Czyli, jeśli przyjąć, że świat dąży do równowagi, to Moc jest z założenia Jasna, a Ciemna powstaje przez złe wykorzystanie, więc... mamy jedną Moc, którą określa tylko to, że gdzieś tam istnieje zło, do którego jest wykorzystywana?
Mam wrażenie, że odpowiedź na to pytanie jest zawarta w moim poprzednim poście, więc nieco lakonicznie z perspektywy Jedi:
1. Świat/Moc nie dąży do równowagi. Świat/Moc jest w równowadze, tylko czasami występują zaburzenia i należy je pacyfikować. To duża różnica. A nawet jeśli się uprzesz, że do czegoś dąży, to dark side zyskuje kolejny aspekt: hamuje rozwój.
2. Zło nie istnieje tylko z faktu, że ktoś wykorzystuje do tego Moc. Ciągle błędnie zakładasz, że wszystko zależy od użytkowników Mocy, podczas gdy ona jest w dużym stopniu od nich niezależna, istniała też przed założeniem zakonów, podlega spontanicznym zmianom, jest jak zjawiska pogodowe, potrafi mutować, kondensować się w miejscach/przedmiotach/osobach. Dark siderzy są tylko jedną z emanacji zła, najbardziej oczywistą i bardzo groźną, ale to tylko mały procent. Jedi walczą z ciemną stroną nie tylko poprzez gnębienie Sithów/Dark Jedi. Właściwie Sithowie są tylko efektem ubocznym, co widać w historii całego EU. A stali się arcywrogami Jedi, bo weszło to do swoistej tradycji i mieli ku temu predyspozycje.
Byle chciwy Rodianin jest przejawem Ciemnej Strony, bo zakłóca równowagę, a konkretniej przeszkadza w koegzystowaniu. W sumie light side sprowadza się do harmonii galaktyki i "czyń dobrze". Tylko czasami były tam pewne niekonsekwencje.
3. To, czy istnieje "jedna" Moc jest sprawą drugorzędną z perspektywy jej dualizmu. Do tego, że istnieje coś, co ogólnie nazywa się Mocą są zgodni wszyscy. W sumie to już kwestia nazewnictwa. Jedi rozróżniają jej dwa aspekty, Aing-Tii uważają że Moc dzieli się na tysiące barw itd. A inne grupy nie nazywają nawet Mocy Mocą, tylko "magią" lub podobnie. Niektóre założenia wszystkich tych grup są zgodne: istnieje coś, jakaś mistyczna siła, którą nazywamy wspólnie force (może nawet błędnie, bo tych force'ów może być kilka). Jedi widzą takie dwa force'y, ciemny i jasny, ale ponieważ te objawiają się podobnie (lub nawet są wariantami tego samego zjawiska) nazywają je wspólnie Mocą w odmianie Jasnej i Ciemnej. Zważ, że początkowo były to dla nich dwa różne byty: Ashla oraz Bogan. Prawie jak dwa bóstwa.
Teoria jednoczącej Mocy, Potentium i te inne odłamy kładą akcent na jednorodność Mocy, dualizm akcentuje... właśnie dualizm. Ale dualizm z naciskiem na konieczność wyboru jednej ze stron.
to można zauważyć, że jego ścieżki od Jasnej Strony, do Ciemnej z biletem powrotnym wynikały w większości z jego osobowości, ludzkiego myślenia i słabości.
A ja znowu wrócę, do zdania tej teorii. Dlaczego to Moc ma mieszać w głowach użytkowników, skoro widać po nich wszystkich, że kierują nimi ludzkie wady, uczucia i pożądania?
Może. A może konwencja Star Wars ma wyolbrzymiać te słabości czynnikiem nienaturalnym, bo taka jest rola dydaktyzmu baśni. Przerysowane cechy. W tym wypadku to przerysowanie ma uzasadnienie czynnikami zewnętrznymi, Mocą. Tak jak w świecie WoD ludzkie słabości są kreślone przez cechy wampirów i upiorów, tak jak w Neuorhimie ludzkie wady ukazują skrajne sytuacje zagrożenia i zawalenie dawnego porządku, jak w filmach Tarantino brutalność i groteska, jak dramatach Mrożka absurd. Wszystko to służy pokazaniu ludzkich słabości i przywar. Nie jestem w stanie jednoznacznie stwierdzić, że bohaterowie SW byli warunkowani psychologicznie albo wpływało na nich coś magicznego. Był taki koleś, który wpadł na zatarcie podobnej granicy świata fantastycznego i realnego (psychologicznego) już wcześniej. Nazywał się Shakespeare. Jego bohaterowie sami nie wiedzieli, czy po prostu im odwaliło, czy są usprawiedliwieni przepowiedniami, duchami etc. SW korzysta z podobnego modelu, tym bardziej że spotykamy się z mrowiem uzasadnień i wizji pisarskich, komiksowych oraz z innych źródeł.
Nie ważne jak żyjesz, jeśli Twoje życie kończy się po tej lepszej stronie, jest dobrze?
Trochę jak ten chrześcijański motyw z jedną nawróconą owcą wartą więcej niż sto wierzących, nie?
Anyway, nie widzę żadnego uzasadnienia dla tej tezy. Z perspektywy Jedi ich życie i śmierć niewiele znaczy, nie szukają zbawienia, mają misję light side i tego się trzymają. Co do kończenia po lepszej stronie... wiemy że Palpi był potępiony jako skorumpowany przez Dark Side i piekielnie się tego bał. Wiemy, że Jedi osiągali po śmierci jedność z Mocą, ale nie tylko oni. Wszystkie żywe istoty to spotykało. Tak czy inaczej, akurat w kwestii "kończenia dobrze lub źle" nie jest wiele powiedziane w SW. I jeszcze miesza sprawa force gohostów.
Bo jeśli określać jako równowagę tylko Moc Jasną, to życie Ulica dalekie było od tego stanu.
A kogo obchodzi jego życie? Jedi nie skupiają się na sobie, tylko są altruistami. Nie podlegają później ocenie, sami niektórzy nazywają się sługami Mocy, więc jej służą. To Sithowie skupiają się na doczesnych aspektach. A życie Ulica było dalekie od stanu równowagi, bo dał się skorumpować dark side. Jak dla mnie ciąg logiczny zachowany. Zresztą trochę zawężamy tu rozumienie równowagi. Nie chodzi o równowagę ducha pojedynczych osób i ich saldo dobrych i złych uczynków, tylko równowagę Mocy. Jedni wpływają na tę równowagę bardziej, inni mniej. Ulic ostro namieszał.
Jednak i tak ten stan wydaje się być spowodowany ich położeniem, a nie konkretnie wpływem "nienaturalnej" siły.
Podchodzi Dark Jedi do Gunganina, mind trick: "skocz ze skały". I teraz powiedz, że ten Gunganin skoczył, bo miał słabą psyche. No miał, ale nieco wybiórcze podejście, stawiamy na pierwszym miejscu jego cechy charakteru, choć oczywistym jest że bardziej zawiniła tutaj Moc (a raczej force-user). Widzę analogię z forcem, który ma stały kontakt z psychiką użytkownika, może korumpować. Zaznaczam "może" bo jak już tu pisałem i będę niżej, zabawa polega na niejednoznacznej ocenie. Choć nie zawsze. Gdy na ten przykład Luke przystąpił do sklonowanego Palpiego, dokonał tego z własnego wyboru, bo miał ukryty cel. Ale potem sam mówił, że nad sobą nie panuje, rzucał dark side jak nałóg i uzależnienie fizyczne, nie tylko psychiczne.
Nie mniej jest jakaś ogólna zasada często obserwowana: pierwszy krok musi wynikać z wolnej woli, dalej działa coś więcej. Jak pakt z diabłem.
Przecież to są tylko mocno uwypuklone i wyolbrzymione cechy, które drzemią w każdym człowieku.
No to jeszcze weźmy pod uwagę, że w świecie Star Wars żyje ponad 20 milionów gatunków rozumnych o różnych cechach psychologicznych, czasami zupełnie różnych od ludzkich. Trandoshanie nie mają ludzkich wad, mają inne, inną mentalność, a też się dają korumpować dark side. Jest też jasno powiedziane, że force potęguje emocje/doznania, rozszerza percepcję o nowe zmysły. To już sprawa tego, gdzie wytyczymy granicę wolnej woli i wpływu z zewnątrz. Może, jak u przywołanego Shakespeare'a, nie da się jednoznacznie odpowiedzieć, może chodzi o mix psychologii i czynników nadnaturalnych, a może nie da się inaczej, niż polegać na kompletnym relatywizmie i rozpatrywać każdorazowo tych spraw z perspektywy poszczególnych nurtów myślowych. Sith z dziedzictwa Bane'a powie, że sam jest panem losu, choć doznania potęguje mu Moc, Jedi powie że dark side korumpuje na kilku płaszczyznach, Imperial Knight że filozofujemy za dużo i trza słuchać imperatora, bo jest personifikacją Jasnej Strony (kocham tych maniaków), Potentium jeszcze co innego i tak wewnątrz świata nie znajdziemy odpowiedzi, możemy co najwyżej ciekawie to wykorzystać na PBFie.
Jako odbiorcy dzieła fikcyjnego Star Wars jednak wiemy, jak skomentował sprawę Lucas.