Eliot Gradss sięgnął po delikatnie fosforyzującego drinka, którym raczył się napawając widokiem z okien wynajętego apartamentu hotelowego. Kobieta o kształtach bogini leżała po drugiej stronie łóżka. Jej pofalowane brązowe włosy rozrzucone na poduszce mieniły się odcieniami czerwieni, gdy padało na nie światło jednej z holoreklam. Ociągając się wstał z łóżka, by odetchnąć świeżym powietrzem na tarasie. Gdy tylko wszedł do salonu, momentalnie poczuł, że coś jest nie tak. Przeszklone drzwi były otwarte, a chłodne, nocne powietrze wdzierało się do środka. Nie zdążył wykonać najmniejszego ruchu, gdy na jego czaszkę spadło coś ciężkiego. Upadł na posadzkę, czując jak ciepła ciecz spływa mu powoli za kołnierz.
- Witaj Eliot – znajomy głos, który dobiegł gdzieś z góry sparaliżował go doszczętnie
Silne ręce postawiły go do pionu i rzuciły na stolik z giętego szkła. Wylądował na podłodze wraz z rozbitymi fragmentami mebla. Napastnik był już na nim. Wbił swe kolano między łopatki Gradssa i przycisnął jego twarz do pokrytej tłuczonym szkłem podłogi. Mężczyzna krzyknął przeraźliwie, a jego głosowi zaakompaniował krzyk kobiety, która odziana w szlafrok stanęła właśnie w drzwiach.
- Pani nam wybaczy – zwrócił się do niej mężczyzna przyduszający Gradssa – Musimy z przyjacielem porozmawiać na osobności.
Przyjęła możliwość opuszczenia apartamentu z nadspodziewaną gorliwością i szybkością. Drzwi zasunęły się za nią bezszelestnie.
- Gdzie jest Zirrx? – spytał Caldon beznamiętnym głosem
Gradss milczał. Chwycony za włosy próbował się wyrywać, lecz uścisk przemytnika był zbyt mocny. Spróbował podjąć ostatnią, desperacką próbę ataku, lecz jego przeciwnik nie dał się zaskoczyć. Chwycił przegub dłoni Eliota i z towarzyszącym tej czynności odgłosowi łamanej kości, wykręcił go w nienaturalny sposób. Nieludzki ryk wypełnił mieszkanie.
...
- Gdzie jest Zirrx? – ponowił pytanie Keren – Masz ostatnią szansę.
Zwisając głową w dół nad nieskończoną przestrzenią Coruscant, Gradss przyznałby się do stosunku z samicą Wookie.
- Mos Espa! Poleciał na Tatooine!
- Jesteś pewien?
- Przysięgam! Chce sprzedać plany Huttom! – jego ton głosu załamał się – Błagam! Nie zabijaj mnie.
- Nie mam zamiaru – padła odpowiedź – Grawitacja zrobi to za mnie.
...
Dwóch Granów działając zespołowo i podtrzymując się nawzajem, wracało do domu z pobliskiej meliny. Choć godzina nie była późna w wolnych dłoniach trzymali praktycznie już opróżnione butelki Johriańskiej Whiskey. Jeden z nich spojrzał w górę i dostrzegł jakiś ciemny kształt spadający z ogromną prędkością. Obiekt z głośnym plaśnięciem zahaczył o wystające rury klimatyzacyjne i wprawiony w ruch wirowy poszybował dalej w dół. Gran spojrzał podejrzliwie na swego towarzysza, a gdy ten odpowiedział tym samym, obaj prawie równocześnie przenieśli wzrok na trzymane w rękach butelki.
***
Coruscant - najludniejsza planeta w całej galaktyce nigdy nie zasypiała. O każdej godzinie dnia i nocy po szlakach powietrznych mknęły tu miliony pojazdów, a nieskończone ilości holoreklam i świateł sprawiały, że trudno było zauważyć różnicę między dniem i nocą. Potrójne zero było też rynsztokiem galaktyki, gdzie pod okryciem luksusu i bogactwa istniał świat równie mroczny jak najniższe poziomy miasta. Świat dziwek, alfonsów i wszelkiego rodzaju przestępców, gdzie życie było warte mniej niż kilka kredytów. Mimo wszystko Keren Celdon darzył to miejsce pewnego rodzaju sentymentem, a nawet sympatią. Przebijając się przez płynący chodnikami wielorasowy tłum, rozglądał się za lokalem w którym mógłby czegoś się napić. Jego uwagę zwrócił szyld „Heaven” wiszący nad całkiem zachęcająco wyglądającym wejściem.
...
- W czym mogę służyć? – spytała ciemnowłosa kobieta, która nagle pojawiła się przy stoliku.
Keren uniósł wzrok znad holograficznego menu i spojrzał na kelnerkę. Delikatny, choć sprawiający wrażenie wyuczonego uśmiech zagościł na jej twarzy. Z pewnością nie można było jej odmówić urody, a niewielki pieprzyk osadzony nad lewym kącikiem ust jedynie dodawał jej zmysłowości. Przemytnik miał ochotę odpowiedzieć w dość dwuznaczny sposób, lecz spojrzenie zielonych oczu utkwionych w niego w oczekiwaniu na zamówienie odwiodło go od tego pomysłu.
- Coś mocnego – odpowiedział odwzajemniając uśmiech – Może podwójną koreliańską z lodem.
Skinęła głową przyjmując zamówienie. Odeszła kilka kroków, gdy od strony zajmowanego przez kilku wyrostków sąsiedniego stolika, w jej kierunku popłynął głos jednego z nich.
- Cześć mała! – w jego głosie wyraźnie brzmiała nadmierna ilość wypitych drinków – Chodź tu i dołącz do nas!
Kobieta zignorowała zaczepkę, pewnym krokiem kierując się w stronę baru. Towarzysze chłopaka zachichotali .
- Cthn rulyen stka wen! - rozbawiony Rodianin poklepał młodzieńca po plecach - Chyba jednak nie masz tu takiej władzy, jak mówiłeś.
Chłopak poderwał się ze swojego miejsca.
- Już ja ją nauczę szacunku – warknął ruszając na spotkanie niosącej szklankę z drinkiem kelnerki.
Keren westchnął ciężko. Wyglądało na to, że nie otrzyma swojego zamówienia tak szybko, jakby tego pragnął.
- Chyba mnie nie usłyszałaś kotku – odezwał się chłopak, gdy kobieta wystarczająco się zbliżyła – Kazałem ci podejść do naszego stolika – chwycił ją za rękę przytrzymującą tacę z drinkiem i szarpnął mocno. Szklanka spadła na posadzkę zalewając ją swoją brązowawą zawartością i roztrzaskując się na drobne kawałki. Kelnerka wolną ręką chwyciła jeden z palców napastnika i wykręciła go boleśnie. Chłopak krzyknął z bólu.
- Ty suko – wycedził – Już ja ci pokażę!
Zamachnął się, lecz poczuł nagle że czyjaś silna dłoń chwyta jego ramię.
- Jak może zauważyłeś, pani nie ma ochoty na twoje towarzystwo.
Odwrócił się w kierunku właściciela głosu, by zobaczyć pięść zmierzającą szybko w kierunku jego twarzy. Z jękiem upadł na mokrą posadzkę. Chwytając się za krwawiący nos, z niedowierzaniem spojrzał na stojącego nad nim ciemnoskórego mężczyznę.
- Jesteś martwy suhinsynu! – wycharczał – Wiesz him ja jestem? Mój ojciec jest właścicielem tego hlubu! Jego ludzie znajdą ciebie i tę suhę!
- Przekaż moje uszanowanie – odparł przemytnik mijając wyrostka starającego się zatamować obfity krwotok z nosa.
Znajomi chłopaka zamarli w bezruchu na swoich krzesłach. Jedynym znakiem że wciąż żyją, były nerwowo śledzące sytuację gałki oczne. Caldon poczuł, że spojrzenia wszystkich wokół wlepione są w ich trójkę.
- Idziesz, czy zostajesz? – zwrócił się do kobiety.
Od Kelana