Jac Randall napisał(a):Shanghai wygląda bardziej PRL-owo (jeżeli mogę sobie pozwolić na takie porównanie). Niewiele budynków jest tam tak nowoczesnych jak w Hong Kongu, większość to takie szare bloki...
Toś trochę pojechał:
Jeśli to jest PRL, to czym była nasza ojczyzna do 89' , bo podobieństw nie dostrzegam w centrum biznesowym Szanghaju żadnych. Pomijam fakt, że za naście lat zacznie im się to wszystko ponoć sypać ze względu na słabej jakości materiały. Z kolei Pekin sprawia wrażenie miasta mniej nowoczesnego od Szanghaju, głównie ze względu na brak jakiegoś potężnego skupiska drapaczy chmur i tym podobnych budynków. Że brak starej zabudowy - tutaj niestety stosuje się często politykę - burzymy i budujemy nowe, stąd np w Szanghaju coraz rzadziej można spotkać tradycyjną zabudowę choćby z okresu wojennego.
Ogólnie wasza dyskusja, a szczególnie niezadowolenie Emmy z utraconej tożsamości Hong Kongu skłoniły mnie do poświęcenia dzisiejszego wpisu na rzecz właśnie Hong Kongu, do którego to dostarczył mnie samolot z Amsterdamu (bezpośredniego połączenia z Warszawą brak, więc lata się przez Londyn, Paryż, Amsterdam, Helsinki, czy Moskwę - nie polecam). Dzisiejszy wpis będzie miał charakter trochę bardziej przewodnikowy.
"Hong Kong, gdzie pogoda mnie nie lubi"
Brytyjskie Chiny witają mnie rozkosznymi 25C, co w porównaniu do 8C w Polsce jest temperaturą rozkoszną. Przeszkadza trochę wilgotność i ciuchy, które mam na sobie (w szczególności jeansy z którymi nic zrobić nie mogę), ale wsiadam do lotniskowego autobusu i pocę się w milczeniu. Napawam się widokiem ludzi stojącej w kolejce do autobusu - widokiem, którego nie zobaczę przez najbliższe pół roku. Po niecałej godzinie jestem już w swoim hostelu, nie znajdującym się tym razem w Chungking Mansion. Jeśli przeglądalibyście ofertę hostelową Hong Kongu - połowa z nich znajduje się właśnie w Chungking. Czym jest Chungking trudno ująć w słowa, bo jest rzeczą w pewnym sensie unikatową. Jest to pięć kilkudziesięciopiętrowych budynków, w których chyba na wszystkich piętrach w ogromnym natężeniu znajdują się pokoje dla gości. Czasem jednak można zdziwić się, gdy recepcja znajduje się np. na piętrze 20, a pokój w którym śpimy na 16. Zresztą często nie robi to różnicy, bo większość pokoi i tak nie ma okien, a przestrzeń życiowa pozwala na w miarę komfortowe otwarcie drzwi wejściowych bez wpadnięcia na łóżko. Z tym większym zachwytem spoglądam na swój pokój w budynku gdzie jest tylko jeden hostel, gdzie pokój jest pokojem, a i pojawia się okno przez które coś widać. Moja druga połówka po poprzedniej przygodzie z Chungking też jest pod wrażeniem. Generalnie gdybym był sam - absolutnie nie obchodziłoby mnie gdzie śpię, byle było taniej, ale jako że sam w HK akurat nie byłem... Jeśli ktoś poszukiwałby tak czy siak kiedykolwiek naprawdę zacnego miejsca do spania w tamtych rejonach, a oczekiwałby równocześnie trochę komfortu - polecam z całego serca YESINN HOSTEL
http://www.hostelworld.com/availability ... Kong/13035Jeśli zależy nam na możliwie najniższych kosztach - Chungking.
Z radością padam w łóżko, na którym nie muszę kurczyć nóg, by nie wybić dziury w ścianie i z zamiarem zrobienia porządnego zdjęcia panoramy Hong Kongu o zachodzie słońca i po zmroku z The Peak - punkt z którego Jac zrobił swoją fotkę, zasypiam. Słońce wpadające rankiem przez okno nastawia pozytywnie i po krótkiej dyskusji z lepszą połówką na temat celu podróży w czasie dnia wybieramy wioskę Tai'O, leżącą na wyspie Lantau. Pomarańczową linią metra docieramy do ostatniej stacji (Tung Chung), gdzie przy początkowej stacji kolejki linowej prowadzącej na słynne wzgórze Ngong Ping przesiadamy się na autobus nr 11. Po 40 minutach jazdy przez skąpane w chmurach wierzchołki wzgórz i słoneczne niższe partie docieramy do wioski. Tai'O jest głównym "miastem" Lantau, położonym na jego zachodnim brzegu i zamieszkanym przez ludność Tanka. Trudno uwierzyć, że wciąż jest to terytorium Hong Kongu, bo żadnych wieżowców z którymi ów się kojarzy nie uświadczymy. Jak to wszystko wygląda można sobie wyobrazić na podstawie zdjęć poniżej ("Tai'o Village" i "Police"). Ludzie naprawdę tam mieszkają i ponoć nie chcą się wynieść pomimo gorących nalegań ze strony rządu. Obchodzimy całość dookoła dokumentując wszystko sporą ilością zdjęć i wracamy do centrum miasta (za centrum uznaję Wyspę Hong Kong). Okazuje się, że The Peak skryty jest w chmurach i plany nocnych zdjęć można wsadzić sobie w d. Od strony morza nadchodzi w dodatku mgła, która rozwiewa wszelakie plany również na dzień następny. Ten zamiast na trekingu po wzgórzach okolicznych wysp, pozostaje spędzić w kinie (Up in the air - polecam
) i włócząc się po Victoria Harbour i robiąc zdjęcia budynkom czasem wyłaniającym się z mgły. Ludzie lubiący zakupy również znajdą tu wszystko czego szukają, a nawet więcej. Mówienie, że mieszkańcy Hong Kongu dali sobie narzucić brytyjską kulturę, można by porównać do narzekania, że na Manhattanie zamiast wigwamów stoją wieżowce. Mimo wszystko wpływ wyspiarzy na rdzennych mieszkańców Hong Kongu był zdecydowanie pozytywny co daje się zauważyć w kulturze osobistej i małych codziennych rzeczach jak np. kolejki do autobusu, czyli rzeczy, których w kontynentalnej części Chin nie uświadczymy. Mówienie o slumsach również jest dla mnie trochę śmieszne. Zależy co uważamy za slumsy... Przejeżdżałem obok slumsów w Nairobi i nic na świecie nie jest póki co temu obrazowi choćby bliskie. Hong Kong ma po prostu starsze dzielnice, gdzie budynki czasy świetności mają za sobą, ma przedmieścia, gdzie zdarzają się budynki dość prowizoryczne. Jednak niestety każdemu polskiemu miastu bliżej chyba do slumsów w moim odczuciu. i kilka zdjęć (w niskiej rozdzielczości, żeby się nie ładowały pół dnia. Jeśli ktoś chce, mogę podesłać w rozdzielczościach w granicach 4000px):