidualności.
Przyjrzeć się im wypadało, nie mając się za co innego zabrać. Rothescul dostrzegł wtedy tragiczne ujęcia rozpaczy zastygłych oblicz w błaganiu o ratunek. Wyciągnięte języki, szeroko obnażone zęby, czy żuwaczki, ślepia rozwarte do granic możliwości, puste w środku. Spękana skóra obnażająca kość czaszki, czy rozdarta chityna i wyzierająca z niej maź. Rodianie, ludzie, twilekowie, huttowie, verpini, besaliskowie, chissowie, zabracy, rattataki, aqualish, squiby i tak w nieskończoność. Wszystkie rasy jakie znał z życia, historii, legend i nawet te, których nigdy nie poznał i poznać pewnie dane mu nie było. Aczkolwiek jednej ryciny dostrzec nie mógł, której wiedziony intuicją począł szukać. Nowo poznanej rasy podzielonej na kasty i silnej w mocy nie mógł pod wpływem wszelkich starań znaleźć. W całym nieskończonym groteskowym labiryncie półcieni i przerażających kształtów.
Im bardziej wpatrywać się było w twarze tworzące plątaninę korzeni, tym coraz bardziej było słychać niewyrażone krzyki co tu utknęły. Póki co przybierając formę docierających z oddali szeptów. Obślizgłe i podstępne wrażenie znów chciało się wkraść, jakby badając czy aby to nieznajomy już opuścił gardę, czy jeszcze było się cierpliwością wykazać.

Trochę wyszło nazwijmy ezoterycznie, ale no cóż. Nie krępuj się i rozgość :twisted:
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: [Nieznana planeta] - Eden

Postprzez Vestibor Rothal » 18 Mar 2020, o 01:04

Wnętrze głowy zabraka stanowiła przeciwieństwo tego, co mogły dostrzec jego oczy - jednolita, stała pustka nie przerażała go, wręcz przeciwnie, miejsce w którym się znalazł i którego sekrety właśnie odkrywał napawało go nadzieją, słyszał co prawda wiele i sam doświadczył różnych dziwnych zjawisk, jednak to co właśnie przechodził tutaj napawało go nadzieją, na to że oprócz mięsa i kości jest czymś więcej. Mimo, że los obdarzył go wielkim darem - dał mu moc, pchał go w tak niespotykane sytuacje i ukazywał życie w tak wielu barwach, Rothescul nigdy nie był pewien, teraz przynajmniej w tym momencie, to co widział, a raczej odczuwał zmysłami upewniało go - przebywał gdzie indziej, w świecie wyrywającym się poza normy naukowego pojmowania, poza standardami rozumu istot myślących i z tą myślą i nadzieją, jako głównym i przejmującym go całkowicie uczuciem parł naprzód, odrzucając kłębiące się jakby na zewnątrz myśli, że zostanie tu na zawsze, pośród ciemności, tak jak i nieskończonych czarnych twarzy.

No właśnie twarze, tysiące widoczne zmysłem wzroku, z braku lepszego wytłumaczenia, tysiące powykrzywianych w agonii twarzy, wędrowiec miał swoje teorie - swoisty czyściec, muzeum gdzie przechowywane są ostatnie chwilę egzystencji cielesnych istot, a może test jakiemu z jakiegoś powodu był poddawany.
,,Nic nie jest pewne, wszystko to tylko domysły", powtórzył cicho w głowie, przypominając sobie dawno wyryte przez jednego z nauczycieli słowa. Nie dziwiło go to, że nie może dostrzec twarzy istot, które to doprowadziły go do wejścia do tego innego świata, było to zbyt realne, by móc nazwać to wizją, czy snem, chociaż realne na zupełnie innym poziomie, do którego był przyzwyczajony. Wśród milionów istnień, znalezienie akurat ich mogło zabrać mu wieki, chociaż instynktownie zdziwił się, że akurat to ich szukał i nie znalazł, może coś kierowało jego myśli na te tory, a może sam zaczyna wymyślać jakieś teorie. Przyglądał się przez bliżej nieokreślony okres czasu poszczególnym twarzą, brnąć przed siebie do przodu, nie męczył się fizycznie, nie odczuwał głosu, co innego natomiast z jego psychiką.

Od zwariowania, czy co gorsza poddania się negatywnym myślą oddzielała go żelazna wola, nakazał sobie skupić się na pozytywach i na logice - zewsząd da się wyjść, zawsze. Jednak i on w końcu musiał ustąpić, nie wiedział czy minęły minuty, dni, czy lata, czas tutaj nie obowiązywał, a przynajmniej tak mu się zdawało. Postanowił spróbować czegoś innego, usiadł skrzyżowawszy nogi i położywszy na nich dłonie i zaczął medytować.
Najpierw nie myślał o niczym, oddawał się błogiemu spokojowi, którego nic nie mogło zakłócić, czuł że unosi się niczym płomień dogasającej świecy pośród morza nieprzeniknionej ciemności, która napierała na niego, czuł również, że nie jest sam i ,,dobro" bo takie określenie przyszło mu na myśl, jest w nim silniejsze niż kiedykolwiek. Spróbował więc jeszcze inaczej, cofnął się do przeszłości, do pozytywnych wspomnień, a nawet do dopowiedzianych scen, wyobrażał sobie rodziców, szczęśliwych, młodych patrzących na niego z jakiegoś szczęśliwego miejsca, widział dawnych znajomych, wszyscy, mimo że nigdy się nie spotkali tańczyli w białym kręgu - otworzył oczy - obrazy nie zniknęły, stały się ,,realniejsze" były obok niego, wydawały się tak rzeczywiste, że mógł je dotknąć - wszyscy jego towarzysze, rodzina której nigdy nie doświadczył patrzyli na niego uśmiechając się, zerwał się by ich dotknąć, Ci wyciągnęli do niego ręce jednak przy ich skrzyżowaniu przeniknęły przez siebie. Zabrak zdziwił się, ale nie posmutniał - czuł, że obraz który widzi, tak fizyczny a zarazem nie obejmowalny jest czymś więcej, wszystkie z braku lepszego określenia ,,duchy" przeszłości stanęły przed nim i wyciągnęły dłoń, a następnie dosłownie wleciały w jestestwo zabraka, dodając mu ciepła i otuchy, a wokół niego zapanowała jasność jakiej jeszcze nigdy nie doświadczył, biel tak idealna, że niemożliwa do ujrzenia w świecie, z którego przybył. Na granicy swej świadomości czuł ciemność, ta jakby jeszcze bardziej przybrała na silę, jej nienawiść była tak wielka, że wydawało się zabrakowi, że gdyby dopuścił ją do siebie posiadł, by moc niszczenia światów, samą tylko tą myślą ściągnął ciemność, która naparła jakby fizycznie na światło - uczucia jakie przejmowały wtedy Rothescula są nieopisywalne z niczym co doświadczył po drugiej stronie, chociaż umiał je nazwać tu były one nie tyle zwielokrotnione, co przeniesione na zupełnie inną skalę.

Zabrak odrzucił myśl o potędze i ponownie usiadł, tym razem spróbował czegoś większego -
widział całe planety i otaczające je energię, na którą składały się miliardy istnień, czuł że biel, która je otacza to iluzja i gdy tylko o tym pomyślał, biel połączyła się z czernią, skrywającą się w ich jądrach i te siły skryły galaktykę pod szarym płaszczem, na którym iskrzyły złote gwiazdy. To już nie były jego myśli, coś prowadziło go ku tym wizjom. Mimo, że nie czuł zmęczenia upadł pośrodku krainy cienia, jednak już nie tak okropnie czarnego jak na początku gdy tu przybył, jasność wokół niego i w oddali sprawiły, że twarze zmieniły na chwilę swój wyraz, chociaż tego nie mógł dostrzec, chwilowo bowiem śnił, śnił o chwalę i potędze o złu i dobru, o możliwych ścieżkach dla jego galaktyki i o innych światach, jakie podsuwała mu w tym momencie wyobrażnia. A był to sen głęboki i długi, a zarazem tak spokojny, że możliwy jedynie po śmierci - zabrak żył jednak, niepewny tego co stanie się gdy znowu się obudzi


Ezoteryka, to ezoteryka, mocno dałem od siebie i swoich myśli, mam nadzieję, że nie przesadziłem, ale właściwie decyzja co bedzie dalej jest całkowicie po twojej stronie - gdzie się obudzi i co sie bedzie działo itd, więc chyba jest git, pozdrawiam i zachecam do jak najszbyszych odpisów.
Awatar użytkownika
Vestibor Rothal
Gracz
 
Posty: 150
Rejestracja: 8 Lis 2015, o 00:22

Re: [Nieznana planeta] - Eden

Postprzez Nicciterra » 20 Mar 2020, o 18:12

Jasna strona tuliła się do niego, jakby spychana na skraj w jedyne dostępne miejsce, przez względnie nieznaną siłę. Czuła się ona tutaj równie obco, co sam Rothescul. Mając jednak ją za towarzyszkę, słusznie nie mógł być samotny. Miał swoje wspomnienia i historię. Szmat czasu, który już stał za nim murem i wszyscy zjednoczeni w mocy. Duchy które go odwiedziły z pewnością należały do świata, który znał, które chcąc nie chcąc przywołał. Z pewnością nie do tego świata, który go teraz otaczał. Na przekór przeciwnościom odnalazł w sobie jedność, spójną i niewzruszoną, spowijając się Mocą i pozwalając jej przenikać przez siebie.
Pomimo zamkniętych oczu, niczym nieustępliwa mara, widok rozpaczliwych twarzy jednak wplatał się w wyobraźnię, przeciskając się w jego osnowę mocy, a głosy znów wkradały się do głowy, zajmując miejsce, które wszak należało tylko do niego. Słusznie jednak uznał, że drogą wyjścia nie jest parcie na zewnątrz i sprzeniewierzanie się woli ciemnej strony, wyjątkowo silnej tutaj, a do środka, do wewnątrz samego siebie, jako że przez własny pryzmat się tutaj dostał, niczym przez odbicie w lustrze. Porwał swoje jestestwo w odległy sen, który nie znał kłów rozwartej szczęki, co właśnie chciała mu się zamknąć na szyi i pochłonąć go do reszty.

Wybudził się nagle i nie czuł stóp pod sobą, unosił się? Głosy głodnych, którzy wydawali się badać swoją ofiarę, do tej pory wyrachowani i pewni swądu upragnionej przekąski, nagle poczuli jak ta wymyka się tuż przy zębach. Rozochocona bestia ryknęła ni to rozpaczliwie ni z pożądaniem, głosem wszystkich twarzy, które w ostatnim przebłysku tamtego świata zwróciły się ku niemu. Czuł oddech tuż przy karku, ale i odór czystej śmierci, palących się fekaliów i zepsucia ociekającego z paszczy co go chciała dorwać. Obecność za plecami i przed oczyma w końcu ustąpiła, a świadomość wróciła na stare tory, wynurzając się do rzeczywistości.
Oczy na nowo ujrzały znane mu światło, acz ostre było i mrużyć oczy mu przyszło, jakoby trzymał je zamknięte. Czuł jak mu podchodzi wnętrze do gardła. Czuł jeszcze ten swąd, który to zmusił ciało do odruchu. Wyrzucił z siebie zawartość żołądka i utracił kontrolę w mocy, w pędzie lotu wywracając się na plecy i brudząc siebie wymiocinami. Kasłał jeszcze tak chwilę odzyskawszy kontrolę, by to spostrzec okolicę.

Jego mediator w mocy, z którym chciał się skomunikować, nie przedstawiał najciekawszego widoku. Wyglądał jakby coś go zwęgliło. Obcy spłonął na pierwszy rzut oka z nieznanych przyczyn. Unieruchomiony w pozie powyłamywanych rąk, wykręconej nienaturalnie głowie i powykrzywianych nóg i tułowiu w absurdalny kształt. Twarz, czy raczej osmolona odkryta częściowo czaszka nie prezentowała rozpoznawalnej emocji. Okolica wiała pustką, a wszyscy wierni czmychnęli. Był sam na placu pośród piramid. Dostrzegł jednak kilka jeszcze trucheł nieopodal siebie. Równie tak samo potraktowanych, co nieszczęsny osobnik z kasty białych. Pośród nich rozpoznał kształt kobiety, która towarzyszyła mu ostatnimi czasy w jego miejscu spoczynku.
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: [Nieznana planeta] - Eden

Postprzez Vestibor Rothal » 24 Mar 2020, o 22:54

Wiele się wydarzyło, był w miejscu w którym nie powinien stanąć śmiertelnik, wrócił stamtąd odmieniony, jego instynkty zostały zwielokrotnionego, jego powiązanie z mocą uwypukliło się - czuł to, leżąc bez ruchu na ziemi próbował wykonać nadludzki wysiłek pokonując ból, który muskał, każdy z jego członków, z czasem zmniejszał się jednak, jedyne co się zmieniło to czucie - w dziwny sposób odczuwał każdą część swego jestestwa, ale w sposób który jeszcze do niedawna wydawał mu się absolutnie nieosiągalny. Poczuł swąd spalenizny, wyrażniejszy niż kiedykolwiek indziej, słyszał dzwięki wyrazniej niż wcześniej, wyczuwał wypełniającą go energię. Przytłaczało go to - na raz działo się za dużo, zwymiotował.

Widział dalej, słyszał więcej, czuł mocniej, w końcu wstał i rozejrzał się wokół. Nie tak zapamiętał to miejsce gdy zniknął, pośród otoczenia rozpoznał wypalone ludzkie kości - instynkt podpowiadał mu, że to on przyczynił się do ich zagłady. Krzyknął, tak bardzo miał ochotę wydrzeć się na wszechświat, za to że jego ręką nieświadomie morduje. Od tak dawna nie widział sensu w tym wszystkim, a gdy ten namacalnie go uderzył, stało się to czego wyrzekł się przez lata. Gdy zamilkł, spostrzegł, że ziemia wibruje, a w powietrzu unosi się pył. Wstał i wziął w ramiona nagi szkielet, rozpoznał w nim jego niedawną towarzyszkę, nie wiedział skąd wiedział, że to ona, ale był pewien, zapłakał, spostrzegł, że wokół niego pojawiła się mgła. Delikatnie złożył kości na dawne miejsce, poczuł że ogarnia go zło, nie dopuścił go jednak do siebie, wyrządził tutaj już zbyt wiele szkód. Obejrzał się wokół - budowle pozostały nienaruszone i mimo, że nie mógł dostrzec wzrokiem tubylców, czuł że tam są, co więcej obserwują go.

Godziny, dni, tygodnie - tyle czasu zmarnował próbując dowiedzieć się czegokolwiek. Miał czyste intencje, chciał nieść kaganek oświecenia temu ludowi, który przywitał go tu jak boga, chciał im tylko pomóc, nie był aż takim altruistą, by nie myśleć jednocześnie o profitach jakie może mu to przynieść, jednak nigdy nie rozważałby takiego kosztu. Jak ktoś kto nie rozumie drugiego, może mu pomóc, nie może, a w kościach które przed chwilą tulił do serca umarła jedyna nadzieja, na nawiązanie nici porozumienia. Mógł co prawda zacząć od nowa, ale nie chciał. Był przytłoczony i samotny, z każdą chwilą patrząc na pobojowisko wzbierał w nim również gniew, tłumił go, ale nie wiedział, czy go pokona, nie widząc wyjścia, udał się ku bramom prowadzącym do dżungli.
Awatar użytkownika
Vestibor Rothal
Gracz
 
Posty: 150
Rejestracja: 8 Lis 2015, o 00:22

Re: [Nieznana planeta] - Eden

Postprzez Nicciterra » 20 Kwi 2020, o 09:48

Dżungla przywitała go powiewem ciężkiego wilgotnego powietrza. Wydawała się wyjątkowo spokojna, aż zanadto. Opuszczając otwartą bramę w postaci kamiennego tunelu w murze o wysokim stropie, przed nim rozgorzała wyższa temperatura, dość nieznośna. Klimat tropikalny i spontaniczny deszcz co lał ze skłębionych wysoko chmur. Opad jakby zgrał się w udręczony nastrój zabraka, podsycając beznadziejność sytuacji.
Jednakże nie było słychać szczególnie czegokolwiek, ani widać owadów. Żaden ptak nie wydawał z siebie ostrzegawczego śpiewu. Żaden przerośnięty komar nie chciał ugryźć Rothescula, żadna małpa nie siedziała na wybujałym drzewie, żaden wąż nie szeleścił w wysokich na półtora metra trawach. Nigdzie dostrzec pajęczyny jadowitego pająka, ani jakiejkolwiek aktywności zwierząt. Nic tylko bujna i nieposkromiona roślinność.
Kroczył ścieżką udeptaną przez tutejszych, często widać odświeżaną, jako wycinać inwazyjne trawy trzeba było, a na drogę rozrzucano kruszywo kamienia, aby nic bezpośrednio nie wyrosło. Powoli przestał wyczuwać obecność tubylców, jako przestali go śledzić. Z każdą pokonaną odległością drzewa były coraz to grubsze i jakby okręcały się korą na kształt śruby wzdłuż pierwotnego stożka wzrostu, który to piął rośliny ku nieboskłonom. Monumentalne baobaby coraz trafniej przysłaniały światło dzienne, aż Rothescula naszedł cień. W półmroku dotarł do kamiennego ołtarzyka. Różnił się od razu na pierwszy rzut oka od konstrukcji w kamiennym mieście. Nie miał w sobie motywu piramidy ani trójkątów czy rombów. Był to idealnie płaski biały matowy kamień, a na nim prostokątna kolumna zwieńczona na szczycie ostrym szpicem. Na kolumnie wyryte były symbole również odmienne od spotkanych dotychczas. Zabrak dostrzegł znaczącą różnicę w charakterze tego obrazkowego pisma. To co było w mieście a tutaj, zostało napisane w odległym do siebie czasie. Kolejna rzecz z ołtarzykiem, która rzuciła się na pierwszy rzut oka, to pnącza. Niby wszechobecne w całej dżungli, okalały każde drzewo, tutaj jakby nawarstwiały się u podnóża płaskiej platformy ołtarzyku, nie śmiąc jednak wejść na płaską powierzchnię, a już na pewno owinąć się w okół kolumienki. Wyrastały z ziemi przy ołtarzyku.
Takąż to kamienną strukturę napotkał w swojej wędrówce. Ścieżka otaczała obiekt, przypominając rondo, a i z niej kierowały się dwa kolejne kierunki. Jedna jakby głębiej w stronę mroku dżungli, a druga w jaśniejszy kierunek, ku prześwitującym lasom tropikalnym.
Tymczasem, jak to w tropikach, deszcz przestał padać, by na chwilę zrobiło się lżej. W całym tym gąszczu i wysokiej roślinności, było na powietrzu nie tak ciężko, trzeba było przyznać. Choćby na chwilę.
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: [Nieznana planeta] - Eden

Postprzez Vestibor Rothal » 4 Cze 2020, o 23:48

Decyzja o opuszczeniu przytulnego siedliska nie była łatwa, ale konieczna. Zbyt wiele zła, mimo iż nieświadomie, wyrządził tam Rothescul, chcąc nieść kaganek oświecenia. Sam siebie skazał na wygnanie. Wiedział, że wyprawa nie bedzie łatwa, w dżungli zastał wszystko czego sie spodziewał, cieszyło go to, nie spotkały go żadne niezwykłe wypadki. Przeciwnie w tym miejscu panowała cisza i spokój, wrecz duszace uczucia, tak inne w porownaniu z tym co jeszcze niedawno doświadczał.


Podążał ścieżką walcząc z wieloma myślami, kłebijacymi sie w jego głowie. Każda próba wyjasnienia zjawisk, których doświadczył, przysparzała tylko jeszcze wiecej pytan. Dlatego po dłuższym czasie zrezygnował z analiz i poświecil swe zmysły analizie miejsca, w ktorym sie znajduje, był w końcu w obcym i niebezpiecznym miejscu. Poświecil sie terazniejszosci.


Gdy już zmierzchało odnalazł kamienne pozostałości po czymś, co niegdyś mogło być świątynią. Tak to przynajmniej wyglądało z daleka. Rothescul postanowił przeczekać tu deszcz, który przed momentem nawiedził to miejsce. Ogarnelo go niesamowite zmeczenie, ktore toczyło go przez całą wedrówke do tego miejsca. Ułożył sie na jednej z przewróconych kmaiennych kolumn, gasnącym wzrokiem próbując jeszcze objąć i zanalizować dziwne znaki, które zauważył nim zasnął.
Awatar użytkownika
Vestibor Rothal
Gracz
 
Posty: 150
Rejestracja: 8 Lis 2015, o 00:22

Re: [Nieznana planeta] - Eden

Postprzez Nicciterra » 24 Lip 2020, o 21:08

Składając swoje zmęczone ciało, poczuł przyjemny chłód od styczności z białym płaskim kamieniem. Krople spontanicznie spadały na niego, kiedy to przecisnęły się przez gęstwinę gałęzi wysoko rozmieszczonych wiele metrów nad utrudzonym. W miejscu tym było coś pocieszającego, pełnego komfortu, może i troski? Nikt ani nic nie ważyło się przeszkadzać odpoczywającemu, może oprócz kropel, które nie mogły się oprzeć ulegnięciu grawitacji, ale nawet i one zdawały się ledwo muskać Rothsecula, wręcz starając się zmyć z niego smutek, żal i wewnętrzną rozterkę. Szumem zaś swojego opadania rozwiewały ciszę, głosząc cichą pieśń zdolną przynieść ulgę, jeśli słuchacz potrafił jej ulec.
Komfort cierpliwie nużył oczy strudzonego, kiedy ten dokonał ostatniego wysiłku zmierzenia wzrokiem symboli wyrytych na kolumnie, u podnóża której się położył. To co przede wszystkim odróżniało od symboli zastanych w mieście to fakt, że te były starsze. Znacznie. Zatarte, gdzieniegdzie ukruszone, zmęczone czasem zdecydowanie bardziej niż przez tubylców utrzymywane w czystości miasto i komnaty w piramidzie.

Sen nadszedł błogi. Rothescul pamiętał jedynie tyle, że śniło mu się, iż był za jakąś zasłoną. Całun w którym się znalazł oddzielał go od tego, czego mógł się obawiać. We śnie jednak nie czuł strachu, osłona którą został obdarzony była niczym ramiona matki. Tutaj nic mu nie groziło, był bezpieczny i nie musiał się obawiać horrorów. Te trwały za niewidzialnym całunem tak jakby nie istniały w ogóle.
Otworzył oczy budząc się z drzemki pod wieczór. Chyba? Szacował. Było ciemno, ale przeczucie mu mówiło, że zbliża się wschód nowego dnia. Widocznie porwał go sen i był zmęczony bardziej, to i przespał dzień by obudzić się nowego dnia. A i nie przemókł z powodu deszczu
Plecy, ramiona, głowa, czy nogi. Nie bolało go nic. Otaczało go poczucie harmonii. Miał się dobrze. Choćby w momencie przebudzenia.
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: [Nieznana planeta] - Eden

Postprzez Vestibor Rothal » 30 Wrz 2020, o 23:46

Miejsce emanowało mocą. To ostatnie myśli, którym zabrak poddał się przed snem. Nareszcie złożył swe zmęczone ciało, przechodząc w stan błogiej nieświadomości. Pozorna sielanka przedłużyła się nawet we śnie, który nie mógł go ominąć w takim miejscu - pewna zapora chroniła go od tego, co czyhało na jego żywot. Przez chwilę, zdając sobie sprawę, że jest we śnie, zastanowił się, czy owa aura ochronna nie jest związana z miejscem, w którym się znajdował.

Przebudzenie było całkiem przyjemne, nie musiał przynajmniej przejmować się tym, czy kogoś nie skrzywdzi. Spał długo, prawdopodobnie nadchodził poranek. Wytężając wzrok zaczerpnął wody z pobliskiego wielkiego liścia nienaturalnie wygiętęgo drzewa. Szybkie orzezwienie postawiło go na nogi, zaczął przyglądac się miejscu w którym się znalazł.

Dotykał rękoma wyrytych w kamieniu inskrypcji, próbując zrozumieć ich sens. Mruczał ich sens, niby inkantacje. Nie wiedział co ma zrobić, chociaż owo uczucie nie było niczym nowym odkąd wylądował na planecie, tym razem jednak dość mocno mu przeszkadzało. Usiadł, kładąc nogę na nogę, szukając odpowiedzi w medytacji, której się poddał.
Awatar użytkownika
Vestibor Rothal
Gracz
 
Posty: 150
Rejestracja: 8 Lis 2015, o 00:22

Następna

Wróć do Nieznana Przestrzeń

cron