przez Ainslie Iristov » 4 Maj 2015, o 10:37
Witam ponownie.^^ To jest tak... Na początek przepraszam najmocniej za zniknięcie, ostatni semestr magisterki administracji (sprawdziany, sprawdziany, sprawdziany plus kiedyś obrona + masa spraw osobistych nagle były na głowie, ale powiedzmy, iż teraz opanowane i wreszcie więcej niż trochę mam czasu^^) postaram się już być bardziej aktywna. Jeszcze raz przepraszam. Nie wiem, konto jeszcze mam chyba aktywne, nie mam pojęcia, czy konieczne jest zakładanie nowej karty (żaden problem), w regułach nic za bardzo nie jest napisane, więc na wszelki wypadek po prostu odpiszę tu^^ Przepraszam za małe zamieszanie, jak coś to to potem usunę, pozdrawiam.
***
Gdy się o coś niepokoimy, czas potrafi upływać bardzo szybko. Wieczór jednakże ostatecznie zapadł, dzień minął dla pracownicy imperialnej niezwykle owocnie, oraz zwłaszcza pracowicie. Skonstatowała pochmurnie szatynka patrząc z zachmurzonym czołem na prostą, czarną, ale szykowną w swojej prostocie kreację. Decyzje, decyzje... Nie cierpiała tego momentu podejmowania procesu działania. Od rana zakłócały ewidentnie spokój przytulnego apartamentu. Atmosfera była gęsta od napięcia. Spojrzała z rosnącym niepokojem w lustro. Natychmiast ułożyła twarz w maskę niezakłócającą emocjami. Myśli panny Iristov krążyły przez cały dzień od momentu, a właściwie rzecz ujmując od chwili, gdy wyszła z biurowca. Ostrzeżenie wysłane przez anonima krążyło w głowie, niczym niespokojne osy, przebudzone perspektywą zaatakowania przeciwnika napadającego na ich rodzinne gniazdo. Istniało powiedzenie, iż każda istota, nawet najbardziej słaba i bezbronna, podatna na ewentualny atak, myśli o potencjalnej obronie. Tutaj idealnie się sprawdzało. Westchnęła pod nosem. Wiele by dała, aby odkryć tajemniczego nadawcę i co miał dokładnie na myśli. Ale wiedziała, iż jej wrodzona ciekawość każe jej mimo wszystko wykonać zadanie. I nie miała zbytniego wyboru, to po pierwsze, a że w pracy znali ją od strony odpowiedzialnej, nie chciała tego wizerunku za bardzo popsuć. Zresztą, krążyły plotki o paru pracownikach, którzy nie wiedzieć kiedy, tajemniczo zaginęli właśnie po pierwszych sprzeciwach. Taki ustrój, tacy władcy, takie państwo. Demokracja i wolność posiadanego wyboru były już mocno zdezaktualizowane.
Założyła czarne wygodne buty na obcasie, następnie do tego małą podręczną torebkę, w którą włożyła parę drobiazgów, potrzebnych zwykle kobietom. Uśmiechnęła się. Chissowie posiadają swojego rodzaju swoją dumę tudzież honor, toteż postanowiła po prostu postawić wszystko na jedną kartę. Lubiła ryzyko, z czego była niestety znana. Czasami się opłacało, a czasami... Cóż, wiedziała na pewno, iż nie chce umrzeć ze starości, śpiąc.
Finito. Gdy nadeszła (nagle jakby przyśpieszył czas) dwudziesta, wyszła pewnym krokiem, przerywając jeszcze senną ciszę stukotem butów. Po jeszcze wcześniejszej niepewności nie było widać ni śladu, nie wiedziała, jak dobrym obserwatorem i czy w ogóle, jest Marcus. Nie znała go za dobrze. Uśmiechnęła się lekkim ułożeniem mięśni twarzy w kierunku swojego szefa.
- To gdzie Pan rozkaże? Jestem do Pana dyspozycji.
Rozglądała się nadal ciekawie po coraz bardziej budzącej się do nocnego życia okolicy. Choć stacjonowała tu już od bardzo dawna, rzadko podróżowała, nawet w obrębie samej stolicy. Wzdrygnęła się leciutko, czując chłodny powiew wieczoru. Założyła lekką białą kurtkę, ale należała do istot ciepłolubnych, choć na samej jej rodzinnej planecie nigdy za zbytnie ciepło nie panowało. To była istna kraina lodu i zimna, z widoku statku wyglądająca na królestwo śniegu, ewidentnie uniwersalnie niegościnna dla niemal całej reszty świata. Ocknęła się ze wspomnień, zerkając ciekawie (ciekawość to trzeci stopień do piekła -tak, tak...) na swojego rozmówcę. Nie mogła się pozbyć wrażenia, iż w jego na pozór miłym uśmiechu czai się jakieś drugie dno, tylko jeszcze nie zorientowała się, czy w ogóle jakiekolwiek.
- Znakomicie. Pierwszy łup.