Chiss nie wyglądał na przekonanego co do Arkanian Microtechnologies, ale wyraźnie przyglądał się przesłanym koordynatom.
- Zweryfikuję te dane i czy są znane placówki tej korporacji w przedstawionej przez pana lokalizacji… Cieszę się, że przynajmniej pomyślał pan o zamontowaniu lokalizatora na skrzyni. – odpowiedział z przekąsem pułkownik – W innym wypadku musiałbym zwątpić w pańskie… kompetencje.
- Zapytałbym o pański plan działania, ale domyślam się, że usłyszałbym tylko okrągłe zdania o tym, że nie zna pan jeszcze dokładnej lokalizacji skrzyni, więc nie może pan opracować możliwych scenariuszy działania. Czyż nie? – pytanie okazało się retoryczne, Kung'ten'nuruodo nie dał Quinlanowi szansy na udzielenie odpowiedzi.
- Jak sądzę uzyskałem wszystkie informacje, które był pan w stanie przekazać. Nie mogę jednak powiedzieć bym był pod wrażeniem postępów. Proszę pamiętać, że pańska obecność w przestrzeni imperialnej nie służy wyłącznie zapewnieniu panu rozrywek w postaci hazardu, alkoholu i kobiet. Oczekuję częstszych i bardziej treściwych raportów oraz większej inicjatywy z pańskiej strony. W innym wypadku będziemy zmuszeni oddelegować pana do innych zadań. Słyszałem, że burze śnieżne na Ilum są… majestatyczne o tej porze roku. Jeśli nie ma pan nic do dodania, to bez odbioru. – obraz pułkownika miał zaraz zniknąć z holoprojektora, by pozostawić Quinlana sam na sam z jego myślami i stojącym przed nim urządzeniem komunikacyjnym.
***
Quinlan zszedł na płytę lądowiska, ale nim dostrzegł zamieszanie, wpierw je usłyszał.
- Chyba ci się kable przegrzały ty sterto złomu! Ten kawałek ziemi zalany permabetonem nie powinien nawet nazywać się lądowiskiem!
Togrutanka wrzeszczała na nieruchomego droida protokolarnego modelu E-3PO. Ten zdawał się niewzruszony, ale dwóch z postawnych Yaków zbliżyło się do nadzorcy lądowiska na wypadek, gdyby Shadra stała się agresywna także w czynach, a nie tylko w słowach. R7 piszczał zawzięcie, zdawałoby się, wtórując Togrutance. Ta w końcu spostrzegła wychodzącego z statku Quinlana i krzyknęła w jego stronę.
- Szefie, ci zdziercy chcą 1000 kredytów za dobę! To jest jakaś kpina! Na Coruscant zapłacilibyśmy dwa razy mniej za lądowisko z prawdziwego zdarzenia, a nie taką dziurę.
- Tłumaczę pani, że w cenę wliczona jest opłata klimatyczna, podatek miejski od droidów, jak również kaucja bezzwrotna, podatek wjazdowy od nie-Arkanian oraz opłata administracyjna za uiszczenie przez nas odpowiednich należności władzom miejskim. W zamian otrzymujecie państwo miejsce do lądowania, dostęp do naszych generatorów i podstawowy serwis sprzątający. Czy chciałaby pani bym przedstawił warunki ofertę premium i program lojalnościowy dla stałych klientów? - mechaniczny głos droida protokolarnego był na tyle donośny, że Quinlan słyszał go pomimo kilkunastu metrów oddalenia.