przez Gabriel Raabe » 22 Sty 2016, o 11:15
Gabriel w milczeniu i zasępieniu czekał, aż ich jednostka doleci do miejsca przeznaczenia. Czuł narastający niepokój, który paraliżował jego ciało i myśli. Nie mógł się skupić, a wyobraźnia cały czas podsumowała mu wizje jego egzekucji.
Musiał jednak wziąć się w garść. Jeszcze nie wszystko stracone. To po prostu kolejny dzień w Radzie, kolejna dyskusja polityczna, kolejna rozmowa, w której będzie zmuszony blefować, zaryzykować i wypaść przy tym wiarygodnie.
Gdy jednak poczuł, jak statek wreszcie ląduje na stabilnym gruncie, ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Prawie zwymiotował z nerwów, na drżących kolanach wstał, pouczony przez szturmowców i ze spuszczoną głową szedł tam, gdzie był prowadzony. Znajdował się w jakiejś kolonii karnej – co mogło oznaczać, że być może nie zostanie od razu skazany na śmierć, lecz będzie żyć, chociażby jako niewolnik w kopalni… co stanowić będzie jedynie odłożenie egzekucji na później.
Przyprowadzony został przed oblicze naczelnika tutejszej placówki, jak świadczyła tabliczka na drzwiach. Marcus Eive. To imię nic mu nie mówiło, ale to pozostawało bez znaczenia – wątpił, że zostanie doprowadzony przed oblicze sądu. Fakt, że od razu przetransportowano go do placówki więziennej wskazywał na to, że władza nie planowała wymierzyć sprawiedliwości, a od razu zastosować karę. Raabe nie mógł nawet zaprotestować, jeżeli zależało mu na tym, żeby ta kara nie stanowiła od razu najsurowszego wymiaru.
Gabriel usiadł, zgodnie z poleceniem. Głośno wciągnął powietrze i spojrzał na swojego rozmówcę. To tylko kolejna dyskusja w Radzie. To polityka. Jesteś politykiem. To, co mówisz, to prawda. To fakty. Uwierz w to. On też w to uwierzy pomyślał i przez moment w istocie poczuł się, jak gdyby jego zadaniem było przekonanie Busrina, że wprowadzenie ryczałtowej opłaty za towary luksusowe sprowadzane przez turystów na Maanan nie będzie miało żadnego negatywnego wpływu na gospodarkę jego planety.
- Jak Pan być może wie, gubernator Busrin został wezwany, w związku z ostatnimi wydarzeniami na Manaan, na Coruscant. Ja, Gabriel Raabe oraz Ga’wanar, jako członkowie Rady, zostaliśmy wybrani, aby mu towarzyszyć. Przygotowany został odpowiedni transport i wyruszyliśmy w drogę. Jestem pewien, że w raportach i logach portu na Manaan znajdzie się informacja o tym locie – zaczął swoją opowieść Gabriel. Miał nadzieję nabrać w tej początkowej części opowieści na tyle pewności siebie, że będzie mógł ją dokończyć z równą werwą. Był politykiem. Kłamał od lat, dostawał za to wynagrodzenie. – Statek miał pewne problemy z hipernapędem, o ile dobrze pamiętam, nie wiem, czy były one zgłaszane przez załogę statku – tłumaczył dalej – Najpierw nie mogliśmy wskoczyć w nadprzestrzeń, a następnie, gdy skok już się udał, został on gwałtownie przerwany w pobliżu świata, który stanowczo nie był Coruscant. O ile dobrze pamiętam, była to Cona – spojrzał pytająco na swojego rozmówcę, jak gdyby oczekując, że ten potwierdzi tę informację. – Następnie zostaliśmy zaatakowani przez nieznane jednostki. Nasz statek został uszkodzony i zaczęliśmy opadać w kierunku powierzchni planety. Załoga robiła co w jej mocy, aby ocalić nas przed śmiercią.
W tym miejscu przerwał, głośno wciągając powietrze. Zaczynała się ta część, od której zależało jego być albo nie być.
- Szczerze powiedziawszy, dalsze wydarzenia pamiętam bardzo poszarpanie. Na przemian traciłem i odzyskiwałem przytomność, gdy wchodziliśmy w atmosferę. Instynktownie zapiąłem pasy, nie jestem pewien, czy inni to zrobili, ale chyba to ocaliło moje życie. Gdy wreszcie się wybudziłem, znajdowaliśmy się na sporej wysokości nad ziemią, zawieszeni na jakichś drzewach. Zacząłem wołać i szukać pozostałych uczestników lotu, ale Ga’wanar już nie żył, a gubernator leżał w kałuży krwi. Usiłowałem sprawdzić, czy nadal żyje, ale nie wyczułem tętna. Poczułem, jak statek zaczyna się przechylać i spanikowałem. Zabrałem szybko zawartość apteczki czy tam innego schowka, w którym znajdowały się maski tlenowe i blaster. Uciekłem, zanim Lampda zdążyła spaść z drzew, które je przytrzymywały, chwilę po tym, jak wydostałem się z niej, statek spadł. Gdybym został tam dłużej, zapewne bym zginął.
Znów zawiesił głos. Tym razem autentycznie, wspomnienie tamtych chwil napełniało go odrazą i strachem.
- Ci, którzy nas zaatakowali, przelecieli jeszcze raz nad miejscem katastrofy. Najwidoczniej chcieli potwierdzić zestrzelenie statku, lecz szybko odlecieli, musieli mnie nie zauważyć. Postanowiłem wrócić do wraku statku, żeby przeszukać szczątki w poszukiwaniu ewentualnych ocalałych lub narzędzi, które pomogą mi przeżyć. Zniszczenia i pożary były jednak zbyt duże, bym mógł liczyć na cokolwiek. Potem straciłem przytomność, zmęczenie i stres dały o sobie znać.
Krótka pauza. Zapatrzył się w jakiś punkt, próbując wzbudzić u rozmówcy wrażenie, że cały wypadek wywarł na nim silne piętno i nie było mu łatwo o tym mówić.
- Zostałem wybudzony przez jedną z istot, która zamieszkiwała tę planetę. Z jakiegoś powodu mi zaufała. Wiedziałem, że jest moją jedyną szansą na kontakt z cywilizacją lub zdobycie pożywienia, więc poszedłem za nią. Doprowadziła mnie do wioski i usadowiła w jakimś domostwie. Od razu podejrzana wydawała mi się wysoka technologia, którą odznaczał się ten budynek. Domyśliłem się, że jednak nie jestem pierwszym człowiekiem, którego ten tubylec widzi, a znaleziony w środku hologram potwierdził moje przypuszczenia. Być może wcześniej gościem wioski był rycerz jedi, być może nawet sam Kyle Katarn, który zostawił tę wiadomość – postanowił od razu wyłożyć kawę na ławę i nie ukrywać istnienia wiadomości. Zwłaszcza, że nawet jeżeli jego rozmówca nie wiedział jeszcze o jej istnieniu, to z pewnością dowiedziałby się o niej w najbliższym czasie. Raabe wiedział, że próba pozostawienia tejże informacji bez komentarza z jego strony, rzuci na niego dodatkowe podejrzenia.
- Następnie zostałem pojmany przez szturmowców Imperium i trafiłem do pana, sir. Oto cała historia. Naprawdę nie jestem w stanie odpowiedzieć, co mnie ocaliło.
Spojrzał na swojego rozmówcę oczekująco. Domyślał się, że być może będzie mieć jakieś pytania do historii, którą właśnie odpowiedział. Wiedział, że na twarzy polityka maluje się olbrzymie zmęczenie i stres, co naczelnik z pewnością będzie chciał wykorzystać. Nie mógł dać się złamać.