W związku z sytuacją fabularną odkurzam temat. Ponieważ nie wszystkich interesują szczegóły naparzania się w świecie SW, a zarazem wielu osobom przyszło nawet wbrew woli uczestniczyć w oblężeniu Coruscant, zmajstrowałem prosty obraz sytuacyjny.
Hot topic:
Inwazja na planetę w wykonaniu Star Wars
Czyli jak można podbić planetę?
I dlaczego atak Imperium na Coruscant był szalony/genialny*? *oceni to historia.
Ponieważ mówimy o inwazji, rozpatrujemy schemat z perspektywy atakującego. Schemat, jak to ze schematami bywa, jest ogólny i nie przewiduje wielu odstępstw od wzorca.
Kanon Gwiezdnych Wojen mówi nam, że planetę w tym uniwersum drogą militarną zdobywa się w następujący sposób:
1. Zbliżenie - musimy dolecieć do planety. Najlepiej niezauważeni.
2. Orbita - rozwalamy okręty wroga i zdobywamy przestrzeń kosmiczną.
3. Inwazja - wysadzamy własne siły naziemne. Rozwalamy siły naziemne wroga.
4. Kontrola - pacyfikujemy ludność cywilną. Wyznaczamy siły obronne w przestrzeni.Planeta jest nasza, dopóki ktoś znowu nam jej nie odbije.
Prawda, że proste? Do bólu logiczne. Wręcz oczywistość z podręcznika do przysposobienia obronnego w liceum. Utrudnienia napotykamy, gdy zaczynamy bliżej się przyglądać zasadom rządzącym inwazją.
Faza 1: Zbliżenie
Flota musi się dostać do systemu gwiezdnego, w którym chce podbić planetę. Jak? Oczywiście poprzez wykonanie skoordynowanego skoku w nadprzestrzeń. Im większa flota, tym większa szansa, że ktoś ją namierzy, nim dotrze do celu. Zebranie dużej floty w jednym miejscu jeszcze przed wykonaniem skoku niemal zawsze przyciągnie czyjąś uwagę.
Liczba dróg do planety jest ograniczona. Bezpieczny skok można wykonać wyłącznie wykorzystując trasę nadprzestrzenną znaną z map. A skoro my znamy tę trasę, to wróg też. I prawdopodobnie na swoim terenie przygotował jakąś niespodziankę w postaci min lub podobnej zasadzki. Ryzykowanie trasy nieoznakowanej może skazać całą flotę uderzeniową na zagładę. W hiperprzestrzeni nie można się porozumiewać. Jeśli jeden statek wpadnie w pułapkę, nie zdoła ostrzec innych. Albo ryzykujemy w ramach zaskoczenia życie wszystkich załogantów i istnienie całej floty dzikim skokiem, albo rezygnujemy z zaskoczenia na rzecz bezpiecznego szlaku. Suwak bezpieczeństwo-zaskoczenie można do woli przesuwać. Kluczem jest znaleźć złoty źrodek.
Wyskoczyć z hipera może nam takowa flota na dwa sposoby.
a) Blisko planety. Trudne do wykonania, istnieje ryzyko wypadku. Generalnie im bliżej tym lepiej, bo daje to większą szansę na zaskoczenie przeciwnika. Oczywiście wyskoczenie zbyt blisko planety zwyczajnie się skończy tak, jak każdy źle wyliczony skok - zlikwidowaniem jednostki, która z nadprzestrzeni wychodzi.
b) Daleko planety. Siły defensywne mają więcej czasu na przygotowanie obrony, ale skok jest bezpieczniejszy, bo nie grozi katastrofą przy wychodzeniu z nadprzestrzeni. Jeśli wyskoczymy dużo za daleko, przeciwnik może nie tylko się przygotować, ale wręcz ewakuować, zanim do niego dolecimy klasycznym napędem. Idealnie obrazuje to Hoth - Rebelianci zdążyli uciec. A oficerowie Imperium zostali za to przetasowani.
Faza 2: Orbita
Teraz trzeba wygrać bitwę w przestrzeni. My mamy do dyspozycji naszą armadę (+ zaskoczenie, jak dobrze pójdzie). Przeciwnik za to ma:
- wsparcie dział planetarnych,
- nierzadko rozbudowaną instalację bojowych stacji kosmicznych,
- flotę obronną,
- wsparcie z powierzchni planety w postaci kolejnych jednostek (np. myśliwców),
- prawdopodobne wsparcie flot stacjonujących w pobliskich systemach. Floty te mogą nam wyskoczyć od kupra i nas ostrzelać. Im bliżej Jądra galaktyki, tym większe zagęszczenie systemów, czyli większe ryzyko wsparcia dla wroga. Bliskie sąsiedztwo -> większa szansa na pomoc sąsiedzką.
- w przypadku najlepiej rozwiniętych planet będzie tu jeszcze Tarcza Planetarna, która z zasady przesądza o tym, że podbijanie planety jest niewarte strat, jakie się przy tym poniesie. Jak coś ma Tarczę Planetarną, to lepiej to zostawić w spokoju. Jak ma kilka Tarcz, to pewnie jest to Coruscant.
Jak widać, atakujący zawsze jest w gorszej pozycji i prawdopodobnie to on poniesie większe straty.
Aby móc przeprowadzić desant na powierzchnię planety, musimy zdobyć przestrzeń, czyli bezwarunkowo wygrać Fazę 2. Najbardziej dogodna sytuacja to taka, gdy pozbędziemy się 100 % jednostek floty obronnej planety. Oczywiście desant da się wykonać wcześniej, jeszcze w trakcie walki. Trzeba jednak wtedy się liczyć z tym, że jeśli przegramy bitwę kosmiczną, zdesantowanych żołnierzy spisaliśmy na straty. Ponadto desant w trakcie walki to zwiększanie strat własnych. Obrona planetarna wystrzela nasze desantowane wojska jak kaczki.
Niestety często nie ma dość czasu, by wyczyścić orbitę i spokojnie sobie poustawiać okręty do desantu. Pamiętamy, że za chwilę mogą nas zaatakować dodatkowe okręty z innych systemów wezwane przez obrońcę na pomoc.
Zakładamy, że zdobyliśmy orbitę. Hura! Czy wróg się już poddaje? Nie. Zdobyliśmy przestrzeń nad planetą. Ale sama planeta nadal nie jest nasza. Straciliśmy od groma jednostek, póki co z zasady jesteśmy do tyłu względem obrońców. No to co nam zostaje? Trza zacząć właściwą inwazję. Po to tu przylecieliśmy!
Alternatywa do inwazji: Bombardowanie orbitalne.Oprócz desantu mamy jeszcze drugie rozwiązanie. Zamiast wysadzać wojska, możemy ustawić flotę w taki sposób, by ostrzelać powierzchnię planety. Potrzeba do tego konkretnej siły ognia, w czasach Mgławicy na szczęście są ISD i niemal każda jednostka Imperium może nam zafundować orbitalne bombardowanie. Na takie bombardowanie jednak rzadko decyduje się w SW ktoś poza małymi szalonymi droidami bez skrupułów. Bombarduje się obiekty o charakterze militarnym, rzadziej przemysłowym. Jak zbombardujesz cywilów - prawdopodobnie oberwiesz od przełożonego.
Bombardowanie orbitalne konkretnych obiektów jest niewygodne o tyle, że wymaga precyzyjnego ustawienia okrętu na orbicie, czyli dużej ilości czasu. By móc sobie na nie pozwolić, trzeba kontrolować przestrzeń. Okręt zajmujący pozycję do zaorania planety jest niemal bezbronny względem ataku innych okrętów. Najgorsza możliwa dla nas sytuacja to taka, by wsparcie wroga przybyło w czasie, gdy my ustawiamy nasze okręty na orbicie.
Faza 3: Inwazja
Mamy kosmos, skopaliśmy flotę obronną wroga, przechodzimy do inwazji właściwej.
a) Wróg ma Tarczę Planetarną. Prawdopodobnie wycofał też pod nią flotę. Dupa z inwazji. Przebicie Tarczy jest piekielnie trudne, acz nie niewykonalne. Zanim jednak to zrobimy, przybędzie wsparcie wroga i ostrzela nas z dwóch stron.
b) Wróg nie ma tarczy. Jest ok.
c) Wróg miał Tarczę, jakimś cudem ją rozwaliliśmy.
Wysyłamy w atmosferę planety wszystko, co w atmosferę może wejść. I wysadzamy wojsko. Zadaniem naszych żołnierzy jest... zabicie innych żołnierzy. Ponieważ mowa o CAŁEJ PLANECIE trzeba zajmować ją po kolei:
- zneutralizować wszystkie obiekty o charakterze militarnym,
- zająć najważniejsze punkty administracyjne,
- zdobyć przewagę powietrzną, czyli znów wywalczyć przestrzeń, tym razem w atmosferze,
- spacyfikować ludność cywilną, której może być na planecie 100 000 razy więcej niż naszych żołnierzy.
Wróg ma te wygodę, że na powierzchni planety może przebywać tysiąc razy więcej żołnierzy lub oficerów bezpieczeństwa niż jesteśmy w stanie wysadzić. W praktyce jednak takie sytuacje zdarzają się rzadko, jedynie w przypadku najważniejszych planet. Jeśli opanowaliśmy przestrzeń, zawsze możemy się wspomóc flotą. Patrz: bombardowanie orbitalne.
Najsensowniejszym zagraniem jest wynegocjowanie warunków kapitulacji planety. Jeśli wróg walczy do końca, inwazja może się okazać zupełnie nieopłacalna, a zniszczenia, których dokonamy na planecie, sprawią, że po prostu będzie to kiepska zdobycz.
Faza 4: Kontrola
Zdobyliśmy planetę. O ile Faza 1. była najtrudniejsza w przygotowaniu, Faza 2. wymagała najszybszego wykonania, Faza 3. była najtrudniejsza w wykonaniu, to Faza 4. jest po prostu najdłuższa ze wszystkich.
Aby zdobyć kontrole nad planetą, musimy w jakiś sposób przekonać jej mieszkańców, że nie warto chwytać za broń. Kiedy mowa o ludnych planetach, deportacja jest niemal niewykonalna, a zrobienie ze wszystkich cywilów jeńców wojennych wymaga ogromnej ilości ludzi i środków.
Jeśli nie spacyfikujemy cywilów, po prostu zmiażdżą nas przewagą liczebną. Ataki terrorystyczne, aktywny ruch oporu - nie, chcemy tego uniknąć. Bez współpracy cywilów - planeta po prostu nie będzie funkcjonować.
Wydzielamy też własne siły obronne dla podbitej planety. Początkowy okres jej kontrolowania będzie najtrudniejszy. Dopóki nie spacyfikujemy/przekonamy do siebie ludności cywilnej, jesteśmy zagrożeni, że planeta zostanie odbita.
Voila!
Powtarzamy schemat, aż podbijemy całą Galaktykę.
Warunki:
- nieskończona ilość sprzętu (okrętów)
- nieskończona ilość ludzi
***
Mam nadzieję, że powyższe dane ogólne komuś się przydadzą (nikogo nie faworyzuję, ale moja postać jest na Coruscant, więc do boju oficerowie NR!).
Schemat oczywiście jest pierwotny, każda inwazja może w większym lub mniejszy stopniu od niego odbiegać. Posiłkowałem się mocno wookiepedią.
***
Zachęcam do dyskusji na temat trwającego na Mgławicy eventu, to jest ataku na Coruscant.