Shadra wyprostowała się w fotelu i pomasowała kark w miejscu, które nosiło ślady ukłucia.
- Jak też mnie wszystko boli... - powiedziała cicho zachrypniętym i zasapanym głosem. Rozejrzała się po pomieszczeniu a w jej mętnych oczach widać było dezorientacje i oszołomienie. Zdawała się nie rozpoznawać miejsca w którym była; w pierwszej chwili nie dostrzegała też stojącego obok chissa. I chyba nawet nie usłyszała jego pytań.
- Eeee... Chyba mi nie dobrze... - zaczęła po czym zwymiotowała na podłogę ambulatorium.
Widok ten rozbudził w Quinlanie chęć dołączenia do krzyczącej na podłogę towarzyszki.
***
Siedzieli w kokpicie i wpatrywali się w gwiazdy. W rękach trzymali kubki z parującym napojem ziołowym, który we wspaniały sposób łagodził ich żołądkowe problemy. Shadra dodatkowo owinęła się kocem i co chwila przeszywały ją drgawki; statek miał teraz ustawiony minimalny pobór mocy i ogrzewanie nie było w tym momencie największym priorytetem.
- Nic nie pamiętam. A w zasadzie nie za wiele. - mówiła spokojnie z wzrokiem przyklejonym do obrazu kosmicznej pustki malującej się za iluminatorem. - Nawet nie wiem jak mnie zgarnęli. W jednej chwili byłam wśród ludzi a w następnej w ciemnym pokoju z lampą skierowaną na oczy. Pamiętam tego człowieka, który mówił, że jest z ASB. Spieszył się do żony. - Zrobiła przerwę na łyk napoju. Potem nie odzywała się dłuższą chwilę, wyraźnie wspominając swój pobyt w rękach tajemniczego oprawcy.
- Pytał mnie o rzeczy o których nie miałam pojęcia. Biohandel. Nielegalna hodowla. Powiązania Huttów z arkanią... - Spojrzała na Quinlana. Zastanawiała się. Chyba chciała powiedzieć coś jeszcze. Coś na jego temat. Nie zrobiła tego, bowiem sygnał przychodzącej wiadomości skutecznie wybawił ją od tego. Sięgnęła ręką do przycisków na pulpicie i po chwili w kokpicie odezwał się głos pracodawcy Quinlana.
- POCZĄTEK WIADOMOŚCI GŁOSOWEJ: Masz tydzień by zawitać u mnie i wyjaśnić wszystko. Skąd masz te pieniądze? KONIEC WIADOMOŚCI GŁOSOWEJ.
Z głosu Hutta nie dało się wyczytać za dużo, ale Quinlan był prawie pewien, że nie było w nim złości a raczej zdziwienie.