Tarra Kayn sunęła po rampie statku na prywatnym lądowisku, należącym do Beloona. Tuż obok niej niczym cień szedł rattataki. Nie mówił nic do kobiety nieproszony, szczególnie, że ta była zajęta wypatrywaniem innych statków. Poznała należącego do Samanthy Goodkind wyjątkowo oryginalny i wymyślny szpiczasty model statku. Jej rywalka była na miejscu już. Poza tym dostrzegła jeszcze kilku istotnych gości, sądząc po wartości reprezentowaną przez ich maszyny. Z prawdziwej elity wyglądało, że zjechało się zaledwie osiem osób, w tym trzy poznała od razu, choć tą ósmą umownie nazwała elitą. Samantha była niczym cierń w tyłku i mogła przeszkadzać jej w cieszeniu się wystawą sztuki czy bankietem. Zazdrosna swołocz, była kiedyś wyżej niż Tarra i się z niej pogardliwie śmiała, do czasu kiedy ta wyrosła lekko ponad nią i zdobyła parę rzeczy, które jej się nie udało. Kobieca zawiść w czystej postaci. Raz nawet dopuściła się do próby bezpośredniego sabotażu na jednym ze spotkań, gdzie obie kobiety uczestniczyły
Sam budynek reprezentował się pełnią obfitości. Wysokie kolumny, przy biało marmurowych schodach z zewnątrz, były wyżłobione we w skośne subtelnie krzyżujące się wzory. Granatowo fioletowe Witraże abstrakcyjnie próbowały uchwycić wielkość wszechświata. Zaś złoto czarne akcenty wymyślnie wykańczały wszelkie kontury budowli. Przedsionek był właściwie halą pełną prostopadłościennych, szerokich, czarnych granitowych kolumn. Miejsce utrzymane w półmroku z delikatnym pomarańczowym światłem, które było wycelowane w poszczególne dzieła wyeksponowane na wspomnianych kolumnach. Posadzka była biało granatową mozaiką lekko ściętych kafelkowych rombów. Same ściany odległe w sumie od centrum przedsionka były obite ciepłym ciemnobrązowym drewnem, które wraz z abstrakcyjnymi witrażami, sprawiały wrażenie, że jest się pośród gwiazd w pustce przestrzeni kosmicznej, szczególnie, że ściany pochłaniały dźwięk, aniżeli tworzyły echo, jak to miało zwykle miejsce w bardzo przestrzennych pomieszczeniach. Mijała przeróżne obrazy, od nowożytnych dewiacji, po klasyki ubiegłych tysiącleci tradycji, po proszące o chwilę kontemplacji wymyślne abstrakcje. Przejście się po całej galerii było rzeczywiście niesamowitym przeżyciem i robiło wrażenie, nawet na takiej personie jak Tarra Kayn.
Po dobrych stu metrach szeroko rozpościerającej się galerii, Nagaika w towarzystwie swoich ochroniarzy przekroczyła w końcu próg przedsionka by znaleźć się na klasycznie utrzymanej hali bankietowej. Jasne, acz stonowane drewniane panele wyścielały całe podłoże. Wymyślne, acz subtelne w swych gabarytach, futurystyczne lampy przy krańcach ścian dawały potrzebne światło. Parkiet taneczny był pierwszą połową pomieszczenia, zaś drugi był pełen stolików stojących, jak i siedzących, gdzie grupy osób mogły się rozsiąść jak w wysokostandardowym klubie. Meble jak i akcesoria mające pomóc w konsumpcji smakołyków z wielkiego stołu, były utrzymane w starym stylu. Zaś sam wielki stół bankietowy znajdował się przed wielkim obrazem, martwego od tysiącleci, wielkiego malarza Quintiro Thul. Oryginał rozpościerał się na niemalże całą szerokość ściany i aż po sufit, zajmując w sumie tysiąc sześćset metrów kwadratowych powierzchni. Przedstawiał zaś piękne, niemalże niebiańskie oblicze Alderańskiego krajobrazu.
Sala była już pełna gości i tylko nieliczni posiadali ochraniarzy. Głównie byli to ludzie obu płci. Obcych było bardzo mało, na palcach rąk można było wyliczyć. Dopatrzeć się można było zaledwie dwóch Arkanian w białych bogato zdobionych garniturach. Jakiejś Muunki w dość skromnej, ale za to dostojnej w swej prostocie szarej sukni. Zeltrona w bardzo rzucającą się w oczy niebieską marynarkę, kontrastującą z jego czerwoną skórą. Oraz wymyślnie ubrany Bith w towarzystwie nierozłącznego mu ochroniarza Zabraka. Sam gospodarz aktualnie prowadził żywą rozmowę z blond włosą Samanthą i jakimś grubym facetem, tuż pod wielkim obrazem.
Blondynka była ubrana w dość prowokującą czerwoną suknię, mocno podkreślającą jej biust i ujawniająca dość dużo kształtów z jej idealnych nóg. Sam grubas zdawał się być jakimś pomniejszym uczestnikiem spotkania, Nagaika z miejsca dostrzegła, że jego strój był raczej sztampowy z jakiegoś nieluksusowego twórcy ubrań. Marka zdecydowanie za niska, by kobieta chciała spamiętać jej nazwę. Obie postacie jednak skutecznie zasłaniały młodego atrakcyjnego mężczyznę i gdyby nie fakt, że Tarra widziała przez chwilę jego twarz, nie dostrzegła by go w tym dość szerokim gronie istot. Wedle planu samo spotkanie się jeszcze nie zaczęło. Orkiestra czekała już na miejscach po prawej stronie od parkietu, jakby na sygnał lub przemowę gospodarza.