Po ostatnich słowach siedzącej przed nim kobiety Kross postanowił już dłużej jej nie męczyć. Podszedł do niej i pocieszająco objął ją ramieniem. Ocierając oczy wyciągniętą z kieszeni spodni chustką, podniósł ją z fotela i podprowadził pod drzwi.
- Proszę się nie martwić, zajmę się wszystkim. Odnajdę ją - zapewnił podając płaszcz swojej klientce.
***
Nie zwlekając jeszcze tego samego dnia udał się na miejsce, o którym wspominała matka dziewczyny. Sektor 15 rzeczywiście nie należał do najprzyjemniejszych. Pełno było tu podejrzanych lokali, wałęsających się gangów, ćpunów i meneli, co to za parę kredytów zabili by własną matkę. Nie miał pojęcia, co dziewczyna chciała robić w tej okolicy. Ulicę 107 i mieszkanie 1078 odnalazł po jakiejś godzinie. Blokowisko rzeczywiście nie wyróżniało się absolutnie niczym szczególnym. W holu wejściowym budynku natknął się na kilku śpiących bezdomnych, ale poza tym było w miarę spokojnie. Zdezelowaną windą dotarł pod drzwi wspomnianego mieszkania. Zapukał. Po blisko minucie oczekiwania wcisnął przycisk otwierający na panelu obok drzwi i ku jemu małemu zdziwieniu te otworzyły się przed nim. Hol mieszkania był pusty, jeśli nie liczyć walających się wszędzie śmieci, brudnych ubrań i resztek po jedzeniu. Ostrożnie stawiając kroki wszedł do środka, rozglądając się na boki. Jednak mimo całej tej ostrożności nie spodziewał się tego, co nastąpiło chwilę potem. Z jednego z pokojów wypadł nagle niski człowiek z bronią w ręku. Kroos zdążył tylko przekląć się w myślach, że nie wyjął swojej broni, po czym ostatnim, co pamięta, było małe ukłucie i dziwna strzałka stercząca z jego klatki piersiowej.
***
Obudził się z najgorszym kacem w życiu. Kiedy tylko powolnie płynące myśli zaczęły odbierać bodźce z otoczenia, zauważył, że jest przywiązany do metalowego słupa, ręce i nogi mając skrępowane durastalową linką. Spojrzał w dół i ujrzał ułożony pod jego stopami stos drewna. Drewna! Ktoś zadał sobie wiele trudu i stracił mnóstwo pieniędzy na to, co leżało pod jego stopami. Rozejrzał się wokół. Znajdował się w jakimś zamkniętym pomieszczeniu, w którym panowały dość duże ciemności. Wszędzie wokół dostrzegał zarysy ścian a nad sobą, w suficie, chyba wylot wentylacji. W pewnym momencie rozbłysło światło, kiedy do pomieszczenia weszła postać, którą Jonas widział wcześniej w mieszkaniu na chwilę przed utratą przytomności. Dźwigała na ramieniu nieprzytomną dziewczynę. Otępiałe zmysły detektywa dostrzegły jednak podobieństwo do córki swojej klientki. Mężczyzna złożył ją nieprzytomną u stóp jego stosu. Wtedy dostrzegł też stół i... sztalugi? W pomieszczeniu na przeciw niego stało stanowisko idealnie przygotowane do malowania obrazu! O co w tym wszystkim chodziło? Kim był ten szaleniec? Kross spróbował szarpnąć swoje więzy, ale były tak mocno zaciśnięte, że linka jedynie bardziej wbiła mu się w nadgarstki, boleśnie skręcone po drugiej stronie słupa.
- No cukiereczki, pora zaczynać, raz raz!
Mówiąc to stojący przed nim człowiek podpalił stos drewna pod jego stopami. Płomienie buchnęły w jednej chwili. Kross poczuł żar i gorąco bijące z dołu. Nie minęła dłuższa chwila, a płomienie buchnęły z pełną mocą, obejmując jego stopy, a następnie całe nogi. Wył. Wył z bólu, jakiego nigdy dotąd nie czuł. Jego krzyk unosił się w górę, ku wentylacji, wraz z gryzącym dymem i smrodem palonego ciała. Pomoc jednak nie miała szans nadejść. Nie tutaj, nie w ciemnej sali w zapomnianej przez prawo dzielnicy. Ogień objął jego tors i jedynym pragnieniem Jonasa stało się umrzeć. Chciał śmierci, która ukoiła by ten potworny ból. Leżąca na podłodze dziewczyna obudziła się pod wpływem bijącego przed jej twarzą gorąca. Odsunęła się od buchających już po czubek głowy detektywa płomieni i zaczęła wrzeszczeć z przerażenia.
A stojący przed nim człowiek jedynie malował, uśmiechając się szaleńczo na dźwięk ich wrzasków.