Kanonada w środku była słabo słyszalna na zewnątrz, z knajpy wybiegło kilku mężczyzn jednak nikt nie próbował ich powstrzymać. Na odgłos strzałów, 434 nie należy do najcichszych broni, agenci na zewnątrz błyskawicznie zajęli pozycje. Dowódca akcji wyjął komunikator...
Strzał zlał się z widokiem padającego ciała, z tej odległości karabin był niezawodny. Nadajnik wypadł z martwych rąk i rozbił się o ziemię. Doskonała decyzja snajpera zapobiegła wezwaniu posiłków. Reszta akcji potoczyła się błyskawicznie, z baru wypadł Jack w towarzystwie innego mężczyzny i dokonali szybkiej egzekucji na pozostałych przy życiu agentach. W celowniku Nigela przez chwilę znalazła się twarz Davisa, szybko jednak przesunął go na dalsze i potencjalnie bardziej niebezpieczne obiekty.
- Spotkamy się na lądowisku 53, dzisiaj wieczorem. Znajdę cię. - Davis uruchamiał speeder stojący przed barem.
- Jeżeli nie dacie rady dotrzeć do 24 lecimy bez was Wyjąć silnikiem pracującym na najwyższych obrotach speeder ruszył w kierunku centrum miasta. Z kolei Jack zaczął wycofywać się na z góry upatrzone pozycje. Właśnie zepsuł sześciu imperialnych agentów. Poprzednich dwóch pewnie jeszcze nie wyszło ze szpitala, nieźle jak na dwudniowy pobyt..
W celowniku pojawił się patrol policji, dwóch krawężników zwabionych odgłosem strzałów, biegło w kierunku baru z wyciągniętymi blasterami. Nigel miał się wycofać, ale gliniarze mogli wpaść na Jacka. Nie miał wątpliwości kto wyjdzie ze starcia cało. Czym innym było jednak mordowanie imperialnych agentów, a czym innym przedstawicieli prawa. A może nie było różnicy...
***
Stukot butów na obcasach rozlegał się w wąskiej pustej uliczce wypełniając przestrzeń i zdając się osaczać Saine ze wszystkich stron. Niby alejka miała tylko kilkaset metrów, a w dali widziała już pojazdy śmigające jedną z większych ulic. Światła miasta kusiły swoim blaskiem, w pewien sposób hipnotyzując złudnym poczuciem bezpieczeństwa. W ostatniej chwili uniknęła uderzenia w głowę, jednak szarpnięta bluzka puściła w szwach rozdzierając się z trzaskiem. Kela przekoziołkowała tracąc równowagę i wylądowała na kolanach tyłem do ulicy a przodem do napastnika, torebka zsunęła się jej z ramienia upadając na ziemię. W blasku dojrzała stojących przed nią czterech obcych. Mieli w dłoniach jakieś rury czy pałki i nie wyglądali na ludzi...
Wypadł na zewnątrz i niemal natychmiast stracił trop. Smród ryb z pobliskiej knajpy zawsze go denerwował. Na szczęście Chest doskonale znał okolicę, nie musiał kierować się węchem. Właściwie odgłos kroków uciekającej kobiety był tak głośny że nie potrzebował wyczulonych anzackich zmysłów. Ruszył szybkim sprintem niemal bezszelestnie zbliżając się do swojej ofiary gdy nagle! Między nim a kolacją stanęła czwórka jakichś zbirów. Zapewne zamierzali się "trochę zabawić" Nie pozwoli na to, żądza zupy była zbyt silna, i cały czas miał przewagę zaskoczenia. Nicolas rzucił się na stojącego najbardziej z prawej strony mężczyznę wbijając mu wibronóż głęboko w kark.
Saine ujrzała cień który spadł na jednego z prześladowców przy akompaniamencie przeraźliwego krzyku ofiary. Pozostali trzej ruszyli nie do końca tak jak przewidywał to napastnik. Jeden zamierzył się na nią, zaś dwóch rzuciło się w kierunku Anzata.
Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza GryPanda, ostania szansa
Jack Otor po załatwienia gliniarzy wracacie do kanałów