przez Mistrz Gry » 12 Gru 2015, o 19:41
Mogli mówić o szczęściu, wręcz niewyobrażalnym szczęściu. Statek już do niczego się nie nadawał, na szczęście nie stracili zbyt wiele towaru, a oni sami wyszli z tego praktycznie bez szwanku. Pozostali jednak bez środka transportu i praktycznie bez pieniędzy.
- Może sprzedamy, co mamy i kupimy nowy statek? - zaproponował Derik.
Ron westchnął, wyraźnie zmęczony tym wszystkim. Jego entuzjazm bardzo szybko wyparował. Mogli się cieszyć, że przeżyli, ale teraz na głowie mieli inny problem. Nie mogą zostać na Coruscant.
- Nawet gdybyśmy sprzedali cały towar, nie stać by było nas na kupno w miarę porządnego statku, a wiesz, że nie kupiłbym byle czego. Do tego część towaru została zniszczona w trakcie "lądowania" i raczej jest już nic nie warta. Wasz pomysł ze sprzedażą i kupnem byłby dobry, gdyby było nas stać i pamiętajcie, gdzie jesteśmy. To stolica, tu wszystko jest cholernie drogie. - mężczyzna zaczął kręcić się w kółko. - Dajcie mi chwile pomyśleć. A zresztą, muszę się czegoś napić, należy mi się.
Nie czekając na innych odszedł, kierując się w stronę wyjścia z lądowiska. Derik tylko machnął ręką, a Connie pokręciła głową. Quorn był chyba w najgorszym położeniu, choć stolica z pewnością dawałaby mu więcej możliwości niż takie Manaan.
Minęła godziną od momentu, gdy Ron odszedł. Derik już powoli zaczął tracić cierpliwość, gdy wtem drzwi hangaru się otworzyły wszedł przez nie Ron. I nie był sam. Razem z nim szedł jakiś mężczyzna średniego wzrostu i w średnim wieku. Rozmawiali ze sobą po cichu i nie dało się rozróżnić o czym mówią.
- To moja załoga. Connie, Derik i emm... Quorn. A to nasz nieszczęsny statek, jak widzisz, nigdzie się już nim nie odleci.
Mężczyzna skinął głową pozostałej trójce. Teraz można było mu się lepiej przyjrzeć. Miał około czterdziestki, może odrobinę więcej, patrząc na nitki siwizny przebijające się przez ciemne włosy, zarówno na głowie, jak i w zaroście na twarzy.
- Rozumiem... miło mi poznać, jestem Vans Celto i jestem kapitanem frachtowca "Orientation". Brakuje nam załogi, więc moja propozycja jest jasna - mogę was przyjąć na mój statek, z pewnością dla każdego znajdzie się jakieś zajęcie...
Derik już miał zaprotestować, gdy Ron podniósł rękę hamując dzikie zapędy przyjaciela i jego gorący temperament.
- Posłuchaj do końca i dopiero potem się wypowiedz. Mi też z początku się to nie spodobało, ale jeszcze zmienisz zdanie, jak ja.
Starszy mężczyzna chrząknął, spoglądając na pozostałych i po chwili kontynuował.
- Jak mówiłem, mogę was przyjąć na statek, zajęcie dostaniecie, dla waszego towaru też się znajdzie miejsce. Oczywiście nie będziecie robić za darmo. Brakuje wam statku, prawda? Za swoją pracę dostaniecie odpowiednie wynagrodzenie, a może nawet coś więcej, możliwość prowadzenia własnej działalności. To dobrze opłacana robota, choć niepozbawiona ryzyka, jak wszystko zresztą w tej galaktyce. I nie jestem oszustem...
Derik momentalnie wyrwał się do przodu, a próba Connie, by go zatrzymać spełzła na niczym. Dopiero zdecydowany ruch Rona i zablokowani mu drugi zatrzymało szarżę Twi'leka.
- To oszust, jak nic! Nie mamy statku, ani pieniędzy, na pewno chce nas oskubać z tego co jeszcze nam zostało! Ron, nie bądź idiotą! Chcesz nas wpakować w kolejne bagno?!
- Wyluzuj Derik! Mówię ci, że można mu zaufać, zresztą jaki mamy wybór? Ze sprzedaży tego złomu i towaru nie będzie nas stać na nowy statek i co zrobimy? I tam pewnie musielibyśmy się gdzieś zaciągnąć, więc czemu nie? Zresztą widziałem jego statek i ludzi, wydają się być porządni, to z pewnością nie jest Duke i jego banda. - ostatnie słowa wypowiedział praktycznie szeptem.
Twi'lek w końcu odpuścił i odsunął się. Nadal był zły, ale nie odzywał się więcej. Na Vansa patrzył jak na zwierzynę, na którą chętnie by skoczył i rozerwał jej gardło. Jego lekku poruszało się niespokojnie.
- No więc jak? Niedługo odlatujemy z planety, więc nie mogę długo czekać. Moja propozycja jest uczciwa. Warunki omówiłem już z waszym kapitanem. Wiem, że posiadacie odpowiednie doświadczenie.
Spoglądał na całą trójkę. Jego wzrok zatrzymał się dłużej na postaci Derika, ale potem przesunął się dalej, by ostatecznie paść na Quorna. Po chwili Connie skinęła głową, wyrażając swoją zgodę. Derik wyraźnie był niezadowolony, ale zgoda kobiety podziałała na niego jak kopniak i w końcu uniósł ręce w bezradności, co ostatecznie można było uznać za zgodę. Pozostał jeszcze Quorn. Formalnie nie był członkiem załogi, z grupą Rona poznał się ledwo dzień czy dwa wcześniej, co obecnie może się wydawać, jakby miało miejsce całe lata temu. Jednak i on był tutaj brany pod uwagę, mógł się zgodzić i kontynuować wyprawę bądź zrezygnować i poszukać czegoś innego.