przez Ainslie Iristov » 29 Sie 2015, o 17:38
I koniec. Jakże dramatycznie. Dudnienie ciężkie przez podłoże, od najrozmaitszych butów. Jedynie w swoim rodzaju. Jakby zagęszczenie się atawistycznej ciemności. Bo było to tak, podsumowała w myśli. Nagłe światło. Błysk. Huk. Wybuch. Głośne polecenia żołnierzy. Próbujących zapanować nad tłumem. Wszyscy zupełnie stracili... rozum? Chwilowo - na pewno. Wibrujące. Wkręcające się do głowy najrozmaitsze krzyki i wrzaski. Czas. Tak bardzo ciężki. I gęsty. Tak różny w pojęciu. Dla tak wielu galaktycznych ras. Ponieważ ewidentnie jest elastyczny. I trudną do ukształtowania przez osoby formą. W tej samej chwili stało się bardzo wiele rzeczy. A wnet bardzo wszystko przyspieszyło. Dotąd niezaprzeczalnie wlokło się irytująco i niezaprzeczalnie stresująco dla oczekującej na rychłe wydanie jej małej prawie przecież legalnej eskapady w centrum kosmicznej stolicy osoby.
Kobieta widząca najbliższe dramatyczne zajście zaklęła, zupełnie do niej niepasującymi określeniami… bo zwykle zapewne byłyby to grzeczne i tak bardzo ułożone – słowa. Ciemnowłosa błyskawicznie odwróciła się, trzymając w odpowiednim ukryciu dość już mało schludnego odzienia, blaster. Źle się z tym wszystkim czuła. Wiedziała, iż do akcji o wysokim ryzyku zupełnie się nie nadaje. Choć z powodów pryncypialnych tak bardzo, że bardziej się nie da. W jednej chwili przesunąwszy się do przodu, intuicyjnie od paru dobrych minut wyczuwała nieznane jej naturalnie jeszcze, zbliżające się niebezpieczeństwo. Jej podstawowym problemem często stanowił trochę irytujący najbliższych jej znajomych powód iż często miała rację. Przymknęła oczy odruchowo je osłaniając od zmiany najbliższego otoczenia.
Skupiła się, biorąc szybko w garść, nie mogła sobie dłużej pozwalać na tak zwane potocznie zamieranie w bezruchu. Stwierdziła bezprecedensowy fakt, iż na bank wpakowała się w niezłą kabałę. Tak, tak. Tyle się orientowała na sto procent. Gdy doszła do siebie po paru sekundowym zwlekaniu, czym prędzej odeszła z centralnego miejsca zdarzenia. Była przy tym absolutnie pewna, iż w końcu Ci, co to wszystko organizują, zapewne nie zostawiają raczej świadków. Trzeba będzie poszukać kogoś do pomocy i raczej szybko. Jednocześnie nie była na tyle naiwna, żeby się łudzić, iż nic jej to nie będzie kosztowało. W rozwiązaniu całej zagadki, co chwila bardziej przedstawiającej na wierzch – wyskakiwały coraz nowe aspekty. W tym wszystkim kryło się coś coraz bardziej dziwnego, coś, co na razie nie umiała określić po imieniu. Udała się będąc jeszcze ostrożniejszą niż to w ogóle jest możliwe w poszukiwaniu czegoś co by przetrwało ostatnią nawałnicę. I nadawało się do odlotu. Ot, takie małe skromne wymagania. Gdziekolwiek poza Coruscant, to na początek. Panna Iristov uzmysłowiła sobie ulgę, równocześnie mając jakikolwiek cel, którym należałoby wreszcie zacząć podążać. Ku samym niewiadomym. Wyszła z pola rażenia pewnym krokiem ku czemukolwiek, co jeszcze tu latało.
- Znakomicie. Pierwszy łup.